Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Znów z bratem na basenie

Sobota, 7 stycznia 2017 · Komentarze(6)
Damian jeszcze na Śląsku więc przed południem znów basen. O dziwo dziś czułem się sporo lepiej niż ostatnio bywało. Szkoda, że brat mieszka tak daleko. Może by coś z tego w końcu wyszło. Zobaczymy, może sama systematyczność pomoże choć trochę.

Pływanie przy -19,5C

Piątek, 6 stycznia 2017 · Komentarze(9)
Rano była nierówna walka ze śniegiem na rowerze, po powrocie żona mnie wyciągnęła na 9 km spacer po lesie i śniegu.

Prawie jak wydmy © djk71

Słońce koloruje drzewa © djk71

A wieczorem brat mnie jeszcze namówił na basen. W sumie to jeszcze powinienem pójść pobiegać do kompletu, ale na dworze po powrocie termometr pokazał -19,5C. Chyba za chłodno na bieganie, poza tym co za dużo, to niezdrowo :-)

Tytuł wpisu oczywiście nieco przewrotny, bo na zewnątrz co prawda mróz, ale my pływaliśmy wewnątrz w cieplutkim basenie :-)

Sylwestrowy Rajd i Podsumowanie 2016

Sobota, 31 grudnia 2016 · Komentarze(7)
Zwykle w ostatnim dniu roku jest tu tylko podsumowanie, dziś jednak nie sposób choć w dwóch słowach nie wspomnieć o Rajdzie Sylwestrowym, na który jakimś cudem się załapałem :-)

Start przy minus pięciu, rześko. Z Rokitnicy jedzie nas już siódemka, a na miejsce startu docieramy w piętnastoosobowej grupie. Na miejscu czeka już spora grupa, a z każdą minutą docierają kolejni rowerzyści. W sumie zbiera się nas 65 osób. Fajnie zobaczyć dawno niewidziane twarze, choć większość osób jest mi obcych.

Pamiątkowe zdjęcie pod pomnikiem przed kopalnią Makoszowy.

Krzywo, ale tak wyszło :-) © djk71

Kopalnią, która po 110 latach wczoraj wydobyła ostatnią tonę węgla. Szkoda :-(

To już koniec kopalni © djk71

Ruszamy spokojnym tempem w kierunku naszego dzisiejszego celu jakim jest Rybaczówka.
Na miejscu już czeka Amiga.

Z kiełbaskami © djk71

Pieczemy kiełbaski...

Jest ogień, są kiełbaski © djk71

... leje się szampan bezalkoholowy ;) Chyba, bo niektórym po nim przyszła chęć na polowanie...

Mięsko? © djk71

Jest czas rzucić okiem na stojące i leżące rowery...

Jest wesoło, nawet rowery się uśmiechają © djk71

Wiosna idzie © djk71

Niektórym rowerom było zimno © djk71

Rower odświętny © djk71

Niektórzy przyjechali chyba na niezbyt kompletnych ;)

Czego tu brakuje? © djk71

Nie tylko rowery były odświętne :-)

Jak Sylwester to Sylwester © djk71

W końcu czas wracać.
Po drodze jeszcze rzut oka na bunkier Obszaru Warownego Śląsk.

Przez okienko © djk71

I wracamy do domu. Co rusz, to ktoś skręca w stronę domu. My żegnamy się w Rokitnicy. Mam wrażenie, że nikomu się nie chce rozstawać... To był miło fajnie spędzony dzień. Dobrze zakończony rok.

A teraz czas na podsumowanie tego co się działo w całym roku.


Podsumowanie roku 2016

"Nie tak to miało wyglądać... Oby przyszły rok był choć trochę lepszy. Czego sobie i Wam życzę!
Mam nadzieję, że do zobaczenia, tak tu, jak i gdzieś na trasie.
"

Powyższym zdaniem zakończyłem ubiegłoroczne podsumowanie roku. Tym samym mogę też zakończyć tegoroczne. Nic się nie zmieniło, żeby nie powiedzieć, że było gorzej.

Styczeń
Nic się nie działo pozytywnego. Klika przejażdżek po okolicy.

Misiu na lodowisku © djk71

Luty

Pustka... zero aktywności... jakiejkolwiek...

Marzec

Jak w styczniu, klika krótkich przejażdżek. Zerwany hak... Wszystko się rwie, sypie...

I po haku :-( © djk71

Kwiecień
Prawie 600km, szaleństwo...

W tym firmowy wyjazd na Nikiszowiec

I w drogę © djk71

oraz ciężki start w Nadwiślańskim Maratonie na Orientację

U góry jest asfalt © djk71

Maj
Najbardziej aktywny miesiąc w roku.
Testowanie trasy i firmowy wyjazd do Wisły (57 osób na ponad 100-km trasie) oraz powrót.

Pamiątkowe zdjęcie © djk71

Fajny start na Orient Akcji.

Głaz © djk71

I wreszcie niesamowity wyjazd do włoskiego Bormio.

Uwielbiam te kościoły © djk71
Tak wysoko jeszcze nie byłem © djk71

Czerwiec
Początek czerwca to ciąg dalszy włoskiej przygody, w tym mi.in. objazd Lago di Garda.

Droga wije się © djk71

Tu też ładnie © djk71

... i przede wszystkim wjazd na Passo dello Stelvio ;-)

I jeszcze serpentyny © djk71

Zrobiłem to! © djk71

Był też fatalny start w upale na Bike Oriencie.

Jak wyznaczyć trasę © djk71


Były miejsca gdzie było płyciej :-) © djk71

Lipiec
Kolejny miesiąc to poszukiwanie punktu G na Tropicelu :-)

Łatwo nie będzie © djk71

Sierpień
Przełom lipca i sierpnia to urlop nad  morzem.

Jestem nad morzem © djk71

i fatalny start na KoRNO

Tak będę leżał © djk71

Wrzesień
Powrót na basen i jedna dłuższa wycieczka treningowa przed zawodami z Alicją.

Wóz strażacki © djk71

Październik
Ciąg dalszy walki z pływaniem

Analiza wideo © djk71

Start dla zabawy na Bike Oriencie

Punkt pod skałą w Mirowie © djk71

Fajna zabawa na trasie przygodowej Silesia Race

Ale fajnie © djk71

I ambitna walka na kolejnym Tropicielu

Pamiątkowe zdjęcie przed startem © djk71

I znów jakiś obcy teren © djk71

Listopad
Cały miesiąc to właściwie jeden weekend w Żarach, a tam drugi w życiu bieg (?) na 10km

Na mecie © djk71

I przejażdżka w świetnym towarzystwie po Zielonym Lesie :-)

Piec? © djk71

Grudzień
Ostatni miesiąc roku to zasadniczo kolejna próba powrotu do biegania, dalsza walka z pływaniem i dzisiejsza wycieczka.

Płonie ognisko © djk71



"Nie tak to miało wyglądać... Oby przyszły rok był choć trochę lepszy. Czego sobie i Wam życzę!
Mam nadzieję, że do zobaczenia, tak tu, jak i gdzieś na trasie.
"



Zielony Las

Sobota, 12 listopada 2016 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Zielony las… parafrazując klasyka powinien zapytać: A jaki ma być? Czerwony?

Po wczorajszym biegu dziś czuję uda. Umówieni byliśmy jednak na rower więc trzeba jechać. Piotr zaplanował wizytę w Zielonym Lesie. Najpierw myślałem, że to taka potoczna nazwa, ale na trasie widzę, że nazwa jest w powszechnym użyciu.

Zielony Las © djk71

W trójkę ruszamy dość szybkim tempem. Całą drogę z Piotrem zastanawiamy się co Jacek pije, że tak pędzi. Tym bardziej, że to mimo mrozu nie zamarza:-)

Kolor dziwny, nie zamarza © djk71

Najpierw ruszamy w stronę ruin wieży Bismarcka.

Wieża Bismarcka © djk71

Kawałek dalej kolejna wieża.

Kolejna wieża © djk71

Tym razem można się wspiąć na jej szczyt. Niestety pogoda sprawia, że niewiele widać, za to można podziwiać mieszankę jesieni i zimy.

Jesień to, czy zima? © djk71

Jak się chwilę potem dowiadujemy wieża była na Wzniesieniu Żarskim, najwyższym punkcie woj. lubuskiego.

Trasa ciekawa, jedziemy obok Doliny Śmierci :-)

Dolina Śmierci © djk71

Chwilę później na asfalcie dochodzi do małej kraksy, ale chłopaki wychodzą z niej bez szwanku.
Kolejny punkt to była fabryka ceramiki.

Ruiny fabryki © djk71

Piec? © djk71

Ciekawe miejsce

Zdobienia © djk71
Ładnie © djk71

Choć momentami mam wątpliwości czy to na pewno była fabryka.

Cele? © djk71

W drodze powrotnej zaliczamy jeszcze dwa zbiorniki wodne.

Nad wodą © djk71

I piękną terenową (choć nieco błotnistą) drogą wracamy do Żar.
Przy wjeździe jeszcze rzut oka na basen, niestety dziś za zimno na kąpiel.

Basen © djk71


I kończymy wycieczkę. Krótko, ale z mnóstwem atrakcji. I do tego w kapitalnym towarzystwie. Śmiechu było co niemiara.
Potrzebowałem tego. Brakuje mi takich wyjazdów. Brakuje mi takich chwil odpoczynku.

Dzięki chłopaki za świetny wypad.

Tropiciel 21, czyli nie boimy się ASF

Niedziela, 30 października 2016 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Na kolejnego Tropiciela zapisujemy się w składzie identycznym jak na ten w Miasteczku Śląskim. Niestety w związku z afrykańskim pomorem świń (African swine fever, ASF) - jakkolwiek by to nie brzmiało - termin zawodów zostaje zmieniony. Nowa data to początek długiego weekendu i wielu osobom to nie odpowiada, naszym koleżankom z zespołu również. Szkoda, bo ostatnio świetnie się bawiliśmy. Szczęśliwie w firmie, jak być może pamiętacie, mamy trochę osób jeżdżących na rowerach i szybko udaje się uzupełnić zespół. Dołącza do nas Krzysiek i Marcin.

Ruszamy z Gliwic w sobotni zimny i deszczowy wieczór. Pogoda potworna, brakuje jeszcze tylko śniegu. Mamy mieszane uczucia, co rusz w żartach padają pomysły dlaczego można by zrezygnować ze startu :-) Oczywiście to tylko żarty. Choć pogoda z każdą chwilą coraz gorsza. Na szczęście kiedy dojeżdżamy do Karłowic w opolskim (choć jeden z nas był przekonany, że jedziemy do Wrocławia :-) to przestaje padać. Chociaż tyle. :-)

Parkujemy, odbieramy zestawy startowe i mamy około godziny na przebranie się i przygotowanie rowerów.

Co z tego zabrać na trasę © djk71

Okazuje się, że czasu jest na styk. Na dzień dobry łamię mocowanie mapnika, na szczęście Amiga - nawet nie wiem kiedy - mocuje go przy użyciu taśmy. Zobaczymy czy wytrzyma całą trasę.

Start
Startujemy o godzinie 0:15.

Pamiątkowe zdjęcie przed startem © djk71

Na starcie okazuje się, że mapnik Marcina jest źle zamocowany. Nie ma już czasu na poprawy, mapnik zostaje u organizatorów. Odbieramy mapy, okazuje się, że dziś również punkt G nie jest zaznaczony na mapie, trzeba będzie go wyznaczyć na podstawie wskazówek, które otrzymamy na innych PK. Wytyczamy trasę do znanych punktów i ruszamy.

Endomono włącz!!! © djk71


PK H - wiata przy leśnej drodze

Do pierwszego punktu droga wiedzie asfaltem, jedynie na samym końcu wjeżdżamy do lasu. Żeby zaliczyć punkt czeka nas krótki test ze znajomości ssaków i ptaków. Nie stanowi to dla nas większego problemu :-)

PK C - skrzyżowanie leśnych dróg
Rzut oka na mapę i ruszamy dalej. Na kolejnym punkcie czeka nas trochę hazardu. Gramy w oczku. Krzysiek ma szczęśliwą rękę i od razu w pierwszym rozdaniu trafia 21 :-)

Karty - to lubię © djk71


PK J - skrzyżowanie leśnych dróg
Do kolejnego punktu decydujemy się jechać przez Roszkowice. Kończą się zabudowania, chwila wahania, bo poprzedni zawodnicy pojechali w prawo, ale my z pełnym przekonaniem ruszamy prosto. W pewnym momencie droga zakręca na zachód, a przecież my powinniśmy jechać na wschód. Coś jest nie tak. Mała korekta i wciąż nie tak bo są... tory. Wracamy do skraju zabudować. Już wiemy, mieliśmy skręcić w lewo. Na mapie jest jedna droga mniej niż w rzeczywistości, a my zapomnieliśmy spojrzeć na kompas na rozjeździe :-( Dwa kilometry i parę minut gratis :(

Na punkcie mamy pokazać jak wygląda jedna z pozycji do lotu w tunelu aerodynamicznym i odpowiedzieć gdzie znajduje się najbliższy taki tunel. To drugie było prostsze, co do pierwszej części zadania mam obawy, ale Krzychu już jest gotowy do lotu ;-)

Gotowy do lotu © djk71


PK F - do odnalezienia na zaznaczonym obszarze
Kolejny punkt jest ukryty nieco z dala od drogi, ale udaje się go namierzyć bez problemu. O dziwo tu nie ma żadnego zadania. Dowiadujemy się tylko, że jednego z kolejnych punktów będziemy szukać długo :-)

PK Y - wiata; przy leśnej drodze
Punkt nieco oddalony, można się tu dostać różnymi drogami, my chcąc nieco odpocząć wybieramy asfalt, dopiero końcówka leśną drogą. Temperatura cały czas około 6 stopni. Na punkcie dowiadujemy się, że jakimś cudem przekroczyliśmy ocean i jesteśmy na terytorium Kanady.

Kanada? © djk71

Rozpoznajemy wiszące za wiatą kawałki drzew i...

Co to za drzewo? © djk71

... gęsim piórem podpisujemy cyrograf i, o ile dobrze pamiętam, zaciągamy się na statek :-) Ale tylko na 6 lat.

Cyrograf podpisany © djk71


PK X - bunkier
Następny punkt jest bez obsługi, za to nieco ukryty w lesie. Odmierzamy właściwie odległość i pozostaje nam tylko odnaleźć bunkier. Z doświadczeń wiemy, że może być gdzieś pod nogami trudny do zauważenia w ciemnym lesie, ale tym razem jest inaczej. Marcin znajduje dużą budowlę z lampionem i perforatorem.

PK A - skrzyżowanie leśnych dróg
Cały czas chłodno, ale tego nie czujemy w trakcie jazdy, na szczęście wciąż nie pada. Na kolejnym punkcie planujemy mały popas i... dobrze trafiamy bo wita nas jakiś rzeźnik ;-)

Łatwo nie będzie © djk71

Kiedy ja zmieniam baterie w czołówce chłopaki zanurzają ręce w jakiś pudełkach ponoć pełnych robaków i szukają klocków, z których potem układają harcerską lilijkę.

PK B - skrzyżowanie leśnych dróg
Na tym punkcie zajmujemy się chorym Kamilem. Co prawda nie wiem w jakim celu robimy przysiady dźwigając 100-kg chłopa, ale bez tego nie zaliczą nam punktu :-)

Kamil zaniemógł © djk71

PK D - ambona,; skrzyżowanie leśnych dróg
Ruszamy na wschód, ale droga jest kiepska i szybko decydujemy się wracać drogą, którą przyjechaliśmy. Na punkcie, jako kapitan, zostaję wysłany z kartą na ambonę (średnio się wspina po drabinie w SPD-kach.

I znów jakiś obcy teren © djk71

Marcin idzie do lasu walczyć z terrorystami.
Krzyś uzupełnia płyny...

Czas na łyka czegoś ciepłego © djk71

A Amiga...

Amiga... bez komentarza... :-) © djk71

Marcin pokonuje wszystkich więc ja mogę ponownie wspinać się po kartę i podpowiedź.

Okazuje się, że dostajemy kartkę gdzie na dwóch stronach mamy proste sudoku. Rozwiązujemy je i mamy wyliczone azymuty z punktu D i E do punktu G. Nanosimy na mapę i nie podoba  nam się to. Próbujemy ponownie i znów punkt wychodzi w dziwnym miejscu. Trudno, kiedy jednak mamy ruszać obsługa kiwa głową, że to na pewno jest źle. :-(

Spoglądam raz jeszcze i... wszystko jasne. Zamieniliśmy azymuty miejscami. Teraz punkt wydaje się być w bardziej prawdopodobnym miejscu. Kilkuminutowy postój sprawił, że ostygliśmy i zrobiło się nam nieco chłodno.

PK G - (ukryty, do odnalezienia)
Trafiamy do punktu i okazuje się, że jesteśmy w Sherwood.

Ponoć szeryf z Nottingham znów się rządzi © djk71

Czeka na nas łuk.

Trafię, czy nie? © djk71

Tym razem idzie nam trochę gorzej, ale Amiga zalicza punkt wypijając magiczną miksturę :-)

PK E - skrzyżowanie dróg leśnych
Punkt obstawiany przez harcerzy, więc czeka nas zmaganie się z węzłami. Mamy od tego specjalistę - Krzysiek nie ma z tym żadnego problemu.

Węzły. to lubię :) © djk71


PK I - leśna droga
Przed nami ostatni punkt. Żeby go podbić musimy przy użyciu lin złapać perforator i wynieść go poza ogrodzony obszar. Sprawna współpraca sprawia, że dziurkacz jest szybko w naszych rękach.

Łowienie linami © djk71


Meta
Do mety docieramy około 6:30 starego czasu, bo wg takiego odbywa się impreza, czyli jakieś 45 minut przed końcem limitu. Zmęczeni i zadowoleni. Mimo drobnych błędów, chłodu, zmęczenia świetnie się bawiliśmy. Tytuł Tropiciela nasz :-)

Odstawiamy rowery, przebieramy się, idziemy coś zjeść - czeka na nas gorący żurek i kiełbaska i pora się choć na chwilę położyć. Na sali jest rześko - termometr wskazuje 13,5 stopnia - to chyba żeby nie doznać szoku po trasie :-)

Czas odpocząć © djk71

Śpimy jakieś 1,5 godziny i budzimy się. Wkrótce zakończenie.

Zakończenie
Prezentacja najlepszych zespołów, dowiadujemy się o ile musimy poprawi czas na kolejnych zawodach (o sporo)  ;-)  W trakcie losowania udaje mi się wylosować zestaw map i innych pamiątek. Amidze również dopisuje szczęście - czeka nas jeszcze kolejna zabawa :)

Mamy szczęście w losowaniu © djk71

Pakujemy karimaty, śpiwory i ruszamy w drogę powrotną do domu. Było pięknie, szkoda, że to już koniec, ale na wiosnę... :-) Dzięki Panowie, że wspólną walkę i świetną zabawę!

Psychika psychicznego kurdupla

Piątek, 21 października 2016 · Komentarze(0)
Sam nie wiem jak to się stało, że do tego kawałka dotarłem dopiero teraz. Przecież znam tam wiele kawałków Marka Dyjaka (znów jest mi bliski). Gdybym miał obstawiać kiedy został napisany, to obstawiłbym, że w ciągu ostatniego roku, a tu niespodzianka, utwór został napisany przed dwudziestu laty...




Dziś popołudnie na basenie. W towarzystwie Wiktora. Choć w towarzystwie to mocno powiedziane... przyjechaliśmy i wyjechaliśmy razem, a na basenie zamieniliśmy raptem kilka słów. Pozostały czas spędziłem próbując poprawiać miliony błędów. Ale wciąż mi się podoba. Spodziewałem się co prawda szybszych postępów, ale i tak mam wrażenie, że coś tam powoli (bardzo powoli) idzie do przodu.

Silesia Race 2016, czyli ciężko i świetnie

Sobota, 15 października 2016 · Komentarze(4)
Debiut na kilkuetapowym rajdzie przygodowym. Kusiło, kusiło i skusiło. W towarzystwie Alicji, koleżanki z pracy meldujemy się w sobotni poranek w Kuźni Raciborskiej. Trochę niepewni, ale pełni optymizmu zgłaszamy się w biurze zawodów. Dostajemy numerki, pamiątkowe kubeczki i magnez :-) Do tego Ala rzuca kostką i zostaje naznaczona. Nie wiem jeszcze po co.

Naznaczona © djk71

Dopiero na odprawie okazuje się, że będzie to miało znaczenie w Prologu.

Profesjonalna odprawa © djk71

Spotykam sporo znajomych, nie ma jednak dużo czasu na pogaduchy, bo trzeba się przebrać i przygotować rzeczy na przepak. Po chwili pamiątkowe zdjęcie i zaczynamy zabawę. Przed nami 5 etapów i limit czasu 24h - dziwnie dużo.

Prolog
Jako, że ja mam czystą rękę to Ala zostaje zamknięta na Orliku, a ja biorę udział w pierwszej części zabawy. W czterech rogach terenu szkolnego (dwóch wewnątrz, dwóch na zewnątrz) rozdawane są mapy okolic szkoły z zaznaczonymi miejscami, gdzie umieszczone są lampiony z perforatorami. W każdym z punktów są mapy dla innej kategorii (piesza, rowerowa, przygodowa Open i przygodowa Extreme) - trzeba znaleźć swoją. Czas start i ruszam.

Gdzie te punkty? © djk71

Pierwszy róg i pudło - rowerowa. Biegnąc do drugiego słyszę: piesza. Zawracam. Trzeci róg to mój - Open. Biorę mapę i od razu kieruję się do pierwszego lampionu.

Jest punkt © djk71

Jest nas tak wielu, że nawet  nie trzeba specjalnie patrzeć na mapę, bo od punktu do punktu biegną grupki rywali. Z szóstego punktu zawodnicy biegną w stronę lasu. Podążam za nimi, choć nie pamiętam żeby tam był punkt. W biegu przyglądam się mapie i oczywiście mam rację. Nie wiem dokąd pobiegli, może mieli inne mapy, ale ja niepotrzebnie zaliczyłem kilkaset metrów. Zaliczam ostatnie dwa punkty i biegnę do Alicji.

Jest komplet, zaraz dostaniemy mapę © djk71

Odbieramy mapy i opisy punktów i ruszamy po rowery.

Start
Kreślimy trasę rowerową. Kajakowej nie ma potrzeby, bo okazało się, że na niej nie ma żadnych punktów. Wytyczamy też pierwszy odcinek trekkingowy. Czas ruszać na pierwszy etap.

Etap rowerowy pierwszy
Tu kolejność zdobywania punktów jest obowiązkowa.

PK 1 - Skrzyżowanie przecinek (Drzewo na południe od skrzyżowania)
Ruszamy i zapominam mierzyć odległości więc wyjeżdżamy kawałek za daleko, ale widok innych zawodników naprowadza nas na punkt. Alicja podbija kartę i pierwszy punkt zaliczony.

Pierwszy punkt © djk71

PK 2 - Budowla hydrologiczna (Północny wylot wody ze zbiornika wodnego. Za barierkami)
Kolejny punkt w pobliżu Góry Zamkowej gdzie ostatnio kręciliśmy z Alą. Tym razem podjeżdżamy od łagodniejszej strony. Punkt jest w pobliżu.

Czasem trzeba się schylić © djk71

PK 3 - Skrzyżowanie dróg (Drzewo, na zachód od skrzyżowania)
Do kolejnego punktu trafiamy również bezbłędnie, z tego co widzimy to nie wszystkim poszło tak łatwo :-)

PK 4 - Stanica kajakowa (Obiekt należący do firmy "Aktywni Rybnik")
Jedziemy dalej spokojnym tempem. W końcu przyjechaliśmy się tu dobrze bawić, a nie wyzionąć ducha :-)
Do stanicy trudno nie trafić, bo stojący po drodze ludzie sami wskazują nam gdzie skręcić. Etap rowerowy zakończony. Zostawiamy rowery.

Etap kajakowy
Częściowo się przebieramy, przede wszystkim zmieniamy buty i ruszamy po kapoki. Chcemy zająć miejsca w kajaku, ale obsługa przypomina nam o wiosłach. W sumie mogą się przydać ;-)

PK 5 - Paproć
Ruszamy i... już po chwili zostajemy obróceni i płyniemy tyłem. A co... potrafimy :-)
Szybko dogadujemy się, że nasze doświadczenie kajakowe jest delikatnie mówiąc niezbyt wielkie. Po chwili jednak udaj nam się zawrócić i... kiedy wydaje nam się, że opanowaliśmy potwora... lądujemy w szuwarach.

Znów utknęliśmy © djk71


Ok, kolejna próba i zauważamy, że dostaliśmy wybrakowany kajak. Przecież on nie ma kierownicy!
Nie szkodzi, poradzimy sobie bez. Nie jest to jednak takie łatwe, bo Ruda jest mocno meandrująca. Kiedy już opanowujemy zakręcanie to pojawiają się nowe przeszkody. Drzewa w poprzek rzeki. Jak się okazuje nie zawsze można je łatwo ominąć. Czasem trzeba to zrobić... górą. Czasem trzeba się położyć. Lepiej lub gorzej, ale  płyniemy do przodu.

Łatwo nie jest © djk71


Okazuje się, że to nie koniec niespodzianek. Ktoś z nas waży zbyt wiele i... zaliczamy mieliznę. Ruchem posuwistym udaje się nam jednak wrócić na właściwy szlak.

Dochodzimy do wniosku, że ktoś nas nie lubi, bo dostaliśmy kajak nie tylko bez kierownicy, ale również najwolniejszy. Naprawdę. Wszyscy nas wyprzedzali, a my nikogo.


Do tego robił co chciał, szczególnie przy ostatnim drzewie - za nic nie chciał pod nim się zmieścić.

Niektórzy tak pokonują drzewo © djk71


A jak już próbował to chciał nas zgnieść. W końcu Ala decyduje się przejść nad drzewem i ląduje w... płyciutkiej wodzie. Gdybyśmy wiedzieli, że tak tu płytko to byśmy poszli pieszo, a nie tracili tu... kilkunastu minut.

Szczególnie, że 100m dalej jest PK. To koniec wodnej przygody, wyciągamy kajak na brzeg i szukamy naszych rzeczy na przepaku. Zmęczeni przebieramy się i posilamy. Pomny przestróg Basi i Grzesia przygotowałem sobie mocne worki, do których miałem wrzucić plecaki na czas podróży kajakiem. Adrenalina sprawiła, że to worki wędrowały w plecaku. Efekt - mokry plecak i wszystko co w środku - do tego za chwilę wyląduje na moich plecach na kolejne etapy :-( 

Etap trekkingowy pierwszy
Dowolna kolejność zaliczania punktów
W planach było bieganie, albo przynajmniej marszobieg. Teraz już wiemy, że to będzie marsz.

PK 6 - Most kolei wąskotorowej (Drzewo na południowy - wschód od południowego krańca mostu)
Do punktu idziemy po torach. Spotkany pracownik bez pytania informuje nas, że most za 100m :-) Punkt zaliczony :-)

Na mostku © djk71


PK 7 - Stacja kolei wąskotorowej (Zadanie specjalne, punkt otwarty do godz. 16:00)
Na stacji czeka nas przejażdżka drezyną. Jazda prosta jak już się udaje ruszyć ;-)

Ale fajnie © djk71

Dziwne towarzystwo tylko się tam kręci :-)

Musieliśmy :) © djk71

PK 8 - Przecięcie strumienia przez drogę (Drzewo, wzdłuż strumienia w kierunku północno - wschodnim)
Ruszamy dalej i mylą mi się kierunki. Trudno, nadrabiamy kawałek, ale po chwili jesteśmy na właściwej drodze. Po chwili skręcamy trochę za wcześnie, ale znów korygujemy błąd. Mijamy Rudkę i... nie zauważamy skrzyżowania ścieżek, więc znów korekta. W końcu jest punkt.

Ponoć zlewałem się z tłem © djk71

PK 9 - Skrzyżowanie dróg (Drzewo na zachód od skrzyżowania)
Idziemy i idziemy, a końca nie widać. Tym razem jednak punkt zaliczony bez niespodzianek.

PK 10 - Zakole rzeki (Drzewo)
Jeden z zespołów informuje nas, że ma informacje, że na dziesiątce nie ma lampionu. To źle, trzeba będzie szukać zielonej farby. Skręcamy w jedną z przecinek i punkt powinien być mniej więcej na tej wysokości. Jednak zamiast szukać punktu, nie wiedzieć czemu, ruszamy w kierunku idącego w oddali zespołu. W efekcie robimy spore kółko, ale w końcu znajdujemy drzewo, co ciekawe z lampionem. I oczywiście było tuż obok miejsca, które niedawno opuściliśmy. To chyba zmęczenie.

Ala szuka zapomnianego szamponu © djk71

PK 11 - Stanica kajakowa (Obiekt należący do firmy "Aktywni Rybnik")
Powrót po rowery też nie bez problemu. Bo czemu niby najkrótszą drogą? My lubimy chodzić :-)

Etap rowerowy drugi
Przerwa. Posilamy się na bufecie. Przebieramy się i... orientuję się, że licznik pozostał w koszulce, którą oddałem na przepaku :-( Do tego jest już późno, a ja pełen wiary, że szybko zaliczymy te etapy nie wziąłem ani lampki, ani czołówki. Zastanawiam się gdzie możne kupić jakiekolwiek lampki - Biedronka, stacja benzynowa? Z pomocą przychodzi Ala, mówiąc, że mogę wykorzystać jej czołówkę. Ruszamy.

A to było w moim bucie © djk71


PK 12 - Północno - wschodni róg byłej polany (drzewo, na wschód od ambony)
Punkt prosty, choć ciężko się nawiguje bez licznika. Spotykamy parę, z którą jeszcze nas los dziś zetknie.

PK 13 - Skrzyżowanie dróg (Drzewo, na zachód od skrzyżowania)
Jedziemy znajomymi drogami w okolicach Rud. Czujemy zmęczenie. Brak licznika i niekorzystanie z linijki powoduje, że skręcamy zbyt szybko i długo szukamy punktu w złym miejscu. Wracamy do drogi.  Przy kolejnej przecince spotykamy znów Olę i Michała - oni dla odmiany pojechali za daleko. Jedziemy i znów nie mierzymy odległości. W rezultacie zapuszczamy się w trudno przejezdną ścieżkę. To nie to. Szukamy dalej i oczywiście punkt jest. Co więcej przedtem byliśmy od niego jakieś 100-200m :-(

PK 14 - Szczyt górki (Ambona)
Dojazd wydaje się prosty, a jednak coś nam się nie zgodziło i znów lądujemy w złym miejscu. A kusiło mnie wcześniej żeby skręcić.
Michał posiłkuje się GPS-em w telefonie i porównuje zdjęcie satelitarne z terenem. To chyba pierwsze zawody, na których jestem gdzie można korzystać z GPS-a. Jest mi to tak obce, że nawet nie pomyślałem o tym żeby zabrać swoje urządzenie, albo power banka do telefonu. Tu jednak się przydaje. Szczególnie, że jest ciemno i jesteśmy mocno zmęczeni. Jest punkt na czymś co przypomina wydmę.

PK 15 - Szczyt górki (Drzewo)
Choć na mapie wygląda to prosto, to w praktyce jest gorzej. Mamy górkę, ale nie ma punktu. Z wielkim trudem dochodzimy do tego gdzie ma być punkt, ale go nie ma :-( Przyjeżdża kolejna para i szukamy już w szóstkę. I... jest punkt. Pora wracać do bazy, bo zmęczenie nie pozwala myśleć.

I co z tego, że ciemno? © djk71


PK 16 - Drzewo (Za drewnianym schronieniem dla myśliwych. Przy wschodniej stronie jeziorka)
Po drodze jest jeszcze jeden punkt więc grzech go nie zaliczyć. Zatrzymujemy się przy drewnianej wiacie i zaczynamy poszukiwania. Punktu jednak nie ma. Raz jeszcze czytam opis i ruszam wzdłuż jeziora. Oczywiście właściwa wiata jest ze wschodniej strony. Punkt też.

PK 17 - Baza zawodów
Wracamy do bazy. Dla nas to chyba koniec. Jednak nie jest łatwo. Trafiamy na jedno z organizatorów. Marcin wydaje krótką komendę: Tam jest grochówka, tu pączek i cola, a potem marsz na trasę!

Etap trekkingowy drugi
Nie było wyboru. Zjedliśmy przepyszny zestaw, odstawiliśmy rowery, przebraliśmy się i wraz z naszymi towarzyszami z rowerów ruszamy ciemną nocą do lasu.

PK 24 - Skrzyżowanie rowów (Drzewo)
Rozmowy zaczynają cichnąć, każdy gdzieś tam chyba myśli już o łóżku Ale idziemy. Coraz trudniej nam się nawiguje, do rowów docieramy przedzierając się przez krzaki, żeby wyjść z punktu elegancką ścieżką. No cóż... Bez komentarza. Dochodzimy z Alicją do wniosku, że na nas pora. Tym bardziej, że Ali chyba się znudziło moje towarzystwo. Woli wszelkiego rodzaju robactwo, które od kilku godzin zaprzyjaźnia się z Nią coraz bardziej :-) Żegnamy naszych towarzyszy i ruszamy do bazy.

PK 23 - 11. Dywizjon rakietowy Obrony Powietrznej - zgliszcza (Zadanie specjalne + punkty z dodatkowej mapy E, F, G, H)
Po drodze postanawiamy zaliczyć jeszcze jeden punkt z zadaniami specjalnymi. Punkt znaleziony. Okazuje się, że w okolicy są cztery kolejne pokazane na dodatkowej mapce. To ponoć tylko 1,5 km żeby zebrać wszystkie. Ala nie chce dać się namówić na dodatkowy spacer.
Dzielimy się zadaniami. Ala rusza na wspinaczkę po ścianie budynku, a ja mam się wspiąć bo drabince na drzewo i przejść po linach do ruin budynku. Zakładam uprząż i... nie jestem w stanie podnieść nogi na drabinkę. W końcu udaje się, ale jest jeszcze druga. Z trudem udaje mi się ją umieścić na drugim szczebelku. Tyle, że do góry jeszcze wiele takich stopni. Nie jestem w stanie podciągnąć się rękami żeby zrobić krok wyżej. Odpuszczam. Nie mam siły. Ala ratuje honor drużyny i wykonuje zadanie.
Teraz jednak już nawet nie próbuję namawiać mojej partnerki na bunkry. Odpuszczamy te proste punkty, jak i wszystkie inne.

Meta

Wracamy do bazy. Jest godzina 00:37. Po ponad 15 godzinach oddajemy karty. Daliśmy z siebie dużo. Może nie wszystko, ale bardzo dużo. Ledwie idziemy, zmęczenie, odciski, robactwo, ciemność, brak kompletu punktów na ostatnim etapie powinny sprawić, że będziemy niezadowoleni. Ale chyba tak nie jest. Choć niewiele mówimy to mam wrażenie, że oboje jesteśmy zadowoleni, szczęśliwi. Oddajemy kartę startową i wkładamy się do samochodu żeby jakoś wrócić do domu. Chcemy wylądować w sowich łóżkach, a nie na karimatach w szkole :-)

Było świetnie. Fantastycznie zorganizowana impreza, ciekawe tereny, super ludzie na trasie. Po prostu rewelacja. I ta grochówka z pączkiem :-)

Wielkie dzięki dla Organizatorów!  dla wszystkich którzy uśmiechnęli się do nas na trasie!
Ala - wielkie dzięki za fantastyczną walkę!

Bike Orient w Niegowie

Sobota, 8 października 2016 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Do dziś powiedziałbym w Niegowej, ale dojeżdżając do bazy zobaczyłem napis Dom Kultury w Niegowie, to samo na rozpoczęciu potwierdziła (o ile dobrze zapamiętałem) wójt gminy Niegowa. Dziwne, ale nie będę dyskutował :-) Przed startem chwila rozmowy ze znajomymi, potem chwila zastanowienia się w co się ubrać w ten chłodny i deszczowy dzień. I punktualnie stawiam się na odprawie. Tu, żal mi było trochę Artura, który opowiadał ciekawe rzeczy, ale wszyscy schowali się pod namiotem trochę oddalonym od sceny i głównie skupili się na rozmowach między sobą. Pewnie chcieli wykorzystać okazję do pogadania na ostatniej w tym cyklu imprezy. Na kolejną czekać trzeba będzie czekać do przyszłego roku.

Gdzie Oni patrzą? Mapy leżą z drugiej strony © djk71


Start
Dostajemy mapy i zaczynam planowanie trasy Mega. Na Giga dziś nie ma szans. Bez sił, chory i przy takiej pogodzie nawet nie myślę o 100km. Padają propozycje wspólnej jazdy, ale wychodzę z założenia, że chętnie o ile się spotkamy gdzieś na trasie.

PK 11 - jabłoń
Ruszam asfaltem, wyprzedzam kilka osób i doganiam Agatę. Jej już tak łatwo nie da się wyprzedzić, mimo, że na podjeździe licznik pokazuje mi 28 km/h. Wiem jednak, że oszukuje, chyba styki zamokły, nie dobrze, bo nie mogę mu ufać co do odległości. Nie zauważam ścieżki, w którą chciałem skręcić, trudno spróbujemy od północy. Skręcamy w polną drogę i coś mi się wydaje, że jedziemy za daleko. Miało być 400m (patrząc w domu na mapę nie wiem jak wymyśliłem te 400m, czyżby to mokre okulary?). Wracamy, szukamy walcząc z błotem i nic. Dojeżdża Kosma z Tomkiem i upewniają nas w tej odległości. W końcu decydujemy się jechać dalej i... oczywiście punkt jest. Niezbyt dobry początek.

Jest jabłonka © djk71

PK 10 - jar
Zastanawiam się, czy jechać na 19, czy na 10. Agata mówi, że jedzie na 10-tkę. Jadę z Nią. Oboje chorzy, oboje bez parcia na wynik - czyli będzie dobrze :-) Decydujemy się jechać nieco dookoła, ale asfaltem. Dziś to chyba lepszy wybór. Wciąż mokro, okulary zaparowane, pod kołami błoto. Punkt jednak tym razem odnaleziony bez problemów.

PK 9 - róg lasu
Znów wybieramy asfalt. Do pewnego momentu. Potem droga zdecydowanie się pogarsza. Błoto i kałuże. W pewnym momencie o mały włos nie najeżdżam na leżącą na środku drogi padlinę. To na wpół zjedzona już sarna. Zapach straszny.
Zatrzymujemy się, ale to chyba nie ta ścieżka. Właściwa jest kawałek dalej. Jedziemy nią, ale nie ma punktu. Wracamy, ścieżka się na początku rozwidlała. I to jest dobrzy trop. Punkt podbity.
Zjeżdżam w dół mijając Agę, po chwili wiem czemu się zatrzymała.

Czego tu brakuje? © djk71

Urwany wentyl. Do tego nie da się odkręcić nakrętki. Albo tak mocno zakręcona, albo takie mamy zmarznięte dłonie. Na szczęście pomaga nam zawodnik z nr 79 (o ile pamiętam Paweł) - ma mini kombinerki. Wystarczają. Zmiana dętki i ruszamy dalej.

Jest guma © djk71

PK 5 - skraj młodnika
Ścieżki, którymi planujemy wyjechać nie wyglądają zachęcająco, albo nie ma ich wcale. Ok, nadrabiamy kilka km, ale docieramy do asfaltu. Mijani zawodnicy, którzy próbowali dotrzeć do dziewiątki od tej strony informują nas, ze nie ma szans na znalezienie punktu. Wprawiamy ich w zdziwienie informując, że my go już mamy ;-)
Piątka znaleziona, głównie dzięki ekipie, która sama nas informuje, że punkt jest tu obok :-) Dzięki.

PK 12 - podstawa skały
Ciężko mi się jedzie. Już wiem, że nie będę próbował zdobyć kompletu na Mega. Nie mam siły, do tego chciałbym wcześniej wrócić do domu, bo dziś piłkarze ręczni Górnika grają w Pucharze EHF i chciałbym pójść z synem na mecz.
Punkt banalny, w dobrze znanym miejscu :-)

Punkt pod skałą w Mirowie © djk71

Zastanawialiśmy się jeszcze na PK6, ale moja towarzyszka decyduje się wrócić do mety asfaltem. Postanawiam zrobić do samo. Podjazd, który po chwili mamy przed sobą utwierdza mnie w przekonaniu, że to była dobra decyzja ;-)

Meta
Po chwili docieramy do mety. Szału nie ma - 5 punktów, około 40km. Przy takim dystansie, maks na Mega (czyli 11) pewnie byśmy zrobili w 100km ( powinno być ok. 50) :-) Trudno. O dziwo nie wydajemy się być smutni. Raczej zadowoleni, że udało się mimo pogody pojeździć. Do tego w towarzystwie :-)
Myjemy rowery, kąpiel, grochówka i czas do domu. Nie czekamy na zakończenie więc tutaj WIELKIE DZIĘKI dla Organizatorów. DO zobaczenia w przyszłym roku.

Syfon w Kędzierzynie

Sobota, 24 września 2016 · Komentarze(8)
Od miesiąca rower wisi na haku. Brak chęci, czasu... W piątek pod koniec dnia Alicja zagaduje, że skoro mamy razem wystartować w zawodach to może warto by się wspólnie gdzieś przejechać. Nie wiem, czy chce sprawdzić, czy jeszcze potrafię jeździć na rowerze, czy też czy jesteśmy w stanie wytrzymać ze sobą tyle czasu :-) Nie do końca wiem, czy się uda, ale umawiamy się na telefon.

Udaje się, ale dość późno. Wspomagamy się samochodem i około czternastej lądujemy w rybnickich Stodołach. Podejrzewamy, że gdzieś tu będzie się zaczynał etap kajakowy na rajdzie. Ruszamy pokręcić po okolicy. Spokojne tempo. Spotykamy wąskotorówkę :-)

Wąskotorówka na trasie © djk71

Mijamy zabytkową stację, jednak nie ma tu w planach postoju.
Dojeżdżamy do klasztoru, tu też dziś nie ma czasu dziś na zwiedzanie, może w drodze powrotnej. Tylko szybkie zdjęcie

Są siły :-) © djk71

Chyba jakiś ślub się odbywa, a młodzi zajechali... czarną wołgą. Czy Wy też pamiętacie opowieści o tym aucie?

Wspomnienia z dzieciństwa © djk71

Jedziemy dalej. Po chwili zawracam. Napis na pomniku z daleka zwrócił mą uwagę. Wciąż mnie zaskakuje, że jednak w Polsce są miejsca gdzie nikomu to nie przeszkadza...

Nie wszystko trzeba zniszczyć © djk71

Zaliczamy podjazd na Schlossberg i mkniemy dalej lasami.
Dojeżdżamy do Kuźni Raciborskiej, tu będzie start imprezy.
Po drodze mijamy straż pożarną.

Wóz strażacki © djk71

Właściwie powinniśmy zawrócić i pokrążyć po okolicznych lasach, ale chodzi mi po głowie coś innego. Planując nad ranem trasę dojrzałem na mapie informację o... syfonie! Dość oryginalnej konstrukcji umożliwiającej przepływ rzeki Kłodnicy pod Kanałem Gliwickim. Przypomniała mi się bifurkacja w Wągrowcu (która ponoć wcale nie jest bifurkacją) i stwierdziłem, że muszę zobaczyć i to "skrzyżowanie".

Mijamy zakłady azotowe w KK i dojeżdżamy do celu.

U góry Kanał Gliwicki

Kanał Gliwicki © djk71

A kilka metrów niżej, pod nim, w poprzek przepływa Kłodnica.

A na dole Kłodnica © djk71

Widać, że są tu przygotowani do powodzi :-)

Przygotowani do powodzi? © djk71

Miejsce zaliczone, ale zaliczone też wielkie rozczarowanie. Spodziewaliśmy się czegoś bardziej widowiskowego. No trudno. Grunt, że był jakiś cel i przejechaliśmy 40km. Teraz trzeba już "tylko" wrócić :-)

Jedziemy, ale oboje czujemy coraz większe zmęczenie. W trakcie planowania wydawało mi się, że wrócimy lasami. No i tak z grubsza jedziemy, ale... asfaltami. Tak to jest jak się planuje nad ranem.

Docieramy do Starej Kuźni.


A może kwiatuszki? © djk71

Kawałek dalej padają mi baterie w nawigacji. Wracamy, bo mijaliśmy niedawno Lewiatana. Niestety czynny do 18:30, a jest 18:45. Ekspedientki mimo, że nas widzą upewniają się tylko, czy drzwi są dobrze zamknięte :-(

Przekładam baterie z aparatu i mam nadzieję, że wystarczą na dojazd do mety.

Z każdą chwilą robi się coraz ciemniej i chłodniej. Po chwili jest już zupełnie ciemno. Na szczęście oświetlenie daje radę i do samochodu jest już tylko 5km (od kilku kilometrów :-) ). Mijamy Rudy i wjeżdżamy na ostatni odcinek, ten sam którym już dziś jechaliśmy.

Koło stacji próbują nas jeszcze gonić psy, ale okazuje się, że mam bardziej donośny głos i chowają się za drzewem ;-)
Kilka km i jesteśmy na mecie. Dobrze, bo jest coraz chłodniej. Zmęczeni, ale i zadowoleni (przynajmniej ja) kończymy wycieczkę. Dobrze, że mnie Ala wyciągnęła, bo inaczej rower by całkiem zardzewiał.

Zawody za trzy tygodnie. Zakładam, że rowerowo damy radę... Gorzej będzie z innymi etapami. Ale jest jeszcze czas żeby poćwiczyć :-)



Przed meczem

Środa, 17 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Wczoraj bieganie, dziś rower. Tuż przed wyjściem dzwoni Olek z taką samą propozycją. Co prawda na wieść, że chcę jechać na cienkich oponach zaczyna się wycofywać, ale w końcu decyduje się na jazdę.

W planach miałem Księży Las i okoliczne wiejskie drogi, ale ostatecznie pojechaliśmy do Zabrza. Krótka wizyta w Decathlonie i kurs w stronę Gliwic. Olo pędzi jak wariat. Nic się nie zmienił. Mnie jedzie się dość lekko, ale to kwestia różnicy w rowerach :-)

Po szosach © djk71

W Świętoszowicach odbijamy w stronę domu. Chcemy zdążyć na siatkarzy. Niestety przegrali :-(