Gehörgangsentzündung albo Otitis, czyli swimmer's ear
Poniedziałek, 19 września 2016
· Komentarze(0)
Kategoria Ble ble ble, Muzyka i nie tylko
Wyjazd na delegację mimo choroby. Na wszelki wypadek wypada się dowiedzieć jak nazywa się przypadłość jaka mnie dopadła w tutejszym języku. Łatwo nie jest: Gehörgangsentzündung. No dobra, może łatwiej będzie po angielsku. Jest, miejmy nadzieję, że w razie czego lekarz by zrozumiał, bo mnie to nic nie przypomina: Otitis. Po angielsku znalazłem jeszcze jedno określenie: swimmer's ear. To już lepiej, co więcej to nawet jest chyba źródło choroby :-)
A tak już fajnie się zaczynało, basen, bieganie... i co? I lekarz. Zawsze mi się wydawało, że to zęby potrafią boleć najbardziej. Okazuje się, że ucho potrafi jeszcze bardziej. Ba, jak zaczyna, to boli też pół głowy, zęby i chyba wszystko inne. Na szczęście antybiotyk chyba zadział i powoli przechodzi.
Tak samo jest w życiu, coś boli bardzo, człowiekowi się wydaje, że już więcej nie wytrzyma, a tu nagle dostaje cios jeszcze mocniejszy, a czasem nawet kilka i też musi z tym żyć... Tyle, że tu trudniej o jakiś gotowy antybiotyk. Tym bardziej, że codzienne życie przypomina o bólu w najbardziej niespodziewanych momentach. Wystarczy jedno słowo, nawet wypowiedziane przez kogoś w zupełnie innym kontekście. Wystarczy piosenka, nawet ta do niedawna ulubiona. Wystarczy obrazek, miejsce, zapach... cokolwiek, by wróciło wspomnienie. I aby ruszyła maszyna myśli. Tych niechcianych, niepodziewanych, wystarczających by zabić inne myśli, te potrzebne. Ale w końcu trzeba znaleźć lekarstwo. Choćby tylko takie, które na chwilę uśmierzy ból...
A tak już fajnie się zaczynało, basen, bieganie... i co? I lekarz. Zawsze mi się wydawało, że to zęby potrafią boleć najbardziej. Okazuje się, że ucho potrafi jeszcze bardziej. Ba, jak zaczyna, to boli też pół głowy, zęby i chyba wszystko inne. Na szczęście antybiotyk chyba zadział i powoli przechodzi.
Tak samo jest w życiu, coś boli bardzo, człowiekowi się wydaje, że już więcej nie wytrzyma, a tu nagle dostaje cios jeszcze mocniejszy, a czasem nawet kilka i też musi z tym żyć... Tyle, że tu trudniej o jakiś gotowy antybiotyk. Tym bardziej, że codzienne życie przypomina o bólu w najbardziej niespodziewanych momentach. Wystarczy jedno słowo, nawet wypowiedziane przez kogoś w zupełnie innym kontekście. Wystarczy piosenka, nawet ta do niedawna ulubiona. Wystarczy obrazek, miejsce, zapach... cokolwiek, by wróciło wspomnienie. I aby ruszyła maszyna myśli. Tych niechcianych, niepodziewanych, wystarczających by zabić inne myśli, te potrzebne. Ale w końcu trzeba znaleźć lekarstwo. Choćby tylko takie, które na chwilę uśmierzy ból...