Odyseja... Zabrzańska
Jako, że drugi dzień Odysei został odwołany zrezygnowaliśmy z noclegu w Olkuszu i wróciliśmy na Helenkę w towarzystwie organizatorów Bike Orientu :-) Po sympatycznym, choć wyjątkowo krótkim wieczorze - zmęczenie jednak dało znać o sobie - dziś w planach rower. Wszystkie prognozy wskazywały na ulewne deszcze ale kto by się tym przejmował :-)
Rano nie pada ale kiedy po śniadaniu siedzimy nad mapami… leje… Nie szkodzi. Nie jesteśmy z cukru. Wraz z Moniką, Piotrem i Pawłem schodzimy na dół i… spędzamy kilka… kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt minut pod daszkiem rozmawiając, grzebiąc przy rowerach i… zastanawiając się, czy naprawdę chcemy jechać. Leje koszmarnie.
W międzyczasie wychodzi z klatki sąsiadka z psem, który… boi się rowerów!!! Na widok ośmiu kółek przy wejściu do bloku… wygląda jakby chciał popełnić seppuku.
Gdy widzimy jak wraca postanawiamy go więcej nie stresować, tym bardziej, że jakby przestawało padać i ruszamy. Oczywiście nie przestało. Do tego 5 stopni sprawia, że po zjeździe do Rokitnicy palce u rąk wydają się być zamarznięte, a buty przemoczone… Będzie ciekawie.
Jedziemy sobie przez Mikulczyce do Zabrza podziwiając zrujnowaną wieżę ciśnień, pozostałości po hucie, Zandkę i stalowy dom, żydowski cmentarz (dziś tylko zza ogrodzenia) i lądujemy przy skansenie Królowa Luiza. Niestety w niektóre miejsca wstęp wzbroniony.
A niektóre pojazdy tu zaparkowana są ciekawe, a przede wszystkim szerokie...
Jest zimno. Bardzo zimno. Piotrek się przebiera, a Mavic drepcze w miejscu. Przy kolejnej wieży ciśnień po chwili dyskutujemy czy jechać do Gliwic czy poszukać jakiejś knajpki i trochę się ogrzać. Awaria roweru Pawła przesądza sprawę. Szukamy knajpki, co jest takie proste w takim dniu jak dziś, dodatkowo chcąc mieć możliwość zaparkowania gdzieś rowerów.
Przy okazji oglądamy jak ktoś zaparkował w cysternie. Nie widać parkującego ale nie chciało nam się podjeżdżać z drugiej strony.
W końcu znajdujemy pizzerię i jest… ciepło :-) Herbatka, pizza i jedziemy na dworzec odwieźć chłopaków. Szkoda, że tak krótko ale mam nadzieję, że jeszcze razem na Śląsku pojeździmy :)