Brak widoków
Sylwestrowa ekipa przyjechała z rowerami więc wypada z nich skorzystać. Po odespaniu imprezy, po obiadku i kolejnej dawce śmiechu decydujemy się jechać... zobaczyć Świerklaniec. Wszyscy już czekają na dole, kiedy ja walczę z hamulcami. Wymiana okładzin trwa na tyle długo, że reszta zdążyła zmarznąć.
W końcu jedziemy. Fajnie, tylko robi się już ciemno i jest mgła... Gdy dojeżdżamy do zbiornika Kozłowa Góra... nic nie widać... No tośmy zobaczyli Świerklaniec. Nie psuje nam to jednak nastrojów. Seria zwariowanych zdjęć i wracamy.
Niestety mgła, ciemność i deszcz sprawiły, że na zdjęciach prawie nic nie widać:
... prawie...
Tą samą drogą, gdyż jak stwierdza Młynarz wrażenia wizualne będą dziś takie same wszędzie.
W Radzionkowie Kosma mówi, że nie chciałaby teraz złapać kapcia, jak to zdarzyło się jej ostatnio. Mówię, że powinno sobie postawić taki cel: dzień bez kapcia i do niego dążyć.
Szkoda, że je sobie takiego nie wyznaczyłem. Kilkadziesiąt metrów dalej najeżdżam na coś co brzmi jak szkło i... na Stroszku wymieniam dętkę. Nic to, trzeba jechać dalej. Dalej ale niezbyt daleko. Kilkadziesiąt metrów dalej stop. A przecież sprawdziłem oponę. Ale tylko od wewnątrz. Znajduję kawałek szkła z zewnętrznej strony. Ech... W czasie kiedy ja ściągam dętkę Monika zakłada łatkę na drugą. Dziękuję :-) Dzięki temu ekipa mniej marznie i możemy jechać dalej.
Tym razem już bez przeszkód docieramy do domu. Jeden z sąsiadów jest chyba lekko zdziwiony widząc pięć osób maszerujących po schodach z rowerami w Noworoczny wieczór...
Niewiele zobaczyliśmy ale... było po prostu fajnie. I o to chodzi :)
P.S.
Zdjęcia (cudownie odzyskane) dzięki uprzejmości Jacka :-)