Wpisy archiwalne w kategorii

od 50 do 100km

Dystans całkowity:13556.31 km (w terenie 3468.95 km; 25.59%)
Czas w ruchu:770:54
Średnia prędkość:17.59 km/h
Maksymalna prędkość:67.33 km/h
Suma podjazdów:9260 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:42135 kcal
Liczba aktywności:199
Średnio na aktywność:68.12 km i 3h 52m
Więcej statystyk

III Wiosenna Odyseja Miechowska, czyli pot, pech i podjazdy

Niedziela, 19 maja 2013 · Komentarze(12)
Uczestnicy
III Wiosenna Odyseja Miechowska, czyli pot, pech i podjazdy

Na zakończenie aktywnego weekendu, po piątkowym zwiedzaniu bunkrów i wczorajszej pieszej wycieczce po Beskidzie Małym, dziś jedziemy do Miechowa. Przed nami kolejna impreza Pucharu Polski w Maratonach Rowerowych na Orientację. 100km w 6 godzin, czyli wydaje się, że trasa powinna być prosta i szybka. W domu opowiadałem Darkowi, że tu jest w sumie trochę pagórków, ale powinno być spoko. Im bliżej bazy jesteśmy, tym mniej mi Darek w to wierzy :-)

Jesteśmy odpowiednio wcześniej żeby zdążyć się przygotować i pogadać chwilę ze znajomymi.

Firmowe koszulki zostały zauważone ;-) © djk71


Jeszcze krótka przejażdżka po centrum.

Bazylika Grobu Bożego © djk71


O 10:00 dostajemy mapy, słuchamy wyjaśnień i startem honorowym wokół miechowskiego rynku rozpoczynamy kolejny dzień zmagań z pomysłami organizatorów, ale przede wszystkim chyba z samym sobą.

Przed nami 22 punkty. Liczymy ile średnio czasu potrzebujemy na każdy z punktów i jedziemy.

PK2 - skraj lasu
Już na początku widać, że nawet Ci, którzy na wstępie wybrali ten punkt do zaliczenia, mają różne koncepcje jego zdobycia. Na punkt z kilku stron dociera wielu zawodników więc z jego namierzeniem nie ma problemu.

PK3 - jar
Po drodze Darek orientuje się, że zgubił licznik. Nie wracamy, może ktoś znajdzie. Dojeżdżamy bezbłędnie do punktu. Trochę ekwilibrystyki wymaga dostanie się do lampionu od naszej strony ale daję radę. Ruszając dalej zrywam łańcuch :-(
Tracimy chwilę na jego spięcie.

PK5 - krzyż
Od organizatorów mamy informację, że punkt jest w innym miejscu niż na mapie, ale wydaje się być prosty. I byłby gdybyśmy sobie obaj, zupełnie niezależnie, nie ubzdurali, że jesteśmy już jeden zakręt dalej. Szybko jednak orientujemy się, że popełniliśmy błąd, ale mając w pamięci zjazd z przed chwili nie uśmiecha nam się powrót. Zdobędziemy punkt z innej strony. Wybieram ścieżkę i… po chwili brniemy czymś co jest raczej mocno zarośniętym dniem strumyka niż ścieżką, w końcu docieramy na jakieś pole.

Stamtąd przyszliśmy © djk71


Jeszcze chwila przedzierania się i jesteśmy przy punkcie.

Jest punkt © djk71


PK4 - jar
Jedziemy dalej. Czuję, że lekko rzuca mi tylnym kołem. Szybka kontrola i… jest… najprawdopodobniej kolec akacji. Kolejna strata czasu.

Kto znajdzie punkt? © djk71


Punkt odnaleziony bez problemu, choć jakby nie wszystkie ścieżki są na mapie.

PK6 - doły
Chwilę przed punktem trzecia awaria. Tym razem Amiga zmienia dętkę. Też kolec, pewnie pamiątka z przedzierania się przez krzaki przed piątką.

Trzecia dziś awaria © djk71


Jest punkt, ale kontrola czasu mówi, że mamy już godzinę w plecy w stosunku do założeń.
Mimo opóźnienia, awarii, podjazdów - nie daje nam to do myślenia i zamiast już tu korygować trasę wciąż planujemy zebrać wszystko.

PK7 - leśna droga
Mamy spore wątpliwości, czy punkt był tam gdzie się go spodziewaliśmy, ale w końcu odnaleźliśmy go. Wyjazd z punktu strasznie mnie męczy. Do tego wyjeżdżamy w nieco innym miejscu niż się spodziewaliśmy. Jakaś dziwna ta mapka tutaj.

PK22 - leśna droga
W okolice punktu dojeżdżamy bez problemu, gorzej jest z samym punktem. Najpierw sprawdzamy inną ścieżkę, oglądając przy okazji efektowną wywrotkę Tymoteuszki. Dobrze, że jej się nic nie stało. Po chwili znajdujemy punkt na sąsiedniej ścieżce.

PK11 - młodnik olchowy
Mijamy młodnik, ale mapa wskazuje, że punkt powinien być dalej. Tylko, że dalej to… środek pola. Chwila dyskusji i wracamy. I dobrze, bo tam był punkt. Punkty zaznaczone tak, że… no comments.

Bufet
Przed kolejnym punktem trafiamy na bufet. Pyszna drożdżówka, uzupełnienie bidonów izotonikiem i analiza mapy i… zegara. Już nie wiem ile mamy straty czasu, ale wiemy, że mamy go dużo za mało. Do tego do bazy daleko. Korekta trasy, ale… zbyt mała.

PK21 - skałki po kamieniołomie
Bez problemów docieramy do punktu, gdzie okazuje się, że… zgubiłem kartę startową.

Skałki przy kamieniołomach © djk71


Myślałem, że limit pecha już wyczerpaliśmy. Wracam do bufetu, bo podejrzewam, że tam mi wypadła. Na szczęście jest, ktoś ją tam znalazł. Dzięki. Będę musiał kolegom podziękować na mecie.
Wracam na punkt, gdzie okazuje się, że zgubiłem również bidon. Na szczęście został odnaleziony przez Tymoteuszkę i Darek już go wiezie.

PK17 - opuszczone gospodarstwo
Tu punkt też jest przesunięty, bo gospodarstwo już nie jest opuszczone. Chwilę szukamy go nieco wyżej niż jest on faktycznie, ale po chwili para, z którą się mijamy od jakiegoś czasu naprowadza nas właściwe miejsce.

PK16 - ślady grodziska
Nie chcę jechać na ten punkt bo… znów się oddalamy, a czasu już coraz mniej, a poza tym mam wrażenie, że znów trzeba się będzie przedzierać do punktu przez jakieś pole. Ale w końcu ulegam namowom i jedziemy.

Co jest za strumykiem? © djk71


Wjeżdżamy w teren, niebieski szlak i… wcale nam nie przeszkadza, że nie widać ani oznaczeń szlaku, ani strumyka… Brniemy pod górę równoległą ścieżką. Kolejna strata czasu. Wracamy i teraz już wjeżdżamy na właściwą drogę. Jest Psia Skała, ale gdzie grodzisko? Okazuje się, ze jest chyba na skale. Nie mam siły się wspinać. Jest stromiej niż na wczorajszej pieszej wycieczce w Beskidach. W końcu jest punkt. Jeszcze tylko zejście, też nie łatwe.

A rowery są na dole © djk71


Do mety
Rzut oka na zegarek - jest szesnasta. Czas mamy przedłużony do 17, ale to i tak mało, bo wydaje się, że mamy około 30km do bazy. Możemy się spóźnić o 30 minut, ale wtedy za każdą minutę spóźnienia dostajemy 5 minut kary. Po tym czasie jesteśmy NKL :-(

Jedziemy szybkim tempem. Za szybkim, jak 1000m podjazdów, które mamy za nami, jak na temperaturę około 30 stopni.
Pewnie jest trochę mniej, ale tyle pokazuje mi termometr i opalenizna na rękach. Szybkie uzupełnienie bidonów i spotykamy Grzesia, który jadąc w przeciwną stronę coś krzyczy o limicie czasu. Tylko gdzie on jedzie? Potem się okaże, że też do bazy tylko inną drogą.

Siedemnasta. Już jesteśmy spóźnieni, pytanie czy zdążymy w doliczonym czasie? Czuję ból głowy, zaczyna mi być chyb niedobrze, ale walczę. Docieramy na metę o 17:24. Czyli 2 godziny kary :-( Ale jesteśmy klasyfikowani :) Do tego minuty karne za niezdobyte 11 punktów. Masakra :-(

Na mecie
Jedzonko, jak zawsze tutaj dużo :-)
I z rozmów ze znajomi wynika, że nikt nie zdobył kompletu. Zbyszek, który wygrał ponoć nie zaliczył 3-4 punktów, reszta z czołówki ma ponoć 7-8 punktów w plecy. Czyli nie tylko nam tak poszło. Wszyscy klną na rozmieszczenie punktów. Organizator sam przyznaje, że nie dość, że punkty nie były w samym centrum kółka, to jeszcze zdarzyły się takie, które były poza. Sam ich ponoć nie mógł odnaleźć kiedy chciał je oznaczyć. Trochę porażka, ale dobrze, że miał tego świadomość i przeprosił uczestników za to. Zdarza się.

Zmęczony, spalony (ręce w kolorach , ale po raz kolejny zadowolony, że daliśmy z siebie wszystko. I pełen nadziei, że limit pecha na ten sezon już wyczerpaliśmy.

BikeOrient, czyli Pechowa Trzynastka

Sobota, 27 kwietnia 2013 · Komentarze(10)
Uczestnicy
BikeOrient, czyli Pechowa Trzynastka

Ruszamy wraz z Amigą na BikeOrient. Po raz pierwszy startujemy jako… ETISOFT BIKE TEAM :-). Wraz z nami jedzie, długo wahający się Andrzej ;-) Fajnie, że udało się go namówić, bo po pamiętnej błotnej Odysei miałem wrażenie, że już nigdy się go nie uda wyciągnąć na taką imprezę :-)

Pierwsze zaskoczenie już na parkingu, bo z dwóch stron równocześnie pada pytanie: ETISOFT? Ten Etisoft? :-)

Szybka rejestracja, krótkie powitanie z dawno niewidzianymi znajomymi i czas zająć się sprzętem. Przygotowanie rowerów, akcesoriów, montaż mapników i ostatnie decyzje co na siebie włożyć, a co z sobą zabrać, bo mimo iż teraz jest ciepło to zapowiadany jest deszcz.

Jaki ładnyy numerek © djk71


Odprawa techniczna, rozdanie map i do roboty :-)

Trzeba słuchać uważnie © djk71


Dostajemy dwie mapy: Las łagiewnicki w skali 1:15 000 oraz Wzniesienia Łódzkie -1:30 000. Niby fajnie bo dokładniejsze, ale czuję lekką obawę, bo jednak bardziej przyzwyczajony jestem do pięćdziesiątek.

Rysujemy z Amigą część trasy i w drogę. Andrzej decyduje się na samotny start.

PK 10 - ogrodzenie
Zapędzamy się trochę za daleko, ale szybka korekta i po chwili wraz z kilkoma innymi osobami odnajdujemy punkt.

Mamy pierwszy punkt © djk71


PK 4 - róg ogrodzenia
Szybko zauważamy, że mapa to "piętnastka", bo odcinki na mapie wydają się o wiele dłuższe niż są w rzeczywistości. Punkt odnaleziony bez problemu.

PK 1 - szczyt wzniesienia
Nie lubię takich punktów, bo zwykle ciężko je odnaleźć, ale tym razem widać go jak na dłoni.

PK 8 - skrzyżowanie dróg
Dojazd Traktem Napoleońskim. Na miejscu bufet. Jak jest to trzeba skorzystać ;-) Przy okazji przełączamy się na drugą mapę.

PK 15 - zagajnik
Bez problemów.

PK 7 - szczyt wzniesienia
Dłuższy postój z przyczyn technicznych. Przy okazji mała korekta trasy.

Chwila przerwy © djk71


PK 13 - mała żwirownia
Korekta nie wprowadzona na mapę i przegapiamy skręt w lewo i lądujemy na skrzyżowaniu z DK14. Spostrzegamy błąd, ale do punktu da się dojechać i z tej strony. Skręcamy i jedziemy 3km główną drogą. Jest zajazd, jest przystanek, łuk drogi ale coś nam się nie podoba. Kompas wskazuje inny kierunek. No tak - na skrzyżowaniu skręciliśmy w odwrotną stronę. Masakra. Do wyboru mamy powrót lub zmiana planów i atak na PK 16. Wybieramy szesnastkę.

PK 16 - cmentarz
Na mapie jest ścieżka, ale okazuje się, że wjedzie przez prywatną posesję. Rozmowa z właścicielami i zostawiamy rowery przy bramie i pieszo zaliczamy punkt. Trudno się dziwić ich złości, kiedy nagle tłumy na rowerach rozjeżdżają im łąkę i pole. Do tego niektórzy zawodnicy nie zachowali się ponoć zbyt kulturalnie. Wstyd.

PK 14 - szczyt wzniesienia
Amiga w pośpiechu zaplątuje się w rower. Niestety nie zdążyłem zrobić zdjęcia. Krew się polała, ale na szczęście nic poważnego. Mijamy się z Andrzejem.

PK 17 - ruiny budynku
Łatwo odnalezione. Teraz tylko trzeba się stąd wydostać. Wybieramy drogę przez budowę autostrady. Ciężko się jedzie. Rowery zapadają się ale udaje nam się dostać do drogi. Przed punktem też było ciekawie :-)

Ciekawe kto po tym polu jeździ szybciej... © djk71


PK 20 - zagajnik
Kolejny łatwy punkt. Tak naprawdę nawet nie korzystamy z opisów punktów, bo większość jest bardzo prosta do odnalezienia.

PK 19 - skrzyżowanie dróg
Z daleka widzimy krzyż. To jeden z tych punktów, którego zdjęcie było zamieszczone na Facebooku. W sumie zdziwiły mnie te zdjęcia punktów - miejscowi mieli ułatwione zadanie.

Było na Fejsie... © djk71


PK 18 - szczyt wzniesienia
Zaczynam czuć zmęczenie, do tego czepiają się mnie jakieś kolce. Rzut oka na zegarek i jest dobrze. Mamy sporo czasu.

PK 13 - mała żwirowania - po raz drugi
Wydaje się być prosty dojazd. Nie widzę punktu, bo jest na zawiniętej części mapy. Wydaje się jednak oczywisty. Mijamy DK14 i skręt w prawo. Wjeżdżamy na górkę i… rzut oka na mapę mówi, że to nie ta ścieżka. Wracamy? Nie przejedziemy na skróty i powinniśmy trafić na punkt. Najgorsza decyzja dzisiejszego dnia. Kolejne ścieżki i już nie jesteśmy pewni gdzie jesteśmy. Trzeba znaleźć jakiś punkt orientacyjny. Jest. Ruszamy i jest punkt.

Pechowa trzynastka © djk71


Całość kosztuje nas jakiś 45 minut :-( Porażka. Teraz zostaje nam jeszcze tylko 7 punktów w Lesie Łagiewnickim. Powinniśmy zdążyć bez problemu.

PK 3 - skraj lasu
Najpierw niebieskim szlakiem (żeby wszędzie szlaki w terenie tak się pokrywały z mapami), a potem na przełaj.

PK 11 - nasyp
Namierzony bez kłopotów.

PK 9 - szczyt wzniesienia
Łatwy do zauważenia z drogi

PK 6 - szczyt góry
Wspinamy się stromym podejściem, na górze okazuje się, że z drugiej strony można łatwo dojechać. SMS od Andrzeja, że już jest na mecie. My mamy jeszcze 3 punkty.

PK 2 - skraj lasu
Prosta droga i… nie ma ścieżki. Wracamy do skrzyżowania i precyzyjnie odmierzamy odległość. Jest. Jeszcze dwa, zdążymy.

PK 5 - szczyt wzniesienia
Dojazd wydaje się oczywisty. Jednak nie widzimy oznaczeń czerwonego szlaku. Robimy pętlę i wracamy w to samo miejsce. Czasu coraz mniej. Jeszcze raz odmierzając odległości i trochę na przełaj w końcu go mamy. Po chwili okazuje się, że widać go było z miejsca w którym wcześniej byliśmy już dwa razy. Nie wiem czemu go nie zauważyliśmy. Zmęczenie? Okazuje się, że nie zdążymy już zaliczyć ostatniego punktu choć jest w prostej linii jakieś 800m od mety. Nie ryzykujemy, bo każda minuta spóźnienia kosztuje jeden punkt karny.

Na mecie herbatka, kiełbaska, mięsko… i pogaduchy ze znajomymi. Szkoda, że od kilku godzin pada i zrobiło się zimno, bo nie ma nastroju na siedzenie przy ognisku.

Zakończenie imprezy, medale dla najlepszych i tombola. Czas się żegnać i wracać do domu.
Jak zwykle świetnie zorganizowana impreza. Już czekam na kolejną.

Lądujemy na 28 miejscu - to połowa stawki - pierwsza połowa :-) Gdyby nie awaria i własna głupota na trzynastce bylibyśmy w okolicach 15 miejsca. Gdyby…
Andrzej jest… trzynasty. Brawo!
Zmęczenie, żal straconego czasu i jednego punktu, brak kondycji ale ogólnie jestem zadowolony. Wiemy co trzeba poprawić.

Bocian, kaczka i wiewiórka

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · Komentarze(10)
Uczestnicy
Bocian, kaczka i wiewiórka
Ciężki początek roku. Pogoda przeszkadza. Praca nie ułatwia. Nawet dziś choć ciepło, nie było pewności, że się uda. Na szczęście umówiłem się z Amigą, więc jest motywacja. Darek dociera po dziewiątej, kawa, krótkie pogaduchy i o dziesiątej ruszamy w stronę Toszka.

Spokojny początek drogą na Ptakowice, Wilkowice i Księży Las. Choć spokojny, to czuję, że może być ciężko. W Księżym Lesie widzimy potwierdzenie, że w końcu mamy wiosnę :-)

Bocian! Jak on żyje, to znaczy, że my też możemy. © djk71


Przed nami Łubie, gdzie chcę Darkowi pokazać groby rodziny Baildonów.

Baildon - znane nazwisko © djk71


Nagrobek © djk71


... © djk71


Przy wejściu na cmentarz sklep?

Płyn do spryskiwaczy? © djk71


Wcześniej jednak Darka czeka łatanie dętki.

Zakaz postoju... ale zatrzymać się można © djk71


Coś się może przydać... © djk71


Przy okazji nawiązuje kontakty z mieszkańcami wioski, którzy zaskoczeni tym, że interesują nas takie tematy kierują nas do grobu żołnierza. Koło "majątku" mamy skręcić wedle brzózek.

Majątkiem okazuje się pałac z 1869 roku. Odpuszczamy fotografowanie, bo w środku znajduje się obecnie zamknięty Dom Opieki dla Dorosłych, a po parku przechadzają się pensjonariusze. Niezręcznie jest pstrykać zdjęcia.

Znajdujemy brzózki i ruszamy polna drogą. Im dalej tym bardziej mokro. Grobu nie widać. Droga się kończy i przed nami rzeczka. Rozsądek nakazuje zawrócić więc... jedziemy dalej ;-)

Droga? © djk71


Darek szuka mostu...

Szukam mostu © djk71


W końcu jest...

Przez mostek... © djk71


Szukamy najlepszej drogi. Łatwo nie jest.

Gdzieś musi być droga... © djk71


Więcej spaceru niż jazdy. W końcu udaje się dotrzeć do drogi 901. Orientuję się, że w walce z krzakami zgubiłem licznik. Nie bardzo widzę szanse na jego odnalezienie, nie jestem pewien czy potrafiłbym odtworzyć drogę przez krzaki. Ale licznika szkoda ;-(

W Zacharzowicach szok. Kościół św. Wawrzyńca z 1580 roku, który niegdyś był ciemny, podczas ostatniej mojej wizyty miał jasną wieżę, dziś jest prawie cały jasny...

Coś się zmieniło © djk71


Jedziemy dalej. Przed nami Toszek. Wita nas wiewiórka...

Ona jest za szybka, czy aparat za wolny? © djk71


To mój dom © djk71


Chwila odpoczynku na zamku.

Zamek w Toszku © djk71


Po raz pierwszy rzuca mi się w oczy legendarna złota kaczka. Ze studni dochodzą dziwne dźwięki.

Złota kaczka? © djk71


Ciekawe, czy zegary na rynku są zsynchronizowane?

Która godzina? © djk71


Krótki postój na popas na skwerze obok piekarni i jedziemy dalej.
Oczywiście obowiązkowa fotka przy olbrzymiej wieży ciśnień.

Wysoko © djk71


I za stacją skręcamy w stronę Ciochowic w drogę, która ponoć prowadzi do Byciny. Ponoć, bo na mojej mapie Wyżyny Śląskiej wygląda ona na drogę polną, ale Amigi mapa pokazuje tam asfalt.

Miałem sprawdzić co to za wydawnictwo było, ale zapomniałem. Wiem jedno... nie kupować tych map... Drogi asfaltowej oczywiście nie było, a to co zobaczyliśmy, nie zachęcało do jazdy.

Wracamy na główną drogę i... Amiga chce sprawdzić w jakiej jestem formie :-) Przeżyłem, ale łatwo nie było.

Postój koło zabytkowej stacji wodociągowej w Karchowicach, ale dziś nie decydujemy się na zwiedzanie.

Kierownica? © djk71


Brak czasu.
Kilka zdjęć dla koleżanek z pracy... Niebieskie można dotykać...

Niebieskie, można dotykać... © djk71


Lornetka? © djk71


Kiedyś trzeba będzie jednak zaliczyć zarówno to miejsce, jak i wiele innych na szlaku...

Szlak Zabytków Techniki © djk71


Wracamy do domu. Końcówka daje mi w kość. Trzeba się jednak spieszyć. Dziś gramy z Podbeskidziem. Niestety polegliśmy :-(

My za to daliśmy radę ;-) Niestety nad kondycją jeszcze trzeba popracować, a zawody już wkrótce...

Zaliczając gminy z Łukaszem

Niedziela, 17 marca 2013 · Komentarze(10)
Uczestnicy
Zaliczając gminy z Łukaszem

Wieczorem dzwoni Amiga, mówiąc że w nasze strony przyjechał lukasz78 i od rana zamierza kontynuować wycieczkę po śląskich gminach. Krótka wymiana zdań i jesteśmy umówieni na 9 rano w Makoszowach żeby służyć za przewodników.

Budzę się i termometr wskazuje -8 stopni. Nie ma mowy, nie jadę, w tym roku jakoś nie jest mi po drodze z mrozem. Po chwili jednak wstaję, śniadanko i jest -6. Jadę.

Przed dziewiątą spotykam Darka przed kopalnią. Po chwili dojeżdża Łukasz.

Podtrzymuje tablicę? © djk71


Krótkie powitanie, ustalenie kierunku jazdy i mkniemy w stronę Katowic.

Łukasz opowiada o zaliczaniu gmin, a my opowieściami próbujemy go zachęcić do trochę bardziej szczegółowego zwiedzania mijanych miejsc. W sumie co kto lubi, ale mnie byłoby jednak żal mijać tak blisko tyle fantastycznych miejsc i nie zatrzymania się koło nich.

Mijamy Rudę. Na chwilę przystajemy w Świętochłowicach przy bramie byłego obozu najpierw niemieckiego, a potem komunistycznego.

Za bramą było strasznie... © djk71


Chwilę później docieramy do Chorzowa i pod Stadionem Śląskim spotykamy się z limitem. Rzut oka na budowę...

Kiedy zakończą? © djk71


... przygotowania do pamiątkowego zdjęcia...

Mój statyw był za niski... © djk71


... i jedziemy dalej.

Jeszcze krótki przystanek przed Planetarium...

Planetarium © djk71


... i wjeżdżamy do Siemianowic. Jeszcze próbuję zachęcić kolegów do odwiedzenia cmentarza żołnierzy niemieckich, ale widzę że Łukasz chce jak najszybciej dotrzeć do Mysłowic. Wobec tego zaliczyliśmy tylko małą pętlę po mieście i... pora się rozstać. Z żalem się żegnamy, ale niestety musimy wrócić do Zabrza, a reszta ekipy udaje się w przeciwnym kierunku.

Jako, że Darek nie był jeszcze na siemianowickim cmentarzu wracamy. Bez problemu trafiamy na miejsce. Za każdym razem kiedy tu przyjeżdżam jestem pod wrażeniem.

Tu spoczywają.... © djk71


Krótkie ładowanie baterii na stacji Lotosu i szybka wizyta w Żabich Dołach. W południe, w zimie to miejsce nie robi takiego wrażenia, jak np. wiosną, czy jesienią, o świcie... Dziś podziwiamy tylko spacerującego po cienkim lodzie łabędzia.

Ten w lustrze to ja? © djk71


Jeszcze chwilowy postój w parku w Bytomiu...

Spotkanie? © djk71


Drewniany most w parku © djk71


... i pora wracać do domu. W Miechowicach postanawiamy zobaczyć jak wyglądają drogi w lesie. Na początku jest w miarę, ale po chwili wiemy, że bez mycia rowerów się nie obejdzie :-)

Fajnie spędzone przedpołudnie. Oby częściej trafiały się takie wyjazdy w świetnym towarzystwie.

Pałacowo....

Sobota, 9 marca 2013 · Komentarze(18)
Uczestnicy
Pałacowo

Nie wiem co się stało, ale mój wpis zniknął. Nie jestem w stanie go odtworzyć więc kopiuję (mam nadzieję, że się nie gniewasz Darku) wpis Amigi, z którym jechałem.


Jestem już w domu, czuję zmęczenie, czuję te przejechane kilometry, pewnie pogoda też odcisnęła na mnie swoje piętno. Pomimo tego jestem zadowolony z wycieczki, z towarzystwa z mile spędzonego dnia.. było rewelacyjnie, Dzięki Darku :) i Rodzino wielkiego K:)

Wróćmy jednak do początku.

Mamy piątek wieczór, zadekowałem się w domu Darka, pierwotny plan nie wypalił, w weekend miał być wypad w okolice Bydgoszczy, później zmieniliśmy go na wyprawę na Anaberg, była opcja wycieczki śladami Janosza, jednak kolejne propozycje diabli brali, najwięcej w tym wszystkim namieszała pogoda i prognozy zmieniające się z dnia na dzień.... W sobotę też miało lać, jednak.... ok 22:00 w prognozach pojawiło się okienko od ok 10:00 w sobotę, więc jednak jest szansa na jakiś krótki wypad rowerowy po okolicy..., tylko gdzie.... teren raczej odpada, to jeszcze nie ta pora, to jeszcze nie ten czas...
Darek proponuje objazd kilku pobliskich zamków, pałaców..., w okolicy jest tego „trochę”, specjalnie nie namyślając się nad tym zgadzam się, W okolicach północy, jest szkic w.... głowie Darka, pozostało tylko pójść spać i rano wsiąść na rowery...

O poranku zaczynamy się powoli zbierać, spacer z Bajką, śniadanie, odszukanie ubrań rowerowych, krótki przegląd sprzętu i możemy ruszać...

Jak zakładaliśmy na początku jedziemy szosami, mijamy Ptakowice, Zbrosławice, docieramy do Kamieńca i naszego pierwszego PK – neobarokowego pałacu w którym obecnie znajduje się Ośrodek Leczniczo-Rehabilitacyjny dla Dzieci, rozglądamy się dookoła budowli i ruszamy dalej.

Ośrodek Leczniczo-Rehabilitacyjny dla Dzieci © amiga

widok z drugiej strony © amiga


Kolejny pałac do odwiedzenia znajduje się w Kopaninach, jadąc przez Księży Las, na kilka min zatrzymujemy się w pobliżu kościoła, ciężko focić to miejsce jeżeli wydać, że trwa ceremonia pogrzebowa..., to nie jest dobra chwila na sesję zdjęciową.


Kościół św. Michała w Księżym Lesie
© amiga

Pewnie będzie jeszcze niejedna okazja aby odwiedzić to miejsce...

Kilka km dalej zatrzymujemy się przy sklepie, musimy uzupełnić zapasy, w zasadzie to zaopatrzyć w się w cokolwiek, po dłuższym okresie bez wycieczek rowerowych, zapomnieliśmy do czego służą bidony, że warto mieć ze sobą coś do jedzenia :). Jeżdżąc na trasie dom-praca-dom zapominam o takim szczególe. Jednak dzisiejsza wyprawa ma być dłuższa, nie możemy liczyć na szczęście. Chwila na posiłek i pora ruszyć dalej.

Docieramy do pałacu w Kopaniach który od kilkudziesięciu lat służy jako Państwowy Dom Pomocy Społecznej. Może nie jest w stanie idealnym, jednak na tyle dobrym iż powinien przetrwać kolejne kilkadziesiąt lat...

Państwowy Dom Pomocy Społecznej w Kopaninach © amiga

Do kolejnego PK pałacu Warkoczów w Rybnej, mamy tylko kawałek, trasę pokonujemy dość szybko, standardowo objeżdżamy budynek dookoła, widać, że jest pięknie odrestaurowany, chociaż kilka elementów wyraźnie nie pasuje do tego miejsca, jakaś rozpadająca się lodówa, samochody.

Pałac Warkoczów w Rybnej © amiga

Obserwujemy osoby wychodzące ze środka, patrzymy po sobie i chyba pora się ewakuować, zdaje się, że nie pasujemy do tego towarzystwa w ubraniach supermenów... ;P

ciekawe co jest w środku? © amiga

Pora na wizytę w Brynku, jednak czeka nas jazda po dość paskudnej drodze, i nie chodzi mi o asfalt, tylko o pędzące samochody. Fakt, że kierowca ciężarówki zachował się całkiem nieźle, dając nam znać, że pędzi na nas, dzięki temu odbiliśmy nieco bardziej na pobocze, jednak mijając nas mógł troszkę zwolnić. Nie przepadam za takimi sytuacjami.

Gimnazjum w Brynku - ciekawą historię ma to miejsce © amiga


Tym tym razem oglądamy kilka budynków zaadoptowanych na szkoły - Gimnazjum Publiczne, kawałek dalej Technikum Leśne. O ile pierwszy prezentuje dość ciekawą zabudowę z czerwonej cegły, to ogrom tego drugiego powala.

Technikum Leśne w Brynku © amiga


Technikum leśne w Brynku od frontu © amiga

na podjeździe... © amiga

Chwila rozmowy i postanawiamy zaliczyć jeszcze jeden bonusowy PK w Tworogu, to tylko kilka km i grzechem byłoby nie zahaczyć o to miejsce, tym bardziej że kolejny pałac czeka na sesję :)

Tym razem trzeba się zastanowić jak wrócić, warianty, są 2 albo po śladach, albo na czuja... , gdzieś w kierunku na Świniowice, Darek podejrzewa istnienie kolejnego pałacu w Wielowsi, jakoś dziwnie bez błądzenia docieramy na miejsce znowu chwila postoju, czas na uzupełnienie energii i chyba najwyższa pora wracać do Zabrza, zaczyna nas gonić czas.

pałac w Wielowsi © amiga

Schody prowadzące do... ? © amiga

Z Google-a wynika, że trasa nie jest zbyt skomplikowana. Przez Wojska i Jasionę powinniśmy dotrzeć do Księżego Lasu, w tej drugiej miejscowości udaje nam się zauważyć ruinę w dość paskudnym stanie. Zastanawiają mnie 2 szczegóły, pierwszy to oznaczenie obiektu zabytkowego, drugi to data zupełnie nie pasująca tego co widzimy 1954. Już w domu zagadka zostaje wyjaśniona, data odnosi się do ostatniego remontu pałacu. 59 lat jakie minęły od chwili ostatniego remontu, nie obeszło się łagodnie z tym miejscem. Szkoda...

Czy to jeszcze ruina, czy już tylko stos cegieł © amiga

Zabudowania gospodarcze, też nie wyglądają najlepiej.... © amiga

Zbliża się 16:00. musimy wracać, bez większych przerw docieramy na Helenkę, uff, można chwilę odpocząć, coś zjeść, jednak pora na mnie... muszę wrócić do Katowic. Wieczorem jestem już umówiony, a od rana czeka mnie sporo pracy...

Wyjeżdżam do domu ok 18:00, czuję te wcześniejsze 75km, te zjazdy i podjazdy, na dokładkę czeka mnie droga przez centrum Zabrza a później opłotkami przez Rudę Śląską i Katowice.

Ps. Dzięki Darku za wycieczkę, nawet pogoda nie była w stanie nam jej zepsuć.

WOŚP i Bajka

Niedziela, 13 stycznia 2013 · Komentarze(10)
Uczestnicy
WOŚP i Bajka

Podobnie jak w zeszłym roku dziś w planach wyjazd na świąteczną masę. W tym roku odbywa się w Rudzie Śląskiej. Szczerze mówiąc bardziej mi się podobała zeszłoroczna koncepcja przejazdu przez kilka miast, niż tegoroczny objazd jednego miasta. W tym samym czasie w Bytomiu odbywa się alternatywny przejazd rowerowy. Popołudniowe zaproszenie na koncert Igora sprawia, że wybieramy Bytom. W razie przedłużającej się imprezy łatwiej będzie się urwać żeby zdążyć.

No co...? © djk71


Wraz z Wiktorem i Amigą ruszamy z domu dość późno. Ciekawe czy przy takich warunkach uda się zdążyć. Na zjeździe do Rokitnicy czuję, że asfalty posypali solą. Nic się nie dzieje, był czas przecież przywyknąć do tego smaku w zeszłym roku ;-)

Bez większych problemów docieramy na bytomski Rynek. Czeka już około 50 rowerzystów.

Grupa już czeka © djk71


Chwila rozmowy z Jackiem...

Takie... Taka... Taki...? © djk71


... i czas ruszać w eskorcie kilku radiowozów. Równe tempo, tylko momentami policja spowalnia nieco peleton. Łagiewniki, Szombierki, Bobrek, Karb, Miechowice, Stolarzowice. Tu Wiktor decyduje się na powrót, zimno daje i sobie znać, stopy marzną.

Czas wracać w stronę centrum Bytomia. Kończymy w BECEKu. Tu czeka nas zupka grzybowa i chleb z tłustym. Potrzebowałem tego. Przed wyjazdem dostajemy jeszcze zestaw gadżetów.

Powrót spokojny. Pod koniec zaczynam już czuć lekkie zmęczenie. W domu czeka na nas pyszna, rozgrzewająca zupka cebulowa :-) Fajnie było się przejechać, choć na początku psycha wariowała na widok śniegu i błota pośniegowego. Potem już przywykła :-)

W tytule było o Bajce. No to wyjaśnienie.

Zaprzyjaźniliśmy się... © djk71


Rower w pobliżu... To dobrze, czy źle? © djk71


Nie do końca byłem przekonany czy to dobry pomysł, a właściwie to jestem pewien, że to zły pomysł, ale rodzina mnie przegłosowała. Zobaczymy co z tego wyniknie...
Czy to będzie dobra Bajka...

Przedświątecznie...

Sobota, 22 grudnia 2012 · Komentarze(11)
Przedświątecznie...
Myślałem, że ostatnie podsumowanie będzie już rzeczywiście końcem sezonu. Nie wyszło ;) Franek810 wraz z Amigą namówili mnie na wspólny wyjazd. Dokąd? Nie wiem. Do końca nawet nie jestem pewien gdzie się spotkamy.

Ranek. I zaskoczenie. Świat istnieje, a wczoraj miał się skończyć. Na termometrze -6C, wstaję robię śniadanie i... Wskakuję do łóżka. Nie chce mi się wstawać. W końcu jednak zbliża się godzina, o które muszę ruszyć żeby pojawić się około południa gdzieś na makoszowskich peryferiach.

Ubieram się próbując sobie przypomnieć co się zakłada na siebie w takich warunkach i ruszam. Na zjeździe z Rokitnicy przypominam sobie, że ktoś kiedyś wynalazł krem do twarzy...

Mikulczyce, dzwoni Amiga. Są już razem na Stragańcu, spoko mam sporo czasu. Centrum próbuję omijać jakimiś opłotkami, ale nie mam jakiejś spójnej koncepcji.
Zatrzymuję się obok budowanego stadionu Górnika.

Stadion rośnie... © djk71


Ostatni raz rowerem byłem tu chyba ponad rok temu. Wtedy wyglądało to nieco inaczej.

Makoszowy. Cały czas mam wrażenie, że jest coś nie tak z rowerem. Za diabła nie chce jechać szybciej niż 20km/h. Nie wiem co się dzieje.

Rzut oka w górę na budynek poczty i...

Ministerstwo propagandy? © djk71


Narzędzie propagandy?

Jadę dalej. Zatrzymuję się, żeby zmienić położenie licznika, bo coś kabel ociera o oponę i widzę nadjeżdżających moich towarzyszy.

Jeszcze trochę... © djk71


Przywitanie, łyk picia i krótka debata dokąd jedziemy. Był pomysł żeby odwiedzić Glaubenstadt, ale rzut oka na zegarek sprawił, że zmieniamy zdanie. Czasu mało więc wybór pada na Chudów. Zawsze mnie zastanawia fenomen tego miejsca. Ruiny zamku nie są jakieś wyjątkowo spektakularne, w sezonie są tam tłumy, a mimo to każdego tam ciągnie... Zawsze pełno tam rowerzystów, motocyklistów...

Chudów © djk71


Wcześniej jednak zatrzymujemy się nad czynnym już nowym mostem nad Kłodnicą.

Nowy most nad Kłodnicą © djk71


Oczywiście nie obeszło się bez sesji zdjęciowej... Amiga robił wszystko żeby się załapać...

Zdążę? © djk71


Na szczęście aparat był cierpliwy.

Czekam... © djk71


Ciężko mi się jedzie. Gonię chłopaków ostatkiem sił, licznik złośliwie wciąż nie chce przekroczyć "dwudziestki" (poza nielicznymi zjazdami). Na miejscu pustka. Nie ma nikogo. Nawet oberża wydaje się zamknięta i opuszczona.

Oberża w Chudowie © djk71


Nie sprawdzamy, korzystamy z własnych zapasów...

Wasze zdrowie! © djk71


Pora wracać. Jadę coraz wolniej. Pada propozycja zostania na bal sylwestrowy w Białym Domu. Nawet byliśmy skłonni się zdecydować, ale na miejscu okazało się, że to jakiś przekręt... Bo dom nie jest biały...

Biały dom? © djk71


Jedziemy w stronę Zabrza. Nie jest dobrze. Licznik zamarza? Chyba, bo 16km/h to maks... :-( Kończyce - prawie Centrum Południe :-) Pora się pożegnać. I tu niespodzianka. Oprócz życzeń Franek810 wręcza mi świąteczny podarunek...

:) © djk71


Dziękuję raz jeszcze. Wszyscy dziękujemy.

Teraz jeszcze tylko dojechać na Helenkę. Ciężko, coraz wolniej. Postój w Mikulczycach. Na podjeździe z Rokitnicy gdzie zwykle walczę żeby nie spaść poniżej 20km/h dziś nie próbuję nawet walczyć żeby utrzymać... 9km/h.

Nie wiem co się stało. Od połowy drogi bolały mnie... uda. Tego chyba nigdy nie przerabiałem. Zdarzało się, że nie miałem siły, ale jeszcze chyba nigdy nie bolały mnie mięśnie ud. Brak jazdy, czy coś innego? Nie mam pojęcia...

Mimo to, dzięki Panowie, że mnie wyciągnęliście..., Że udało się spotkać w takim okresie... że udało się przejechać choć parę kilometrów i trochę porozmawiać... Choć jak zawsze za mało... Ważne jednak, że choć tyle...

Do następnego razu... ;-)

Odyseja 2012 - dzień drugi

Niedziela, 7 października 2012 · Komentarze(24)
Odyseja 2012 - dzień drugi
Po wczorajszym pierwszym dniu Odysei szybko usnąłem. Dawno tak się w nocy nie męczyłem. Choć usnąłem natychmiast po wejściu do śpiwora, to budzę się wielokrotnie w nocy. To zmęczenie. Kiedyś nie znałem tego uczucia. Wydawało mi się, że jak ktoś jest zmęczony to śpi jak zabity. Od jakiegoś czasu już wiem, jak człowiek się może męczyć w nocy będąc zmęczony.

Poranek budzi nas niską temperaturą i deszczem. Oj, będzie się działo. Dowiadujemy się, że trasa zostanie skrócona. Ponoć większość tak chciała. Ciekawe, że wczoraj rozmawiałem tylko z mniejszością...

Nic to, mapy w rękę, szybki plan i ruszamy z Amigą na nierówną wojną z błotem i chłodem.

PK2 - Skrzyżowanie dróg leśnych
Ruszamy wraz z dużą grupą zawodników, jednak za torami większość skręca w prawo, a my w lewo w kierunku Bramy Zwierzynieckiej.

Brama Zwierzyniecka © djk71


Dojeżdżamy do kopalni i zonk :-( Wybrana przez nas droga zupełnie zarośnięta. Parę minut straconych na szukanie rozwiązania, kilka kolejnych na objazd. Nieźle się zaczyna. Do tego na zjeździe już nic nie widzę, okulary nie dość, że ociekają wodą to jeszcze parują. Nic nie widzę. Jakimś cudem zjeżdżam, by po chwili dotrzeć do punktu. Okulary lądują w kieszeni, co oznacza, że znów widzę mniej niż powinienem.

PK1 - Skrzyżowanie ścieżek
Tu docieramy bez przygód.

PK4 - Rów
Wieczorem znajomi namawiali mnie na Harpagana. Pa jedzeniu i kąpieli nawet zaczęły mi krążyć po głowie takie myśli. Teraz jednak widzę, że musiałem być bardzo zmęczony biorąc pod uwagę udział w kolejnych zawodach. Dziś na każdym podjeździe prawie umieram. Masakryczna kondycja. :-(
Punkt odnaleziony bez problemu.

PK5 - Szczyt jaru
Tu podjazd daje mi strasznie w tyłek. U góry popas i szybka decyzja o rezygnacji z PK8 - w moim tempie i tak nie zdążymy zaliczyć wszystkiego.

PK6 - Róg lasu, ścieżka
Jedziemy na azymut, po wyjeździe na asfalt lekka dezorientacja. Tablice miejscowości wcale nam nie pomagają, ale po chwili odnajdujemy się i bez problemu docieramy do szóstki. To bufet. Dobre ciacha, tylko kawy nie podawali :)

Bufet © djk71


PK9 - Drzewa na miedzy
Szybko asfaltem, tylko przed samym punktem mała ślizgawka.

PK7 - Pod skałą, wschodnia ściana
Choć szlak niebieski zaprasza by podjechać nim pod punkt, my decydujemy się dojechać tam od strony autostrady. Wybór dobry, tylko punktu nie widać. Efekt podobny jak dzień wcześniej. Szukamy nie przy tej skale co potrzeba. Tracimy mnóstwo czasu.

Pod skałą © djk71


PK3 - Pd-wsch róg polany
Jeszcze tylko jeden punkt i koniec.
Punkt wydaje się być prosty, ale zmęczenie sprawia, że mijamy skręt do lasu. Po chwili wracamy, ale nie zauważamy, że wjeżdżamy do niego inną ścieżką niż nam się wydaje. Szukamy punktu, a jego nie ma. Nagle orientujemy się, że zostało nam mało czasu, a meta jeszcze daleko. Wiemy już jaki zrobiliśmy błąd i może warto by było się cofnąć i tym razem znaleźć punkt, ale moja kondycja podpowiada mi, że może liczyć się każda minuta. Wracamy.

Dogania nas ekipa, z którą szukaliśmy trójki. Znaleźli ją, ale oni mają więcej sił niż ja. Jedziemy razem w stronę mety, ale ja robię to już resztkami sił. Do tego zamknięty przejazd kolejowy, przeciskanie się między zaporami... szaleństwo. Na metę docieramy na pięć minut przed zamknięciem. Jesteśmy sklasyfikowani na siódmym miejscu. Słabo, ale czego można było wymagać jak się nie ma siły.

Grunt, że zabawa była świetna. Dzięki Darku za towarzystwo, sorry za zamulanie, ale więcej nie byłem w stanie dać z siebie w ten weekend.
Dzięki organizatorom za świetną organizację i fantastyczną atmosferę. O ciasteczkach nie wspomnę :-)
Dzięki wszystkim, z którymi miałem okazję zamienić choć parę słów, czy to w bazie, czy na trasie... Fajnie Was było spotkać...

Po przyjeździe do domu odstawienie roweru, szybka kąpiel, obiad, garnitury do auta i kierunek Poznań. Jeszcze tylko szybkie czyszczenie roweru i... niespodzianka...

Dał radę... © djk71


Dobrze, że dojechałem do mety, bo nie byłoby już czasu na skucie łańcucha.

Zabrze ma 90 lat!

Sobota, 29 września 2012 · Komentarze(7)
Zabrze ma 90 lat!

Dziwne to miasto. Niby stare, a prawa miejskie ma raptem od 90 lat. Wcześniej było największą wsią w Europie.

Miasto świętuje © djk71


Dziś miasto świętuje więc jedziemy z Wiktorem zobaczyć co się dzieje...

Wjeżdżamy w samą porę... Kawalkada dociera do parku... Prowadzą samochody z naszego muzeum...

Starych samochodów czar... © djk71


Zaraz potem orkiestra górnicza...

Górnicza orkiestra musi być © djk71


Za nimi oczywiście Skarbnik...

Skarbnik © djk71


W międzyczasie dostajemy osobiste pozdrowienia od pracowników Urzędu Miejskiego ;-)

I prezentacje przedszkoli i szkół...

Z wysoka © djk71


W tym "nasza" szkoła wioząca tort na konkurs ;-)

Tort, czy kopalnia © djk71


Można dowiedzieć się, kto znany urodził się w Zabrzu...

Zabrzanie © djk71


Zobaczyć, że można tu spotkać różne kultury...

Wschodnia kultura © djk71


Spotkać innych rowerzystów...

Rowerkiem.. © djk71


Można i razem © djk71


Były i eksponaty z nowego muzeum techniki wojskowej...

Robi wrażenie © djk71


Pohałasowały też inne jednoślady...

Inne jednoślady © djk71


A całość kończyła kawalkada tramwajów...

Staruszek © djk71


Nie wiem tylko czemu nie skręciły do parku ;-)

Musieliśmy jechać za nimi to zajezdni, gdzie były dni otwarte...

Ciężki sprzęt tramwajowy © djk71


Podobało nam się...

Kabriolet? © djk71


Widać było upływ czasu...

Czas mija... © djk71


Takich ławek już nie pamiętam...

Ławeczki © djk71


Pokrążyliśmy jeszcze trochę po Zabrzu i wróciliśmy do domu żeby... powitać Amigę, który do nas właśnie dojeżdżał.

Szybki obiadek, Wiku zostaje w domu, a my z Amigą jedziemy przywitać Kosmę i Tomka. Ciemno, ale na pytanie, czy jedziemy do domu, czy pojeździć, odpowiadają że... jedziemy. Las, czy miasto? Obojętnie... :-) Ok... Więc las... Mając w pamięci ostatnią nocną wycieczkę... wiem, że będzie fajnie. Krążymy po lesie miechowickim i po DSD. Na początku niektórzy lekko marudzą, ale w sumie wracają chyba zadowoleni.

Nocna włóczęga

Czwartek, 27 września 2012 · Komentarze(9)
Nocna włóczęga
Rano pada w pracy pomysł nocnej przejażdżki po okolicy, trzeba wykorzystać prognozy wyjątkowo ciepłej nocy. Jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć, ze się uda, ale zobaczymy. Pod koniec dnia temat wciąż aktualny.

Powrót do domu, zebranie w szkole, późny obiad i ruszam - kierunek Żerniki. Na dzień dobry, a raczej dobry wieczór, problemy z mocowaniem czołówki, do tego świadomość, że baterie nie są do końca naładowane. Dodatkowo jest już późno, a ostatnio niewiele miałem czasu na wspólne chwile z rodziną - i nie zapowiada się, że będzie lepiej. Wszystko to sprawia, że najchętniej bym wrócił. Ostatnia próba montażu lampki do kasku - jeśli się będzie trzymała jadę, w przeciwnym razie wracam.

Trzyma się. Zdzwaniam się z Andrzejem, a po chwili spotykamy Darka, Tomka i Piotrka. Pierwsza przerwa - montaż lampek. Chwilę to trwa, jedziemy. Dziś prowadzi Piotrek na swoim nowym twentynajnerze - rewanż za poprzedni wypad?

Po chwili kolejna przerwa - Andrzej zgubił licznik - wraca go szukać.

W końcu wjeżdżamy w las. Trzeba uważać, trzeba przywyknąć do sztucznego oświetlenia. Fajne ścieżki. Krążymy wśród drzew, by w końcu zrobić dłuższy postój na Czechowicach. Gadki, śmiechy, ale nie ma lekko, trzeba jechać dalej. Kierunek hałda. Byłem tu :-) Kiedy pada hasło o zjeździe i podjeździe spodziewam się, że to będzie to:

Stromo... © djk71


Na szczęście nie jest. Mimo to i tak nie podjeżdżamy.

W drodze do Wieszowy ginie nam Tomek. Na szczęście okazuje się, że jedzie, tylko... wybrał pole....

Ciepło, mam wrażenie, że nawet w lecie noce były chłodniejsze.

Czas coś przekąsić - wybór pada na Orlen. Potem jeszcze krótka chwila na podziwianie budowy A1 :-) I... późno. Trzeba wracać do domu. Fajna przejażdżka w świetnym towarzystwie.

Dzięki Piotrek za prowadzenie - poproszę o ślad GPS. Dzięki Panowie za towarzystwo - poproszę o więcej/częściej.

Dziś rano kiedy moja małżonka zapytała: Jak było? Błysk w oku wystarczył za odpowiedź. Znów poczułeś ten zew - stwierdziła :-)