Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:11306.17 km (w terenie 4494.24 km; 39.75%)
Czas w ruchu:855:39
Średnia prędkość:13.60 km/h
Maksymalna prędkość:71.63 km/h
Suma podjazdów:23143 m
Maks. tętno maksymalne:204 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:136454 kcal
Liczba aktywności:269
Średnio na aktywność:42.35 km i 3h 11m
Więcej statystyk

Parkowe Hercklekoty

Niedziela, 16 lutego 2020 · Komentarze(2)
Po wczorajszym rowerze nie do końca byłem przekonany do dzisiejszego biegania. No ale co było robić skoro pakiet już odebrany. W planach był bieg poniżej godziny, ale w zaistniałej sytuacji postanowiłem po prostu pobiec bez spinania się...

Kolejne moje Hercklekoty. To termin wieloznaczny-  Tych co nie wiedzą co to znaczy to zapraszam do lektury ;-)

Ładny medal © djk71


Na start tradycyjnie przyjeżdżam w towarzystwie żony. Trochę się obawia, że chce biec na krótko, ale przecież zakładam rękawki :-) Poza tym jest ciepło. Około 8 stopni - w lutym - super.

W ciekawym towarzystwie © djk71

Na starcie spotykamy Agnieszkę z naszego teamu z mężem. Oczywiście zdjęcie na ściance musi być :-)

Jakieś motto musi być © djk71

Chwilę później spotykamy kolejną Agnieszkę, chwila rozmowy i rozgrzewka. Niestety mimo, że jak zawsze świetnie prowadzona, to taneczne rytmy i figury nie do końca mi pasują :) Przygotowuję się po swojemu :-)

Wybija 10:00 i ruszamy na dwie pętle po 5 km.

Czas.... Start © djk71

Chciałem zacząć wolniej, ale jak zwykle w tłumie, nie bardzo mi się to udaje. Zwalniam, ale wciąż za szybko. Po chwili łapię tempo, które wydaje mi się, że mogę dociągnąć do końca. Na szczęście nie ma śladu wczorajszego bólu ud. Póki co.

Pierwsza pętla się kończy © djk71

Pierwsza pętla szybko mija. Tempo jest ok. Tętno też. Niestety na początku drugiego okrążenia zaczynam czuć zmęczenie. Na szczęście jest tu płasko. Próbuję uspokoić oddech i biec dalej swoje.

Etisoft na drugiej pętli © djk71

Ósmy  dziewiąty kilometr wydaje się być lekko pod górę. Trochę wolniej, ale wciąż jest dobrze. Na tyle, że na ostatnim odcinku udaje się nawet przyspieszyć. 58:08. Jak dla mnie to bardzo dobry czas.

Jest poniżej godziny © djk71

Znów się udało © djk71

Chwilę przede mną wbiegł na metę Tomek, a po chwili jedna Aga i druga. Wszyscy poniżej godziny. Jest ok.

Jest i Aga © djk71

Oczywiście pamiątkowe zdjęcia.

Zrobiliśmy to © djk71

Pamiątkowe zdjęcie © djk71

Z medalami na szyjach © djk71

I jeszcze z żoną © djk71

i... kawa. Jest nawet Americana + ex. espresso. Tego mi trzeba było. Można wracać do domu :-)


Everest Run czyli najdziwniejszy bieg w życiu

Niedziela, 9 lutego 2020 · Komentarze(5)
Całe życie z Wariatami!!! Czyli jak to było z najdziwniejszym z dotychczasowych biegów.

12 stycznia - biegnę dla WOŚP.

13 stycznia - Idę do lekarza - strzeliły plecy :-(

13 stycznia - Adam zagaduje o Marriot Everest Run - pierwszy raz o tym słyszę. Bieganie przez 24 godziny po schodach w hotelu Marriot. Są jeszcze ostatnie miejsca dla 4-osobowych sztafet. Bez sensu - przecież właśnie poszły w diabły wszystkie moje plany urlopowe, przecież nie jestem w stanie siedzieć, leżeć, a zawody... 8 lutego!!! Za 4 tygodnie. Przecież nigdy ani ja, ani nikt z nas nie biegał po schodach. Po 24 sekundach ciężkich rozważań zgadzam się :-)

14 stycznia - Zaczynam wątpić w moją decyzję. Ledwo się ruszam. Adaś namawia - nie ma obowiązku żeby wszyscy zawodnicy biegli tyle samo, mogę raz wbiec, a potem będę służył jako wsparcie... Ja zwijam się z bólu, a żona... namawia mnie żebym wystartował!!! Czy ja mam jeszcze kogoś normalnego w swoim otoczeniu?
Tego samego dnia jeszcze jesteśmy zapisani :-)

26 stycznia
- Po dwóch tygodniach faszerowania się lekami i zabiegów fizjo ruszam na siłownię. Pierwszy trening na schodach (166 pięter) Daje nieźle w kość. Na szczęście plecy spoko. Zawody za dwa tygodnie - kupa czasu :-)

Potem jeszcze trzykrotnie udaje się poćwiczyć na schodach na siłowni (210 / 336 / 252 piętra)

4 lutego postanawiam pobiegać i ocieram nogę - świetnie - na cztery dni przed zawodami :-(

7 lutego - ruszamy wraz z Tereską i Adamem do stolicy. W ostatniej chwili wykrusza nam się czwarty zawodnik, na szczęście udaje się na ostatnią chwilę namówić Martę, która jest na miejscu i biega ultra. Zawody trwają 24h więc to chyba dobry wybór :-)

Tu spędzimy najbliższe 24h © djk71

Odbieramy pakiety startowe, meldujemy się w hotelu i idziemy coś zjeść.

W biurze zawodów © djk71

Ładny kubek © djk71

Nie ma już czasu na zwiedzanie stolicy, wracamy do pokojów i szybko idziemy spać. Przed nami ciężki dzień.

8 lutego - dzień startu

6:15 - pobudka, śniadanie i wybór tego co ubieramy, co bierzemy ze sobą, a co oddajemy do depozytu.

8:00 - jesteśmy w Marriocie. Spotykamy Martę, wyjaśniamy w biurze zawodów zamianę zawodników, choć wcześniej było to zgłoszone. Tracimy trochę czasu, ale ostatecznie wszystko jest załatwione. Oddajemy rzeczy do depozytu i idę szukać miejsca do rozłożenia się na starcie.

Depozyt jest ładnym miejscu © djk71

Startujemy w piwnicy, czy jak to ładniej nazywają organizatorzy na poziomie -1 :-) Na miejscu surowo i diabelnie zimno. Nie do końca wiem którędy będziemy biegli z windy na schody więc na czuja wybieram jakieś miejsce.  Przychodzi Tereska i słusznie zauważa, ze tam zamarzniemy. Chwila trwa wybieranie innego miejsca, ostatecznie lądujemy prawie przy wejściu na schody.

8:45 - Prawie gotowi do startu.

Gotowi do startu © djk71

Po chwili krótka odprawa i za moment rusza pierwsza grupa. Zawodnicy startują falami (o ile dobrze kojarzę, wg kolejności zapisów). O 9:00 pierwsza pięćdziesiątka oraz sztafety, których jest tym razem 22. Godzinę później dołączą 34 osoby, o 11:00, 12:00 i 13:00 kolejne grupy. Łącznie w tym samym czasie będzie na schodach maksymalnie ok. 200 osób. Wszyscy kończą w niedzielę o 9:00. Warto było więc zapisać się jak najwcześniej, albo startować w sztafecie, wówczas ma się do dyspozycji pełne 24 godziny.

9:00 - Startuje Adam.

Trzy, dwa, jeden... start... © djk71

Biegnie z poziomu -1 na 41 piętro, czy łącznie 42 piętra i powrót windą. Kiedy zjedzie może biec kolejny raz, albo przekazać chipa, którym logujemy na górze zdobycie szczytu, kolejnej osobie ze sztafety. To od samych zawodników zależy jaką przyjmą strategię. My decydujemy się biec na zmianę, po naszym kapitanie ruszę ja, a potem Tereska i Marta.

Wyniki są publikowane na żywo więc nie tylko znajomi mogą nas śledzić, ale również my wiemy, czy nasz zawodnik jest już u góry i czy kolejna osoba ma się przygotowywać od startu.

Adam po 9 minutach jest na górze, zjeżdża na dół i ja przejmuję pałeczkę (a dokładniej mówić chipa). Ruszam i jest ciężko. Sam nie wiem, czy biec, czy szybo iść. Próbuję jednego i drugiego, ale szybko się okazuje, że wbiegnięcie na 42 piętra jest prawie niemożliwe (albo możliwe tylko dla wybrańców).

Klatka wąska, bez ani jednego okna, lekko klaustrofobiczna.

Niezbyt tu szeroko © djk71

Przed szczytem zaczyna mi się kręcić w głowie, a w płucach czuję ogień. Dobrze, że na górze jest wodopój. Tylko trzeba mieć własny kubek. Na szczęście czytałem regulamin i mam ;-)
Chwilę czekam na windę. Zjeżdżam, przekazuję chipa Teresce i... idę umrzeć...

Nie wierzę, że zdobędziemy Everest. To konieczność zaliczenia 65 wejść na szczyt hotelu. Ja po pierwszym mam dość. Ruszają dziewczyny, potem znów Adam i ja... i znów dziewczyny i tak w kółko...

Zaliczamy kolejne wierzchołki:
09:31 - Empire State Building - Nowy Jork, USA
09:41 - Petronas Towers - Kuala Lumpur, Malezja
09:51 - Łysica - najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich
10:38 - Gubałówka - najwyższy szczyt obciachu :-)
10:51 - Tarnica - najwyższy szczyt Bieszczad
11:15 - Śnieżka - najwyższy szczyt Karkonoszy

Jest co zdobywać © djk71


W międzyczasie podchodzi do nas ekipa telewizyjna.

Mamy celebrytkę © djk71

Kolejno robią wywiad z wszystkimi po kolei.
I o dziwo po południu już jesteśmy w TV. Co prawda w publicznej, ale czego się nie robi dla sławy.
Zobaczcie sami od 18 min 30 sek.
 
12:00 - Jest Kasprowy Wierch. Po trzech godzinach mamy 15 wejść ma 42 piętra. Jest dobrze :) Nie jest łatwiej, ale jakoś idzie (bardziej idzie, niż biegnie).

Na klatce © djk71


13:00 - 18 wejść za nami. Już wszyscy zawodnicy na trasie. Straszne kolejki do windy.

Kolejka na schodach © djk71

Czeka się chyba z 10 minut, czyli dłużej niż wchodzi. Najgorszy jest moment kiedy winda nadjeżdża, już prawie wchodzisz, a odliczający wolontariusz mówi stop, Ty następną ;-(

Kolejka w korytarzu © djk71


13:20 - Rysy - Najwyższy szczyt w Polsce
Cały czas dociera do nas mnóstwo życzliwych słów od naszych przyjaciół.

13:39  - Gerlach - Najwyższy szczyt Tatr
Staramy się na bieżąco relacjonować co się dzieje na FB.

14:17
- żona mi donosi, że zaliczyliśmy Pobiedę - najwyższy szczyt Gór Czerskiego w azjatyckiej części Rosji.

15:00 (chyba) - koleżanka dostarcza nam pizzę. Dziękujemy Anetko!
Jest cudownie :-) Nie podzielają tego uczucia chyba inni zawodnicy przebiegający obok nas, których nozdrza musi drażnić zapach naszego przysmaku...

16:47 -  za nami 30 wejść :)

17:45 - 33 wejścia, czyli połowa Everestu za nami!!! Zaczynamy wierzyć, że damy radę zaliczyć najwyższy szczyt świata.

18:42 -  Mamy Mont Blanc!!! Najwyższy szczyt Europy. Za nami 36 wejść.
Przed dwudziestą dociera do nas mój Brat. uzupełnia nam zapasy niknącej w oka mgnieniu wody oraz przynosi trochę innych różności: przepyszne ciacho, grizzini żeby mieć jakąś odmianę od słodkości, a nawet... makrele... :-)

Jemy wszystko © djk71

Obserwując innych zawodników, w tym tych najlepszych widzimy, że każdy ma własny jadłospis i... w większości przypadków żaden dietetyk by tego nie pochwalił ;)

20:23 - Elbrus - najwyższy szczyt Kaukazu. (42 wejścia), dziewczyny poszły na obiad i basen, napieramy z Adamem sami :) Najpierw Adam biegnie trzy razy pod rząd, potem ja, na szczęście przed moim trzecim wejściem Marta przejmuje pałeczkę. Tak jest jednak ciężej.

Ten napis widzieliśmy mnóstwo razy © djk71

20:47 - Klimandżaro - najwyższy szczyt Afryki - Teraz jakoś szybko szczytujemy  :-)
Już prawie 12 godzin za nami. Sami nie wierzymy jak ten czas szybko leci. Pewnie mimo tego, że siedzimy w piwnicy, panuje tu fantastyczna atmosfera. Wszyscy są uśmiechnięci, cieszą się z byle czego... A może tak po prostu wygląda dom wariatów?

21:09 - McKinley - najwyższy szczyt USA.
Teraz my odpoczywamy chwilę, a dziewczyny biegną. Niestety na obiadokolację dostaje nam się tylko suchy makaron ;-( Kiepsko.

21:17
- Aconcagua - najwyższy szczy Andów. Szczun dla strażaka który biegł z dodatkowym 16 kilogramowym obciążeniem.

Szacun się należy © djk71

23:30 - mamy już 56 wejść, Everest coraz bliżej :). O dziwo jesteśmy na piątym miejscu, ale do końca jeszcze trochę...

00:00
- Północ, 15 godzin za nami, jeszcze 6 wejść do Everestu. Mimo późnej pory nie czujemy zmęczenia, ani zbytniej senności.

00:57 - po 16 godzinach wspinaczki zaliczyliśmy zimowe wejście na K2 :)

01:08 - Mount Everest !!!! - 16h i 8min. i 8 sek. wspinaczki - tyle zajęło nam zdobycie Mount Everest!!! Mamy to!!!

Tak się bawili niektórzy na ostatnim kółku, nie my © djk71

2:30 - nie skończyliśmy :) Przez chwilę bałem się, że po zdobyciu podstawowego celu spadnie nam morale, ale tak się nie stało. Biegamy dalej, 72 wejścia za nami. Awansowaliśmy na 4 miejsce.

W holu głównym hotelu wyniki online © djk71


3:55 - 80 wejść, 123% normy. Pozostało 5 godzin. Biegniemy do końca. :) Udaje mi się przymknąć oko chyba na jakieś 10-15 minut ale ratownik mnie budzi, bo... nie widzi moich oczu... Nie brnę dalej... :-)


Motywacyjne teksty? © djk71

5:00 - za nami 86 wejść, w każdym zaliczone 42 piętra, czyli łącznie za nami 3612 pięter.
Jest moc.

Niby tak :-) © djk71

Awansowaliśmy na 3 pozycję. Ale trzeba jeszcze walczyć przez 4 godziny.

6:15
- Mamy 92 wejścia, 12 558 m n.p.m. :)
Coraz ciężej, pierwsze skurcze, niepokoje w żołądkach, ale walczymy o utrzymanie 3 miejsca. Jeszcze tylko 2:45 czasu do końca.
Zaglądam do masażystów, bo czuję jakieś napięcia w łydkach, ale jest kolejka. Odpuszczam.

To ważna wskazówka! © djk71


7:00 - 96 wejść, 4032 pięter. Już wiemy, że zaliczymy sto wejść!!!

7:50 - i.... Mamy SETKĘ !!!! Niemożliwe nie istnieje :)

Mamy 100 wejść!!! © djk71


Ktoś tu napisał coś o nas © djk71

Zostało nam trochę ponad godzinę, walczymy jeszcze o.... drugie miejsce!


8:48- Tereska kończy swoją rundę

Ostatnia rundka za Tereską © djk71

Ostatni raz biegnie Marta.

8:59 - Marta kończy swój bieg. Za kilkanaście sekund zamykają wejście na schody. Krzyczymy: Leć jeszcze raz! Nie bardzo chyba wie czy żartujemy, czy nie, ale już wszyscy krzyczą więc... leci ;-) Jest wielka!

My w tym czasie robimy fotkę z najlepszymi :)

Fotka z mistrzami © djk71

9:00 - Mamy to!!!! Znacznie powyżej oczekiwań.

Totalni debiutanci, nie biegający wcześniej po schodach, zaliczają 107 wejść, 4494 pięter, meldują się na wysokości 14 605,5 m n.p.m., wykonują 165,07% normy i zdobywają 2 miejsce wśród sztafet!!!


Mamy drugie miejsce © djk71

Jeszcze w to nie wierzymy!!!!
Idziemy oddać chipa i odebrać należne nam medale :-)

Z medalami i certyfikatami © djk71

Zrobiliśmy to. Jesteśmy super zadowoleni, ale do końca nie jesteśmy w stanie powiedzieć dlaczego. Przecież ten bieg jest bez sensu... W kółko, jak chomiki, bez widoków, momentami bez tlenu... Nawet kibiców nie ma, bo nie ma tu dla nich miejsca...
Zupełnie bez sensu. A jednak jesteśmy zadowoleni. Czy tu wrócimy... Dziś powiedziałbym, że nie. Pewnie wyzwaniem byłby start solo, ale na to chyba nikt z nas nie jest gotowy. A jak będzie naprawdę? Miesiąc temu gdyby ktoś mi powiedział, że tu wystartuję to bym go wyśmiał. A zrobiłem to i jestem zadowolony. Bardzo. Więc... zobaczymy.

Zrobiliśmy to! Powyżej oczekiwań! © djk71

Próbowałem jakoś zarejestrować aktywność w zegarku, niestety mój nie ma opcji schody i nawet nie ma możliwości zainstalowania takiej, więc próbowałem użyć jakiejś aplikacji do chodzenia, ale zapominałem ją uruchomiać, pauzować i ostatecznie zrezygnowałem. Tak więc nawet nie ma czym się pochwalić na Endomondo, czy Stravie... :-)

Dziękujemy wszystkim za wsparcie, doping, trzymanie kciuków i wszystko inne :)

WOŚP Bieg Orkiestrowy

Niedziela, 12 stycznia 2020 · Komentarze(0)
Finał WOŚP, czyli coś czego nie można opuścić. Od wielu lat aktywnie, kiedyś rowerowo, ostatnio biegowo. W tym roku podobnie jak rok temu postanawiam pobiegać wokół gliwickiej Areny.

Mimo wiatru i chłodu gorąca atmosfera, wszyscy uśmiechnięci, mnóstwo osób przebranych.
Ja planowałem pobiec w mojej czarnej WOŚP-owej koszulce, ale gdzieś się zapodziała, ubieram więc naszą teamową. Na miejscu żona robi mi prezent i kupuje białą koszulkę WOŚP. Przebieram się :-) I znów parę złotych poszło na ten najpiękniejszy cel :)

W nowej koszulce © djk71


Na miejscu najpierw spotykam Magdę z rodzinką.

Jest Magda :-) © djk71

Potem Anię ;)

Jest i Ania © djk71

I już tuż przed startem Agę, a na trasie Karolinę. Czyli reprezentacja Etisoft Running Team Jest obecna :-)

Najpierw ustawiamy się tradycyjnie w serduszko :-)

Tradycyjne serduszko © djk71

Potem rozgrzewka...

Czas na rozgrzewkę © djk71

I zaraz ruszamy.

Zaraz startujemy ;-) © djk71

Wystarczy przebiec jedno kilkuset metrowe kółko, można więcej. Jedyne ograniczenie to 60 minut.

Karola z kijkami © djk71

Aga z flagą :-) © djk71

Udaje nam się przebiec kilkanaście kółek i zaliczyć orkiestrową dychę ;-)

Kolejne kółko © djk71

Odbiór medali i pamiątkowe zdjęcie.

ETISOFT RUNNING TEAM dla WOŚP © djk71

Trzeba uciekać do domu, bo strasznie wieje, a mimo że, jak mi się wydawało, biegłem w spokojnym tempie i całą drogę rozmawialiśmy to jestem cały mokry.

Jak zawsze super impreza w świetnym towarzystwie. I oby tak do końca świata i jeden dzień dłużej :)

Bieg Cyborga 2020

Środa, 1 stycznia 2020 · Komentarze(4)
Początek roku więc trzeba się ruszyć. W planach trzeci już z kolei Bieg Cyborga.

Medal Cyborga © djk71

Dwa lata temu planowałem jedno kółko, wyszły dwa. W zeszłym roku byłbym zadowolony z dwóch, a wyszły trzy, czyli półmaraton. W tym nie miałem parcia na żaden dystans i wynik, ale połówka wydawała się być w zasięgu.

Przed startem spotykamy się z ekipą Etisoft Running Team.

Etisoft Running Team na Cyborgu © djk71

Pamiątkowe zdjęcie, rozgrzewka i z lekkim opóźnieniem ruszamy na pierwszą pętlę. Pilnuję żeby nie zacząć zbyt mocno i udaje się. Biegnę swoje nie patrząc zbytnio na znajomych, znamy się i wiemy, ze każdy biegnie swoim tempem.

Pierwsza część pętli spokojnie, nawet podbieg mi specjalnie nie przeszkadza, puls nieco rośnie, ale na zbiegu wraca do normy. Niestety po czwartym kilometrze zaczynam czuć ciężkie nogi. Nie mam problemów z oddechem, nic mnie nie boli, a biegnie się coraz ciężej. Postanawiam to przeczekać. Mijam piąty kilometr i nie jest lepiej. Szósty mnie już męczy. Nawet nie kusi mnie żeby przejść do marszu, bo niby siłę mam, ale jest ciężko. Coraz mniej mi się chce.

Mijam stojącą obok drogi żonę i mówię, że schodzę z trasy... Chyba mi nie do końca wierzy. Ja sam jeszcze się waham do samego końca... Ostatecznie skręcam w prawo, czyli rezygnuję. Dziś tylko jedno okrążenie. Niby jestem zadowolony, że pobiegałem, ale jakiś niedosyt pozostał.

Oczywiście szukam wytłumaczenia, może to wczorajszy spinning dał nogom w kość... Nieważne... Było minęło.

Jest i medal © djk71

Ważne, ze aktywnie rozpocząłem rok ;-)

Bieg sylwestrowy

Niedziela, 29 grudnia 2019 · Komentarze(0)
Choć sylwester dopiero pojutrze spora grupa biegaczy świętowała go już dziś :-) W Siemianowicach Śląskich odbywał się bowiem organizowany przez MK Team III Charytatywny Bieg Sylwestrowy.

Sylwestrowy klimat © djk71


Bieg dla większości stanowiący symboliczne zakończenie sezonu. Symboliczne bo pewnie wielu pójdzie biegać jutro i pojutrze, a w środę rozpocznie biegowo nowy sezon. My zresztą też po biegu pojechaliśmy do Parku Śląskiego odebrać pakiet startowy na noworoczny Bieg Cyborga :-)

Dzisiejszy bieg był też szczególny z innego powodu. Był to kolejny bieg charytatywny. Tym razem staraliśmy się choć trochę pomóc maleńkiej Helence... - Musiałem tu być, to imię zobowiązuje :-) Poza tym rok temu też tu byłem i podobało mi się :-)

Pomagamy Helence © djk71

Bieg inny bo bez pomiaru czasu, bo każdy miał numer startowy z jakiegoś innego biegu, mnie trafił się z biegu dla dzieci ;-) Inny bo medal można było sobie wybrać spośród kilku różnych medali z biegów, które odbyły się kiedyś... W sumie to nawet nie wiem, czy byli nagradzani zwycięzcy, ale nie to było chyba dziś najważniejsze. Najważniejsza była Helenka, spotkanie ze znajomymi i dobra zabawa.

Słowko od organizatora © djk71

Zebrała się całkiem spora grupa uśmiechniętych biegaczy, po krótkiej rozgrzewce prowadzonej jak zawsze na imprezach MK Team przez Beti, ekipa zaczęła ustawiać się na starcie. Ja też :-)

Chwila zadumy przed startem © djk71

Jeszcze selfie z najwierniejszą kibicką :-) © djk71

Startujemy © djk71

Mimo chłodu biegło się całkiem przyjemnie, trasa bez niespodzianek, zero błota, lodu, śniegu. Idealnie. Jedna pętla - 5 km.

Trochę nas jest © djk71
Momentami niebezpiecznie :-)

Polują na biegaczy? © djk71

Dobiegam zupełnie spokojnie, choć trochę się bałem, że poranny rower to nie był najlepszy pomysł przed biegiem :-)

Zaraz meta © djk71

Na mecie gorąca herbatka. I nie tylko :-)

Jak Sylwester to szampan musi być © djk71

Sympatyczne zakończenie biegowego roku.

I znów się udało © djk71

Bieg po Moczkę i Makówki

Sobota, 21 grudnia 2019 · Komentarze(4)
Po debiucie rok temu, byłem pewien, ze jeśli tylko uda mi się zapisać to w tym roku również wystartuję. Udało się, udało się też namówić Tereskę.

Ten bieg jest inny niż wszystkie. Wtedy gdy wszyscy biegają w przedświątecznej gorączce, tutaj ludzie świętują biegając :-) Biegając jedni kończą sezon, inni już zaczynają nowy... Ale wszyscy uśmiechają się do siebie, jeszcze bardziej i częściej niż zwykle. Zresztą trudno się nie uśmiechać patrząc na siebie. :)

Rok temu byłem zaskoczony, że trzeba (a właściwie wypada, bo obowiązku nie ma) się przebrać, dzięki pomocy żony w ostatniej chwili udało się zostać choinką, nawet świecącą ;-) W tym roku było kilka pomysłów, a w końcu wybór padł na... pidżamę syna :-)


Gotowy do biegu © djk71

Wybór wydawał się dobry... tylko... pogoda się nie spisała. Było ciepło. Nawet bardzo :-)

Robimy zdjęcia

Zapowiada się ciekawie © djk71

Mnóstwo zdjęć

Ale słodko © djk71

Trudno wybrać, które zamieścić, tyle ich jest.

Ale strasznie © djk71

Nie tylko ja robię zdjęcia...

Fotograf też musi mieć zdjęcie © djk71

Uwagę przykuwają nie tylko stroje.

Co to za jaja? © djk71

Pojawia się Tereska więc musi być i ścianka.

Tak się bawi ETISOFT © djk71

I kto tu jest biegaczem? © djk71

Niektórym się chyba święta pomyliły.

Wielkanoc czy Boże Narodzenie © djk71

Sprawdźmy co tam w koszyczku...

A co tam mamy w koszyczku? © djk71

O mały włos nie popsułem jednego przebrania. Wchodząc na salę zauważyłem jakiś stół i chciałem sobie na nim przycupnąć...  Powstrzymałem się w ostatniej chwili...

Na latającym dywanie © djk71

Ale od tyłu naprawdę nie wiedziałem co (kto) to ;-)

Pojawiły się i znane postacie:

Jest wszędzie © djk71

Przed startem jeszcze czas na kawę. Naprawdę można było dostać kawę, a dzieciaki bombony...

Automat działał i biegał!!! © djk71

W końcu pora wyjść na zewnątrz.., a tam równie ciekawie...

Kosmiczne wózki © djk71

I jakie towarzystwo...

Galeria VIP-ów © djk71

Rozgrzewka i idziemy na start.

Pamiętamy o smogu © djk71

Mobilna galeria © djk71

Piękniejsza twarz Kościoła © djk71

Po chwili odliczanie i ruszamy. Przed nami cztery pętle. Dwie dłuższe i dwie nieco krótsze. W sumie 10 km, przy czym to od startującego zależy ile pobiegnie.

Czas start © djk71

Moja żona z mężem Tereski robią zdjęcia :-)

No to ruszamy © djk71

Maszyna na kawę puszcza "Wodzionkę" :-)

Gra, polewa kawę i biega © djk71


Jest i ciastek © djk71

Brawa dla zawodników za pomysły, za poczucie humoru, ale również, a może przede wszystkim na organizatorów za danie nam szansy na wzięcie udziału w takiej imprezie.

Ksiądz już biegnie po kolędzie © djk71

Biegniemy. Jest ciepło, nawet bardzo. Tereska postanawia zmienić garderobę. Sam nie wiem, czy to z powodu ciepła, czy tylko taka kobieca wymówka żeby pokazać się też w innym stroju ;-)

Tereska się przebiera © djk71

Nie do końca wiem, czy niektórzy naprawdę się przebrali, czy po prostu próbują wmieszać się w tłum. Szczególnie, że na widok policjantów reagują dość nerwowo. W sumie to też nie wiem, czy to byli prawdziwi policjanci, czy może przebierańcy.

Łapać ich... © djk71

Inni uciekają chyba przed paparazzi...

Biegamy z nie byle kim © djk71

Jest ciepło. nawet bardzo. Strój nie pomaga. Nie pomaga też, że cały czas gadamy z Tereską. Choć tak rzadko mamy na to okazję, że szkoda tracić okazję. Niestety puls od drugiego kilometra ponad 180. Na szczęście można liczyć na pomoc.

Pierwsza pomoc © djk71

Kiedy wyprzedzamy samochód wiem, że biegnę za szybko w takich warunkach.

Biegnie samochód © djk71

Mówię Teresce, że chyba skończę na trzecim okrążeniu. Nie do końca pamiętam co powiedziała, ale pobiegłem i czwarte :-)

Wciąż razem © djk71

W sumie to wstyd by było rezygnować jak niektórzy biegli w pampersie i boso...

W pampersie, na boso © djk71

W końcu jest meta. Ponoć biegnę mocno czerwony.

Ostatnie okrążenie © djk71

A na mecie słodki medal :-)

Z piernikowymi medalami © djk71

Do tego jajka...

Bieg z jajami © djk71

I miłość... wylosowana... (bo ta prawdziwa była przecież za mną, zdjęcia robiła)....

Dostałem w prezencie miłość © djk71

Nie zabrakło oczywiście degustacji tytułowej moczki i makówek. Były świetne :-)

Nie wspomniałem, że w pakiecie startowym był... nietypowo... ręcznik okolicznościowy ;-)

W zestawie startowym tym razem... ręcznik © djk71

Podsumowując: super impreza, super klimat, super towarzystwo... A i jeszcze na trasie... super kibice.. Wielkie brawa dla nich.

Super impreza!!!!

Bieg Mikołajkowy

Niedziela, 8 grudnia 2019 · Komentarze(2)
Na wczorajszej firmowej wigilii była okazja również podziękować wszystkim naszym firmowym biegaczom, piechurom i rowerzystom. Po raz kolejny udowodnili, że chcieć to móc. Cieszymy się, że nasze koleżanki i koledzy

Dziś Bieg Mikołajkowy w Katowicach.

Mikołajkowy medal © djk71

Kolejna super zorganizowana impreza przez MK Team. Kiedy przyjeżdżam w towarzystwie żony i Agnieszki na start, pierwsze co nam się rzuca w oczy, a raczej nogi to... lód na chodnikach. Nie jest dobrze. Rano się nad tym zastanawiałem, ale doszedłem do wniosku, że jest za ciepło. Pomyliłem się.

Miejscami ślisko © djk71

Kiedy odbieramy pakiety słyszymy ostrzeżenia organizatorów dot. nawierzchni. Robią to co prawda z uśmiechem, starając się nie wprowadzać nerwowej atmosfery, ale widać, że boją się o nas.

Przed biegiem spotykam kolejną Agnieszkę. Zdjęcia muszą być :-)

Sesja na ściance © djk71

Z żona przed startem © djk71

Rozgrzewka. Jak zawsze tutaj spokojnie i wesoło, w tanecznym rytmie, ale... to nie moja bajka...

Niby proste © djk71

Zanim zdążę zajarzyć, którą rękę i nogę przesunąć w którą stronę to na scenie dzieje się już coś innego. Do tego rozprasza mnie muzyka :-)

Niektórzy potrafią © djk71

Po chwili ruszamy.

Mikołaj z nami © djk71

Tradycyjnie biegnę sam próbując się nie podpalić. Na początku rzeczywiście są miejsca gdzie jest ślisko, ale potem już jest ok. na drugiej pętli już wcale tego nie zauważam. Może to sprawka słońca, które pięknie świeci przez cały bieg.

Po drodze wyprzedza mnie kolejna koleżanka z firmy - Patka :-)

Mijam oznaczenie drugiego kilometra i... zaczynam czuć piszczele :-( Od dawna już tego nie czułem. Niedobrze. Niestety z każdym kolejnym krokiem jest coraz gorzej. W okolicach czwartego kilometra spotykam Anetkę. Mówię, że chyba nie dam rady. Kawałek dalej jest punkt nawodnienia. Zatrzymuję się na chwilę i organizm mówi: Skończ to, bo sobie zrobisz krzywdę. Albo chociaż przejdź do marszu. Nie słucham. Zdążę jeszcze jeśli będzie tak źle.

Jest ciężko :-( © djk71


Mijam linię mety... po raz pierwszy. Przede mną jeszcze jedna pętla. Około 7 km przestaję czuć ból. Jest jeszcze jakiś dyskomfort, ale jest zdecydowanie lepiej. Albo minęło, albo przywykłem. Cieszę się, że nie odpuściłem. Końcówkę już biegnę spokojnie.

Jakiś kilometr przed metą doganiam Agnieszkę z firmy. Wyprzedzam ją, ale zwalniam. Pobiegniemy do mety wspólnie. Życiówki i tak się nie spodziewam :-)

Z uśmiechami na ustach przekraczamy linię mety.

Mamy to :-) © djk71

Dzięki za bieg! © djk71

Tam już czeka Agi mąż i Aga, z którą przyjechaliśmy do Katowic. Już z medalami.

A teraz medal © djk71

Po chwili i my odbieramy swoje, oddajemy chipy, bierzemy przydziałowe napoje i ruszamy... do domu.

Pamiętać o chipie © djk71

Super zorganizowany bieg. Mimo bólu jestem zadowolony, że wystartowałem.

Jeszcze jeden sukces w tym roku © djk71

Na starcie NW ma stanąć dziś jeszcze Karolina, ale spieszę się i nie udaje nam się spotkać.

II Kanclerz Zabrze Półmaraton

Niedziela, 17 listopada 2019 · Komentarze(0)
Ostatni mój bieg...
Tzn. ostatni mój bieg na dystansie półmaratonu...
A dokładniej ostatni mój bieg na dystansie półmaratonu w tym roku...
W każdym razie to ostatni mój bieg na dystansie półmaratonu w tym roku... chyba...

II Kanclerz Zabrze Półmaraton © djk71


Ostatni i chyba najcięższy. Nie wiem czemu. Ale po kolei.

Nie do końca byłem przekonany do startu w tej imprezie, ale skoro impreza w swoim mieście to trzeba wspierać. Zapisuję się.
Wczoraj odebrałem pakiet startowy żeby dziś już o tym nie myśleć. Skromny, ale co tam, najważniejszy jest bieg.
Nie brałem koszulki bo mam ich przecież mnóstwo, ale widząc je na zawodnikach trochę żałuję. Naprawdę ładne.

Na start przyjeżdżam w towarzystwie żony i Agnieszki - Aga startuje, Anetka tradycyjnie pełni rolę fotografa i wspiera nas przed, w trakcie i po zawodach :-)

Mamy chwilę przed startem więc jest czas i na banana i na... dowiezienie Adze numerka startowego ;-)

Banan przed biegiem © djk71

Cały czas się zastanawiam jak pobiec, w jakim tempie.

Nie wiedzieć czemu taki zadowolony przed startem © djk71

Chodzi mi po głowie biegnięcie za "zającem", ale ten na 2:15 wydaje mi się za wolny, a ten na 2:00 za szybki. Kusi co prawda żeby spróbować pobiec za nim, ale... baloniki małe i gdzieś się gubią w tłumie więc zaczynam obok tego wolniejszego.

Czas ruszyć na start © djk71

Jeszcze pełen optymizmu © djk71

Organizatorzy w ciekawych strojach © djk71

Tuż po starcie obok trasy widzę wypatrującą mnie mamę i Mariana. Fajnie, że przyszli.

Zawsze z logo firmy © djk71

Biegnę swoim tempem, choć na pierwszych kilometrach chyba trochę zbyt szybkim. Aga, mimo że pewnie byłaby w stanie pobiec szybciej biegnie w pobliżu. Zając na 2:15 został z tyłu. Dobiegamy do Nowodworskiej i skręcamy w teren. Średnio się tu biegnie w butach na asfalt, ale tragedii nie ma. W okolicach czwartego kilometra bufet. Chyba za mało osób w obsłudze, bo nie nadążają z podawaniem wody. Niektórzy rezygnują i biegną dalej bez picia.

W pojedynczych miejscach wąsko i ślisko, ale ogólnie jest ok. Gdzieś w okolicach 7 km zaczyna między nami biec pies, wilczur. Myślałem, że nas wyprzedzi, ale nie biegnie obok nas. Za blisko, dla mnie za bardzo blisko. Szczególnie, że jest bez smyczy i kagańca. Ja wiem, że są psy ułożone i posłuszne, ale... No właśnie... Chyba w niezbyt miły sposób zwracam uwagę właścicielowi, żeby zabrał psa. Ten na szczęście reaguje i po chwili pies biegnie na smyczy, choć i tak blisko.  Przed kolejnym bufetem ucinamy sobie krótką pogawędkę (z właścicielem, nie psem), tym razem już kulturalną i z uśmiechem na ustach.

Mijamy kąpielisko i krótka prosta, a potem nawrotka. Cóż trasa nieco inna niż była prezentowana na profilu wydarzenia. Trochę to dziwne, ale nie ma specjalnie znaczenia dla mojego biegu.

Połowa dystansu za nami © djk71

Kończymy pierwszą pętlę. Połowa zawodników zostaje już na mecie, a my ruszamy na drugą część trasy.

Kubek wody obowiązkowo © djk71

Jest ciężko i ciepło. Jak dla mnie za. Nie wiem co mnie podkusiło zakładać cokolwiek pod koszulkę...
Na 17 km Agnieszka decyduje się biec dalej sama. Nie wytrzymuje mojego wolnego tempa. Ja za to doganiam inną Agnieszkę ;-)

Biegniemy chwilę razem, na bufecie odskakuję lekko do przodu. Jestem potwornie zmęczony. Na ostatnich dwóch kilometrach słyszę głos pacemakera biegnącego na 2:15. Motywuje mnie to nieco szybszego biegu. Nawet udaje się jeszcze wyprzedzić kilku zawodników, byle zając mnie nie dogonił.

Jeszcze kilkadziesiąt metrów © djk71


Jest meta © djk71

Zając mnie nie dogania, ale Agnieszka, którą wyprzedziłem nie tak dawno już tak. Nie szkodzi. Ważne, że dobiegłem.

Medal na szyi © djk71
Czas się przebrać... i... chyba umrzeć... tak się czuję :-(
Jest mi niedobrze, nie mam siły, ponoć jestem bardzo blady. Nawet nie idę zobaczyć co dają do jedzenia. Nie przełknąłbym niczego.

Odpadłem po biegu © djk71

Nie pamiętam kiedy tak źle się czułem po biegu. A przecież czas wolniejszy chyba o 12 minut niż na połówce w Bytomiu.
Nie wiem co się stało. Mija kilka minut, kilkanaście, kilkadziesiąt, a ja wciąż nie mogę dojść do siebie.
Czas chyba odpocząć...

Dziękuję żonie za wsparcie, Adze, bez której pewnie bym przeszedł do marszu i wszystkim, którzy kibicowali, czy to na żywo czy "zdalnie" :-)

Zaczynam wracać do żywych, ciekawe co będzie jutro...


31 Bieg Niepodległości w Warszawie

Poniedziałek, 11 listopada 2019 · Komentarze(2)
Bieg, którego nie było w planach, ale wyszedł niejako przy okazji urodzin chrześniaka :-)

Bieg który robi wrażenie - 22 000 zapisanych. Jak się okazało nie wszyscy, którzy odebrali pakiety przybyli na start, ale i tak linię mety przekroczyło 18 861 zawodników. Super.

Medal z 31. Biegu Niepodległości w Warszawie © djk71

Na starcie jesteśmy sporo wcześniej. Najpierw start młodzieży. Marcel daje radę.

Jest i Marcel © djk71

Jako pierwszy dostaje medal.


Spoko, zrobiłem to ;-) © djk71

Później starsi. Ludzi mnóstwo. Kilka sektorów startujących co kilka minut. Ilość zawodników sprawia, że chyba nawet z lekką obsuwą :-)

Czas się przebrać.

Czas się przebrać © djk71

Kiedy Damian startuje, ja dopiero ustawiam się w sektorze.
Śpiewamy oczywiście hymn. Większość osób nawet potrafiła się zachować i dołączyła do śpiewu.

Część zawodników dostała białe koszulki, część czerwone. Ustawiamy się tak, aby utworzyć gigantyczną flagę.

Muszę przecisnąć się do białych © djk71


Przy wejściu do sektora dostrzega mnie Magda z koleżankami. Super spotkanie :-)

Jakże miłe spotkanie © djk71

Na przemian ciepło i zimno. Startuję w rękawkach i rękawiczkach, do tego czapka na głowie i komin na szyi.
W końcu ruszamy. Ustawiłem się za "zającem" na 00:55:00. Ambitny plan jak na kogoś, kto ostatnio mało ćwiczy, a już zupełnie nie ćwiczy szybkości, ale co tam ;-) Zobaczymy jak będzie.

Ruszam i od razu szybkie tempo. Uciekam chyba Magdzie i jej koleżankom. Cały czas dość blisko pacemakera. Nie upieram się, żeby się go trzymać, ale póki co daję radę. Wiem jednak, że to za szybko. I rzeczywiście, gdzieś chyba w okolicach czwartego kilometra czuję, że mam dość, doganiają mnie dziewczyny i... drugi "zając". Widać wybrali inną taktykę. Nie jestem jednak w stanie się go trzymać. Biegnę jak potrafię.

Po nawrotce na piątym kilometrze, jest bufet. Tylko picie, ale tylko tyle potrzebuję. Boję się, żeby nie odpuścić tutaj, ale nie... Daję radę i ruszam dalej. O dziwo siły wracają. Resztę biegu jest już ok.

Na wiadukcie w końcu widać jaką tworzymy flagę...

Efekt ruchomej flagi niesamowity © djk71

Wiem, że 55 minut nie będzie, ale będzie poniżej godziny. Jeszcze niedawno ledwo o tym marzyłem.
Jest 00:58:22. Endo i Strava podpowiadają mi, że pobiłem rekord na 1/2 mili, na 1 milę, na 2 mile, na 3 km... Super :-)

Dobiegłem © djk71

Na mecie czeka na mnie rodzinka.

Już z rodzinką © djk71

Szczęśliwy mogę wracać do domu © djk71

Brat też osiągnął swój cel. Wciąż jest szybszy ode mnie :-) Brawo ;-)


Silesia Marathon i kolejna życiówka w tym roku

Niedziela, 6 października 2019 · Komentarze(5)
Dwa lata temu udało się wystartować po raz pierwszy i jak dotąd jedyny w maratonie. W zeszłym roku też był taki plan, ale nie wyszło. W tym roku zapisałem się po raz kolejny. Oczywiście Silesia Marathon, czyli niekoniecznie najłatwiejszy maraton. Ale chciałem sprawdzić się na tej samej imprezie.

Od kilku dni prognozy zapowiadają 5-8 stopni. Na szczęście bez deszczu. Cały czas się waham co na siebie założyć. Nie wiem, czy to naprawdę najważniejsze, ale chyba myśleniem o stroju chcę zabić myśli o starcie. Niestety od czasu tamtego maratonu ani razu nie przebiegłem dystansu dłuższego niż półmaraton. Niby w tym roku pobiegałem sporo (ponad 1000 km) ale ta liczba to suma wielu krótkich treningów. Boję się, że to się zemści.

Wszystkie poradniki sugerują żeby się w tygodniu poprzedzającym zawody dobrze wyspać. Średnio mi to wychodziło.
W piątek odebrałem pakiet startowy z tradycyjnie już w Katowicach śliczną koszulką.

Z numerem startowym © djk71

Za to wczoraj pełny relaks. Najpierw wygrany mecz syna (rzucił 8 bramek) inaugurujący rozgrywki nowego sezonu

Juniorzy młodsi walczą © djk71

Potem kolejny mecz w ręczną - tym razem Górnik pokonuje izraelskich rywali w pucharze EHF.

Górnik walczy z drużyna z Izraela © djk71

A po meczu... prosto pod ziemię... na "osiemnastkę" grupy Highway. Koncert 320m pod ziemią!

Pod ziemię tylko w kasku © djk71

Super impreza, na którą wygraliśmy bilety na... meczu piłki ręcznej ;-)  Niestety po 23-iej żona przekonała mnie, że pora wyjść, mimo, że impreza wciąż trwała.

"18-tka" Highwaya © djk71

Wróciliśmy do domu o północy. Udało się jeszcze przespać prawie sześć godzin.

Rano śniadanko, tradycyjne bułeczki z powidłami. Decyduję się biec na krótko. Jedynie pod koszulkę zakładam obcisłą koszulkę termiczną bez rękawków. Rękawki zakładam osobno. Do tego zakładam rękawiczki. Rano pi... tzn. jest bardzo zimno.

Moja małżonka mimo chłodnej pogody decyduje się mi towarzyszyć. Razem z nami jedzie Sylwia i Brygida.

Zdjęcie na ściance musi być © djk71

Na parkingu (płatnym 30zł - złodzieje!) spotykamy Tereskę.

Teamowe zdjęcie © djk71

Ogarniamy ciuchy - Brygida daje mi dodatkowe agrafki - okazuje się, że numer wielkości prawie A4 jest wykonany z beznadziejnego papieru i już po założeniu się drze. Potem na trasie zobaczę wiele powiewających (trzymających się na jednej agrafce) numerków. Niektórzy wbiegną na metę z numerkami w rękach. Z jakiegoś nieznanego mi powodu nie można było mieć numerków zapiętych na paskach - tak było w regulaminie i na kopercie z numerkiem. Bez sensu. Tak samo jak to, że połowa zawodników i tak miała je tak zapięte. I... nie zostali zdyskwalifikowani, czym grozili organizatorzy. Nie to żebym był za ich dyskwalifikacją, bo przepis był durny, ale jak mamy przepisy to ich przestrzegajmy!

Oddajemy rzeczy do depozytu i idziemy na start. Lekkie zamieszanie w strefach, wiele osób nie wie gdzie wejść. Co ciekawe potem i tak się to miesza. Nie rozumiem. Podobnie jak dwa lata temu spotykam Artura. Udaje się chwilę porozmawiać. Na hasło, że to już chyba ostatnia moja impreza w tym roku, odpowiada, żebym się nie zarzekał, bo ma propozycję... :-) Oczywiście bieg ;-) Zobaczymy, może się uda.

W końcu ruszamy. Przez chwilę widziałem "zająców" i zastanawiałem się czy nie pobiec z tymi na 4:45:00 skoro i tak chcę biec na taki czas. Gdzieś mi jednak zniknęli z oczu i biegnę sam. Staram się pilnować tempa, ale i tak biegnę nieco szybciej niż planowałem.
Na starcie Anetka zdąży zrobić mi zdjęcie tylko z tyłu :-)

Widać mi tylko plecy i logo sponsora © djk71

Biegnę. Zaplanowałem sobie tempo przy użyciu nowej funkcji w Garminie - Pace Pro, pozwalającej na obliczenie czasów odcinków uwzględniając m.in. ich nachylenie. Funkcja fajna, niestety w aplikacji mogę sobie to zaplanować, ale wysłać do zegarka i potem pilnować tego na trasie mogę tylko używając najnowszych modeli zegarków.

Biegnę swoje. Bardziej niż czasu pilnuję tętna. W okolicach piątego kilometra super niespodziankę sprawia Adaś z aparatem fotograficznym. Po drugiej stronie ulicy z rowerami stoi Krzyś.

W okolicach Koszutki © djk71

Na rondzie pierwszy bufet. Piątka za mną. 1:43 min. szybciej niż planowałem.
Biegnę dalej. Oglądam jak zmieniło się miasto, gdzie spędziłem pięć lat szkoły średniej. Zmieniło się bardzo. W okolicach 9 km znów widzę chłopaków. Są kolejne fotki. Teraz jadą ścigać Tereskę :-)

Przed 3 Stawami © djk71

Dolina Trzech Stawów tym razem krótsza. To dobrze, ostatnio strasznie mi się dłużyła.
Na 10 km jest 2:46 min. do przodu.

Teraz celem jest Nikiszowiec. To miejsce jest magiczne. Wcześniej lekki podbieg. Jeden z wielu dziś. Po drodze odbijam na chwilę w krzaczki. Na Nikiszowcu jest cudownie. Czas wciąż do przodu - 2:28

Biegniemy w stronę Giszowca, a potem Mysłowic. Ostatnio ten odcinek mnie dobił. Tym razem jest dobrze. Mija mnie pacemaker na 4:30:00. Przez chwilę zastanawiam się, czy się nie podłączyć. Rozsądek mówi, że to jednak nie jest mój czas. Biegnę swoje.
Na 20 km - wciąż 2:20 min. do przodu.


Gdzieś od 17 km boli mnie prawa stopa. Zdaje się, że za mocno zawiązałem sznurówkę. Oczywiście zamiast to od razu poprawić to łudzę się, że samo się poluzuje. Na 25 km zatrzymuję się i poprawiam. Nawet dwa razy, bo za pierwszym razem tak poluzowałem, że mało mi but nie spadł z nogi. Tracę przez to chwilę - już tylko 0:59 min. do przodu w stosunku do założeń. Ale wciąż jest dobrze.

Mijam Szopienice i wracam w stronę centrum. Na bufecie na 30 km pierwszy raz się zatrzymuję. Czuję zmęczenie. Poprzednio łapałem kubki z wodą w biegu. Do 28 km byłem do przodu, tu już mam 1:15 min. w plecy.

Niestety coraz więcej osób chodzi, niektórzy już po 10 km. Nie działa to zbyt dobrze na psychikę. Chcę iść, ale po krótkiej dyskusji z samym sobą biegnę. Tylko do 32 km. Tu przechodzę do marszu ;-( Jednak. Szkoda, bo plan był żeby całość przebiec. Jeszcze jedna dyskusja ze sobą i biegnę. Wiem, że na 35-tym jest bufet. Chociaż do bufetu. Dobiegam. Piję i... nie mam siły ruszyć biegiem. Tu mam już 6:00 min. w plecy.

Od bufetu w Siemianowicach do zakrętu idę. Kibice zagrzewają do walki, a ja nie potrafię się zmusić do biegu. W końcu ruszam. Udaje się pobiec kolejny kawałek. Świadomość podbiegu pod wieżę telewizyjną jest silniejsza ode mnie. Znów idę. Boli mnie wszystko, łydki, uda, plecy... Krótko przed wieżą zbieram się w sobie i biegnę. To już końcówka.

Kiedy wbiegam do Parku Śląskiego mam już w plecy 12:09 min. Teraz już jest tylko walka żeby skończyć poniżej 5 godzin.
Biegnę, choć czuję niesamowite zmęczenie.
Tuż przed stadionem znów czeka Adaś ;-) Jeszcze jedna fotka.

W osatniej chwili zauważam Adama przed Stadionem © djk71

Dogania mnie "zając na piątkę".

Z balonikami zająca © djk71

Sprawdzam czas, zdążę.

Prowadzę grupę © djk71

Wciąż prowadzę © djk71

Jak zwykle delektuję się biegiem po bieżni w Kotle Czarownic.

Doganiają mnie © djk71

Nie przeszkadza mi, że inni mnie wyprzedają. Na widowni dostrzegam Anetkę z Agą, która dziś zrobiła życiówkę na połówce.

No i dogonili, a nawet przegonili © djk71

Czas wyłączyć zegarek © djk71

Mijam linię mety z czasem 4:57:20. Ja też mam życiówkę. Poprawiłem czas o 33 minuty. Powinienem być szczęśliwy ale jednak czuję jakiś niedosyt.

Zrobiłem to :-) © djk71

Na mecie w papierowej torebce dostaję bułkę, jabłko i batonika. Na stoisku Lecha dostaję puszkę bezalkoholowego. Dobrze. Jest czym popić bułkę.

Czas na kąpiel.

Już po kąpieli © djk71

Żona kazała się cieszyć © djk71

Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia, za doping, za trzymanie kciuków! To naprawdę pomaga!
Dziękuję Anetce, że mimo zimna dopingowała mnie przez tyle godzin.

Czas na odpoczynek, bo czuję wszystkie mięśnie....