Rudawska Wyrypa, czyli jak umarłem z zimna w maju
W zeszłym roku dostaliśmy nieźle w kość na wyrypie. W tym roku ma być inaczej. Mimo, że trasa ma być sporo trudniejsza: 202km, 6740m przewyższeń w 24 godziny w temperaturze około 2-5 stopni powyżej zera. Do tego jak zwykle mapy z usuniętymi nazwami miejscowości, rzek, szczytów (i oczywiście żadnych wysokości) oraz bez zaznaczonych szlaków turystycznych. Mimo tego czuję się jakoś pewniej. Zobaczymy.
Do bazy przyjeżdżamy z Amigą w piątkowy wieczór. Po wejściu do biura zawodów organizatorzy witają nas gromkim śmiechem - wciąż mają w pamięci nasz wyczyn na Kaczawskiej Wyrypie. Załatwiamy formalności, przygotowujemy rowery, ubrania, jemy kolację i witamy się ze znajomymi. Nie ma ich dziś zbyt wielu, chyba prawie połowa z zapisanych nie stawiła się na starcie - strach przed pogodą?
23:00 - chwilę wcześniej wysłuchaliśmy informacji startowych na odprawie i otrzymaliśmy mapę w skali 1:60 000 oraz cztery karty A4 z opisami i rozświetleniami punktów. To pętla pierwsza. Tym razem kolejność zdobywania punktów jest obowiązkowa. NIe lubię tego, bo wtedy tworzą się "pociągi". Zaliczamy pierwsze trzy punkty, a następnie dostajemy kolejną mapę na tzw. OS - odcinek specjalny. Potem "wracamy" na główną mapę i zaliczamy kolejne kilkadziesiąt punktów i wracamy do bazy. Tam mamy otrzymać mapę drugiej pętli.
Rysujemy trasę i ruszamy. Pada. Po chwili niewiele widzę, bo okulary całe mokre.
PK1 - u podstawy skały od strony E
Początkowo jedzie się bardzo fajnie, niestety pod koniec trzeba zjeść z rowerów i je podprowadzić. Tu zawodnicy z trasy pieszej mają łatwiej, bo nie mają dodatkowego obciążenia. Dochodzimy w okolice punktu i zostawiamy rowery, część zawodników zrobiła to wcześniej, niżej. Jesteśmy na Sokoliku. Nie czytamy opisu punktu i zaczynamy się wspinać po schodach, po chwili na szczęście do nas dociera co robimy. Schodzimy i szukamy punktu u podnóża skały. Niestety nie ma go. Dochodzą inni zawodnicy, w tym Basia z Grzesiem i jeszcze jednym kolegą (sorry nie pamiętam imienia). Po chwili poszukiwań Basia wskazuje pierwszy dziś punkt. Podbijamy i wracamy.
PK2 - u podstawy skały od strony S
Jedziemy razem, znów szermierze prowadzą prawie w ciemno do punktu, okazuje się, że weekend w tych okolicach nieco im pomaga ;-)
PK 3 - droga przy granicy kultu
Łatwy dojazd do punktu. Dostajemy mapy na OS. Pojawiają się kolejni zawodnicy. Do odnalezienia 12 punktów, tym razem w dowolnej kolejności.
S01 (na OS-ie nie ma opisów punktów)
Zaczynamy od jedynki. Trochę zmyleni przez innych zawodników skręcamy za wcześnie z wybranej drogi. Po chwili jednak korygujemy błąd i zaczynamy szukać punktu oddalonego nieco (jak chyba większość) od drogi. Deszcz zamienił się w śnieg. Spacer po polanie skutkuje wodą w butach. Nie brzmi to dobrze, kiedy na termometrze jest 1,5 stopnia :-(
S07
Do kolejnego punktu jedziemy wciąż w piątkę. Punkt dobrze namierzony, jedynie wracając mylimy nieco kierunek i nie możemy odnaleźć rowerów. Cofamy się do punktu i teraz już bezbłędnie schodzimy.
Majowy śnieg© djk71
S11
Łatwy punkt. Niestety wracając Basia gubi licznik. Ekipa wraca, a my tymczasem jedziemy zobaczyć gdzie jest następny punkt, najwyżej tam na nich zaczekamy.
S12
Punkt jeszcze łatwiejszy niż poprzedni. Nie widać naszych znajomych, a stanie w zimnie, z wodą w butach nie należy do najprzyjemniejszych rozrywek. Trudno, jedziemy dalej sami. Mam nadzieję, że się na nas nie obrażą.
S09
Choć na mapie droga od wschodu wydaje się być dobrej jakości to w rzeczywistości czeka nas pchanie rowerów bo po błocie w górę. Coraz mniej nam przeszkadzają kałuże i błoto i tak jesteśmy przemoczeni.
S10
Dalszy ciąg pchania rowerów.
Po podbiciu karty zastanawiamy się co dalej. Miała być "czwórka" ale nijak nam nie pasuje do niej dojazd. Chyba odpuścimy S04 i S02.
S08
Ruszamy na północny zachód ale w pewnym momencie droga ginie pod ściętymi drzewami i... nie potrafimy jej odnaleźć. Idziemy na azymut. W gąszczu ścieżek dociera do nas jedna myśl - jeśli nie znajdziemy jakiegoś punktu przypadkiem to... nie mamy szans na odnalezienie kolejnych punktów. I... jest cud. Amiga dostrzega odblaski na lampionie. To S08 :-)
S03
Docieramy do polanki i ruszamy na punkt of południowego wschodu. To był dobry wybór - uniknęliśmy wspinaczki. Podobnie, jak przy jednym z poprzednich punktów, lekka zmyłka przy zejściu, ale po chwili jesteśmy tam gdzie chcieliśmy.
S05
Kolejne wpychanie rowerów na górę. Kilka skałek, ale na jednej z nich jest punkt. Jest pomysł żeby przebić się przez skałki na azymut do kolejnego punktu, ale warstwice na mapie nie kłamią. Tu jest stromo. Nie potrafię nawet pchać roweru. Wracamy.
S06
Robi się jasno. Spędziliśmy na OS-ie już kilka godzin. To ostatni punkt.
Nowy dzień wstaje© djk71
PK16 - narożnik ruin od strony SW
W końcu można było do punktu dojechać, jednak szukanie opisów na kolejnych kartkach to w deszczu nie jest najlepszy pomysł. Punkt prosty. Po ośmiu godzinach w terenie liczniki wskazują około 20-25km!!! Mamy zaliczone 14 z 49 punktów.
PK 17 - narożnik wklęsły budynku od SE - BUFET
Te okolice znamy z poprzedniego roku :-) Na punkcie herbatka i banan.
PK 18 - wierzchołek wzniesienia
Po wyjeździe z lasu czuć chłód. Punkt zaliczony bezbłędnie. Teraz czeka nas długi przelot szosą. Niestety przy prędkości około 30km/h zamarzają mi palce. Pomimo tego, że kilkukrotnie wykręcałem rękawice, są cały czas pełne wody. Przy temperaturze bliskiej zeru i przy pędzie powietrza jest masakra. Nie potrafię zmieniać przełożeń. z trudem udaje mi się naciskać klamki hamulców.
Gdy się zatrzymujemy nie potrafię nawet ściągnąć rękawic - tak boli. Palce sine. To nie ma sensu. Może bym i zaliczył ten punkt, może i następny, ale i tak by sie to skończyło powrotem. Myślałem, że bardziej będę narzekał na basen w butach.
Meta
Wracamy do bazy. Jest pomysł, że może trochę się ogrzejemy, założę inne rękawiczki i wrócimy na trasę. Próbuję też przekonać Darka żeby jechał dalej sam - nie chce. W bazie trwa odprawa TP50. Ściągam buty, skarpety i jestem w szoku. Stawiając stopy na kafelkach okazuje się, że są podgrzewane. Potem okaże się, że nie, ale takie miałem złudzenie.
Postanawiamy coś zjeść, zaraz potem zamykają się nam oczy. Bez komentarza, bez umawiania się na jak długo wskakujemy w śpiwory. Nie wiem ile spałem, chyba z godzinę, ale co chwilę budziły mnie dreszcze. Darek też się budzi, oznajmiam mu, że nie jadę. Czuję, że mam gorączkę i cały czas mnie trzęsie. Nie jest dobrze, tym bardziej, że dopiero wczoraj odstawiłem antybiotyk ;-(
Idziemy oddać karty do biura.
Niestety karta tylko częściowo podbita© djk71
Jestem wściekły. Nie tak to miało być. Nie po to jechałem. Po prostu jestem zły.
Czy wrócę tu za rok? Nie wiem. Nie do końca jestem pewien, czy chce mi się chodzić z rowerem. Tu większość odcinka specjalnego oznaczała (przynajmniej dla mnie) pchanie roweru. Wolę jednak na imprezach rowerowych jeździć. Zobaczymy.
Kadencja: 66