Z przeszkodami
Wczoraj był ciężki dzień. Dosłownie i w przenośni. Dziś też się ciężko wstawało. Rzut oka za okno i nie pada. Hmmm. Późno, prawie szósta, ale co tam... ostatnio prawie nocowałem w pracy więc mogę chyba też chwilę później przyjechać rano.
Ubieram się i... coś się przednie koło słabo kręci. Coś nie jest mi dane wyjechać. Szybka (jak na mnie) korekta hamulców i jest lepiej. Jadę. Późno więc asfalt.
W Stolarzowicach na skrzyżowaniu przeskakuje mi łańcuch i spada. Odpychając się nogami zjeżdżam na pobocze, zakładam go na swoje miejsce i jadę dalej.
Na skrzyżowaniu z DK78 ostry start i znów przeskok łańcucha. Uderzam z całej siły kolanem w ramę. Boli. Chyba pora wracać. Nie, spróbuję kawałek pojechać, jak będzie bolało to zawrócę. Jakoś się udaje.
Pochmurno. Mgliście.
Ponuro ale trzeba do przodu...© djk71
Mży. Nic nie widzę. Okulary lądują w kieszeni.
W Reptach chwila przerwy przy kościele św. Mikołaja.
We mgle© djk71
Łańcuch dalej przeskakuje więc jak tu uciekać przed burkami? Tym razem się udało.
Dom. Wnosząc rower po schodach czuję kolano ale skończy się chyba tylko na siniaku.