Kaczawska Wyrypa, czyli to się nie mogło wydarzyć
Piątek, 4 października 2013
· Komentarze(2)
Kategoria dolnośląskie, EBT, od 50 do 100km, Orientuj się, W towarzystwie, Z kamerą wśród..., Zawody
Kaczawska Wyrypa, czyli to się nie mogło wydarzyć
Tydzień minął od Kaczawskiej Wyrypy. Wypadałoby by w końcu napisać relację. Relację z czegoś, co nie miało prawa się wydarzyć.
Do Świerzawy dojeżdżamy wieczorem. Start o 23:00, odprawa o 22:30, czyli można by się jeszcze z godzinę przespać. Szybka rejestracja, wypakowanie rzeczy z auta i zapadam w sen. Budzę się półtoragodzinnej drzemce. Darkowi nie udało się usnąć. Czas coś zjeść, przebrać się, przygotować rowery…. Oj czasu mało.
Odprawa
Nie wszystko jeszcze gotowe, ale trzeba posłuchać jakie niespodzianki mogą nas czekać na trasie. Przed nami 2 pętle po ok. 75km, na każdej do zaliczenia po 15 punktów. Między pętlami przepak i pobranie nowej mapy w bazie zawodów.
Rysujemy trasę i kończymy przygotowanie rowerów. Ruszamy.
PK 31 – Samotne drzewo na skrzyżowaniu dróg
W centrum miasteczka skręcamy w lewo, wracający zawodnicy potwierdzają właściwy kierunek. Odblaski na lampionie ułatwiają znalezienie punktu.
PK 35 – Ruiny budynku, PK od zachodniej strony
Asfalt, ścieżka i skrzyżowanie ścieżek… trochę za wcześnie, ale wygląda jak na mapie… jedziemy, a raczej pchamy rowery by wyjechać gdzie indziej niż chcieliśmy. Nie szkodzi, podjedziemy inną ścieżką. Jedziemy i nagle ścieżka się kończy. Zaorane pole… Coś o tym było na odprawie. Przedzieramy się przez pole i jest droga. Po chwili jesteśmy tam gdzie powinniśmy być. Ruiny w zaroślach znalezione bez problemu. Wracamy drogą, którą przyjechaliśmy tylko teraz docieramy nią do… skrzyżowania, gdzie wcześniej źle skręciliśmy. Okazało się, że kilkadziesiąt metrów dalej było to właściwe skrzyżowanie. Grunt, że dojechaliśmy gdzie chcieliśmy.
PK 33 – koniec skarpy od północnej strony
Mała korekta planów, atakujemy PK 33. Przed nami długa prosta droga do Wojcieszowa. Nie ma co prawda żadnych drogowskazów w tym kierunku, ale wystarczy jechać na południe. Jest odbicie w lewo na Jawor, ale to nie nasz kierunek jedziemy na wprost na Jelenią Górę.
Jedziemy, droga się wznosi. Kierunek południowo-zachodni. Miał być południowy, ale przecież droga się wije… Coraz ostrzejsze podjazdy, znaki to potwierdzają. Już powinniśmy chyba dojechać (ale kto by tam mierzył odległość), a tu pojawiają się miejscowości, których nie ma na mapie… Ale to może jakieś wioski zbyt małe by je zaznaczyć na mapie…
Coś mi mówi, że coś jest nie tak, ale jedziemy dalej… Szkoda, że nie jestem w stanie odczytać po ciemku nr drogi na mapie.
Męczący podjazd się kończy i… jest Wojcieszów. Piękne światła, tylko… trochę ich za dużo… Jeszcze przez chwilę wydaje mi się, że jest ok, ale Darek robi krótki rekonesans i… jesteśmy na przedmieściach Jeleniej Góry. Jak się potem dowiemy to Kapela. Już wiemy, że w Świerzawie mieliśmy odbić na Jawor i potem na Wojcieszów, a my zafundowaliśmy sobie 10km podjazd. Pięknie… Jesteśmy już poza mapą więc czeka nas prawdziwa jazda na azymut.
I tu robimy kolejny wielki błąd. Zamiast zawrócić i szukać innej drogi na Wojcieszów, albo zjechać do Świerzawy, bo przecież tu cała trasa z górki my… jedziemy dalej, bo z Jeleniej musi być jakaś droga do naszego celu. Męska duma - nie będziemy się wracali. Dalsza trasa to kilkukilometrowy zjazd przez Dziwiszów. W Jeleniej okazuje się, że na Wojcieszów musimy… zawrócić… O nie! Nie chce nam się podjeżdżać… Decydujemy się jazdę DK3. Nie zauważamy, że mogliśmy jechać dalej przez Komarno. Docieramy do Radomierza, który doskonale pamiętamy z Rudawskiej Wyrypy.
Mamy kilka godzin i kilkadziesiąt kilometrów w plecy. Krótka rozmowa i nie ma sensu jechać dalej. Już wiemy, że te zawody zakończymy na ostatnim miejscu. Najprościej by było zjechać do mety, ale wtedy dostaniemy NKL - żeby nas sklasyfikowali musimy zaliczyć co najmniej 25% punktów, czyli… 8. I taki jest plan. Zaliczamy minimum i wracamy do domu.
W Kaczorowie mimo zjazdu po prawie pustej asfaltowej drodze jedziemy na hamulcach. Wieje tak potwornie, że trudno utrzymać kierunek jazdy. Za Mysłowem skręcamy na Lipę. Wieje coraz mocniej, droga pełna gałęzi. Miejscami samochody już nie przejadą.
PK 42 – skrzyżowanie dróg
Wiatr nie tylko wieje. Wydaje też straszliwe dźwięki. Czasem świsty, ale częściej brzmi to jak huk, ze strachem patrzymy czy coś nam nie zleci na głowy…
PK 45 – narożnik lasu
Jedziemy w stronę Jastrowca, znów łapiemy się na niezbyt dokładnym mierzeniu odległości, bo przejeżdżamy przecinkę. Dopiero światełka innych zawodników naprowadzają nas na właściwy kierunek. Wiatr chce nas przewrócić. Wieje chyba bardziej niż kiedyś w Otwocku. Nie chyba. Na pewno. Odbijamy punkt i wracamy do Lipy. Po drodze zwalone drzewa. Rzuca nami po całej drodze, staramy się nie jechać zbyt blisko krawędzi jezdni żeby jakiś podmuch nie rzucił nami o drzewo. Dobrze, że jest noc i jest mało samochodów.
PK 41 – zagłębienie terenu
Mieliśmy ruszyć najpierw na PK43, ale nie widzimy ścieżki na Nową Wieś Wielką więc ruszamy na zachód w stronę Muchówka. O dziwo wiatr zniknął. Nie ma ani jego, ani śladów po nim. Czyżby tu nie wiało?
PK 43 – skrzyżowanie dróg
Ten teren znam z pieszych spacerów. Punkt zresztą tak prosty, że trudno by go było przegapić.
PK 38 - koniec drogi
Mijamy domy mojej rodzinki, świeci się w oknach więc może na kawę? Za wcześnie, poza tym zróbmy najpierw to co musimy… Odmierzamy 3700m i skręcamy do lasu. Niestety nie ma punktu. Czyżbyśmy niezbyt dokładnie odmierzyli odległość? Chyba tak, bo następna przecinka prowadzi nas do punktu.
PK 34 – skrzyżowanie dróg
Świta..
Dojeżdżamy do Świerzawy, kawałek pod górkę i do lasu. Odmierzam 500m, jest skrzyżowanie i… nie ma punktu. Szukamy i nic. Rozdzielamy się i mierzę jeszcze raz odległość. Miało być…250m i jest. Teraz już tylko zjazd do mety.
Meta
Oddajemy karty i… ku zaskoczeniu organizatorów nie bierzemy drugiej. Tak jak ustaliliśmy rezygnujemy, mamy zbyt dużą stratę. Co prawda nie wszyscy jeszcze zjechali z pierwszego etapu, ale CI co zjadą pewnie będą mieli już komplet punktów, a my mamy połowę i 100km w nogach. Mimo zachęty ze strony organizatorów, jak i innych zawodników nie zmieniamy decyzji. Kąpiel, posiłek i decydujemy się bez spania wracać do domu.
Powinniśmy być wściekli na siebie. Po przecież na mapie mieliśmy wszystko zaznaczone jak trzeba. Co zrobiliśmy nie tak? Wszystko:
- Przegapiliśmy zjazd.
- Nie zgadzał się kierunek drogi,
- Nie zgadzały się przewyższenia,
- Inny był numer drogi,
- Brak było na mapie miejscowości, które mijaliśmy,
- Brak było rzeki wzdłuż drogi,
- Nie zgadzała się odległość…
Nic się nie zgadzało, a my brnęliśmy w błędnym kierunku… To się nie miało prawa zdarzyć. Nikt normalny nie popełniłby tylu błędów. A nam się udało. Do tego bezsensowny zjazd z Kapeli do Jeleniej Góry zamiast powrót. Powinniśmy być wściekli, a my… całą drogę się śmiejemy z siebie. Śmiech histeryczny? Nie wiem… Ale to się naprawdę nie mogło zdarzyć… Szkoda punktów w Pucharze Polski, szkoda punktów w Pucharze Wyryp, szkoda drugiej pętli, bo ponoć była ciekawa, ale trudno… Czasem tak się zdarza…
A... mimo wszystko nie byliśmy na ostatnim miejscu ;-)
Tydzień minął od Kaczawskiej Wyrypy. Wypadałoby by w końcu napisać relację. Relację z czegoś, co nie miało prawa się wydarzyć.
Do Świerzawy dojeżdżamy wieczorem. Start o 23:00, odprawa o 22:30, czyli można by się jeszcze z godzinę przespać. Szybka rejestracja, wypakowanie rzeczy z auta i zapadam w sen. Budzę się półtoragodzinnej drzemce. Darkowi nie udało się usnąć. Czas coś zjeść, przebrać się, przygotować rowery…. Oj czasu mało.
Odprawa
Nie wszystko jeszcze gotowe, ale trzeba posłuchać jakie niespodzianki mogą nas czekać na trasie. Przed nami 2 pętle po ok. 75km, na każdej do zaliczenia po 15 punktów. Między pętlami przepak i pobranie nowej mapy w bazie zawodów.
Rysujemy trasę i kończymy przygotowanie rowerów. Ruszamy.
PK 31 – Samotne drzewo na skrzyżowaniu dróg
W centrum miasteczka skręcamy w lewo, wracający zawodnicy potwierdzają właściwy kierunek. Odblaski na lampionie ułatwiają znalezienie punktu.
PK 35 – Ruiny budynku, PK od zachodniej strony
Asfalt, ścieżka i skrzyżowanie ścieżek… trochę za wcześnie, ale wygląda jak na mapie… jedziemy, a raczej pchamy rowery by wyjechać gdzie indziej niż chcieliśmy. Nie szkodzi, podjedziemy inną ścieżką. Jedziemy i nagle ścieżka się kończy. Zaorane pole… Coś o tym było na odprawie. Przedzieramy się przez pole i jest droga. Po chwili jesteśmy tam gdzie powinniśmy być. Ruiny w zaroślach znalezione bez problemu. Wracamy drogą, którą przyjechaliśmy tylko teraz docieramy nią do… skrzyżowania, gdzie wcześniej źle skręciliśmy. Okazało się, że kilkadziesiąt metrów dalej było to właściwe skrzyżowanie. Grunt, że dojechaliśmy gdzie chcieliśmy.
PK 33 – koniec skarpy od północnej strony
Mała korekta planów, atakujemy PK 33. Przed nami długa prosta droga do Wojcieszowa. Nie ma co prawda żadnych drogowskazów w tym kierunku, ale wystarczy jechać na południe. Jest odbicie w lewo na Jawor, ale to nie nasz kierunek jedziemy na wprost na Jelenią Górę.
Jedziemy, droga się wznosi. Kierunek południowo-zachodni. Miał być południowy, ale przecież droga się wije… Coraz ostrzejsze podjazdy, znaki to potwierdzają. Już powinniśmy chyba dojechać (ale kto by tam mierzył odległość), a tu pojawiają się miejscowości, których nie ma na mapie… Ale to może jakieś wioski zbyt małe by je zaznaczyć na mapie…
Coś mi mówi, że coś jest nie tak, ale jedziemy dalej… Szkoda, że nie jestem w stanie odczytać po ciemku nr drogi na mapie.
Męczący podjazd się kończy i… jest Wojcieszów. Piękne światła, tylko… trochę ich za dużo… Jeszcze przez chwilę wydaje mi się, że jest ok, ale Darek robi krótki rekonesans i… jesteśmy na przedmieściach Jeleniej Góry. Jak się potem dowiemy to Kapela. Już wiemy, że w Świerzawie mieliśmy odbić na Jawor i potem na Wojcieszów, a my zafundowaliśmy sobie 10km podjazd. Pięknie… Jesteśmy już poza mapą więc czeka nas prawdziwa jazda na azymut.
I tu robimy kolejny wielki błąd. Zamiast zawrócić i szukać innej drogi na Wojcieszów, albo zjechać do Świerzawy, bo przecież tu cała trasa z górki my… jedziemy dalej, bo z Jeleniej musi być jakaś droga do naszego celu. Męska duma - nie będziemy się wracali. Dalsza trasa to kilkukilometrowy zjazd przez Dziwiszów. W Jeleniej okazuje się, że na Wojcieszów musimy… zawrócić… O nie! Nie chce nam się podjeżdżać… Decydujemy się jazdę DK3. Nie zauważamy, że mogliśmy jechać dalej przez Komarno. Docieramy do Radomierza, który doskonale pamiętamy z Rudawskiej Wyrypy.
Mamy kilka godzin i kilkadziesiąt kilometrów w plecy. Krótka rozmowa i nie ma sensu jechać dalej. Już wiemy, że te zawody zakończymy na ostatnim miejscu. Najprościej by było zjechać do mety, ale wtedy dostaniemy NKL - żeby nas sklasyfikowali musimy zaliczyć co najmniej 25% punktów, czyli… 8. I taki jest plan. Zaliczamy minimum i wracamy do domu.
W Kaczorowie mimo zjazdu po prawie pustej asfaltowej drodze jedziemy na hamulcach. Wieje tak potwornie, że trudno utrzymać kierunek jazdy. Za Mysłowem skręcamy na Lipę. Wieje coraz mocniej, droga pełna gałęzi. Miejscami samochody już nie przejadą.
PK 42 – skrzyżowanie dróg
Wiatr nie tylko wieje. Wydaje też straszliwe dźwięki. Czasem świsty, ale częściej brzmi to jak huk, ze strachem patrzymy czy coś nam nie zleci na głowy…
PK 45 – narożnik lasu
Jedziemy w stronę Jastrowca, znów łapiemy się na niezbyt dokładnym mierzeniu odległości, bo przejeżdżamy przecinkę. Dopiero światełka innych zawodników naprowadzają nas na właściwy kierunek. Wiatr chce nas przewrócić. Wieje chyba bardziej niż kiedyś w Otwocku. Nie chyba. Na pewno. Odbijamy punkt i wracamy do Lipy. Po drodze zwalone drzewa. Rzuca nami po całej drodze, staramy się nie jechać zbyt blisko krawędzi jezdni żeby jakiś podmuch nie rzucił nami o drzewo. Dobrze, że jest noc i jest mało samochodów.
Łatwo nie jest© djk71
PK 41 – zagłębienie terenu
Mieliśmy ruszyć najpierw na PK43, ale nie widzimy ścieżki na Nową Wieś Wielką więc ruszamy na zachód w stronę Muchówka. O dziwo wiatr zniknął. Nie ma ani jego, ani śladów po nim. Czyżby tu nie wiało?
PK 43 – skrzyżowanie dróg
Ten teren znam z pieszych spacerów. Punkt zresztą tak prosty, że trudno by go było przegapić.
PK 38 - koniec drogi
Mijamy domy mojej rodzinki, świeci się w oknach więc może na kawę? Za wcześnie, poza tym zróbmy najpierw to co musimy… Odmierzamy 3700m i skręcamy do lasu. Niestety nie ma punktu. Czyżbyśmy niezbyt dokładnie odmierzyli odległość? Chyba tak, bo następna przecinka prowadzi nas do punktu.
Odblaski pomagają© djk71
PK 34 – skrzyżowanie dróg
Świta..
Świta© djk71
Dojeżdżamy do Świerzawy, kawałek pod górkę i do lasu. Odmierzam 500m, jest skrzyżowanie i… nie ma punktu. Szukamy i nic. Rozdzielamy się i mierzę jeszcze raz odległość. Miało być…250m i jest. Teraz już tylko zjazd do mety.
Meta
Oddajemy karty i… ku zaskoczeniu organizatorów nie bierzemy drugiej. Tak jak ustaliliśmy rezygnujemy, mamy zbyt dużą stratę. Co prawda nie wszyscy jeszcze zjechali z pierwszego etapu, ale CI co zjadą pewnie będą mieli już komplet punktów, a my mamy połowę i 100km w nogach. Mimo zachęty ze strony organizatorów, jak i innych zawodników nie zmieniamy decyzji. Kąpiel, posiłek i decydujemy się bez spania wracać do domu.
Powinniśmy być wściekli na siebie. Po przecież na mapie mieliśmy wszystko zaznaczone jak trzeba. Co zrobiliśmy nie tak? Wszystko:
- Przegapiliśmy zjazd.
- Nie zgadzał się kierunek drogi,
- Nie zgadzały się przewyższenia,
- Inny był numer drogi,
- Brak było na mapie miejscowości, które mijaliśmy,
- Brak było rzeki wzdłuż drogi,
- Nie zgadzała się odległość…
Nic się nie zgadzało, a my brnęliśmy w błędnym kierunku… To się nie miało prawa zdarzyć. Nikt normalny nie popełniłby tylu błędów. A nam się udało. Do tego bezsensowny zjazd z Kapeli do Jeleniej Góry zamiast powrót. Powinniśmy być wściekli, a my… całą drogę się śmiejemy z siebie. Śmiech histeryczny? Nie wiem… Ale to się naprawdę nie mogło zdarzyć… Szkoda punktów w Pucharze Polski, szkoda punktów w Pucharze Wyryp, szkoda drugiej pętli, bo ponoć była ciekawa, ale trudno… Czasem tak się zdarza…
A... mimo wszystko nie byliśmy na ostatnim miejscu ;-)