Odyseja 2010 - dzień pierwszy

Sobota, 10 kwietnia 2010 · Komentarze(11)
Odyseja 2010 - dzień pierwszy
W tym roku odyseja blisko domu więc wraz z Moniką dojeżdżamy na start rano prosto z domu. Chłodno i w perspektywie deszcze ale jesteśmy pełni optymizmu. Kiedy posilamy się przed startem dojeżdża Mavic i Piotrek. Żarty, ostatnie przygotowania i po chwili dostajemy do ręki mapy. Tym razem oprócz tradycyjnego poszukiwania zaznaczonych punktów mamy odcinek specjalny gdzie zaznaczona jest jedynie trasa na mapie w skali 1:15000, a punktu znajdują się… gdzieś tam przy trasie :-)

Na spokojnie wyznaczamy trasę i ruszamy.



Na dzień dobry punkt 4 i… masakra. Wspinaczka. Ładna wspinaczka. Zaczynamy się bać, co będzie dalej jeśli taki jest początek?



W tym momencie dostajemy SMS-a od Młynarza i telefon od mojej małżonki z informacją o tragedii jaka miała miejsce w Smoleńsku… :(

W tym momencie chyba jeszcze to do nas nie dotarło. Zarejestrowaliśmy fakt i pojechaliśmy dalej. Punkt odnaleziony. Jedziemy dalej. Zaczyna padać.

Punkt ósmy przy krzyżu, a właściwie krzyżach, łatwy nawigacyjnie ale podjazd dało się odczuć :-) Współczujemy chłopakowi, który stoi na punkcie w taką pogodę.



Trzynastka też dość prosta do odnalezienia. Tylko sędziowie jacyś dziwni ;-)



Po drodze spotykamy pierwszego singla… :( Odyseja to jazda parami, ale jak widać nie wszystkim to się podoba…

Zjeżdżamy do drogi i koszmar. Nie cierpię dźwięków jakie wydobywają się z napędów po piaskowym odcinku. Nie da się tego słuchać. Na PK14 decydujemy się wjechać czerwonym szlakiem. Wraz z nami dwa inne zespoły, które nas właśnie dogoniły. Po 100-200 metrach wzorem jednego z zespołów zawracamy. Szlak nawet piechurom może sprawić trochę problemów. Decydujemy się jechać dookoła rowerówką. Dojazd do punktu masakryczny. Moja tylna opona nie nadaje się na błoto. Mnóstwo powalonych drzew, jak zresztą wszędzie tutaj. Wydaje się być prawdo to o czym wcześniej czytaliśmy, że uporządkowanie po tej zimie będzie trwało do wiosny… w przyszłym roku… ;-(



Wracając z punktu doceniam kask. Uderzenie głową w gałąź mało nie zrzuca mnie z roweru.

Droga do punktu 15 to wspinaczka po piachu. Dostajemy trochę w kość. Znajdujemy punkt szybciej niż koledzy, którzy nas wcześniej wyprzedzili. Jak się potem okaże nasze ścieżki jeszcze przetną się kilkukrotnie. Oni jeżdżą szybciej, my dokładniej.

Potwierdza się to po chwili kiedy zaczyna się odcinek specjalny. Chłopcy gubią drogę, a my tylko dzięki przytomności Kosmy trafiamy na właściwą ścieżkę. Kompasu prawie nie wypuszczamy z rąk. Na tym odcinku jest potrzebny jak nigdy dotąd.

Po chwili zaczyna się nam podobać, choć wcześniej byliśmy nieco przestraszeni. Fajna zabawa, choć w sumie tracimy tu chyba trochę czasu. Na jednym z punktów sędzia uświadamia nam, że część punktów jest czynna do… 15-tej. Jest prawie 15-ta ;-( Kolejny błąd na etapie analizy i planowania trasy. Kolejna nauczka na przyszłość.

Po dojeździe do asfaltu decydujemy się zrezygnować z trzech kolejnych punktów, bo głupio by było jechać i zobaczyć, że punktu są już faktycznie ściągnięte.

Rozmawiamy o tym co się stało, co będzie dalej, jesteśmy w szoku, że mimo iż wszyscy jesteśmy na trasie to… wszyscy już o tym wiedzą…

Ruszamy asfaltem w stronę PK 12 i… mamy problem. Skrzyżowanie powinno być po około 1,2km a tu już ponad 2 i nic… Niemożliwe. Nie mogliśmy go przegapić. Kawałek dalej oboje już wiemy… przecież wróciliśmy do mapy 1:50000 !!! Czyżby pierwsze oznaki zmęczenia?

Dwunastka szybko odnaleziona. Wszyscy, których tam spotkaliśmy zjeżdżają na azymut przez las. Ale jak? Tam przecież nie ma żadnej ścieżki. Kosma namawia mnie na podobny wariant. Waham się ale po chwili schodzimy ze zbocza przez las… drogi, które widzimy na mapie to ścieżki, wąskie ścieżki.. Podziwiamy tych, którzy próbują dostać się na 12-tkę z tej strony.

W końcu znajdujemy drogę i jedziemy spokojnie w stronę wieży na punkcie nr 10.



Przerzutki już od jakiegoś czasu nie działają więc podjazd wolny ale docieram bez przeszkód. Rzut oka na Pustynię Błędowską, która z tej strony wcale nie wygląda jak pustynia. Nie to co z drugiej.



Czasu coraz mniej (już po 17-tej) więc decydujemy się jechać jeszcze tylko na trójkę. I tu zaczynają się schody… zmęczenie. Opadam z sił. Na szczęście po krótkiej przerwie ruszam i udaje się spokojnie dojechać do punktu. Stąd widok na osiedle smerfów :)



Do mety już tylko kawałek, zapominam o zmęczeniu.

Dotarliśmy. W limicie czasu, ale po raz kolejny zaliczyliśmy na Odysei jedynie wymagane minimum, czyli ponad połowę punktów. Widać na tyle nas tylko stać.

Jak się okazuje część uczestników zostaje zdyskwalifikowana bo nie byli w stanie odnaleźć nawet tego. Pocieszające, ale może rzeczywiście powinniśmy jeździć na trasie rekreacyjnej?

Zgodnie z naszymi przewidywaniami jutrzejszy etap z powodu żałoby zostaje odwołany. Kiełbaska, piwo, pogaduchy ze znajomymi i… z nieznajomymi , ogłoszenie wyników i czas do domu.

Z jednej strony szkoda, że tylko jeden dzień, z drugiej może i dobrze, bo jesteśmy zmęczeni, a rowery w opłakanym stanie.

Podsumowując: wciąż się musimy dużo uczyć, trzeba popracować nad kondycją ale… i tak było świetnie ;-)

Komentarze (11)

Szkoda, że odwołali Wam drugi dzień Odysei. Jestem pewien, że w drugim dniu dalibyście takiego czadu, że pudło byłoby Wasze! :D
No ale trudno... Co się odwlecze... :)

Pozdrawiam!

Mlynarz 09:20 poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Niradhara
Dzięki. To fakt, z Odysei zawsze mamy mnóstwo wspomnień... :-)
wschodnietriady
Ale myśmy uniknęli gradu ;-)
Myśmy po "liniówce" zastanawialiśmy się ile czasu tam nam zeszło ale nie doszliśmy do tego. Wniosek na przyszłość - notować czasy do późniejszej analizy ;)

djk71 18:09 wtorek, 13 kwietnia 2010

Jechaliście w przeciwną stronę niż my. Myślę jednak, że nasz wariant był lepszy (przynajmniej nie dawał tak w kość na początku). PK3, PK2, PK1 były łatwe i człowiek myślał, że pójdzie gładko.... Potem jednak przyszedł etap liniowy (2 godziny walki) i wszystko przepadło!

wschodnietriady 08:21 wtorek, 13 kwietnia 2010

Z przyjemnością przeczytałam Twoją relację. Im trudniejsze zadanie, tym fajniejsze wspomnienia. Gratuluję udanego startu :)

Niradhara 06:19 wtorek, 13 kwietnia 2010

karla76
To fakt, choć tak naprawdę to dopiero wracając z Odysei usłyszeliśmy w aucie, w Trójce... nazwiska, fakty i dopiero wtedy tak naprawdę zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, co się stało....

djk71 20:37 poniedziałek, 12 kwietnia 2010

piękne zdjecia, odyseja,ale weekend od 8.56 koszmarny....:(
pozdrowionka

Anonimowa karla76 20:25 poniedziałek, 12 kwietnia 2010

fredziomf
Jeździć, a nie czytać :-)
A to do czego czasem wracam to... po prostu miłe wspomnienia z różnych wycieczek z ludźmi z BS (i nie tylko). Wiele z nich zostało zainspirowanych... innymi wpisami ludzi z BS :-)
Galen
Nie ma co zazdrościć... trzeba przyjechać... :-)
kosma100
Również dziękuję :) To fakt, wciąż się uczymy i wciąż... popełniamy nowe błędy :-)
Ale jak zawsze na Odysei było ciekawie :)
biber
Na rowerze też jest ciekawie. Warto zacząć od Bike Orientu, fajna atmosfera, fajni ludzie, ogólnie fajnie...

djk71 19:28 poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Bardzo ciekawa relacja. Muszę się kiedyś wybrać na taką imprezę i zobaczyć jak to jest na rowerze. Na piechotę mi się zdarzało biegać z kompasem, czas na rower :)

biber 18:10 poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Dzięki za Partnerstwo w Odysei.
Popełniamy jeszcze sporo błędów ale uczymy się na swoich błędach :)
I muszę napisać, że odcinek liniowy bardzo ładnie udało nam się przejechać.
Było super!
Pozdrawiam :-)

kosma100 08:52 poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Super imprezka. Zazdroszczę :]

Galen 08:47 poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Przeczytałem z zaciekawieniem. Muszę poczytać twój blog z lat 2008-2009, nie było mnie jeszcze na BS, a co chwilę, coś fajnego, wyławiasz z archiwum.

fredziomf 20:39 niedziela, 11 kwietnia 2010
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa dzikt

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]