Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:11289.86 km (w terenie 4485.90 km; 39.73%)
Czas w ruchu:853:15
Średnia prędkość:13.62 km/h
Maksymalna prędkość:71.63 km/h
Suma podjazdów:23059 m
Maks. tętno maksymalne:204 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:134778 kcal
Liczba aktywności:266
Średnio na aktywność:42.76 km i 3h 13m
Więcej statystyk

Bieg Cyborga 2020

Środa, 1 stycznia 2020 · Komentarze(4)
Początek roku więc trzeba się ruszyć. W planach trzeci już z kolei Bieg Cyborga.

Medal Cyborga © djk71

Dwa lata temu planowałem jedno kółko, wyszły dwa. W zeszłym roku byłbym zadowolony z dwóch, a wyszły trzy, czyli półmaraton. W tym nie miałem parcia na żaden dystans i wynik, ale połówka wydawała się być w zasięgu.

Przed startem spotykamy się z ekipą Etisoft Running Team.

Etisoft Running Team na Cyborgu © djk71

Pamiątkowe zdjęcie, rozgrzewka i z lekkim opóźnieniem ruszamy na pierwszą pętlę. Pilnuję żeby nie zacząć zbyt mocno i udaje się. Biegnę swoje nie patrząc zbytnio na znajomych, znamy się i wiemy, ze każdy biegnie swoim tempem.

Pierwsza część pętli spokojnie, nawet podbieg mi specjalnie nie przeszkadza, puls nieco rośnie, ale na zbiegu wraca do normy. Niestety po czwartym kilometrze zaczynam czuć ciężkie nogi. Nie mam problemów z oddechem, nic mnie nie boli, a biegnie się coraz ciężej. Postanawiam to przeczekać. Mijam piąty kilometr i nie jest lepiej. Szósty mnie już męczy. Nawet nie kusi mnie żeby przejść do marszu, bo niby siłę mam, ale jest ciężko. Coraz mniej mi się chce.

Mijam stojącą obok drogi żonę i mówię, że schodzę z trasy... Chyba mi nie do końca wierzy. Ja sam jeszcze się waham do samego końca... Ostatecznie skręcam w prawo, czyli rezygnuję. Dziś tylko jedno okrążenie. Niby jestem zadowolony, że pobiegałem, ale jakiś niedosyt pozostał.

Oczywiście szukam wytłumaczenia, może to wczorajszy spinning dał nogom w kość... Nieważne... Było minęło.

Jest i medal © djk71

Ważne, ze aktywnie rozpocząłem rok ;-)

Bieg sylwestrowy

Niedziela, 29 grudnia 2019 · Komentarze(0)
Choć sylwester dopiero pojutrze spora grupa biegaczy świętowała go już dziś :-) W Siemianowicach Śląskich odbywał się bowiem organizowany przez MK Team III Charytatywny Bieg Sylwestrowy.

Sylwestrowy klimat © djk71


Bieg dla większości stanowiący symboliczne zakończenie sezonu. Symboliczne bo pewnie wielu pójdzie biegać jutro i pojutrze, a w środę rozpocznie biegowo nowy sezon. My zresztą też po biegu pojechaliśmy do Parku Śląskiego odebrać pakiet startowy na noworoczny Bieg Cyborga :-)

Dzisiejszy bieg był też szczególny z innego powodu. Był to kolejny bieg charytatywny. Tym razem staraliśmy się choć trochę pomóc maleńkiej Helence... - Musiałem tu być, to imię zobowiązuje :-) Poza tym rok temu też tu byłem i podobało mi się :-)

Pomagamy Helence © djk71

Bieg inny bo bez pomiaru czasu, bo każdy miał numer startowy z jakiegoś innego biegu, mnie trafił się z biegu dla dzieci ;-) Inny bo medal można było sobie wybrać spośród kilku różnych medali z biegów, które odbyły się kiedyś... W sumie to nawet nie wiem, czy byli nagradzani zwycięzcy, ale nie to było chyba dziś najważniejsze. Najważniejsza była Helenka, spotkanie ze znajomymi i dobra zabawa.

Słowko od organizatora © djk71

Zebrała się całkiem spora grupa uśmiechniętych biegaczy, po krótkiej rozgrzewce prowadzonej jak zawsze na imprezach MK Team przez Beti, ekipa zaczęła ustawiać się na starcie. Ja też :-)

Chwila zadumy przed startem © djk71

Jeszcze selfie z najwierniejszą kibicką :-) © djk71

Startujemy © djk71

Mimo chłodu biegło się całkiem przyjemnie, trasa bez niespodzianek, zero błota, lodu, śniegu. Idealnie. Jedna pętla - 5 km.

Trochę nas jest © djk71
Momentami niebezpiecznie :-)

Polują na biegaczy? © djk71

Dobiegam zupełnie spokojnie, choć trochę się bałem, że poranny rower to nie był najlepszy pomysł przed biegiem :-)

Zaraz meta © djk71

Na mecie gorąca herbatka. I nie tylko :-)

Jak Sylwester to szampan musi być © djk71

Sympatyczne zakończenie biegowego roku.

I znów się udało © djk71

Bieg po Moczkę i Makówki

Sobota, 21 grudnia 2019 · Komentarze(4)
Po debiucie rok temu, byłem pewien, ze jeśli tylko uda mi się zapisać to w tym roku również wystartuję. Udało się, udało się też namówić Tereskę.

Ten bieg jest inny niż wszystkie. Wtedy gdy wszyscy biegają w przedświątecznej gorączce, tutaj ludzie świętują biegając :-) Biegając jedni kończą sezon, inni już zaczynają nowy... Ale wszyscy uśmiechają się do siebie, jeszcze bardziej i częściej niż zwykle. Zresztą trudno się nie uśmiechać patrząc na siebie. :)

Rok temu byłem zaskoczony, że trzeba (a właściwie wypada, bo obowiązku nie ma) się przebrać, dzięki pomocy żony w ostatniej chwili udało się zostać choinką, nawet świecącą ;-) W tym roku było kilka pomysłów, a w końcu wybór padł na... pidżamę syna :-)


Gotowy do biegu © djk71

Wybór wydawał się dobry... tylko... pogoda się nie spisała. Było ciepło. Nawet bardzo :-)

Robimy zdjęcia

Zapowiada się ciekawie © djk71

Mnóstwo zdjęć

Ale słodko © djk71

Trudno wybrać, które zamieścić, tyle ich jest.

Ale strasznie © djk71

Nie tylko ja robię zdjęcia...

Fotograf też musi mieć zdjęcie © djk71

Uwagę przykuwają nie tylko stroje.

Co to za jaja? © djk71

Pojawia się Tereska więc musi być i ścianka.

Tak się bawi ETISOFT © djk71

I kto tu jest biegaczem? © djk71

Niektórym się chyba święta pomyliły.

Wielkanoc czy Boże Narodzenie © djk71

Sprawdźmy co tam w koszyczku...

A co tam mamy w koszyczku? © djk71

O mały włos nie popsułem jednego przebrania. Wchodząc na salę zauważyłem jakiś stół i chciałem sobie na nim przycupnąć...  Powstrzymałem się w ostatniej chwili...

Na latającym dywanie © djk71

Ale od tyłu naprawdę nie wiedziałem co (kto) to ;-)

Pojawiły się i znane postacie:

Jest wszędzie © djk71

Przed startem jeszcze czas na kawę. Naprawdę można było dostać kawę, a dzieciaki bombony...

Automat działał i biegał!!! © djk71

W końcu pora wyjść na zewnątrz.., a tam równie ciekawie...

Kosmiczne wózki © djk71

I jakie towarzystwo...

Galeria VIP-ów © djk71

Rozgrzewka i idziemy na start.

Pamiętamy o smogu © djk71

Mobilna galeria © djk71

Piękniejsza twarz Kościoła © djk71

Po chwili odliczanie i ruszamy. Przed nami cztery pętle. Dwie dłuższe i dwie nieco krótsze. W sumie 10 km, przy czym to od startującego zależy ile pobiegnie.

Czas start © djk71

Moja żona z mężem Tereski robią zdjęcia :-)

No to ruszamy © djk71

Maszyna na kawę puszcza "Wodzionkę" :-)

Gra, polewa kawę i biega © djk71


Jest i ciastek © djk71

Brawa dla zawodników za pomysły, za poczucie humoru, ale również, a może przede wszystkim na organizatorów za danie nam szansy na wzięcie udziału w takiej imprezie.

Ksiądz już biegnie po kolędzie © djk71

Biegniemy. Jest ciepło, nawet bardzo. Tereska postanawia zmienić garderobę. Sam nie wiem, czy to z powodu ciepła, czy tylko taka kobieca wymówka żeby pokazać się też w innym stroju ;-)

Tereska się przebiera © djk71

Nie do końca wiem, czy niektórzy naprawdę się przebrali, czy po prostu próbują wmieszać się w tłum. Szczególnie, że na widok policjantów reagują dość nerwowo. W sumie to też nie wiem, czy to byli prawdziwi policjanci, czy może przebierańcy.

Łapać ich... © djk71

Inni uciekają chyba przed paparazzi...

Biegamy z nie byle kim © djk71

Jest ciepło. nawet bardzo. Strój nie pomaga. Nie pomaga też, że cały czas gadamy z Tereską. Choć tak rzadko mamy na to okazję, że szkoda tracić okazję. Niestety puls od drugiego kilometra ponad 180. Na szczęście można liczyć na pomoc.

Pierwsza pomoc © djk71

Kiedy wyprzedzamy samochód wiem, że biegnę za szybko w takich warunkach.

Biegnie samochód © djk71

Mówię Teresce, że chyba skończę na trzecim okrążeniu. Nie do końca pamiętam co powiedziała, ale pobiegłem i czwarte :-)

Wciąż razem © djk71

W sumie to wstyd by było rezygnować jak niektórzy biegli w pampersie i boso...

W pampersie, na boso © djk71

W końcu jest meta. Ponoć biegnę mocno czerwony.

Ostatnie okrążenie © djk71

A na mecie słodki medal :-)

Z piernikowymi medalami © djk71

Do tego jajka...

Bieg z jajami © djk71

I miłość... wylosowana... (bo ta prawdziwa była przecież za mną, zdjęcia robiła)....

Dostałem w prezencie miłość © djk71

Nie zabrakło oczywiście degustacji tytułowej moczki i makówek. Były świetne :-)

Nie wspomniałem, że w pakiecie startowym był... nietypowo... ręcznik okolicznościowy ;-)

W zestawie startowym tym razem... ręcznik © djk71

Podsumowując: super impreza, super klimat, super towarzystwo... A i jeszcze na trasie... super kibice.. Wielkie brawa dla nich.

Super impreza!!!!

Bieg Mikołajkowy

Niedziela, 8 grudnia 2019 · Komentarze(2)
Na wczorajszej firmowej wigilii była okazja również podziękować wszystkim naszym firmowym biegaczom, piechurom i rowerzystom. Po raz kolejny udowodnili, że chcieć to móc. Cieszymy się, że nasze koleżanki i koledzy

Dziś Bieg Mikołajkowy w Katowicach.

Mikołajkowy medal © djk71

Kolejna super zorganizowana impreza przez MK Team. Kiedy przyjeżdżam w towarzystwie żony i Agnieszki na start, pierwsze co nam się rzuca w oczy, a raczej nogi to... lód na chodnikach. Nie jest dobrze. Rano się nad tym zastanawiałem, ale doszedłem do wniosku, że jest za ciepło. Pomyliłem się.

Miejscami ślisko © djk71

Kiedy odbieramy pakiety słyszymy ostrzeżenia organizatorów dot. nawierzchni. Robią to co prawda z uśmiechem, starając się nie wprowadzać nerwowej atmosfery, ale widać, że boją się o nas.

Przed biegiem spotykam kolejną Agnieszkę. Zdjęcia muszą być :-)

Sesja na ściance © djk71

Z żona przed startem © djk71

Rozgrzewka. Jak zawsze tutaj spokojnie i wesoło, w tanecznym rytmie, ale... to nie moja bajka...

Niby proste © djk71

Zanim zdążę zajarzyć, którą rękę i nogę przesunąć w którą stronę to na scenie dzieje się już coś innego. Do tego rozprasza mnie muzyka :-)

Niektórzy potrafią © djk71

Po chwili ruszamy.

Mikołaj z nami © djk71

Tradycyjnie biegnę sam próbując się nie podpalić. Na początku rzeczywiście są miejsca gdzie jest ślisko, ale potem już jest ok. na drugiej pętli już wcale tego nie zauważam. Może to sprawka słońca, które pięknie świeci przez cały bieg.

Po drodze wyprzedza mnie kolejna koleżanka z firmy - Patka :-)

Mijam oznaczenie drugiego kilometra i... zaczynam czuć piszczele :-( Od dawna już tego nie czułem. Niedobrze. Niestety z każdym kolejnym krokiem jest coraz gorzej. W okolicach czwartego kilometra spotykam Anetkę. Mówię, że chyba nie dam rady. Kawałek dalej jest punkt nawodnienia. Zatrzymuję się na chwilę i organizm mówi: Skończ to, bo sobie zrobisz krzywdę. Albo chociaż przejdź do marszu. Nie słucham. Zdążę jeszcze jeśli będzie tak źle.

Jest ciężko :-( © djk71


Mijam linię mety... po raz pierwszy. Przede mną jeszcze jedna pętla. Około 7 km przestaję czuć ból. Jest jeszcze jakiś dyskomfort, ale jest zdecydowanie lepiej. Albo minęło, albo przywykłem. Cieszę się, że nie odpuściłem. Końcówkę już biegnę spokojnie.

Jakiś kilometr przed metą doganiam Agnieszkę z firmy. Wyprzedzam ją, ale zwalniam. Pobiegniemy do mety wspólnie. Życiówki i tak się nie spodziewam :-)

Z uśmiechami na ustach przekraczamy linię mety.

Mamy to :-) © djk71

Dzięki za bieg! © djk71

Tam już czeka Agi mąż i Aga, z którą przyjechaliśmy do Katowic. Już z medalami.

A teraz medal © djk71

Po chwili i my odbieramy swoje, oddajemy chipy, bierzemy przydziałowe napoje i ruszamy... do domu.

Pamiętać o chipie © djk71

Super zorganizowany bieg. Mimo bólu jestem zadowolony, że wystartowałem.

Jeszcze jeden sukces w tym roku © djk71

Na starcie NW ma stanąć dziś jeszcze Karolina, ale spieszę się i nie udaje nam się spotkać.

II Kanclerz Zabrze Półmaraton

Niedziela, 17 listopada 2019 · Komentarze(0)
Ostatni mój bieg...
Tzn. ostatni mój bieg na dystansie półmaratonu...
A dokładniej ostatni mój bieg na dystansie półmaratonu w tym roku...
W każdym razie to ostatni mój bieg na dystansie półmaratonu w tym roku... chyba...

II Kanclerz Zabrze Półmaraton © djk71


Ostatni i chyba najcięższy. Nie wiem czemu. Ale po kolei.

Nie do końca byłem przekonany do startu w tej imprezie, ale skoro impreza w swoim mieście to trzeba wspierać. Zapisuję się.
Wczoraj odebrałem pakiet startowy żeby dziś już o tym nie myśleć. Skromny, ale co tam, najważniejszy jest bieg.
Nie brałem koszulki bo mam ich przecież mnóstwo, ale widząc je na zawodnikach trochę żałuję. Naprawdę ładne.

Na start przyjeżdżam w towarzystwie żony i Agnieszki - Aga startuje, Anetka tradycyjnie pełni rolę fotografa i wspiera nas przed, w trakcie i po zawodach :-)

Mamy chwilę przed startem więc jest czas i na banana i na... dowiezienie Adze numerka startowego ;-)

Banan przed biegiem © djk71

Cały czas się zastanawiam jak pobiec, w jakim tempie.

Nie wiedzieć czemu taki zadowolony przed startem © djk71

Chodzi mi po głowie biegnięcie za "zającem", ale ten na 2:15 wydaje mi się za wolny, a ten na 2:00 za szybki. Kusi co prawda żeby spróbować pobiec za nim, ale... baloniki małe i gdzieś się gubią w tłumie więc zaczynam obok tego wolniejszego.

Czas ruszyć na start © djk71

Jeszcze pełen optymizmu © djk71

Organizatorzy w ciekawych strojach © djk71

Tuż po starcie obok trasy widzę wypatrującą mnie mamę i Mariana. Fajnie, że przyszli.

Zawsze z logo firmy © djk71

Biegnę swoim tempem, choć na pierwszych kilometrach chyba trochę zbyt szybkim. Aga, mimo że pewnie byłaby w stanie pobiec szybciej biegnie w pobliżu. Zając na 2:15 został z tyłu. Dobiegamy do Nowodworskiej i skręcamy w teren. Średnio się tu biegnie w butach na asfalt, ale tragedii nie ma. W okolicach czwartego kilometra bufet. Chyba za mało osób w obsłudze, bo nie nadążają z podawaniem wody. Niektórzy rezygnują i biegną dalej bez picia.

W pojedynczych miejscach wąsko i ślisko, ale ogólnie jest ok. Gdzieś w okolicach 7 km zaczyna między nami biec pies, wilczur. Myślałem, że nas wyprzedzi, ale nie biegnie obok nas. Za blisko, dla mnie za bardzo blisko. Szczególnie, że jest bez smyczy i kagańca. Ja wiem, że są psy ułożone i posłuszne, ale... No właśnie... Chyba w niezbyt miły sposób zwracam uwagę właścicielowi, żeby zabrał psa. Ten na szczęście reaguje i po chwili pies biegnie na smyczy, choć i tak blisko.  Przed kolejnym bufetem ucinamy sobie krótką pogawędkę (z właścicielem, nie psem), tym razem już kulturalną i z uśmiechem na ustach.

Mijamy kąpielisko i krótka prosta, a potem nawrotka. Cóż trasa nieco inna niż była prezentowana na profilu wydarzenia. Trochę to dziwne, ale nie ma specjalnie znaczenia dla mojego biegu.

Połowa dystansu za nami © djk71

Kończymy pierwszą pętlę. Połowa zawodników zostaje już na mecie, a my ruszamy na drugą część trasy.

Kubek wody obowiązkowo © djk71

Jest ciężko i ciepło. Jak dla mnie za. Nie wiem co mnie podkusiło zakładać cokolwiek pod koszulkę...
Na 17 km Agnieszka decyduje się biec dalej sama. Nie wytrzymuje mojego wolnego tempa. Ja za to doganiam inną Agnieszkę ;-)

Biegniemy chwilę razem, na bufecie odskakuję lekko do przodu. Jestem potwornie zmęczony. Na ostatnich dwóch kilometrach słyszę głos pacemakera biegnącego na 2:15. Motywuje mnie to nieco szybszego biegu. Nawet udaje się jeszcze wyprzedzić kilku zawodników, byle zając mnie nie dogonił.

Jeszcze kilkadziesiąt metrów © djk71


Jest meta © djk71

Zając mnie nie dogania, ale Agnieszka, którą wyprzedziłem nie tak dawno już tak. Nie szkodzi. Ważne, że dobiegłem.

Medal na szyi © djk71
Czas się przebrać... i... chyba umrzeć... tak się czuję :-(
Jest mi niedobrze, nie mam siły, ponoć jestem bardzo blady. Nawet nie idę zobaczyć co dają do jedzenia. Nie przełknąłbym niczego.

Odpadłem po biegu © djk71

Nie pamiętam kiedy tak źle się czułem po biegu. A przecież czas wolniejszy chyba o 12 minut niż na połówce w Bytomiu.
Nie wiem co się stało. Mija kilka minut, kilkanaście, kilkadziesiąt, a ja wciąż nie mogę dojść do siebie.
Czas chyba odpocząć...

Dziękuję żonie za wsparcie, Adze, bez której pewnie bym przeszedł do marszu i wszystkim, którzy kibicowali, czy to na żywo czy "zdalnie" :-)

Zaczynam wracać do żywych, ciekawe co będzie jutro...


31 Bieg Niepodległości w Warszawie

Poniedziałek, 11 listopada 2019 · Komentarze(2)
Bieg, którego nie było w planach, ale wyszedł niejako przy okazji urodzin chrześniaka :-)

Bieg który robi wrażenie - 22 000 zapisanych. Jak się okazało nie wszyscy, którzy odebrali pakiety przybyli na start, ale i tak linię mety przekroczyło 18 861 zawodników. Super.

Medal z 31. Biegu Niepodległości w Warszawie © djk71

Na starcie jesteśmy sporo wcześniej. Najpierw start młodzieży. Marcel daje radę.

Jest i Marcel © djk71

Jako pierwszy dostaje medal.


Spoko, zrobiłem to ;-) © djk71

Później starsi. Ludzi mnóstwo. Kilka sektorów startujących co kilka minut. Ilość zawodników sprawia, że chyba nawet z lekką obsuwą :-)

Czas się przebrać.

Czas się przebrać © djk71

Kiedy Damian startuje, ja dopiero ustawiam się w sektorze.
Śpiewamy oczywiście hymn. Większość osób nawet potrafiła się zachować i dołączyła do śpiewu.

Część zawodników dostała białe koszulki, część czerwone. Ustawiamy się tak, aby utworzyć gigantyczną flagę.

Muszę przecisnąć się do białych © djk71


Przy wejściu do sektora dostrzega mnie Magda z koleżankami. Super spotkanie :-)

Jakże miłe spotkanie © djk71

Na przemian ciepło i zimno. Startuję w rękawkach i rękawiczkach, do tego czapka na głowie i komin na szyi.
W końcu ruszamy. Ustawiłem się za "zającem" na 00:55:00. Ambitny plan jak na kogoś, kto ostatnio mało ćwiczy, a już zupełnie nie ćwiczy szybkości, ale co tam ;-) Zobaczymy jak będzie.

Ruszam i od razu szybkie tempo. Uciekam chyba Magdzie i jej koleżankom. Cały czas dość blisko pacemakera. Nie upieram się, żeby się go trzymać, ale póki co daję radę. Wiem jednak, że to za szybko. I rzeczywiście, gdzieś chyba w okolicach czwartego kilometra czuję, że mam dość, doganiają mnie dziewczyny i... drugi "zając". Widać wybrali inną taktykę. Nie jestem jednak w stanie się go trzymać. Biegnę jak potrafię.

Po nawrotce na piątym kilometrze, jest bufet. Tylko picie, ale tylko tyle potrzebuję. Boję się, żeby nie odpuścić tutaj, ale nie... Daję radę i ruszam dalej. O dziwo siły wracają. Resztę biegu jest już ok.

Na wiadukcie w końcu widać jaką tworzymy flagę...

Efekt ruchomej flagi niesamowity © djk71

Wiem, że 55 minut nie będzie, ale będzie poniżej godziny. Jeszcze niedawno ledwo o tym marzyłem.
Jest 00:58:22. Endo i Strava podpowiadają mi, że pobiłem rekord na 1/2 mili, na 1 milę, na 2 mile, na 3 km... Super :-)

Dobiegłem © djk71

Na mecie czeka na mnie rodzinka.

Już z rodzinką © djk71

Szczęśliwy mogę wracać do domu © djk71

Brat też osiągnął swój cel. Wciąż jest szybszy ode mnie :-) Brawo ;-)


Silesia Marathon i kolejna życiówka w tym roku

Niedziela, 6 października 2019 · Komentarze(5)
Dwa lata temu udało się wystartować po raz pierwszy i jak dotąd jedyny w maratonie. W zeszłym roku też był taki plan, ale nie wyszło. W tym roku zapisałem się po raz kolejny. Oczywiście Silesia Marathon, czyli niekoniecznie najłatwiejszy maraton. Ale chciałem sprawdzić się na tej samej imprezie.

Od kilku dni prognozy zapowiadają 5-8 stopni. Na szczęście bez deszczu. Cały czas się waham co na siebie założyć. Nie wiem, czy to naprawdę najważniejsze, ale chyba myśleniem o stroju chcę zabić myśli o starcie. Niestety od czasu tamtego maratonu ani razu nie przebiegłem dystansu dłuższego niż półmaraton. Niby w tym roku pobiegałem sporo (ponad 1000 km) ale ta liczba to suma wielu krótkich treningów. Boję się, że to się zemści.

Wszystkie poradniki sugerują żeby się w tygodniu poprzedzającym zawody dobrze wyspać. Średnio mi to wychodziło.
W piątek odebrałem pakiet startowy z tradycyjnie już w Katowicach śliczną koszulką.

Z numerem startowym © djk71

Za to wczoraj pełny relaks. Najpierw wygrany mecz syna (rzucił 8 bramek) inaugurujący rozgrywki nowego sezonu

Juniorzy młodsi walczą © djk71

Potem kolejny mecz w ręczną - tym razem Górnik pokonuje izraelskich rywali w pucharze EHF.

Górnik walczy z drużyna z Izraela © djk71

A po meczu... prosto pod ziemię... na "osiemnastkę" grupy Highway. Koncert 320m pod ziemią!

Pod ziemię tylko w kasku © djk71

Super impreza, na którą wygraliśmy bilety na... meczu piłki ręcznej ;-)  Niestety po 23-iej żona przekonała mnie, że pora wyjść, mimo, że impreza wciąż trwała.

"18-tka" Highwaya © djk71

Wróciliśmy do domu o północy. Udało się jeszcze przespać prawie sześć godzin.

Rano śniadanko, tradycyjne bułeczki z powidłami. Decyduję się biec na krótko. Jedynie pod koszulkę zakładam obcisłą koszulkę termiczną bez rękawków. Rękawki zakładam osobno. Do tego zakładam rękawiczki. Rano pi... tzn. jest bardzo zimno.

Moja małżonka mimo chłodnej pogody decyduje się mi towarzyszyć. Razem z nami jedzie Sylwia i Brygida.

Zdjęcie na ściance musi być © djk71

Na parkingu (płatnym 30zł - złodzieje!) spotykamy Tereskę.

Teamowe zdjęcie © djk71

Ogarniamy ciuchy - Brygida daje mi dodatkowe agrafki - okazuje się, że numer wielkości prawie A4 jest wykonany z beznadziejnego papieru i już po założeniu się drze. Potem na trasie zobaczę wiele powiewających (trzymających się na jednej agrafce) numerków. Niektórzy wbiegną na metę z numerkami w rękach. Z jakiegoś nieznanego mi powodu nie można było mieć numerków zapiętych na paskach - tak było w regulaminie i na kopercie z numerkiem. Bez sensu. Tak samo jak to, że połowa zawodników i tak miała je tak zapięte. I... nie zostali zdyskwalifikowani, czym grozili organizatorzy. Nie to żebym był za ich dyskwalifikacją, bo przepis był durny, ale jak mamy przepisy to ich przestrzegajmy!

Oddajemy rzeczy do depozytu i idziemy na start. Lekkie zamieszanie w strefach, wiele osób nie wie gdzie wejść. Co ciekawe potem i tak się to miesza. Nie rozumiem. Podobnie jak dwa lata temu spotykam Artura. Udaje się chwilę porozmawiać. Na hasło, że to już chyba ostatnia moja impreza w tym roku, odpowiada, żebym się nie zarzekał, bo ma propozycję... :-) Oczywiście bieg ;-) Zobaczymy, może się uda.

W końcu ruszamy. Przez chwilę widziałem "zająców" i zastanawiałem się czy nie pobiec z tymi na 4:45:00 skoro i tak chcę biec na taki czas. Gdzieś mi jednak zniknęli z oczu i biegnę sam. Staram się pilnować tempa, ale i tak biegnę nieco szybciej niż planowałem.
Na starcie Anetka zdąży zrobić mi zdjęcie tylko z tyłu :-)

Widać mi tylko plecy i logo sponsora © djk71

Biegnę. Zaplanowałem sobie tempo przy użyciu nowej funkcji w Garminie - Pace Pro, pozwalającej na obliczenie czasów odcinków uwzględniając m.in. ich nachylenie. Funkcja fajna, niestety w aplikacji mogę sobie to zaplanować, ale wysłać do zegarka i potem pilnować tego na trasie mogę tylko używając najnowszych modeli zegarków.

Biegnę swoje. Bardziej niż czasu pilnuję tętna. W okolicach piątego kilometra super niespodziankę sprawia Adaś z aparatem fotograficznym. Po drugiej stronie ulicy z rowerami stoi Krzyś.

W okolicach Koszutki © djk71

Na rondzie pierwszy bufet. Piątka za mną. 1:43 min. szybciej niż planowałem.
Biegnę dalej. Oglądam jak zmieniło się miasto, gdzie spędziłem pięć lat szkoły średniej. Zmieniło się bardzo. W okolicach 9 km znów widzę chłopaków. Są kolejne fotki. Teraz jadą ścigać Tereskę :-)

Przed 3 Stawami © djk71

Dolina Trzech Stawów tym razem krótsza. To dobrze, ostatnio strasznie mi się dłużyła.
Na 10 km jest 2:46 min. do przodu.

Teraz celem jest Nikiszowiec. To miejsce jest magiczne. Wcześniej lekki podbieg. Jeden z wielu dziś. Po drodze odbijam na chwilę w krzaczki. Na Nikiszowcu jest cudownie. Czas wciąż do przodu - 2:28

Biegniemy w stronę Giszowca, a potem Mysłowic. Ostatnio ten odcinek mnie dobił. Tym razem jest dobrze. Mija mnie pacemaker na 4:30:00. Przez chwilę zastanawiam się, czy się nie podłączyć. Rozsądek mówi, że to jednak nie jest mój czas. Biegnę swoje.
Na 20 km - wciąż 2:20 min. do przodu.


Gdzieś od 17 km boli mnie prawa stopa. Zdaje się, że za mocno zawiązałem sznurówkę. Oczywiście zamiast to od razu poprawić to łudzę się, że samo się poluzuje. Na 25 km zatrzymuję się i poprawiam. Nawet dwa razy, bo za pierwszym razem tak poluzowałem, że mało mi but nie spadł z nogi. Tracę przez to chwilę - już tylko 0:59 min. do przodu w stosunku do założeń. Ale wciąż jest dobrze.

Mijam Szopienice i wracam w stronę centrum. Na bufecie na 30 km pierwszy raz się zatrzymuję. Czuję zmęczenie. Poprzednio łapałem kubki z wodą w biegu. Do 28 km byłem do przodu, tu już mam 1:15 min. w plecy.

Niestety coraz więcej osób chodzi, niektórzy już po 10 km. Nie działa to zbyt dobrze na psychikę. Chcę iść, ale po krótkiej dyskusji z samym sobą biegnę. Tylko do 32 km. Tu przechodzę do marszu ;-( Jednak. Szkoda, bo plan był żeby całość przebiec. Jeszcze jedna dyskusja ze sobą i biegnę. Wiem, że na 35-tym jest bufet. Chociaż do bufetu. Dobiegam. Piję i... nie mam siły ruszyć biegiem. Tu mam już 6:00 min. w plecy.

Od bufetu w Siemianowicach do zakrętu idę. Kibice zagrzewają do walki, a ja nie potrafię się zmusić do biegu. W końcu ruszam. Udaje się pobiec kolejny kawałek. Świadomość podbiegu pod wieżę telewizyjną jest silniejsza ode mnie. Znów idę. Boli mnie wszystko, łydki, uda, plecy... Krótko przed wieżą zbieram się w sobie i biegnę. To już końcówka.

Kiedy wbiegam do Parku Śląskiego mam już w plecy 12:09 min. Teraz już jest tylko walka żeby skończyć poniżej 5 godzin.
Biegnę, choć czuję niesamowite zmęczenie.
Tuż przed stadionem znów czeka Adaś ;-) Jeszcze jedna fotka.

W osatniej chwili zauważam Adama przed Stadionem © djk71

Dogania mnie "zając na piątkę".

Z balonikami zająca © djk71

Sprawdzam czas, zdążę.

Prowadzę grupę © djk71

Wciąż prowadzę © djk71

Jak zwykle delektuję się biegiem po bieżni w Kotle Czarownic.

Doganiają mnie © djk71

Nie przeszkadza mi, że inni mnie wyprzedają. Na widowni dostrzegam Anetkę z Agą, która dziś zrobiła życiówkę na połówce.

No i dogonili, a nawet przegonili © djk71

Czas wyłączyć zegarek © djk71

Mijam linię mety z czasem 4:57:20. Ja też mam życiówkę. Poprawiłem czas o 33 minuty. Powinienem być szczęśliwy ale jednak czuję jakiś niedosyt.

Zrobiłem to :-) © djk71

Na mecie w papierowej torebce dostaję bułkę, jabłko i batonika. Na stoisku Lecha dostaję puszkę bezalkoholowego. Dobrze. Jest czym popić bułkę.

Czas na kąpiel.

Już po kąpieli © djk71

Żona kazała się cieszyć © djk71

Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia, za doping, za trzymanie kciuków! To naprawdę pomaga!
Dziękuję Anetce, że mimo zimna dopingowała mnie przez tyle godzin.

Czas na odpoczynek, bo czuję wszystkie mięśnie....

IV Bytomski Bieg Trzeźwości

Sobota, 28 września 2019 · Komentarze(3)
Dziś kolejny bieg. Tym razem krótki dystans - 5km. Ale głównym celem był nie sam bieg, a udział w imprezie organizowanej przez bytomski Dom Nadziei.

Bieg charytatywny wspomagający młodych ludzi, którzy pogubili się w życiu. Bieg mający też na celu zwrócenie uwagi ludziom, że takie rzeczy się zdarzają... Że mogą zdarzyć się każdemu, nam, naszym bliskim, naszym sąsiadom... każdemu... Że każdy może pobłądzić... Że choć łatwo jest oceniać innych, że choć łatwo jest krytykować, czasem wyśmiewać to...

... to łatwo jest też pomagać... Że każdy może...

Mam siłę zmieniać świat © djk71

Tym razem Anetka musiała zostać w domu, za to Igorowi i mi towarzyszy Piotr z Kori.
Na miejscu spotykamy jeszcze Agę. Rejestracja, chwila oczekiwania na rozgrzewkę.

A rozciągać trzeba się tak © djk71

Pamiątkowe selfie...

Zielony - kolor nadziei © djk71

I ruszamy. Dwa kółka. Pierwsze nawet mocno, w drugim niestety już daje o sobie znać wysoki puls i biegnę o minutę wolniej.Mimo wszystko jestem zadowolony. Poza tym jak pisałem wcześniej, nie wynik był dziś najważniejszy.

Na mecie, a twardziele mają jeszcze siłę © djk71

Życiówka na Półmaratonie Bytomskim

Sobota, 14 września 2019 · Komentarze(1)
Tydzień minął od Festiwalu w Krynicy więc trzeba pobiegać. Wybór padł na odbywający się po sąsiedzku, w Miechowicach, Półmaraton Bytomski.

Kręcimy się chwilę z żoną po strefie startowej.

Któryś będzie mój © djk71

Ścianka pod kolor stroju © djk71

Po biegu będzie losowana nagroda.

Nagroda czeka © djk71

W końcu ustawiam się na starcie.

A może by tak zrobić życiówkę? © djk71

Sam nie wiem jaką taktykę przyjąć...

No i ruszamy © djk71

Niestety tradycyjnie ruszam za szybko. Ale póki co nie jest źle, daję radę. Na trasie kilka krótkich podbiegów. Puls to potwierdza :-)

Punkty odżywcze miały być co 5 km, a są chyba w nieco innych miejscach. Źle, bo nie brałem swojego picia. Jakoś daję radę zrobić pierwsze kółko. Wydawało mi się, że tu też powinien być bufet, ale albo go nie zauważyłem, albo go nie było.

Ruszam na drugie kółko © djk71

Ci co biegli jedno kółko już odpoczywają.

A niektórzy już w bufecie © djk71

Biegnę drugą pętlę. Luźniej na trasie. Trochę źle, bo trudniej się kogoś trzymać. Biegnę swoje. Na punkcie chyba zorganizowanym przez MGB łapię kawałek czekolady. Gorzkiej. Tym razem to nie był dobry wybór. Twarda, ciężko ją pogryźć i trudno się rozpuszcza. Jakoś daję jednak radę. Nawrotka w lesie i ostatnie 5-6 km przede mną. Wiem, że dam radę. Czas jest niezły. Poniżej dwóch godzin nie będzie ale jest szansa na życiówkę. O ile... mnie nie odetnie.

Biegnę. Jeszcze jeden podbieg pod stację benzynową i... wiem, że dam radę. Dałem radę.




Zrobiłem to © djk71

Zmęczony, ale szczęśliwy. Czuję ten bieg w nogach. Ale warto było :-)

Kolejny medal do kolekcji © djk71

Jest życiówka. Ponad 4 minuty szybciej niż życiówka z Półmaratonu Warszawskiego w 2018. Super. :-)

Runek Run -pierwszy bieg górski. Żyję.

Niedziela, 8 września 2019 · Komentarze(0)
Po wczorajszej Życiowej Dziesiątce czułem zmęczenie. Wieczorem pakowanie, szybka decyzja co na siebie założyć, szczególnie, że prognozy od kilku dni się zmieniają i deszcz ma raz być, a raz nie. W nocy lało więc może być wesoło na trasie. W końcu decyduję się biec na krótko, jedynie zakładam dodatkowo rękawki, które mogę w każdej chwili zdjąć. W plecaku ląduje jeszcze wiatrówka.

Kiedy jakiś tydzień temu (a może więcej) zerknąłem sobie na profil trasy nie wierzyłem. Narysowałem go sobie raz jeszcze samemu i... nic się nie zmieniło. Wyglądał jak dla mnie przerażająco. Nie do końca byłem przekonany, że start to dobry pomysł. Byłem raczej przekonany, że to zły pomysł. Tydzień minął na płakaniu i użalaniu się nad sobą. Gdy wczoraj koledzy z teamu przebiegli w górach po 64 km zrobiło mi się wstyd. Naprawdę wstyd. Oczywiście musiałem pozostać sobą i jeszcze trochę ponarzekać, ale w głowie miałem już tylko to co oni zrobili. I wiedziałem już, że ja też swoje zrobię.

Limit czasu 5 godzin na 22 km więc choćbym miał przejść całość to dam radę.

Wstajemy z Marcinem o 5-tej rano. Start o 7:20, ale wcześniej trzeba coś zjeść, napić się... Śpimy na drewnianych piętrowych łóżkach więc schodząc z góry skrzypieniem (łóżek, nie swoim) budzimy całą ekipę. Oni oczywiście leżąc w łóżkach mają świetny ubaw, a nam się coraz ciężej zebrać. W końcu idziemy na start. 1,5 km spacer sprawia, że na starcie jesteśmy już pełni energii.

Jeszcze selfie przed startem i ruszamy.

Zaraz ruszamy © djk71

Marcin swoim tempem, nawet nie próbuję go gonić. Po kilometrze asfaltu skręcamy... pod naszą kwaterę.

Jeszcze biegnę © djk71

Ekipa dopinguje nas z balkonu i z chodnika.

Doping z balkonu © djk71

Ten odcinek to już ścianka, ale ja dzielnie truchtam choć wielu innych przeszło już do marszu.

Pierwszy podbieg © djk71

Dopiero za zakrętem droga się zwęża i wszyscy już idą. Próbuję jeszcze chwilę wyprzedzać, ale to nie ma sensu.

Idziemy. Nie do końca mi się to podoba, w końcu to miał być bieg. Zdaję sobie jednak sprawę, że sam pewnie długo bym nie pobiegł, a jeśli to pewnie i tak w takim samym tempie, tylko męcząc się bardziej.

Ok, poddaje się i wyciągam krok. Maszeruję wyprzedzając innych. Część wspomaga się kijkami, ale wielu z nich i tak wyprzedzam. Zastanawiam się tylko na ile starczy mi sił na takie rumakowanie...


Coś mi szkiełko zaparowała © djk71

Docieramy do pierwszego szczytu, teraz zbieg w dół. Łatwo nie jest. Dla mnie to zupełna nowość. Nie szaleję, ale staram się też nie blokować trasy. Tu mi się podoba :-)

Kawałek asfaltu i początek podbiegu (podejścia) na Jaworzynkę. Tym razem będzie trudniej. Znów większość trasy to jednak marsz, choć jak tylko choć trochę robi się łagodniej to próbuję podbiegać. Widoki piękne.

Tu jeszcze słono świeciło © djk71

W plecaku słuchawki, ale nawet przez chwilę nie myślę o tym by je zakładać. Jest zbyt pięknie. Las, góry, ptaki...

Ostatni odcinek przed szczytem bardzo stromy, ale daje radę.

Na szczycie pochmurno i mgliście © djk71

Kawałek banana, żurawina i łyk wody.

Zawiązuję mocniej sznurówki i zaczyna się zbieg. Nie robiłem tego wcześniej więc eksperymentuję, raz tak, raz tak. Jakoś biegnę. Pojawiają się oczywiście jeszcze podbiegi. Przecież Runek dopiero przed nami. Ale już jest dobrze.

W głowie zaczynają się kalkulacje. Gdybym był o tej i o tej na tym i tym kilometrze to może udało by się zrobić całość w 3 godziny. Nie, wariactwo, bez szans. Poza tym jeszcze dwie godziny temu cel był żeby się zmieścić w limicie.

Wciąż kalkuluję. Na trasie pojawia się info, że do mety 5 km. Zegarek pokazuje mi nieco ponad 6. Przy pięciu jest szansa na trójkę, choć tak naprawdę nie wiem jeszcze jakie niespodzianki na trasie jeszcze mnie czekają. Tym bardziej, że miejscami jest ślisko. Raz mało nie skręcam nogi ustępując drogi komuś kto mnie wyprzedza. Kilka razy zahaczam o korzenie, ale ogólnie jest ok. Buty dają radę. Nie ślizgają się. Wciąż mam siły, choć mięśnie już czuć.

Do mety ostatni kilometr. Słyszę, że najgorszy. Nie wiem, czy dlatego, że ostatni, czy jakieś niespodzianki na trasie. Jest wąsko i ślisko, ale spokojnie wyprzedzam jeszcze kilka osób. Niosą mnie emocje.

Zmęczenie mnie dopada dopiero na kilkuset ostatnich metrach asfaltu. Nogi dostały jednak w kość. Tu jednak nie mam wyboru. Muszę dobiec tym bardziej, że czas poniżej 3h już jest pewny. Ostatecznie jest 2:56:27.

Zrobiłem to © djk71
Trzeba zegarek zastopować :-) © djk71
Piątki ze znajomymi © djk71

Z medalem i nie tylko © djk71

Marcin oczywiście był przede mną jakieś 20 minut, ale to nie było zaskoczeniem.

Marcin kończy © djk71

Jestem super zadowolony.

Zrobiliśmy to © djk71


Można się rozebrać © djk71

Dostajemy koszulki Finisher ;-)

Finisherzy ;-) © djk71

Kiedy później idziemy coś zjeść, dumni z tego co zrobiliśmy, w koszulkach potwierdzających nasz "wyczyn", szybko zostajemy sprowadzeni na ziemię. Wokół mnóstwo osób w koszulkach finiszerów tylko zamiast naszego 22 u nich widnieje 35, 64, 100... km :-)

Żartuję. Nie szkodzi. To wszystko przed nami, bo... już wiem, że jeszcze wrócę w góry. Bałem się, że tak będzie ;-)
Tylko chciałbym więcej podbiegać, bo bieg to bieg. Może to jest jakiś cel treningowy...

Są wyniki. Jestem 382/610 (96/136 w M40), czyli znów wyprzedziłem prawie 40% zawodników :)

Dziękuję wszystkim (a w szczególności mojej żonie) za wsparcie i doping. Potrzebowałem tego :-)