Silesia Marathon i kolejna życiówka w tym roku

Niedziela, 6 października 2019 · Komentarze(5)
Dwa lata temu udało się wystartować po raz pierwszy i jak dotąd jedyny w maratonie. W zeszłym roku też był taki plan, ale nie wyszło. W tym roku zapisałem się po raz kolejny. Oczywiście Silesia Marathon, czyli niekoniecznie najłatwiejszy maraton. Ale chciałem sprawdzić się na tej samej imprezie.

Od kilku dni prognozy zapowiadają 5-8 stopni. Na szczęście bez deszczu. Cały czas się waham co na siebie założyć. Nie wiem, czy to naprawdę najważniejsze, ale chyba myśleniem o stroju chcę zabić myśli o starcie. Niestety od czasu tamtego maratonu ani razu nie przebiegłem dystansu dłuższego niż półmaraton. Niby w tym roku pobiegałem sporo (ponad 1000 km) ale ta liczba to suma wielu krótkich treningów. Boję się, że to się zemści.

Wszystkie poradniki sugerują żeby się w tygodniu poprzedzającym zawody dobrze wyspać. Średnio mi to wychodziło.
W piątek odebrałem pakiet startowy z tradycyjnie już w Katowicach śliczną koszulką.

Z numerem startowym © djk71

Za to wczoraj pełny relaks. Najpierw wygrany mecz syna (rzucił 8 bramek) inaugurujący rozgrywki nowego sezonu

Juniorzy młodsi walczą © djk71

Potem kolejny mecz w ręczną - tym razem Górnik pokonuje izraelskich rywali w pucharze EHF.

Górnik walczy z drużyna z Izraela © djk71

A po meczu... prosto pod ziemię... na "osiemnastkę" grupy Highway. Koncert 320m pod ziemią!

Pod ziemię tylko w kasku © djk71

Super impreza, na którą wygraliśmy bilety na... meczu piłki ręcznej ;-)  Niestety po 23-iej żona przekonała mnie, że pora wyjść, mimo, że impreza wciąż trwała.

"18-tka" Highwaya © djk71

Wróciliśmy do domu o północy. Udało się jeszcze przespać prawie sześć godzin.

Rano śniadanko, tradycyjne bułeczki z powidłami. Decyduję się biec na krótko. Jedynie pod koszulkę zakładam obcisłą koszulkę termiczną bez rękawków. Rękawki zakładam osobno. Do tego zakładam rękawiczki. Rano pi... tzn. jest bardzo zimno.

Moja małżonka mimo chłodnej pogody decyduje się mi towarzyszyć. Razem z nami jedzie Sylwia i Brygida.

Zdjęcie na ściance musi być © djk71

Na parkingu (płatnym 30zł - złodzieje!) spotykamy Tereskę.

Teamowe zdjęcie © djk71

Ogarniamy ciuchy - Brygida daje mi dodatkowe agrafki - okazuje się, że numer wielkości prawie A4 jest wykonany z beznadziejnego papieru i już po założeniu się drze. Potem na trasie zobaczę wiele powiewających (trzymających się na jednej agrafce) numerków. Niektórzy wbiegną na metę z numerkami w rękach. Z jakiegoś nieznanego mi powodu nie można było mieć numerków zapiętych na paskach - tak było w regulaminie i na kopercie z numerkiem. Bez sensu. Tak samo jak to, że połowa zawodników i tak miała je tak zapięte. I... nie zostali zdyskwalifikowani, czym grozili organizatorzy. Nie to żebym był za ich dyskwalifikacją, bo przepis był durny, ale jak mamy przepisy to ich przestrzegajmy!

Oddajemy rzeczy do depozytu i idziemy na start. Lekkie zamieszanie w strefach, wiele osób nie wie gdzie wejść. Co ciekawe potem i tak się to miesza. Nie rozumiem. Podobnie jak dwa lata temu spotykam Artura. Udaje się chwilę porozmawiać. Na hasło, że to już chyba ostatnia moja impreza w tym roku, odpowiada, żebym się nie zarzekał, bo ma propozycję... :-) Oczywiście bieg ;-) Zobaczymy, może się uda.

W końcu ruszamy. Przez chwilę widziałem "zająców" i zastanawiałem się czy nie pobiec z tymi na 4:45:00 skoro i tak chcę biec na taki czas. Gdzieś mi jednak zniknęli z oczu i biegnę sam. Staram się pilnować tempa, ale i tak biegnę nieco szybciej niż planowałem.
Na starcie Anetka zdąży zrobić mi zdjęcie tylko z tyłu :-)

Widać mi tylko plecy i logo sponsora © djk71

Biegnę. Zaplanowałem sobie tempo przy użyciu nowej funkcji w Garminie - Pace Pro, pozwalającej na obliczenie czasów odcinków uwzględniając m.in. ich nachylenie. Funkcja fajna, niestety w aplikacji mogę sobie to zaplanować, ale wysłać do zegarka i potem pilnować tego na trasie mogę tylko używając najnowszych modeli zegarków.

Biegnę swoje. Bardziej niż czasu pilnuję tętna. W okolicach piątego kilometra super niespodziankę sprawia Adaś z aparatem fotograficznym. Po drugiej stronie ulicy z rowerami stoi Krzyś.

W okolicach Koszutki © djk71

Na rondzie pierwszy bufet. Piątka za mną. 1:43 min. szybciej niż planowałem.
Biegnę dalej. Oglądam jak zmieniło się miasto, gdzie spędziłem pięć lat szkoły średniej. Zmieniło się bardzo. W okolicach 9 km znów widzę chłopaków. Są kolejne fotki. Teraz jadą ścigać Tereskę :-)

Przed 3 Stawami © djk71

Dolina Trzech Stawów tym razem krótsza. To dobrze, ostatnio strasznie mi się dłużyła.
Na 10 km jest 2:46 min. do przodu.

Teraz celem jest Nikiszowiec. To miejsce jest magiczne. Wcześniej lekki podbieg. Jeden z wielu dziś. Po drodze odbijam na chwilę w krzaczki. Na Nikiszowcu jest cudownie. Czas wciąż do przodu - 2:28

Biegniemy w stronę Giszowca, a potem Mysłowic. Ostatnio ten odcinek mnie dobił. Tym razem jest dobrze. Mija mnie pacemaker na 4:30:00. Przez chwilę zastanawiam się, czy się nie podłączyć. Rozsądek mówi, że to jednak nie jest mój czas. Biegnę swoje.
Na 20 km - wciąż 2:20 min. do przodu.


Gdzieś od 17 km boli mnie prawa stopa. Zdaje się, że za mocno zawiązałem sznurówkę. Oczywiście zamiast to od razu poprawić to łudzę się, że samo się poluzuje. Na 25 km zatrzymuję się i poprawiam. Nawet dwa razy, bo za pierwszym razem tak poluzowałem, że mało mi but nie spadł z nogi. Tracę przez to chwilę - już tylko 0:59 min. do przodu w stosunku do założeń. Ale wciąż jest dobrze.

Mijam Szopienice i wracam w stronę centrum. Na bufecie na 30 km pierwszy raz się zatrzymuję. Czuję zmęczenie. Poprzednio łapałem kubki z wodą w biegu. Do 28 km byłem do przodu, tu już mam 1:15 min. w plecy.

Niestety coraz więcej osób chodzi, niektórzy już po 10 km. Nie działa to zbyt dobrze na psychikę. Chcę iść, ale po krótkiej dyskusji z samym sobą biegnę. Tylko do 32 km. Tu przechodzę do marszu ;-( Jednak. Szkoda, bo plan był żeby całość przebiec. Jeszcze jedna dyskusja ze sobą i biegnę. Wiem, że na 35-tym jest bufet. Chociaż do bufetu. Dobiegam. Piję i... nie mam siły ruszyć biegiem. Tu mam już 6:00 min. w plecy.

Od bufetu w Siemianowicach do zakrętu idę. Kibice zagrzewają do walki, a ja nie potrafię się zmusić do biegu. W końcu ruszam. Udaje się pobiec kolejny kawałek. Świadomość podbiegu pod wieżę telewizyjną jest silniejsza ode mnie. Znów idę. Boli mnie wszystko, łydki, uda, plecy... Krótko przed wieżą zbieram się w sobie i biegnę. To już końcówka.

Kiedy wbiegam do Parku Śląskiego mam już w plecy 12:09 min. Teraz już jest tylko walka żeby skończyć poniżej 5 godzin.
Biegnę, choć czuję niesamowite zmęczenie.
Tuż przed stadionem znów czeka Adaś ;-) Jeszcze jedna fotka.

W osatniej chwili zauważam Adama przed Stadionem © djk71

Dogania mnie "zając na piątkę".

Z balonikami zająca © djk71

Sprawdzam czas, zdążę.

Prowadzę grupę © djk71

Wciąż prowadzę © djk71

Jak zwykle delektuję się biegiem po bieżni w Kotle Czarownic.

Doganiają mnie © djk71

Nie przeszkadza mi, że inni mnie wyprzedają. Na widowni dostrzegam Anetkę z Agą, która dziś zrobiła życiówkę na połówce.

No i dogonili, a nawet przegonili © djk71

Czas wyłączyć zegarek © djk71

Mijam linię mety z czasem 4:57:20. Ja też mam życiówkę. Poprawiłem czas o 33 minuty. Powinienem być szczęśliwy ale jednak czuję jakiś niedosyt.

Zrobiłem to :-) © djk71

Na mecie w papierowej torebce dostaję bułkę, jabłko i batonika. Na stoisku Lecha dostaję puszkę bezalkoholowego. Dobrze. Jest czym popić bułkę.

Czas na kąpiel.

Już po kąpieli © djk71

Żona kazała się cieszyć © djk71

Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia, za doping, za trzymanie kciuków! To naprawdę pomaga!
Dziękuję Anetce, że mimo zimna dopingowała mnie przez tyle godzin.

Czas na odpoczynek, bo czuję wszystkie mięśnie....

Komentarze (5)

Bod10
Dzięki. Mnie wciąż bolą :-)
Flash
Było z czego się odbijać :-)
Mirelka
Dzięki wielkie :-) Pisz mi tak dalej...
BTW: Przypomniało mi się: Łubudubu.... To mówiłem ja Jarząbek...

djk71 05:14 poniedziałek, 7 października 2019

To bylam ja, Mirelka ????????????
Jak zawsze zapomnialam się podpisac.

Mirelka 19:59 niedziela, 6 października 2019

Kochany Dareczku, jesteś bombowy ????????????

Gość 19:58 niedziela, 6 października 2019

Brawo, 33 minuty to kolosalna różnica :)

Flash 19:26 niedziela, 6 października 2019

Gratulacje, na samą myśl o takim dystansie rozbolały mnie kolana.

Bod10 18:50 niedziela, 6 października 2019
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa erzep

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]