Wpisy archiwalne w kategorii

do 50km

Dystans całkowity:18349.28 km (w terenie 5573.23 km; 30.37%)
Czas w ruchu:1068:39
Średnia prędkość:17.17 km/h
Maksymalna prędkość:65.37 km/h
Suma podjazdów:18982 m
Maks. tętno maksymalne:210 (115 %)
Maks. tętno średnie:183 (100 %)
Suma kalorii:79661 kcal
Liczba aktywności:722
Średnio na aktywność:25.45 km i 1h 28m
Więcej statystyk

Da się szybciej?

Środa, 4 stycznia 2012 · Komentarze(14)
Da się szybciej?
Da się... Tylko ja nie potrafię. Po wczorajszej jeździe w wietrze chciałem dziś rano sprawdzić czy da się przejechać tę samą trasę szybciej bez wiatru. Niestety o 5 rano wiało w porywach do ponad 50km/h. Odpuściłem.

Wieczorem zakupy, a potem... o 22-iej na rower. Już tak nie wieje więc spróbujemy pobić wczorajszy wynik. Jadę szybko. Wydaje mi się, że o wiele szybciej niż wczoraj i co? Okazuje się, że wynik identyczny jak wczoraj. Co więcej kadencja też taka sama. Po prostu szybciej nie potrafię. Może gdyby nie ten podjazd z Rokitnicy... ;-)

Średnie tętno: 169. Wysokie. Bardzo.

Dawno nic tu nie grało...




Gdzieś tam w tłumie jesteśmy ;-)

Kadencja: 87

Krótko

Wtorek, 3 stycznia 2012 · Komentarze(8)
Krótko

Po przyjściu z pracy obiadek i... krótka drzemka. Coś zmęczony byłem. Kiedy tylko otworzyłem oczy Anetka zapytała ze zdziwieniem: "Dziś nie idziesz na rower?". No i co było robić... ;-)

Z założenia krótka pętla przez Stolarzowice i Miechowice. Chciałem zobaczyć, czy potrafię jechać dłuższą (oj jak bardzo dłuższą ;-) ) chwilę z wysoką kadencją.

Nie potrafię. Szybko się męczę i kadencja spada... Na siłowni to lepiej wychodzi... W rzeczywistości jest nad czym popracować...

Przy okazji: Nie wie ktoś czy można gdzieś w Polsce kupić lub wypróbować rowery marki Radon?

Z innej beczki: Kilka fajnych uwag dla udających, że potrafią korzystać z PowerPointa:





Kadencja: 87

Przed deszczem

Poniedziałek, 2 stycznia 2012 · Komentarze(15)
Przed deszczem
Ciepło jak wiosną. Niestety nie ma urlopu, a dodatkowo po pracy jeszcze niemiecki i zakupy. Mimo to wracając do domu mam chęć wyskoczyć choć na chwilkę na rower. Nawet po ciemku. Myślę, ma to wpływ również wczorajsza przejażdżka :-)

Dziś niestety Olek nie odpowiada. Nie szkodzi. Jadę sam. Krótka pętla: Helenka - Stolarzowice - Ptakowice - Zbrosławice - Wieszowa - Rokitnica - Helenka. Ma padać więc krótko. Niestety, w Ptakowicach już kropi, w Zbrosławicach regularnie pada. Do tego wiatr. Wieje. Mocno. Próbuję skupić się na kręceniu. Ciężko mi to idzie. Nie wiem, czy to zmęczenie, czy warunki na dworze, czy fakt, że myśli uciekają do pracy, do tego co chcę, co muszę zrobić... I do tych innych rzeczy, które chciałbym zrobić poza pracą. Strasznie się męczę na podjeździe do Wieszowej. Na podjeździe na Helenkę podobnie.

Nie robiłem zdjęć. Ciemno, mokro... ale jak to wpis bez zdjęcia? To może przykład jednej z kart do gry, którą dostaliśmy na święta. Nawiązuje do jednej z moich wycieczek z Wiktorem ;-)

Karta do gry :-) © djk71


Kadencja: 85

Nowy Rok 2012

Niedziela, 1 stycznia 2012 · Komentarze(11)
Nowy Rok 2012

Po sylwestrowym obżarstwie przyszła pora na powrót do rzeczywistości. A jak rzeczywistość to i rower :-) Około południa zagadał Olek . Niestety byliśmy jeszcze zbyt daleko od domu. Udaje się jednak umówić na jazdę wieczorną.

Zaraz po starcie gubię smar. Tzn, słyszę jak upada. Zapomniałem zamknąć torebkę w domu. Smar jest ale nie ma kluczy rowerowych ;-( Szukanie, dzwonienie do domu, czy aby tam ich nie zostawiłem i... są... w torebce ;-) Olek w międzyczasie próbuje znaleźć komplet działających dobrze baterii. Nieźle się zaczyna ;-)

Jedziemy do Zabrza. Rozmowy o rowerowaniu i nie tylko. Docieramy do centrum.
Postawili choinkę, tylko trochę za duża i w kadrze mi się nie mieści ;-)

Pod choinką © djk71


Jedziemy na Guido, krótkie zakupy na stacji i... ciepło aż chce się jechać dalej. Jedziemy przez Janek i park... na początku błotko ale potem już zupełnie spoko.

Sośnica, Maciejów, Kopernik - tu okazuje się, że moja tylna lampka już ledwo świeci. Zmiana baterii i jedziemy dalej. W Mikulczycach jednomyślnie decydujemy się jechać nieco okrężnie przez Osiedle Młodego Górnika, a potem przez Miechowice.

Po prostu chciało się jeździć. Oby częściej udawały się takie wypady.

W uzupełnieniu podsumowania: W Pucharze Polski w Maratonach Rowerowych Na Orientację wylądowałem na miejscu 21 na 658 osób. Miała być pierwsza dwudziestka, ale trudno... przeżyję... :-)

Kadencja: 70

4000 za mną ;-)

Niedziela, 25 grudnia 2011 · Komentarze(16)
4000 za mną ;-)
Wigilia za nami. Mnóstwo fantastycznych prezentów, w tym ten jeden zupełnie niespodziewany i… jeden super... super.. super... Gra jakiej nikt inny nie ma ;-) Stworzona w oparciu o nasze rodzinne rowerowe historie... Niesamowite dzieło Kosmy :-)

Biały kruk - nikt nie ma takiej gry!!! © djk71


Oprócz prezentów było mnóstwo jedzenia. Dziś czas spalić parę kalorii po wczorajszym obżarstwie :-) I dokręcić parę kilometrów, żeby na rocznym liczniku była czwórka z przodu ;-) Ruszamy z Moniką. W sumie to nie wiem gdzie tu jechać. Rower wyczyszczony po Masakrze, w lesie pewnie mokro więc może asfalt… Niech będzie. Kilkaset metrów asfaltem i... terenową drogą w stronę Przyjemnej zobaczyć jak postępy w budowie kolejnego odcinka autostrady A1.

A1 - wiadukt na Przyjemnej © djk71


Dzieje się :-) ale na asfalcie błoto i po chwili jestem cały w kropki ;-(

Nic to, jedziemy w stronę Zbrosławic. Po drodze klinuje mi się łańcuch ale udaje się go nie zerwać.

Znak mówi z górki a mnie się wydaje, że pod... © djk71


Dalej kierunek Wieszowa, trzeba pokazać Monice nowe ronda i wjazd na oddany w czwartek odcinek A1 z Maciejowa do Wieszowej, a raczej do zjazdu Zabrze-Północ. Ciekaw jestem kto wymyślił nazwę wcześniejszego zjazdu miedzy Czekanowem i Szałszą - Zabrze - Zachód ;-)

Rowerówka na autostradzie? © djk71


Zamiast kulturalnie wrócić asfaltem do domu coś mnie podkusiło i zamierzam przejechać przez działki. Na działkach sucho. Przed… wystarczyło 15m żeby ubabrać, rower, buty… wszystko… Obok był asfalt! A tu mieszanka gliny i błota ;-(

Skąd ja znam ten widok © djk71


Monice to jednak nie przeszkadza i postanawia zatańczyć...

Tańczę na błocie... © djk71


Wracamy do domu. Ciekawe kto mi teraz wyczyści rower?

Tropiciel 7

Sobota, 19 listopada 2011 · Komentarze(17)
Tropiciel 7

Wstęp
Dzięki informacji WrocNama dowiedziałem się o tej imprezie kilka tygodni temu. Mimo różnych rodzinnych planów udało się wszystko zorganizować tak, że wraz z Wiktorem docieramy do Obornik Śląskich w piątkowy wieczór. Startujemy jako drużyna: "Uwaga! Schody", nie wiem czemu moje dziecko uznało, że wymyślona przeze mnie nazwa: "Pięknowłosi" nie pasuje do nas. Chodził mi co prawda po głowie pomysł wyjazdu o 2 w nocy z domu, ale stwierdziłem, że będziemy zmęczeni, niewyspani itp. Więc wygrała opcja z noclegiem. Po przyjeździe załapujemy się jeszcze na odprawę techniczną i… przyglądamy się jak pustoszeje pełna jeszcze przed chwilą olbrzymia sala gimnastyczna. To piechurzy ruszają na swoje trasy. Przed nimi noc w terenie, przed nami nocleg na sali i start o 6:00 rano. Okazuje się, że noc na sali spędzamy my i... organizatorzy. Reszta rowerzystów (z reguły z okolicy) dojedzie prawdopodobnie od razu na start. Nie ma ich zresztą zbyt wielu - startuje 30 osób, czyli 15 zespołów. Piechurów jest ponad… 550!

start
Pobudka o piątej, szybkie śniadanie (szybkie, bo większość dodatków do bułek została… w domowej lodówce), ubieramy się, pakujemy i... na starcie jesteśmy w ostatniej chwili. Nie ma czasu szukać znajomych. Przyglądamy się mapie. Ustalamy kolejność zaliczania punktów i rysujemy - trochę niezależnie (co potem wyjdzie w praniu) - warianty tras.
Jeszcze ciemno, ruszamy i na początek to czego nie lubię… wyjazd z miasta. Na szczęście Oborniki nie są zbyt duże i trafiamy na właściwą drogę, by… po chwili się zgubić… wracamy i… jeszcze raz ta sama droga… Niestety wydaje nam się, że mapa nie pokrywa się z oznaczeniami nazw ulic w realu. W końcu trafiamy na ul. Zachodnią i mkniemy w kierunku punktu pierwszego

Y - Wawrzynowa Zagroda (gorąca herbata)
Mając na względzie problemy sprzed chwili kontrolujemy trasę. Na szczęście bez przeszkód docieramy do punktu. Nie korzystamy z herbaty, bo przecież dopiero co ruszyliśmy, co innego Ci, którzy siedzą tam już od ponad 10 godzin. Pytamy, czy przebijemy się jadąc dalej na wprost. Dowiadujemy się, że czwórka już tam pojechała i jeszcze nie wrócili. Jedziemy. Niestety szybka ścieżka się kończy i lądujemy w krzakach. Chwili przedzierania się na azymut przez jakieś kolczaste krzaki i w końcu lądujemy w Morzęcinie Małym.

R - Ambona leśna (zad. logiczne - obrót)
Ruszamy w stronę punktu, którego nie zaznaczyłem na trasie. Na szczęście zauważyłem go, a poza tym Wiku miał go rozrysowany. Jedziemy. Bez żadnego problemu (sorry WrocNam ;-) i koledzy) docieramy do niego od północy. Prawie bez problemu, bo jadąc po asfalcie wjeżdżam w dziurę, co brzmi groźnie. Kawałek dalej mam wrażenie, że nie mam powietrza z tyłu. Wiku zaprzecza temu, mówiąc, że mam. Jak się potem okaże miałem… ale tylko u góry :-)
Na punkcie losuję zadanie logiczne i dostajemy zabawkę, typu dwa zaplecione i powyginane kawałki gwoździ - przypominają mi się Czterej Pancerni, gdybym miał tyle sił co Gustlik pewnie bym je rozgiął, rozdzielił i zgiął ponownie. Niestety nie udaje nam się tego rozwiązać. Trudno, jedziemy dalej. A właściwie chcemy jechać, bo… muszę zmienić dętkę. Żeby było trudniej pompka przestaje działać. Czyżby to koniec? Jakoś na siłę udaje się jednak napompować koło i jedziemy.

Żeby nie było nudno... © djk71


P - Skrzyżowanie leśnych ścieżek - Parasim (strzelnica)
Baz najmniejszych problemów docieramy do amerykańskiej bazy wojskowej. Bez obaw, bo to teraz nasi przyjaciele.

Bratnia armia? © djk71


Wita nas "Morning", "Wasze carts, please) :-) Kto strzela?" Na usta mi się ciśnie Vietcong, ale domyślam się, ze to chodzi, o któregoś z nas. Wiktor ma ochotę, więc dostaje do ręki karabin i próbuje. Niestety bez sukcesów. No cóż, jeszcze nie miał w szkole Przysposobienia Obronnego (jest w ogóle takie coś jeszcze?).

Trafię, czy nie? © djk71


Ruszamy dalej.

O - Skrzyżowanie leśnych dróg (punkt zad.)
Kolejny bezproblemowo namierzony punkt. Tu czekają na nas liny. Wiktor zakłada uprząż, a ja wciągam go na drzewo, gdzie ma zadanie podmienić wstążki. Luz. Bez strachu, bez problemu (nie licząc trochę niezbyt wygodnie założonej uprzęży). Adrenalina sprawiła, że nie poprosiliśmy nikogo z obsługi o zrobienie zdjęć, szkoda. Robimy zdjęcie innym...

Inni też nie mieli łatwo... © djk71


W - Nowy Staw - WOPR (punkt zadaniowy)
W drodze na kolejny punkt zagadujemy się i nie uzgodniwszy trasy jedziemy trochę za daleko. Na szczęście stąd też można dojechać do punktu. Zaczynają się piachy ;-) Dojeżdżamy do stawu, gdzie czeka na nas ponton i pagaje. Dajemy radę. :-)

Rowerek... wodny? chyba nie... © djk71


E - Skrzyżowanie leśnych dróg (poczęstunek)
Do następnego punktu mamy kawałek drogi. Czuć zmęczenie, szczególnie na piaskach i podjazdach, do tego Wikowi szaleją przerzutki. Na punkcie zmarznięta ekipa częstuje nas zmarzniętymi Snickersami. Szybka analiza czasu i mapy. Nie zdążymy zaliczyć wszystkiego. Ruszamy na punkt F mając nadzieję zaliczyć po drodze nieobowiązkowy punkt X.

X - Rów przeciwczołgowy = Festung Breslau (punkt ruchomy nieobowiązkowy - do zdobycia 30 minut)
Odnajdujemy rów od zachodniej strony. Nieprzejezdny. Pół prowadzimy rowery, pół jedziemy obok. W oddali widzimy dym… a z rowu wychodzi zziębnięty żołnierz Wermachtu.

A mieli być w ukryciu... Ale co się dziwić... To tylko Wermacht... :-) © djk71


Podbijamy punkt i ruszamy w stronę kolejnego.

F - Lisia Góra - Festung Breslau (punkt zad.)
Na punkcie spodziewamy się rozszyfrowywania pocztówek (sumiennie odrobiliśmy zadanie domowe , nawet znajomi się zaangażowali - dzięki wielkie) bo wydawało mi się, że pocztówki były sygnowane przez Festung Breslau. Pomyłka, na punkcie spotykamy bratnią (już chyba nie) Armię Czerwoną. Niestety powoli się już zbierają do odejścia (wydawało mi się, że opuścili ten kraj w 1993…) i nie będziemy już szukali min. Szkoda :-(

Armia Czerwona - wciąż tu są? © djk71


Do mety
Zostały nam 3 punkty i jakieś 45 minut. Jest szansa na zdobycie jednego - T ale zmęczenie radzi jechać do mety. I tak robimy. Dojeżdżamy na metę, większość rowerzystów jeszcze w terenie. Oddajemy kartę, wrzucamy kartki na losowanie nagród i idziemy na obiad (też na kartki) :-)

Hasła i kartki © WrocNam


Nie zrobiłem zdjęcia więc posilę się zdjęciem zapożyczonym od WrocNama (mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko temu) :-)

Zupa smakuje... © djk71


Michała i resztę bikestatsowej ekipy (biker81, drbike, morpheo) spotykamy dopiero na mecie. Wspólnie obserwujemy jak organizatorzy losują chyba ze sto nagród.

Wiku wygrywa ręczniczek oraz czapeczkę, ja kubek EURO 2012, matę do ćwiczeń, mapę i przewodnik.

A jednak wygrywam ;-) © djk71


Niestety nasi koledzy mają mniej szczęścia. I to już koniec. Jeszcze rzut oka na kolejnych żołnierzy...

Są wszędzie... © djk71


I czas wracać.

Muszę przyznać, że bardzo fajna impreza. Świetnie zorganizowana, punkty z pomysłem, humorem. Fajnie gdyby na następną (w maju) udało się dotrzeć.
Nie wiemy, na którym miejscu skończyliśmy, bo wyniki będą dopiero w poniedziałek, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsza była świetna zabawa.

Średnia kadencja: 57 :-(

Twarze Śląska

Sobota, 29 października 2011 · Komentarze(10)
Twarze Śląska

Długi weekend przed nami, do tego zapowiadają ładną pogodę, ale niestety nie będzie czasu na rower :-(

Jedyna chwila to dziś przed południem. Wstaję wcześnie, śniadanko i ruszam z myślą o terenie. Ruszam i… w głowie mam wczorajsze spotkanie Dyskusyjnego Klubu Filmu Śląskiego „Szybowskaz” połączone z otwartym panelem dyskusyjnym pod hasłem Twarze Śląska.

W efekcie zamiast do lasu, zmierzam w stronę Biskupic. Chyba podświadomie szukając twarzy Śląska. Górnego Śląska.

Wczoraj rozgorzała dyskusja, czy w filmach promujących Śląsk (żaden z oglądanych takim nie był) powinno się pokazywać go poprzez kopalnie, kominy, familoki…, czy zupełnie inaczej, jako miejsce, które się zupełnie zmieniło (choć i tu były wątpliwości, czy aby na pewno coś się tu zmienia).

Sam nie wiem. Na tym blogu pokazuję Śląsk taki jakim go zastaję. Są i szyby kopalniane, jak ten...

Zabrze Biskupice - taki jest Śląsk © djk71


lub ten...

Kolejny szyb w Zabrzu © djk71


Są pociągi, których tu mnóstwo… choć nie zawsze z węglem…

Za chwilę je napełnią... © djk71


Są zabytkowe cmentarze. Te ładniejsze…

Za tą bramą jest perełka © djk71


... i te zapomniane (w końcu tu trafiłem).

Zmarli i zamordowani przez Niemców w kopalni Makoszowy w latach 43-45 © djk71


Fantastyczne budowle, zamki, dworki, czy kościoły...

Warto wejść do śodka © djk71


Są też miejsca pełne zieleni, które niejednokrotnie zaskakiwały ludzi "z Polski". Często w komentarzach na blogu, czy w trakcie spotkań dziwili się: "To jest Śląsk? Pięknie tam…".

Lasy, parki, dużo tu tego... © djk71


Jest kultura, sport… Takich graffiti tu pełno…

:) © djk71


Stadion przebudowują. Za kilka godzin ten zegar zniknie. Kawał historii. I kto mówi, że tu się nie zmienia?

Ostatnie chwile przed rozbiórką... © djk71


A gdzie jeszcze jest tyle nowych inwestycji drogowych…?

Na Śląsku da się jeździć... © djk71


Sam nie wiem czy powinno się Śląsk pokazywać przez familoki...

Jedna z wielu takich uliczek © djk71


... ich fantastyczne okna...

Gdzie jeszcze malją okna jak tu? © djk71


i komórki na podwórzach...

Komórki... © djk71


Czy może lepiej przez nowe miejsca...

Kolejne centrum handlowe © djk71


... osiedla...

Nowy familok? :-) © djk71


... nawet stare blokowiska są odnawiane...

Dużo farby potrzebowali... © djk71


Moim zdaniem Śląsk trzeba poczuć... trzeba tu być żeby zrozumieć. I nie zawsze wystarczy miesiąc, czy rok. Ja, choć mieszkam tu 40 lat to... tak naprawdę dopiero odkąd zacząłem jeździć na rowerze znalazłem chwilę czasu żeby mu się przyjrzeć raz jeszcze, a może tak naprawę po raz pierwszy i wtedy zakochałem się w nim. W jego historii, w gwarze, w tym wszystkim dookoła. I może dlatego uważam, że to Cholonek powinien być jedną z twarzy Śląska, mimo, że rzeczywiście powiela wiele stereotypów o tym regionie. W sumie to chyba bardziej gęba niż twarz Śląska. Ale na pewno pozwala zrozumieć wiele rzeczy, takich jak na przykład ten wciąż istniejący napis...

Zabrze czy Hindenburg? © djk71


Chciałem napisać coś mądrego, coś co czuję, chciałem pokazać, coś.. czego nie udało się sfocić w 2 godziny w jednym tylko mieście. Choć przecież to może właśnie to miasto jest Śląskiem :-)

Najbardziej śląskie ze wszystkich śląskich miast © djk71


Nie udało się. Za dużo tego. Za dużo miejsc. Za dużo myśli. Wyszła paplanina i zlepek szybko zrobionych zdjęć. Trudno wybrać coś co będzie krótko i jednoznacznie pokazywało jaki jest Śląsk. Na pewno od historii tego miejsca nie uciekniemy. Choćby przez pamięć o ludziach, którzy oddali tu swe życie... I to nie tylko na wojnie...

Pamiętajmy... © djk71



Średnia kadencja: 74 - trudno się kręci, gdy człowiek się rozgląda wokół...

Tylko jakoś wciąż nie wiemy jak żyć...

Niedziela, 23 października 2011 · Komentarze(6)
Tylko jakoś wciąż nie wiemy jak żyć...


Dziś też nie udało się zbyt dużo pojeździć ale w końcu po obiedzie wychodzę. Bez celu. Bez pomysłu. Nawet nie wiem czy z chęciami. Ale jadę. Do lasu. Pod górkę. Z górki. Pamiętając żeby kręcić szybko. Jak najszybciej. Skupić się tylko na kręceniu. Zabić inne myśli. Kręcić. Znów pod górkę. Zasapany. Zimne powietrze. Oby nie okazało się zbyt zimne. Nie ważne. Nie myśleć. To znaczy myśleć. O kręceniu. O rowerze. O rowerach.

Dziś z przyjemnością przeczytałem relację z Bieszczad. Pięknie było. Są taki chwile, że chciałbym tam uciec.

Dziś jednak jestem tu.

Jesień - czas zostawić już rower w spokoju? © djk71


Jesiennie. Chłodno, ale jestem spocony. Niestety szybko już się robi ciemno. Nie ma co gadać. Trzeba jechać. Dalej. Szybciej. Jak w życiu. Może się podobać, może się nie podobać, ale trzeba gnać dalej. Gnać. to dobre słowo. Ostatnio wszędzie gnam. I zawsze na coś się spóźniam, czegoś nie zdążam zauważyć, czegoś zrobić. Jednych przeganiam. Inni mnie przeganiają. Jeszcze inni wcale nie jeżdżą ale jak się ich posłucha to...

Pojeździłbym znów dla przyjemności, bez gonienia, bez ograniczeń. Jak wtedy w Bieszczadach. Niestety takie są tylko chwile. Jak to ktoś kiedyś zaśpiewał; W życiu piękne są tylko chwile...

Ale po głowie chodzi mi dziś inny kawałek.



Średnia kadencja: 83

D...

Sobota, 22 października 2011 · Komentarze(6)
D...

Cały tydzień po Harpaganie czekałem na chwilę żeby móc wyjść na rower.
Nie dało się. Mimo, że wracałem wcześnie z pracy to miałem do zrobienia inne rzeczy. Z tego też niestety niewiele wychodziło, bo… bo niektórym przeszkadza jak człowiek coś robi. Ciekawe czemu? Po co w takim razie wracać wcześniej...

Dziś prognozy zapowiadały słoneczną pogodę i sprawdziło się. Jest więc okazja pojeździć.

Zbieram się i… :(

Dopóki nic nie robię, leżę do góry d… na łóżku jest dobrze. Gdybym leżał i oglądał durne ble ble w tv, jakiś kolejny chory serial, czy taniec z gwiazdami na wodzie to też by było ok. Ewentualnie mógłbym jeszcze pojechać do marketu… Ale jak chcę zrobić coś konkretnego, pouczyć się, albo pójść pojeździć na rowerze to już gorzej. Bo to, bo tamto… Mam to w d… Idę. Wjeżdżam do lasu. Ciepło. Prawie zero błota, idealne warunki żeby pojeździć, popstrykać, odpocząć…

Jesiennie... nie tylko na dworze... © djk71


… tak ale nie jak po głowie chodzi coś innego. Często jeżdżę żeby odreagować… żeby odpocząć… Dziś to nie ma sensu… po co odreagowywać jak za chwilę będzie tak samo. Bez sensu. Zawracam i jadę do domu… Nie ma sensu zadręczać się chorymi myślami przez 2-3 godziny i przez to tracić przyjemność z jazdy, kiedy po powrocie człowiek wie, że będzie tak samo...

Moje teorie na temat źródeł uzależnień wciąż są aktualne… :-(

Przypomniał mi się kawałek Kaczmarskiego…



Nie cierpię krzyku. A niektórzy lubią. Nie cierpię tego. Co ciekawe, mam wrażenie, że nawet nie zauważają, że krzyczą. Niektórzy faktycznie nie muszą krzyczeć, żeby krzyczeć. Straszne. Do tego ten krzyk sprawia, że sami nic nie słyszą. Nie słyszą tego co do nich mówią inni. Tylko czemu potem się dziwią, że inni ich też nie słuchają. Może tak jest prościej, nie słuchać się nawzajem… tylko czy to jest sposób?

Ech, ogólnie d…

Kadencja: 74

Kadencja?

Środa, 12 października 2011 · Komentarze(10)
Kadencja?
Kolejna długa przerwa. Od Odysei znów nie udało się pojeździć. Jedyny rowerowy akcent w tym okresie to targi rowerowe w Kielcach. Świetna impreza. Parę godzin niezłej zabawy dla całej rodziny. Zastanawiam się tylko czym było to co niedawno widziałem w Warszawie, a o czym wspomniał Damian na blogu...

I jeszcze jeden akcent rowerowy - czujnik kadencji, który założyłem pod wpływem rozmów kolegów w pracy. Dziś krótka przejażdżka żeby przed harpaganem sprawdzić czy rower jeszcze jeździ i czy ja jeszcze potrafię się ruszać, bo po Odysei jakiś dziwny niepokój w kolanach odczuwałem.

Dało się jechać :-) Pewnie mając na uwadze, że mierzy się kadencja próbowałem kręcić jak najszybciej. Kiedy jeszcze było coś widać na dworze wydawało mi się, że cały czas kręcę około 90. Kiedy wróciłem do domu licznik pokazał średnio: 77 :-(

Tylko jak pracować nad kadencją? cały czas kontrolować? Patrzeć na licznik? I czy to naprawdę ma sens?