Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

II Siemianowicki Charytatywny Bieg Sylwestrowy

Niedziela, 30 grudnia 2018 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Miało już nie być biegania w tym roku, ale... dostaliśmy info, że koleżanka chce wystartować w Siemianowickim Biegu Sylwestrowym. Wraz z kolegą, który wczoraj do nas przyjechał postanowiliśmy jej towarzyszyć. Ostatecznie okazało się, że Ona nie dojedzie, ale my już postanowiliśmy wystartować. Tym bardziej, że cel jest szczytny. Oryginalna jest też otoczka. Nie ma pomiaru czasu, nie ma wpisowego, dostaje się numerki z imprez, które.... odbyły się kiedyś... A na mecie... można sobie kupić medal z imprezy organizowanej przez MK Team. Pomysł super. Medale i tak zostały organizatorom i nie ma co z nimi zrobić, a dochód z medali zostanie przeznaczony na rehabilitację chłopczyka z autyzmem.

Przyjeżdżamy na start. Chłodno, ale nie zimno. Na szczęście nie pada. Odbieramy numerki. Na twarzach wszystkich uśmiechy. Krótka rozgrzewka i ruszamy. Tomek na szybko, ja swoim tempem. Biegnie się spokojnie. Nie szaleję, choć im bliżej końca tym chciałbym szybciej. Dystans 5 km, jedno okrążenie. Trochę błotka na trasie, ale myślałem, że będzie gorzej.

Mijam dinozaury. Tomek był tu wcześniej.

Same dinozaury © djk71

Kiedy dobiegam do stawu przed metą Tomek, który wygrał już czeka i mnie dopinguje.

Jest i zwycięzca © djk71

Ja mam jeszcze końcówkę.

Jeszcze kawałek © djk71

Po chwili też jestem na mecie.

I jest meta © djk71

Czas wrzucić coś do skarbonki i wybrać medal.

Wybieram Hercklekoty :-) Bo przecież mam je zawsze jak biegam ;-)

Parkowe hercklekoty © djk71

Jeszcze zdjęcie z "lampką" szampana.. Oczywiście bezalkoholowego.

Czas na szampana © djk71

Czas wracać. Super impreza. Zebraliśmy w sumie 10 033 zł. Ładnie :-) Na pewno się przydadzą...








Bieg po moczkę i makówki

Sobota, 22 grudnia 2018 · Komentarze(6)
... czyli najsłodszy medal jaki dostałem :-)

Ale po kolei. Na bieg zapisałem się jakiś czas temu jak tylko rozpoczęły się zapisy. Inaczej zresztą się nie dało, bo szybko się skończyły. Zapisałem się i... zapomniałem o nich. Dobrze, że istnieje Facebook i... mi o tym przypomniał. No cóż nie trenuję, ale jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć i B. Nawet jeśli tydzień temu umierało się na Biegu 9 Górników. Żeby nie było zbyt łatwo organizatorzy dwa dni przed biegiem opublikowali filmik ze wspominkami z wszystkich edycji. I co? Wiedziałem, że tam się ludzie przebierają... ale nie wiedziałem, że wszyscy...!!!

Na szczęście dzięki inwencji żony, mimo że czasu nie było zbyt wiele to coś tam na siebie założyłem. Nawet zaprosili na ściankę :-)

Zdjęcie na ściance musi być :-) © djk71

Żona choć nie biegła też zasłużyła :-)

Z żoną na ściance © djk71

Dla niektórych ścianka była nudna, bo usnęli...

No i usnęli © djk71

Skądś znam ten kawałek © djk71

Oczywiście daleko mi było do wielu innych zawodników, ale i tak na trasie wiele razy słyszałem: Pan Choinek biegnie... On ma prawdziwe światełka... Biegnie z elektrycznym wspomaganiem... :-)

Ogólnie atmosfera cała biegu jest niesamowita. I nie chodzi tylko o przebrania - choć tu szacun dla wielu zawodników, którzy widać było włożyli w to naprawdę sporo wysiłku - ale o całokształt. Wszyscy uśmiechnięci, zawodnicy, organizatorzy, wolontariusz, kibice...

Po prostu super. Szkoda, że nie wystartowaliśmy całą naszą ekipą - na przyszły rok trzeba coś wykombinować... Łatwo nie będzie, bo przecież nie przebierzemy się za... etykietki :-) Ale coś wymyślimy.

Jest też pole do popisu dla kibiców, bo dla nich też jest konkurs :-)

Ruszamy i mimo, że nie biegnę jakoś super szybko to i tak szybciej niż zwykle. Efekt - puls 191 :-( I tak już będzie do końca.

Ruszamy, łatwo nie będzie © djk71

Trasa głównie asfaltami, chodnikami, ale są też kawałki po błocie... Kilka osób przy mnie się wywraca. Na szczęście bez konsekwencji. U mnie cierpią tylko buty.

Jaki jest drugi kolor buta © djk71

Biegniemy 4 pętle. Na trasie cały czas uśmiechy, rozmowy, komentarze, bo ja tu się nie śmiać gdy mija Cię rydwan z Cezarem...

Ave Cesar! © djk71
Tak po prawdzie to powinien zostać zdyskwalifikowany, bo go wieźli... :-)
Ale skoro innych mogli ciągnąć...

To jest doping, czy może wsprcie z zewnątrz... Protest © djk71

W sumie mnie też diabeł "dopingował"...

Diabeł mnie pogania © djk71
Co tu mówić o dopingu... byli nawet zmotoryzowani...

Ci mi odjadą szybko © djk71

Niektórzy uciekali przed smogiem...

No tak... Smog... © djk71
Inni przed wojownikami

To są prawdziwi wojownicy © djk71
... piratami...

Jak strasznie © djk71

... i kowbojami...

Jest i Dziki Zachód © djk71

Zwierząt też na trasie nie brakowało...

Przynajmniej z piciem nie będzie miał problemów © djk71

Wielbłąd na pustyni, tzn. na trasie © djk71

Łaciate nie tylko na stoisku nabiałowym © djk71

Mleko, świeże mleko © djk71

A co to za zwierz? © djk71

Są i żółwie © djk71

Zresztą kogo tam nie było... Zobaczcie sami...

Chinka, Japonka? © djk71

90 urodziny Myszki Miki trzeba uczcić © djk71

Niebiesko tu © djk71

Robi wrażenie © djk71

Niby elegancko, a pod spodem getry © djk71
Bliźniaczki? © djk71

Jak słodko © djk71

Sztuczna, czy prawdziwa? © djk71

Ciekawe czy dobrze poskładane © djk71

A ten niebieski to kto? © djk71

Prosto z roboty © djk71

I to jest przebranie © djk71

Od południa miało padać, ale nam pogoda sprzyja. Mimo to łatwo nie jest.

W chwilach zwątpienia można się wyspowiadać...

Biegną po kolędzie? © djk71
Śpieszno im © djk71

Naprawdę...

Spowiedź skończona © djk71

W razie kontuzji jest też służba zdrowia...

I ma kto pomagać © djk71

A kiedy jest już bardzo ciężko i wołasz: O Jezu... to ten pojawia się tuż obok...

Ciekawe czy też boso pobiegnie © djk71

W końcu jest i ostatnie okrążenie

Kolejne kółko za mną © djk71

Niektórzy już kończą © djk71

I po chwili ja też melduję się na mecie...

Ja też już na mecie © djk71

Dostaję medal...

Najsłodszy medal na szyi © djk71

I można iść po moczkę i makówki...

Jest medal, moczka i makówki © djk71

Super impreza. Super klimat. Super zabawa. Szczególnie w tym nerwowym okresie przed świętami.

A... wylosowałem jeszcze (każdy coś chyba wylosował) serum do brwi... Na Sylwestra będzie jak znalazł ;-)

Zestaw pamiątek z biegu © djk71

Przed startem (po chyba też) można było zapisać i przykleić na wielkiej tablicy cele na rok 2019. Przykleiłem.

Cele na 2019 rok © djk71

Tak, wiem... zaraz się ktoś czepi, że to cel niemierzalny... No dobra... 2-3 razy w tygodniu... :-)

P.S.
Czy pisałem już, że polecam ten bieg? Jak nie to.... BARDZO POLECAM!!!


Pierwszy rower po śniegu tej zimy

Niedziela, 16 grudnia 2018 · Komentarze(0)
Kolega w końcu kupił rower i... jeszcze go nie wypróbował. Ja bym tak nie potrafił... Trzeba było mu pomóc. Niestety spadł śnieg, jest chłodno... Co prawda wstępnie umawialiśmy się na niedzielę, ale w tych okolicznościach... Mimo to wychodząc z firmowej Wigilii zagaduję Marka i... Jest pozytywna odpowiedź. Co prawda tylko na krótko, ale zawsze to coś.

Umawiamy się nad Brandką o 7:15. Kiedy wyjeżdżam z domu jest jeszcze ciemno. Zastanawiam się, czy jechać asfaltem, czy jednak terenem, przez las. W końcu wybieram opcję spotkania dzikich zwierząt zamiast dzikich kierowców.

Założyłem dziś koła z szerokimi oponami, ale mimo to pierwszy odcinek po nierównej drodze obok działek idzie mi jak po grudzie. Potem jest lepiej, ale trzeba przywyknąć do jazdy po śliskim.

Kiedy docieram na miejsce spotkania Marka jeszcze nie ma. Za to robi się już jaśniej.

W oczekiwaniu na Marka © djk71

Wyjeżdżam mu na przeciw ale może tu dojechać z kilku stron i się mijamy. Na szczęście nie odjechałem daleko.

Jest i Marek © djk71

Oglądam na żywo rower, choć znam go już doskonale z internetu.
Czasu mało więc ruszamy pokręcić po zaśnieżonych ścieżkach.

Jest pięknie © djk71

W pewnym momencie Marek zatrzymuje się i postanawia podregulować amortyzator.
Ja sugeruję na początek go odblokować :-)
Działa lepiej :-)

Wydaje mi się, że pedałujemy co sił, ale licznik pokaże potem, że ledwo się kulaliśmy.

Selfie musi być © djk71

Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Rozjeżdżamy się, każdy w swoją stronę.

W lesie spotykam dziś lisa, kilkukrotnie sarny oraz co cieszy biegaczy i kijkarzy...  Fajnie, że ludzie się ruszają... szczególnie przy takich warunkach, wcześnie rano, w niedzielę...

Jeszcze przed chwilą była tu sarna © djk71

Dojeżdżam do domu. Zadowolony. Super rozpoczęty dzień.

I Bieg 9 Górników

Sobota, 15 grudnia 2018 · Komentarze(0)
Pierwszy bieg poświęcony pamięci 9 górników, którzy zginęli w kopalni Wujek. Fajna inicjatywa więc się nie wahałem.

W hołdzie poległym © djk71

W ostatniej chwili zapisuje się również Anka. Super.

Na starcie postanawia mi towarzyszyć również moja żona i Amiga. Czyli będą zdjęcia ;-)

Małe problemy z zaparkowaniem auta, ale w końcu stajemy gdzieś i idziemy po pakiet startowy.

Biuro zawodów, poczekalnia, przebieralnia mieści się w Muzeum Izbie Pamięci Kopalni Wujek. Szkoda, że dziś w tłumie ludzi udaje się tylko rzucić okiem na eksponaty, trzeba będzie tu wpaść jak będzie spokojniej.

Przebieralnia w pomieszczeniu, które było chyba celą...

Przebieram się w... celi? © djk71

Miałem biec w firmowej koszulce, ale wszyscy zakładają te, które dostaliśmy w pakiecie startowym więc ja też.

Już przebrany © djk71

Sam pakiet też zasługuje na słowa pochwały. Oprócz koszulki fajna czapeczka z polarem, napoje... Ładnie...
Zanoszę część rzeczy do auta, choć jest i depozyt. Ogólnie na miejscu wszystko super zorganizowane.

Jeszcze zdjęcie z krzyżem w tle

W tle krzyż © djk71


Mnóstwo osób z kamerami, aparatami fotograficznymi.

Reporterów było mnóstwo więc się załapaliśmy © Zdjęcie ze strony organizatorów

Sami też pstrykamy... A właściwie Anetka pstryka

Etisoft biegowo i rowerowy gotowy © djk71

Przed startem złożenie kwiatów przed pomnikiem oraz krótka przemowa przywódcy ówczesnego strajku oraz dyrektora muzeum.
Tu chyba jedyny zgrzyt, bo... niektórzy woleli słuchać siebie przeszkadzając nieco innym. Szkoda, bo to było tylko kilka minut...

W końcu idziemy na start i tu kolejne zaskoczenie. Mimo, że jest nas niewiele ponad 200 osób to startujemy z sektorów w odstępach czasowych. Pro ;-)

Jest i podział na strefy © djk71

Na starcie mówię Ani, że póki co obecne i najbliższe treningi to próba biegania na jak najniższym tętnie i... ruszamy... jak dla mnie z całych sił. Kiedy dobiegamy do Parku Kościuszki, po raptem chyba 700m mam puls 191 :-( Super. Czyli po biegu :-( Tym bardziej, że jest tu parę podbiegów.

Nie mylę się. Pierwsze okrążenie biegniemy wspólnie z Anką.

Pierwsze kółko za nami © djk71

Potem mówię jej żeby biegła swoje. Ja już poniżej tętna 185 nie zejdę, czyli będzie zgon.
Drugie kółko biegnę wśród innych zawodników. Najlepsi już dawno na mecie. ruszam na trzecie i... okazuje się, że biegnę sam.
Sprawdzam na zegarku, czy ze zmęczenia czegoś nie pomyliłem i nie biegnę jakiegoś dodatkowego, ale nie... Okazało się wszyscy, lub prawie wszyscy skończyli już, a ja... mogę cieszyć się samotnym biegiem... truchtaniem...

Anka już dawno na mecie

Ania kończy © djk71
I od razu ktoś ją przytula, tzn,. otula © djk71

A ja jeszcze biegnę... sam, mijam kolejne uśmiechnięte mimo mrozu i wiatru wolontariuszki. To też plus, bo czasem zdarza się mieć wrażenie, że wolontariusze na trasie są za karę. Tu do końca gościły na ich twarzach uśmiechy.
W końcu jest meta.

Dobiegam i ja © djk71

Dostaję medal, okrywają mnie podobnie jak innych folią NRC

Jest medal, jest folia © djk71

Można się napić gorącej herbaty i zjeść olbrzymią drożdżówkę.

Po chwili dekoracja, ale nie zostajemy (przepraszamy), zmarzliśmy my, zmarzli nasi kibice. Pora wracać.

Jeszcze w drodze do samochodów nie możemy się nachwalić organizacji imprezy. Było super. Za rok znów tu będziemy. :-)

Po nocy z dzikami

Poniedziałek, 12 listopada 2018 · Komentarze(0)
Po wczorajszym ćwierćmaratonie czuję zmęczone uda. Mimo to dziś mam pobiegać w Lesznie. Niestety, a może na szczęście, musimy wracać do domu wcześniej. Robi się ciemno i zastanawiam się czy mimo zmęczenia pobiegać w kółko, czy może pokręcić chwilę. Problem rozwiązuje SMS Andrzeja. Rower. OK.

Chwilę trwa zanim udaje mi się pozbierać i ruszam w stronę Mikulczyc. Gdzieś tam powinniśmy na siebie wpaść. Jestem pierwszy więc chwilę czekam w okolicy kościółka ewangelickiego. Dziwne, że nigdy nie udało mi się go zobaczyć od wewnątrz. Za blisko domu...

Kościółek ewangelicko-augsburski © djk71

W końcu jest Andrzej. Chwila zastanowienia się dokąd  i ruszamy.
Choć w planach najbliższa okolica, po której jeździliśmy niejednokrotnie to udaje mi się Go zaskoczyć kilkoma ciekawymi miejscami. Pomnik na strefie, dawna KWK Pstrowski, Pomnik Tragedii Górnośląskiej w Miechowicach, ruiny pałacu Tiele- Wincklerów, Bradka...

W końcu docieramy do DSD. Zaskakuje nas nowa obsługa. Czujemy jak się w jakiejś wykwintnej restauracji. Mimo chłodu decydujemy się zostać na zewnątrz. Dostajemy koce... Toż to szok panie... Zamawiamy coś do picia i zapiekankę... Czekamy długo, ale warto było... Mogliśmy zamówić jedną na dwóch.

Udaje się trochę porozmawiać, w końcu czas ruszać. Zrobiło się późno więc nie jedziemy dalej, wracamy lasem do domu.

Na ostatnich metrach terenu, już po wyjeździe z lasu przebiega nam przez drogę stado dzików. Ja przywykłem, ale Endrju jest chyba pod wrażeniem ;)
Na Helence rozstajemy się. Ja do domu, a Jemu jeszcze zostało parę kilometrów.
Fajnie było znów razem pokręcić. Szkoda, że tak rzadko się to udaje.


Tropiciel 26

Niedziela, 21 października 2018 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Nie pamiętam, który to już mój Tropiciel, ale ten w najliczniejszym towarzystwie. Zgłosiło się nas 7 osób, miała być jeszcze Olga, ale choroba pokrzyżowała jej plany. Startujemy w dwóch zespołach:
EBT 1 - Ania, Krzysiek, Tomek i ja (dla Ani i Tomka to debiut)
EBT 2 - Dorota, Darek i Amiga (czyli też Darek :-) - dla Darka (nie Amigi) to debiut

Choć stanowimy dwa zespoły to w planach mamy wspólny start, tym bardziej, że Organizator postanowił, że startujemy o tej samej porze. Specyfiką tych zawodów jest to, że oprócz szukania zaznaczonych na mapie punktów, po ich odnalezieniu najczęściej należy wykonać jakieś dodatkowe zadanie. Dlatego żeby uniknąć kolejek na punktach, które i tak się zdarzają, zawodnicy są "wypuszczani" z bazy w odstępach 5-minutowych.

My startujemy o godz. 0:15 i z uwagi na fakt, że mamy drużyny mieszane (są w nich kobiety) mamy limit czasu równy 8 godzin. Do Wołowa przyjeżdżamy przed 22, ogarniamy sprzęt: rowery, mapniki, oświetlenie, czołówki itp. Podejmujemy decyzje w co się ubrać na całą noc (w perspektywie mamy opady) i jedziemy się zarejestrować.

Start
Najpierw pamiątkowe zdjęcie "na ściance" :-)

Jeszcze uśmiechnięci przed startem © djk71

Chwilę przed startem dostajemy mapy i zaczynamy się zastanawiać w jaki sposób zaplanować trasę, czy lepiej najkrótszymi drogami, czy najłatwiejszymi, najlepszej jakości...

Czas zaplanować trasę © djk71

Po chwili coś mamy :-)

PK A - droga leśna
Zaczynamy od punktu kontrolnego A. Krótko po starcie przejeżdżamy skręt, ale po chwili korygujemy błąd i wracamy na właściwą drogę. Tu znów chcemy szukać punktu za szybko. Za dużo nas, każdy ma swój pomysł i do tego nie kontrolujemy odległości. Trzeba uspokoić emocje.
Niestety widzę swój błąd. Nie jeździłem w tym kasku z tą czołówką i... okazało się, że montowanie jej w ostatniej chwili nie było dobrym pomysłem. Nie jestem w stanie patrzeć na mapę (szczególnie mając okulary progresywne) i jednocześnie ją oświetlać :-(.

Dojeżdżamy do punktu, podbijamy kartę, a właściwie karty, bo tym razem oprócz tradycyjnej papierowej mamy katy NFC i... zamiast zadania dostajemy snickersa. Dobrze, że nie był jak kilka lat temu zamarznięty ;-)

PK C - skrzyżowanie dróg leśnych
Jedziemy dalej. W drodze do punktu w chwilach wątpliwości pomaga kompas. Później okaże się, że dziś bardzo się przyda.
Na punkcie w lesie trafiamy na jakieś chyba nielegalne kasyno. Nic dziwnego, z przecieków wiedzieliśmy, że tym razem Organizatorzy zbratali się z mafią...

I kto wygra? © djk71

Jednak zamiast hazardu dostajemy serię dziwnych pytań. Nie wiemy co Panowie pili, ale nie mamy odwagi spytać.

Elegancko na punkcie © djk71

PK E - Staw Dolny, wiata
Wracamy do szosy i jedziemy do kolejnego punktu. Tu czeka nas dziwna gra, która odbywa się między naszymi zespołami.

Były też inne gierki © djk71

Krzysztof przegrywa więc za karę musimy przy ognisku rozszyfrować zagadkę śmierci dziennikarza radiowego. Ten kto ją wymyślił też... no dobra, przyjmijmy, że miał fantazję :-)

PK K - przy rzece Nowy Rów
Wyjeżdżamy z punktu w niewłaściwą stronę. Nie zgadzają nam się też ścieżki. Wracamy. Jedziemy inną drogą. Ta niespodziewanie się kończy. Widzimy, że nie tylko my się tu gubimy. Na kolejnej wywraca się Amiga. Na szczęście jest cały. Po jakiś 25 minutach błądzenia decydujemy się wrócić na asfalt. Nadrabiamy kilka kilometrów, ale do punktu trafiamy tym razem bezbłędnie.
Po drodze czaruje nas swym obliczem księżyc. Jest niesamowity kiedy chowa się za drzewami. Niestety nie mam aparatu, a wyciąganie komórki na trasie jest nieco uciążliwe.
Punkt bez obsady sędziowskiej, musimy sami dziurkować kartę perforatorem.

PK L - przy drodze leśnej
Do punktu jedziemy przez Dębno. Pojawia się pierwszy dziś bruk. Przejeżdżamy nieco za daleko, ale znów kompas pomaga. Cofamy się i po chwili mamy kolejny punkt samoobsługowy. Przy okazji uzupełniamy kalorie. Księżyc wciąż jest fantastyczny.

PK I - przy drodze leśnej
Spodziewaliśmy się mnóstwa zwierzyny w lasach, a tu chyba pierwsze i jedyne spotkanie z sarnami. Nie licząc jakiś myszy, czy innych gryzoni. 
Na punkcie musimy zdobyć monetę schowaną w wiadrze, które musimy przeciągnąć przy użyciu lin zawieszonych na drzewach. Zdanie zrobione szybko i możemy jechać dalej. Co prawda z punktu ruszamy w złą stronę, ale bardzo szybko korygujemy błąd. Znów kompas rządzi.

PK F - wzniesienie
Trochę pod górkę, a tu niespodzianka. Trafiamy na porwanego zakładnika. Mamy go pomóc uwolnić.

Mamy go uratować © djk71

Zapowiadało się trudno, ale Krzysiek wykazuje się niesamowitą intuicją :-) Bomba nie wybuchła ;-)

PK G - ambona przy stawie
Przejeżdżamy punkt, musimy się cofnąć. Dobrze, że akurat przy wjeździe jest tłum bo pewnie ciężko by go było znaleźć. Na miejscu nasza druga grupa ma zaśpiewać piosenkę - nie wysilili się - był Sto Lat :-)
My nie dość, że zaliczamy przysiady, to jeszcze dwójka z nas zostaje zakuta w kajdanki, a ja... nie potrafię ich uwolnić :-(

Zakuli nam zawodników © amiga

I znów Krzysztof nas (a właściwie ich) ratuje, bo inaczej musielibyśmy ich zostawić w lesie.

PK D - droga leśna, ruiny wieży obserwacyjnej
Wyjazd z punktu drogą, której nie widzimy na mapie. Na szczęście to był dobry wybór. W Krzydlinie Małej serwis Amigi roweru. Udaje się coś z tym zrobić i możemy jechać dalej.
Punkt na małej górce. Szukamy go jedną ścieżkę wcześniej, ale po chwili już jesteśmy na punkcie. Chyba wyglądamy na bardzo zmęczonych, bo Obsada punktu podbija nam kartę i każe jechać dalej. Sam punkt wygląda jak nielegalna gorzelnia :-)
Kolejna chwila odpoczynku i ruszamy dalej.

PK H - wiata przy stawie
Tu zupełnie nie pamiętałem co było, ale Ania przypomniała mi, że trzeba było dopasować łuski do modeli broni. Ja, jako pacyfista zupełnie nie mam o tym pojęcia, ale koledzy poradzili sobie bezbłędnie. Wyjeżdżając z punktu pakujemy się w jakieś chaszcze. Na szczęście udaje się przez nie przejechać i ruszyć na kolejny punkt.

PK B - stara żwirownia, punkt do odnalezienia
Tu też nie jest łatwo. Piękna droga nagle się kończy i objeżdżamy ją dookoła. Dziwnym trafem wyjeżdżamy w miejscu gdzie wjeżdża się na ścieżkę wiodącą do punktu. Myślę, że gdyby nie inni zawodnicy to zajęło by nam chwilę jego odnalezienie.
Na punkcie dostajemy teksty, w których musimy rozszyfrować zakodowane hasło. Bez problemu.

Meta
Teraz już tylko asfaltem do mety. Dojeżdżamy chyba ok. 6:40, czyli jakieś 1,5h przed końcem limitu czasu. Super. Oczywiście sporo wolniej niż zwycięzcy trasy, ale jechaliśmy tu żeby dobrze się bawić i cel chyba został osiągnięty. Nie wiemy tylko po co nam były zbierane kody?

Wciąż nie wiem po co te kody © djk71

Zjadamy ciepłą zupkę i wracamy do aut się przebrać.

Zakończenie
Przed zakończeniem udaje nam się chyba z godzinkę zdrzemnąć na sali (jedynie Amiga udaje się na spacer).
Tradycyjnie zwycięzcy nie otrzymują nagród, te losowane są wśród wszystkich uczestników. Spośród naszych zespołów jedynym szczęśliwcem jest Tomek :-)

Zakończenie imprezy © djk71

Czas się żegnać i wracać do domu. Zmęczeni, ale uśmiechnięci i zadowoleni. Czy tu wrócimy? Na pewno :-)

P.S. Opisy punktów zobaczyłem na mapie... po tygodniu, przeglądając mapę. Wcześniej miałem tak złożoną, że ich nie widziałem, a na starcie nie zauważyłem, że są ;-)

Niedziela z Cittaslow

Niedziela, 14 października 2018 · Komentarze(4)
Dziś zawody na orientację w Kaletach. Kameralna impreza, a i tak udaje się spotkać znajomych.
Start w parach. Jedziemy z Anią - mam nadzieję, że nasz dział HR tego nie czyta - bo mamy zakaz wspólnego rowerowania  - czyżby chodziło o to? :-)

Start
Przed nami teoretycznie 30km i do odnalezienia 10 pkt. Z tego co zapamiętałem to już piąta edycja imprezy, nawet któryś punkt, czy punkty się powtarzają. Ci co byli będą mieli łatwiej, podobnie jak mieszkańcy Kalet i okoli, czyli pewnie prawie wszyscy.
Nie szkodzi. My przyjechaliśmy się pobawić i przejechać przed Tropicielem. Do tego żal nie wykorzystać pięknej pogody :-)

Przed startem © djk71

Planujemy wspólnie trasę: 9 - 10 - 8 - 7 - 6 - 5 - 4 - 3 - 2 - 1. Taki jest pomysł. W praniu wyjdzie nieco inaczej.

PK 8
Start i to czego nie lubię... ruszamy grupą i na pierwszym skrzyżowaniu, przed torami wszyscy skręcają w lewo, czyli nie tam gdzie planowaliśmy. Chwila wahania i... jedziemy za nimi. Przed wiaduktem ekipa się rozdziela, część jedzie prosto, część w prawo.
Dobra, jedziemy w prawo. Dojeżdżamy do prostego punktu. Pewnym utrudnieniem jest to, że nie wiemy w jakiej skali jest mapa. Dopiero na trasie przyjdzie nam się do niej przyzwyczaić.

PK 10
Ruszamy z punktu, rozmawiamy i... coś mi nie pasuje kierunek. No tak, na skrzyżowaniu pojechaliśmy w kierunku... Mikołeski, a miało być na Brusiek. Wracamy. Długi przelot do punktu. Za to punkt banalny. I wracamy.

PK 9
Przed nami znów długi przelot asfaltem. Dziewiątka równie prosta. Przy wyjeździe z punktu sami uprzejmi kierowcy, aż jesteśmy zaskoczeni.

PK 1
Czy ja mówiłem coś o długich przelotach? Teraz dopiero długa prosta do Sośnicy (nie, nie tej gliwickiej). 12 km asfaltem. Nuda.
Niestety za bardzo narzekaliśmy na nudę, bo tu za diabła nie potrafimy znaleźć punktu. Krążymy w kółko, próbujemy z innej strony. Na punkcie tracimy... 37 minut.

PK 2
Jedziemy w stronę Zielonej. Tu szybkie trzy punkty.

PK 3
Drugi z bliskich i szybkich punktów.

PK 4
I trzeci. Bez problemów.

PK 5
Do piątki również docieramy bez przygód, jeśli nie liczyć kilkukrotnego wyprzedzania się z jakąś rodzinką. My ich wyprzedzamy. Potem stajemy na punkcie, oni nas omijają i znów my ich. Tak nam się ta zabawa spodobała, że z punktu też ruszamy za nimi.

PK 6
Problem w tym, że nie widać szóstki, a już powinna być. Jedziemy dalej i nic, W końcu już wiem. Wyjechaliśmy z punktu  złą drogą. Wracamy. Przez mostek i teraz już jest prosto/ Ale kolejne 10 minut i 3 km w plecy.

PK 7
Przed nami ostatni punkt. Ale też ponoć najtrudniejszy. Niektórzy wspominali coś o błocie, na odprawie też coś o nim było. Do tego mamy około 40 minut na jego odnalezienie i dojazd do mety.
Na szczęście leśne ścieżki są dobrej jakości. Docieramy w okolice Jurnej Góry, którą pamiętam z Tropiciela, kawałek dalej miejsce, które chyba odwiedziliśmy kiedyś na rodzinnym rajdzie Górki i Pagórki kilka lat temu.
Zostawiamy rowery i zbiegamy w dół. Jest punkt.
Teraz tylko trzeba w limicie czasu wrócić.

Meta
Jesteśmy oboje zmęczeni, Ania tym bardziej, bo dojechała na start z Gliwic rowerem. Ale nie ma wyboru. Trzeba ciś... (Jacek - organizator - miał dziś na sobie koszulkę: "Niy ma gańby ciś na kole" - też mam taką gdzieś w domu). I ciśniemy. Odliczamy czas i pędzimy. Zdążamy. Zajmujemy piąte miejsce. Szału nie ma, ale oboje jesteśmy zadowoleni. Fajny trening i fajne okolice. Szkoda tylko, że choć to tak blisko, to b byłem tu tylko kilka razy i to dość dawno.

Dekoracja zwycięzców i czas wracać do domu. Fajna impreza. Czekamy na kolejne :-)

Niestety aparat w komórce świruje więc nie ma zdjęć, a szkoda, bo tereny piękne.


Cross Duathlon "Dzika Helenka"

Sobota, 6 października 2018 · Komentarze(0)
Lokalna impreza - cross duathlon - "Dzika Helenka". Nie powinno mnie tu być biorąc pod uwagę, że dwa tygodnie temu nie potrafiłem wstać z łóżka, następnie walczyłem przez ponad tydzień w centrum rehabilitacji z kręgosłupem, do tego nie biegam od dawna.

Ale trudno nie być jak impreza... za blokiem :-) Do tego przyjechał brat z rodzinką i też postanowił wystartować.

Organizacyjnie sporo do nadrobienia, ale za to rekompensowała to atmosfera imprezy. Bardzo kameralnie, ale wśród gości była również Pani Prezydent. Trasa krótka, ale wymagająca. Dla mnie szczególnie :-)

Po odebraniu numerów startowych - dostałem "jedynkę" - ruszamy z bratem objechać trasę. Nie wiem czy to był dobry pomysł, bo miało być na spokojnie, a mi wyszło prawie takie samo tempo jak później na zawodach.

Za chwilę start - odprawa © djk71

Po starcie młodszych zawodników pora na nas. Startuje tylko kilkanaście osób.

Ruszamy na etap biegowy © djk71

Zaczynamy od biegu wokół działek - 2,5km. Ruszamy mocno, dla mnie bardzo mocno i już po kilkuset metrach zaczynam umierać. Puls 184 i później już będzie tylko więcej. Na podbiegu w lesie przechodzę do marszu. Porażka. A jutro był w planach maraton, potem zmieniłem go na półmaraton, a ja... nie potrafię 2 km przebiec ;-(

Pierwszy etap za mną © djk71

Dobiegam do mety jako jeden z ostatnich. Zmieniam buty, zakładam kask i ruszam na rower.

Zmiana obuwia © djk71

I ruszamy kręcić © djk71

Wciąż nie potrafię złapać oddechu po biegu. I tak będzie do końca. Mimo to udaje mi się na trasie wyprzedzić chyba cztery osoby. Z trudem dojeżdżam do mety i powtórne przebranie butów.

Teraz jeszcze 1 km biegiem. W praktyce okazało się, że raptem 750m, z których prawie setkę i tak maszeruję. Masakra. Dobiegam do mety jako dziewiąty. Szału nie ma, ale i tak sukces, że się udało. Co ciekawe problemem nie były - jak się spodziewałem - plecy, choć niestety je też czułem, ale wydolność... no ale jak się nic ostatnio nie robi...

Już po wszystkim © djk71

Brat czekał na mecie już kiedy dojeżdżałem rowerem. I.... oczywiście wygrał te zawody. Brawo.

Najlepsi ;-) © djk71

Na koniec nagrody dla wszystkich i losowanie dwóch rowerów. Niestety tu też zabrakło szczęścia :-)

Za to wiem jedno... jutro ze startu raczej nici. Już wcześniej się nie nastawiałem, ale wczoraj kiedy odebrałem pakiet startowy to coś jednak zaczęło kusić :-)

Zmęczony - bardzo © djk71

Zmęczony, ale miło spędzony dzień. Ciekawe, czy za rok będzie powtórka?



Dzień bez samochodu i... pleców :-(

Sobota, 22 września 2018 · Komentarze(2)
Po wczorajszej porażce dziś było lepiej, a przynajmniej dalej.

Najpierw wyjazd na Europejski Dzień bez Samochodu do Gliwic. Przed startem przejazdu nastąpiło uhonorowanie szkół przyjaznym rowerzystom. Super inicjatywa. W roku ubiegłym to my zostaliśmy wybrani firmą przyjazną rowerzystom.

Etisoft firmą przyjazną rowerzystom!

W tym roku wybierano szkołę, ciekawe co będzie w przyszłym :-)

Dzień bez Samochodu © djk71

Po przejeździe przez miasto postanowiliśmy z Anką jeszcze chwilę pokręcić.
Najpierw zdjęcia na Pl. Krakowskim gdzie odbywała się jakaś impreza militarna...

Chwilę wcześniej widzieliśmy go na drodze © djk71
Robi wrażenie © djk71

Potem jeszcze obok GZUT-u

W Wiedniu go nie chcieli © djk71

Padł pomysł wyjazdu nad Chechło, ale ogólnie chodziło o to żeby pokręcić. Pojeździliśmy trochę po Gliwicach i Zabrzu, zatrzymaliśmy się na strefie na kawę i coś słodkiego i ruszyliśmy dalej.

Chwila krążenia po Miechowicach i rzut oka na miejscowe atrakcje, a potem ruszamy do DSD. Zaliczamy RedRock i ruszamy do Tarnowskich Gór. Na Rynku podchodzi do nas młody człowiek z nietypową prośbą. Zakładam, że chce żeby mu się do czegoś dorzucić, a ten pyta czy może sfotografować mój rower :-) Chwila rozmowy o sprzęcie i ruszamy dalej.

Rezygnujemy z Chechła, robi się późno, a ja zaczynam czuć plecy. Jeszcze zaliczamy cmentarz wojenny, źródełko młodości i docieramy na Helenkę. Tu się rozstajemy. Ja na dziś mam dość, Anka jeszcze musi wrócić do Gliwic.

Miło i aktywnie spędzony dzień. Niestety chyba zbyt aktywnie. O ile do domu udaje mi się spokojnie wrócić, to teraz już nie jestem w stanie się ruszyć :-( Jednak starość to starość :-(