Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Brak widoków

Piątek, 1 stycznia 2010 · Komentarze(9)
Brak widoków
Sylwestrowa ekipa przyjechała z rowerami więc wypada z nich skorzystać. Po odespaniu imprezy, po obiadku i kolejnej dawce śmiechu decydujemy się jechać... zobaczyć Świerklaniec. Wszyscy już czekają na dole, kiedy ja walczę z hamulcami. Wymiana okładzin trwa na tyle długo, że reszta zdążyła zmarznąć.

W końcu jedziemy. Fajnie, tylko robi się już ciemno i jest mgła... Gdy dojeżdżamy do zbiornika Kozłowa Góra... nic nie widać... No tośmy zobaczyli Świerklaniec. Nie psuje nam to jednak nastrojów. Seria zwariowanych zdjęć i wracamy.
Niestety mgła, ciemność i deszcz sprawiły, że na zdjęciach prawie nic nie widać:





... prawie...



Tą samą drogą, gdyż jak stwierdza Młynarz wrażenia wizualne będą dziś takie same wszędzie.

W Radzionkowie Kosma mówi, że nie chciałaby teraz złapać kapcia, jak to zdarzyło się jej ostatnio. Mówię, że powinno sobie postawić taki cel: dzień bez kapcia i do niego dążyć.

Szkoda, że je sobie takiego nie wyznaczyłem. Kilkadziesiąt metrów dalej najeżdżam na coś co brzmi jak szkło i... na Stroszku wymieniam dętkę. Nic to, trzeba jechać dalej. Dalej ale niezbyt daleko. Kilkadziesiąt metrów dalej stop. A przecież sprawdziłem oponę. Ale tylko od wewnątrz. Znajduję kawałek szkła z zewnętrznej strony. Ech... W czasie kiedy ja ściągam dętkę Monika zakłada łatkę na drugą. Dziękuję :-) Dzięki temu ekipa mniej marznie i możemy jechać dalej.



Tym razem już bez przeszkód docieramy do domu. Jeden z sąsiadów jest chyba lekko zdziwiony widząc pięć osób maszerujących po schodach z rowerami w Noworoczny wieczór...

Niewiele zobaczyliśmy ale... było po prostu fajnie. I o to chodzi :)

P.S.
Zdjęcia (cudownie odzyskane) dzięki uprzejmości Jacka :-)

Spalić kalorie

Niedziela, 27 grudnia 2009 · Komentarze(16)
Spalić kalorie
Ponad miesiąc przerwy. Dziś motywator-Kosma w końcu wyciąga mnie na rower. Odgrażała się, że zrobi to wczoraj wieczorem ale chyba już jej się nie chciało po wycieczce do Siewierza. Dziś za to plany są ambitne. Długo się zbieramy, w końcu ruszamy z Helenki. Na pierwszym skrzyżowaniu zmieniamy decyzję i decydujemy się odwiedzić po raz kolejny Księży Las. Nie dlatego, że jest tam tak fajnie, ale dlatego, że jest tam w miarę mały ruch.

Najpierw jednak chcę zerknąć w okolice Przyjemnej gdzie trwa budowa autostrady A1. Już wkrótce nie będzie ona taka przyjemna i cicha. Na całym odcinku Sośnica-Piekary widać trwające prace.



Decydujemy się jechać na azymut przez las. Widać, że dawno nie jeździłem. Zmrożone leśne drogi momentami przerażają mnie bardziej niż zwykle. Docieramy na skraj lasu. Przed nami pole. Wracamy czy...? Czy.... :-) Mkniemy przez pole, tam w końcu musi być jakaś cywilizacja.



Monika szukając drogi płoszy lisa. Czy może odwrotnie? ;)
Niestety lis uciekł z kadru.



Droga, czy raczej pole staje się coraz bardziej błotniste. Dajemy jednak radę.





W końcu wyjeżdżamy w Zbrosławicach. Niestety naszą radość z asfaltu przerywa kapeć u Moniki. Zimne, brudne koło... niezbyt przyjemne ale Kosma daje radę ;-)





Choć przez chwilę ma wątpliwości czy taki kształt ma jej koło...



Błotna przeprawa, przeciągająca się naprawa sprawiają, że decydujemy się wracać. Trochę szybsze tempo powoduje, że szybko tracę siły. Czuję się jakbym przejechał już co najmniej kilkadziesiąt kilometrów. Kiepsko.

Dojeżdżamy ubłoceni do domu. Niewiele kilometrów ale mnóstwo zabawy i uśmiechu. Ech, już zapomniałem jak to jest. A jest fajnie...

I zapomniałem się pochwalić. Dzieciątko też mnie zmotywowało do jazdy ;-)



Choć prezenty były też inne ;-)



Dziękuję Dzieciątku ;-)

Bytomska Masa Krytyczna - oznakowany

Piątek, 20 listopada 2009 · Komentarze(15)
Bytomska Masa Krytyczna - oznakowany

Masakra. Miesiąc przerwy w jeżdżeniu. Miesiąc przerwy w życiu. Miesiąc masakrycznej pracy, wyjazdów i innych obowiązków. Ciężki okres. Długi. Za długi. Za ciężki. Nie da się tak dłużej. Brak czasu na sen, albo spanie do upadłego bo na coś innego brak sił. Chciałbym jak najszybciej zapomnieć o tym okresie.

Może uda się 9 grudnia w Krakowie...


Może ktoś jeszcze ma chęć się wybrać?

Dobrze, że dziś masa w Bytomiu przynajmniej była motywacja żeby odkurzyć rower (może nie dosłownie... bo dalej jest brudny koszmarnie). Z Kosmą z Helenki do Bytomia przez las, myślałem co prawda, że pojedziemy terenem ale zapomniałem, że o 17 jest juz ciemno. Więc spokojnie asfaltem, wyjątkowo przed czasem docieramy na Rynek.

Chwila powitań, rozmów, żartów, lubię ten klimat...

Dziś wszyscy jedziemy oznakowani (żeby było łatwiej policzyć?) :-) W sumie jest ok. 45 osób. Ładnie jak na listopad.



Na Wrocławskiej... policja eskortuje kibiców Jagi zmierzających na stadion Polonii. Dobrze, że dziś nie wołamy "Nie stójcie w korkach" bo dziś sami musimy stać i czekać.

Po przejeździe na Rynku niespodzianka. W Biurze Promocji Miasta czeka na nas ciepła herbatka, cukierki, smycze... Miło. Bardzo miło.

Dziś, podobnie jak miesiąc temu nikomu się nie spieszy. Wszyscy stoją, rozmawiają, pewnie gdyby padło hasło, że jedziemy gdzieś jeszcze to... byśmy pojechali...

W końcu rozstajemy się. Z Jackiem i resztą jego towarzystwa jedziemy do Karbia, a stamtąd już sami do domu.

Fajnie, choć momentami Monika dawała nieźle czadu... Za szybko jak dla mnie...

Ech, czas wrócić do jazdy i zwolnić trochę w życiu, pracy... Nie da się tak dłużej...

BMK - z dzieckiem Anetki :)

Piątek, 23 października 2009 · Komentarze(6)
BMK - z dzieckiem Anetki :)
Kolejna Bytomska Masa Krytyczna. Dojazd razem z Moniką... opłotkami delikatnie mówiąc :-)
Ale było fajnie, szczególnie obok stadionu Polonii na dwie godziny przed meczem z Ruchem. Ciekawe czy powrót też wymyśli tą samą drogą...

Na miejscu znacznie mniej osób niż na poprzednich masach, ale nic dziwnego... chłodno, mżawka, ciemno i jeszcze ten mecz... Sporo znajomych..., a może tyle samo tylko z masy, na masę my po prostu znamy coraz więcej osób... Dołącza po raz kolejny również prezydent miasta wraz z panią rzecznik.

Rozdajemy ulotki Śląskiej Inicjatywy Rowerowej.



Na początku organizatorzy dziękują za przybycie osobom, które nie mają oświetlenie. Fajnie, że przyjechali ale dziś z nami nie pojadą. Szkoda ich ale dziś część trasy jedną z głównych ulic (Wrocławską) i ich życie jest ważniejsze... Mam nadzieję że jeszcze wrócą kiedyś na masę...

Trasa wiedzie między innymi nową (oczyszczoną z liści!!!) rowerówką w Parku Miejskim. Szkoda, że nie jest dłuższa... bo naprawdę jest fajna.

Wrocławską trochę przyblokowaliśmy (z jednej strony kibice jadący na mecz, z drugiej my) więc pewnie kierowcy nie byli szczęśliwi...

Dziś krótko (chyba około 7-8km). Na Rynku wszyscy czują niedosyt, prawie nikt się nie rozjeżdża, wszyscy jeszcze mają ochotę pogadać, a może gdzieś pojechać...

W końcu powrót z obstawą do Miechowic :), a potem powrót na Helenkę już tylko w trójkę z Moniką i dzieckiem Anetki - Goofy601 (mam nadzieję, że się nie obrazi jak przeczyta) ;)

Dzięki wszystkim za miłe towarzystwo. Dzięki organizatorom za kolejną imprezę. Fajnie, że było nagłośnienie, trzeba je tylko jeszcze bardziej wykorzystać.

Smutno ale z nadzieją

Niedziela, 18 października 2009 · Komentarze(11)
Smutno ale z nadzieją
Kolejne dwa tygodnie przerwy tłumaczone pracą i brzydką pogodą. Dziś był powód żeby ruszyć cztery litery - II spotkanie Śląskiej Inicjatywy Rowerowej. Choć spotkanie w knajpce to postanowiliśmy z Kosmą pojechać rowerami.

Rokitnica, Mikulczyce i decyzja, że możemy się trochę pobrudzić więc... Leśną w stronę Szałszy. Myślałem, że będzie większe błotko ale i tak zdążyłem się ubrudzić.

Dalej Żerniki, park w Gliwicach i decyzja, że jedziemy na zabytkowy cmentarz hutniczy. Choć jest kilkaset metrów od miejsca gdzie pracuję nigdy wcześniej tam nie byłem.

Zamiast zachwytu... załamka. Dawno nie widziałem niczego tak przygnębiającego.

Chciałem napisać coś więcej... Nie potrafię... Dobijają mnie takie miejsca, Ci ludzie, którzy to zrobili, którzy na to pozwolili...

"Kto nie szanuje i nie ceni przeszłości, nie jest godzien szacunku teraźniejszości, ani prawa do przyszłości"



"Naród, który traci pamięć, traci swoją tożsamość"



"Naród bez przeszłości, staje się Narodem bezdomnym - bez przyszłości"



"Ojczyzna to ziemia i groby. Narody tracąc pamięć, tracą życie"



"Człowiek nie może żyć bez przeszłości, że tylko w przeszłości jest ocalenie, że ona, tylko ona jest źródłem godności i odwagi. Naród, który nie zna przeszłości, nie zrozumie nigdy sam siebie, nie zrozumie, ani kim jest, ani jaki jest jego rodowód, ani dokąd zmierza w tym dzisiejszym pochodzie. Aby iść naprzód, trzeba umieć korzystać z doświadczeń przeszłości, a chcąc to czynić, należy mieć o niej dokładne pojęcie".



"Jeśli nie znamy przeszłości - nie rozumiemy teraźniejszości i nie możemy próbować kształtować przyszłości".

Koniec smucenia. Trzeba jechać na Rynek gdzie umówieni jesteśmy z Darthem. Szybko zleciał nam czas na pogaduchach obok czołgu.



Pora nas potkanie Śląskiej Inicjatywy Rowerowej. Szybko mija czas, ale wydaje mi się, że udało nam się dość sporo zrobić, zaplanować, omówić... Jeśli tylko część tego uda się zrealizować... wierzę, że tak będzie...

Powrót z Arturem i Kosmą do Zabrza. W samym centrum zjeżdżając na chodnik nie zauważam krawężnika i w momencie leżę jak długi. Na szczęście nic mi się nie stało.

Po chwili żegnamy się i każdy rusza swoją drogą.

Po przyjeździe do domu trafiam od razu w Radio Katowice na relację z konferencji prasowej, która odbyła się po naszym spotkaniu.

Odyseja 2009 - Kryzys

Niedziela, 4 października 2009 · Komentarze(9)
Odyseja 2009 - Kryzys
Po wczorajszym etapie szybko zasnąłem ale całą noc się budziłem. To zmęczenie.

Dziś rano nikomu się nie spieszyło. Chyba wszyscy czuli trudy dnia wczorajszego. Większość chyba też nie była zbyt zadowolona z wczorajszych wyników. Trzeba jednak jechać.

Rozdanie map i analiza trasy - dziś wszyscy wybierają podobny kierunek bo punkty są kolejno zamykane o określonych godzinach. Dziś start spod ośrodka więc na początek szybki zjazd z górki - u mnie licznik pokazuje 58,98 km/h. Nie jest to rekord ale i tak całkiem sporo.

Ruszamy w stronę punktu pierwszego. Po drodze mijamy zawodniczkę, która ma problemy z korbą. Po chwili, gdy zastanawiamy się, którą ścieżką jechać widzimy jak przebiega obok nas wraz z rowerem. Kilkadziesiąt metrów dalej gubi korbę. Ciekawe czy tak zamierza pokonać resztę dystansu...



Zaliczamy punkt i jedziemy dalej. Zmęczenie gdzieś minęło i pędzę tak, że najpierw mijam rozjazd, a potem punkt nr 2. Wracamy i po chwili mkniemy na drugą stronę DK52. "Trójkę" odnajdujemy dość szybko (niech żyje "trip up") i... pora na krótki odpoczynek.



Decydujemy się pominąć kilka kolejnych punktów i jedziemy od razu na "siódemkę". Zaskakujemy dyżurującego tam kolegę nadjeżdżając z zupełnie innej strony niż wszyscy. "To tam się da przejechać?" :-)

Jadąc dalej spotykamy myśliwych. Jakoś niezbyt pewnie się czuję, może dlatego nabieram dużej prędkości na zjeździe, który kończy się nagłym STOPem. Monice zjazd się chyba też podobał.



Przed kolejnym punktem dostajemy zadyszki, podjazd wyglądał niewinnie ale dał popalić. Zaliczony PK8 i kolejna przerwa. Zjazd po nieprzyjemnych kamykach i... zostawiliśmy kompas u góry. Kosma wraca. Po chwili zjeżdżamy co chwili wyprzedzani przez kolejne zespoły.

Na dziewiątym punkcie wita nas fotograf pstrykający wszystkim zdjęcia. Każdy zalicza punkt i jedzie dalej, gdy my tymczasem okupujemy mostek i po raz kolejny posilamy się i odpoczywamy. Fotograf jest chyba tym nieco zdziwiony. podobnie jak mavic, którego mijamy zjeżdżając z punktu - w jego oczach można wyczytać "Jak to możliwe, że oni są przede mną?".

Minimum mamy zaliczone, możemy wracać do bazy. Decydujemy się jednak zaliczyć ostatni punkt. Niestety po około 2-3km schodzi ze mnie powietrze i nie mam siły jechać. Nie mam siły stać. Nie mam siły.

Siadamy na przystanku patrząc jak mijają nas kolejne zespoły. Nie interesuje mnie to. Mam dość.

Odpoczywając, chcę pokazać Monice coś na kompasie i... kiedy celuję na jakieś okoliczne drzewo przejeżdżają kolejne zespoły. Zapewne długo zachodzili w głowę jak można się było zgubić na prostej drodze, na przystanku do tego stopnia żeby szukać drogi z kompasem... ;-)

W końcu się zbieramy i rezygnujemy z "dziesiątki". Chcę już być w bazie. Na 2-3km przed metą zaczyna mną rzucać. To już nie jest wiatr, który dziś momentami dawał się we znaki. Spoglądam na koło i już wiem, kapeć...

Zmiana dętki? Nie, spróbujemy dopompować i może uda się dojechać do końca. Nie udaje się po kilometrze znów zaczyna być mało. Nie szkodzi. I tak już nie mam siły wjeżdżać tym podjazdem. Prowadzę rower. Po chwili mija mnie jeszcze jeden kolega, który też na dole złapał gumę.

Docieram do góry. W końcu. Padnięty. Kąpiel, zupka i najchętniej poszedłbym spać. Jeszcze tylko ogłoszenie wyników (jak zwykle wcześniej niż było w planach) i... nie nie do domu. Jeszcze siedzimy trochę gawędząc, nie chce nam się rozstać. Mimo zmęczenia, mimo wyników wyjeżdżamy zadowoleni. Dopisała pogoda, przefajne tereny i co najważniejsze wspaniałe towarzystwo.

Odyseja 2009 - Pan jest mądrzejszy :-)

Sobota, 3 października 2009 · Komentarze(4)
Odyseja 2009 - Pan jest mądrzejszy :-)

Po ubiegłorocznej błotnej masakrze w tym roku najbardziej martwiła nas pogoda. Prognozy co rusz się zmieniały ale wciąż groziły deszczem. Wczoraj, w miarę zbliżania się do ośrodka, w którym mieliśmy nocować, co innego zaczęło nas martwić. Co rusz to na drodze pojawiały się znaki "Niebezpieczny zjazd" lub "Stromy podjazd" uzupełniane tabliczkami 9-10%. Już wtedy widzieliśmy, że będziemy tymi drogami jeszcze jechali… i to nie samochodem. Kulminacją okazał się podjazd pod ośrodek. Samochód dał radę…

Wieczór upłynął pod znakiem pogawędek i śmiechu w fantastycznym gronie reprezentantów bikestats.pl i nie tylko :-)



Ranek wita nas słoneczną pogodą ale równocześnie dość rześkim powietrzem. Chwila zastanowienia się co na siebie włożyć i czas ruszać na start. Na dzień dobry wspomniany wcześniej podjazd tym razem w drugą stronę - wcale nie łatwiejszą. Nie wiem jak szybko jadę (czujnik licznika mi się przesunął w trakcie transportu) ale mimo hamowania chyba za szybko. Udało się. Podjeżdżamy pod ośrodek gminy skąd za chwilę nastąpi start. Ostatnie zdjęcia, ostatnie poprawki przy rowerach, krótkie powitanie i rozdanie map (tym razem zafoliowanych).



Nauczeni z Kosmą doświadczeniem, nie ruszamy od razu na trasę, tylko dokonujemy analizy rozmieszczenia punktów i planujemy na spokojnie trasę. Zajmuje nam to więcej czasu niż innym ale trudno. Świadomie decydujemy się zrezygnować z kilku punktów i zaliczyć tylko minimum, czyli 7/13 punktów. Jeśli będzie czas to będziemy się zastanawiali co dalej.

Zaczynamy od PK8. Rozpędzając się na zjeździe mijam drogę, w którą mieliśmy skręcić. Decydujemy się nie wracać tylko wybrać inną ścieżkę. Podjazd. Duży, do tego przód nie zeskoczył mi na najmniejszą tarczę. Pedałuję i zaczynam tracić oddech. Po chwili zatrzymuję się. Nie mogę złapać oddechu nie mam siły. Porażka. Czyżby to miał być już koniec? Nic dziwnego, jak się tyle czasu nie jeździ to skąd ma się mieć kondycję…

Przebieram się i decyduję się jeszcze spróbować. Udaje się, docieramy do punktu po drodze podziwiając fantastyczne widoki. Na miejscu jest sędzina i… pół jednego z zespołów. Jak się potem okaże w tym roku również nie brakło singli na trudniejszych zjazdach i podjazdach.

Jedziemy w stronę Lanckorony. Jest gdzie się spocić. W końcu Rynek. Piękny, inny niż przywykliśmy spotykać. Tylko czemu tam zdjęcia nie zrobiłem?

Okazuje się, że to nie koniec wspinaczki, przed nami podjazd do ruin zamku. Po raz pierwszy ale jak się okaże nie ostatni momentami podprowadzamy rowery. W końcu szczyt. "Dziewiątka" - dziurkujemy kartę i chwila odpoczynku.

Szkoda, że zamku już nie ma © djk71


Pora na zjazd. Tu też momentami muszę zejść z roweru. Ale większość da się zjechać. W pewnym momencie Monika przystaje ale na widok wspinających się ludzi siada na rower i zjeżdża. Ja nie mam tyle odwagi. Trochę wstyd , ale pewnie byłby większy gdybym się przed nimi wyłożył. Sprowadzam rower. Mijana kobieta mówi: "Pan jest mądrzejszy" patrząc w stronę gdzie przed chwilą zniknęła moja partnerka ;-)

Jedziemy do "czwórki", po drodze mijamy Asiczkę i Młynarza ale nie ma czasu na rozmowy. Kawałek dalej spotykamy Damian a z Tomalosem.

Jedziemy wzdłuż kapliczek wokół których gromadzą się tłumy wiernych. Są chyba zdezorientowani. Pełno rowerzystów i każdy jedzie w inną stronę.

Dojazd do czwórki w miarę prosty poza finiszem. Kilkaset metrów podprowadzania roweru. Mało gdzie jesteśmy w stanie podjechać. Niektórzy nawet nie próbowali, wysyłali delegację ;-(
Zaliczenie punktu i zjazd w dół. Chwila odpoczynku. Podziwiamy pozostawione w lesie butelki po wodzie. Niestety to prawdopodobnie dzieło naszych rywali ;-(



Jedziemy na PK3. Chyba dopiero tu, w polu, po raz pierwszy posiłkujemy się kompasem. Spokojnie odnajdujemy ścieżkę i bez problemów docieramy do punktu.

Mimo momentami ciężkich podjazdów jest lepiej niż na początku się wydawało. Jakoś daję radę. Fantastycznym odkryciem jest funkcja "trip up" w liczniku. Mierzymy odległość do najbliższego skrzyżowania, reset i na bieżąco widzimy ile metrów/kilometrów już zrobiliśmy od ostatniego punktu.



"Dwójkę" też zaliczamy bez większych problemów. Zaczyna nam brakować picia. Zero sklepów. Na mapie jednak widać kufel - czyli bar - niestety nie stwierdzamy niczego takiego w realu ;-(



Trudno ale zmęczenia daje o sobie znać. Chwila zagubienia przed "piątką" ale wracamy i jest punkt.

Teraz już musimy znaleźć jakiś sklep. Na szczęście w Marcówce wyjeżdżamy wprost na sklep i bar. W barze niestety tylko trunki. Ratujemy się sklepem.

"Szóstka" nawigacyjnie prosta, niestety po podjeździe końcówka to strome podejście. Widzę jak niektórzy stamtąd wracają - masakra - w życiu z tego nie zjadę. Zaliczamy punkt i przekonuję Monikę żeby pojechać inną łagodniejszą ścieżką. Boję się tego zjazdu, a nie chce mi się sprowadzać roweru. Jedziemy. Niestety nie udaje nam się odnaleźć jednej ze ścieżek, którą chcieliśmy zjechać i w efekcie po chwili błądzenia (dobrze, że był kompas) decydujemy się na drogę na azymut - bez ścieżki. Udaje się dotrzeć do drogi.

I już końcówka, jakieś 3-4km ale trzeba się wspiąć ze 150m w górę. Masakra, do tego zbliża się 18:00 co oznacza, że od tego momentu zaczną być naliczane minuty karne. Wspinamy się ale jest ciężko. W końcu docieramy na metę. 7 minut po czasie, czyli 35minut kary. Nie ma to znaczenia. Po dodaniu minut karnych za opuszczone punkty lądujemy w końcówce tabeli. Inaczej niż przed rokiem.

Nic nie poradzimy. To było maksimum co byłem w stanie z siebie dać. Czas na kąpiel, jedzenie i i ognisko. Nie, ogniska nie będzie, org jest zdziwiony gdy o to pytam choć w informacji na stronie było jasno powiedziane:
- godz.19- biesiada przy ognisku

Nie szkodzi i tak nie mamy siły. Dziś wieczór szybko się kończy. Wszyscy chyba dostali niezły wycisk. Nie chcę myśleć, że jutro ciąg dalszy.

Terapia wstrząsowa

Niedziela, 27 września 2009 · Komentarze(14)
Terapia wstrząsowa

Po kolejnej zbyt długiej przerwie, dziś mimo aktywnego dnia, w końcu na rower. Wcześniej na warsztatach fotograficznych w Katowicach zgłupiałem, nie widziałem, którędy należy jechać...



Wieczorem z Moniką decydujemy się zobaczyć gliwicką radiostację po modernizacji jej otoczenia. Monia po przerwie spowodowanej wypadkiem zdecydowała się na przejażdżkę i co więcej na start w Odysei. Miejmy nadzieję, że to przemyślana decyzja.

W ramach terapii wstrząsowej zafundowałem Monice przejażdżkę 78-ką. Ruchliwą w niedzielny wieczór. Zbyt ruchliwą. Szczęśliwie udało się bez przeszkód dojechać.



Fajny zachód słońca i fajnie zrobiona przestrzeń obok radiostacji. Ktoś pomyślał. Co więcej w regulaminie terenu jest zakaz ruchu wszelkich pojazdów za wyjątkiem wózków inwalidzkich i rowerów :-)

Dalej krótka przejażdżka po centrum Gliwic (dziwnie pusty Rynek) i powrót przez Sośnicę. Wciąż mam wątpliwości co do ścieżki z Mikulczyc do Rokitnicy, a w szczególności wjazdu na nią od strony Mikulczyc.

Z dobrych wieści: Stowarzyszenie Śląska Inicjatywa Rowerowa zostało oficjalnie zarejestrowane. Czas zacząć działać ;-)

Z nowym licznikiem

Niedziela, 20 września 2009 · Komentarze(18)
Z nowym licznikiem
W piątek po masie dotarł do mnie nowy licznik. Wybór padł (choć nie bez wahań) na Sigmę 1606L. Mam nadzieję, że będę zadowolony z wyboru.

Od rana zastanawialiśmy się z Kosmą gdzie by tu pojechać. Planów było kilka, koniec końców stojąc już przed blokiem, Kosma stwierdziła, że chce choć trochę po terenie pojeździć na Kellysie przed Odyseją. Więc kierunek Tarnowskie Góry.

Trochę asfaltu, trochę terenu w końcu lądujemy na Rynku.



Kilka zdjęć i jedziemy dalej. Teraz Chechło. Mniej ludzi niż w lecie, ale więcej niż kiedy byliśmy tu poprzednio :-) Chwila przerwy.

Powrót już o zmierzchu ale i tak wybieramy trasę przez Dolomity. Spoko Kellys daje radę.

W sumie fajna przejażdżka, mimo że dość szybko i… chłodno. Wciąż żyję latem i wybrałem się "na krótko" - dałem jednak radę ;-)

III Bytomska Masa Krytyczna

Piątek, 18 września 2009 · Komentarze(7)
III Bytomska Masa Krytyczna
Po długiej absencji spowodowanej nawałem pracy oraz wyjazdem na targi (niestety nie wyszło planowane wspólne kręcenie z Jackiem) dziś znów pora na rower. Mimo, że zmęczony, nie mogłem sobie odpuścić kolejnej bytomskiej masy. W towarzystwie Moniki jedziemy na bytomski Rynek. Chociaż na wstępie wydawało się, że ludzi mniej niż poprzednio to skrupulatne liczenie wskazało 98 osób. Pięknie. Ciekawe, czy w tym roku uda się przekroczyć setkę. Może być ciężko, bo z każdym kolejnym miesiącem będzie gorsza pogoda, ale... miejmy nadzieję że się mylę ;-)



Masa została poprzedzona minutą ciszy poświęconą górnikom, którzy zginęli w tragicznym wypadku dzisiejszego ranka.

Jak widać uczestnicy korzystali z przeróżnych rowerów.





Fajna trasa pokazująca zarówno zakamarki, gdzie sam bym się nie wybrał, jak i przepiękne miejsca, szkoda tylko, że często takie zniszczone. Niestety kasa jaka jest potrzebna na renowację jest niewyobrażalna. Może jakimś wyjściem jest sprzedaż części tych budynków obwarowana koniecznością renowacji, o czym opowiadał mi w trakcie jazdy prezydent Bytomia Piotr Koj, który również wziął udział w masie.

Szybko minęło te kilkanaście kilometrów mimo dość spokojnego tempa (choć chyba szybszego niż poprzednio).


Wśród uczestników oprócz nas obecnych było jeszcze kilka osób z bikestats.pl: org Dyniogłowy, Keszol, Darth, ventylator, misiek93, ficus, fredziomf, foly i goofy601. Na BS zarejestrował się jeden z organizatorów: rowerek. Pewnego dnia trzeba będzie chyba zrobić pomasowe BS-owe atfer party ;-)

Powrót samotnie i szybko, bo... dość chłodno. Tak to jest jak się zapomina wziąć czegoś cieplejszego.