Leń jedzie nad Pogorię
Straszne lenistwo mnie dopadło :(
Spoglądając na poprzednie miesiące to wychodzi na to, że w zimie jeździłem częściej niż w czerwcu, o lipcu nie wspominając. Doszło do tego, że ostatnie dwa wpisy wprowadziłem dopiero dziś, z tygodniowym opóźnieniem.
I na nic tłumaczenia, że dużo pracy, że pogoda nie taka, że zmęczony jestem... To po prostu leń. Śmierdzący leń.
Dziś miało być inaczej. Zaproszeni na obiad przez Kosmę, załadowaliśmy wszystkie cztery rowery do auta i w drogę. Miałem co prawda wątpliwości, co do pogody, bo po wczorajszych burzach, dziś też meteo zapowiadało niespodzianki, ale Monika zapewniła nas, że jest błękitne niebo.
To co zobaczyliśmy po przyjeździe nieco kłóciło się z naszymi wyobrażeniami błękitu.
Zdjęcie nie oddaje tego co się działo za oknem, ale wierzcie mi, dawno czegoś takiego nie widziałem... Prawie jak trąba powietrzna. Na nic zdało się oczekiwanie na lepszą pogodą.
Gdy już wydawało się, że zaczyna być ok i już mnie ciągnęło żeby choć chwilę się przejechać... znów rozpętała się burza.
Tak więc późnym wieczorem zapakowaliśmy rowerki do auta i wróciliśmy do domu.
Co z moim leniem... nie wiem... dziś mu się upiekło...