Wpisy archiwalne w kategorii

do 50km

Dystans całkowity:18349.28 km (w terenie 5573.23 km; 30.37%)
Czas w ruchu:1068:39
Średnia prędkość:17.17 km/h
Maksymalna prędkość:65.37 km/h
Suma podjazdów:18982 m
Maks. tętno maksymalne:210 (115 %)
Maks. tętno średnie:183 (100 %)
Suma kalorii:79661 kcal
Liczba aktywności:722
Średnio na aktywność:25.45 km i 1h 28m
Więcej statystyk

Puste miasto...

Wtorek, 22 czerwca 2010 · Komentarze(15)
Puste miasto...
Buty wysuszone po piątkowej powodzi ;-)

Więc dziś na rower. Taki był plan. Obiad o 20-tej sprawił, że...odechciało mi się. Na szczęście Łukasz molestował mnie SMS-ami i zamiast drzemki... rowerek :-)

Bez słów ruszamy w stronę Tarnowskich Gór. Chyba lubimy ten kierunek :) Po drodze rozmowy o Bike Oriencie. To już w tym tygodniu :)

Tarnowskie Góry jak zwykle puste. Wciąż mnie to miasto zadziwia.

Pusto... © djk71


Na Rynku szybkie piwko bezalkoholowe. Jednak wolę czeskie...

I powrót do domu. Wieczorem rześko... nic dziwnego już 22-ta.
Dzięki Łukasz, że mnie wyciągnąłeś!

Dawno nie padało

Piątek, 18 czerwca 2010 · Komentarze(7)
Dawno nie padało
Kiedy cały tydzień zachęcał do jazdy ja... pracowałem. Gdy dziś udało się wyjść wcześniej z pracy (już po piętnastej) to... wychodziłem w strugach ulewnego deszczu. Na szczęście kiedy dojechałem do domu było już sucho.

Na szczęście bo w końcu chcę pojeździć. Najpierw Masa Krytyczna w Bytomiu żeby spotkać znajomych, a potem gdzieś się powłóczyć.

Ruszam sam, bo Kosma zapracowana, Łukasz pracuje, Wiku choć chciał bardzo to nie zdążył wrócić z wycieczki, a Igorka nie chcę tam jeszcze ciągnąć więc zostanie z mą małżonką...

Chmurzy się ale jest ciepło... Dojeżdżając spotykam Jacka z ekipą. Na miejscu po długiej przerwie spotykam Artura, Grzegorza i masę innych znajomych.

Jedziemy spokojnym tempem, trochę odmienioną (na korzyść) trasą. W parku zaczyna padać deszczyk, który przed stadionem Polonii zamienia się w oberwanie chmury. Dawno czegoś takiego nie widziałem. Po kilkuset metrach dokładnie mokrzy. I tak już jest do samego Rynku. Do końca imprezy.

Dziś nie było ochoty na pomasowe pogaduchy. Jazda do domu też w deszczu. Czuję, że po raz pierwszy przemaka mi kurtka. Zupełnie.

Więc jutro nici z jazdy - suszymy się... :-(

Zdjęć nie było kiedy zrobić więc wzorem Jacka mały demotywator.

Do serwisu?

Piątek, 11 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Do serwisu?
Dziś jestem umówiony z Łukaszem na wizytę w serwisie w celu dokonania drobnych korekt ostatniego przeglądu. Kiedy podjeżdżam pod dom Łukasza... wszystko już działa. Dotarło się, przegryzło? Nieważne, grunt, że działa, ale skoro już się umówiliśmy to jedziemy.

Niestety piątkowe popołudnie i podróż główną drogą w stronę Katowic to nie jest najlepszy pomysł. Na szczęście dojeżdżamy bez większych przygód (nie licząc faktu, że klient chciał zaparkować w Łukasza tylnym kole.

Serwis był szybki więc Łukasz jeszcze wcisnął swoje dwa kółka w celu drobnej regulacji.

Powrót tą samą drogą z małą przerwą w Bytomiu...

Nie rower, a też wygląda fajnie © djk71


A jutro? Industriada ale czy będzie na to czas?
Wątpliwe...

Szybka wieczorna rundka

Czwartek, 10 czerwca 2010 · Komentarze(5)
Szybka wieczorna rundka
Wczoraj praca do późna, ale dziś udało się na godzinkę wyrwać wieczorem z Łukaszem. Przez Ptakowice do parku w Reptach. Momentami szybko na zjazdach. Dla Łukasza za szybko. Szczególnie, że nie miał powietrza w przednim kole. Na szczęście nie zaliczył wywrotki ale kółko chyba nie całkiem okrągłe jest teraz.

Nie jest to trudne tylko te komary... © djk71


Do tego wymiana dętki nad rzeką wieczorem w parku... nie jest najlepszym pomysłem. Komary chciały nas zjeść.

Wracamy, zjazd, podjazd, wesele, krótki wyścig i Łukasz gubi licznik... To nie jest jego dzień (wcześniej jeszcze otarł nogę).

Krótko, ale fajnie. Trzeba jeszcze będzie pojeździć bo Bike Orient się zbliża ;)

Po serwisie

Wtorek, 8 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Po serwisie
Krótkie nocne krążenie po osiedlu w celu przetestowania odebranego po serwisie roweru. Lekki szok. Są pewne różnice :-) Jeszcze tylko wciąż coś z przednią przerzutką. Trzeba będzie poprawić. poza tym szok. ;-)
Dodatkowy szok, że bez świateł w cywilnych ciuchach... Głupio się czułem... I bez świateł, masakra...

Dzięki Łukasz.

Niedługo Bike Orient

Niedziela, 6 czerwca 2010 · Komentarze(5)
Niedługo Bike Orient
Dziś od rana Igorek namawiał nas na wspólną przejażdżkę. Trochę się tego obawiałem mając w pamięci wczorajsze doznania. Kosma przezornie uciekła do domu ;)

Późnym popołudniem w końcu udaje nam się zebrać i ruszamy do dziadka na działkę w Miechowicach. Całą rodzinką :-)

Wybieramy drogę przez las i... od razu niespodzianki. Zniszczona droga, podmokłe tereny, ścieżka pod wodą, szukanie obejścia (o jeździe nie ma mowy) i do tego mnóstwo komarów. W sam raz na trening przed Bike Orientem ;-)

Trening przed Bike Orientem ;-) © djk71


Wszyscy jednak są dzielni i docieramy do Miechowic. Kiedy reszta rodzinki debatuje nad stołem ja próbuję doczyścić nieco rower. W takich warunkach to można się bawić… tylko te komary…

Wracamy asfaltem bo późno, a jeszcze chcę rower oddać na głębszy przegląd. Miejmy nadzieję, że będzie po nim jeździł. Lepiej ;-)

Naprawiona linka

Piątek, 4 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Naprawiona linka
Po tygodniach ciężkiej pracy i nieustających deszczów w końcu udało się wyjść na rower. Kupione linki, pancerze i inne dziwne rzeczy i... jadę z Kosmą do Łukasza, który zaoferował swoją pomoc w wymianie i regulacji przerzutek. Pewnie sam bym dał radę ale tak będzie szybciej i zdążymy jeszcze pojeździć. W tym samym czasie po swoje rumaki udaje się moja małżonka (dziś pozbyliśmy się obrączek...) i młodszy syn.

Kiedy z Łukaszem walczymy z rowerem, Monika pomaga doprowadzić do stanu używalności rowery mojej rodzinki i rusza z nimi na przejażdżkę. A my... walczymy... nie jest prosto. Sam bym na pewno nie dał rady.
Wraca Monika i... dalej walczymy. Nie ma szans bym sam sobie poradził. Wielkie dzięki Łukasz za już i dzięki za obietnicę przyszłości.. ;-)

Przy okazji chyba udało się Łukasza (a może nie tylko) namówić na Bike Orient. Pięknie. Dziś nie pojeździliśmy ale jak widać warto było się spotkać. A Bike Orient już nie długo :-)

Odyseja... Zabrzańska

Niedziela, 11 kwietnia 2010 · Komentarze(7)
Odyseja... Zabrzańska

Jako, że drugi dzień Odysei został odwołany zrezygnowaliśmy z noclegu w Olkuszu i wróciliśmy na Helenkę w towarzystwie organizatorów Bike Orientu :-) Po sympatycznym, choć wyjątkowo krótkim wieczorze - zmęczenie jednak dało znać o sobie - dziś w planach rower. Wszystkie prognozy wskazywały na ulewne deszcze ale kto by się tym przejmował :-)

Rano nie pada ale kiedy po śniadaniu siedzimy nad mapami… leje… Nie szkodzi. Nie jesteśmy z cukru. Wraz z Moniką, Piotrem i Pawłem schodzimy na dół i… spędzamy kilka… kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt minut pod daszkiem rozmawiając, grzebiąc przy rowerach i… zastanawiając się, czy naprawdę chcemy jechać. Leje koszmarnie.



W międzyczasie wychodzi z klatki sąsiadka z psem, który… boi się rowerów!!! Na widok ośmiu kółek przy wejściu do bloku… wygląda jakby chciał popełnić seppuku.

Gdy widzimy jak wraca postanawiamy go więcej nie stresować, tym bardziej, że jakby przestawało padać i ruszamy. Oczywiście nie przestało. Do tego 5 stopni sprawia, że po zjeździe do Rokitnicy palce u rąk wydają się być zamarznięte, a buty przemoczone… Będzie ciekawie.

Jedziemy sobie przez Mikulczyce do Zabrza podziwiając zrujnowaną wieżę ciśnień, pozostałości po hucie, Zandkę i stalowy dom, żydowski cmentarz (dziś tylko zza ogrodzenia) i lądujemy przy skansenie Królowa Luiza. Niestety w niektóre miejsca wstęp wzbroniony.



A niektóre pojazdy tu zaparkowana są ciekawe, a przede wszystkim szerokie...



Jest zimno. Bardzo zimno. Piotrek się przebiera, a Mavic drepcze w miejscu. Przy kolejnej wieży ciśnień po chwili dyskutujemy czy jechać do Gliwic czy poszukać jakiejś knajpki i trochę się ogrzać. Awaria roweru Pawła przesądza sprawę. Szukamy knajpki, co jest takie proste w takim dniu jak dziś, dodatkowo chcąc mieć możliwość zaparkowania gdzieś rowerów.

Przy okazji oglądamy jak ktoś zaparkował w cysternie. Nie widać parkującego ale nie chciało nam się podjeżdżać z drugiej strony.



W końcu znajdujemy pizzerię i jest… ciepło :-) Herbatka, pizza i jedziemy na dworzec odwieźć chłopaków. Szkoda, że tak krótko ale mam nadzieję, że jeszcze razem na Śląsku pojeździmy :)

Rocznicowa GMK

Piątek, 9 kwietnia 2010 · Komentarze(5)
Rocznicowa GMK
Dziś znów udało mi się chwilę wcześniej wyrwać z pracy (zaczyna mi się to podobać ;-)) żeby w końcu dotrzeć na Gliwicką Masę Krytyczną. Tym bardziej, że dziś rocznicowa :-)

Jak zwykle startuję chwilę później niż planowałem (kiedyś byłem punktualniejszy :-( ) i szybko ruszam w stronę Gliwic. Początkowo planowałem najkrótszą drogą (78-ką) ale jakoś na skrzyżowaniu w Rokitnicy zdecydowałem jechać na wprost i wylądowałem w Mikulczycach. Stamtąd Leśną i trochę terenem, trochę asfaltem, trochę chodnikami (czego zwykle nie czynię) docieram do Gliwic.

Na Placu Krakowskim już sporo osób, sporo znajomych twarzy, pogaduchy.

Elegancja...



Media :-)



W końcu ruszamy. Tempo zdecydowanie wolniejsze niż w Bytomiu ale spoko. Jedzie się fajnie ale trochę denerwuje mnie zachowanie niektórych młodszych uczestników... No cóż, przy setce osób to się zdarza...

Ogólnie jest wesoło i głośno...



Finał Masy w... szkole. Na miejscu poczęstunek (ciasta, drożdżówki, pączki, napoje...). Masowa gazetka, losowanie nagród i... nie wiem co więcej bo... musiałem uciekać do domu.



Jutro Odyseja więc trzeba się wyspać, odpocząć...

Szybki powrót 78-ką w miarę spokojnie aż do Rokitnicy gdzie idiota w BMW powoduje, że odkrywam, że potrafię hamować prawie w miejscu i do tego bokiem...

Czas na odpoczynek. Weekend będzie ciężki... ;-)

W końcu z Wiktorkiem ;)

Niedziela, 4 kwietnia 2010 · Komentarze(12)
W końcu z Wiktorkiem ;)
Wiku już dawno nie jeździł. Jeszcze dawniejszą datę nosi jego ostatni wpis na bikestats. Od jakiegoś czasu zagaduje, że w końcu by pojechał. Tym bardziej, że jeszcze nie miał okazji wyżyć się na swoim nowym rumaku.

Kiedy dziś po świątecznym śniadanku dowiaduje się, że ja jadę jego oczy zaczynają błyszczeć... Plan miałem inny ale jako, że pogoda fantastyczna i syn ma chęć to oczywiście szybka zmiana planów i jedziemy.

Wygląda na bardzo szczęśliwego.



Od startu straszy mnie, że nie dam mu rady. Mimo, że dziś rano waga pokazała o 5kg mniej niż jakiś miesiąc temu zaczynam się bać :-) W tej sytuacji wybieram teren... może to da mi jakąś przewagę. Postanawiam spenetrować Bytomskie Trasy Rowerowe. Wjazd nie jest zachęcający ale może potem będzie lepiej.



Oznakowanie wygląda spoko (choć momentami nieco nas potem zaskoczy).



Trasa momentami trochę gorzej.



Najpierw zieloną, potem pętelka przez DSD po czerwonej. W DSD jak to w DSD... trochę pagórków..., które chyba nie przypadły Wikiemu do gustu po tak długiej przerwie. Widać trening koszykarski to nie wszystko...



Czasem trzeba odpocząć.



Bo za chwilę znów podjazd :)



Lubię ten klimat Segietu...



Kończymy czerwoną pętlę i wracamy na zielony szlak. Niebieskiego już dziś nie zaliczymy bo czas wrócić na świąteczny obiad. Dojeżdżamy zgodnie z umową na 13:00. Mam nadzieję, że Wiktor wbrew dzisiejszym deklaracjom wkrótce znów do mnie dołączy... bo fajnie tak rodzinnie... Mam nadzieję, że reszta rodzinki też się w końcu wykuruje i odkurzy swoje rowerki...

Chyba trochę przesadziłem z tym terenem na początek... Ale będzie dobrze... I znów będą wpisy na BS u całej rodzinki :-)