Wpisy archiwalne w kategorii

do 50km

Dystans całkowity:18349.28 km (w terenie 5573.23 km; 30.37%)
Czas w ruchu:1068:39
Średnia prędkość:17.17 km/h
Maksymalna prędkość:65.37 km/h
Suma podjazdów:18982 m
Maks. tętno maksymalne:210 (115 %)
Maks. tętno średnie:183 (100 %)
Suma kalorii:79661 kcal
Liczba aktywności:722
Średnio na aktywność:25.45 km i 1h 28m
Więcej statystyk

Pierwszy rower po śniegu tej zimy

Niedziela, 16 grudnia 2018 · Komentarze(0)
Kolega w końcu kupił rower i... jeszcze go nie wypróbował. Ja bym tak nie potrafił... Trzeba było mu pomóc. Niestety spadł śnieg, jest chłodno... Co prawda wstępnie umawialiśmy się na niedzielę, ale w tych okolicznościach... Mimo to wychodząc z firmowej Wigilii zagaduję Marka i... Jest pozytywna odpowiedź. Co prawda tylko na krótko, ale zawsze to coś.

Umawiamy się nad Brandką o 7:15. Kiedy wyjeżdżam z domu jest jeszcze ciemno. Zastanawiam się, czy jechać asfaltem, czy jednak terenem, przez las. W końcu wybieram opcję spotkania dzikich zwierząt zamiast dzikich kierowców.

Założyłem dziś koła z szerokimi oponami, ale mimo to pierwszy odcinek po nierównej drodze obok działek idzie mi jak po grudzie. Potem jest lepiej, ale trzeba przywyknąć do jazdy po śliskim.

Kiedy docieram na miejsce spotkania Marka jeszcze nie ma. Za to robi się już jaśniej.

W oczekiwaniu na Marka © djk71

Wyjeżdżam mu na przeciw ale może tu dojechać z kilku stron i się mijamy. Na szczęście nie odjechałem daleko.

Jest i Marek © djk71

Oglądam na żywo rower, choć znam go już doskonale z internetu.
Czasu mało więc ruszamy pokręcić po zaśnieżonych ścieżkach.

Jest pięknie © djk71

W pewnym momencie Marek zatrzymuje się i postanawia podregulować amortyzator.
Ja sugeruję na początek go odblokować :-)
Działa lepiej :-)

Wydaje mi się, że pedałujemy co sił, ale licznik pokaże potem, że ledwo się kulaliśmy.

Selfie musi być © djk71

Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Rozjeżdżamy się, każdy w swoją stronę.

W lesie spotykam dziś lisa, kilkukrotnie sarny oraz co cieszy biegaczy i kijkarzy...  Fajnie, że ludzie się ruszają... szczególnie przy takich warunkach, wcześnie rano, w niedzielę...

Jeszcze przed chwilą była tu sarna © djk71

Dojeżdżam do domu. Zadowolony. Super rozpoczęty dzień.

Żabie Doły

Niedziela, 18 listopada 2018 · Komentarze(2)
Dawno tu nie byłem. Jakoś nie było okazji.

Żab to nie brakuje © djk71

Wczoraj pobiegałem więc dziś rower. Ruszam spod domu i od razu zatrzymujemy się żeby zerknąć na dzieło naszych dzików...

Boisko przygotowywane na przyszły sezon? © djk71

Jadę opłotkami przez Bytom. W końcu daje mi się pstryknąć tramwaj... Kiedyś taki jeździł też na Helenkę...

Budzi wspomnienia © djk71

W Bytomiu są dziesiątki interesujących kamienic, szkoda, że wiele z nich jest tak zniszczonych... Mieszanka stylów, wśród nich takie ciekawostki....

Ciekawa kamienica © djk71

Jeszcze chwila kręcenia po mieście i ruszam do celu. Jak zawsze chwila błądzenia...

A to co? Gdzie ja wylądowałem? © djk71

Chyba jakaś hałda © djk71

W końcu trafiam gdzie chciałem...

Wjazd do wodnego królestwa © djk71

Chociaż zapatrzony w pierwszy staw znów robię dodatkową pętlę...

Pierwszy staw © djk71

Po chwili wracam na właściwe tory...

Kolejny staw © djk71

Lubię to miejsce © djk71

Można tu siedzieć godzinami...

Jesienny klimat © djk71

Można siedzieć i patrzeć © djk71

Tym bardziej, że postawiono ciekawe miejsca do obserwowania...

Punkty obserwacyjne © djk71

Podglądamy przyrodę © djk71

Miało być jeszcze Chechło dziś, ale tu schodzi mi za dużo czasu...

Kaczuszki © djk71

Ocieplana budka © djk71

Gdyby ktoś zapomniał jak nazywa się to miejsce to wystarczy rzucić okiem na mury...

I wiadomo gdzie jesteśmy © djk71

Ktoś się postarał © djk71

Trzeba wracać do domu...

I jeszcze rzut oka na stawy © djk71

W drodze powrotnej zatrzymuję się przy schronie, który zwykle oglądam tylko z samochodu.

Polski Schron Bojowy nr 5 © djk71

Wracam przez Bytom, przez park, mijam stadion Polonii i... zamiast jechać najprostszą drogą postanawiam ominąć szosy. I udaje się. Aż za bardzo ;-( Ścieżka się kończy przy jakiejś hałdzie. I oczywiście zamiast wrócić to jakiś kilometr walczę... jedną nogą próbując jej nie skręcić na kamieniach, a drugiej próbując nie utopić.

Łatwo nie było © djk71
Dostałem w kość.

Z daleka to wygląda lepiej © djk71

Końcówka niby prosta le już jechałem bez sił. W sumie sporo podjazdów wyszło.

Po nocy z dzikami

Poniedziałek, 12 listopada 2018 · Komentarze(0)
Po wczorajszym ćwierćmaratonie czuję zmęczone uda. Mimo to dziś mam pobiegać w Lesznie. Niestety, a może na szczęście, musimy wracać do domu wcześniej. Robi się ciemno i zastanawiam się czy mimo zmęczenia pobiegać w kółko, czy może pokręcić chwilę. Problem rozwiązuje SMS Andrzeja. Rower. OK.

Chwilę trwa zanim udaje mi się pozbierać i ruszam w stronę Mikulczyc. Gdzieś tam powinniśmy na siebie wpaść. Jestem pierwszy więc chwilę czekam w okolicy kościółka ewangelickiego. Dziwne, że nigdy nie udało mi się go zobaczyć od wewnątrz. Za blisko domu...

Kościółek ewangelicko-augsburski © djk71

W końcu jest Andrzej. Chwila zastanowienia się dokąd  i ruszamy.
Choć w planach najbliższa okolica, po której jeździliśmy niejednokrotnie to udaje mi się Go zaskoczyć kilkoma ciekawymi miejscami. Pomnik na strefie, dawna KWK Pstrowski, Pomnik Tragedii Górnośląskiej w Miechowicach, ruiny pałacu Tiele- Wincklerów, Bradka...

W końcu docieramy do DSD. Zaskakuje nas nowa obsługa. Czujemy jak się w jakiejś wykwintnej restauracji. Mimo chłodu decydujemy się zostać na zewnątrz. Dostajemy koce... Toż to szok panie... Zamawiamy coś do picia i zapiekankę... Czekamy długo, ale warto było... Mogliśmy zamówić jedną na dwóch.

Udaje się trochę porozmawiać, w końcu czas ruszać. Zrobiło się późno więc nie jedziemy dalej, wracamy lasem do domu.

Na ostatnich metrach terenu, już po wyjeździe z lasu przebiega nam przez drogę stado dzików. Ja przywykłem, ale Endrju jest chyba pod wrażeniem ;)
Na Helence rozstajemy się. Ja do domu, a Jemu jeszcze zostało parę kilometrów.
Fajnie było znów razem pokręcić. Szkoda, że tak rzadko się to udaje.


Po okolicznych górkach

Sobota, 10 listopada 2018 · Komentarze(6)
Ostatni raz na rowerze byłem na Tropicielu. Od trzech tygodni zero roweru, zero biegania. Coś nie tak jest z prawą stopą. Boli zewnętrzna krawędź w okolicach małego palca. Mam wrażenie jakby tam było jakieś pęknięcie lub złamanie. Oczywiście nie ma czasu na lekarza więc po prostu nie biegam również. Dobrze, że chociaż regularnie udaje się z synem odwiedzać siłownię.

Dziś jednak udało się zebrać na rower. Co prawda osiem godzin później niż planowałem, ale zawsze to coś. Postanawiam pokręcić turystycznie w kierunku Kozłowej Góry, a jak się uda z czasem to może jeszcze o Chechło zahaczę.

Ruszam i już wiem, że ubrałem się za ciepło.

Wzdłuż autostrady © djk71

Dalej Radzionków i... miejsce gdzie kiedyś był chyba stadion tutejszego Ruchu.
Teraz pewnie będzie kolejny market.

Kiedyś tu był stadion Ruchu Radzionków © djk71

Trochę dalej trafiam na Śląski Ogród Botaniczny w Radzionkowie. Nigdy tu wcześniej nie byłem.
Co prawda na bramie napisane, że z tej strony zamknięte, ale furtka jest otwarta.

Zamknięte ale otwarte © djk71

Wjeżdżam, ale waham się czy jechać dalej... Jest groźnie...

Bać się, czy nie bać © djk71

Jadę i po drodze widzę ciekawe rzeczy.


A co to jest? © djk71

Kolorowe ule © djk71

W ogrodzie botanicznym © djk71

Który domek wybrać? © djk71

Wyjeżdżając z ogrodu na ogrodzeniu widzę ciekawą wystawę.

Tajemniczy świat owadów © djk71

Chciałbym tak robić zdjęcia...

Śliczny, szkoda, że na zdjęciu © djk71

Straciłem tu trochę czasu, choć pewnie piękniej jest tu latem. Ruszam przez Księżą Górę... coś mi mało dziś wzniesień...

Ładne trasy © djk71

Stamtąd terenem w okolice kopca...

Kopiec Wyzwolenia © djk71

I dalej w stronę bazyliki. Chciałem pokręcić po kalwarii, ale już późno zaczęło się robić i zmieniłem plany.

Bazylika w Piekarach © djk71

Kierunek Świerklaniec. Po drodze staw Cegielnia.

Staw Cegielnia © djk71

I zbiornik Kozłowa Góra

I znowu woda © djk71

Terenem zaliczam jeszcze Winną Górę.

Winna Góra © djk71

Pora wracać do domu. Gdy po raz kolejny dziś wjeżdżam do Radzionkowa witają mnie fajerwerki.

W oddali fajerwerki © djk71

Jeszcze kilka podjazdów asfaltem i jest w domu. Udany wyjazd. :-)

Niedziela z Cittaslow

Niedziela, 14 października 2018 · Komentarze(4)
Dziś zawody na orientację w Kaletach. Kameralna impreza, a i tak udaje się spotkać znajomych.
Start w parach. Jedziemy z Anią - mam nadzieję, że nasz dział HR tego nie czyta - bo mamy zakaz wspólnego rowerowania  - czyżby chodziło o to? :-)

Start
Przed nami teoretycznie 30km i do odnalezienia 10 pkt. Z tego co zapamiętałem to już piąta edycja imprezy, nawet któryś punkt, czy punkty się powtarzają. Ci co byli będą mieli łatwiej, podobnie jak mieszkańcy Kalet i okoli, czyli pewnie prawie wszyscy.
Nie szkodzi. My przyjechaliśmy się pobawić i przejechać przed Tropicielem. Do tego żal nie wykorzystać pięknej pogody :-)

Przed startem © djk71

Planujemy wspólnie trasę: 9 - 10 - 8 - 7 - 6 - 5 - 4 - 3 - 2 - 1. Taki jest pomysł. W praniu wyjdzie nieco inaczej.

PK 8
Start i to czego nie lubię... ruszamy grupą i na pierwszym skrzyżowaniu, przed torami wszyscy skręcają w lewo, czyli nie tam gdzie planowaliśmy. Chwila wahania i... jedziemy za nimi. Przed wiaduktem ekipa się rozdziela, część jedzie prosto, część w prawo.
Dobra, jedziemy w prawo. Dojeżdżamy do prostego punktu. Pewnym utrudnieniem jest to, że nie wiemy w jakiej skali jest mapa. Dopiero na trasie przyjdzie nam się do niej przyzwyczaić.

PK 10
Ruszamy z punktu, rozmawiamy i... coś mi nie pasuje kierunek. No tak, na skrzyżowaniu pojechaliśmy w kierunku... Mikołeski, a miało być na Brusiek. Wracamy. Długi przelot do punktu. Za to punkt banalny. I wracamy.

PK 9
Przed nami znów długi przelot asfaltem. Dziewiątka równie prosta. Przy wyjeździe z punktu sami uprzejmi kierowcy, aż jesteśmy zaskoczeni.

PK 1
Czy ja mówiłem coś o długich przelotach? Teraz dopiero długa prosta do Sośnicy (nie, nie tej gliwickiej). 12 km asfaltem. Nuda.
Niestety za bardzo narzekaliśmy na nudę, bo tu za diabła nie potrafimy znaleźć punktu. Krążymy w kółko, próbujemy z innej strony. Na punkcie tracimy... 37 minut.

PK 2
Jedziemy w stronę Zielonej. Tu szybkie trzy punkty.

PK 3
Drugi z bliskich i szybkich punktów.

PK 4
I trzeci. Bez problemów.

PK 5
Do piątki również docieramy bez przygód, jeśli nie liczyć kilkukrotnego wyprzedzania się z jakąś rodzinką. My ich wyprzedzamy. Potem stajemy na punkcie, oni nas omijają i znów my ich. Tak nam się ta zabawa spodobała, że z punktu też ruszamy za nimi.

PK 6
Problem w tym, że nie widać szóstki, a już powinna być. Jedziemy dalej i nic, W końcu już wiem. Wyjechaliśmy z punktu  złą drogą. Wracamy. Przez mostek i teraz już jest prosto/ Ale kolejne 10 minut i 3 km w plecy.

PK 7
Przed nami ostatni punkt. Ale też ponoć najtrudniejszy. Niektórzy wspominali coś o błocie, na odprawie też coś o nim było. Do tego mamy około 40 minut na jego odnalezienie i dojazd do mety.
Na szczęście leśne ścieżki są dobrej jakości. Docieramy w okolice Jurnej Góry, którą pamiętam z Tropiciela, kawałek dalej miejsce, które chyba odwiedziliśmy kiedyś na rodzinnym rajdzie Górki i Pagórki kilka lat temu.
Zostawiamy rowery i zbiegamy w dół. Jest punkt.
Teraz tylko trzeba w limicie czasu wrócić.

Meta
Jesteśmy oboje zmęczeni, Ania tym bardziej, bo dojechała na start z Gliwic rowerem. Ale nie ma wyboru. Trzeba ciś... (Jacek - organizator - miał dziś na sobie koszulkę: "Niy ma gańby ciś na kole" - też mam taką gdzieś w domu). I ciśniemy. Odliczamy czas i pędzimy. Zdążamy. Zajmujemy piąte miejsce. Szału nie ma, ale oboje jesteśmy zadowoleni. Fajny trening i fajne okolice. Szkoda tylko, że choć to tak blisko, to b byłem tu tylko kilka razy i to dość dawno.

Dekoracja zwycięzców i czas wracać do domu. Fajna impreza. Czekamy na kolejne :-)

Niestety aparat w komórce świruje więc nie ma zdjęć, a szkoda, bo tereny piękne.


Wolno... jesiennie....

Sobota, 13 października 2018 · Komentarze(1)
Przed obiadem było wolne bieganie, po obiedzie wolne kręcenie. Ot, taka wolna sobota ;-)

Aż chce się jechać © djk71

W sumie tylko po to żeby sprawić, czy po czyszczeniu ustąpiło skrzypienie. Ustąpiło :-)

Nie wiedziałem, że ten teren nosi taką nazwę. Chyba coś zmienili...

Podziemia tarnogórsko-bytomskie © djk71

Gdyby nie wyjazd na mecz to bym pewnie jeszcze pokręcił...

Jesienna Brandka © djk71

Eat my dust!

Piątek, 12 października 2018 · Komentarze(1)
Dziś znów krótki wieczorny rowerek. Dla odmiany zmiana kół na 29-tki. Przy okazji kolejne odkrycie na ramie roweru...

Eat my dust! © djk71

No cóż... zobowiązuje?
Może, ale nie dziś. Dziś spokojna jazda po okolicy.
Zahaczam o Czekanów, ale tam po ciemku kończą mi się ścieżki i nie chce mi się przebijać na azymut. Zawracam. Rundka po strfie, po osiedlu i można wracać.

O zachodzie słońca

Czwartek, 11 października 2018 · Komentarze(0)
Wczoraj było bieganie, więc dziś po pracy rower. Trzeba korzystać póki jest pogoda i są siły. Znów bez celu, bez pospiechu, ot pokręcić. Kiedy wyjeżdżam jest ciepło, ale po chwili zachodzi słońce i nie dość, że zaczyna się robić ciemno to jeszcze chłodno. Na szczęście wiatrówka wystarcza.

O zachodzie słońca © djk71

Po powrocie telefon z propozycją basenu. Chętnie, ale nie dziś. Trzeba przecież obiad zjeść przed meczem ;-)

Póki co październik wygląda pod względem aktywności dobrze. Plecy też coraz bardziej "puszczają". Oby na stałe. I obym nie przegiął.

Jesienne klimaty

Wtorek, 9 października 2018 · Komentarze(1)
Krótka przejażdżka po lesie. Bez celu. Żeby pokręcić. Zerknąć w stare kąty. Trochę drzew powycinali, kilka miejsc wygląda nieco inaczej. A może po prostu już zapomniałem jak tam jest.
W końcu jednak udało się znaleźć jedno z miejsc gdzie czasem przyjeżdżałem...

RosenBank © djk71

Ogólnie ładnie w lesie.

Jesień już © djk71

Ale już wieczorem chłodno. Trzeba było uciekać do domu.

Cross Duathlon "Dzika Helenka"

Sobota, 6 października 2018 · Komentarze(0)
Lokalna impreza - cross duathlon - "Dzika Helenka". Nie powinno mnie tu być biorąc pod uwagę, że dwa tygodnie temu nie potrafiłem wstać z łóżka, następnie walczyłem przez ponad tydzień w centrum rehabilitacji z kręgosłupem, do tego nie biegam od dawna.

Ale trudno nie być jak impreza... za blokiem :-) Do tego przyjechał brat z rodzinką i też postanowił wystartować.

Organizacyjnie sporo do nadrobienia, ale za to rekompensowała to atmosfera imprezy. Bardzo kameralnie, ale wśród gości była również Pani Prezydent. Trasa krótka, ale wymagająca. Dla mnie szczególnie :-)

Po odebraniu numerów startowych - dostałem "jedynkę" - ruszamy z bratem objechać trasę. Nie wiem czy to był dobry pomysł, bo miało być na spokojnie, a mi wyszło prawie takie samo tempo jak później na zawodach.

Za chwilę start - odprawa © djk71

Po starcie młodszych zawodników pora na nas. Startuje tylko kilkanaście osób.

Ruszamy na etap biegowy © djk71

Zaczynamy od biegu wokół działek - 2,5km. Ruszamy mocno, dla mnie bardzo mocno i już po kilkuset metrach zaczynam umierać. Puls 184 i później już będzie tylko więcej. Na podbiegu w lesie przechodzę do marszu. Porażka. A jutro był w planach maraton, potem zmieniłem go na półmaraton, a ja... nie potrafię 2 km przebiec ;-(

Pierwszy etap za mną © djk71

Dobiegam do mety jako jeden z ostatnich. Zmieniam buty, zakładam kask i ruszam na rower.

Zmiana obuwia © djk71

I ruszamy kręcić © djk71

Wciąż nie potrafię złapać oddechu po biegu. I tak będzie do końca. Mimo to udaje mi się na trasie wyprzedzić chyba cztery osoby. Z trudem dojeżdżam do mety i powtórne przebranie butów.

Teraz jeszcze 1 km biegiem. W praktyce okazało się, że raptem 750m, z których prawie setkę i tak maszeruję. Masakra. Dobiegam do mety jako dziewiąty. Szału nie ma, ale i tak sukces, że się udało. Co ciekawe problemem nie były - jak się spodziewałem - plecy, choć niestety je też czułem, ale wydolność... no ale jak się nic ostatnio nie robi...

Już po wszystkim © djk71

Brat czekał na mecie już kiedy dojeżdżałem rowerem. I.... oczywiście wygrał te zawody. Brawo.

Najlepsi ;-) © djk71

Na koniec nagrody dla wszystkich i losowanie dwóch rowerów. Niestety tu też zabrakło szczęścia :-)

Za to wiem jedno... jutro ze startu raczej nici. Już wcześniej się nie nastawiałem, ale wczoraj kiedy odebrałem pakiet startowy to coś jednak zaczęło kusić :-)

Zmęczony - bardzo © djk71

Zmęczony, ale miło spędzony dzień. Ciekawe, czy za rok będzie powtórka?