Wpisy archiwalne w kategorii

od 50 do 100km

Dystans całkowity:13556.31 km (w terenie 3468.95 km; 25.59%)
Czas w ruchu:770:54
Średnia prędkość:17.59 km/h
Maksymalna prędkość:67.33 km/h
Suma podjazdów:9260 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:42135 kcal
Liczba aktywności:199
Średnio na aktywność:68.12 km i 3h 52m
Więcej statystyk

Kawa, Śmigłowiec i inne

Niedziela, 22 kwietnia 2018 · Komentarze(2)
Plany na ten weekend były zupełnie inne, jak zresztą na cały ten tydzień...

W piątek koleżanki z pracy zaproponowały wspólną przejażdżkę i... jak się okazało to był jedyny w tym tygodniu zrealizowany plan.

Ósma rano spotykamy się na strefie (zabrzańskiej, mimo, że Dorota już jechała na gliwicką). Ruszamy. Najpierw w stronę Ziemięcic, gdzie na krótko zatrzymujemy się obok ruin kościoła, potem w stronę pałacu w Kamieńcu, dalej podjazd w stronę Księżego Lasu i krótka przerwa obok tamtejszego kościółka.

W Połomii skręcamy do lasu i w miłych okolicznościach przyrody docieramy do Tworoga. Mamy chęć na kawę, niestety jedyna kawiarnia będzie otwarta dopiero za pół godziny. Jedziemy dalej.

Rzut oka na lądowisko śmigłowców w Brynku

Śmigłowiec © djk71

Obowiązkowy przejazd obok pałacu

Wieża musi być © djk71

I ogrodu botanicznego.

W ogrodzie © djk71

Pięknie tu. Tylko... wciąż nie ma kawy...

W Boruszowicach jest niezawodny bar... Przez tyle lat klimat się nie zmienił...
Kawa też nie :-)

Jedna jest biała © djk71

Ale o dziwo, mimo, że plujka smakuje całkiem, całkiem...

Zaglądamy do starej papierni, przez chwilę rozmawiamy z rodzinką, która niegdyś tu pracowała i też przyjechała rowerami.

Pora jechać dalej - przez Pniowiec, Strzybnicę, Opatowice i Stare Tarnowice docieramy do Rept. Tu postój w Leśniczówce i... obiadek... Wchodzi, tylko ciężko się potem zebrać... :-)

Jedziemy wśród pól © djk71


Dajemy jednak radę i spokojnym tempem objeżdżamy najpierw park, Sztolnię Czarnego Pstrąga, by w końcu dojechać do Segietu.

Nie ma czasu więc tylko objeżdżamy go wokół i przez las miechowicki docieramy do Osiedla Młodego Górnika. Stąd już tylko rzut beretem na strefę skąd zaczynaliśmy. W nagrodę fundujemy sobie lody ;-)

Miłą, spokojna przejażdżka.

Zgon

Niedziela, 15 kwietnia 2018 · Komentarze(6)
Po wczorajszej setce do Toszka był pomysł żeby znów dziś pokręcić. Rano dostaję info, że nic z tego więc idę dalej spać. Budzą mnie kolejne propozycje, ale rozespany odmawiam - najwyżej sam coś zrobię.

I rzeczywiście ruszam w stronę Czechowic-Dziedzic. Nasz firmowy wyjazd już wkrótce, więc trzeba pooglądać trasy. Ruszam i... to chyba nie jest dobry pomysł. Czuję w nogach i ogólnie zmęczenie pod wczorajszym dniu. Do tego w wycieczkę zamierzałem wpleść trening - ciężko to widzę.

W centrum Zabrza widzę kolejkę do sklepu. No tak, pewnie jedyny otwarty w okolicy - dziś niedziela bez zakupów ;-)

Kawałek dalej pomnik Pstrowskiego.

Pomnik Pstrowskiego (w pamięci jeszcze długo taki będzie) © djk71

O, przepraszam, już nie Pstrowskiego - chłopa nie ma już tyle lat, ale i tak podpadł obecnym władzom. Na szczęście skończyło się na zmianie nazwy.

Odcinek od Przyszowic do Orzesza strasznie mnie męczy. Nic dziwnego, prawie 10 km ciągłego podjazdu, ruchliwa droga i nic ciekawego wokół :-( Krótka przerwa na banana w parku w Ornontowicach.

Amfiteatr © djk71
Molo prawie jak w Sopocie © djk71


Mijam Zgoń i... następuje prawie zgon... to efekt kilku kilometrów po fatalnej drodze leśnej do Branicy. Mimo, że jechałem na góralu, to ani opony, ani Branicka Maryjka, nic nie pomagało. Koszmarne kamienie.

Fatalna nawierzchnia © djk71

W końcu jest Łąka. Znaczy się Jezioro Łąka. No co poradzę, że tak dziwnie się nazywa...

Łąka (choć jezioro) © djk71

Potem wahanie gdzie dalej...

Gdzie teraz? © djk71

Kawałek dalej Zbiornik Goczałkowicki i mnóstwo ludzi i owadów. Szybko stamtąd uciekam.

Kolejna woda © djk71


Chwilę później następuje prawdziwy zgon. Mam dość. Na szczęście trafiam na pierwszą chyba po prawie 70 km czynną restaurację. Siadam. Rosół, rolada... itd.

Niedzielny łobiod © djk71

Potrzebowałem tego. Niestety wcale łatwiej się nie jedzie. I nie chodzi o nogi, które oczywiście czuję, ale o samopoczucie. Czuję się źle. Bardzo. Niby nie ma upału, a czuję się jakbym spędził cały dzień na plaży (czego nie znoszę). Albo jakbym się odwodnił. Ale piłem, pytanie, czy nie za mało...

Mijam tłumy na deptaku w Goczałkowicach i dojeżdżam do Pszczyny. To koniec. Skręcam do dworca. Na szczęście zaraz jest pociąg do Katowic. Stamtąd już jakoś dojadę. Kiedy okazuje się, że za chwilę będzie odjeżdżał pociąg do Zabrza, nie waham się ani chwili.

Teraz już tylko ostatnie 10 km. Jestem potwornie zmęczony. Muszę odpocząć.


Hiszpania - Przed deszczem

Środa, 28 lutego 2018 · Komentarze(2)
Wczoraj zamiast roweru było zwiedzanie oraz wieczorne bieganie, więc dziś znów rower. Tym bardziej, że zapowiadają od trzynastej deszcze...przez kilka kolejnych dni. Zaplanowane dwie trasy, próbujemy dłuższą. Ruszamy i po chwili zaczyna się podjazd. Już wiem, lekko dziś nie będzie. :)

Mimo to jadę, korekta siodełka po drodze i wspinamy się. Potem lekkie zjazdy i przed nami kolejny podjazd, którego prawie nie czuć. Nie wiem czemu tak jest, ale przyjemnie się jedzie...

Wąskie drogi, ale puste © djk71

Kolejny podjazd, zaczyna padać deszcz. Po chwili na rozjeździe decyduję się jechać dalej sam, niech Damian walczy z górkami, ja bym się dziś zajechał. Przestaje padać, ruszam swoim tempem, robiąc zdjęcia,ciesząc się dalej urlopem. 

Ot, kościółek przy drodze © djk71

Super zjazd, piękne widoki.

Jeszcze przed chwilą tam jechałem © djk71
Tak można mieszkać © djk71

Czas na lunch © djk71

Na dole jest mi mało, decyduję się jechać na zachód, w stronę Malagi.

Ruiny? © djk71

Ananas? © djk71

Wjeżdżam na chwilę do miasta, ale jak dla mnie za duży ruch i za dużo ludzi.

Ładny kościół © djk71

Pałac Kultury? © djk7

Decyduję się wracać.

W porcie © djk71

Niestety wymyśliłem sobie drogę wzdłuż morza i to nie był dobry wybór. 

Wyspa © djk71

Na przemian albo deptaki pełne ludzi, albo szutrówka, Jedynie przez chwilę fajna rowerówka.

Jakoś docieram do domu. Jeszcze kółko po miasteczku i kilka fotek.

Nasze miasteczko © djk71
Dziwne te drzewa © djk71
Obok domu © djk71
Nie wiem o co chodzi, ale intrygujące © djk71


Chwilę po powrocie zaczyna padać. i tak teraz ma być :(

Hiszpania - dzień 2 - jeszcze bardziej w góry

Poniedziałek, 26 lutego 2018 · Komentarze(3)
Po wczorajszym wyjeździe zastanawiałem się jak będzie dziś reagował organizm. Trasę wybraliśmy krótszą... ale sumarycznie z podobnymi przewyższeniami, czyli może być ciężej.

Rano zakupy, a potem ruszamy i po chwili wracamy. Skleroza nie boli, ale na szczęście daleko nie było. Najpierw wzdłuż wybrzeża, ale po kilku km odbijamy w góry. Ciepło, nawet bardzo, ściągamy rękawki i już zupełnie na krótko zaczynamy się wspinać.

Pogoda piękna © djk71

Początkowo nawet nam to sprawnie idzie, ale po chwili górki pokazują gdzie nasze miejsce. 

Cały czas w górę © djk71


Wspinamy się na jakieś 400 m, by po chwili cieszyć się zjazdem i oddać wszystko co podjechaliśmy. I... zacząć podjazd na ponad 600 m. 



OO ile pierwszy mnie zmęczył, to drugi mnie dobił. Wjechałem do końca, ale łatwo nie było. 

Widoki piękne © djk71

W nagrodę czekało nas kilkanaście km zjazdu i wspaniałych widoków. Gdybym był odważniejszy i nie ściskał tak mocno hamulców to pewnie prędkość maksymalna byłaby sporo wyższa niż te 60 km/h.

Hiszpania - dzień 1 - od razu góry

Niedziela, 25 lutego 2018 · Komentarze(3)
Choć wszystkie okoliczności przyrody mówiły nie, dałem się namówić bratu na urlop w Hiszpanii. Wybór padł na Rincón de la Victoria w Andaluzji. Mój pierwszy wylot z rowerem, do tego niezbyt sprzyjający czas na pakownie przed wylotem sprawiały, że nerwówka była do samego końca. Na szczęście żona pomogła mi ogarnąć pakowanie i koniec końców udało się dotrzeć do lotnisko w Modlinie.

W Maladze lądujemy jeszcze w sobotę przed północą, ale i tak czekamy trochę na wypożyczenie auta, a potem już na miejscu na gospodarza z kluczami. Zasypiam chyba około trzeciej. Leniwie wstajemy, składamy rowery i... w drogę. Prognozy pogody na najbliższe dni nie wyglądają zbyt optymistycznie, więc trzeba korzystać z każdej chwili. 

Cel na dziś to Competa. Daleko i wysoko jak na pierwszy dzień, ale jedziemy.

Wzdłuż wybrzeża © djk71

Całkiem przyjemnie, już zapomniałem jak się jeździ na cienkich oponach.

Ładnie tu © djk71


Prawie 20 km po płaskim, a potem się zaczyna zabawa. Podjazdy, długie, ale w miarę przyjemne.

A droga wije się © djk71

Mimo lekko zachmurzonego nieba, widoki robią wrażenie, szczególnie na mnie, jestem tu po raz pierwszy. Czasem trzeba się zatrzymać żeby pstryknąć fotkę (a przy okazji chwilę odpocząć). 

Aż chce się odpocząć © djk71

Każdy kolejny km podjazdu daje w kość, w pewnym momencie zaczynam czuć plecy, chwilę później Piotrek decyduje się skrócić trasę. Ja się chwilę waham, ale ostatecznie decyduję się jechać z Damianem. I teraz dopiero zaczynają się podjazdy ;-) Szczęśliwie udaje się jednak dojechać do celu i wypić zasłużoną kawę. 

Na miejscu © djk71


Przed nami zjazd. Zarówno na zjeździe, jak i przez całą drogę jestem pełen podziwu dla hiszpańskich kierowców, ich cierpliwości.

To nie tylko znaki... tu tak jeżdżą © djk71

Zjeżdżamy nad morze. Od Torre del Mar do domu zostało jakieś 18 km. Długie 18 km. czuje przejechane kilometry i mimo, że po płaskim i na szosie (prawie) to z trudem udaje mi się utrzymać prędkość 20 na godzinę.

Kończę przejażdżkę mocno zmęczony, ale zadowolony. Oby tak było dalej. :-) 

Jedno zdanie

Niedziela, 28 stycznia 2018 · Komentarze(2)
Po porannych 17 km przyszedł czas na rower. Nie wiem, czy to do końca przemyślane, ale zobaczymy jak zareaguje organizm.

O ile rano byłem zaskoczony relatywnie niskim tętnem przy bieganiu, to teraz mam problem w pierwszej części treningu utrzymać się w niskim pulsie. Udaje mi się to jadąc z górki albo pedałując na lekkim przełożeniu przy prędkości 10-15 km/h. Po pół godzinie zaczyna lać. Zakładam kurtkę. Chwilę później spotykam dawno niewidzianego Marcina. Z uwagi na trening i warunki pogodowe zamieniamy tylko kilka zdań i każdy mknie w swoją stronę.

W drugiej części treningu mam zmniejszyć kadencję i zwiększyć puls... to oznacza twardsze przełożenia. Łatwo nie jest, chyba się już przyzwyczaiłem do szybkiego kręcenia. Ale dzielnie walczę do samego końca.

Na ostatnich górkach czuję trening w nogach :-) To dobrze, tak ma być :-)

Wracam do domu i... cała radość z dzisiejszych treningów idzie się kochać.

Od trzydziestu lat jestem miłośnikiem punk rocka i jak to śpiewa jedna z kapel: Jestem punkowcem mam swój zwariowany świat,który jest dla was niepojęty. Mimo to życie nauczyło mnie że jednak nie zawsze warto mówić co się myśli, czy to w pracy, czy w domu. Czasem lepiej zostawić to dla siebie. Życie mnie tego nauczyło, ale czasem i mnie się coś wymsknie... jedno zdanie... Czasem to wystarczy...


Operacja Zakopane - dzień drugi

Piątek, 2 czerwca 2017 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Wczoraj pierwsza część ekipy firmowej (32 osoby) przejechała ponad 120km, aby dotrzeć do punktu pośredniego, czyli hotelu w Korbielowie. Dziś śniadanko i oczekiwanie na resztę grupy - kolejne 30 osób - która dotarła tu trochę "na skróty', czyli busem i autami, aby ruszyć na drugi etap naszej wycieczki już rowerowo.

O 10-tej pamiątkowe zdjęcie i ruszamy :-)

Etisoft bike team © djk71


Tym razem jesteśmy podzielni na cztery, nieco większe niż wczoraj, grupy. Ruszamy w krótkich odstępach, ale na podjeździe na Przełęcz Glinne i tak ekipy się mieszają. Każdy jedzie swoim tempem, a jest co podjeżdżać ;-)

Jesteśmy na granicy © djk71

U góry chwila odpoczynku i przed nami wielokilometrowy zjazd.

Przed nami zjazd po słowackiej stronie © djk71

W Namestowie krótka przerwa, czekają tu na nas wozy wsparcia z zapasem wody.

Chwilę później mamy kolejny postój, tym razem przymusowy. Adam, który dziś dołączył do naszej ekipy, pomny naszych wczorajszych awarii chciał się chyba mocniej zintegrować i też łapie kapcia. Typowy snejk, więc pewnie zbyt słabo napompowane koło.

Cienkie kółka też łapią awarie © djk71


Usuwamy awarię i ruszamy, by po chwili znów się zatrzymać. Jest gorąco, bardzo gorąco i okazuje się, że Alicja niefortunnie na postoju zostawiła rower i opona zdążyła się okleić mazią smoły, asfaltu, czy czegoś w tym stylu. Szybkie czyszczenie i możemy jechać dalej.

Jedziemy dalej © djk71


Krótka sesja fotograficzna, przy jeziorku :-)

Pięknie tu © djk71

Chwilę później, tuż przed Trzcianą czeka na ostry podjazd.


Jest podjazd, jest zabawa © djk71

Byłoby łatwiej gdyby... asfalt się nie kleił. Jedzie się koszmarnie.

Co to się tak klei? © djk71

Adam w walce z nawierzchnią daje z siebie wszystko i... zrywa hak :-( Widać, że bardzo chciał się z nami zintegrować...

Jak awaria, to na poważnie © djk71

To koniec dla niego? Nie... przecież mamy wsparcie. My ruszymy dalej, a naszemu pechowcowi po chwili zostaje dostarczony nowy rower :-)

Wjeżdżamy na drogę rowerową, która wiedzie aż do Nowego Targu.

Piękna rowerówka © djk71

Wjazd co prawda mocno ukryty, ale ten kto go odnajdzie może liczyć na fantastyczną nagrodę.

Che się jechać © djk71

Trasa zrobiona na nasypie dawnej kolejki jest zupełnie oddalona od drogi, jedzie się więc fantastycznie, a widoki są tak piękne, że nikt nie zauważa, że pokonujemy kolejne kilometry jadąc wciąż w górę.

Na trasie piękne mostki...

Kolejny mostek © djk71


... i wiaty gdzie można odpocząć.

Jest gdzie odsapnąć © djk71


Są też inne atrakcje

Droga krzyżowa? © djk71

Wszyscy się zachwycają panoramą i pstrykają setki zdjęć.

I zdjęcie © djk71
I jeszcze jedno zdjęcie © djk71
I grupowo © djk71

W końcu docieramy na obiad do Chochołowa. Zasłużyliśmy. Spotykamy tu pozostałe grupy. Posiłek bez pośpiechu, bo do mety mam już tylko ok. 22 km, a czas mamy bardzo dobry.

Z pełnymi brzuchami ruszamy dalej. Baliśmy się, że tuż po obiedzie nie będzie się chciało, ale po raz kolejny widoki sprawiają, że nikt nie myśli o zmęczeniu, czy podjazdach.

Jak tu nie jechać © djk71

No dobra, ten w Kościelisku dał się zauważyć, ale znów widok i późniejszy długi zjazd zrekompensował wszystko.

Już blisko © djk71


Przejazd do hotelu przez Zakopane znów pod górkę, ale teraz już chyba nikt tego nawet nie zauważył.

Jesteśmy w hotelu. Dwie grupy już na miejscu, jedna dojeżdża po chwili. Trochę później dojeżdża jeszcze dwójka naszych kolegów, którzy postanowili wystartować dziś o świcie z Gliwic, a wieczorem wprost na kolację dociera samotnie Andrzej.

Były dyplomy © djk71


Wieczór upływa pod znakiem wspomnień z trasy, opowieści i zastanawiania się gdzie i ile osób pojedzie w przyszłym roku. W tym roku trasa była 200 km (podzielona na dwa dni) i wystartowało ponad 60 osób. Aż się boimy myśleć, co będzie za rok ;)

Wielkie dzięki i brawa dla wszystkich, którzy z nami pojechali, którzy wspierali nas na trasie, i którzy sprawili, że ten wyjazd był możliwy. Do zobaczenia na trasie (może wcześniej niż za rok) :-)

I dziękujemy naszym kolegom za miły prezenty :-)

I prezenty © djk71







Do Żywca

Niedziela, 28 maja 2017 · Komentarze(7)
Uczestnicy
Wczoraj był jak dotychczas najdłuższy trening biegowy więc dziś postanowiłem odpocząć. Odpocząć i posiedzieć. Na siodełku rowerowym. :)

Dawno tego nie robiłem. Jako, że firmowy wyjazd do Zakopanego zbliża się wielkim krokami to trzeba było objechać ostatni nie sprawdzony odcinek trasy. Pierwotnie w planach był wyjazd tylko z Amigą, ale udaje namówić się jeszcze Waldka, z którym wkrótce zamierzamy trochę więcej pokręcić.

Nie ma czasu żeby zrobić całość trasy rowerem więc ruszamy autem do Goczałkowic. Tam już przesiadka na rowery i ruszamy. Ruszamy i... szok. Jest pięknie. Tak dawno nie kręciłem, że jestem po prostu zachwycony samym faktem jazdy. Do tego w tak pięknych okolicznościach przyrody.

Siadamy na rowery i od razu przed nami góry © djk71
I nasze "morze" © djk71

Góry, woda, las... droga... pięknie...

Niektóre odcinki trasy korygujemy na bieżąco, inne skorygujemy w drodze powrotnej.
Przejeżdżamy przez Bielsko...

Kościołów po drodze wiele © djk71
Dziś stadion pusty, Podbeskidzie gra w Zabrzu © djk71

Zaglądamy oczywiście do knajpki gdzie czekać ma na nas obiad...

Dziś tu pusto © djk71

Po drodze podjazdy i zjazdy.

I kolejny kościół © djk71

I lądujemy w Żywcu.

Centrum Kultury © djk71

Przed samym Rynkiem upewniam się czy jadę właściwą drogą wołając do chłopaków: Tędy? Tak, tędy - odpowiadają mi nieznani ludzie. Okazuje się, że jesteśmy na trasie triathlonu i wzięto nas za zawodników :-)

Spóźniliśmy się na start © djk71
Na Rynku tłumy © djk71

Krótka wizyta w parku.

Mam nadzieję, że żona nie będzie zazdrosna © djk71
Chiński domek © djk71
Kaczki pozują © djk71


I obiad w knajpce, w której gościliśmy 5 lat temu po pamiętnym podjeździe na Hrobaczą Łąkę ;-)

Czas goni, trzeba wracać.

Chce się jechać © djk71

Powrotna droga wydaje się być dużo ciekawsza.

Był już dziś kościół? © djk71

Po powrocie trzeba będzie poskładać ostateczną wersję śladu trasy do Zakopca.

Widoki wynagradzają wysiłek © djk71


Kolejny piękny dzień. Tylko słońce mnie spaliło nieco zbyt mocno.

Oj ciepło dziś było © djk71

Ale co tam, ważne, że w końcu pojeździłem. I to w świetnym towarzystwie, po fantastycznych terenach.


Sylwestrowy Rajd i Podsumowanie 2016

Sobota, 31 grudnia 2016 · Komentarze(7)
Zwykle w ostatnim dniu roku jest tu tylko podsumowanie, dziś jednak nie sposób choć w dwóch słowach nie wspomnieć o Rajdzie Sylwestrowym, na który jakimś cudem się załapałem :-)

Start przy minus pięciu, rześko. Z Rokitnicy jedzie nas już siódemka, a na miejsce startu docieramy w piętnastoosobowej grupie. Na miejscu czeka już spora grupa, a z każdą minutą docierają kolejni rowerzyści. W sumie zbiera się nas 65 osób. Fajnie zobaczyć dawno niewidziane twarze, choć większość osób jest mi obcych.

Pamiątkowe zdjęcie pod pomnikiem przed kopalnią Makoszowy.

Krzywo, ale tak wyszło :-) © djk71

Kopalnią, która po 110 latach wczoraj wydobyła ostatnią tonę węgla. Szkoda :-(

To już koniec kopalni © djk71

Ruszamy spokojnym tempem w kierunku naszego dzisiejszego celu jakim jest Rybaczówka.
Na miejscu już czeka Amiga.

Z kiełbaskami © djk71

Pieczemy kiełbaski...

Jest ogień, są kiełbaski © djk71

... leje się szampan bezalkoholowy ;) Chyba, bo niektórym po nim przyszła chęć na polowanie...

Mięsko? © djk71

Jest czas rzucić okiem na stojące i leżące rowery...

Jest wesoło, nawet rowery się uśmiechają © djk71

Wiosna idzie © djk71

Niektórym rowerom było zimno © djk71

Rower odświętny © djk71

Niektórzy przyjechali chyba na niezbyt kompletnych ;)

Czego tu brakuje? © djk71

Nie tylko rowery były odświętne :-)

Jak Sylwester to Sylwester © djk71

W końcu czas wracać.
Po drodze jeszcze rzut oka na bunkier Obszaru Warownego Śląsk.

Przez okienko © djk71

I wracamy do domu. Co rusz, to ktoś skręca w stronę domu. My żegnamy się w Rokitnicy. Mam wrażenie, że nikomu się nie chce rozstawać... To był miło fajnie spędzony dzień. Dobrze zakończony rok.

A teraz czas na podsumowanie tego co się działo w całym roku.


Podsumowanie roku 2016

"Nie tak to miało wyglądać... Oby przyszły rok był choć trochę lepszy. Czego sobie i Wam życzę!
Mam nadzieję, że do zobaczenia, tak tu, jak i gdzieś na trasie.
"

Powyższym zdaniem zakończyłem ubiegłoroczne podsumowanie roku. Tym samym mogę też zakończyć tegoroczne. Nic się nie zmieniło, żeby nie powiedzieć, że było gorzej.

Styczeń
Nic się nie działo pozytywnego. Klika przejażdżek po okolicy.

Misiu na lodowisku © djk71

Luty

Pustka... zero aktywności... jakiejkolwiek...

Marzec

Jak w styczniu, klika krótkich przejażdżek. Zerwany hak... Wszystko się rwie, sypie...

I po haku :-( © djk71

Kwiecień
Prawie 600km, szaleństwo...

W tym firmowy wyjazd na Nikiszowiec

I w drogę © djk71

oraz ciężki start w Nadwiślańskim Maratonie na Orientację

U góry jest asfalt © djk71

Maj
Najbardziej aktywny miesiąc w roku.
Testowanie trasy i firmowy wyjazd do Wisły (57 osób na ponad 100-km trasie) oraz powrót.

Pamiątkowe zdjęcie © djk71

Fajny start na Orient Akcji.

Głaz © djk71

I wreszcie niesamowity wyjazd do włoskiego Bormio.

Uwielbiam te kościoły © djk71
Tak wysoko jeszcze nie byłem © djk71

Czerwiec
Początek czerwca to ciąg dalszy włoskiej przygody, w tym mi.in. objazd Lago di Garda.

Droga wije się © djk71

Tu też ładnie © djk71

... i przede wszystkim wjazd na Passo dello Stelvio ;-)

I jeszcze serpentyny © djk71

Zrobiłem to! © djk71

Był też fatalny start w upale na Bike Oriencie.

Jak wyznaczyć trasę © djk71


Były miejsca gdzie było płyciej :-) © djk71

Lipiec
Kolejny miesiąc to poszukiwanie punktu G na Tropicelu :-)

Łatwo nie będzie © djk71

Sierpień
Przełom lipca i sierpnia to urlop nad  morzem.

Jestem nad morzem © djk71

i fatalny start na KoRNO

Tak będę leżał © djk71

Wrzesień
Powrót na basen i jedna dłuższa wycieczka treningowa przed zawodami z Alicją.

Wóz strażacki © djk71

Październik
Ciąg dalszy walki z pływaniem

Analiza wideo © djk71

Start dla zabawy na Bike Oriencie

Punkt pod skałą w Mirowie © djk71

Fajna zabawa na trasie przygodowej Silesia Race

Ale fajnie © djk71

I ambitna walka na kolejnym Tropicielu

Pamiątkowe zdjęcie przed startem © djk71

I znów jakiś obcy teren © djk71

Listopad
Cały miesiąc to właściwie jeden weekend w Żarach, a tam drugi w życiu bieg (?) na 10km

Na mecie © djk71

I przejażdżka w świetnym towarzystwie po Zielonym Lesie :-)

Piec? © djk71

Grudzień
Ostatni miesiąc roku to zasadniczo kolejna próba powrotu do biegania, dalsza walka z pływaniem i dzisiejsza wycieczka.

Płonie ognisko © djk71



"Nie tak to miało wyglądać... Oby przyszły rok był choć trochę lepszy. Czego sobie i Wam życzę!
Mam nadzieję, że do zobaczenia, tak tu, jak i gdzieś na trasie.
"



Tropiciel 21, czyli nie boimy się ASF

Niedziela, 30 października 2016 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Na kolejnego Tropiciela zapisujemy się w składzie identycznym jak na ten w Miasteczku Śląskim. Niestety w związku z afrykańskim pomorem świń (African swine fever, ASF) - jakkolwiek by to nie brzmiało - termin zawodów zostaje zmieniony. Nowa data to początek długiego weekendu i wielu osobom to nie odpowiada, naszym koleżankom z zespołu również. Szkoda, bo ostatnio świetnie się bawiliśmy. Szczęśliwie w firmie, jak być może pamiętacie, mamy trochę osób jeżdżących na rowerach i szybko udaje się uzupełnić zespół. Dołącza do nas Krzysiek i Marcin.

Ruszamy z Gliwic w sobotni zimny i deszczowy wieczór. Pogoda potworna, brakuje jeszcze tylko śniegu. Mamy mieszane uczucia, co rusz w żartach padają pomysły dlaczego można by zrezygnować ze startu :-) Oczywiście to tylko żarty. Choć pogoda z każdą chwilą coraz gorsza. Na szczęście kiedy dojeżdżamy do Karłowic w opolskim (choć jeden z nas był przekonany, że jedziemy do Wrocławia :-) to przestaje padać. Chociaż tyle. :-)

Parkujemy, odbieramy zestawy startowe i mamy około godziny na przebranie się i przygotowanie rowerów.

Co z tego zabrać na trasę © djk71

Okazuje się, że czasu jest na styk. Na dzień dobry łamię mocowanie mapnika, na szczęście Amiga - nawet nie wiem kiedy - mocuje go przy użyciu taśmy. Zobaczymy czy wytrzyma całą trasę.

Start
Startujemy o godzinie 0:15.

Pamiątkowe zdjęcie przed startem © djk71

Na starcie okazuje się, że mapnik Marcina jest źle zamocowany. Nie ma już czasu na poprawy, mapnik zostaje u organizatorów. Odbieramy mapy, okazuje się, że dziś również punkt G nie jest zaznaczony na mapie, trzeba będzie go wyznaczyć na podstawie wskazówek, które otrzymamy na innych PK. Wytyczamy trasę do znanych punktów i ruszamy.

Endomono włącz!!! © djk71


PK H - wiata przy leśnej drodze

Do pierwszego punktu droga wiedzie asfaltem, jedynie na samym końcu wjeżdżamy do lasu. Żeby zaliczyć punkt czeka nas krótki test ze znajomości ssaków i ptaków. Nie stanowi to dla nas większego problemu :-)

PK C - skrzyżowanie leśnych dróg
Rzut oka na mapę i ruszamy dalej. Na kolejnym punkcie czeka nas trochę hazardu. Gramy w oczku. Krzysiek ma szczęśliwą rękę i od razu w pierwszym rozdaniu trafia 21 :-)

Karty - to lubię © djk71


PK J - skrzyżowanie leśnych dróg
Do kolejnego punktu decydujemy się jechać przez Roszkowice. Kończą się zabudowania, chwila wahania, bo poprzedni zawodnicy pojechali w prawo, ale my z pełnym przekonaniem ruszamy prosto. W pewnym momencie droga zakręca na zachód, a przecież my powinniśmy jechać na wschód. Coś jest nie tak. Mała korekta i wciąż nie tak bo są... tory. Wracamy do skraju zabudować. Już wiemy, mieliśmy skręcić w lewo. Na mapie jest jedna droga mniej niż w rzeczywistości, a my zapomnieliśmy spojrzeć na kompas na rozjeździe :-( Dwa kilometry i parę minut gratis :(

Na punkcie mamy pokazać jak wygląda jedna z pozycji do lotu w tunelu aerodynamicznym i odpowiedzieć gdzie znajduje się najbliższy taki tunel. To drugie było prostsze, co do pierwszej części zadania mam obawy, ale Krzychu już jest gotowy do lotu ;-)

Gotowy do lotu © djk71


PK F - do odnalezienia na zaznaczonym obszarze
Kolejny punkt jest ukryty nieco z dala od drogi, ale udaje się go namierzyć bez problemu. O dziwo tu nie ma żadnego zadania. Dowiadujemy się tylko, że jednego z kolejnych punktów będziemy szukać długo :-)

PK Y - wiata; przy leśnej drodze
Punkt nieco oddalony, można się tu dostać różnymi drogami, my chcąc nieco odpocząć wybieramy asfalt, dopiero końcówka leśną drogą. Temperatura cały czas około 6 stopni. Na punkcie dowiadujemy się, że jakimś cudem przekroczyliśmy ocean i jesteśmy na terytorium Kanady.

Kanada? © djk71

Rozpoznajemy wiszące za wiatą kawałki drzew i...

Co to za drzewo? © djk71

... gęsim piórem podpisujemy cyrograf i, o ile dobrze pamiętam, zaciągamy się na statek :-) Ale tylko na 6 lat.

Cyrograf podpisany © djk71


PK X - bunkier
Następny punkt jest bez obsługi, za to nieco ukryty w lesie. Odmierzamy właściwie odległość i pozostaje nam tylko odnaleźć bunkier. Z doświadczeń wiemy, że może być gdzieś pod nogami trudny do zauważenia w ciemnym lesie, ale tym razem jest inaczej. Marcin znajduje dużą budowlę z lampionem i perforatorem.

PK A - skrzyżowanie leśnych dróg
Cały czas chłodno, ale tego nie czujemy w trakcie jazdy, na szczęście wciąż nie pada. Na kolejnym punkcie planujemy mały popas i... dobrze trafiamy bo wita nas jakiś rzeźnik ;-)

Łatwo nie będzie © djk71

Kiedy ja zmieniam baterie w czołówce chłopaki zanurzają ręce w jakiś pudełkach ponoć pełnych robaków i szukają klocków, z których potem układają harcerską lilijkę.

PK B - skrzyżowanie leśnych dróg
Na tym punkcie zajmujemy się chorym Kamilem. Co prawda nie wiem w jakim celu robimy przysiady dźwigając 100-kg chłopa, ale bez tego nie zaliczą nam punktu :-)

Kamil zaniemógł © djk71

PK D - ambona,; skrzyżowanie leśnych dróg
Ruszamy na wschód, ale droga jest kiepska i szybko decydujemy się wracać drogą, którą przyjechaliśmy. Na punkcie, jako kapitan, zostaję wysłany z kartą na ambonę (średnio się wspina po drabinie w SPD-kach.

I znów jakiś obcy teren © djk71

Marcin idzie do lasu walczyć z terrorystami.
Krzyś uzupełnia płyny...

Czas na łyka czegoś ciepłego © djk71

A Amiga...

Amiga... bez komentarza... :-) © djk71

Marcin pokonuje wszystkich więc ja mogę ponownie wspinać się po kartę i podpowiedź.

Okazuje się, że dostajemy kartkę gdzie na dwóch stronach mamy proste sudoku. Rozwiązujemy je i mamy wyliczone azymuty z punktu D i E do punktu G. Nanosimy na mapę i nie podoba  nam się to. Próbujemy ponownie i znów punkt wychodzi w dziwnym miejscu. Trudno, kiedy jednak mamy ruszać obsługa kiwa głową, że to na pewno jest źle. :-(

Spoglądam raz jeszcze i... wszystko jasne. Zamieniliśmy azymuty miejscami. Teraz punkt wydaje się być w bardziej prawdopodobnym miejscu. Kilkuminutowy postój sprawił, że ostygliśmy i zrobiło się nam nieco chłodno.

PK G - (ukryty, do odnalezienia)
Trafiamy do punktu i okazuje się, że jesteśmy w Sherwood.

Ponoć szeryf z Nottingham znów się rządzi © djk71

Czeka na nas łuk.

Trafię, czy nie? © djk71

Tym razem idzie nam trochę gorzej, ale Amiga zalicza punkt wypijając magiczną miksturę :-)

PK E - skrzyżowanie dróg leśnych
Punkt obstawiany przez harcerzy, więc czeka nas zmaganie się z węzłami. Mamy od tego specjalistę - Krzysiek nie ma z tym żadnego problemu.

Węzły. to lubię :) © djk71


PK I - leśna droga
Przed nami ostatni punkt. Żeby go podbić musimy przy użyciu lin złapać perforator i wynieść go poza ogrodzony obszar. Sprawna współpraca sprawia, że dziurkacz jest szybko w naszych rękach.

Łowienie linami © djk71


Meta
Do mety docieramy około 6:30 starego czasu, bo wg takiego odbywa się impreza, czyli jakieś 45 minut przed końcem limitu. Zmęczeni i zadowoleni. Mimo drobnych błędów, chłodu, zmęczenia świetnie się bawiliśmy. Tytuł Tropiciela nasz :-)

Odstawiamy rowery, przebieramy się, idziemy coś zjeść - czeka na nas gorący żurek i kiełbaska i pora się choć na chwilę położyć. Na sali jest rześko - termometr wskazuje 13,5 stopnia - to chyba żeby nie doznać szoku po trasie :-)

Czas odpocząć © djk71

Śpimy jakieś 1,5 godziny i budzimy się. Wkrótce zakończenie.

Zakończenie
Prezentacja najlepszych zespołów, dowiadujemy się o ile musimy poprawi czas na kolejnych zawodach (o sporo)  ;-)  W trakcie losowania udaje mi się wylosować zestaw map i innych pamiątek. Amidze również dopisuje szczęście - czeka nas jeszcze kolejna zabawa :)

Mamy szczęście w losowaniu © djk71

Pakujemy karimaty, śpiwory i ruszamy w drogę powrotną do domu. Było pięknie, szkoda, że to już koniec, ale na wiosnę... :-) Dzięki Panowie, że wspólną walkę i świetną zabawę!