Wpisy archiwalne w kategorii

do 50km

Dystans całkowity:18349.28 km (w terenie 5573.23 km; 30.37%)
Czas w ruchu:1068:39
Średnia prędkość:17.17 km/h
Maksymalna prędkość:65.37 km/h
Suma podjazdów:18982 m
Maks. tętno maksymalne:210 (115 %)
Maks. tętno średnie:183 (100 %)
Suma kalorii:79661 kcal
Liczba aktywności:722
Średnio na aktywność:25.45 km i 1h 28m
Więcej statystyk

Czy to na pewno jest serwis?

Wtorek, 30 marca 2010 · Komentarze(14)
Czy to na pewno jest serwis?
Szybkie - czy może raczej takie jak powinno być - wyjście z pracy z myślą o rowerze. Żeby pojeździć za dnia. Coś mnie jednak podkusiło i wpadłem na pomysł żeby podjechać z Wiktorka rowerem do serwisu. Muszę mu zmienić pedały, a odkręcenie ich w domowych warunkach zakończyło się porażką. Szybki telefon do szeroko reklamowanego punktu i mogę przyjechać.

Trudno, przy słońcu pojeżdżę innym razem, drugą część obiadu też zjem później. Ważniejsze jest dziecko, może w końcu znów zacznie jeździć.

Mimo korków szybko dowożę rower, wchodzę do sklepu/serwisu i od drzwi słyszę "Proszę tu nie wchodzić z rowerem!!!" O staropolskim "dzień dobry" Pan chyba nie słyszał. Ok, wycofuję się, choć niby skąd miałem wiedzieć, że do serwisu nie można wprowadzać rowerów, tym bardziej, że innych drzwi nie widać. Wychodząc słyszę "Wyjdę tam do Pana". Ok.

Dzielnica niezbyt przyjemna więc uważnie przyglądam się wszystkim, którzy mnie mijają z.... widoczną wzajemnością. Choć nie wiem, czy patrzą na mnie, czy na mój, a właściwie Wiktorka rower. Po prawie pół godzinie czekania zaczynam mieć dosyć. To już chyba nie te czasy żeby klienta wystawić za drzwi i niech sobie czeka... Czas pakować rower do auta i wracać do domu.

W ostatniej chwili wychodzi sprzedawca/serwisant. "O co chodzi?" Wyjaśniam, że mam problem z odkręceniem pedałów SPD i pytam czy jest w stanie mi pomóc. "Zaraz wracam", tym razem Pan na szczęście faktycznie wraca po chwili. Zestaw imbusów, które trzyma w ręce nie budzi mojego zaufania ale to on jest specjalistą... Trzy ruchy kluczem i z pretensją w głosie dowiaduję się, że przeze mnie Pan sobie uszkodził klucz i drugiego nie zamierza niszczyć. Kto to widział tak zakręcone pedały, przecież powinny się lekko odkręcić...

Po chwili znów słyszę kwestię o zniszczonym kluczu... Czyżby "specjalista" oczekiwał, że pokryję koszty minuty pracy i niewłaściwego doboru narzędzia...? Niedoczekanie.

Jestem w szoku. Dawno mnie tak nikt nie potraktował. Nawet nie przypuszczałem, że to się jeszcze zdarza... poczułem się jak za komuny... Szok. Miałem o tym nie pisać bo każdemu zdarza się gorszy dzień. Myślałem, że szybko o tym zapomnę. Nie udało się więc piszę.

Wieczorem szybka rundka przez Stolarzowice, Górniki, Wieszową, Grzybowice, Mikulczyce i Rokitnicę. Po raz pierwszy byłem bliski wjazdu z Rokitnicy na Helenkę nie schodząc poniżej 20km/h ale znów się nie udało. Ale było bliziutko. Nieźle się zasapałem, ale o serwisie wciąż nie zapomniałem.

Nie powiem gdzie byłem w serwisie ale prędko tam się nie pojawię... Szkoda, bo po cichu liczyłem, że tam będę oddawał swój rower do serwisowania...

Odreagować

Poniedziałek, 29 marca 2010 · Komentarze(10)
Odreagować
Wczoraj już nie było siły/chęci żeby pójść pojeździć choć próbowałem Kosmę namówić na to... Na szczęście się nie zgodziła ;)

Dziś wracając z pracy wiedziałem, że pójdę pojeździć. Musiałem odreagować... Są rzeczy, które mnie czasem przerastają. Czasem mi się wydaje, że jestem z innej bajki... nie potrafię sobie do końca wyobrazić pewnych rzeczy... Życie jednak potrafi mnie wciąż zaskoczyć, ludzie też... niestety...

Wieczorny obiad przerywa mi Łukasz (ciekawe kiedy w końcu pojawi się na bikestats.pl) pytając "To kiedy idziemy?" :-) Chwila przerwy po wieczornym obiedzie i... jedziemy. Kierunek Tarnowskie Góry. W Stolarzowicach masakra, słyszałem, że są rozkopane ale żeby aż tak... W sumie niezbyt mi to przeszkadza, tylko Łukasz coś wspomina o świeżo umytym rowerze... :-) Ja swojego jeszcze nie zdążyłem umyć po sobotnim Prologu.

Na Rynku w Tarnowskich Górach Łukasz naprawia lampkę.



Ja tymczasem oddaję się lekturze fragmentów dzieła z 1612 roku autorstwa Walentego Roździeńskiego "Officina ferraria abo Huta i warstat z kuźniami szlachetnego dzieła żelaznego".



Tyle tylko, że nie wiem jak kartki przewracać...



Knajpki puste więc my też nie siadamy.



Chcemy się chwilę pokręcić po okolicy ale deszcz skutecznie przekonuje nas do zmiany planów. Wracamy. Szybko, momentami się nawet trochę spociłem :-)

Krótki ale fajny wyjazd, mam nadzieję, że częściej uda nam się nam pojeździć... I może nie tylko po asfalcie :)

IX BMK - Ciepło !!!

Piątek, 19 marca 2010 · Komentarze(10)
IX BMK - Ciepło !!!

W końcu po tygodniach/miesiącach paskudnej pogody zrobiło się ciepło :-) W końcu po tygodniach siedzenia do późna w pracy udało mi się wyjść trochę wcześniej (czyt. prowadzić rozmowy w samochodzie, w drodze do domu, w domu...) po to żeby w końcu pojechać na Bytomską Masę Krytyczną trochę wcześniej, na spokojnie, bez pośpiechu. Nie udało się. Tradycyjnie wpadliśmy w ostatniej chwili :-)

Ale po kolei. Dziś oprócz Kosmy do Bytomia wybrali się z nami przedstawiciele wrocławskich i jasieńskich rowerzystów ;-) Co więcej dołącza również Łukasz (oj dawno nie jeździliśmy razem) ze swoją narzeczoną z Nowego Sącza (miło poznać). Jak widać bytomska masa jest bytomska tylko z nazwy ;-)

Podróż urozmaica nam spadająca w najmniej oczekiwanych momentach lampka Moniki :-) Oj pora coś z tym zrobić, bo następnym razem na skrzyżowaniu kierowcy nie będą tak cierpliwi. Na Rynku czeka na nas już około 40-tu rowerzystów wśród, których spotykamy sporo znajomych twarzy. Do tego tradycyjnie policja, straż miejska, pogotowie i kamery... Ciekawe co tam znowu nagadała Kosma... ;)

Ruszamy i jest świetnie... bo ciepło... dawno tak nie było... chyba dlatego trasa jest nieco dłuższa niż ostatnio i dobrze... nikt chyba nie narzeka... Jedziemy, rozmawiamy... można by tak długo... Na mecie tradycyjna herbatka w Biurze Promocji Miasta i... pamiątkowy kubeczek :-) Niby drobiazg ale jak zawsze bardzo miły.

Jeszcze szybka (szybka była w planach) wizyta w nowym sklepie Romana, który chwilę wcześniej dostał oficjalną nominację na Pełnomocnika Prezydenta ds. dróg rowerowych i czas na powrót.

W drodze powrotnej towarzyszy nam Goofy601 i fredziomf, któremu brakuje chyba bardzo kilometrów bo... jedzie w przeciwnym kierunku niż jego dom ;-). Jest nam miło, że eskortuje nas prawie do domu i... umawia się z nami na sobotę...

Fajny dzień, dawno takiego nie było... Brakowało mi tego... Dzięki wszystkim za wspaniałe towarzystwo.

Mam nadzieję, że masy przyczynią się do tego, że kiedyś będzie można oglądać tylu rowerzystów ilu widziałem w czasie mojej ostatniej wizyty w Wiedniu... Byłem w szoku, wymalowane wszędzie pasy, parkingi, przejazdy... Ech... I co najważniejsze... z wszystkich tych udogodnień naprawdę korzystają rowerzyści... Jest ich tam mnóstwo, bez względu na temperaturę, na porę dnia... Żałuję tylko, że nie miałem czasu popstrykać więcej zdjęć...

Żeby jechać...

Niedziela, 7 marca 2010 · Komentarze(11)
Żeby jechać...
Długa przerwa. Za długa. Ale tak bywa. W ten weekend miało być inaczej. Kosma groziła mi już od piątku ale jakoś się już wieczorem nie chciało. Wczoraj byłem już zupełnie przekonany, że pojeździmy, szczególnie gdy wracając z zakupów mijałem chłopaków z zabrzańskiego Huragana... Niestety to co zobaczyliśmy chwilę później za oknem skutecznie nas zniechęciło.



Dziś poranny widok też nie zachęcał do jazdy ale jakoś udało się zebrać. Jakoś, bo strasznie długo... jeszcze to, jeszcze tamto, gdzie jest... Koszmar. Muszę popracować nad sprawniejszym zbieraniem się...

Nie bardzo wiadomo gdzie jechać. Nie wiadomo czy mamy siłę, nie wiadomo czy za chwilę nie odezwą się moje plecy, nie wiadomo... Nie jest to jednak najważniejsze... Dziś celem jest jazda sama w sobie...

Dobrze, że drogi poza osiedlem są czarne. Obok drogi jeszcze widać śnieg...



Fajnie się jedzie... Słonecznie choć mroźnie... W Starych Tarnowicach widać już zwierzątka na dworze...



Monika też chciała fotografować ale baterie jakieś złośliwe były



Przez Opatowice do Strzybnicy. Kusi, żeby jechać do Pniowca i powłóczyć się po lasach ale... chyba jeszcze za wcześnie... Różnie tam może być... Jedziemy w stronę Rybnej. W Wilkowicach szybka decyzja, nie jedziemy do domu tylko w stronę Księżego Lasu.

Po drodze odbijamy w ulicę, którą jeszcze nie jechałem... myślałem, że zawiedzie nas do Zbrosławic... przeczucie mnie zawiodło, objechaliśmy wokół kilka domostw i wyjechaliśmy na drogę, z której przed chwilą zboczyliśmy.

Las i... śnieg... chwila zastanowienia i jedziemy dalej. Monika miała rację, za lasem znów czarno. Na szczęście.

W Kamieńcu w sklepie czas na chwilę przerwy. Choć fajnie się jedzie pić się chce, a nic nie zabraliśmy z sobą. W Ptakowicach zaczynam czuć zmęczenie. Chyba za szybko powiedziałem, że fajnie się jedzie.

Dojeżdżamy do domu. Lekko zmęczony ale zadowolony. Potrzebowałem tego. Dzięki Monika. W domku czekała na nas przygotowana przez moją małżonkę zupka cebulowa. O jak bardzo jej potrzebowaliśmy, jak nam smakowała... Dziękujemy.

Mroźna BMK

Piątek, 22 stycznia 2010 · Komentarze(7)
Mroźna BMK
W zeszłym miesiącu nie mogłem uczestniczyć w Bytomskiej Masie Krytycznej więc dziś obowiązkowo. Z uwagi na późny powrót z pracy i warunki jakie panują na zewnątrz do Bytomia jedziemy Kosmy cytrynką. Przyjeżdżamy lekko spóźnieni ale uprzedzona wcześniej ekipa czeka. Pewnie już im się chłodno zrobiło, w końcu na dworze -12C (odczuwalnie ponoć ok. -17, czy nawet -19) więc nie ma czasu na powitania - od razu ruszamy.

Za nami karetka. Na Rynku radiowozy policji, chyba cztery. Jakby się postarali to mogliby nas wszystkich zapakować, bo jest nas chyba tylko kilkunastu. Rundka wokół Rynku i dalej znaną już trasą. Spokojnie, wesoło, bez ekscesów. I dobrze. W sumie trochę krótko, ale trzeba dbać o zdrowie, chłód był jednak odczuwalny.

Na mecie czeka już na nas ciepła herbatka w Biurze Promocji Miasta. Miło się napić czegoś ciepłego w ciepłym pokoju. I miły prezent - płyta DVD promująca Bytom jako miasto kultury. Na okładce płyty możemy przeczytać o Bytomiu jako "mieście starszym od Krakowa, w którym od wieków mieszkali zgodnie ludzie wielu kultur i narodowości".

Dziś też po raz kolejny miło było patrzeć na zgodne współistnienie i współpracę śląskich mas krytycznych :-)

Głupi babsztyl

Niedziela, 17 stycznia 2010 · Komentarze(16)
Głupi babsztyl
Po wczorajszej wycieczce dziś rano czuję lekkie zmęczenie. Mimo to, a może właśnie dlatego, zachęceni wycieczką Jacka ruszamy na podbój bytomskich ścieżek rowerowych.

Postanawiamy zacząć od trasy Segiet i wjazdu od strony ulicy Suchogórskiej. Zanim tam dojeżdżamy w Stolarzowicach ginie mi Kosma. Czyżby została żeby pstryknąć coś czego ja nigdy nie zauważyłem?. Wracam i rzeczywiście właśnie chowa aparat. Okazuje się, że zjechała z drogi żeby porozmawiać z kretynem, który chwilę wcześniej wyprzedził nas mijając nas o centymetry. Kiedy poczęstował ją komplementem typu "głupi babsztyl" musiała go oczywiście uwiecznić na zdjęciu....

Próba wjazdu na ścieżkę skończyła się niepowodzeniem.
W tym miejscu niestety jeden wjazd zupełnie nie nadaje się nawet do próby jazdy, a w drugi... można było wjechać tylko... co dalej...

Kosma się zastanawia...



W sumie ładnie...



Ale utknęliśmy. Nawet ruszyć się nie dało w tym śniegu. Niestety tu ścieżki nie są tak odśnieżone jak tam gdzie jeździł Dynio.

Za to są oznaczone.





Mimo ostrzeżenia wracamy na asfalt i robimy rundkę przez Stolarzowice, Górniki, Wieszową i Rokitnicę. Niestety po drodze nie brakowało dziś kretynów bez wyobraźni :-(

Najważniejsze, że ruszyliśmy się i udało się bez większych "przygód" dotrzeć do domu.

Ś(w)IR

Sobota, 16 stycznia 2010 · Komentarze(12)
Ś(w)IR
Dziś wyjazd na spotkanie zarządu Śląskiej Inicjatywy Rowerowej. Ruszamy z Helenki razem z Kosmą trochę wcześniej by spotkać się w Świętochłowicach z Arturem i krótką przejażdżkę po jego mieście.

Ślisko, przekonuję się o tym już przy wyjeździe z osiedla, gdzie rower wykonuje efektowny pad. Mnie na szczęście znów udaje się ustać...

W Rokitnicy nie możemy się oprzeć żeby nie zrobić zdjęcia części rowerówki. Widać ktoś chciał ją dobrze oznaczyć. Chętnie bym się z nim nią teraz przejechał, oczywiście zgodnie z przepisami :-)



Droga do Rudy niespodziewanie czarna, bałem się że będzie gorzej. Dopiero wjazd na Styczyńskiego w celu skrócenia trasy o kilkaset metrów wita nas lodem. Ślisko. Bardzo.

Tracimy trochę czasu i kiedy dojeżdżamy do Kaufhausu jest już za późno żeby robić zdjęcia. Jeszcze tu wrócimy. ;-)

W Świętochłowicach spotykamy Artura i Radka z Chorzowa. Od razu tempo jazdy wzrosło. Wzrosło przynajmniej dopóki nie wjechaliśmy na zaśnieżone i oblodzone drogi :) Strach mnie momentami paraliżował czego nie można było powiedzieć o chłopakach. Ludzie dziwnie patrzą na bandę świrów na rowerach na śniegu.

Szkoda, że nikt nie wykorzystuje takich miejsc...


Czemu Monika zaczęła tańczyć przed wieżą, do tej pory nie wiem...



Przez chwilę obawialiśmy się, że to tu będzie miejsce spotkania...



Przed samym dojazdem na miejsce spotkania ŚIR-u Kosma ślizga się, pada i uderza głową o lód. Całe szczęście, że ma kask. W innym wypadku... lepiej nie myśleć.

Spotkanie trwało dłużej niż zakładaliśmy ale podejrzewam, że... moglibyśmy tam jeszcze spokojnie spędzić kilka kolejnych godzin mając o czym dyskutować.



Na szczęście ktoś miał odrobinę zdrowego rozsądku i zakończył imprezę ;)



Powrót częściowo na skróty. Roman zaproponował nam podwózkę do Bytomia z czego z uwagi na późną porę, chłód i rozwaloną lampkę Moniki chętnie skorzystaliśmy.

Z Bytomia Monika wymyśla bezpieczniejszy wariant drogi dzięki czemu czas powrotu nam się nieco wydłuża... ;-)

W planach był jeszcze dziś wyjazd na nocny rajd do Tychów ale... nie wyszło. Może za rok... ;-)

W domu uświadamiam sobie, że tylu kilometrów (choć to przecież żaden rekord) to chyba od Odysei nie zrobiłem, czyli od ponad 3 miesięcy. Obym jak najszybciej o tym okresie bezruchu zapomniał...

Dla... :(

Wtorek, 12 stycznia 2010 · Komentarze(15)
Dla... :(
Dziś odpuściłem niemiecki. I tak nie potrafiłbym się skoncentrować. Powolny powrót do domu. Obiad. Kawa. I rower. Po prostu dziś muszę. Muszę odreagować, wyłączyć myślenie. A może raczej skierować je na inne tory.

Rzut oka na rower i niespodzianka. Z tyłu zero powietrza. Tylko czemu akurat teraz? Co robić, ściągam dętkę i... jest cała. Jakiś sabotaż? Jak się już wziąłem do roboty to przy okazji załatałem noworoczną.

Dwudziesta, ale jakie to ma znaczenie gdy od dawno już jest ciemno... Wyjazd z osiedla masakryczy. Dalej trochę lepiej. Jadę starając się zabić myśli. W Ptakowicach robi się znów mało przyjemnie. Ślisko, miejscami bardzo. Skupiam uwagę to na drodze, to na jakiś tematach zastępczych. W sumie im mniej myślę o drodze tym jadę odważniej, a może po prostu ryzykowniej. Na szczęście kierowcy dziś dość kulturalnie mnie wyprzedzają. No może poza jednym tirem...

W Boniowicach wyjeżdżam na DK94 i tam już jest czarno, tyle że mokro. Zaczyna mi być zimno w stopy. Pierwszy raz od dawna, czy to dlatego, że założyłem pierwszy raz dwie pary skarpet?

W Wieszowej przy dojeździe do zwężenia przy wysypce daję znać czającemu się za mną kierowcy tira, że może mnie spokojnie wyprzedzić. Zachowuje dystans i nawet dziękuje. Czyli są kulturalni tirowcy.

Wydaje mi się, że jadę dość szybko. Jak na takie warunki. Ale tego mi było potrzeba. Ciężko się czasem z niektórymi rzeczami pogodzić, choć niby człowiek jest dorosły i wie, że kiedyś nadejdą... Ciężko...

Przy wjeździe na osiedle wybieram ulicę, która powinna być bardziej przejezdna niż ta, którą wyjeżdżałem. Jest. I jest bardziej śliska. Na "dzień dobry" ślizg i w ostatniej chwili wypinam się z pedałów. Rower leży, mnie na szczęście udaje się nie upaść....

Trasa: Helenka - Stolarzowice - Górniki - Ptakowice - Zbrosławice - Kamieniec - Boniowice - Wieszowa - Górniki - Stolarzowice - Helenka

Bike walking

Sobota, 9 stycznia 2010 · Komentarze(22)
Bike walking

Wczoraj pięknie sypało. Wyobrażałem sobie jak dziś poszalejmy z Kosmą po lesie. W końcu bez pośpiechu. Za dnia. Będzie można pojeździć.

Ranek pokazał jednak zero stopni i... topniejący śnieg. Może jednak tylko na drogach, może w lesie będzie lepiej...

Ruszamy, tzn. ja ruszam, a Monika na swoich wąskich kółkach walczy z lodem ;-) Wjeżdżamy do lasu i niespodzianka... ścieżka, którą zwykle jeździłem jest rozjeżdżona przez jakiś ciężki sprzęt.



Przedzieramy się przez paskudny śnieg jak... lodołamacze. Nigdy nie widziałem i nie słyszałem jak pracuje lodołamacz ale dźwięk jak wydobywał się spod naszych kół musiał być pewnie do tego zbliżony.

Dzielnie idziemy/jedziemy w nadziei, że już wkrótce będzie lepiej. Nie jest. Coraz częściej wygląda to jakbyśmy wyprowadzali rowery na spacer, jakiś bike trekking,, czy też bike walking... Monika momentami biegnie - Bike running... :-)



Jesteśmy coraz bliżej Rokitnicy. Przypomniała mi się jazda polonezem w zimie. Mój rower zachowuje się podobnie. Przód co chwile staje, a tył sobie tańczy... W sumie pojazdy podobne, oba mają napęd na tył...

Co chwilę wpadamy w śnieg. Twardy śnieg. gdy noga wpada i uderza o niego kostką... boli.

W Rokitnicy nietypowo decydujemy się wracać chodnikiem, mimo że jest zasypany śniegiem. To też jak jazda w terenie.

Nie zrobiliśmy wielu kilometrów. Dużą część trasy przespacerowaliśmy - nie wiemy jak potraktują te kilometry niektórzy tutejsi ortodoksi... ale pisałem to jako jazdę... ;)
Mimo to zmęczyliśmy się i było wesoło.



Pod domem patrzę zaszokowany jak lód pokrył auta. Nie widziałem czegoś takiego chyba jeszcze. Niesamowite. Wszystko skute lodem... Wyciągam aparat żeby zrobić zdjęcie, na co sąsiad, z którym przed chwilą rozmawiałem pyta konspiracyjnym tonem: "Co Pan będzie fotografował?" Czyżbym wyglądał na jakiegoś działacza społecznego, albo funkcjonariusza w cywilu, który foci tych co źle zaparkowali? ;)

Po kilometry?

Środa, 6 stycznia 2010 · Komentarze(21)
Po kilometry?
Mając na uwadze dyskusję, jaka rozgorzała na blogu Eli i ogólne z niej wnioski, że statystyki nie są najważniejsze i w sumie nie jeździmy dla kilometrów... spoglądam na blog mojej rowerowej partnerki. I co tam widzę? Jeździła. Tak być nie może. Potem powie, że się nie przygotowywałem do sezonu :)

O dwudziestej zakładam ciuchy, włączam lampkę, do tego czołówka na kask i mała pętelka. Helenka - Stolarzowice - Miechowice - Rokitnica - Helenka.

Czołówka, choć tania, daje niezły efekt. Jestem w szoku.

Trudno wymyślić ciekawy wyjazd o tej godzinie w zimie... wiec chyba pojechałem po kilometry. Mimo to fajnie, choć dziś chłodno w stopy.