Śnieżka 2015, czyli 2min/kg

Niedziela, 9 sierpnia 2015 · Komentarze(13)
Uczestnicy
W ubiegłym roku był prawie sukces, w tym chcę po prostu wjechać. Pięć miesięcy przerwy w treningach, 13kg więcej i panujący od kilku dni upał nie wróżą dobrze. Gdyby nie to, że zapisałem się i zapłaciłem już w marcu, pewnie bym zrezygnował.

W przeciwieństwie do lat ubiegłych, a podobnie jak za pierwszym razem, wyjazd do Karpacza i powrót do domu w tym samym dniu. Nie jest to najmądrzejsze, szczególnie gdy trzeba wstać po trzeciej rano, po zaledwie 2,5 godzinie snu :-(

Na miejsce wraz z Amigą oraz Anetką i Igorkiem, dojeżdżamy wystarczająco wcześnie, aby zdążyć odebrać pełne pakiety startowe jeszcze rano, następni odbiorą teraz tylko numerki, a po resztę będą musieli wrócić po zawodach.

Przebieramy się, przygotowujemy rowery i wraz z Krzyśkiem, który dotarł tu chwilę wcześniej ruszamy na małą rozgrzewkę. W tym czasie Anetka z Igorkiem podążają na szczyt, aby tam nas dopingować.

Rozgrzewka w miarę spoko choć puls od razu skacze na 185. Ustawiamy się na linii startu i w oczekiwaniu na godzinę dziesiątą rozmawiamy, pstrykamy fotki i... próbujemy ostudzić emocje.

Endomondo trzeba włączyć © djk71

Zaraz ruszamy © djk71

W końcu ruszamy. Na zwężonym odcinku drogi Darek z Krzyśkiem odjeżdżają mi jakieś 20-30m do przodu i... do samego Wangu nie jestem w stanie ich dogonić. Zresztą nikogo nie jestem w stanie dognić. Wszyscy mnie wyprzedzają. W zeszłym roku o ile pamiętam to ja wyprzedziłem na tym odcinku sporo osób. Dziś nikogo :-(

Podjazd pod Wang i jak co roku diabełek mi szepcze do ucha.... Zejdź... Inni też zeszli... Nie poddaję się. Jadę. Wolno, ale jadę. Widzę jak Krzysiek i Darek prowadzą rowery. Ja jadę. Dodaje mi to trochę otuchy, ale wciąż ich nie mogę dogonić. Po chwili i ja schodzę z roweru. Prowadzę dłuższy kawałek.

Znów próbuję jechać ale jest ciężko. Kolejni zawodnicy mnie wyprzedzają. Wyprzedza mnie też Grzesiek próbując dodać mi otuchy.

Znów schodzę. Do Strzechy Akademickiej głównie prowadzę. Zaczyna padać. Nie, to nie deszcz. To ze mnie się leje... ciurkiem... Jak z niedokręconego kranu... Masakra...

Na bufecie, po raz pierwszy chyba odkąd tu przyjeżdżam, biorę kubek i wypijam go jednym haustem. Po chwili biorę drugi i pół wypijam, a pół wylewam na siebie. Za mało...

Idę dalej... Powoli. Tak powoli, że licznik w rowerze pokazuje... 0,00 km/h. Widać nie rejestruje prędkości mniejszych niż 3km/h. Słońce coraz bardziej daje w kość. Powłóczę nogami czekając na kawałek wypłaszczenia. Wiem, że potem będzie zjazd do Domu Śląskiego. Długo na to czekam, ale w końcu jest.

Próbuję nadrobić stracony czas, ale szału nie ma. Maksymalna prędkość jaką tam osiągam to ok. 33km/h :(
Pod Domem mnóstwo zawodników. Dziś regulamin jest nieco inny niż w latach ubiegłych. Zawsze po wjeździe na szczyt wszyscy tam właśnie czekaliśmy na resztę żeby potem wspólnie zjechać. Dziś jest wjazd, odebranie medalu i zjazd do strefy zawodniczej pod Domem Śląskim. Trochę się obawiałem tego jak zawodnicy będą się mijać na trasie ale chyba bardziej dziś dobija mnie to, że wszyscy albo już na dole, albo właśnie zjeżdżają. A ja powoli pnę się do góry. Niby wszyscy próbują dopingować, ale dziś mi to nie pomaga.

Ostatnie kilkaset metrów prowadzę rower. I nawet to sprawia mi problem. Przed samym szczytem przybiega Igorek z Krzysiem. Polewa mnie wodą i zachęca do jazdy.

Nie mam siły jechać © djk71

Jeszcze kawałek © djk71

Nie dziś. Dziś nie mam już siły. Z trudem przepycham rower przez linię mety. Dostaję medal, choć dziś na niego zupełnie nie zasłużyłem. Chłopcy są już dawno na miejscu.

Nie mam siły, ani powodu żeby się cieszyć © djk71


Łapię oddech, kilka pamiątkowych zdjęć i częściowo idąc, częściowo jadąc docieramy pod Dom Śląski.

Dotarliśmy © djk71
Zaraz zjazd © djk71
Teraz w dół © djk71

Bufet, chwila odpoczynku, sprawdzenie SMS-a z czasem: 2:03:46. Tak źle nigdy nie było. to 24:45 min gorzej niż w roku ubiegłym, gdzie straciłem ok. 5 minut na naprawę zerwanego łańcucha. W sumie to ok. 30 min wolniej, niż w roku ubiegłym :-(

Przelicznik jest prosty ok. 2minuty starty na każdy kilogram, który przybrałem. Choć oczywiście to nie wina samej wagi...

Na zjeździe strasznie cierpną mi dłonie. Do tego strasznie się kurzy, tylko skąd ten piasek? Już podjeżdżając (podprowadzając) miałem wrażenie, że w wielu miejscach jest o wiele łatwiej niż w latach ubiegłych. wile nierówności zostało zniwelowanych przez ten dziwny piasek.

W końcu Karpacz, przebieramy się i oczekujemy na zakończenie oraz na przybycie naszych kibiców.

Powrót do domu to męczarnia, boli mnie głowa, mam mdłości... jest fatalnie. Tak zresztą będę się czuł przez kilka następnych dni. Dawno tak nie dostałem w kość...

I jeszcze jako urodzony narzekacz:
- Najgorsze od lat koszulki w pakiecie :-(
- Mierzony tylko jeden międzyczas :-(
- Brak zegara na mecie :-(
- Zjeżdżający zawodnicy, podczas gdy inni jeszcze walczyli na podjeździe... :(
- Brak jedzenia na mecie (no chyba, że nie zdążyliśmy lub przegapiliśmy) :-(
Ogólnie jakoś strasznie ubogo zaczyna tu być... A szkoda....

Kadencja: 56

Komentarze (13)

Dzięki Elu. Również pozdrawiamy :)

djk71 09:20 niedziela, 16 sierpnia 2015

Medal Ci się należy! Pokonanie własnej słabości zawsze jest godne podziwu!
Serdeczne pozdrowienia dla Ciebie i Rodziny :)

niradhara 19:15 piątek, 14 sierpnia 2015

mavic
No i fajnie będzie znów do Ciebie zaglądać :-)
amiga
Dobre :-)
Jurek57
Na pewno psycha robi swoje. Ale w niedzielę po prostu nie miałem sił żeby kręcić...

djk71 17:53 piątek, 14 sierpnia 2015

Myślę że w Twoim (również w moim) przypadku trening jest ważny.Ale w takich razach psychika , cel !!! Obstawiam 50% ! :-)
Za rok odrobisz zaległości !

Jurek57 17:46 piątek, 14 sierpnia 2015

Spoko pojedziemy ;-)... Nawet jeżeli koszulki będą biodegradowalne po jednym użyciu :-P

amiga 10:54 piątek, 14 sierpnia 2015

djk71
Dzięki za sugestie. Nieraz już miałem wracać ale zawsze przychodziło zniechęcenie bo trochę się tego zebrało.
Może jesienią znajdzie się czas na resztę uzupełnień. Mam nadzieję, że znowu nie zaprzestanę nagle pisać tak jak nagle zacząłem.

mavic 09:20 piątek, 14 sierpnia 2015

flash, grzech74
Też tak myślę :-)
mavic
Co fakt, to fakt. Jeśli do tej pory miałem wątpliwości, czy trening pomaga, to już przestałem je mieć :-)
Co do Twojego bloga to... brakuje tych charakterystycznych zdjęć... Wracaj!
Nie uzupełniaj staroci (to zawsze możesz zrobić w międzyczasie), tylko pisz na bieżąco, tak jest łatwiej, bo jak człowiek sobie pomyśli ile ma uzupełniania zaległości to mu się odechciewa... :-)
JPbike
Musi być lepiej ;-)
Nie wiem skąd wziął się ten piasek/pył, ale jest wiele miejsc gdzie rzeczywiście jest dużo łatwiej/równiej.
blase
Trzeba po prostu wrócić do treningów :-)
amiga
Niby dotarłem, ale jak go wrzuciłem na górze do plecaka, tak... go tej pory nawet nie obejrzałem dobrze...
No niestety tym rzaem życie mnie pokonało, ale damy radę w przyszłym roku... :-)

djk71 07:09 piątek, 14 sierpnia 2015

Jak nie zasłużyłeś na medal..., dotarłeś na szczyt? Dotarłeś, więc się należał, a że forma nie taka to co... Widać były ważniejsze sprawy, w końcu nie samym rowerem człowiek żyje... Śnieżka raczej się nie przemieści, nie ucieknie.... będzie tam trwać, jeszcze nie raz będziesz miał okazję ją "najechać"...

A co do uwag końcowych to spokojnie mogę się pod nimi podpisać... Takiej dezorganizacji i dziwnych zmian w regulaminie przed wjazdem w życiu nie widziałem...

amiga 05:53 piątek, 14 sierpnia 2015

E tsm za rok bedzię lepiej! Już bedzie lepiej na najbliższej górce! Trochę podjazdów i zaraz forma wzrośnie:)

blase 05:38 piątek, 14 sierpnia 2015

Ojej Darku, gorzej już być nie może. Głowa do góry !
Że co, posypali szczeliny na tamtej kostce piaskiem ?

JPbike 21:21 czwartek, 13 sierpnia 2015

To tylko zniżka formy, nie ma co się tym tak przejmować. Ja po tylu latach jazdy wiem , że podjazdów nie powinno się robić z marszu. Tzn. Przynajmniej miesiąc wcześniej wskazane jest przynajmniej raz w tygodniu zrobić sobie choćby mały trening podjazdów choćby na małej górce. Ja byłem raz na Śnieżce od strony czeskiej, Niestety w wielu miejscach nie da się tam jechać na rowerze więc musiałem biec po schodach z rowerem na plecach w ramach małej rozgrzewki na 3 dni przed Izerską Wyrypą i chyba pomogło bo miałem wtedy swój rekord formy i wynik z którego jestem najbardziej zadowolony.
Ech trochę zaniedbałem swojego bloga. Podziwiam Twoją wytrwałość w jego prowadzeniu. Ale nie tracę nadziei, że jeszcze go reaktywuje.
P.S. W przyszłym roku będzie lepiej!

mavic 20:59 czwartek, 13 sierpnia 2015

Uszy do góry szwagier za rok ...

grzech74 20:57 czwartek, 13 sierpnia 2015

Za rok bedzie lepiej :)

flash 20:54 czwartek, 13 sierpnia 2015
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa jlrek

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]