II Kanclerz Zabrze Półmaraton

Niedziela, 17 listopada 2019 · Komentarze(0)
Ostatni mój bieg...
Tzn. ostatni mój bieg na dystansie półmaratonu...
A dokładniej ostatni mój bieg na dystansie półmaratonu w tym roku...
W każdym razie to ostatni mój bieg na dystansie półmaratonu w tym roku... chyba...

II Kanclerz Zabrze Półmaraton © djk71


Ostatni i chyba najcięższy. Nie wiem czemu. Ale po kolei.

Nie do końca byłem przekonany do startu w tej imprezie, ale skoro impreza w swoim mieście to trzeba wspierać. Zapisuję się.
Wczoraj odebrałem pakiet startowy żeby dziś już o tym nie myśleć. Skromny, ale co tam, najważniejszy jest bieg.
Nie brałem koszulki bo mam ich przecież mnóstwo, ale widząc je na zawodnikach trochę żałuję. Naprawdę ładne.

Na start przyjeżdżam w towarzystwie żony i Agnieszki - Aga startuje, Anetka tradycyjnie pełni rolę fotografa i wspiera nas przed, w trakcie i po zawodach :-)

Mamy chwilę przed startem więc jest czas i na banana i na... dowiezienie Adze numerka startowego ;-)

Banan przed biegiem © djk71

Cały czas się zastanawiam jak pobiec, w jakim tempie.

Nie wiedzieć czemu taki zadowolony przed startem © djk71

Chodzi mi po głowie biegnięcie za "zającem", ale ten na 2:15 wydaje mi się za wolny, a ten na 2:00 za szybki. Kusi co prawda żeby spróbować pobiec za nim, ale... baloniki małe i gdzieś się gubią w tłumie więc zaczynam obok tego wolniejszego.

Czas ruszyć na start © djk71

Jeszcze pełen optymizmu © djk71

Organizatorzy w ciekawych strojach © djk71

Tuż po starcie obok trasy widzę wypatrującą mnie mamę i Mariana. Fajnie, że przyszli.

Zawsze z logo firmy © djk71

Biegnę swoim tempem, choć na pierwszych kilometrach chyba trochę zbyt szybkim. Aga, mimo że pewnie byłaby w stanie pobiec szybciej biegnie w pobliżu. Zając na 2:15 został z tyłu. Dobiegamy do Nowodworskiej i skręcamy w teren. Średnio się tu biegnie w butach na asfalt, ale tragedii nie ma. W okolicach czwartego kilometra bufet. Chyba za mało osób w obsłudze, bo nie nadążają z podawaniem wody. Niektórzy rezygnują i biegną dalej bez picia.

W pojedynczych miejscach wąsko i ślisko, ale ogólnie jest ok. Gdzieś w okolicach 7 km zaczyna między nami biec pies, wilczur. Myślałem, że nas wyprzedzi, ale nie biegnie obok nas. Za blisko, dla mnie za bardzo blisko. Szczególnie, że jest bez smyczy i kagańca. Ja wiem, że są psy ułożone i posłuszne, ale... No właśnie... Chyba w niezbyt miły sposób zwracam uwagę właścicielowi, żeby zabrał psa. Ten na szczęście reaguje i po chwili pies biegnie na smyczy, choć i tak blisko.  Przed kolejnym bufetem ucinamy sobie krótką pogawędkę (z właścicielem, nie psem), tym razem już kulturalną i z uśmiechem na ustach.

Mijamy kąpielisko i krótka prosta, a potem nawrotka. Cóż trasa nieco inna niż była prezentowana na profilu wydarzenia. Trochę to dziwne, ale nie ma specjalnie znaczenia dla mojego biegu.

Połowa dystansu za nami © djk71

Kończymy pierwszą pętlę. Połowa zawodników zostaje już na mecie, a my ruszamy na drugą część trasy.

Kubek wody obowiązkowo © djk71

Jest ciężko i ciepło. Jak dla mnie za. Nie wiem co mnie podkusiło zakładać cokolwiek pod koszulkę...
Na 17 km Agnieszka decyduje się biec dalej sama. Nie wytrzymuje mojego wolnego tempa. Ja za to doganiam inną Agnieszkę ;-)

Biegniemy chwilę razem, na bufecie odskakuję lekko do przodu. Jestem potwornie zmęczony. Na ostatnich dwóch kilometrach słyszę głos pacemakera biegnącego na 2:15. Motywuje mnie to nieco szybszego biegu. Nawet udaje się jeszcze wyprzedzić kilku zawodników, byle zając mnie nie dogonił.

Jeszcze kilkadziesiąt metrów © djk71


Jest meta © djk71

Zając mnie nie dogania, ale Agnieszka, którą wyprzedziłem nie tak dawno już tak. Nie szkodzi. Ważne, że dobiegłem.

Medal na szyi © djk71
Czas się przebrać... i... chyba umrzeć... tak się czuję :-(
Jest mi niedobrze, nie mam siły, ponoć jestem bardzo blady. Nawet nie idę zobaczyć co dają do jedzenia. Nie przełknąłbym niczego.

Odpadłem po biegu © djk71

Nie pamiętam kiedy tak źle się czułem po biegu. A przecież czas wolniejszy chyba o 12 minut niż na połówce w Bytomiu.
Nie wiem co się stało. Mija kilka minut, kilkanaście, kilkadziesiąt, a ja wciąż nie mogę dojść do siebie.
Czas chyba odpocząć...

Dziękuję żonie za wsparcie, Adze, bez której pewnie bym przeszedł do marszu i wszystkim, którzy kibicowali, czy to na żywo czy "zdalnie" :-)

Zaczynam wracać do żywych, ciekawe co będzie jutro...


Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa eniem

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]