Lokalna włóczęga
Dziś też mało czasu, ale po szybkim śniadaniu decyduję się jechać.
Wiku chce jechać ze mną. Ok, ruszamy. Mamy dwie godziny. Niezbyt wiele. Trudno, powłóczymy się po okolicy.
Stolarzowice, jakiś festyn strażacki się szykuje, jedziemy dalej przez las. Trochę mokro ale dojeżdżamy do Stroszka. DSD, coś mi odbija i wjeżdżamy w trasy dla quadów. Jak zwykle mokro i dużo kamieni.
Wiku jest tu pierwszy raz. Zaskoczony trasami i widokami.
Nie pozwalam mu jednak wszędzie zjeżdżać, niektóre zjazdy są naprawdę niebezpieczne... a może tak mi się tylko wydaje...
Włóczymy się chwilę po DSD i łapie nas deszcz. Na szczęście akurat wjechaliśmy do Segietu i jedziemy kryjąc się pod drzewami. Momentami przedzieramy się przez krzaki i pokrzywy ale ogólnie jest fajnie.
Po chwili wjeżdżamy w nowe ścieżki i mkniemy prawie autostradą leśną.
Po dwóch godzinkach zabawy wracamy na obiadek. Jednak lubię się powłóczyć po lesie, szczególnie nowymi dróżkami.