Wpisy archiwalne w kategorii

do 50km

Dystans całkowity:18349.28 km (w terenie 5573.23 km; 30.37%)
Czas w ruchu:1068:39
Średnia prędkość:17.17 km/h
Maksymalna prędkość:65.37 km/h
Suma podjazdów:18982 m
Maks. tętno maksymalne:210 (115 %)
Maks. tętno średnie:183 (100 %)
Suma kalorii:79661 kcal
Liczba aktywności:722
Średnio na aktywność:25.45 km i 1h 28m
Więcej statystyk

I stała się jasność

Poniedziałek, 4 stycznia 2010 · Komentarze(15)
I stała się jasność

Po długim i wyjątkowo sympatycznym sylwestrowaniu dziś trzeba było wrócić do rzeczywistości. Na otrzeźwienie dostałem kopa po zważeniu się. Sama waga mnie nie zdziwiła, choć nie mam powodów do radości. Gorzej było z pomiarem tkanki tłuszczowej, bo w porównaniu z zapisami z zeszłego roku jest koszmarnie - a łudziłem się, że to mięśnie tyle ważą ;-)

Po pracy obiadek i szybka rundka żeby wypróbować jeden z prezentów gwiazdkowych.

Do tej pory wydawało mi się, że lampka, którą sprzedawcy polecili mi przy zakupie roweru dwa lata temu jest wystarczająca. Nie było to oczywiście żadne cudo ale jeździłem po nocy i... jakoś to było.

Dziś wjechałem na chwilę do lasu i zrobiłem mały test porównawczy (wszystkie zdjęcia wykonane oczywiście z takimi samymi ustawieniami). Test jest bardzo amatorski ale widać małe różnice między tym co było, a tym co jest.

Najpierw bez lampek



Dalej ze starą lampką



Z nową w trybie pierwszym



W trybie drugim



I w trybie najsilniejszym



Widać różnicę :-)


Jedyne do czego mogę mieć zastrzeżenia to dość wąski strumień światła. Chyba trzeba będzie całość uzupełniać czołówką. No i akumulatorki pewnie będę często ładował ;-) Dlatego stara lampka zostanie i tam gdzie będzie wystarczająca będzie pewnie wciąż służyła.

Jeszcze raz dziękuję za wspaniały prezent :-)

Ślisko

Niedziela, 3 stycznia 2010 · Komentarze(16)
Ślisko
Dziś odsypialiśmy kilka ostatnich dni/nocy :) Kiedy w końcu zjadamy śniadanie okazuje się, że czasu już mamy niewiele, bo Kosma z Jackiem muszą wyjeżdżać. Szybki rzut oka na mapę i wytyczamy 24km pętelkę asfaltem.

Na osiedlu bielutko ale dziś już jadę odważniej. Dalej droga taka sobie ale da się jechać. Mijamy tablicę Zbrosławice (Ptakowice) i... na jezdni masakra. Biało, ślisko... wyobraźnia podpowiada - nie ma sensu ryzykować. Skręcam do lasu. Też ślisko ale tu co najwyżej ryzyko zderzenia z dzikiem, sarną lub lisem.

Ciężko się pedałuje po takiej nawierzchni ale fajnie. To nic, że koło co chwilę ucieka, to nic, że zamarznięte kałuże, to nic, że na podjazdach dostaję zadyszki. Monia ma jeszcze gorzej na swoim trekingu... Daje jednak radę.





Nawet kiedy za moimi plecami wymuszają na niej pierwszeństwo dwie sarenki :-)

W ramach rozgrzewki urządzamy krótką bitwę na śnieżki. Monika wygrała.

Z radości zaczęła się tarzać po śniegu wmawiając nam, że aniołek, którego zrobiła to orzeł.



Znów asfalt. Na Przyjemnej mało nie zrzuca nas z drogi jakiś wariat. Nie miał na tyle odwagi żeby się zatrzymać... a szkoda, bo Kosma by mu dzisiaj krzywdę pewnie zrobiła...



Mimo, że staw zamarznięty to ktoś chyba chce z niego spuścić wodę...



Krótki wyjazd, chwilami meczący ale... po raz kolejny pełen uśmiechu i radości...

Tour de Zabrze

Sobota, 2 stycznia 2010 · Komentarze(21)
Tour de Zabrze
Dzisiejszy poranek powitał nas śniegiem. Nie powiem żeby nas to ucieszyło. Mówi się jednak trudno i jedzie się dalej. Jako, że Asica z Młynarzem musieli już nas opuścić dziś na rower ruszamy w trójkę (Kosma, JPBike i ja). Tuż przed wyjazdem dzwoni do nas Dynio i... po chwili jedziemy już razem. Wcześniej jednak oczekując na Jacka chcemy wyciągnąć na rower Czarną Owcę. Niestety znów jej się udało i wypoczywa gdzieś poza Zabrzem. :-)

Jeden z fantastycznych prezentów gwiazdkowych podsunął nam pomysł żeby pokazać Jackowi Zabrze i może Gliwice. Ruszamy w stronę Mikulczyc. Rowerówka jak się spodziewałem bielutka. Nikt nie pomyślał o jej odśnieżeniu.



Mimo to jedzie się fajnie, choć ostrożnie... :-)

Dalej przez Hagera pokazać wagoniki i wieżę ciśnień. Stamtąd na Zandkę. Dobrze, że Jacek naprawił mi dziś hamulce. Było z górki, ślisko...

Na Zandce najpierw dom z dziurami po kulach, potem Dynio brata się z lokalsami i w końcu dojeżdżamy pod stalowy dom. Chłopcy są chyba pod wrażeniem.



Nie zaglądamy na cmentarz żydowski, bo dziś za zimno i za mokro. Jedziemy do Luizy. Nie zwiedzimy dziś sztolni ale obejrzymy sobie chociaż pojazdy wojskowe.



Dzieci szybko zaczęły się bawić



Niestety takie zabawy czasem źle się kończą.




Dalej kolejna wieża ciśnień. Robi wrażenie. Jest olbrzymia i piękna. Szkoda, że wciąż nie ma w niej knajpki, galerii...



Następny kawałek drogi to lodowisko. Udaje się na szczęście pokonać go bez upadku :)

Kolejny przystanek to Kościół św. Józefa znajdujący się na przeciwko stadionu Górnika Zabrze. Wszyscy wyszli stamtąd pod dużym wrażeniem. Myślę, że jeszcze wszyscy tam wrócimy.

Zimno więc decydujemy się wracać. Spokojnym tempem docieramy do domu, gdzie po chwili delektujemy się grzanym piwem. Fajna przejażdżka. Dzięki Dynio, że udało Ci się do nas dołączyć.

Brak widoków

Piątek, 1 stycznia 2010 · Komentarze(9)
Brak widoków
Sylwestrowa ekipa przyjechała z rowerami więc wypada z nich skorzystać. Po odespaniu imprezy, po obiadku i kolejnej dawce śmiechu decydujemy się jechać... zobaczyć Świerklaniec. Wszyscy już czekają na dole, kiedy ja walczę z hamulcami. Wymiana okładzin trwa na tyle długo, że reszta zdążyła zmarznąć.

W końcu jedziemy. Fajnie, tylko robi się już ciemno i jest mgła... Gdy dojeżdżamy do zbiornika Kozłowa Góra... nic nie widać... No tośmy zobaczyli Świerklaniec. Nie psuje nam to jednak nastrojów. Seria zwariowanych zdjęć i wracamy.
Niestety mgła, ciemność i deszcz sprawiły, że na zdjęciach prawie nic nie widać:





... prawie...



Tą samą drogą, gdyż jak stwierdza Młynarz wrażenia wizualne będą dziś takie same wszędzie.

W Radzionkowie Kosma mówi, że nie chciałaby teraz złapać kapcia, jak to zdarzyło się jej ostatnio. Mówię, że powinno sobie postawić taki cel: dzień bez kapcia i do niego dążyć.

Szkoda, że je sobie takiego nie wyznaczyłem. Kilkadziesiąt metrów dalej najeżdżam na coś co brzmi jak szkło i... na Stroszku wymieniam dętkę. Nic to, trzeba jechać dalej. Dalej ale niezbyt daleko. Kilkadziesiąt metrów dalej stop. A przecież sprawdziłem oponę. Ale tylko od wewnątrz. Znajduję kawałek szkła z zewnętrznej strony. Ech... W czasie kiedy ja ściągam dętkę Monika zakłada łatkę na drugą. Dziękuję :-) Dzięki temu ekipa mniej marznie i możemy jechać dalej.



Tym razem już bez przeszkód docieramy do domu. Jeden z sąsiadów jest chyba lekko zdziwiony widząc pięć osób maszerujących po schodach z rowerami w Noworoczny wieczór...

Niewiele zobaczyliśmy ale... było po prostu fajnie. I o to chodzi :)

P.S.
Zdjęcia (cudownie odzyskane) dzięki uprzejmości Jacka :-)

Spalić kalorie

Niedziela, 27 grudnia 2009 · Komentarze(16)
Spalić kalorie
Ponad miesiąc przerwy. Dziś motywator-Kosma w końcu wyciąga mnie na rower. Odgrażała się, że zrobi to wczoraj wieczorem ale chyba już jej się nie chciało po wycieczce do Siewierza. Dziś za to plany są ambitne. Długo się zbieramy, w końcu ruszamy z Helenki. Na pierwszym skrzyżowaniu zmieniamy decyzję i decydujemy się odwiedzić po raz kolejny Księży Las. Nie dlatego, że jest tam tak fajnie, ale dlatego, że jest tam w miarę mały ruch.

Najpierw jednak chcę zerknąć w okolice Przyjemnej gdzie trwa budowa autostrady A1. Już wkrótce nie będzie ona taka przyjemna i cicha. Na całym odcinku Sośnica-Piekary widać trwające prace.



Decydujemy się jechać na azymut przez las. Widać, że dawno nie jeździłem. Zmrożone leśne drogi momentami przerażają mnie bardziej niż zwykle. Docieramy na skraj lasu. Przed nami pole. Wracamy czy...? Czy.... :-) Mkniemy przez pole, tam w końcu musi być jakaś cywilizacja.



Monika szukając drogi płoszy lisa. Czy może odwrotnie? ;)
Niestety lis uciekł z kadru.



Droga, czy raczej pole staje się coraz bardziej błotniste. Dajemy jednak radę.





W końcu wyjeżdżamy w Zbrosławicach. Niestety naszą radość z asfaltu przerywa kapeć u Moniki. Zimne, brudne koło... niezbyt przyjemne ale Kosma daje radę ;-)





Choć przez chwilę ma wątpliwości czy taki kształt ma jej koło...



Błotna przeprawa, przeciągająca się naprawa sprawiają, że decydujemy się wracać. Trochę szybsze tempo powoduje, że szybko tracę siły. Czuję się jakbym przejechał już co najmniej kilkadziesiąt kilometrów. Kiepsko.

Dojeżdżamy ubłoceni do domu. Niewiele kilometrów ale mnóstwo zabawy i uśmiechu. Ech, już zapomniałem jak to jest. A jest fajnie...

I zapomniałem się pochwalić. Dzieciątko też mnie zmotywowało do jazdy ;-)



Choć prezenty były też inne ;-)



Dziękuję Dzieciątku ;-)

Bytomska Masa Krytyczna - oznakowany

Piątek, 20 listopada 2009 · Komentarze(15)
Bytomska Masa Krytyczna - oznakowany

Masakra. Miesiąc przerwy w jeżdżeniu. Miesiąc przerwy w życiu. Miesiąc masakrycznej pracy, wyjazdów i innych obowiązków. Ciężki okres. Długi. Za długi. Za ciężki. Nie da się tak dłużej. Brak czasu na sen, albo spanie do upadłego bo na coś innego brak sił. Chciałbym jak najszybciej zapomnieć o tym okresie.

Może uda się 9 grudnia w Krakowie...


Może ktoś jeszcze ma chęć się wybrać?

Dobrze, że dziś masa w Bytomiu przynajmniej była motywacja żeby odkurzyć rower (może nie dosłownie... bo dalej jest brudny koszmarnie). Z Kosmą z Helenki do Bytomia przez las, myślałem co prawda, że pojedziemy terenem ale zapomniałem, że o 17 jest juz ciemno. Więc spokojnie asfaltem, wyjątkowo przed czasem docieramy na Rynek.

Chwila powitań, rozmów, żartów, lubię ten klimat...

Dziś wszyscy jedziemy oznakowani (żeby było łatwiej policzyć?) :-) W sumie jest ok. 45 osób. Ładnie jak na listopad.



Na Wrocławskiej... policja eskortuje kibiców Jagi zmierzających na stadion Polonii. Dobrze, że dziś nie wołamy "Nie stójcie w korkach" bo dziś sami musimy stać i czekać.

Po przejeździe na Rynku niespodzianka. W Biurze Promocji Miasta czeka na nas ciepła herbatka, cukierki, smycze... Miło. Bardzo miło.

Dziś, podobnie jak miesiąc temu nikomu się nie spieszy. Wszyscy stoją, rozmawiają, pewnie gdyby padło hasło, że jedziemy gdzieś jeszcze to... byśmy pojechali...

W końcu rozstajemy się. Z Jackiem i resztą jego towarzystwa jedziemy do Karbia, a stamtąd już sami do domu.

Fajnie, choć momentami Monika dawała nieźle czadu... Za szybko jak dla mnie...

Ech, czas wrócić do jazdy i zwolnić trochę w życiu, pracy... Nie da się tak dłużej...

BMK - z dzieckiem Anetki :)

Piątek, 23 października 2009 · Komentarze(6)
BMK - z dzieckiem Anetki :)
Kolejna Bytomska Masa Krytyczna. Dojazd razem z Moniką... opłotkami delikatnie mówiąc :-)
Ale było fajnie, szczególnie obok stadionu Polonii na dwie godziny przed meczem z Ruchem. Ciekawe czy powrót też wymyśli tą samą drogą...

Na miejscu znacznie mniej osób niż na poprzednich masach, ale nic dziwnego... chłodno, mżawka, ciemno i jeszcze ten mecz... Sporo znajomych..., a może tyle samo tylko z masy, na masę my po prostu znamy coraz więcej osób... Dołącza po raz kolejny również prezydent miasta wraz z panią rzecznik.

Rozdajemy ulotki Śląskiej Inicjatywy Rowerowej.



Na początku organizatorzy dziękują za przybycie osobom, które nie mają oświetlenie. Fajnie, że przyjechali ale dziś z nami nie pojadą. Szkoda ich ale dziś część trasy jedną z głównych ulic (Wrocławską) i ich życie jest ważniejsze... Mam nadzieję że jeszcze wrócą kiedyś na masę...

Trasa wiedzie między innymi nową (oczyszczoną z liści!!!) rowerówką w Parku Miejskim. Szkoda, że nie jest dłuższa... bo naprawdę jest fajna.

Wrocławską trochę przyblokowaliśmy (z jednej strony kibice jadący na mecz, z drugiej my) więc pewnie kierowcy nie byli szczęśliwi...

Dziś krótko (chyba około 7-8km). Na Rynku wszyscy czują niedosyt, prawie nikt się nie rozjeżdża, wszyscy jeszcze mają ochotę pogadać, a może gdzieś pojechać...

W końcu powrót z obstawą do Miechowic :), a potem powrót na Helenkę już tylko w trójkę z Moniką i dzieckiem Anetki - Goofy601 (mam nadzieję, że się nie obrazi jak przeczyta) ;)

Dzięki wszystkim za miłe towarzystwo. Dzięki organizatorom za kolejną imprezę. Fajnie, że było nagłośnienie, trzeba je tylko jeszcze bardziej wykorzystać.

Smutno ale z nadzieją

Niedziela, 18 października 2009 · Komentarze(11)
Smutno ale z nadzieją
Kolejne dwa tygodnie przerwy tłumaczone pracą i brzydką pogodą. Dziś był powód żeby ruszyć cztery litery - II spotkanie Śląskiej Inicjatywy Rowerowej. Choć spotkanie w knajpce to postanowiliśmy z Kosmą pojechać rowerami.

Rokitnica, Mikulczyce i decyzja, że możemy się trochę pobrudzić więc... Leśną w stronę Szałszy. Myślałem, że będzie większe błotko ale i tak zdążyłem się ubrudzić.

Dalej Żerniki, park w Gliwicach i decyzja, że jedziemy na zabytkowy cmentarz hutniczy. Choć jest kilkaset metrów od miejsca gdzie pracuję nigdy wcześniej tam nie byłem.

Zamiast zachwytu... załamka. Dawno nie widziałem niczego tak przygnębiającego.

Chciałem napisać coś więcej... Nie potrafię... Dobijają mnie takie miejsca, Ci ludzie, którzy to zrobili, którzy na to pozwolili...

"Kto nie szanuje i nie ceni przeszłości, nie jest godzien szacunku teraźniejszości, ani prawa do przyszłości"



"Naród, który traci pamięć, traci swoją tożsamość"



"Naród bez przeszłości, staje się Narodem bezdomnym - bez przyszłości"



"Ojczyzna to ziemia i groby. Narody tracąc pamięć, tracą życie"



"Człowiek nie może żyć bez przeszłości, że tylko w przeszłości jest ocalenie, że ona, tylko ona jest źródłem godności i odwagi. Naród, który nie zna przeszłości, nie zrozumie nigdy sam siebie, nie zrozumie, ani kim jest, ani jaki jest jego rodowód, ani dokąd zmierza w tym dzisiejszym pochodzie. Aby iść naprzód, trzeba umieć korzystać z doświadczeń przeszłości, a chcąc to czynić, należy mieć o niej dokładne pojęcie".



"Jeśli nie znamy przeszłości - nie rozumiemy teraźniejszości i nie możemy próbować kształtować przyszłości".

Koniec smucenia. Trzeba jechać na Rynek gdzie umówieni jesteśmy z Darthem. Szybko zleciał nam czas na pogaduchach obok czołgu.



Pora nas potkanie Śląskiej Inicjatywy Rowerowej. Szybko mija czas, ale wydaje mi się, że udało nam się dość sporo zrobić, zaplanować, omówić... Jeśli tylko część tego uda się zrealizować... wierzę, że tak będzie...

Powrót z Arturem i Kosmą do Zabrza. W samym centrum zjeżdżając na chodnik nie zauważam krawężnika i w momencie leżę jak długi. Na szczęście nic mi się nie stało.

Po chwili żegnamy się i każdy rusza swoją drogą.

Po przyjeździe do domu trafiam od razu w Radio Katowice na relację z konferencji prasowej, która odbyła się po naszym spotkaniu.

Odyseja 2009 - Kryzys

Niedziela, 4 października 2009 · Komentarze(9)
Odyseja 2009 - Kryzys
Po wczorajszym etapie szybko zasnąłem ale całą noc się budziłem. To zmęczenie.

Dziś rano nikomu się nie spieszyło. Chyba wszyscy czuli trudy dnia wczorajszego. Większość chyba też nie była zbyt zadowolona z wczorajszych wyników. Trzeba jednak jechać.

Rozdanie map i analiza trasy - dziś wszyscy wybierają podobny kierunek bo punkty są kolejno zamykane o określonych godzinach. Dziś start spod ośrodka więc na początek szybki zjazd z górki - u mnie licznik pokazuje 58,98 km/h. Nie jest to rekord ale i tak całkiem sporo.

Ruszamy w stronę punktu pierwszego. Po drodze mijamy zawodniczkę, która ma problemy z korbą. Po chwili, gdy zastanawiamy się, którą ścieżką jechać widzimy jak przebiega obok nas wraz z rowerem. Kilkadziesiąt metrów dalej gubi korbę. Ciekawe czy tak zamierza pokonać resztę dystansu...



Zaliczamy punkt i jedziemy dalej. Zmęczenie gdzieś minęło i pędzę tak, że najpierw mijam rozjazd, a potem punkt nr 2. Wracamy i po chwili mkniemy na drugą stronę DK52. "Trójkę" odnajdujemy dość szybko (niech żyje "trip up") i... pora na krótki odpoczynek.



Decydujemy się pominąć kilka kolejnych punktów i jedziemy od razu na "siódemkę". Zaskakujemy dyżurującego tam kolegę nadjeżdżając z zupełnie innej strony niż wszyscy. "To tam się da przejechać?" :-)

Jadąc dalej spotykamy myśliwych. Jakoś niezbyt pewnie się czuję, może dlatego nabieram dużej prędkości na zjeździe, który kończy się nagłym STOPem. Monice zjazd się chyba też podobał.



Przed kolejnym punktem dostajemy zadyszki, podjazd wyglądał niewinnie ale dał popalić. Zaliczony PK8 i kolejna przerwa. Zjazd po nieprzyjemnych kamykach i... zostawiliśmy kompas u góry. Kosma wraca. Po chwili zjeżdżamy co chwili wyprzedzani przez kolejne zespoły.

Na dziewiątym punkcie wita nas fotograf pstrykający wszystkim zdjęcia. Każdy zalicza punkt i jedzie dalej, gdy my tymczasem okupujemy mostek i po raz kolejny posilamy się i odpoczywamy. Fotograf jest chyba tym nieco zdziwiony. podobnie jak mavic, którego mijamy zjeżdżając z punktu - w jego oczach można wyczytać "Jak to możliwe, że oni są przede mną?".

Minimum mamy zaliczone, możemy wracać do bazy. Decydujemy się jednak zaliczyć ostatni punkt. Niestety po około 2-3km schodzi ze mnie powietrze i nie mam siły jechać. Nie mam siły stać. Nie mam siły.

Siadamy na przystanku patrząc jak mijają nas kolejne zespoły. Nie interesuje mnie to. Mam dość.

Odpoczywając, chcę pokazać Monice coś na kompasie i... kiedy celuję na jakieś okoliczne drzewo przejeżdżają kolejne zespoły. Zapewne długo zachodzili w głowę jak można się było zgubić na prostej drodze, na przystanku do tego stopnia żeby szukać drogi z kompasem... ;-)

W końcu się zbieramy i rezygnujemy z "dziesiątki". Chcę już być w bazie. Na 2-3km przed metą zaczyna mną rzucać. To już nie jest wiatr, który dziś momentami dawał się we znaki. Spoglądam na koło i już wiem, kapeć...

Zmiana dętki? Nie, spróbujemy dopompować i może uda się dojechać do końca. Nie udaje się po kilometrze znów zaczyna być mało. Nie szkodzi. I tak już nie mam siły wjeżdżać tym podjazdem. Prowadzę rower. Po chwili mija mnie jeszcze jeden kolega, który też na dole złapał gumę.

Docieram do góry. W końcu. Padnięty. Kąpiel, zupka i najchętniej poszedłbym spać. Jeszcze tylko ogłoszenie wyników (jak zwykle wcześniej niż było w planach) i... nie nie do domu. Jeszcze siedzimy trochę gawędząc, nie chce nam się rozstać. Mimo zmęczenia, mimo wyników wyjeżdżamy zadowoleni. Dopisała pogoda, przefajne tereny i co najważniejsze wspaniałe towarzystwo.

Terapia wstrząsowa

Niedziela, 27 września 2009 · Komentarze(14)
Terapia wstrząsowa

Po kolejnej zbyt długiej przerwie, dziś mimo aktywnego dnia, w końcu na rower. Wcześniej na warsztatach fotograficznych w Katowicach zgłupiałem, nie widziałem, którędy należy jechać...



Wieczorem z Moniką decydujemy się zobaczyć gliwicką radiostację po modernizacji jej otoczenia. Monia po przerwie spowodowanej wypadkiem zdecydowała się na przejażdżkę i co więcej na start w Odysei. Miejmy nadzieję, że to przemyślana decyzja.

W ramach terapii wstrząsowej zafundowałem Monice przejażdżkę 78-ką. Ruchliwą w niedzielny wieczór. Zbyt ruchliwą. Szczęśliwie udało się bez przeszkód dojechać.



Fajny zachód słońca i fajnie zrobiona przestrzeń obok radiostacji. Ktoś pomyślał. Co więcej w regulaminie terenu jest zakaz ruchu wszelkich pojazdów za wyjątkiem wózków inwalidzkich i rowerów :-)

Dalej krótka przejażdżka po centrum Gliwic (dziwnie pusty Rynek) i powrót przez Sośnicę. Wciąż mam wątpliwości co do ścieżki z Mikulczyc do Rokitnicy, a w szczególności wjazdu na nią od strony Mikulczyc.

Z dobrych wieści: Stowarzyszenie Śląska Inicjatywa Rowerowa zostało oficjalnie zarejestrowane. Czas zacząć działać ;-)