AktywnośćJazda na rowerze
Dystans45.38 km
W terenie35.00 km
Czas w ruchu04:51
Vśrednia9.36 km/h
VMAX50.13 km/h
Rudawska Wyrypa, czyli jak umarłem z zimna w maju
Rudawska Wyrypa, czyli jak umarłem z zimna w maju
W zeszłym roku dostaliśmy nieźle w kość na wyrypie. W tym roku ma być inaczej. Mimo, że trasa ma być sporo trudniejsza: 202km, 6740m przewyższeń w 24 godziny w temperaturze około 2-5 stopni powyżej zera. Do tego jak zwykle mapy z usuniętymi nazwami miejscowości, rzek, szczytów (i oczywiście żadnych wysokości) oraz bez zaznaczonych szlaków turystycznych. Mimo tego czuję się jakoś pewniej. Zobaczymy.
Do bazy przyjeżdżamy z Amigą w piątkowy wieczór. Po wejściu do biura zawodów organizatorzy witają nas gromkim śmiechem - wciąż mają w pamięci nasz wyczyn na Kaczawskiej Wyrypie. Załatwiamy formalności, przygotowujemy rowery, ubrania, jemy kolację i witamy się ze znajomymi. Nie ma ich dziś zbyt wielu, chyba prawie połowa z zapisanych nie stawiła się na starcie - strach przed pogodą?
23:00 - chwilę wcześniej wysłuchaliśmy informacji startowych na odprawie i otrzymaliśmy mapę w skali 1:60 000 oraz cztery karty A4 z opisami i rozświetleniami punktów. To pętla pierwsza. Tym razem kolejność zdobywania punktów jest obowiązkowa. NIe lubię tego, bo wtedy tworzą się "pociągi". Zaliczamy pierwsze trzy punkty, a następnie dostajemy kolejną mapę na tzw. OS - odcinek specjalny. Potem "wracamy" na główną mapę i zaliczamy kolejne kilkadziesiąt punktów i wracamy do bazy. Tam mamy otrzymać mapę drugiej pętli.
Rysujemy trasę i ruszamy. Pada. Po chwili niewiele widzę, bo okulary całe mokre.
PK1 - u podstawy skały od strony E
Początkowo jedzie się bardzo fajnie, niestety pod koniec trzeba zjeść z rowerów i je podprowadzić. Tu zawodnicy z trasy pieszej mają łatwiej, bo nie mają dodatkowego obciążenia. Dochodzimy w okolice punktu i zostawiamy rowery, część zawodników zrobiła to wcześniej, niżej. Jesteśmy na Sokoliku. Nie czytamy opisu punktu i zaczynamy się wspinać po schodach, po chwili na szczęście do nas dociera co robimy. Schodzimy i szukamy punktu u podnóża skały. Niestety nie ma go. Dochodzą inni zawodnicy, w tym Basia z Grzesiem i jeszcze jednym kolegą (sorry nie pamiętam imienia). Po chwili poszukiwań Basia wskazuje pierwszy dziś punkt. Podbijamy i wracamy.
PK2 - u podstawy skały od strony S
Jedziemy razem, znów szermierze prowadzą prawie w ciemno do punktu, okazuje się, że weekend w tych okolicach nieco im pomaga ;-)
PK 3 - droga przy granicy kultu
Łatwy dojazd do punktu. Dostajemy mapy na OS. Pojawiają się kolejni zawodnicy. Do odnalezienia 12 punktów, tym razem w dowolnej kolejności.
S01 (na OS-ie nie ma opisów punktów)
Zaczynamy od jedynki. Trochę zmyleni przez innych zawodników skręcamy za wcześnie z wybranej drogi. Po chwili jednak korygujemy błąd i zaczynamy szukać punktu oddalonego nieco (jak chyba większość) od drogi. Deszcz zamienił się w śnieg. Spacer po polanie skutkuje wodą w butach. Nie brzmi to dobrze, kiedy na termometrze jest 1,5 stopnia :-(
S07
Do kolejnego punktu jedziemy wciąż w piątkę. Punkt dobrze namierzony, jedynie wracając mylimy nieco kierunek i nie możemy odnaleźć rowerów. Cofamy się do punktu i teraz już bezbłędnie schodzimy.
S11
Łatwy punkt. Niestety wracając Basia gubi licznik. Ekipa wraca, a my tymczasem jedziemy zobaczyć gdzie jest następny punkt, najwyżej tam na nich zaczekamy.
S12
Punkt jeszcze łatwiejszy niż poprzedni. Nie widać naszych znajomych, a stanie w zimnie, z wodą w butach nie należy do najprzyjemniejszych rozrywek. Trudno, jedziemy dalej sami. Mam nadzieję, że się na nas nie obrażą.
S09
Choć na mapie droga od wschodu wydaje się być dobrej jakości to w rzeczywistości czeka nas pchanie rowerów bo po błocie w górę. Coraz mniej nam przeszkadzają kałuże i błoto i tak jesteśmy przemoczeni.
S10
Dalszy ciąg pchania rowerów.
Po podbiciu karty zastanawiamy się co dalej. Miała być "czwórka" ale nijak nam nie pasuje do niej dojazd. Chyba odpuścimy S04 i S02.
S08
Ruszamy na północny zachód ale w pewnym momencie droga ginie pod ściętymi drzewami i... nie potrafimy jej odnaleźć. Idziemy na azymut. W gąszczu ścieżek dociera do nas jedna myśl - jeśli nie znajdziemy jakiegoś punktu przypadkiem to... nie mamy szans na odnalezienie kolejnych punktów. I... jest cud. Amiga dostrzega odblaski na lampionie. To S08 :-)
S03
Docieramy do polanki i ruszamy na punkt of południowego wschodu. To był dobry wybór - uniknęliśmy wspinaczki. Podobnie, jak przy jednym z poprzednich punktów, lekka zmyłka przy zejściu, ale po chwili jesteśmy tam gdzie chcieliśmy.
S05
Kolejne wpychanie rowerów na górę. Kilka skałek, ale na jednej z nich jest punkt. Jest pomysł żeby przebić się przez skałki na azymut do kolejnego punktu, ale warstwice na mapie nie kłamią. Tu jest stromo. Nie potrafię nawet pchać roweru. Wracamy.
S06
Robi się jasno. Spędziliśmy na OS-ie już kilka godzin. To ostatni punkt.
PK16 - narożnik ruin od strony SW
W końcu można było do punktu dojechać, jednak szukanie opisów na kolejnych kartkach to w deszczu nie jest najlepszy pomysł. Punkt prosty. Po ośmiu godzinach w terenie liczniki wskazują około 20-25km!!! Mamy zaliczone 14 z 49 punktów.
PK 17 - narożnik wklęsły budynku od SE - BUFET
Te okolice znamy z poprzedniego roku :-) Na punkcie herbatka i banan.
PK 18 - wierzchołek wzniesienia
Po wyjeździe z lasu czuć chłód. Punkt zaliczony bezbłędnie. Teraz czeka nas długi przelot szosą. Niestety przy prędkości około 30km/h zamarzają mi palce. Pomimo tego, że kilkukrotnie wykręcałem rękawice, są cały czas pełne wody. Przy temperaturze bliskiej zeru i przy pędzie powietrza jest masakra. Nie potrafię zmieniać przełożeń. z trudem udaje mi się naciskać klamki hamulców.
Gdy się zatrzymujemy nie potrafię nawet ściągnąć rękawic - tak boli. Palce sine. To nie ma sensu. Może bym i zaliczył ten punkt, może i następny, ale i tak by sie to skończyło powrotem. Myślałem, że bardziej będę narzekał na basen w butach.
Meta
Wracamy do bazy. Jest pomysł, że może trochę się ogrzejemy, założę inne rękawiczki i wrócimy na trasę. Próbuję też przekonać Darka żeby jechał dalej sam - nie chce. W bazie trwa odprawa TP50. Ściągam buty, skarpety i jestem w szoku. Stawiając stopy na kafelkach okazuje się, że są podgrzewane. Potem okaże się, że nie, ale takie miałem złudzenie.
Postanawiamy coś zjeść, zaraz potem zamykają się nam oczy. Bez komentarza, bez umawiania się na jak długo wskakujemy w śpiwory. Nie wiem ile spałem, chyba z godzinę, ale co chwilę budziły mnie dreszcze. Darek też się budzi, oznajmiam mu, że nie jadę. Czuję, że mam gorączkę i cały czas mnie trzęsie. Nie jest dobrze, tym bardziej, że dopiero wczoraj odstawiłem antybiotyk ;-(
Idziemy oddać karty do biura.
Mimo namów nie czekamy na obiad, choć to tylko pół godziny. Chcę być jak najszybciej w łóżku. Całą drogę jak się okaże i tak będzie mną telepało zimno. na szczęście bez przygód docieramy do domu.
Jestem wściekły. Nie tak to miało być. Nie po to jechałem. Po prostu jestem zły.
Czy wrócę tu za rok? Nie wiem. Nie do końca jestem pewien, czy chce mi się chodzić z rowerem. Tu większość odcinka specjalnego oznaczała (przynajmniej dla mnie) pchanie roweru. Wolę jednak na imprezach rowerowych jeździć. Zobaczymy.
Kadencja: 66
W zeszłym roku dostaliśmy nieźle w kość na wyrypie. W tym roku ma być inaczej. Mimo, że trasa ma być sporo trudniejsza: 202km, 6740m przewyższeń w 24 godziny w temperaturze około 2-5 stopni powyżej zera. Do tego jak zwykle mapy z usuniętymi nazwami miejscowości, rzek, szczytów (i oczywiście żadnych wysokości) oraz bez zaznaczonych szlaków turystycznych. Mimo tego czuję się jakoś pewniej. Zobaczymy.
Do bazy przyjeżdżamy z Amigą w piątkowy wieczór. Po wejściu do biura zawodów organizatorzy witają nas gromkim śmiechem - wciąż mają w pamięci nasz wyczyn na Kaczawskiej Wyrypie. Załatwiamy formalności, przygotowujemy rowery, ubrania, jemy kolację i witamy się ze znajomymi. Nie ma ich dziś zbyt wielu, chyba prawie połowa z zapisanych nie stawiła się na starcie - strach przed pogodą?
23:00 - chwilę wcześniej wysłuchaliśmy informacji startowych na odprawie i otrzymaliśmy mapę w skali 1:60 000 oraz cztery karty A4 z opisami i rozświetleniami punktów. To pętla pierwsza. Tym razem kolejność zdobywania punktów jest obowiązkowa. NIe lubię tego, bo wtedy tworzą się "pociągi". Zaliczamy pierwsze trzy punkty, a następnie dostajemy kolejną mapę na tzw. OS - odcinek specjalny. Potem "wracamy" na główną mapę i zaliczamy kolejne kilkadziesiąt punktów i wracamy do bazy. Tam mamy otrzymać mapę drugiej pętli.
Rysujemy trasę i ruszamy. Pada. Po chwili niewiele widzę, bo okulary całe mokre.
PK1 - u podstawy skały od strony E
Początkowo jedzie się bardzo fajnie, niestety pod koniec trzeba zjeść z rowerów i je podprowadzić. Tu zawodnicy z trasy pieszej mają łatwiej, bo nie mają dodatkowego obciążenia. Dochodzimy w okolice punktu i zostawiamy rowery, część zawodników zrobiła to wcześniej, niżej. Jesteśmy na Sokoliku. Nie czytamy opisu punktu i zaczynamy się wspinać po schodach, po chwili na szczęście do nas dociera co robimy. Schodzimy i szukamy punktu u podnóża skały. Niestety nie ma go. Dochodzą inni zawodnicy, w tym Basia z Grzesiem i jeszcze jednym kolegą (sorry nie pamiętam imienia). Po chwili poszukiwań Basia wskazuje pierwszy dziś punkt. Podbijamy i wracamy.
PK2 - u podstawy skały od strony S
Jedziemy razem, znów szermierze prowadzą prawie w ciemno do punktu, okazuje się, że weekend w tych okolicach nieco im pomaga ;-)
PK 3 - droga przy granicy kultu
Łatwy dojazd do punktu. Dostajemy mapy na OS. Pojawiają się kolejni zawodnicy. Do odnalezienia 12 punktów, tym razem w dowolnej kolejności.
S01 (na OS-ie nie ma opisów punktów)
Zaczynamy od jedynki. Trochę zmyleni przez innych zawodników skręcamy za wcześnie z wybranej drogi. Po chwili jednak korygujemy błąd i zaczynamy szukać punktu oddalonego nieco (jak chyba większość) od drogi. Deszcz zamienił się w śnieg. Spacer po polanie skutkuje wodą w butach. Nie brzmi to dobrze, kiedy na termometrze jest 1,5 stopnia :-(
S07
Do kolejnego punktu jedziemy wciąż w piątkę. Punkt dobrze namierzony, jedynie wracając mylimy nieco kierunek i nie możemy odnaleźć rowerów. Cofamy się do punktu i teraz już bezbłędnie schodzimy.

Majowy śnieg© djk71
S11
Łatwy punkt. Niestety wracając Basia gubi licznik. Ekipa wraca, a my tymczasem jedziemy zobaczyć gdzie jest następny punkt, najwyżej tam na nich zaczekamy.
S12
Punkt jeszcze łatwiejszy niż poprzedni. Nie widać naszych znajomych, a stanie w zimnie, z wodą w butach nie należy do najprzyjemniejszych rozrywek. Trudno, jedziemy dalej sami. Mam nadzieję, że się na nas nie obrażą.
S09
Choć na mapie droga od wschodu wydaje się być dobrej jakości to w rzeczywistości czeka nas pchanie rowerów bo po błocie w górę. Coraz mniej nam przeszkadzają kałuże i błoto i tak jesteśmy przemoczeni.
S10
Dalszy ciąg pchania rowerów.
Po podbiciu karty zastanawiamy się co dalej. Miała być "czwórka" ale nijak nam nie pasuje do niej dojazd. Chyba odpuścimy S04 i S02.
S08
Ruszamy na północny zachód ale w pewnym momencie droga ginie pod ściętymi drzewami i... nie potrafimy jej odnaleźć. Idziemy na azymut. W gąszczu ścieżek dociera do nas jedna myśl - jeśli nie znajdziemy jakiegoś punktu przypadkiem to... nie mamy szans na odnalezienie kolejnych punktów. I... jest cud. Amiga dostrzega odblaski na lampionie. To S08 :-)
S03
Docieramy do polanki i ruszamy na punkt of południowego wschodu. To był dobry wybór - uniknęliśmy wspinaczki. Podobnie, jak przy jednym z poprzednich punktów, lekka zmyłka przy zejściu, ale po chwili jesteśmy tam gdzie chcieliśmy.
S05
Kolejne wpychanie rowerów na górę. Kilka skałek, ale na jednej z nich jest punkt. Jest pomysł żeby przebić się przez skałki na azymut do kolejnego punktu, ale warstwice na mapie nie kłamią. Tu jest stromo. Nie potrafię nawet pchać roweru. Wracamy.
S06
Robi się jasno. Spędziliśmy na OS-ie już kilka godzin. To ostatni punkt.

Nowy dzień wstaje© djk71
PK16 - narożnik ruin od strony SW
W końcu można było do punktu dojechać, jednak szukanie opisów na kolejnych kartkach to w deszczu nie jest najlepszy pomysł. Punkt prosty. Po ośmiu godzinach w terenie liczniki wskazują około 20-25km!!! Mamy zaliczone 14 z 49 punktów.
PK 17 - narożnik wklęsły budynku od SE - BUFET
Te okolice znamy z poprzedniego roku :-) Na punkcie herbatka i banan.
PK 18 - wierzchołek wzniesienia
Po wyjeździe z lasu czuć chłód. Punkt zaliczony bezbłędnie. Teraz czeka nas długi przelot szosą. Niestety przy prędkości około 30km/h zamarzają mi palce. Pomimo tego, że kilkukrotnie wykręcałem rękawice, są cały czas pełne wody. Przy temperaturze bliskiej zeru i przy pędzie powietrza jest masakra. Nie potrafię zmieniać przełożeń. z trudem udaje mi się naciskać klamki hamulców.
Gdy się zatrzymujemy nie potrafię nawet ściągnąć rękawic - tak boli. Palce sine. To nie ma sensu. Może bym i zaliczył ten punkt, może i następny, ale i tak by sie to skończyło powrotem. Myślałem, że bardziej będę narzekał na basen w butach.
Meta
Wracamy do bazy. Jest pomysł, że może trochę się ogrzejemy, założę inne rękawiczki i wrócimy na trasę. Próbuję też przekonać Darka żeby jechał dalej sam - nie chce. W bazie trwa odprawa TP50. Ściągam buty, skarpety i jestem w szoku. Stawiając stopy na kafelkach okazuje się, że są podgrzewane. Potem okaże się, że nie, ale takie miałem złudzenie.
Postanawiamy coś zjeść, zaraz potem zamykają się nam oczy. Bez komentarza, bez umawiania się na jak długo wskakujemy w śpiwory. Nie wiem ile spałem, chyba z godzinę, ale co chwilę budziły mnie dreszcze. Darek też się budzi, oznajmiam mu, że nie jadę. Czuję, że mam gorączkę i cały czas mnie trzęsie. Nie jest dobrze, tym bardziej, że dopiero wczoraj odstawiłem antybiotyk ;-(
Idziemy oddać karty do biura.

Niestety karta tylko częściowo podbita© djk71
Jestem wściekły. Nie tak to miało być. Nie po to jechałem. Po prostu jestem zły.
Czy wrócę tu za rok? Nie wiem. Nie do końca jestem pewien, czy chce mi się chodzić z rowerem. Tu większość odcinka specjalnego oznaczała (przynajmniej dla mnie) pchanie roweru. Wolę jednak na imprezach rowerowych jeździć. Zobaczymy.
Kadencja: 66
Komentarze
Tak myślałem...
noibasta
Komuś się przecinki pomyliły w cenie....
amiga
Obawiam się, że my tam jeszcze wrócimy...
Aleście się rozpisali :-)
mavic
Fajnie było Cię spotkać, myślałem, że przyjechaliście wystartować :-)
Pewnie lepiej bym na tym wyszedł gdybym miał cienkie, krótkie rękawiczki,a nie takiej które chłonęły wodę jak gąbka. Gdybym wiedział, że tak się skończy pewnie wybrał weekend turystyczny i trzy dni po prostu jeździł sobie... Z innej strony to kolejna lekcja...
Aramis d''''Herblay
Dobrze, że szybko zauważyliście brak licznika.
Trzeba będzie podgrzewacz na przyszłość z sobą wozić.
Ja jakoś nie jestem przekonany do wyprowadzania roweru na spacer... ;-)
Brawa za wytrwałość.
Mam nadzieję że Basia tym razem nie byłą czwarta :-)
Dynio
Przez całą zimę tak nie zmarzłem chyba...
mandraghora
W zeszłym roku start i koniec OS-a były w tym samym miejscu, w tym roku tak nie było, ale może rzeczywiście warto było zostawić rowery i potem po nie wrócić...
maratonka
Podjęliście dobrą decyzję. Przede wszystkim nie ta trasa... w tych warunkach. I szkoda, że w nocy bo nawet widoki (a raczej ich brak) nie dodawały otuchy.
Też się zastanawiam jak będzie wyglądała przyszłoroczna trasa rowerowa i jaka będzie frekwencja...
Gratulacje startu.
Tymoteuszka
Nie wiem czy warto, ale kuszą. Cały czas mam mieszane uczucia. Z jednej strony jestem wściekły, że zjechaliśmy z trasy (choć to był chyba dobry wybór), z drugiej wciąż gdzieś krąży myśl o kolejnym starcie. Chciałbym tylko żeby dało się przejechać (a nie przejść) całą trasę...
noibasta
Jeszcze zobaczymy kto kogo wykończy ;-)
Za to pojawili się sami twardziele.
Czy warto tracić zdrowie i przyjemność z jazdy dla takich zawodów?, zawodów maksymalnie ekstremalnych?
Pozdrawiam Was, dzielni samuraje.
Faktycznie OS był typowy do podbiegania i podchodzenia. My z OS zrobiliśmy tylko obowiązkowe 4 punkty, bo też przemokłam, przedzierając sie przez mokre krzaki. Jestem prawie pewna, że wybierając rowerową 200, zrezygnowałabym szybko. Nie ta pogoda, temperatura i przede wszystkim nie ta trasa. Może gdyby jeszcze było sucho to byłaby z tego jakaś przyjemność. A tak - na całej trasie chyba więcej pchania roweru, aniżeli jazdy. Po 8 godzinach TP50 mieliśmy pokonane około 30 km, więcej niż Wy, to chyba najlepiej obrazuje niedostosowanie trasy do pokonywania jej na rowerze. Ciekawa jestem jaka za rok będzie frekwencja na rowerowej Rudawskiej Wyrypie...
Co jakiś czas mijaliśmy wytrwałych rowerzystów, nawet z jedną parką szukaliśmy ostatniego PK (droga słabo widoczna).
Omijając PK 20 pokonaliśmy ~ 40 km w 9,5 godziny.
Gratuluję samej decyzji o starcie, my się nie odważyliśmy. Ale nie żałuję :)
2) Jeśli chodzi rękawiczki - mieliśmy to samo. Ja nawet w pewnym momencie jechałem bez ponieważ w ten sposób łapy bolały mniej. Potem je zagrzałem w pkt. 17 na podgrzewaczu wody. Leżały na nim 10 min i prawie wyschły co pozwoliło jechać dalej. Polecam na przyszłość ten sposób.
3) Życzymy oczywiście dużo zdrowia i do szybkiego zobaczenia.
Co do chodzenia z rowerem. Mogę wynieść rower wszędzie byle był potem "dobrych techniczny zjazd". My z Basią zawsze takie podejścia z rowerem na plecach wspominamy bardzo mile. Serio - bo to fajna przygoda i strasznie bawi nas jak ludzie wtedy klną (bez urazy :P). Niemniej, to Szermierze - tego nie ogarniesz :D
Dzień później podjechaliśmy do Janowic i odwiedziliśmy kilka punktów pieszo. Nawet zaczęliśmy trochę żałować, że nie wystartowaliśmy w 50-tce pieszej. Pogoda była spoko na piesze wędrówki. (fotorelacja wkrótce)
Wg mnie warto skupić się na innych rajdach. Po dwóch nie za bardzo udanych startach trochę szkoda kusić los na przyszłość. W tym czasie może warto pojeździć po górkach bez spinki i startu o 23:00..
Pozdrawiam