Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:11306.17 km (w terenie 4494.24 km; 39.75%)
Czas w ruchu:855:39
Średnia prędkość:13.60 km/h
Maksymalna prędkość:71.63 km/h
Suma podjazdów:23143 m
Maks. tętno maksymalne:204 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:136454 kcal
Liczba aktywności:269
Średnio na aktywność:42.35 km i 3h 11m
Więcej statystyk

Półmaraton Dorotki z Plusem. Dużym plusem i w upale.

Sobota, 11 czerwca 2022 · Komentarze(0)

Półmaraton Dorotki z plusem. Nie wiedziałem tylko, że plus oznacza dziesięć km więcej (łącznie 31,5 km), prawie 800 m w górę i do tego jeszcze mocno na plusie w powietrzu. Zero chmurek, pełna lampa, a Ci którzy mnie znają wiedzą jaki mam stosunek do słońca ? No dobra, oprócz tego słońca to wiedziałem na co się piszę, bo czytam regulaminy. Ale w połączeniu ze słońcem zabiło mnie. Pięć godzin, w tym 1/3 trasy głową, a nie nogami. Dostałem nieźle w kość. Gdyby nie to, że Anetka czekała na mecie to nie wiem czy bym nie zrezygnował w trakcie.

Tradycyjnie na ściance © djk71

Ale po kolei.

Nie wiem kto, czy co sprawiło, że zapisałem się na Biegi w Rogoźniku. Pewnie duży wpływ miało to, że to nie asfalt, tylko biegi w terenie. Do tego duży wybór dystansów i jeszcze w pobliżu. I wpisowe - 50 zł. Więc po prostu musiałem. 11 km to za krótko. Maraton 7 Jezior to już sporo, o ultramaratonie (100+) nie wspomnę. Pozostał więc naturalny wybór - półmaraton. W nazwie jest plus. Sprawdziłem i wyszło, że duży plus, dystans to ok. 30 km. Może być. I przewyższenia ok. 900m. Jakoś nie do końca w to uwierzyłem - gdzie? tutaj? Niemożliwe. No, możliwe, ale jakoś do mnie nie do końca dotarło. Z drugiej strony nawet jeśli to i tak nie przerażało, przecież miałem już być w gazie :-) Tak się zanosiło w styczniu, ale życie zweryfikowało plany i jestem tu gdzie jestem :-(

Kiedy wychodzimy z żoną z domu ewidentnie nie jestem w nastroju do startu. Na niebie zero chmurek, a ja nie cierpię słońca. Świadomość trasy, braku kondycji i upału nie nastraja mnie zbyt optymistycznie. Meldujemy się w amfiteatrze w Rogoźniku i... w cieniu czekamy na start.

I co ja robię tu? © djk71
W końcu ruszamy.

Ruszamy © djk71

Od początku biegnę spokojnie, celem jest tylko dobiec do mety. od początku teren. Na szczęście nie jest tak mokro jak zapowiadali organizatorzy. Może mogłem wybrać inne buty na start, teraz już nic z tym nie zrobię.

Trochę w cieniu, więcej w słońcu. 

Ładnie © djk71

Trasa dobrze oznaczona, choć organizator wspominał, że jakiś delikatnie mówić dowcipniś poprzewiązywał szarfy, którymi m.in. jest oznaczona trasa. 
Nie brakuje podbiegów. W zamian dostajemy piękne widoki na okolice. 

Widoki z trasy © djk71

Jesteśmy w okolicach Góry Siewierskiej. Jest strasznie gorąco. To będzie ciężki dzień. 

Kolejny podbieg... © djk71

Na górze jeszcze wymuszony uśmiech, bo się jakieś laski z aparatami ustawiły :-) 
Chwila oddechu. 

Znów widoczek z góry © djk71

Jeszcze biegnę w towarzystwie. Mocno rozciągniętym, ale wciąż są tacy co podobnie jak ja ledwo powłóczą  nogami :-) 
Mimo, że na trasie jest kilka miejsc gdzie można zaliczyć glebę to ja mało nie wywalam się obok (chyba) magazynów Lidla, na asfalcie. Na szczęście udaje się utrzymać pion. 

Przede mną ostatni duży podbieg - tytułowa Dorotka.

Przed nami Dorotka © djk71

Nigdy tu nie byłem, choć tyle razy o niej rozmawialiśmy, tyle razy przejeżdżałem obok. Gdyby nie zmęczenie to pewnie zachwycałbym się widokami. 

Już prawie u góy © djk71

A tak ledwo docieram na szczyt. 

Kościółek na Górze św. Doroty © djk71

Mijam kościółek i dostaję wiadro (a może butelkę) wody na głowę. O jak dobrze :-) 
Cola, arbuz i.... nie pomidorowej nie tknę, choć pewnie byłaby pyszna. 

Biegnę dalej. Kilka trudniejszych zbiegów, na szczęście bardzo krótkich. Zegarek podpowiada, że na mecie będę na styk z limitem czasu. 
Będę o ile będę biegł w takim samym tempie. Niestety coraz częściej przechodzę do marszu. Ledwo żyję.

Jeszcze kawałek trasy © djk71

Jest ciężko. Bardzo. Kiedy zegarek mówi, że skończę kilka minut po limicie - nie pomaga. Przeliczam w głowie pozostały czas, pozostały dystans i rzeczywiście spóźnię się  jakieś 3-5 minut. Biegnę ale wiem, że nie jestem już w stanie tego nadrobić. 

Resztką sił wbiegam na metę © djk71

Wbiegam z czasem 05:04:26. Na szczęście jestem klasyfikowany. 
Dostaję medal i idę coś zjeść. Okazuje się, że nawet na to nie mam siły. 

Jest i medal © djk71

Masakrycznie zmęczony. Ale zadowolony, że pobiegłem. Brak treningów i słońce mnie zabiły. 

Zmęczony na mecie © djk71


Ale chyba tu jeszcze wrócę :-) 


Wings For Life 2022

Niedziela, 8 maja 2022 · Komentarze(0)
Wings For Life - myślę, że o tym wydarzeniu słyszeli nie tylko biegacze. 
Formuła biegu się nie zmienia więc powtórzę  to co już pisałem w relacjach z poprzednich edycji: 

W Wings for Life World Run wszyscy uczestnicy startują w tym samym czasie na całym świecie. Nie ważne, czy jesteś zawodowym sportowcem, trenującym amatorem, czy totalnym świeżakiem. Nie ma linii mety. Zamiast niej, 30 minut po starcie, na trasę wyrusza Samochód Pościgowy i wyprzedza biegaczy oraz uczestników na wózkach, doganiając każdego po kolei. Najlepsze jest to, że 100% wpisowego i wszystkich datków trafia bezpośrednio na badania nad rdzeniem kręgowym, aby w przyszłości pomóc w leczeniu jego urazów.

Wings For Life © adam j

Skrzydła rządzą © adam j

Można biegać samemu lub w grupie jak ja w roku ubiegłym - tzw. bieg z aplikacją. Ale można też spróbować zapisać się na jeden z biegów masowych, które jednocześnie odbywają się w kilkunastu lokalizacjach na całym świecie. Mnie udało się to w 2018 roku oraz w 2019. Biegła nas tam wówczas zacna ekipa. 

W tym roku w Poznaniu spotykam tylko Marcina. 

Z Marcinem w strefie © adam j

Oczywiście jest też ze mną Anetka i Adam, którzy robią nam zdjęcia przed startem, na trasie i na mecie :-) 

Z Anetką przed startem © djk71

Kiedy jechaliśmy z Czempinia do Poznania po drodze kropiło. Czekając na start też jest jeszcze przyjemnie (czytaj: słońce się chowa za chmurami). Niestety tuż przed startem, zgodnie z naszymi obawami chmury znikają i zaczyna się lampa :( 

Mimo, że stoimy na początku trzeciej strefy to kilka minut mija zanim ruszamy. Pierwsze kilkaset metrów w wielkim tłoku (8000 ludzi) dopiero chyba po 1 km biegnie się luźniej. 

Firmowa koszulka odróżnia się :-) © djk71

Pierwsze 4-5 km biegnie mi się ciężko. Czuję w nogach wczorajszy duathlon. 
Słońce też nie pomaga. Zapomniałem wziąć z samochodu słuchawek więc słyszę, że ciepło daje w kość też wszystkim wokół. 
Zastanawiałem się czy wziąć ze sobą coś do picia skoro co 5 km będą bufety. Dobrze, że posłuchałem Adama i wziąłem softflaska. Przydał się. 

Po pierwszym bufecie siły wracają. Nie znaczy to, że biegnę szybciej, ale uczucie zmęczenia jakby słabnie i głowa też przestaje przeszkadzać. 

Gdzieś przed 10 km spotykam Anetkę i Adama. 

Gdzieś ok. 10 km © djk71

Jest dobrze. Biegnę dalej. W tym roku zmieniona trasa. Pierwsze 13 km przez miasto dzięki temu mamy wspaniałe wsparcie kibiców. To bardzo pomaga. 
Miałem nadzieję pobiec ponad 13 km, ale po tempie widzę, że nie ma na to szans. Jednak nogi ciężkie po wczorajszym. 

Adam Małysz nadjeżdża zupełnie niepodziewanie. Dogania mnie jeszcze przed 12 km (11,79). 

No i po biegu © djk71

Nie ma to znaczenia. Jestem, jak chyba wszyscy wokół szczęśliwy i uśmiechnięty. 
Teraz pozostanie tylko dojść na przystanek i wrócić tramwajem na teren targów - dopiero tam na mojej szyi zawiśnie medal. 

 
Przebiegnięte © djk71

Podsumowanie imprezy:

ChampionMan Duathlon 2022 - 2/3 rower

Sobota, 7 maja 2022 · Komentarze(0)
Wstęp
Po dwóch latach przerwy to mój trzeci start w duathlonie w Czempiniu. Debiut w 2018 rokupowtórka w 2019 to były niesamowite doświadczenia. Zarówno jeśli chodzi o aspekt sportowy - połączenie biegu i roweru to nie to samo co sam bieg i sam rower, jak i niesamowite wrażenia z klimatu i organizacji imprezy. Naturalnym było zapisanie się na kolejny start w 2020. Pandemia popsuła plany i ostatecznie przepisałem start na bieżący rok. Biorąc pod uwagę, że zupełnie nie jeżdżę od dość dawna na rowerze i nie zapowiadało się, że to się zmieni postanowiłem zmienić dystans ze średniego (10-60-10) na sprint (5-20-2,5). Dopiero dzień przed startem dotarło do mnie, że krótszy nie koniecznie musi oznaczać łatwiejszy. Może nawet wręcz przeciwnie - bo szybszy i co więcej niezbyt dla mnie typowy. Na 5 km biegłem może z dwa razy na zawodach, na 2,5 chyba ani razu. Zobaczymy. 

Do Czempinia przyjeżdżamy z żoną dzień wcześniej i od razu odbieram pakiet startowy. Trwają zawody dla dzieci. To też fajny pomysł. Nie dość, że pozwala spędzić czas tutaj rodzinnie to jeszcze daje szanse na zaszczepienie dzieciom miłości do sportu i rywalizacji. 

Pakiet odebrany © djk71

Jak zawsze w Czempiniu super klimat i same uśmiechnięte twarze wokół. 

Start
Plusem zmiany dystansu jest start o 8:30 zamiast o 13:00. 
Ja lubię wstawać wcześniej, a tu trzeba być wcześniej żeby np. wprowadzić rowery do strefy zmian.

Oddaję rower gdzieś w oddali © djk71

Plusem jest to, że jest chłodniej, a jak pamiętam starty z poprzednich lat to o 13-tej bywało bardzo ciepło :) W drodze na start spotykamy Adama, który niestety z powodu kontuzji nie mógł wystartować, ale przyjechał mnie dopingować i porobić trochę fantastycznych zdjęć :-)

Z Adamem © djk71

Przed startem krótka pogawędka z Dawidem i po chwili ruszamy. 

Pierwszy etap biegowy (5 km)
Dziś tylko jedna, doskonale znana pętla. Biegnę swoje, choć powyżej rozsądnego tętna. Na szczęście to tylko 5 km. Ja zawsze na trasie fantastyczny doping Pirata (Polska dla Piratów! Czempiń dla Wariatów!).

Biegnę © djk71

Pięć kilometrów szybko mija, po chwili biegnę już do strefy zmian. Czas całkiem niezły jak na mnie biorąc pod uwagę, że cały czas miałem w głowie, że meta to nie koniec zawodów, a przejście do kolejnych etapów. 

Jest dobrze © djk71

Strefa zmian T1
Pobyt w strefie krótszy niż bywało to w latach ubiegłych. Może to wynik tego, że nie zmieniam koszulki - choć przed startem zastanawiałem się, czy startować w stroju Etisoft Running Team, czy Etisoft Bike Team. Ostatecznie stwierdziłem, że na krótkim rowerowym dystansie nie będę potrzebował kieszonek w koszulce i startuję w koszulce biegowej. 

Etap rowerowy (20 km)
Wybiegam z rowerem ze strefy i chwilę walczę z zegarkiem żeby włączyć kolejny etap. Chyba tego nie przećwiczyłem, ostatecznie już w trakcie jazdy udaje się włączyć etap rowerowy. 
W przeciwieństwie do dystansu średniego, gdzie standardem są rowery szosowe i triathlonowe (i to niejednokrotnie te z wyższej półki) tu widać różne maszyny. Dominują rowery szosowe, ale bywają też zupełnie dziwne pojazdy :-) 

Ja swoją przełajówkę uzbrojoną w cienkie opony wyciągnąłem z piwnicy po... trzech latach jej nie dotykania. Ostatni raz na niej siedziałem w... 2019 w Czempiniu :-) Zdążyłem ją tylko przetrzeć z kurzu, napompować, nasmarować łańcuch i przejechać 5 km przed włożeniem do auta. Pełen profesjonalizm :-) 

Mimo to jedzie mi się dobrze. Raczej ja wyprzedzam innych, niż oni mnie. Oczywiście czuję brak treningów. Staram się też nie zajechać zupełnie nóg, bo nie dość, że jeszcze przede mną bieg to jutro... kolejne zawody... 

Na trasie jak zwykle niesamowity doping grup kibiców. Każda z grup niesamowicie pomaga i sprawia, że jeszcze gdzieś każdy z nas potrafi odnaleźć ukrytą moc i przyśpieszyć. 
W tym roku moje serce zdobyła... Pralnia... :-)  Aż żałuję, że nie miałem możliwości zrobienia zdjęć. Porozwieszana na sznurkach i płotach bielizna. Dziewczyny, kobiety robiące pranie, pralki, deski do prasowania, żelazka... No szok Panie!!! Brawa! 

Niecały kilometr przed metą spotykam wybiegającego z krzaków Adama. Tylko czemu biegnie zamiast robić mi zdjęcia? Całą historię poznam już na mecie. Ale miejscówka była świetna, kadr idealny ;-) 



Adam opisał to u siebie w taki sposób: 
Tak! Myślę że może być. To jest ten kadr... wszystko przygotowane i czekam aż Dariusz Kawecki pojawi się na szosie. Skoro nie startuję w ChampionMan Duathlon Czempiń, to przynajmniej zrobię Darkowi fajną fotę! Tylko co zrobić z fotografem na pierwszym planie. Dobra, na pewno trzaśnie parę zdjęć i przejdzie w inne miejsce. Jest w pracy, nie będę mu przeszkadzał... Mija kilkanaście minut i wiem że Darek jest coraz bliżej. Zaczynam kombinować z innym kadrem... no nie da się. Widzę Darka tylko w tym kadrze. Mija kolejne parę minut i podejmuję decyzję. Podbiegnę do niego i poproszę czy mógłby się przesunąć, wystarczy tylko jeden metr. Zostawiam plecak, wstaję i zaczynam biec... i w tym właśnie momencie Darek śmignął obok mnie:)

Dojeżdżam do linii oznaczającej konieczność zejścia z roweru i o dziwo udaje mi się biec do strefy zmian. Oczywiście czuję nogi, ale biegnę.

Strefa zmian T2
Zostawiam rower, zmieniam buty (ciężko by się biegło w SPD) i ruszam dalej. Znów szybciej niż w latach ubiegłych wybiegam ze strefy. 

Wybiegam na ostatni etap © djk71


Drugi etap biegowy 
Biegnę, ale czuję w nogach rower. Dziwnie ciężko, ale wiem, że teraz już tylko 2500 m. Już się uśmiecham, już jestem zadowolony. Wiem, że to zrobię i że za mną jeszcze wielu zawodników. Pirat znów na trasie. Ciekawe ile on zrobił kilometrów :-) 

Meta
Przed metą jeszcze próbuję przyśpieszyć za co później dostaję burę od Adama, bo powinienem się już nauczyć, że mam wbiegać solo żeby były lepsze ujęcia :-) 

Mam to! © djk71
Meta! © djk71

Na metę docieram jakieś cztery minuty szybciej niż zakładałem. Jestem zadowolony. Bardzo.

Zadowolony z medalem © djk71

Choć oczywiście również zmęczony :-) 

Ścianka musi być © djk71

Podsumowanie
Uwaga techniczna: Jako, że nie da się tutaj wpisać kilku dyscyplin jednocześnie, to tu wpisany jedynie czas etapu 2 - roweru (najdłuższy). Ze względu na statystyki, biegi uwzględnione są w osobnych wpisach (etap 1 i 3).

Z oficjalnych wyników:
Bieg 1 (5 km): 00:28:53
T1 (strefa zmian): 00:01:59
Rower (20 km): 00:42:34
T2 (strefa zmian): 00:02:00
Bieg 2 (2,5 km): 00:15:39

Razem: 01:31:08 (00:35:20 wolniej od zwycięzcy)

Od Putina do Lubańskiego, czyli jak to na Biskupskiej Kupie było...

Sobota, 23 kwietnia 2022 · Komentarze(9)
Po czesku Biskupská Kupa, a po polsku Biskupia Kopa (chyba ładniej). Piękne miejsce w Górach Opawskich, ale nie do końca rozumiem czym się znajomi tak emocjonują mówiąc o biegu 3xKopa. Pobiegłem sobie tam jakieś półtora roku temu i był to wysiłek, ale przecież biegałem trudniejsze biegi. W zeszłym roku byłem z Piotrkiem na Srebrnej i Biskupiej i była to po prostu miła przebieżka. Noc strasznego, czemu więc znajomi tacy przerażeni?

Zastanawiając się przed zapisami nad dystansem alternatywą były dwie lub trzy pętle (42 lub 63 km). Rozsądek mówił, że dystans maratonu będzie wystarczający. Po dobrym początku roku i przebiegnięciu 300km w styczniu, niestety luty i marzec to kryzys i choroba, ostatecznie zmieniam dystans na jedną pętlę. To jest do zrobienia bez żadnego problemu. Tak mi się przynajmniej wydaje przed startem. 

Do Pokrzywnej przyjeżdżamy wcześnie rano w sobotę. Gdyby nie piątkowe mecze Górnika Zabrze w ręczną, a potem w kopaną to pewnie bylibyśmy tu już wczoraj, a tak trzeba było wstawać o czwartej rano (rano?) :-) Wita nas... podobizna Putina... 

***** putina © djk71

Jak się potem okaże nie tylko na plakacie, ale i na bluzach organizatorów i wysoko w górach. Chętni mogą też pobrać kotyliony w ukraińskich barwach narodowych. Ja swój przypinam do plecaka (a ściślej mówić robi to moja żona). Swoją drogą ciekawe czy biegli z nami ukraińscy koledzy... 

Po odebraniu pakietu (piękna czapeczka w zestawie) witam się ze znajomymi i po krótkiej rozmowie idę do auta się przebrać.

Z pakietem © djk71

Łatwo nie jest, prognozy mówią, że będzie chłodno, słońce grzeje jak oszalałe, a biegacze też nie pomagają - jedni na krótko, inni w trzech warstwach. Ostatecznie decyduję się na bieliznę termoaktywną i kurtkę. Już na starcie wiem, że kurtka to zły wybór. Słońce grzeje niesamowicie. Za późno by pobiec do auta po koszulkę, a w samym Brubecku chyba za chłodno - przede mną jednak góry. 

Ustalanie taktyki © djk71

Ruszamy - wraz z Piotrem, który decyduje się pobiec pierwszą (i dla mnie jedyną) pętlę wraz ze mną. Czy pobiegnie drugą to zależy od telefonu ze szpitala :-).

Start © djk71

Początek asfaltem, po chwili skręcamy w teren. Biegniemy w stronę Olszaka. Znam to miejsce. Ciepło. Kurtka ląduje w plecaku. Wąskie ścieżki i przechodzący na jeszcze łatwych podbiegach do marszu zawodnicy powodują, że my też maszerujemy i... nie przeszkadza nam to zbytnio. Nie wróży to dobrze, przecież to są odcinki, które powinniśmy przebiec bez problemu. Za to jest okazja porozmawiać, to znaczy głównie mówi Piotr :-) - gdyby to określić w piłkarskiej terminologii - posiadanie piłki (głosu) 80-20 dla Piotra :-) 

Piotr zadowolony © djk71

Trasa jest przepiękna. Wąskie, kręte ścieżki. Olszak, Żabie Oczko, Krzyżówka. Super klimat Fajny doping na trasie. :-) 

Przebiegamy na drugą stronę jezdni i zaczynają się podbieg, a właściwie podejście. Nawet nie próbuję biec. Przed nami Skały Karliki i Bukowa Góra.

Podejście © djk71

W górę © djk71

Tego odcinka nie znałem. Na zbiegu Piotr dostaje pozytywną wiadomość, co oznacza, że będzie razem ze mną kończył bieg po pierwszej pętli. Nie bardzo się tym martwi :-) 

Piękne widoki © djk71

Bufet, pomarańcza, cola i ruszamy na Biskupią Kopę.

Kierunek znam © djk71

Nie jest łatwo. Nie wiem, czy to efekt temperatury, czy szalonego i bardzo męczącego tygodnia, czy po prostu braku kondycji, ale chyba większość odcinka to podejście, a nie bieg. :-( 

Dajemy © djk71

Oczywiście pod sam szczyt podbiegamy - na wypadek gdyby ktoś tam robił zdjęcia :-) 

Piotr u góry © djk71

Jest i Biskupia Kopa © djk71

Teraz już powinno być łatwiej. Powinno :-) Zaczynamy od stromego zbiegu.

W dół © djk71

O ile ostatnio biegając w tych okolicach to Piotr trzymał się za mną, to dziś ja oglądam jego plecy. 

Jak tu pięknie © djk71

Odcinek na Srebrną Kopą jest piękny. Super widoki. Łapię drugi oddech i jakoś udaje się go pokonać.

Srebrna Kopa © djk71

Potem kolejny zbieg. Czuję mocno łydki, a dwójki i czwórki też zaczynają dawać znać o sobie. Dziwne, zwykle po prostu brakuje mi sił. oddechu, ale nie ból nóg... Dziwne. 

Biegniemy © djk71

Jest cudownie © djk71

Na przełęczy po Zamkową Górą siedzące tam dziewczyny wołają do nas: "Zapraszamy w krzaki" :-) Milion myśli przechodzi nam przez głowy, ale okazuje się, że to wolontariuszki wskazujące nam kierunek biegu ;-) 

Lecimy © djk71

Za nami 18 km i tracę zupełnie siły. Piotr biegnie już sam, a ja już marzę o mecie. Nie wiem, że przede mną jeszcze trochę błotka. Choć cała trasa była suchutka to tu jest nieco mokro. Na szczęście tylko na tyle żeby ubrudzić buty, bo nijak się to ma do błotka jakie spotykamy np. w Bieszczadach ;-) Co by nie mówić to pogoda nam dopisała :-) 

Zbieram resztki sił i próbując nie dać po sobie poznać, że prawie umieram pokonuję ostatnią prostą do mety. Słyszę głos spikera: "Brawo Dariusz. Zabrze. Górnik Zabrze! Górnik Zabrze!". Muszę przyznać, że przy takim dopingu jeszcze nie wbiegałem na metę :-) Ostatni raz takie wrażenie zrobił na mnie dobiegający z mety głos: "Dariusz Kawecki. Poland" - ale to było we Włoszech na rowerowym GRAN FONDO STELVIO SANTINI 2016. Jeszcze krótka rozmowa ze spikerem o Włdzimierzu Lubańskim i mogę odebrać medal :-) 

I did it! © djk71

Dziś też, podobnie jak na Stelvio mogę powiedzieć: I did it!. 

Mam to! © djk71

Może nie tak jak bym chciał, może nie tyle ile bym chciał, ale  zrobiłem to :-) I wiecie co Wam powiem? Ja tu jeszcze wrócę! Po więcej! Macie to jak w banku. 

Na mecie jeszcze wywiad dla Radio Opole i można wracać. Choć prawdę mówiąc chętnie zostałbym tu dłużej. 

Wywiad :-) © djk71

W drodze do auta wszystko mnie boli. Teraz już wiem czemu słyszałem w głosach znajomych obawę przed tym biegiem. Dostałem w kość. Dostałem kopa... do dalszych treningów. 
Jeszcze tu wrócę. I czuję, że niejeden raz. Mam sobie coś do udowodnienia. :-) 

A czy jestem, zadowolony? Tak. Bo pobiegłem, bo było pięknie, bo... co tu dużo mówić... To trzeba samemu przeżyć. 

I jeszcze jedno: Brawa dla organizatorów, uśmiechniętych wolontariuszy i kibiców na trasie. Było pięknie dzięki Wam!


#3xkopa_2022

Bieg Wiosenny, czyli dycha w niezłym tempie

Niedziela, 20 marca 2022 · Komentarze(0)
Miałem już nie biegać po asfalcie. Zbyt często :) Ale ten bieg nie tylko niesie ze sobą wiele wspaniałych wspomnień. 

Mamy to! © djk71

Startów w super towarzystwie... 

Po biegu z medalami © djk71

... ale też kończy się w Kotle Czarownic. A to wciąż jest niesamowite przeżycie. W każdym razie dla mnie. 

Niestety w tym roku biegnę sam. Szkoda, że ekipa się wykruszyła, ale mam nadzieję, że... jeszcze będzie przepięknie... że jeszcze wystartujemy w większym gronie. 

Nawet miałem sam przyjechać na start, ale moja żona zrobiła wszystko żeby mi towarzyszyć i się udało. 

Z żoną © djk71

Po wczorajszym rowerze czułem plecy, wieczorne smarowanie trochę pomogło, ale i tak obawiałem się czy pobiegnę. Krótki bieg przed startem i chyba dam radę.  

Przed startem - chłodno © djk71

Na starcie staje ok 1,5 tysiąca zawodników. Organizator przeznacza 2 zł za każdy przebiegnięty kilometr na rzecz pomocy Ukraińcom. Czyli ok. 30 tysięcy. Ładnie. Z ciekawostek, przez kilka lat jednym ze sponsorów był znany sklep sportowy. W tym roku z racji ich postawy wobec rosyjskich działań wojennych ich logo zostało zaklejone... flagą Ukrainy. 

Logo xxx zaklejone flagą Ukrainy © djk71

Startujemy. Ustawiłem cel 0:59:00. Nie jest to moja życiówka, ale na więcej się nie czuję. Początek trasy zgodnie z planem, a nawet trochę szybciej, mimo konieczności przeciskania się między wolniej biegnącymi zawodnikami.  Mijam żyrafę i czuję, że odpiął mi się pasek pulsometru. Nie zatrzymując się udaje się go jakoś zapiąć. 

Za nami cztery kilometry. Zaczyna się podbieg obok zoo. Zwalniam, ale biegnie się całkiem dobrze. Po drodze łyk wody na bufecie i biegnę dalej. Kiedy kończy się podbieg przyśpieszam. I o dziwo biegnę szybciej niż na pierwszych kilometrach. Jest dobrze. 

Kiedy dobiegamy do Stadionu Śląskiego wydaj się, że może być nawet życiówka. Nie biorę tylko pod uwagę, że do bramy stadionu jeszcze sporo przede mną. Dość szybko się orientuję, że życiówki nie będzie, ale jest prawie dwie minuty lepiej niż zakładałem 0:57:11. Super. 

Wbiegłem... gdzieś tam... © djk71

Odbieram medal i pozuję żonie :-) 

Mam to! © djk71

Jeszcze pakiet żywnościowy, oddanie chipa, piwo i można wracać. 
Udany bieg. Udany początek dnia. 

Zrobiłem to! © djk71

Jak zawsze świetna atmosfera i organizacja biegu. 

Gorce Ultra Trail - Którędy na Lubań

Sobota, 26 lutego 2022 · Komentarze(0)
Mówili: przyjdź w góry będzie fajnie. Nie pamiętam kiedy, ale tak powiedzieli, no to się zapisałem :)
Gorce Ultra Trail - trasa ok. 24 km - Którędy na Lubań. Czyli lajtowo - mówili :)

No cóż, nie biegałem nigdy w górach zimą, ale uwierzyłem :) Odbiór pakietu już w piątek (nie dostałem piwa :( - pewnie ktoś im powiedział, że nie piję.
Potem wieczór z przyjaciółmi w (opłaconej!!!) ;) kwaterze. 

Rano śniadanko i Adaś zwozi nas na start. Nas czyli Anetę, Karolinę i mnie. Reszta ekipy (Maryla i Anetka) docierają na start pieszo. 

Tradycyjne zdjęcia na ściance.

Przed startem © Adam Jeżewski

Tyle © Adam Jeżewski

Ostatni rzut oka na innych biegaczy żeby upewnić się, że wszystko wzięliśmy. I za chwilę start. Jeszcze zamieniamy kilka słów z Elą i ruszamy. 

Lecimy © Adam Jeżewski


Ruszamy © djk71

Limit czasu: 6h. Wydaje się być strasznie duży, a może wtedy powinienem pomyśleć, że to może oznaczać, że wcale nie będzie łatwo, szczególnie jak na zimowy debiut.
Początek to ok. 1,5 km asfaltem. Cały czas lekko w górę. Biegnę spokojnie, jak większość. W końcu skręcamy w teren. Część zatrzymuje się i zakłada raczki. Ja biegnę, a właściwie idę dalej. Większość idzie. Stromo. Pewnie czołówka pobiegła, ale tego nie widziałem. 


Póki co idę bez raczków i że złożonymi kijkami.

Jeszcze pełen energii © djk71

Podejście końcu się chyba gdzieś na 3,5 km trasy.

Już widać koniec podejścia/podbiegu © djk71

Oni jeszcze na podbiegu © djk71

Teraz znów można biec. Po chwili ktoś nam sugeruje zatrzymanie się i rzut oka na Tatry. Jest pięknie :)

Jest pięknie © djk71

Tatry © djk71

Biegniemy dalej. W pewnym momencie wiele osób się zatrzymuje. Krótki, ale strony zbieg. Próbuję biec i też się zatrzymuję - zakładam raczki, jest o niebo lepiej. 
Biegnie się fajnie tylko stosunkowo szerokie latem ścieżki dziś są wąziutkie, a w każdym razie wąskie są wydeptane ślady. Bo o ile ma dole nie było śniegu to tutaj jest :) Jest to trochę męczące, gdy co chwilę trzeba odbijać w bok lub zeskakiwać przepuszczając tych co Cię wyprzedzają lub coraz częściej biegną z przeciwka (z innych tras). 

Gdzieś ok. 10 km mijają mnie pierwsi zawodnicy z naszej trasy, wracający już z Lubania. No cóż, wiem już, że nie będę na podium :) Czyli nie ma po co się spieszyć ;)

Spotykam na trasie znajomych biegaczy. Przed Lubaniem drogą się rozwidla i w końcu można biec spokojnie. Po chwili zaczyna się strony odcinek. Dopiero tu rozkładam kijki. Do tej pory trochę żałowałem, że je wziąłem. W końcu jest szczyt, niestety świetna wcześniej pogoda trochę się zmieniła i nawet nie myślę o widokach tylko biegnę dalej. 

Wieża na Lubaniu © djk71

Zbieg miejscami ostry i śliski, ale raczki plus kijki dają radę.
Na rozwidleniu spotykam Maćka, chyba trochę się zgubił :). Chwilę potem mijam Karolinę, a jeszcze później Elę. 

Biegnę dalej, czuję zmęczenie, dodatkowo od jakiegoś czasu biegnę z otartą stopą. Pewnie gdyby nie założone stuptuty i raczki to zatrzymałbym się i sprawdził co się dzieje, ale teraz nie kusi mnie siadanie na śniegu... Pobiegnę ile się da. 

Czuję zmęczenie, przed Runkiem dogania mnie Aneta. Chwilę biegniemy razem, potem Ona puszcza się przodem, cały czas widzę ją jednak przed sobą. Wiem, że jeszcze kawałek i będzie zbieg z trasy już do Ochotnicy. Pewnie będzie ślisko ale już tylko w dół. Czekam na ten zakręt i w końcu jest. 

I... nie tylko z moich ust lecą przekleństwa. Zamiast pięknej ścieżki w dół przed nami nierówna trasa, sypki śnieg, mam wrażenie jakbym poruszał się po wydmach. Nogi się zapadają, by po chwili ześlizgiwać się po zmarzniętych kawałkach śniegu. 

Nie tego oczekiwałem. Za diabła nie potrafię zmusić się nawet do próby biegu. Idzie się jeszcze gorzej. Nie wiem jak inni potrafią tu biec. Psycha siada mi zupełnie. Mam dość. 
Jestem zmęczony, zły, wściekły. 

Nie pamiętam ile tam było, ale jakoś 2-3 km. Koszmarne. Pod koniec spotykam Adasia z aparatem.

Końcówka © Adam Jeżewski

Dam radę © Adam Jeżewski


Na samej końcówce jeszcze zdjęcie robi mi Maryla.

Ostrożnie na końcówce © Maryla Adamek

Nie widać jak bardzo byłem zły i zmęczony. 

Czemu taki zadowolony? © Maryla Adamek

Widać to dopiero na mecie. Nawet nie mam siły żeby się cieszyć. 

Mam dość © djk71

Jeszcze zegarek zatrzymać © djk71

Jeszcze zdjęcia, gdzie chyba służę jako manekin. 

Z Anetką © djk71

Z medalem © djk71

Dopiero po chwili gdy zjadamy zupę z soczewicy, gdy jesteśmy w komplecie zaczynają odpływać złe emocje. 

Mam to © Adam Jeżewski


Z żoną na mecie © djk71

Wracamy na kwaterę, kąpiel, plastry na zakrwawione kostki i piętę i po chwili jest lepiej. 
W restauracji już jest super. Jednak pozytywnie zakręcone towarzystwo potrafi zdziałać cuda. 

Wieczór przy tenisie stołowym, piłkarzykach i muzyce. Jest pięknie. 
Dopiero rano czyszcząc bukłak zauważyłem, że przez cztery godziny wypiłem 250ml i zjadłem jeden żel. Trochę mało. 

Choć na mecie byłem w koszmarnym nastroju to potem już było tylko lepiej. Wiem co jest do poprawy :-)

Dało w kość © Adam Jeżewski

A... i padł pomysł kolejnego biegu. Tym razem nie w zimie :) 

Dzięki wszystkim za super weekend. 

W03D7-Long Run - Bieg 'Postawić Stasia na nogi'

Niedziela, 23 stycznia 2022 · Komentarze(0)
W03D7-LONG RUN
• Run in Z2, easy, conversational pace, 105 minutes.
• Cool down, 5-10 minutes.
• Stretch.

Czasem biegamy dla zdrowia, relaksu, czasem treningowo, a czasem na zawodach. Są też takie dni, że biegamy dla innych. A czasem tak jak dziś łączy się trening z biegiem charytatywnym. Dziś biegamy dla Stasia..

Kiedy usłyszałem, że bieg ma 2 km to miałem mieszane uczucia bo w planie 1:45 treningu, ale kiedy doczytałem, że można przebiec kilka pętli to postanowiłem wystartować. W końcu już kiedyś zdarzyło mi się zrobić 53 pętle na 400 metrowej bieżni ;-) 

I warto było :-) Już na parkingu spotykam Karolinę, chwilę później Adama, a potem mnóstwo kolejnych znajomych :-) 

Hmm... 6+9=15, czy 69 ;) © djk71

Każdy startuje kiedy chce. My z Adamem łapiemy się na zdjęcie na starcie i ruszamy z pierwszą falą :-)



Spokojnie, w tempie mocno konwersacyjnym. Jest o czym pogadać. Właściwie całą drogę rozmawiamy. Adaś ostatnio mniej biega więc nie wie chyba jeszcze ile pobiegnie. 

Robimy jedno kółko, drugie, trzecie... Mijamy się z innymi zawodnikami. Wielu przybyło z dziećmi. W sumie każdy jest w stanie pokonać dwa kilometry, a jeśli jeszcze przy okazji może komuś pomóc to super :-) Szacun dla wszystkich. 

Adam postanawia zaliczyć 10 km, ostatecznie robi 14 :-), ja robię jedno  dodatkowe.

Na siódmym kółku przed nami rusza mały chłopiec. Zdaje się, że wyrwał się przed mamę :-) Rusza i biegnie z nami jakieś... 1,5 km. Kiedy my zwalniamy, on też i wyczekuje kiedy się do niego zbliżymy i rusza dalej. Widać, że ma niezłą zabawę. My też. Nie wiem tylko czy też się bawiła jego opiekunka :-) 




W końcu meta :-) 

Na mecie © djk71

Ogólnie zarówno na trasie, jak i na starcie/mecie panowała świetna atmosfera. Wszyscy uśmiechnięci, zadowoleni. Nawet na mecie pożartowaliśmy trochę... z Sosnowca :-) Mam nadzieję, że nasza rozmówczyni się nie obraziła :-) 

Ze znajomymi © djk71

Super przedpołudnie. Miło było spotkać tyle znajomych twarzy. 

Ultramaraton Annogórski, czyli W02D7-Long Run

Niedziela, 16 stycznia 2022 · Komentarze(0)
W02D7-LONG RUN
• Run in Z2, easy, 90 minutes. Off road if possible.
• Cool down, 5-10 minutes.
• Stretch.


Dziś w planach półtoragodzinne wybieganie w drugim zakresie. W planie też Ultramaraton Annogórski, czyli 31 km i ponad 800m w pionie. Nijak się te dwa plany ze sobą nie zgrywają. Ani nie jestem w stanie przebiec 31 km w 1,5 godziny, ani na takiej trasie utrzymać Z2. Co robić? Odpowiedź prosta - jadę na zawody ;-) 

Pobudka o piątej rano, śniadanko, ostatnie sprawdzenie czy wszystko spakowałem i jadę na start. Po drodze Google próbuje mnie prowadzić remontowaną drogą, muszę zawrócić i docieram na start chwilę później niż planowałem. Piotrek już na mnie czeka. Odbieramy pakiety startowe i idziemy się przebrać. Rześko :-) 

Wszystko oszronione o świcie © djk71

Na starcie meldujemy się chwilę po tym jak wybiegła najsilniejsza ekipa na "pięćdziesiątkę" - nie miałem okazji spotkać Marka. 

Po chwili ruszamy. O dziwo jest nas całkiem sporo. Nie podpalam się, biegnę swoje. Chcę to po prostu przebiec. Ostatni raz taki dystans przebiegłem w... czerwcu, na Żwawych Wierchach w Szczawnicy. Były jeszcze zawody na orientację w październiku - Liszkor - ale tam było względnie po płaskim, choć też w terenie. 

Jeszcze przy sanktuarium dziękujemy, że nie padało w nocy bo zarówno na kocich łbach, jak i na asfaltowym zbiegu chwilę później pewnie byśmy nieźle jeździli. 
O ile na starcie było potwornie zimno, to już po chwili temperatura nam nie przeszkadza. Mnie za to przeszkadzają zaparowane okulary. Lądują w plecaku. 

W amfiteatrze © djk71

Zbiegi, podbiegi i o dziwo zaczynają się pierwsze podejścia. Tego się nie spodziewałem. Szczególnie tak szybko. Psycha siada kiedy podbiegam w takim tempie jak inni podchodzą i robię to co oni :-( Biegniemy dalej. Jestem w szoku jaką fajną trasę przygotowali organizatorzy. I do tego super oznaczoną. 
Do tej pory Ankę znałem tylko od strony rowerowej. I to głównie dojazdu i powrotu. 

Cały czas teren © djk71

Z każdą chwilą robi się coraz cieplej. Biegnę w otrzymanej w pakiecie czapeczce i... jest ciepło :-) Na bufecie raczę się czekoladą i colą. To jeden z nielicznych przypadków gdy mam ochotę na colę. 

Chwila przerwy na zdjęcie © djk71

Do tej pory mimo problemów na niektórych podbiegach nie czułem zbytniego zmęczenia. Na trzeciej dziesiątce zaczynam je czuć. Na szczęście nie jest to żaden kryzys wiem, że spokojnie dobiegniemy. W moim tempie.


Do przodu © djk71

Piotr mógłby szybciej, ale zgodnie z ustaleniami przedstartowymi biegnie ze mną. Całą drogę rozmawiamy. Widać, że potraktowaliśmy to jak przebieżkę treningową, a nie ściganie się za wszelką cenę. Gadamy chyba rzeczywiście dużo, bo nawet jedna z zawodniczek biegnąca za nami mówi, że fajnie się za nami biegnie, bo to jej tempo i do tego ciekawe rozmowy. Potem się chyba peszy i.. ucieka nam :-) 

I dalej do przodu © djk71

Trasa jest naprawdę super. Praktycznie cały czas w terenie, fajne widoki. 

Znów górka © djk71

Przed nami końcówka. Udaje się dobiec poniżej czterech godzin. Żaden wyczyn, ale jesteśmy zadowoleni. 

Odbieramy medale.

Na mecie © djk71

Robimy fotki i idziemy coś zjeść. Dostajemy całkiem dobrą porcję makaronu. Jeszcze chwila rozmowy i czas wracać. 
Spoglądam na zegarek i widzę że 81% trasy zrobiłem w drugim zakresie. Resztę w trzecim. Co to znaczy? Chciałbym powiedzieć, że to wytrenowanie. Obawiam się, że może to jednak być zmęczenie. 

Do domu dojeżdżam bez kawy, ale po obiedzie muszę się półgodziny zdrzemnąć. Jednak trochę zmęczony ;-) 

Dzięki Piotr za super towarzystwo na trasie.