Wściekłość
Piąty dzień wolnego a ja 1(!) raz na rowerze. Nie dość, że zamiast tygodnia wolnego, mogłem wziąć tylko cztery dni, to jeszcze telefon mi się urywa. Do tego same spotkania rodzinne i zamiast pedałować spędzam czas w czterech ścianach. Na dodatek dziś piękny słoneczny dzień. Koszmar. Jestem wściekły dziś.
Jak śpiewa jedna z moich ulubionych kapel:
"Codziennie robię się coraz gorszy
Nienawiść rośnie we mnie i gniew
Wszystko co widzę chciałbym rozpieprzyć
Na wszystko pluję i wyć się chce"
19:00. Nic to, że ciemno, nic to, że na dworze -5C biorę rower i jadę.
Nie wiem gdzie i po co. Po prostu chcę jechać. Dobrze, że nie ma wiatru.
Rokitnica - Mikulczyce - przez Hagera i Bytomską do Zabrza. Dalej koło Straży Pożarnej, dworca i poczty wyjeżdżam na 3 Maja.
Nie interesuje mnie nic, dziś bez zdjęć, chcę po prostu jechać. Jednak nie, mijając Kościół św. Anny rzut oka i... zawracam.
Nie mogłem się oprzeć. Niestety zdjęcia bez statywu są... trudne.
Bocznymi uliczkami - cholerna kostka - wyjeżdżam na Roosvelta, mijam Kościół św. Józefa, stadion Górnika Zabrze i szybka decyzja... jadę na Sośnicę (ponoć nie jest to najbezpieczniejsza dzielnica Gliwic, ale dziś chyba szukam guza). Miałem zjechać do Maciejowa ale coś mnie podkusiło i jadę do Gliwic.
Do centrum wjeżdżam przez ul. Błogosławionego Czesława. Chyba to dobry patron dla tej ulicy. Ten zakątek nie cieszy się najlepszą opinią (zwany jest Trójkątem Bermudzkim) i faktycznie, o tej porze dziwnie przypomina mi klimaty warszawskiej Pragi. Na szczęście sił mi nie brakuje, jadę dalej, rzut okiem na naszą firmę (czyżbym nie mógł bez niej żyć?) i ląduję na Rynku w Gliwicach. Mimo środka tygodnia gwarno (szczególnie obok Gwarka).
Decyduję się jechać w stronę ulicy Śliwki i... niespodzianka - zakaz wjazdu rowerów. Tego się nie spodziewałem. Na szczęście obok druga niespodzianka - droga dla rowerów - co więcej po jednym pasie w każdą stronę i jeszcze pas dla pieszych! Dla mnie szok. Pierwszy raz w życiu jadę taką drogą. Szaleństwo.
Dalej kawałek Toszecką i drogą rowerową w stronę Tarnogórskiej. Po drodze mijam naszą lokalną Wieżę Eiffla (dziś bez zdjęć) i Tarnogórską powrót do domu.
Żerniki - Szałsza - Czekanów - Grzybowice - Rokitnica - Helenka.
W sumie szok, bo większość tras oświetlonych poza odcinkiem Rokitnica - Mikulczyce i Czekanów - Grzybowice. Do tego baterie w lampce chyba się kończą.
Po drodze się uspokoiłem. Pod koniec nawet nuciłem:
"To nic! To nic! To nic!
Dopóki sił,
Będę szedł! Będę biegł!
Nie dam się!"
W sumie powinno być: Bedę jechał :-)
Dla tych, którzy znają oba cytowane kawałki pewnie dziwnym się wydaje ich zestawienie (od punk rocka do poezji śpiewanej) ale zawsze słuchałem dziwnej muzyki.
Przy okazji to chyba moja najdłuższa wycieczka (wiem, że to nic w porównaniu z niektórymi wyczynowcami na BS :-) ).
Swoją drogą to chyba za dużo piszę w porównaniu z innymi ale jakoś tak traktuję to jako ciąg dalszy rowerowych wędrówek.
Już mi lepiej. Jednak 2 dni rowerowe z 5 wolnych :-)