Bieg Mikołajkowy
Niedziela, 8 grudnia 2019
· Komentarze(2)
Kategoria Bieganie, śląskie, W towarzystwie, Z kamerą wśród..., Zawody
Na wczorajszej firmowej wigilii była okazja również podziękować wszystkim naszym firmowym biegaczom, piechurom i rowerzystom. Po raz kolejny udowodnili, że chcieć to móc. Cieszymy się, że nasze koleżanki i koledzy
Dziś Bieg Mikołajkowy w Katowicach.
Kolejna super zorganizowana impreza przez MK Team. Kiedy przyjeżdżam w towarzystwie żony i Agnieszki na start, pierwsze co nam się rzuca w oczy, a raczej nogi to... lód na chodnikach. Nie jest dobrze. Rano się nad tym zastanawiałem, ale doszedłem do wniosku, że jest za ciepło. Pomyliłem się.
Kiedy odbieramy pakiety słyszymy ostrzeżenia organizatorów dot. nawierzchni. Robią to co prawda z uśmiechem, starając się nie wprowadzać nerwowej atmosfery, ale widać, że boją się o nas.
Przed biegiem spotykam kolejną Agnieszkę. Zdjęcia muszą być :-)
Rozgrzewka. Jak zawsze tutaj spokojnie i wesoło, w tanecznym rytmie, ale... to nie moja bajka...
Zanim zdążę zajarzyć, którą rękę i nogę przesunąć w którą stronę to na scenie dzieje się już coś innego. Do tego rozprasza mnie muzyka :-)
Po chwili ruszamy.
Tradycyjnie biegnę sam próbując się nie podpalić. Na początku rzeczywiście są miejsca gdzie jest ślisko, ale potem już jest ok. na drugiej pętli już wcale tego nie zauważam. Może to sprawka słońca, które pięknie świeci przez cały bieg.
Po drodze wyprzedza mnie kolejna koleżanka z firmy - Patka :-)
Mijam oznaczenie drugiego kilometra i... zaczynam czuć piszczele :-( Od dawna już tego nie czułem. Niedobrze. Niestety z każdym kolejnym krokiem jest coraz gorzej. W okolicach czwartego kilometra spotykam Anetkę. Mówię, że chyba nie dam rady. Kawałek dalej jest punkt nawodnienia. Zatrzymuję się na chwilę i organizm mówi: Skończ to, bo sobie zrobisz krzywdę. Albo chociaż przejdź do marszu. Nie słucham. Zdążę jeszcze jeśli będzie tak źle.
Mijam linię mety... po raz pierwszy. Przede mną jeszcze jedna pętla. Około 7 km przestaję czuć ból. Jest jeszcze jakiś dyskomfort, ale jest zdecydowanie lepiej. Albo minęło, albo przywykłem. Cieszę się, że nie odpuściłem. Końcówkę już biegnę spokojnie.
Jakiś kilometr przed metą doganiam Agnieszkę z firmy. Wyprzedzam ją, ale zwalniam. Pobiegniemy do mety wspólnie. Życiówki i tak się nie spodziewam :-)
Z uśmiechami na ustach przekraczamy linię mety.
Tam już czeka Agi mąż i Aga, z którą przyjechaliśmy do Katowic. Już z medalami.
Po chwili i my odbieramy swoje, oddajemy chipy, bierzemy przydziałowe napoje i ruszamy... do domu.
Super zorganizowany bieg. Mimo bólu jestem zadowolony, że wystartowałem.
Na starcie NW ma stanąć dziś jeszcze Karolina, ale spieszę się i nie udaje nam się spotkać.
Dziś Bieg Mikołajkowy w Katowicach.
Mikołajkowy medal© djk71
Kolejna super zorganizowana impreza przez MK Team. Kiedy przyjeżdżam w towarzystwie żony i Agnieszki na start, pierwsze co nam się rzuca w oczy, a raczej nogi to... lód na chodnikach. Nie jest dobrze. Rano się nad tym zastanawiałem, ale doszedłem do wniosku, że jest za ciepło. Pomyliłem się.
Miejscami ślisko© djk71
Kiedy odbieramy pakiety słyszymy ostrzeżenia organizatorów dot. nawierzchni. Robią to co prawda z uśmiechem, starając się nie wprowadzać nerwowej atmosfery, ale widać, że boją się o nas.
Przed biegiem spotykam kolejną Agnieszkę. Zdjęcia muszą być :-)
Sesja na ściance© djk71
Z żona przed startem© djk71
Rozgrzewka. Jak zawsze tutaj spokojnie i wesoło, w tanecznym rytmie, ale... to nie moja bajka...
Niby proste© djk71
Zanim zdążę zajarzyć, którą rękę i nogę przesunąć w którą stronę to na scenie dzieje się już coś innego. Do tego rozprasza mnie muzyka :-)
Niektórzy potrafią© djk71
Po chwili ruszamy.
Mikołaj z nami© djk71
Tradycyjnie biegnę sam próbując się nie podpalić. Na początku rzeczywiście są miejsca gdzie jest ślisko, ale potem już jest ok. na drugiej pętli już wcale tego nie zauważam. Może to sprawka słońca, które pięknie świeci przez cały bieg.
Po drodze wyprzedza mnie kolejna koleżanka z firmy - Patka :-)
Mijam oznaczenie drugiego kilometra i... zaczynam czuć piszczele :-( Od dawna już tego nie czułem. Niedobrze. Niestety z każdym kolejnym krokiem jest coraz gorzej. W okolicach czwartego kilometra spotykam Anetkę. Mówię, że chyba nie dam rady. Kawałek dalej jest punkt nawodnienia. Zatrzymuję się na chwilę i organizm mówi: Skończ to, bo sobie zrobisz krzywdę. Albo chociaż przejdź do marszu. Nie słucham. Zdążę jeszcze jeśli będzie tak źle.
Jest ciężko :-(© djk71
Mijam linię mety... po raz pierwszy. Przede mną jeszcze jedna pętla. Około 7 km przestaję czuć ból. Jest jeszcze jakiś dyskomfort, ale jest zdecydowanie lepiej. Albo minęło, albo przywykłem. Cieszę się, że nie odpuściłem. Końcówkę już biegnę spokojnie.
Jakiś kilometr przed metą doganiam Agnieszkę z firmy. Wyprzedzam ją, ale zwalniam. Pobiegniemy do mety wspólnie. Życiówki i tak się nie spodziewam :-)
Z uśmiechami na ustach przekraczamy linię mety.
Mamy to :-)© djk71
Dzięki za bieg!© djk71
Tam już czeka Agi mąż i Aga, z którą przyjechaliśmy do Katowic. Już z medalami.
A teraz medal© djk71
Po chwili i my odbieramy swoje, oddajemy chipy, bierzemy przydziałowe napoje i ruszamy... do domu.
Pamiętać o chipie© djk71
Super zorganizowany bieg. Mimo bólu jestem zadowolony, że wystartowałem.
Jeszcze jeden sukces w tym roku© djk71
Na starcie NW ma stanąć dziś jeszcze Karolina, ale spieszę się i nie udaje nam się spotkać.