Wpisy archiwalne w kategorii

Z Tadeuszem

Dystans całkowity:2261.30 km (w terenie 71.50 km; 3.16%)
Czas w ruchu:113:04
Średnia prędkość:20.00 km/h
Maksymalna prędkość:66.31 km/h
Suma podjazdów:719 m
Maks. tętno maksymalne:200 (105 %)
Maks. tętno średnie:176 (94 %)
Suma kalorii:4554 kcal
Liczba aktywności:44
Średnio na aktywność:51.39 km i 2h 34m
Więcej statystyk

Dwie przełęcze

Sobota, 26 maja 2018 · Komentarze(4)
Uczestnicy
W końcu udało się znaleźć dzień żeby zerknąć jak wygląda część trasy naszego czerwcowego wyjazdu. Od początku wszystko nie tak, trzy godziny snu, dwugodzinne opóźnienie startu, problem ze źle zamontowanym GPS-em i do tego prognozy sugerujące, że mogą nas spotkać deszcze lub burze. Trudno, zobaczymy w trakcie ile będziemy mieć sił i jaka będzie pogoda.

Zostawiamy z Darkiem auto pod hotelem w Łodygowicach i ruszamy w trasę.

Przed hotelem © djk71

Początek swobodnie, podziwiamy ciekawostki przy drodze...

Wapiennik przy drodze? © djk71

Podjazdy i widoki cieszą...


Jest pięknie © djk71

Rajcza, Ujsoły... po drodze coraz więcej szosowców, chyba dziś jakieś zawody. Nachylenie coraz większe. Ciepło.

Kiedy wydaje nam się, że największy podjazd mamy za sobą pojawia się znak o... stromym podjeździe...

Wydawało nam się, że podjazd już był © djk71

Teraz jest naprawdę jest stromo. Na szczęście to tylko jakieś 1,5 km :)
Jesteśmy na Słowacji.

W końcu na Słowacji © djk71

Krótki odpoczynek i rzut oka na peleton.

Road marathon © djk71

Nie czekamy aż wszyscy przejadą i dołączamy do grupy. Dzięki temu co kawałek dostajemy brawa :-)

Zaczynają mnie boleć uda. Dziwne, tego uczucia zwykle nie znam. Bolą i to coraz bardziej. Zmieniam wysokość siodełka, ale pomaga tylko chwilowo. Za nami jakieś 70 km, czyli dopiero połowa drogi. A jeszcze trzeba wrócić do Polski :-(

W Namestovie postój. Trzeba coś wyciągnąć z plecaka.


Śniadanie mistrzów © djk71

Darek zastanawia się, czy nie wybrać innych rowerków.

A może na taki rowerek? © djk71

Zaczyna się chmurzyć. Niedobrze. Trzeba ruszać. Niezbyt szybko, ale jedziemy.
Przy jednym ze sklepów postój - potrzebuję Coli. Na szczęście jest i jakieś Euro w kieszeni również :-)

Podjazd na przełęcz w Korbielowie nie jest trudny, ale jest długi. Licznik pokazuje mi równo 100 km na granicy.

Znów w Polsce © djk71

Zjazd sporo szybszy niż podjazd ;-) W Jeleśni postój na obiad. Wybieramy pizzę i to jest wybór super. Tylko albo była tak wielka, albo byliśmy tak zmęczeni, że chyba po raz pierwszy nie jesteśmy w stanie zjeść całej...

Pizza Bacy © djk71

Do samochodu jeszcze jakieś 25 km. Po obiedzie dostaję kopa... ale chyba głownie dlatego, że jest dalej z górki :-)

Ciężki dzień. Na szczęście udany, pogoda wytrzymała, trasa sprawdzona... a że zmęczenie... no cóż.. brak treningów robi swoje...

Hiszpania - dzień 2 - jeszcze bardziej w góry

Poniedziałek, 26 lutego 2018 · Komentarze(3)
Po wczorajszym wyjeździe zastanawiałem się jak będzie dziś reagował organizm. Trasę wybraliśmy krótszą... ale sumarycznie z podobnymi przewyższeniami, czyli może być ciężej.

Rano zakupy, a potem ruszamy i po chwili wracamy. Skleroza nie boli, ale na szczęście daleko nie było. Najpierw wzdłuż wybrzeża, ale po kilku km odbijamy w góry. Ciepło, nawet bardzo, ściągamy rękawki i już zupełnie na krótko zaczynamy się wspinać.

Pogoda piękna © djk71

Początkowo nawet nam to sprawnie idzie, ale po chwili górki pokazują gdzie nasze miejsce. 

Cały czas w górę © djk71


Wspinamy się na jakieś 400 m, by po chwili cieszyć się zjazdem i oddać wszystko co podjechaliśmy. I... zacząć podjazd na ponad 600 m. 



OO ile pierwszy mnie zmęczył, to drugi mnie dobił. Wjechałem do końca, ale łatwo nie było. 

Widoki piękne © djk71

W nagrodę czekało nas kilkanaście km zjazdu i wspaniałych widoków. Gdybym był odważniejszy i nie ściskał tak mocno hamulców to pewnie prędkość maksymalna byłaby sporo wyższa niż te 60 km/h.

30+ przy -10

Poniedziałek, 5 lutego 2018 · Komentarze(0)
Wczoraj oprócz biegania miał być jeszcze rower, ale plany uległy zmianie i został przełożony na dziś. Kiedy wracam z pracy jest chłodno, ale nie zauważam, że jakoś wyjątkowo. Szybki obiad i na rower.

Ciemno i... zimno. Jadę głównie z dala od głównych dróg więc latarnie tylko z rzadka doświetlają mi drogę. Chłód sprawia, że niezbyt chętnie spoglądam na zegarek sprawdzając czy trening odbywa się zgodnie z założeniami. Jadę na czuja.

Z każdym kolejnym kilometrem jest coraz chłodniej. Kiedy w okolicach Rybnej spoglądam na licznik jest -10C. Czuć. Teraz już myślę tylko o tym żeby jak najszybciej dotrzeć do domu. Nie skupiam się zbytnio na pilnowaniu parametrów, po prostu jadę. Pod koniec czuję zimno w palce u stóp. Od Ptakowic temperatura nieco rośnie.

Temperatura rośnie © djk71


Pod domem jest -8,5. Mam nadzieję, że to już końcówka zimy ;-)

Mgła, lód, strzały...

Sobota, 27 stycznia 2018 · Komentarze(2)
Wczoraj wieczorem szybkie bieganie. Dziś rower. Ruszam i od razu niespodzianka. Co prawda rano widziałem, że jest mżawka i mgła, ale miałem nadzieję, że przejdzie. Nie dość, że nie przeszło to z każdą chwilą będzie gorzej.

W mieście coś widać, poza jest znacznie gorzej © djk71


Może w takim razie do lasu, żeby uciec przed bezmyślnymi kierowcami. Jest to jakiś pomysł, choć nie jestem pewien, czy najlepszy jeśli chodzi o dzisiejszy trening. Po chwili już jestem pewien. Pomysł był fatalny. W lesie lodowisko. Na góralu miałbym chociaż szersze opony... w przełajówce są zdecydowanie węższe. Co prawda jest bieżnik, ale niewiele pomaga na lodzie.
Do tego mamy w lesie... polowanie. Nie pamiętam kiedy to widziałem u nas...

Docieram do asfaltu, włączam wszystkie lampki i ruszam. Może nic mnie nie przejedzie. Na szczęście kierowcy chyba sami mocno wystraszeni. Niestety dodatkowym utrudnieniem jest dla mnie mżawka... Widać niezbyt wiele...

Przez okulary widać mniej... © djk71

W takim razie mogę skupić się tylko na treningu, który... daje mi trochę w kość... Zobaczymy co będzie jutro.

Z młynkowaniem

Środa, 24 stycznia 2018 · Komentarze(4)
Po wczorajszym nocnym bieganiu o dziwo nie czuje zmęczenia. Dziś w planach lekki trening więc kusi żeby potem poprawić lekkim biegiem.

Ruszam wieczorem i od razu z wyższym pulsem niż powinienem. Nie potrafię zejść do zadanego... Trudno jadę. Młynkowanie urozmaica trening i... przy okazji daje trochę w kość. Na tyle mocno, że wiem, że za zamiast rozbieganie wystarczy dziś rower.

A wracając do wczorajszego wpisu to... 24 opcje... będzie się działo...


Będzie się działo © djk71

Prawda, czy marketing?

Piątek, 19 stycznia 2018 · Komentarze(2)
Po wczorajszej walce z wiatrem dziś... zupełny spokój. No, może poza samochodami. Nie wiem skąd się ich tyle wzięło w piątkowy wieczór. I sami jacyś nerwowi. Przeszkadzało im chyba, że mi się trochę lampka przesunęła i mrugali długimi...

Widzę, że mam powód do treningów. Za wolno jeżdżę. Nie udało mi się dogonić autobusu, który na ciemnej, mokrej drodze wyprzedził mnie "na gazetę", mimo że byłem oświetlony jak choinka. Uciekł mi... a może trzeba by go przebadać takim samym testem jak tego w Zabrzu, który prowadził pod wpływem amfetaminy...

Jednak wolę jeździć po lasach, choć w takich warunkach i o takiej porze trochę ciężko.

Dziś wróciłem do domu suchy, ale taki trening (choć były akcenty gdzie puls skoczył trochę).
Często się zastanawiam ile w tych wszystkich technologiach w ciuchach jest prawdy, ale ile tylko zwykłego marketingu. Choć coś w tym jest, bo są takie, w których człowiek mimo pocenia się czuje się bardziej lub mniej komfortowo... Tylko pytanie brzmi ile trzeba zapłacić żeby było ok, a ile przepłacamy za efekt placebo?

Prawda to, czy fałsz? © djk71


Starcie z Fryderyką

Czwartek, 18 stycznia 2018 · Komentarze(1)
Rano było bieganie, a wieczorem rower. W końcu Tadek wrócił z serwisu więc trzeba spróbować jazdy na cienkich oponach. Śnieg na szczęście od rana stopniał, jedynie na wyjeździe z osiedla trzeba uważać.

Jadę i... dziwnie ciężko. Choć staram się jechać bardzo lekko to puls wysoki. Po pół godzinie jazdy spostrzegam, że wieje. I to jak... Ledwie utrzymuję rower w pionie. Na drodze coraz więcej gałęzi. Teraz wiem skąd po drodze te straże pożarne...

Jak by tego było mało to jeszcze jakieś dziwne ostrzeżenia przy drodze...

Brzmi groźnie... © djk71

Z każdą kolejną chwilą jest coraz gorzej. Coraz bardziej się boję, że mnie zepchnie pod nadjeżdżający samochód. Nici z właściwego treningu. Przypomniała mi się pamiętna Kaczawska Wyrypa. Choć tam wiało jeszcze bardziej. I każde drzewo obok, którego przejeżdżaliśmy skrzypiało.

W Zbrosławicach objazd - coś się stało i strażacy nie puszczają nawet rowerzystów... Masakra na zjazdach prędkość maksymalnie 15 km/h a puls bliski 170. Z radością dojeżdżam do domu. Fajnie, że udało się pokręcić... ale zmęczyłem się... psychicznie.

Po powrocie żona mnie informuje, że właśnie nad Polską zaczął szaleć orkan Fryderyka... Szkoda ( a może dobrze), że nie wiedziałem wcześniej...

Świateczne bieganie i smakołyki

Poniedziałek, 25 grudnia 2017 · Komentarze(0)
Dziś przed śniadaniem krótka przebieżka... Tylko po co jak na stole oprócz śniadania stoi ciasto... :-) Ale byłem dzielny... Tylko kawałeczek :-) Ale są i inne smakołyki :-)

Jak ja to lubię © djk71


Wczoraj bieganie, dziś bieganie, wiec może jutro uda się choć na trochę pójść pokręcić... :)

I ponowię prośbę o Wasz głos na http://mizucycling.com/sylwetki-finalistow/ (wystarczy tylko wybrać na liście: Dariusz Kawecki i kliknąć: VOTE).
Na komputerach - ankieta po prawej stronie, na komórkach - na dole strony


"Najlepszy"... rower

Sobota, 18 listopada 2017 · Komentarze(1)
Plany na dziś były różne, ale jak to z planami bywa, wszystko się pozmieniało i wyszedł rower. Postanowiłem wziąć Tadeusza, którego nie dotykałem od pół roku... od pamiętnej rezygnacji z wyjazdu na urlop... Jakoś nie mogłem.. obraziłem się na niego... czy coś...

Od razu wiedziałem, że dziś las. I zupełnie mi nie przeszkadzało błoto, którego było dziś wszędzie pełno. Tadek czuł się jak ryba w wodzie, choć ja sam mu do końca nie ufałem... Po 5 km zacząłem czuć ból w plecach... po 10 km przeszło, za to po 25 km zacząłem czuć ramiona. Trzeba wrócić na siłownię.

W Labiryncie Skalnym rower co prawda postanowił się pozbyć jeźdźca, ale w porę zeskoczyłem... Była przynajmniej okazja zrobić jakieś zdjęcie... ;-)

Tadek odpoczywa © djk71

Miejscami błoto © djk71

Ech... chyba jednak wciąż uwielbiam rower :-)

Wieczorem wizyta w kinie na Najlepszym. Mimo, że wiedziałem o czym będzie film i znałem wcześniej historię głównego bohatera, to film zrobił na nas wszystkich ogromne wrażenie. Warto pójść... choć... kto nie przeżył w jakikolwiek sposób choć części tego... ten nie do końca zrozumie wszystkie smaczki filmu, nie poczuje tego co można poczuć...  Ale i tak warto...

Operacja Zakopane - powrót

Niedziela, 4 czerwca 2017 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Jak zwykle kilka osób decyduje się na powrót z wyjazdu integracyjnego rowerem. Mieliśmy cichą nadzieję na deszcze i burze i że wszyscy zrezygnują i my też wrócimy do domu samochodami, ale nie... Już od wczoraj kilka osób pyta o której startujemy. Co robić trzeba jechać. O dziewiątej staje przed hotelem 10 osób (na zdjęciu dwóch spóźnialskich mniej) :-)


Zaraz ruszamy z Zakopanego © djk71

I ruszamy. W centrum spory ruch, ale szybko je mijamy. Po drodze szybkie zakupy.. Trzeba korzystać z tych, które są dziś otwarte, bo dziś święto.

Zakupy muszą być © djk71

Podjazd w Kościelisku dużo łatwiejszy niż nam się wydawało. Mijamy Chochołów i jesteśmy na znajomej polsko-słowackiej rowerówce.

Dobrze już nam znana droga © djk71

Mimo, że w większości z górki to wiatr daje nam nieźle w kość. Próbujemy dawać zmiany, ale w efekcie każda zmiana to +2 km/h na prędkości... i po kilku minutach zostajemy z przodu w trójkę. No to pomogliśmy kolegom... Trzeba zaczekać...

Chwila odpoczynku © djk71

Kawałek dalej kolejny podjazd, dajemy radę ;-)

Co tam podjazd © djk71

Po chwili zjazd, po asfalcie, który ostatnio tak nam dał w kość. Dziś na szczęście się nie lepi.

I zjazd © djk71

Chyba nie do końca jesteśmy normalni, bo te krowy na nas dziwnie patrzą ;-)

Nam by się nie chciało pedałować © djk71

Jedziemy dalej. Wciąż wieje...

I znów nad morzem... orawskim :-) © djk71

Teraz około 20 km podjazdu pod polską granicę. Na szczęście z tej strony jest łagodniej. Mimo to co jakiś czas trzeba odpocząć...

Chwila odpoczynku © djk71

W końcu jest granica.

No i mamy granicę © djk71

Teraz przed nami ostry zjazd od Korbielowa, gdzie kilka osób odbiera swoje samochody. A reszta zjeżdża do Żywca. Prędkość nie spada poniżej 30 km/h. Dopiero teraz widać jak długi podjazd pokonaliśmy w czwartek.

Mamy na licznikach ponad 100 km/h ze średnią 24 km/h. Czujemy zmęczenie, w końcu to czwarty z rzędu aktywny dzień, ale jesteśmy szczęśliwi. Na dziś to koniec, obiad i ostatni odcinek zaliczamy Kolejami Śląskimi. Poza Sławkiem i Witkiem, którzy mimo fatalnych prognoz pogodowych decydują się na dalszą jazdę rowerami. Wieczorem najpierw melduje się Sławek, a potem Witek pisze, że 203 km zaliczone i jest w domu. Brawo!

Piękny weekend za nami ;-)