Forrest Gump i kawa
Czwartek, 29 września 2016
· Komentarze(4)
Kategoria Bieganie, Samotnie, śląskie, Z kamerą wśród...
Tym razem bieganie po lesie. W sumie fajniej. Ciszej, spokojniej. Nie tak twardo. Tyle, że szybko robi się ciemno. Końcówka wypatrując dzików :-) I każdy podbieg kończy się marszem. Ale ogólnie biegło mi się dobrze. Momentami tak jak bym chciał docelowo. Niekoniecznie szybko, ale bez wysiłku. Choć oczywiście to bez wysiłku to obecnie jest żartem, po puls sporo powyżej 180, a momentami nawet ponad 190. Mimo to cieszę się, że pobiegałem. Sprawiło mi to przyjemność.
Taką samą jak ostatnio picie kawy.
Przez całe lata piłem po kilka dziennie. Dużych, czarnych, mocnych i gorzkich. Najpierw jak wszyscy parzone, tzw. plujki, potem z ekspresów, rozpuszczalne... Aż po ponad dwudziestu latach rzuciłem to. Z dnia na dzień przestałem. I nie brakowało mi tego. Czasem zaciągnąłem się aromatem i wystarczyło mi to. Kilkukrotnie w ciągu ostatnich trzech lat skusiłem się na jakieś pojedyncze filiżanki, ale nie sprawiały mi przyjemności. Do czasu. Do tegorocznego wyjazdu do Włoch. I tam się zaczęło. Znów piję kawę. Choć teraz zwykle tylko jedną, małą (choć mocną) dziennie.
Uwielbiam ten zapach parzonej kawy i potem te kilka gorących łyków, mmm.... I mimo, że wciąż testuję różne gatunki w poszukiwaniu tej najlepszej (i akceptowalnej cenowo) to jak na razie każda sprawia mi przyjemność.
A co do przyjemności z biegania, to dodatkowo świetnie pozwala rozładować emocje. Niestety do czasu. Nie mija godzina i emocje znów wracają. Niestety te negatywne. Może po prostu nie można być szczerym. Może trzeba oszukiwać w domu, w pracy, w życiu. Przepraszam, nie oszukiwać... mówić to co inni chcą usłyszeć... I wtedy jest spokój... tzn. inni mają spokój... Albo trzeba biegać non-stop. Jak Forrest Gump. Run Forrest, run! Run Darek, run! Run away!
Taką samą jak ostatnio picie kawy.
Jednak lubię© djk71
Przez całe lata piłem po kilka dziennie. Dużych, czarnych, mocnych i gorzkich. Najpierw jak wszyscy parzone, tzw. plujki, potem z ekspresów, rozpuszczalne... Aż po ponad dwudziestu latach rzuciłem to. Z dnia na dzień przestałem. I nie brakowało mi tego. Czasem zaciągnąłem się aromatem i wystarczyło mi to. Kilkukrotnie w ciągu ostatnich trzech lat skusiłem się na jakieś pojedyncze filiżanki, ale nie sprawiały mi przyjemności. Do czasu. Do tegorocznego wyjazdu do Włoch. I tam się zaczęło. Znów piję kawę. Choć teraz zwykle tylko jedną, małą (choć mocną) dziennie.
Uwielbiam ten zapach parzonej kawy i potem te kilka gorących łyków, mmm.... I mimo, że wciąż testuję różne gatunki w poszukiwaniu tej najlepszej (i akceptowalnej cenowo) to jak na razie każda sprawia mi przyjemność.
A co do przyjemności z biegania, to dodatkowo świetnie pozwala rozładować emocje. Niestety do czasu. Nie mija godzina i emocje znów wracają. Niestety te negatywne. Może po prostu nie można być szczerym. Może trzeba oszukiwać w domu, w pracy, w życiu. Przepraszam, nie oszukiwać... mówić to co inni chcą usłyszeć... I wtedy jest spokój... tzn. inni mają spokój... Albo trzeba biegać non-stop. Jak Forrest Gump. Run Forrest, run! Run Darek, run! Run away!