Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Lago di Garda, czyli 3178 m w poziomie...

Środa, 1 czerwca 2016 · Komentarze(5)
Przeziębienie wciąż nie mija, ale szkoda każdego dnia. Dziś w planach jezioro Garda. Trochę się o nim naczytaliśmy, w niektórych miejscach nawet byliśmy, ale bez rowerów, pora więc sprawdzić jak to wygląda rowerowo. Niestety mamy tylko cienkie oponki więc z założenia odpadają trasy MTB, a szkoda, bo jest tu ponoć gdzie jeździć.

Parkujemy na południu w Desenzano del Garda. Damian decyduje się zacząć od pływania, a ja ruszam w drogę. Pewnie mnie wkrótce dogoni. Zdecydowaliśmy się objechać jezioro dookoła. Ok. 150km o ile starczy mi sił.

Jadę i już po chwili nie podoba mi się ruch samochodowy. Mimo, że wszyscy wyprzedzają mnie w miarę bezpiecznie to nie lubię takiej jazdy. Do tego zaczyna się chmurzyć.

Chmury ciemne © djk71

Tuż za mną po lewej stronie goni mnie ciemna chmura. Oczywiście przeciwdeszczówka została w domu. Bardziej niż zmoknięcia boję się jednak jazdy po mokrym na cienkich oponach. Zobaczymy. Najwyżej zawrócę.

Przed wjazdem do Salo, które miałem już kiedyś okazję odwiedzić, zatrzymuję się przy... cmentarzu. Robi niesamowite wrażenie. Zresztą nie tylko ten.

Cimitero di Salò © djk71

Przejeżdżam przez Salo. Choć piękne, to dziś nie robi takiego wrażenia jak kiedyś - wieczorem jednak wszystko wygląda inaczej... bardziej malowniczo... nastrojowo...

Przede mną Salo © djk71

Krótka rundka po miasteczku i... żal, że nie ma czasu, aby obejrzeć każde z miejsc na spokojnie. Co chwilę chciałbym się zatrzymać, aby zrobić zdjęcie, ale raz, że czas ograniczony, a dwa, zbyt duży ruch żeby go co chwilę blokować... Musi mi wystarczyć to co zapamiętam.

Zjechałem trochę na boczne drogi i znów chce się jechać.

Piękna droga © djk71

Ta też...

Przed Salo © djk71

Chmury wciąż ciężkie, ale jadę. W okolicach Maderno dzwoni Damian. Utknął w ulewie. Jest jakieś 15km za mną. Ja decyduję się jechać dalej, On chyba zawróci i spróbuje ruszyć mi naprzeciw z drugiej strony jeziora.

Wszechobecne kościoły © djk71

W okolicy San Giacomo (o ile pamiętam) dojeżdżam do pierwszego dziś tunelu. Włoszka, z którą się mijałem od jakiegoś czasu, macha ręką na pożegnanie i decyduje się na powrót. Czyżby to było aż tak straszne?

Jeden z pierwszych dziś tuneli © djk71

Włączam lampki i jadę. Hm... ciekawe przeżycie, niestety w większości nie ma pasa awaryjnego, pobocza, czy innego miejsca gdzie rowerzysta mógłby czuć się swobodnie. Podziwiam kierowców, którzy ze spokojem jadą za mną czekając, aż będą mogli mnie wyprzedzić.

Takich tuneli będzie dziś ok. 30! Jedne krótkie, po 100-200m, inne dłuższe. Najdłuższy ma 3178m długości.

Hoteliki i restauracje przy drodze wykorzystują każdy kawałek miejsca.

Aż chce się zatrzymać © djk71

Droga wije się wzdłuż jeziora. Po jednej stronie woda, po drugie góry...

Droga wije się © djk71

W Limone, aż prosiłoby się żeby stanąć na limonkę, ale znów miasto zostaje w dole, a ja jadę górą...

W Limone © djk71

Kolejne tunele za mną...

Kolejny tunel © djk71

Na horyzoncie Riva del Garda

Riva del Garda © djk71

Od razu po wjeździe w oczy rzuca się tłum... rowerzystów. Do chyba cel wielu rowerowych wyjazdów. Stoliki w knajpkach pełne...

Riva del Garda © djk71

Miasteczko bardzo urokliwe. Zastanawiam się, czy nie zrobić sobie dłuższej przerwy. Za mną 65km i może pora coś ciepłego zjeść...


Riva del Garda © djk71

Dzwonię do Damiana. Jedzie z przeciwka. Ustalamy, że jest szansa spotkać się za jakąś godzinę. Odpuszczam postój i jadę dalej. Zamiast zaplanowaną wcześniej trasą jadę jedną z rowerówek wiodącą wzdłuż wybrzeża. Z żalem opuszczam miasteczko.

Jadę teraz wschodnią stroną jeziora. Co chwilę mijam się z parą Czechów. Jadę szybciej, ale gdy tylko zatrzymuję się, aby zrobić zdjęcie to mnie doganiają.

Te okolice to raj dla dla kite-i wind- surferów... co oznacza, że nie jest to raj dla rowerzystów.


Im się wiatr podoba © djk71

Od kilkudziesięciu kilometrów wieje jak diabli.
Tak przy okazji, kto powiedział, że w tunelach nie wieje? Przeciąg jak nie wiem... Nie dość, ze chłodno to jeszcze ciężko się jedzie...

Choć zachodnia strona jeziora wydaje się być o wiele ładniejsza, to i tu nie brakuje ładnych widoków.

Ładnie tu © djk71

Zaczynam czuć głód. Zatrzymuję się przy małej knajpce i dzwonię do brata. Okazuje się, że jest ok. 10 km ode mnie. Zbieram rzeczy i jadę mu na przeciwko.

Tu też ładnie © djk71

Spotykamy na moim ok. setnym kilometrze. Coś nie w sosie jest. Nie jedzie wokół jeziora. Wraca ze mną.
Może pizza w Torri del Benaco poprawi mu humor :-)

Czas na odpoczynek i pizzę w towarzystwie brata © djk71

Pizza pyszna, choć za duża jak dla mnie. Wystarczyło wziąć jedną na pół. Przed nami przecież dalsze kręcenie.
Ruszamy, rzut oka na zamek...

Zamek w Torri del Benaco © djk71

Przez jakiś czas siedzę bratu na kole, ale na podjazdach mi ucieka. Po 125km zaczyna... padać Nie podoba mi się to :-(

Do Sirmione dojeżdżam sam. Wciąż pada.

W Sirmione pada © djk71

Chcę dojechać na sam koniec półwyspu, do ponoć najładniejszej części miasta, ale  wracający stamtąd Damian informuje mnie, że za jakieś 200m jest zakaz jazdy rowerem. Nie uśmiecha mi się spacerowanie w deszczu, szczególnie w tych butach. Wystarczyło, że się na chwilę zatrzymałem i już zdążyłem się poślizgnąć.

Trudno, będzie powód żeby tu wrócić. Wracamy do samochodu.

Jeszcze rzut oka na centrum Desenzano.

Desenzano - centrum © djk71

Ostatni rzut oka w stronę jeziora...

Nikt nie pływa w taką pogodę © djk71

I czas  wracać na kwaterę.

Zmęczony, zmoknięty, ale zadowolony. Czy powtórzyłbym to? Chyba nie. Za duży ruch, choć to dopiero pierwszy czerwca, za dużo fajnych miejsc na zachodniej stronie pominiętych. Za dużo w tunelach.
Gdybym miał okazję być tu raz jeszcze to pokrążyłbym na spokojnie po każdym z tych miasteczek na południu i zachodzie.  I oczywiście chętnie zaliczyłbym trasy MTB :-)

Mimo tego podsumowania jeszcze raz powtórzę: jestem zadowolony z przejazdu. Świetny dzień :)

Nie wiem tylko czemu mam ścierpnięty mały palec u lewej ręki... zła pozycja na rowerze?




Debiut we Włoszech i Szwajcarii

Piątek, 27 maja 2016 · Komentarze(11)
Dałem się bratu namówić na urlop. Trochę bez sensu, bo w totalnie złym okresie, bo bez przygotowania, bo aż 6 dni wolnego (pierwszy raz od dawna, a ile w pracy było zdziwienia - Ty, na tak długo?). I do tego... w górach. Nie wiem jak mu się udało to zrobić, ale namówił mnie i przyjechaliśmy wczoraj do Bormio.
Dziś poranne zakupy - supermarket nieco (mocno) droższy niż Biedronka, ale wyboru nie było. Montaż nawigacji, kamer, wszystko trwa zdecydowanie za długo, ale jutro będzie już prościej.

Wieczorem wybraliśmy wstępnie trasę - cel: Szwajcaria. Tam jeszcze nie byłem rowerem. We Włoszech też jeszcze nie jeździłem. Więc dziś dwa nowe kraje. O ile dojedziemy, a właściwie o ile ja dojadę, bo o Damiana się nie martwię.

Jedziemy, początek w dół, ale łatwo nie jest bo... wieje. Potwornie. Nawet trudno rozmawiać. Za to jest czas podziwiać widoki.

Damian próbuje udawać miejscowego ;-)

Szwajcarski akcent © djk71

Do Tirano, pierwsze 38km jest z górki.

Pięknie jest © djk71

Uwielbiam te kościoły © djk71

Mosty, wiadukty © djk71

Za chwilę przekroczymy granicę szwajcarską i stąd mamy 500m podjazdu na odcinku 7km. Łatwo nie jest. W sumie podjazd jak pod Śnieżkę. Tyle, że po asfalcie i połowa dystansu.

Będzie pod górkę © djk71

Damian pojechał do przodu, a ja walczę. Ze sobą, z podjazdem, z temperaturą. Momentami w słońcu termometr pokazuje ponad 40 stopni :-(

Ciepło © djk71

Jest ciężko. Udaje się jednak podjechać. Meldujemy się nad jeziorem Lago di Poschiavo. Zasadniczo nic tu ciekawego nie ma, ale potrzebuję przerwy.

Szwajcaria © djk71

Po chwili powrót. Zjazd z górki. Hamulce idą w ruch :-)
Mijamy granicę i krótki postój na kawę w Tirano.

Czas na kawę © djk71

Zastanawiam się co jeździ po torach przez centrum miasta, przez rondo...

A przez rondo pojedzie © djk71

Po chwili wiem... mija nas... pociąg :-)

... pociąg © djk71

Chwilę później ruszamy i zacznie się prawie 40km podjazd. Żegnamy się z Damianem, po co ma się męczyć...
Jadę swoim tempem.

Rowerzyści rządzą © djk71

Słońce dalej grzeje. Po kilkunastu kilometrach w bukłaku pustka. Na szczęście jest wodopój. Nie wiem, czy ta woda nadaje się do picia, ale jest mi wszystko jedno. Chwila przerwy. Bukłak pełny, Mogę jechać dalej.

Jest woda © djk71


Kilka kilometrów dalej robię postój na przystanku. Jest ciężko. Chodzi mi pogłowie myśl, aby zadzwonić po samochód... Jednak po przerwie próbuję walczyć dalej. Nienawidzę słońca.

I znów kościół © djk71

Nie pamiętam gdzie, ale zatrzymuję się pod jakimś kościołem. Jest cień, jest zimna woda. Odpoczywam. Siedzę tam chyba z pół godziny. Nie mam siły. Co zmoczę buffa to po chwili wysycha. W końcu ruszam dalej. Wciąż jest ciężko. Słońce i podjazdy dają w kość.

Szukam sklepu, ale też nie jest łatwo. W końcu jest. Cola!!! Tego potrzebowałem. Znów przerwa i znów walka. Podjazd 10% i jadę. Do pewnego momentu. przerwa i jakieś 500m prowadzę rower. Zasadniczo niewielka różnica. Prędkość 4,5 km/h zamiast 5,5km/h i puls 180 zamiast 188. Potem jest łatwiej. Wciąż muszę się wspinać, ale jest łatwiej. Odliczam kilometry.

Piękne góry © djk71

I jesteśmyw domu © djk71

Po 100km docieram do Bormio. Damian oczywiście był tu dożo wcześniej. Za to nie ma kolejki pod prysznic i... obiad gotowy :-)
Zmęczony, ale zadowolony. Ciekawe, czy jutro będę w stanie się ruszyć ;-)



OrientAkcja, czyli pojedynek z szermierzami

Sobota, 21 maja 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Jakoś nigdy nie udało mi się dotrzeć na OrientAkcję, choć Amiga wspominał, że to całkiem fajna impreza. W tym roku do samego końca też nie byłem pewien, czy się uda. Ale kusiło. Impreza w tym roku (dwie edycje) jest częścią Puchar Bike Orient, zapowiadają ładną pogodę, poza tym w końcu chciałbym wrócić na trasy imprez na orientację. Żona mówi, że mogę jechać więc... jadę ;-)

Pierwszy sukces już w trakcie dojazdu samochodem do Zofiówki koło Tuszyna. Po drodze wyprzedza mnie Grzesiu, a jednak to ja melduję się w bazie pierwszy. Śmieję się, że oby tak było do końca dnia...  Drugi sukces już po chwili... udaje mi się dostać od organizatorów drugą kartę startową, bo... pierwsza gdzieś się zapodziała, nie wiem, czy wiatr mi ją gdzieś porwał, czy gdzieś wypadła...

Sporo czasu na starcie na przygotowanie się, na powitanie ze znajomymi, na krótkie rozmowy i żarty. Przy okazji ekipa szermierzy zwraca mi uwagę, że z moje opony NobbyNic to teraz semi-slicki... Lepiej było nie wiedzieć, teraz się będę stresował.

Po chwili odprawa. Na starcie ponad 200 osób. Na trasie do zdobycia 22 punkty. Ci, którzy zdobędą 12 lub mniej będą klasyfikowani na trasie MEGA, pozostali na trasie GIGA - optymalny wariant na długiej trasie to ok.100km. Oczywiście planuję całą trasę, choć nie wiem czy będę miał tyle sił. Mapa w skali 1:55 000. Jak się potem okażę będzie to miało znaczenie. Aramisy, czyli Basia, Grzesiek i Filip proponują mi wspólną jazdę, ale dziękuję i decyduję się jechać samotnie.

PK 5 - Brzeg rzeki
Na początku nie jest to takie proste, bo mimo, że można zacząć od dowolnego punktu to zawsze do najbliższych punktów ciągną się sznury rowerzystów. Tak samo jest tutaj. Nawet nie trzeba patrzeć na mapę, jedzie się jak po sznurku. Wracając z punktu mijam szermierzy, którzy dopiero tam zmierzają.

PK 16 - Szczyt wzniesienia
Prosta droga do kolejnego punktu. Podobnie jak na Bike Oriencie, tu również mnóstwo osób startuje całymi rodzinami. Widać przyczepki, sztywne hole i foteliki :-)

Da się z dzieckiem? Da... :-) © djk71

Zjeżdżając z punktu znów mijam szermierzy ;-)

PK 4 - Szczyt wzniesienia
Punkt wydawał się prosty, mijam leśniczówkę, przy kapliczce skręcam w lewo i po chwili mam punkt.
I tak próbuję, skręcam i... punktu nie mam. Krążę wokół i nic. Tracę kilka ładnych minut żeby po chwili cofnąć się do drogi, którą jechałem i... okazuje się, że kawałek dalej była kolejna kapliczka, ta przy której miałem skręcić. A wystarczyło tylko pomierzyć odległość :-(
Spotykam Dawida i do punktu jedziemy razem.

Nie wszędzie jest łatwo © djk71

PK 11 - Grobla
Do punktu docieramy razem z Dawidem. Spotykamy oczywiście... szermierzy. Jak się potem okaże będę z nimi mijał się przez cały dzień ;-)
Z punktu wyjeżdżamy wspólnie, ale na rozwidleniu dróg rozjeżdżamy się w różne strony.

PK 15 - Skrzyżowanie ścieżki z rowem
Prosty punkt, nie będę pisał kto po chwili dojeżdża :-)
Jest ciepło, ale zaczyna się chmurzyć.

Chmurzy się © djk71

PK 7 - Brzeg rzeki
Prosty punkt

PK 18 - Zakręt rowu
Kilka kilometrów asfaltem, mam wrażenie, że przez chwilę trochę wieje.
Podbijam kartę i nie będę pisał kogo spotykam ;-)

PK 1 - Szczyt wzniesienia
Tu daje o sobie znać nietypowa skala i... skręcam 100m wcześniej, niby wszystko pasuje tylko nie widać wzniesienia. Po chwili orientuję się co zrobiłem i decyduję się jechać na azymut. Idealnie wyjeżdżam wprost na punkt. Zjeżdżając dowiaduję się, że na kolejne zawody muszę zmienić plecak. Aramisy informują mnie, że już nie szukają małych kartek z oznaczeniami punktów tylko patrzą gdzie jest mój pomarańczowy odblaskowy plecak ;-)

PK 10 - Brzeg rzeki
Chwila wahania, ale rodzinka z dziećmi naprowadza mnie na punkt.

Po której stronie jest punkt? © djk71

Mój plecak znów naprowadza moich znajomych ;-)
Zastanawiam się, którędy wyjechać z punktu, ale wybieram drogę dookoła, wydaje się pewniejsza. Na asfalcie spotykam grupę, która wybrała przedzieranie się przez chaszcze i mokradła :-) Czas ten sam, tylko ja jestem suchy :)

PK 19 - Skrzyżowanie przecinek
Jedziemy razem. Ależ oni cisną...
Na punkcie czas coś zjeść.

PK 9 - Grzbiet wydmy
Jedziemy wspólnie. Jak zawsze w tym towarzystwie jest wesoło, ale łapię się na tym, że po raz kolejny nie koncentruję się na mapie. To jest to czego nie lubię przy jeździe w grupie. Łatwo się rozkojarzyć. Punkt zaliczony. Po wyjeździe na asfalt uciekają mi. Nie próbuję ich gonić. Zaczynam tracić siły, jadę swoim tempem.

PK 2 - Grobla, przy strumieniu
Przy punkcie znów ich doganiam. Pora znów uzupełnić energię.

Kiedyś tu chyba było coś więcej © djk71

PK 13 - Brzeg wyrobiska
Punkt prosty.

Jest kolejny punkt © djk71

Basia z chłopakami robią przerwę.

W oddali popas © djk71

Ja jadę dalej. Do najbliższego sklepu. Tam uzupełniam płyny i ruszając spod sklepu wyjeżdżając wprost na... sami wiecie kogo :-)

PK 17 - Głaz
Ekipa pojechała przez Boryszów, ja przez Grabicę. Można było skrótem jako oni, ale piachy, których tu pełno dały mi już w kość i wolę jednak nadłożyć drogi, ale jechać po asfalcie. Widać brak kondycji, niestety półtora roku przerwy w treningach wychodzi...
Jakiś kilometr przed punktem... spotykam oczywiście tych, którzy wybrali skróty ;-) Do punktu dojeżdżamy wspólnie.

Głaz © djk71

Krótka wymiana zdań i ja jadę na trójkę, a oni na dwadzieścia jeden.

PK 3 - Złączenie strumieni
Znów wybrałem prostszą lecz dłuższą drogę. Niestety już wiem, że te siedem godzin czasu jakie mieliśmy do dyspozycji to trochę za mało. Gdybym nie pobłądził przy dwóch punktach to może by była szansa na komplet, a tak odpuszczam PK21 i PK6.
Trochę błotnista ścieżka. Chłopak jadący za mną z dzieckiem na foteliku wywraca się, dziecko zaczyna płakać. Zatrzymuję się, ale widzę, że po chwili jadą dalej. Ruszam podbić kartę. Gdy mijamy się obok punktu dziewczynka już jest uśmiechnięta :-)

PK 22 - Skrzyżowanie ścieżek
Zaczyna padać. Zakładam kurtkę. Na szczęście to tylko przelotny opad. Po chwili znów się rozbieram.

PK 14 - Przecinka zagłębienie terenu
Kogóż my tu spotykamy ;-) Okazuje się, że po drodze Grzesiek wyrwał wentyl i musieli wymienić dętkę. Ale znów mnie dogonili. Ruszam dalej. Przede mną ostatnie trzy punkty.

PK 8 - Zagajnik
Zagajnik, łatwo powiedzieć... Po drodze same zagajniki :-) Na szczęście ten jest u zbiegu dwóch ścieżek. Karta przedziurkowana, siadam na rower i w oddali słyszę znajome wołanie ;-) Znów są :-)

PK 12 - Skrzyżowanie ścieżki
Trzeba pędzić, bo na asfalcie pewnie mnie zaraz dogonią. Ale nie, przy punkcie jeszcze ich nie ma. Planowałem wrócić i jechać od zachodu do ostatniego punktu, ale wyjechałem na szeroką drogę wiodącą na wschód i skorygowałem plan.

PK 20 - Brzeg lasu, zrośnięte drzewo
Trochę za bardzo się rozpędzam, ale szybko to zauważam i znajduję właściwą ścieżkę w lesie. Po chwili jest punkt. Spoko, jeszcze sporo czasu do końca. Zdążę.

Meta
Na metę przyjeżdżam jakieś 20 minut przed końcem czasu. Pewnie gdyby nie błądzenie dałbym radę zaliczyć komplet, a tak brakło dwóch punktów. Szkoda, ale i tak jestem zadowolony. Po chwili dojeżdżają moi dzisiejsi rywale. Też bez dwóch punktów.
Teraz czas na żurek i grilla.Jeszcze chwila żartów, komentarzy i czas się żegnać.

Było świetnie. Pomimo braków kondycyjnych jestem zadowolony. I z tego jak mi poszło, i z przypadkowej rywalizacji z Aramisami, i z świetnej trasy i z pogody... Po prostu... z wszystkiego.

Trzeba wrócić do startów w zawodach... brakuje mi tego... Na OrientAkcję mam nadzieję również wrócić ;-)

Powrót z Wisły

Niedziela, 15 maja 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Pobyt na spotkaniu integracyjnym powoli dobiega końca. Czas wracać. Niestety nic nie wyszło z wczorajszej przejażdżki po górach. Odpuściliśmy ze względu na pogodę. Nie chcieliśmy ryzykować grupowych zjazdów po błocie i w deszczu. Mimo to kilku kolegów wybrało się na własną rękę i... świetnie się bawili... My jednak podeszliśmy do sprawy odpowiedzialnie ;-)


Ostanie serwisy © djk71

Za to dziś już bez względu na pogodę jedziemy. Wracamy do Gliwic. Zbiera się grupa 18 osób.


Grupa gotowa © djk71

Tzn, 17-tu, bo jeden za długo zabawił na śniadaniu, ale wkrótce nas dogonił :-)
Ruszamy, bo zaczyna się chmurzyć i robić chłodno. A jeszcze przed chwilą było tak słonecznie.

Zjazd spod hotelu i po pierwszych kilometrach mamy średnią 30 km/h... W takim tempie bylibyśmy po 3 godzinach w Gliwicach :-) Oczywiście będziemy jechali wolniej. Tym bardziej, że już w Ustroniu pierwszy postój. Wymuszony.

Pierwsza awaria © djk71

Mimo sporej loży szyderców, kolega nie został bez wsparcia :-)
Jedziemy dalej. Zaczyna padać Z każdą chwilą jest coraz chłodniej. Termometr pokazuje 13 stopni... 11... 10... 9... 8,7... 8,2... w takim tempie to w Skoczowie nam grozi mróz....

Mróz nas nie dopadł, ale za to musieliśmy zrobić kolejną przerwę. Marcinowi, po raz kolejny schodzi powietrze.

Kolejna przerwa © djk71

Tym razem mamy sprawcę...

Mamy łobuza © djk71

Ostatni rzut oka na góry...

Chmury, góry © djk71

Po raz kolejny ubieramy się. Nie jest to łatwe, nie tylko dlatego, że wydawało się, że będzie cieplej i większość ciuchów wróciła z naszymi bagażami samochodem. Czasem nawet to co nam pozostało ciężko jest na siebie założyć :-)

Jak to założyć? © djk71

Okazuje się, że jest problem nie tylko z ubraniami. Niektórzy dość oryginalnie zakładają nawet błotniki ;-)

Błotnik miał mi chronić tył © djk71

Wydaje się, że deszcz trochę zanika, za to wiatr jest coraz większy. I taki już będzie do samych Gliwic.
Momentami jednak wychodzi słońce i jest całkiem przyjemnie.

W słońcu jest miło © djk71

Po przerwie na zakupy w Strumieniu, kolejna przerwa dopiero w Rudziczce. Tam gdzie w roku ubiegłym. Tym razem cudem nam się udaje coś zjeść, bo w lokalu są dwie komunie... Na szczęście jest pizza.

Pizza szybko znikała © djk71

Oczekiwanie to na przemian gorące słońce i zimny wiatr... Oby nikt się nie rozchorował.
Pełni sił ruszamy w dalszą drogę. Łatwo zauważamy, że jest coraz bliżej domu - są nasze "góry"


Nasze "góry" © djk71

Mimo tego, że to trzeci dzień imprezy to tempo wciąż niezłe. Nawet na podjeździe pod radar.


Postój pod "piłką" © djk71

Jeszcze chwilę i zaczynamy się powoli rozdzielać. Część osób już zaczyna odbijać w stronę swoich domów. Tylko kilkoro z nas dociera do samej firmy.

Rowerówka na Bojkowskiej © djk71

Kolejny udany dzień w miłym towarzystwie. Piękny cały weekend. Szkoda, że taki krótki. Dzięki wszystkim za fantastyczną zabawę :)

Kadencja: 74

Integracja - Wisła 2016

Piątek, 13 maja 2016 · Komentarze(7)
Uczestnicy
Zeszłoroczny wyjazd integracyjny wydawał nam się szczytem możliwości jeśli chodzi o skład osobowy - ponad 40 rowerzystów z firmy. Ten rok pokazał jak bardzo się myliliśmy. Na liście startowej pojawiło się ponad 60 osób, mimo że wydłużyliśmy dystans do ponad 100 km!!! Myśleliśmy, że część osób wystraszy się pogody - prognozy od tygodnia zapowiadały całodzienne deszcze. A jednak nie. Oprócz kilku osób, które przegrały ze zdrowiem, w piątkowy poranek przed firmą stawiło się 57 cyklistów (i cyklistek) gotowych stawić czoła nie tylko dystansowi, ale również pogodzie oraz paru górkom w drodze do Wisły ;-)

Ostatnie przygotowania © djk71

Tym razem wszyscy startujemy w koszulkach ETISOFT BIKE TEAM :-)

Pamiątkowe zdjęcie © djk71

Krótka odprawa przed startem...

Jeszcze odprawa © djk71

... i podzieleni na 4 grupy (trzeba przestrzegać przepisów ruchu drogowego) ruszamy.

Ruszamy © djk71

Szybko opuszczamy Gliwice jadąc przez chwilę nasypem nieistniejącej już kolejki wąskotorowej (o tym uświadomił mnie Krzysztof). Dalej rowerówką przy Bojkowskiej i po chwili już jesteśmy w terenie. Prowadzę grupę A, która jedzie jako pierwsza. Tempo spokojne, wszak przed nami trochę kilometrów, ale nikt się nie leni. Mijamy Bojków i Knurów.

Momentami można jechać szeroko © djk71

Uśmiechy na twarzach © djk71

Przez chwilę jedziemy wzdłuż autostrady A1, by po chwili znów skręcić do lasu. Przed tym jednak mały podjazd i dobrze, że przejazd jest zamknięty, bo jest okazja się trochę rozebrać. Ciepło się zrobiło.


Chwila przerwy © djk71

Przez cały czas humory dopisują, choć przeżywamy chwilę strachu kiedy w lesie przewraca się Agata. Na szczęście kończy się na kilku otarciach, siniakach i skręconej lekko kierownicy. Później dowiemy się, że w dwóch innych grupach kolejne dwie koleżanki też przeżywają podobne przygody. Szczęśliwie też bez większych obrażeń.

Mijamy Czerwionkę-Leszczyny i tuż przed planowanym postojem w Stanowicach zagaduję się z jednym z kolegów i mijam zakręt, gdzie mieliśmy skręcić. Jak na złość chwilę później padają mi baterie w GPS-ie. Próbujemy na azymut dojechać do trasy, ale po wjeździe w czyjeś podwórko postanawiamy zawrócić i pojechać tak jak wcześniej planowaliśmy.

Krótki postój obok sklepów, uzupełnienie zapasów i po chwili ruszamy dalej.

30 km - Czas na zakupy © djk71

W międzyczasie dojeżdża do nas grupa B :-)
Posileni i napojeni ruszamy w kierunku Żor. Przecinamy DK81 i przejeżdżamy obok Miasteczka TwinPigs :-)

Miasteczko TwinPigs © djk71

Dziś jednak nie ma czasu na zabawy. Czekają na nas góry. Za Żorami krótki postój obok małego sklepiku i mkniemy w stronę Strumienia. To już ponad 60km więc widać pierwsze objawy zmęczenia u niektórych osób, ale myśl, o tym, że w miasteczku czeka na nas żurek i pierogi dodaje nam skrzydeł.

Czas na jedzonko © djk71

Bez pośpiechu oddajemy się konsumpcji. W tym czasie dołączają do nas kolejne grupy. Trzeba zrobić im miejsce więc ruszamy.
Do tej pory wcześniejsze prognozy się myliły. Było przyjemnie. Niestety teraz zaczyna padać. Jak się okaże, tak będzie już do końca dzisiejszej wycieczki.

I co z tego, że pada? © djk71

Jadąc dalej, w jednej z wiosek jakiś dziwny zwyczaj (przynajmniej dla mnie). Wzdłuż drogi porozstawiane są znicze. Nie wiem o co chodzi.

Po co te znicze? © djk71

Mijają kolejne kilometry, dalej pada, ale humory nam dopisują. Do tego widok gór dodatkowo nas dopinguje.

Widać już góry © djk71

Małe podjazdy i zjazdy i już jest Ustroń. Kawałek po mokrej trawie trochę denerwuje, ale w nagrodę dostajemy piękny mostek.

Lubię ten mostek © djk71

Kiedy wjeżdżam na niego, lekko się przerażam, bo... jest ślisko...
Na szczęście niektórzy są rozsądni i się asekurują ;-)

Niektórzy są rozsądni © djk71

Stąd już niedaleko. Dzięki zamkniętemu przejazdowi udaje nam się sprawnie wjechać na główną drogę i zaraz potem z niej zjechać by zmierzyć się z 1,5 km podjazdem. Mimo, że mamy już 100km w nogach to wszyscy pokonują ten odcinek bez problemów :-)

Jeszcze tylko 200-metrowa ścianka pod hotelem i jesteśmy na mecie!!!

Jeszcze podjazd pod hotelem :-) © djk71

Brudni, mokrzy, zmęczeni i.... szczęśliwi!!!
W ciągu godziny docierają kolejne grupy. Nastroje podobne - wielka radość. Daliśmy wszyscy radę !!!

Teraz, na spokojnie, muszę przyznać, że nie do końca wierzyłem, że wszystkim się uda. Przepraszam za to. Jesteście niesamowici!!! 100km, w taką pogodę, przy miesiąc krótszym czasie na treningi niż w zeszłym roku! Po prostu szok i niedowierzanie!.

Jeszcze raz brawa dla wszystkich.

Odstawiamy rowery, idziemy się odświeżyć i czas na kolację i zasłużony relaks ;-)

Aż się boję myśleć co będzie za rok... ;)


Kadencja: 76

Zabiją nas :)

Niedziela, 8 maja 2016 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Wczoraj rozmawiałem z żoną o sójkach, których ostatnio kilka widziałem na trasie. Dowiedziałem się, że do nas również przylatują. Wierzyć mi się nie chciało, ale już dzisiejszego ranka miałem dowód.

Sójka - złodziejaszek © djk71

Okazało się, że podkrada nam orzechy...

Nie było czasu jednak się nad tym dłużej zastanawiać, bo dziś w planach Wisła. Zbieram po drodze Darka i przed dziesiątą meldujemy się w Wiśle. Trasa wstępnie zaplanowana więc w drogę.

Mijamy skocznię.

Przed nami droga na Salmopol © djk71

Oznacza to, że przed nami droga na Salmopol. Czyli będzie podjazd.


Droga pnie się do góry © djk71

I jest. Długi i niekończący się.  Widoki co prawda piękne po drodze, ale pot zalewa oczy i trudno się skupić na podziwianiu krajobrazu :)

I pieknie jest © djk71

Tym bardziej, że inni nas gonią.

Gonią nas © djk71

W końcu docieramy do celu. Tu chwila odpoczynku, czas na kawę, herbatę i sprawdzenie co się zmieniło od ostatniego razu.

Kolejna knajpka? © djk71

Darek mówi, że najgorsze za nami. Mnie intuicja podpowiada, że wcale tak być nie musi.
Zaczyna się teren.

Łagodny zjazd w terenie © djk71

Są zjazdy, ale są też i krótkie podjazdy, na szczęście już nie tak strome. Cały czas nad nami chmury, ciekawe czy nas zleje.

Chmurzy się © djk71

Zamiast niektórych zjazdów mamy... zejścia... Psycha nie ta...

Czasem jest trudniej © djk71

W końcu docieramy do Brennej.

Oto wybór: Góra, czy dół © djk71

W drodze powrotnej zastanawiamy się gdzie jechać ;-)

A może do Warszawy? © djk71

Powrót wcale nie okazuje się łatwiejszy. Podjazdy dają w kość :-)
W końcu docieramy do Ustronia. Widać, że Świebodzin ma  konkurencję :-)

Jezus jest wielki © djk71

Kawałek dalej, pod innym kościołem zlot motocyklistów.

Było ich znacznie więcej © djk71

Pora wracać. Przez znany mostek ;-)

Na mostku © djk71

W centrum szybki obiad. Tak nijaki, że chyba bardziej się nie dało, ale to ponoć dlatego, że wybiło korki.

I powrót do samochodu. Cóż, trasa fajna, asfalt, teren, podjazdy i zjazdy. Do tego piękne widoki, ale mamy wrażenie, że za tydzień ktoś nas za nią zabije... :-)

Święto Pracy na kole

Niedziela, 1 maja 2016 · Komentarze(0)
Wczoraj była szybka rundka. Na dziś była propozycja wyjazdu w stronę Rybnika, ale rozsądek podpowiadał, że trzeba sprawdzić jeszcze jeden kawałek trasy. Towarzyszyć będzie mi Olga.

Wyjeżdżam z domu i... jest chłodno. Chyba zbyt lekko się ubrałem. Zakładam wiatrówkę.
Jesteśmy umówieni pod młotem.

Pod młotem © djk71

Wieje. Chmury się tak szybko przesuwają, że patrząc w górę, ma się wrażenie, że młot się porusza.

W głowie mi się kręci © djk71

Po chwili jest i Olga.

Jest Olga © djk71

Pod centrum handlowym dziś zamiast klienci jacyś inni...

A to kto? © djk71

I pojazdy inne...

Duży © djk71

Mały © djk71

Opłotkami wyjeżdżamy z Zabrza i wjeżdżamy do Gliwic.


Pierwszy raz tą drogą © djk71

Klimatycznie © djk71

Dalej już polami w stronę Knurowa.

Wszędzie żółto © djk71

Zastanawiamy się jak stawiane są takie konstrukcje w wodzie...

Mokra robota © djk71

Dalej fajny odcinek przez las. Przy wyjeździe okazuje się, że mieliśmy trochę szczęścia...

Właśnie stamtąd wyjechaliśmy © djk71

Skręcamy w stronę Dębieńska i dojeżdżamy do Ornontowic. Chciałem zerknąć na pałac, ale niestety jest to możliwe tylko zza płotu. Szkoda. Kolejny przystanek to ogród w Bujakowie. Tu na nas czeka komitet powitalny.

Komitet powitalny © djk71

I to w dodatku nie z pustymi rękami...

Pięknie © djk71

Sam ogród jak zawsze piękny... Chciałoby się tu posiedzieć, ale czasu brak...

Ładny paw © djk71

Stąd polami na zamek w Chudowie, gdzie nieoczekiwanie spotykamy kolegę z pracy. Oczywiście na rowerze :-)

W Chudowie bez zmian © djk71

Teraz już prosto (prawie) do domu. Prawie, bo w Kończycach nie możemy sobie odmówić pysznych lodów. Trzeba się spieszyć, bo jadę z synem na ostatni mecz Józka na parkiecie. Będzie się działo ;-)

Olga, dzięki za wspaniałe towarzystwo :-)

Testowo do Wisły

Sobota, 23 kwietnia 2016 · Komentarze(16)
Uczestnicy
Do firmowego wyjazdu czasu coraz mniej, a trasa tylko narysowana. Czas ją w końcu sprawdzić w terenie. Początkowo miałem jechać sam, na szczęście Amidze udało się znaleźć wolny dzień i jedziemy razem.

Wyjazd z Gliwic nie jest idealny, chyba wrócimy do wariantu sprzed roku. Później już znacznie lepiej. Do Knurowa. Tam odcinek, który musimy nieco zmienić. I to nie ze strachu przed wiedźmami...

Wiedźma, czy czarownica? © djk71

Dalej znów w porządku. Drogi puste.

Puste drogi © djk71

Nawet klimaty takie swojskie...

Swojskie klimaty © djk71

Znajdujemy miejscówkę na chwilę odpoczynku i zakupy na trasie. Tylko trzeba uważać na motocyklistów.

Harley przy tym to... :) © djk71

Dalej trochę lasu, jeziorek, jednym słowem klimatycznie...

Za zimno na kąpiel, ale ładnie © djk71

W lesie nawet niespodzianki można zobaczyć. Kto wie co to?

A co to za wieża? © djk71

W końcu wjeżdżamy do Żor. Rundka wokół Rynku, ale ten punkt raczej odpuścimy. Trzeba tylko przejechać przez tory i mkniemy dalej.

Bezpieczny przejazd © djk71


Po drodze krótka przerwa na serwis roweru Darka (piszczy bardziej niż mój rano), a przy okazji rzut oka na dość mocno zniszczony pałac.

Ciekawe, czy ktoś to odnowi © djk71

Jeszcze parę kilometrów i ktoś nas zaprasza...

Zapraszamy © djk71

...w jedyne słuszne miejsce o tej porze.

Tego potrzebowaliśmy © djk71

Najedzeni, ruszamy dalej. Trochę zaskakuje nas most w Strumieniu. Rok temu był remontowany i myśleliśmy, że go poszerzą.

Wyremontowany, ale wciąż wąski © djk71

Mijamy Wisłę, ciekawe ile lat ma ta tablica.

Tabliczka ma już chyba swoje lata © djk71

Teraz już mkniemy w stronę gór. Po drodze mam lekką awarię przerzutek, ale doraźnie udaje się problem rozwiązać.

Widać góry © djk71

Krótka wizyta u kolegi z pracy i docieramy do Wisły. Rezygnujemy z podjazdu pod hotel. I nie chodzi o to, że pod górkę :-) Po prostu chcemy zdążyć na pociąg.

Udaje się.

Na peronie © djk71

Pociąg jedzie bezpośrednio do Zabrza. Pięknie. Miło spędzony dzień. Idealna pogoda. Objechana trasa. Czego chcieć więcej? No może trochę kondycji... :-)



Firmowo na Nikisz

Niedziela, 17 kwietnia 2016 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Kiedy to piszę jest czwartkowy poranek. Kilka dni minęło od niedzielnej wycieczki, a wpisu brak. Przynajmniej u mnie, bo Amiga od razu u siebie zrobił relację. Ja nie miałem tyle siły. Padłem. Do dziś nie wiem jak reszta z uśmiechami na ustach tak spokojnie przejechała całość. Ja wciąż mam przerwę od roweru. No dobra, trochę przesadzam, to raczej obowiązki sprawiły, że nie było okazji ani pisać, ani jeździć. Pora jednak w końcu na jedno i na drugie. Zacznijmy od pierwszego.

W niedzielny poranek umówiliśmy z kilkoma osobami z firmy na przejażdżkę. Oczywiście w planach nie mogło zabraknąć elementu edukacyjno-turystycznego. Za cel wybraliśmy - a raczej zrobił to Darek, bo to On tym razem był autorem trasy - Nikiszowiec, po drodze zaliczając kilka innych starych robotniczych osiedli na Górnym Śląsku.

Na starcie jest nas ośmioro. Dzień zapowiada się ciepły. Po pierwszych kilkunastu km - w trakcie dojazdu na miejsce startu - zdążyłem się już dwukrotnie rozebrać... Z lekkim opóźnieniem, kilkanaście minut po dziesiątej ruszamy.

Ruszamy © djk71

Najpierw kierunek Kolonia B w Zabrzu Zaborzu (kiedyś już tu wycieczkowo byłem - przy okazji rajdu Na kole ku familokom.
Nie zatrzymujemy się tu jednak na dłużej, to raczej ta okolica, gdzie obcy budzą niezdrowe zaciekawienie.

Mijamy nieczynne jeszcze (otwarte będzie od 1 maja) Muzeum PRL-u i robimy kolejną krótką przerwę na Ficinusie.. To przykład tego jak można pięknie zadbać o kawałek historii. Mimo, że uliczka z obu stron otoczona jest rudzkimi blokami to prezentuje się pięknie.

Ficinus - pięknie tu © djk71

Choć jeszcze gdzieniegdzie jest coś do poprawienia...

Niektóre domy jeszcze czekają na remont © djk71

Dalej krótka przerwa przy torze modelarskim, niestety dziś tu pusto.


Tor wyścigowy modeli samochodów © djk71

W takim razie i my jedziemy dalej. Kręcimy wzdłuż potoku Bielszowickiego by dotrzeć do Gródka z XIII w. - jego historię próbujemy odczytać z postawionej tam tablicy.

Na tablicy można przeczytać wszystko © djk71

Kilka minut później meldujemy się w centrum Kochłowic. Tu robimy zakupy, naprawiamy rower Ani żeby nie musiała jechać tyłem i podziwiamy okoliczne zabytki.

Bo na Rudzie fajnie jest © djk71

Zmierzając w stronę Katowic zahaczamy oczywiście o jeden z bunkrów (wiem, że czasem bunkrów nie ma ale też jest... fajnie), ale my lubimy te klimaty ;-)

Bunkier musi być © djk71

Prze nami Uroczysko Buczyna.

Uroczysko Buczyna © djk71

Często mijając różne uroczyska zastanawiałem się, czy słowo to pochodzi od urokliwego miejsca, czy też od miejsca gdzie rzucano uroki. Wikipedia podpowiada, że "Obecnie uroczysko potocznie jest rozumiane jako miejsce odludne, tajemnicze, a nawet niebezpieczne czy mogące rzucać na ludzi "uroki"."

Smutno i pięknie © djk71

Wyobrażamy sobie z Kasią jak tu musi być np. w mglisty wieczór lub poranek....

Jadąc dalej jesteśmy zaskoczeni parkiem z drogą krzyżową na tyłach bazyliki w Panewnikach.

Na tyłach bazyliki panewnickiej © djk71

Nigdy z tej strony kościoła nie byłem.

W Giszowcu robimy sobie przerwę w sympatycznej restauracja "Pod lipami". Czas uzupełnić kalorie. Spędzamy tu trochę więcej czasu niż planowaliśmy, ale w końcu gdzie nam się spieszy... W miłym towarzystwie czas szybko płynie...

Przerwa w Giszowcu © djk71

Przy okazji odnajdujemy zaginionego (w telewizji) Pegaza...

Pegaz? © djk71

Ciężko po jedzeniu ruszyć... Nogi odnawiają posłuszeństwa....

Jak ja miałam ułożyć te nogi? © djk71

Jakoś się jednak udaje dotrzeć do naszego celu. Do Nikiszowca.

Nie, nie przyjechaliśmy autobusem © djk71

Rozglądamy się po okolicy.

Ładnie tu © djk71

Lubię ten klimat © djk71

Czas jednak zaczyna gonić. Robimy szybkie zakupy i w drogę.

I w drogę © djk71

Dojeżdżamy do centrum Katowic

Szyb musi być © djk71

Jest centrum musi być i Spodek.

Kierunek Spodek © djk71

Tu ginie nam na chwilę Mariusz, ale po chwil znów jesteśmy razem. W opcji był dla zmęczonych powrót pociągiem do Gliwic, ale ekipa wciąż pełna sił odrzuca ten dziwny pomysł. Wracamy rowerami :-)

Powrót miał być już bez zwiedzania, ale jak coś jest już po drodze...


Wieża spadochronowa © djk71

Jeszcze krótki postój przy kopalni Wujek...

Pamiątka stanu wojennego © djk71

I teraz już naprawdę najkrótszą drogą do domu. Mimo tego, że łącznie z dojazdami na miejsce startu i powrotem do domu każdy zalicza ok. 100km wszyscy są uśmiechnięci i pełni energii. Mamy jeszcze siły aby nie tylko podziękować Amidze - który przygotował nie tylko trasę, ale też szereg ciekawostek historycznych dot. odwiedzanych miejsc - mamy również siły aby odśpiewać chóralne Sto lat, bo... Darek zamiast dziś świętować męczy się z nami, a raczej męczy nas :-)

Dzięki wszystkim za wspaniałe towarzystwo na trasie i do zobaczenia na kolejnej wycieczce.

Z Olgą

Sobota, 16 kwietnia 2016 · Komentarze(4)
Wyjazd firmowy coraz bliżej i czasu na treningi coraz mniej. Do tego pogoda też nie rozpieszcza. W pracy umawiamy się z Olgą, że dziś robimy jakąś rundkę. Wieczorem potwierdzający SMS, że nawet w deszczu. Jest dobrze.

Rano... drogi mokre. No trudno. Kiedy dojeżdżam do Rokitnicy jestem już cały w kropki, mimo, że był tylko asfalt. Może jednak trzeba wozić błotniki? Spotykamy się na Trębackiej. W oczekiwaniu na Olgę czytam co to za tablice tu postawili. Trochę informacji przyrodniczych, trochę historycznych. W sumie szału nie ma.

Miejsce dawnego szybu podsadzkowego Glückauf © djk71

Po chwili jest i Olga :-)

Nadciąga Olga © djk71

Ruszamy w stronę Osiedla Młodego Górnika. Stamtąd przez hałdę do Miechowic. Krótka przejażdżka Szlakiem Matki Ewy i ruszamy do lasu. Najpierw w stronę knajpy "Pod Dębem". Tuż za tunelem stawiają chyba foto-niespodziankę ;-)

Nowa niespodzianka? © djk71

Dobrze, będzie bezpieczniej dla rowerzystów. Jedziemy obok słynnego muru z napisami. Częściowo niestety już zamalowane.

Część napisów na murze już zamalowana © djk71

Jedziemy do DSD. Rzut oka na kanion. Red Rocka dziś odpuszczamy, zbyt mokro. Objeżdżamy hałdę wkoło i ruszamy do Nakła Śląskiego. Mijamy pałac, kościół i trasą Leśnej Rajzy docieramy nad  Chechło.

Nad Chechłem © djk71

Uzupełniamy kalorie i rundka wokół jeziora. Niestety asfalt po drugiej stronie jest w takim stanie, że dużo lepiej jedzie się terenem.
Mijamy jednostkę wojskową i docieramy do centrum Tarnowskich Gór. Chwila przerwy na uzupełnienie bidonów i widząc, że Olga wciąż jest pełna energii ruszamy opłotkami w stronę parku w Reptach.

Z lekkim niepokojem zabieram ją na techniczny odcinek. Uff, udaje się przejechać ;-) Lekkie zmęczenie. Pora wracać. Mijamy Źródełko Młodości i lasem docieramy do Stolarzowic. Tyłami na Helenkę (bo po drodze jest jeszcze jeden mały podjazd :-) ) i stąd już rowerówką w stronę Strefy Ekonomicznej.

Tam się żegnamy i każdy wraca w swoją stronę. Oboje nieco zmęczeni, nieco brudni, ale zadowoleni. Wyszło ponad 70km, a suma przewyższeń była prawie identyczna jak będzie do Wisły. Udany trening. Olga - dzięki ;-)



Kadencja: 72