Nieudana trzydziestka
To źle bo do maratonu już coraz mniej czasu, a kolejne treningi wypadają... :-(
Dzisiejszy też był pod znakiem zapytania. Nie tylko z powodu pogody. Kiedy już się okazało, że będzie czas na pobieganie to poranek powitał nas burzami i ulewami :-( W końcu na szczęście przestało padać. Ruszam i w planach jest zrobienie trzydziestki. Czy się uda zobaczymy.
Od początku bardzo wysoki puls, nawet na zbiegu do Rokitnicy. W Rokitnicy wychodzi słońce. Niedobrze - nie lubię. Na szczęście świeci tylko chwilę, potem ginie za chmurami. Mimo, że biegnę wolno to puls wysoki.
Robię rundkę po strefie i ruszam w stronę Miechowic. Nie wiem, czy jest tak parno, czy ja nie mam czym oddychać. Gdzieś między 15, a 16 km zatrzymuję się. Nie mam sił. Po chwili ruszam dalej, ale po jakiś dwóch kilometrach zatrzymuję się. Nie ma szans na trzydzieści, źle się czuję. Słabo i niepewnie. Nie będę ryzykował. Skręcam w stronę domu. Maszerując, a raczej spacerując puls 150+. Do tego boli noga. Od rudzkiego biegu boli mnie lewa stopa - dokładniej podeszwa stopy w przedniej części... Czuję nawet jak idę, a może bardziej jak idę niż biegnę...
W końcówce kilka zrywów do biegu, ale ostatecznie spacerek do samego domu.
Niedobrze. Po raz pierwszy tak naprawdę przyszło mi do głowy, że może jednak nie dam rady przebiec maratonu. Zobaczymy... jeszcze 49 dni... Jeszcze spróbujemy powalczyć...