Total Immersion, czy ma to sens?
Sobota, 1 października 2016
· Komentarze(0)
Kategoria Jak ryba, Z kamerą wśród...
Walczę z podjazdami na rowerze. Na podbiegach też nie jest łatwo. I jak się okazuje w wodzie też mam pod górkę. Choć z drugiej strony jak mnie ciągnie na dno to raczej z górki. Sam już nie wiem.
Jakiś czas temu wymyśliłem, że będę pływał. Zupełnie bez żadnych podstaw. I nawet zaczęło mi się podobać chodzenie na basen gdyby nie jedno ale... Zamiast się relaksować męczy mnie to. Szybko zaczyna mi brakować powietrza i to co ma być pływaniem jest walką o dopłynięcie do drugiego brzegu. Walką z wodą, z sobą, ze wszystkim wokół.
W końcu trafiłem na info o Total Immersion. Wszystkie opinie jakie znalazłem były tak entuzjastyczne, że postanowiłem się tym zainteresować. Traf chciał, że w Gliwicach postanowiono zorganizować dwudniowe warsztaty z TI. Przed zgłoszeniem starałem się wystraszyć trenera opowiadając mu o sobie. Nie udało się. W takim razie postanowiłem pójść o krok dalej i spotkać się z Tomkiem na basenie - myślę, że zrozumiał co chciałem mu przekazać opowiadając o swoich umiejętnościach, a raczej o ich braku. Ale wciąż się nie poddawał. Nie udało nam się więcej spotkać z powodu moich problemów z uchem więc tuż przed warsztatami raz jeszcze upewniałem się czy ma to sens. Zapewniał mnie, że tak. Co było robić pojechałem ;-)
I od razu było pod górkę. Przyjechałem kwadrans przed rozpoczęciem, wysiadłem z auta, zerknąłem raz jeszcze na SMS-a z informacjami o warsztatach i... zonk. Warsztaty są na basenie w zupełnie innej części miasta... Do auta i łamiąc kilka przepisów udaje się dotrzeć z tylko dwoma minutami opóźnienia. Kameralne grono, okazuje się, że nie jestem najstarszy, ale zapewne najmniej doświadczony.
Krótki wstęp i woda. Ćwiczenia, kamera, potem kolejny wykład, analiza filmów i znów woda. I jeszcze więcej teorii i po raz trzeci woda. Tym razem wchodzimy na głębszy basen i... paraliż. Nie czuję dna i zamiast próbować skupić się na milionie rzeczy, na których mam się skoncentrować myślę tylko o tym, czy w razie czego mam się czego złapać. Do tego chyba wychodzi kondycja, a raczej jej brak. Ćwiczę indywidualnie, poza grupą. Choć trudno to nazwać ćwiczeniem. Staram się dotrwać do końca.
Krótkie podsumowanie w sali konferencyjnej i... dochodzimy z Tomkiem do wniosku, że przenosimy jutrzejszy warsztat na kolejną edycję. Dostałem tak dużo informacji, że mam co robić na jakiś czas. Podejrzewam, że jutro by mnie dobiło. Fajnie, że taka propozycja wyszła od Tomka.
Czy czegoś się nauczyłem... sam nie wiem. Ilość informacji olbrzymia, do tego przekazana w ciekawy sposób i z takim przekonaniem, że trudno było w to nie wierzyć. Teraz tylko trzeba spróbować to zastosować w praktyce. Czy się uda? Wierzę, ze tak, choć nie wiem ile to potrwa.
Wydawało mi się, że wracam do domu głodny, a wróciłem potwornie zmęczony. Nawet nie byłem w stanie żonie powiedzieć, czy jestem zadowolony. Dopiero teraz po kilku godzinach zaczyna do mnie docierać, że tak. Nie żałuję tego, że się zdecydowałem (dzięki Aneciu, że mnie namówiłaś). Teraz muszę tylko coś z tym zrobić i czekać na drugą część warsztatów.
Jakiś czas temu wymyśliłem, że będę pływał. Zupełnie bez żadnych podstaw. I nawet zaczęło mi się podobać chodzenie na basen gdyby nie jedno ale... Zamiast się relaksować męczy mnie to. Szybko zaczyna mi brakować powietrza i to co ma być pływaniem jest walką o dopłynięcie do drugiego brzegu. Walką z wodą, z sobą, ze wszystkim wokół.
W końcu trafiłem na info o Total Immersion. Wszystkie opinie jakie znalazłem były tak entuzjastyczne, że postanowiłem się tym zainteresować. Traf chciał, że w Gliwicach postanowiono zorganizować dwudniowe warsztaty z TI. Przed zgłoszeniem starałem się wystraszyć trenera opowiadając mu o sobie. Nie udało się. W takim razie postanowiłem pójść o krok dalej i spotkać się z Tomkiem na basenie - myślę, że zrozumiał co chciałem mu przekazać opowiadając o swoich umiejętnościach, a raczej o ich braku. Ale wciąż się nie poddawał. Nie udało nam się więcej spotkać z powodu moich problemów z uchem więc tuż przed warsztatami raz jeszcze upewniałem się czy ma to sens. Zapewniał mnie, że tak. Co było robić pojechałem ;-)
I od razu było pod górkę. Przyjechałem kwadrans przed rozpoczęciem, wysiadłem z auta, zerknąłem raz jeszcze na SMS-a z informacjami o warsztatach i... zonk. Warsztaty są na basenie w zupełnie innej części miasta... Do auta i łamiąc kilka przepisów udaje się dotrzeć z tylko dwoma minutami opóźnienia. Kameralne grono, okazuje się, że nie jestem najstarszy, ale zapewne najmniej doświadczony.
Krótki wstęp i woda. Ćwiczenia, kamera, potem kolejny wykład, analiza filmów i znów woda. I jeszcze więcej teorii i po raz trzeci woda. Tym razem wchodzimy na głębszy basen i... paraliż. Nie czuję dna i zamiast próbować skupić się na milionie rzeczy, na których mam się skoncentrować myślę tylko o tym, czy w razie czego mam się czego złapać. Do tego chyba wychodzi kondycja, a raczej jej brak. Ćwiczę indywidualnie, poza grupą. Choć trudno to nazwać ćwiczeniem. Staram się dotrwać do końca.
Analiza wideo© djk71
Krótkie podsumowanie w sali konferencyjnej i... dochodzimy z Tomkiem do wniosku, że przenosimy jutrzejszy warsztat na kolejną edycję. Dostałem tak dużo informacji, że mam co robić na jakiś czas. Podejrzewam, że jutro by mnie dobiło. Fajnie, że taka propozycja wyszła od Tomka.
Czy czegoś się nauczyłem... sam nie wiem. Ilość informacji olbrzymia, do tego przekazana w ciekawy sposób i z takim przekonaniem, że trudno było w to nie wierzyć. Teraz tylko trzeba spróbować to zastosować w praktyce. Czy się uda? Wierzę, ze tak, choć nie wiem ile to potrwa.
Wydawało mi się, że wracam do domu głodny, a wróciłem potwornie zmęczony. Nawet nie byłem w stanie żonie powiedzieć, czy jestem zadowolony. Dopiero teraz po kilku godzinach zaczyna do mnie docierać, że tak. Nie żałuję tego, że się zdecydowałem (dzięki Aneciu, że mnie namówiłaś). Teraz muszę tylko coś z tym zrobić i czekać na drugą część warsztatów.