XXX-Lecie KSU w Ustrzykach
Sobota, 26 lipca 2008
· Komentarze(8)
Kategoria Biesy i Czady, W towarzystwie, od 50 do 100km, Z kamerą wśród..., Muzyka i nie tylko, podkarpackie, Polska niezwykła, W górę
XXX-Lecie KSU w Ustrzykach
Wczorajszy dzień miał wyglądać trochę inaczej, niestety, późny wyjazd z domu, korki na trasie i deszcz po przyjeździe sprawiły, że nie udało się pojeździć po moich górkach. Po Bieszczadach. Na dodatek Ustrzyki przywitały nas najgorszą informacją jaką mogliśmy sobie wyobrazić.
Na ten koncert wybieraliśmy się od poprzedniego koncertu KSU w Ustrzykach rok temu. Tym bardziej, że ten miał być wyjątkowy, specjalny, z okazji ich XXX-lecia. Pogoda zdecydowała inaczej, zdecydowała za nas.
Spotkanie z Sabinką, Damianem i Nuką oraz perspektywa spotkania w dniu dzisiejszym z Asicą, Kosmą i Młynarzem sprawiły, że mimo wszystko dobry humor nas nie opuścił.
Damian namawiał mnie wczoraj na 200-tkę, opracowałem już nawet plan awaryjny obejmujący wszystkie możliwe skróty, ale mimo, że wstałem rano, to pogoda skutecznie mnie do tego zniechęciła. Poza tym nie chciałem też zostawiać rodzinki na cały dzień samej. Damian pojechał sam i chyba dobrze, bo pewnie bym go bardzo spowalniał.
Śniadanie i decydujemy się jechać na zaporę w Solinie. Ja z Wiktorkiem rowerami, a reszta samochodem.
Trochę się obawiam, bo Wiku jest pierwszy raz w górach i mimo, że nie jesteśmy bardzo wysoko, to jednak wiem, że czeka nas kilka podjazdów.
Ruszamy, krótka wizyta w Ustianowej Górnej.
Jedziemy dalej, po chwili pierwszy podjazd gdzie zaraz na początku spotykamy sympatyczną parkę, będziemy spotykać się jeszcze kilkukrotnie na trasie.
Wiku prze do przodu, choć widzi, że skończyły się żarty. Dzielnie jednak dojeżdża do szczytu, ostry zjazd rekompensuje mu trudu wspinaczki :) Kolejny podjazd jest krótszy ale bardziej stromy. Daje radę. Jest dzielny.
Docieramy na zaporę i w tej samej chwili dziewczyny meldują, że też dojechały.
Igorek radzi sobie doskonale nie tylko na rowerze.
Chwila włóczenia się wśród tłumu spacerowiczów. Jednak dwa miesiące temu było tu zupełnie inaczej.
Powrót w deszczu, momentami mocnym deszczu. Na kwaterę dojeżdżamy w ostatniej chwili, okazało się, że to co wydawało nam się mocnym deszczem było tylko zapowiedzią tego co teraz spadło z nieba. Udało się - tym razem.
Po południu dojeżdża reszta ekipy i ruszamy zobaczyć, czy może jednak jakimś cudem koncert się odbędzie. Niestety nic się nie dzieje, a nas dopada ulewa. Przemoczeni jedziemy na zakupy. Pod sklepem niespodzianka :-)
Spotykamy Siczkę i Dziarka, czyli jednak zobaczyliśmy KSU :-) Udaje nam się pogadać trochę z chłopakami - dla niektórych znaczyło to chyba więcej niż sam koncert :-)
Mimo, iż nie ma koncertu Młynarz decyduje się na zmianę fryzury…
Wieczornej nasiadówce integracyjnej nie ma końca…
Oprócz wcześniej wymienionych była z nami jeszcze Anetka i Aga, tak więc był to kolejny mini zlot BS (10 osób) ;-)
Wczorajszy dzień miał wyglądać trochę inaczej, niestety, późny wyjazd z domu, korki na trasie i deszcz po przyjeździe sprawiły, że nie udało się pojeździć po moich górkach. Po Bieszczadach. Na dodatek Ustrzyki przywitały nas najgorszą informacją jaką mogliśmy sobie wyobrazić.
Na ten koncert wybieraliśmy się od poprzedniego koncertu KSU w Ustrzykach rok temu. Tym bardziej, że ten miał być wyjątkowy, specjalny, z okazji ich XXX-lecia. Pogoda zdecydowała inaczej, zdecydowała za nas.
Spotkanie z Sabinką, Damianem i Nuką oraz perspektywa spotkania w dniu dzisiejszym z Asicą, Kosmą i Młynarzem sprawiły, że mimo wszystko dobry humor nas nie opuścił.
Damian namawiał mnie wczoraj na 200-tkę, opracowałem już nawet plan awaryjny obejmujący wszystkie możliwe skróty, ale mimo, że wstałem rano, to pogoda skutecznie mnie do tego zniechęciła. Poza tym nie chciałem też zostawiać rodzinki na cały dzień samej. Damian pojechał sam i chyba dobrze, bo pewnie bym go bardzo spowalniał.
Śniadanie i decydujemy się jechać na zaporę w Solinie. Ja z Wiktorkiem rowerami, a reszta samochodem.
Trochę się obawiam, bo Wiku jest pierwszy raz w górach i mimo, że nie jesteśmy bardzo wysoko, to jednak wiem, że czeka nas kilka podjazdów.
Ruszamy, krótka wizyta w Ustianowej Górnej.
Jedziemy dalej, po chwili pierwszy podjazd gdzie zaraz na początku spotykamy sympatyczną parkę, będziemy spotykać się jeszcze kilkukrotnie na trasie.
Wiku prze do przodu, choć widzi, że skończyły się żarty. Dzielnie jednak dojeżdża do szczytu, ostry zjazd rekompensuje mu trudu wspinaczki :) Kolejny podjazd jest krótszy ale bardziej stromy. Daje radę. Jest dzielny.
Docieramy na zaporę i w tej samej chwili dziewczyny meldują, że też dojechały.
Igorek radzi sobie doskonale nie tylko na rowerze.
Chwila włóczenia się wśród tłumu spacerowiczów. Jednak dwa miesiące temu było tu zupełnie inaczej.
Powrót w deszczu, momentami mocnym deszczu. Na kwaterę dojeżdżamy w ostatniej chwili, okazało się, że to co wydawało nam się mocnym deszczem było tylko zapowiedzią tego co teraz spadło z nieba. Udało się - tym razem.
Po południu dojeżdża reszta ekipy i ruszamy zobaczyć, czy może jednak jakimś cudem koncert się odbędzie. Niestety nic się nie dzieje, a nas dopada ulewa. Przemoczeni jedziemy na zakupy. Pod sklepem niespodzianka :-)
Spotykamy Siczkę i Dziarka, czyli jednak zobaczyliśmy KSU :-) Udaje nam się pogadać trochę z chłopakami - dla niektórych znaczyło to chyba więcej niż sam koncert :-)
Mimo, iż nie ma koncertu Młynarz decyduje się na zmianę fryzury…
Wieczornej nasiadówce integracyjnej nie ma końca…
Oprócz wcześniej wymienionych była z nami jeszcze Anetka i Aga, tak więc był to kolejny mini zlot BS (10 osób) ;-)