Spalić kalorie Ponad miesiąc przerwy. Dziś motywator-Kosma w końcu wyciąga mnie na rower. Odgrażała się, że zrobi to wczoraj wieczorem ale chyba już jej się nie chciało po wycieczce do Siewierza. Dziś za to plany są ambitne. Długo się zbieramy, w końcu ruszamy z Helenki. Na pierwszym skrzyżowaniu zmieniamy decyzję i decydujemy się odwiedzić po raz kolejny Księży Las. Nie dlatego, że jest tam tak fajnie, ale dlatego, że jest tam w miarę mały ruch.
Najpierw jednak chcę zerknąć w okolice Przyjemnej gdzie trwa budowa autostrady A1. Już wkrótce nie będzie ona taka przyjemna i cicha. Na całym odcinku Sośnica-Piekary widać trwające prace.
Decydujemy się jechać na azymut przez las. Widać, że dawno nie jeździłem. Zmrożone leśne drogi momentami przerażają mnie bardziej niż zwykle. Docieramy na skraj lasu. Przed nami pole. Wracamy czy...? Czy.... :-) Mkniemy przez pole, tam w końcu musi być jakaś cywilizacja.
Monika szukając drogi płoszy lisa. Czy może odwrotnie? ;) Niestety lis uciekł z kadru.
Droga, czy raczej pole staje się coraz bardziej błotniste. Dajemy jednak radę.
W końcu wyjeżdżamy w Zbrosławicach. Niestety naszą radość z asfaltu przerywa kapeć u Moniki. Zimne, brudne koło... niezbyt przyjemne ale Kosma daje radę ;-)
Choć przez chwilę ma wątpliwości czy taki kształt ma jej koło...
Błotna przeprawa, przeciągająca się naprawa sprawiają, że decydujemy się wracać. Trochę szybsze tempo powoduje, że szybko tracę siły. Czuję się jakbym przejechał już co najmniej kilkadziesiąt kilometrów. Kiepsko.
Dojeżdżamy ubłoceni do domu. Niewiele kilometrów ale mnóstwo zabawy i uśmiechu. Ech, już zapomniałem jak to jest. A jest fajnie...
I zapomniałem się pochwalić. Dzieciątko też mnie zmotywowało do jazdy ;-)
"Monika szukając drogi płoszy lisa. Czy może odwrotnie? ;)"
Sugerujesz, że lis szukając drogi spłoszył Monikę? Jesteś w błędzie - ten mój okrzyk oznaczał: "Cześć lis, ale piękny mamy dziś dzień, nieprawdaż? po prostu nie umiesz po lisiemu ;p
Dzięki za wspólną jazdę :) Mimo niespodzianek i przeciwności (a może dzięki temu) było kupę śmiechu :))) Dzisiaj mam zakwasy na brzuchu - ze śmiechu ;p
No, Darek, wreszcie! Widzę, że ta tajemnicza dolegliwość, którą Młynarz określił słowem, którego w tej chwili nie jestem w stanie sobie przypomnieć, zaczyna przemijać :). A rowerów widać nie oszczędzaliscie :)))