Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Nowy Rok 2012

Niedziela, 1 stycznia 2012 · Komentarze(11)
Nowy Rok 2012

Po sylwestrowym obżarstwie przyszła pora na powrót do rzeczywistości. A jak rzeczywistość to i rower :-) Około południa zagadał Olek . Niestety byliśmy jeszcze zbyt daleko od domu. Udaje się jednak umówić na jazdę wieczorną.

Zaraz po starcie gubię smar. Tzn, słyszę jak upada. Zapomniałem zamknąć torebkę w domu. Smar jest ale nie ma kluczy rowerowych ;-( Szukanie, dzwonienie do domu, czy aby tam ich nie zostawiłem i... są... w torebce ;-) Olek w międzyczasie próbuje znaleźć komplet działających dobrze baterii. Nieźle się zaczyna ;-)

Jedziemy do Zabrza. Rozmowy o rowerowaniu i nie tylko. Docieramy do centrum.
Postawili choinkę, tylko trochę za duża i w kadrze mi się nie mieści ;-)

Pod choinką © djk71


Jedziemy na Guido, krótkie zakupy na stacji i... ciepło aż chce się jechać dalej. Jedziemy przez Janek i park... na początku błotko ale potem już zupełnie spoko.

Sośnica, Maciejów, Kopernik - tu okazuje się, że moja tylna lampka już ledwo świeci. Zmiana baterii i jedziemy dalej. W Mikulczycach jednomyślnie decydujemy się jechać nieco okrężnie przez Osiedle Młodego Górnika, a potem przez Miechowice.

Po prostu chciało się jeździć. Oby częściej udawały się takie wypady.

W uzupełnieniu podsumowania: W Pucharze Polski w Maratonach Rowerowych Na Orientację wylądowałem na miejscu 21 na 658 osób. Miała być pierwsza dwudziestka, ale trudno... przeżyję... :-)

Kadencja: 70

4000 za mną ;-)

Niedziela, 25 grudnia 2011 · Komentarze(16)
4000 za mną ;-)
Wigilia za nami. Mnóstwo fantastycznych prezentów, w tym ten jeden zupełnie niespodziewany i… jeden super... super.. super... Gra jakiej nikt inny nie ma ;-) Stworzona w oparciu o nasze rodzinne rowerowe historie... Niesamowite dzieło Kosmy :-)

Biały kruk - nikt nie ma takiej gry!!! © djk71


Oprócz prezentów było mnóstwo jedzenia. Dziś czas spalić parę kalorii po wczorajszym obżarstwie :-) I dokręcić parę kilometrów, żeby na rocznym liczniku była czwórka z przodu ;-) Ruszamy z Moniką. W sumie to nie wiem gdzie tu jechać. Rower wyczyszczony po Masakrze, w lesie pewnie mokro więc może asfalt… Niech będzie. Kilkaset metrów asfaltem i... terenową drogą w stronę Przyjemnej zobaczyć jak postępy w budowie kolejnego odcinka autostrady A1.

A1 - wiadukt na Przyjemnej © djk71


Dzieje się :-) ale na asfalcie błoto i po chwili jestem cały w kropki ;-(

Nic to, jedziemy w stronę Zbrosławic. Po drodze klinuje mi się łańcuch ale udaje się go nie zerwać.

Znak mówi z górki a mnie się wydaje, że pod... © djk71


Dalej kierunek Wieszowa, trzeba pokazać Monice nowe ronda i wjazd na oddany w czwartek odcinek A1 z Maciejowa do Wieszowej, a raczej do zjazdu Zabrze-Północ. Ciekaw jestem kto wymyślił nazwę wcześniejszego zjazdu miedzy Czekanowem i Szałszą - Zabrze - Zachód ;-)

Rowerówka na autostradzie? © djk71


Zamiast kulturalnie wrócić asfaltem do domu coś mnie podkusiło i zamierzam przejechać przez działki. Na działkach sucho. Przed… wystarczyło 15m żeby ubabrać, rower, buty… wszystko… Obok był asfalt! A tu mieszanka gliny i błota ;-(

Skąd ja znam ten widok © djk71


Monice to jednak nie przeszkadza i postanawia zatańczyć...

Tańczę na błocie... © djk71


Wracamy do domu. Ciekawe kto mi teraz wyczyści rower?

Nocna Masakra 2011

Sobota, 17 grudnia 2011 · Komentarze(23)
Nocna Masakra 2011

Debiut na tej imprezie. O tyle trudny, że po tygodniowej chorobie. Szczerze mówiąc zastanawiam się czy jechać, bo wciąż nie czuję się najlepiej. Do tego Kosma do samego końca waha się czy pojedzie. Perspektywa nie wygląda więc zachęcająco… osłabiony, 15 godzin w nocy w lesie samemu przy zerowej temperaturze… Nie no, temperatura to akurat spoko, w poprzednich latach impreza odbywała się o ile pamiętam z relacji kolegów przy minus 15-20 :-)

W końcu jednak udaje się. Docieramy na start jakąś godzinę przed imprezą. Wieje, dzień wcześniej lało, tu ponoć nawet śnieg był widziany. Rejestracja, przygotowanie rowerów, ostatnie dylematy w co się ubrać, a co wziąć na drogę i idziemy na odprawę.

Start. Chwila zawahania przy wyjeździe z miasta, ale po chwili jesteśmy na właściwej drodze w… zupełnie ciemnym lesie. Do odnalezienie mamy 16 punktów. W zależności od czasu i tego co się będzie działo na trasie zakładamy odnalezienie 9-12 z nich.

PK5 - Jaz, drzewo na NE od drogi

Mimo, że w zupełnej ciemności jedzie się fajnie. Czuć wiatr ale na szczęście nie pada. Dobra, koniec asfaltu - czas na teren. Wjeżdżamy w jedną ze ścieżek i po chwili Monika zostaje w tyle. Okazuje się, że przeleciała przez kierownicę przejeżdżając przez jedną z kałuż. Na szczęście upadła na suchym i niezbyt twardym podłożu. Rozwidlenie ścieżek, to musi być gdzieś tu. Dojeżdża jeszcze jeden zawodnik. Przeczesujemy okoliczne drzewa. Nic. Wracam do mapy. Oczywiście, że nie tu. Musimy jeszcze kawałek dalej podjechać. Drugie podejście i mam. Wołam resztę ekipy. Podbijamy punkt. Jest 18:00 nieźle. W sumie nieco ponad godzina od momentu kiedy ruszyliśmy.

PK8 - Mostek na NW

Bez problemu wyjeżdżamy z lasu i jedziemy w stronę torów kolejowych. Tu spotykamy piechurów, każdy biegnie/jedzie po swojemu ale w końcu spotykamy się na punkcie. Byli pierwsi, ale nie musieli ciągnąć rowerów ;-) Łatwy punkt. 19.05 - dwie godziny dwa punkty jest dobrze.

Ciemność widzę... © djk71


Czas coś przekąsić. Prowadzimy rowery po torach wcinając batony. W międzyczasie gubię rękawiczkę. O nie… nie dziś… Na szczęście gubię ją na torach więc dość łatwo ją odnajduję. Chwilę później orientuję się, że jadę z otwartą kieszenią, w której mam aparat i kluczyki od auta. Bomba. Na szczęście nie wypadły.

PK3 - Szczyt górki, drzewo na E od przecinki

Nie lubię punktów typu szczyt górki. Zawsze w rzeczywistości okazuje się, że tych szczytów jest kilka. Jedziemy. Błotko, kałuże. Trafiamy na skrzyżowanie, które nie do końca widzimy na mapie. Brakuje drogi na wprost. Ruszamy w lewo, bo jest prawie na zachód. Lawirując między kałużami nie zauważam kiedy droga skręca i zamiast na zachód jedziemy na południe. Po 2km, kiedy ma być przecinka wiemy, że jesteśmy w złym miejscu. Wracamy, szukamy, błądzimy. Monika sugeruje żeby zrezygnować. Straciliśmy już sporo czasu. Nie poddaję się, proponuję objechanie lasu i dojazd do jeziora. I rzeczywiście jest woda. Niestety to chyba nie ta. Jeszcze kawałek. Nie widać wody ale w całkowitej ciemności może się okazać, że jest tuż obok. Kolejne skrzyżowanie i kolejne poszukiwania. Nic.
Wracając trafiamy na zawodnika, który przyjechał z drugiej strony. Czyli to musi być gdzieś tutaj. Jeszcze jedno podejście. Nie ma. Posiłek i podejmujemy decyzję o rezygnacji. Jest 22:00 Minęły trzy godziny od znalezienie poprzedniego punktu! Jedziemy na kolejny punkt. Błoto daje się Monice we znaki.

PK7 - Gruby buk przy skrzyżowaniu drogi poż. z drogą leśną , na SE

Ten punkt wydaje się być prosty. Tak się tylko wydaje. Choć odmierzamy odległości nie potrafimy odnaleźć punktu. Jednak szukanie drzewa w lesie jest trudne. Na ziemi ślady śniegu. A punktu nie ma. Podejście z drugiej strony i też echo ;-( Odpuszczamy, choć spędziliśmy tu sporo czasu.

PK9 - Południowo-zachodni narożnik ogrodzenia, przy drodze

W drodze do punktu spotykamy Ulę i Monikę. Chyba nam nie wierzą, że mamy dopiero 2 punkty, a już minęła ponad polowa czasu. One mają już siedem :-(
Na szczęście ten punkt jest banalny do odnalezienia. Jest 1:55. Prawie 7 godzin od odnalezienie poprzedniego punktu. Nasz nowy rekord. Mam nadzieję, że nigdy go nie pobijemy. Popas i analiza mapy. Monika nie chce już słyszeć o terenie. Wybieramy punkty blisko asfaltu. Jedziemy, niestety Monika nie czuje się najlepiej. Decydujemy się wracać do bazy zaliczając po drodze jeszcze tylko jeden punkt.

PK15 - Północno-wschodni brzeg jeziora na skraju lasu

W pobliże punktu dojeżdżamy asfaltami. Niby łatwiej ale nudno. Monika czuje się już lepiej ale zaczyna ziewać. Zaraz się obudzi. Do punktu musimy dojechać terenem. Co więcej na mapie… nie ma jeziora ;-)
Jedziemy. Tu błoto jest bardzo śliskie. W pewnym, momencie ucieka mi spod tyłka rower i ląduje parę metrów przede mną. Na szczęście mnie udaje się ustać na nogach. Zaczynam mieć wątpliwości , czy ten punkt będzie tak prosty jak się spodziewaliśmy. Po chwili jednak udaje się odnaleźć małe jeziorko w lesie. I jest punkt. 4:50. Czwarty i… ostatni punkt. Niewiele, ale tak czasem bywa.

Wracamy do mety. Myślimy już tylko o tym żeby znaleźć się w śpiworach. Około 5:45 meldujemy się na mecie. Zostawiamy rowery. Znajdujemy kawałek miejsca żeby rzucić karimaty i kładziemy się spać.

Po trzech godzinach pobudka. Mycie, pakowanie i idziemy na zakończenie imprezy. Wcześniej zostajemy mile zaskoczeni wspaniałym makaronem. Ogłoszenie wyników. Słabiutko ale byli słabsi od nas…


Jeszcze ostatnie pogaduchy, wrażenia i jakoś tak… wszyscy wiemy, że to już koniec w tym roku i chyba nikomu nie chce się wyjeżdżać… Bo co tu teraz robić przez te kilka miesięcy…. Tak przyszło mi do głowy, że po Masakrze… powinna się jeszcze odbyć Wigilia… ;-)

Ostatnia impreza i czas na podsumowanie… Nie, nie dziś, trzeba odpocząć… Podsumowanie będzie jak będą finalne wyniki. Wg moich wyliczeń wygląda, że w klasyfikacji generalnej skończę na 20 miejscu wśród mężczyzn, a Monika na 4 wśród kobiet. Czy tak będzie? Poczekamy.


Pakujemy brudne rowery i wracamy do domu. Moniki nówka przeszła dziś prawdziwy chrzest bojowy. To znaczy chrzest był na Funexie, ale dziś chyba rower miał większe wyzwania.

Drugi raz na nowym rowerze - ciężki będzie miał żywot... © djk71


Fajna impreza, choć wynik nie był marzeniem. Wielkie dzięki dla organizatorów i współuczestników.

Tropiciel 7

Sobota, 19 listopada 2011 · Komentarze(17)
Tropiciel 7

Wstęp
Dzięki informacji WrocNama dowiedziałem się o tej imprezie kilka tygodni temu. Mimo różnych rodzinnych planów udało się wszystko zorganizować tak, że wraz z Wiktorem docieramy do Obornik Śląskich w piątkowy wieczór. Startujemy jako drużyna: "Uwaga! Schody", nie wiem czemu moje dziecko uznało, że wymyślona przeze mnie nazwa: "Pięknowłosi" nie pasuje do nas. Chodził mi co prawda po głowie pomysł wyjazdu o 2 w nocy z domu, ale stwierdziłem, że będziemy zmęczeni, niewyspani itp. Więc wygrała opcja z noclegiem. Po przyjeździe załapujemy się jeszcze na odprawę techniczną i… przyglądamy się jak pustoszeje pełna jeszcze przed chwilą olbrzymia sala gimnastyczna. To piechurzy ruszają na swoje trasy. Przed nimi noc w terenie, przed nami nocleg na sali i start o 6:00 rano. Okazuje się, że noc na sali spędzamy my i... organizatorzy. Reszta rowerzystów (z reguły z okolicy) dojedzie prawdopodobnie od razu na start. Nie ma ich zresztą zbyt wielu - startuje 30 osób, czyli 15 zespołów. Piechurów jest ponad… 550!

start
Pobudka o piątej, szybkie śniadanie (szybkie, bo większość dodatków do bułek została… w domowej lodówce), ubieramy się, pakujemy i... na starcie jesteśmy w ostatniej chwili. Nie ma czasu szukać znajomych. Przyglądamy się mapie. Ustalamy kolejność zaliczania punktów i rysujemy - trochę niezależnie (co potem wyjdzie w praniu) - warianty tras.
Jeszcze ciemno, ruszamy i na początek to czego nie lubię… wyjazd z miasta. Na szczęście Oborniki nie są zbyt duże i trafiamy na właściwą drogę, by… po chwili się zgubić… wracamy i… jeszcze raz ta sama droga… Niestety wydaje nam się, że mapa nie pokrywa się z oznaczeniami nazw ulic w realu. W końcu trafiamy na ul. Zachodnią i mkniemy w kierunku punktu pierwszego

Y - Wawrzynowa Zagroda (gorąca herbata)
Mając na względzie problemy sprzed chwili kontrolujemy trasę. Na szczęście bez przeszkód docieramy do punktu. Nie korzystamy z herbaty, bo przecież dopiero co ruszyliśmy, co innego Ci, którzy siedzą tam już od ponad 10 godzin. Pytamy, czy przebijemy się jadąc dalej na wprost. Dowiadujemy się, że czwórka już tam pojechała i jeszcze nie wrócili. Jedziemy. Niestety szybka ścieżka się kończy i lądujemy w krzakach. Chwili przedzierania się na azymut przez jakieś kolczaste krzaki i w końcu lądujemy w Morzęcinie Małym.

R - Ambona leśna (zad. logiczne - obrót)
Ruszamy w stronę punktu, którego nie zaznaczyłem na trasie. Na szczęście zauważyłem go, a poza tym Wiku miał go rozrysowany. Jedziemy. Bez żadnego problemu (sorry WrocNam ;-) i koledzy) docieramy do niego od północy. Prawie bez problemu, bo jadąc po asfalcie wjeżdżam w dziurę, co brzmi groźnie. Kawałek dalej mam wrażenie, że nie mam powietrza z tyłu. Wiku zaprzecza temu, mówiąc, że mam. Jak się potem okaże miałem… ale tylko u góry :-)
Na punkcie losuję zadanie logiczne i dostajemy zabawkę, typu dwa zaplecione i powyginane kawałki gwoździ - przypominają mi się Czterej Pancerni, gdybym miał tyle sił co Gustlik pewnie bym je rozgiął, rozdzielił i zgiął ponownie. Niestety nie udaje nam się tego rozwiązać. Trudno, jedziemy dalej. A właściwie chcemy jechać, bo… muszę zmienić dętkę. Żeby było trudniej pompka przestaje działać. Czyżby to koniec? Jakoś na siłę udaje się jednak napompować koło i jedziemy.

Żeby nie było nudno... © djk71


P - Skrzyżowanie leśnych ścieżek - Parasim (strzelnica)
Baz najmniejszych problemów docieramy do amerykańskiej bazy wojskowej. Bez obaw, bo to teraz nasi przyjaciele.

Bratnia armia? © djk71


Wita nas "Morning", "Wasze carts, please) :-) Kto strzela?" Na usta mi się ciśnie Vietcong, ale domyślam się, ze to chodzi, o któregoś z nas. Wiktor ma ochotę, więc dostaje do ręki karabin i próbuje. Niestety bez sukcesów. No cóż, jeszcze nie miał w szkole Przysposobienia Obronnego (jest w ogóle takie coś jeszcze?).

Trafię, czy nie? © djk71


Ruszamy dalej.

O - Skrzyżowanie leśnych dróg (punkt zad.)
Kolejny bezproblemowo namierzony punkt. Tu czekają na nas liny. Wiktor zakłada uprząż, a ja wciągam go na drzewo, gdzie ma zadanie podmienić wstążki. Luz. Bez strachu, bez problemu (nie licząc trochę niezbyt wygodnie założonej uprzęży). Adrenalina sprawiła, że nie poprosiliśmy nikogo z obsługi o zrobienie zdjęć, szkoda. Robimy zdjęcie innym...

Inni też nie mieli łatwo... © djk71


W - Nowy Staw - WOPR (punkt zadaniowy)
W drodze na kolejny punkt zagadujemy się i nie uzgodniwszy trasy jedziemy trochę za daleko. Na szczęście stąd też można dojechać do punktu. Zaczynają się piachy ;-) Dojeżdżamy do stawu, gdzie czeka na nas ponton i pagaje. Dajemy radę. :-)

Rowerek... wodny? chyba nie... © djk71


E - Skrzyżowanie leśnych dróg (poczęstunek)
Do następnego punktu mamy kawałek drogi. Czuć zmęczenie, szczególnie na piaskach i podjazdach, do tego Wikowi szaleją przerzutki. Na punkcie zmarznięta ekipa częstuje nas zmarzniętymi Snickersami. Szybka analiza czasu i mapy. Nie zdążymy zaliczyć wszystkiego. Ruszamy na punkt F mając nadzieję zaliczyć po drodze nieobowiązkowy punkt X.

X - Rów przeciwczołgowy = Festung Breslau (punkt ruchomy nieobowiązkowy - do zdobycia 30 minut)
Odnajdujemy rów od zachodniej strony. Nieprzejezdny. Pół prowadzimy rowery, pół jedziemy obok. W oddali widzimy dym… a z rowu wychodzi zziębnięty żołnierz Wermachtu.

A mieli być w ukryciu... Ale co się dziwić... To tylko Wermacht... :-) © djk71


Podbijamy punkt i ruszamy w stronę kolejnego.

F - Lisia Góra - Festung Breslau (punkt zad.)
Na punkcie spodziewamy się rozszyfrowywania pocztówek (sumiennie odrobiliśmy zadanie domowe , nawet znajomi się zaangażowali - dzięki wielkie) bo wydawało mi się, że pocztówki były sygnowane przez Festung Breslau. Pomyłka, na punkcie spotykamy bratnią (już chyba nie) Armię Czerwoną. Niestety powoli się już zbierają do odejścia (wydawało mi się, że opuścili ten kraj w 1993…) i nie będziemy już szukali min. Szkoda :-(

Armia Czerwona - wciąż tu są? © djk71


Do mety
Zostały nam 3 punkty i jakieś 45 minut. Jest szansa na zdobycie jednego - T ale zmęczenie radzi jechać do mety. I tak robimy. Dojeżdżamy na metę, większość rowerzystów jeszcze w terenie. Oddajemy kartę, wrzucamy kartki na losowanie nagród i idziemy na obiad (też na kartki) :-)

Hasła i kartki © WrocNam


Nie zrobiłem zdjęcia więc posilę się zdjęciem zapożyczonym od WrocNama (mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko temu) :-)

Zupa smakuje... © djk71


Michała i resztę bikestatsowej ekipy (biker81, drbike, morpheo) spotykamy dopiero na mecie. Wspólnie obserwujemy jak organizatorzy losują chyba ze sto nagród.

Wiku wygrywa ręczniczek oraz czapeczkę, ja kubek EURO 2012, matę do ćwiczeń, mapę i przewodnik.

A jednak wygrywam ;-) © djk71


Niestety nasi koledzy mają mniej szczęścia. I to już koniec. Jeszcze rzut oka na kolejnych żołnierzy...

Są wszędzie... © djk71


I czas wracać.

Muszę przyznać, że bardzo fajna impreza. Świetnie zorganizowana, punkty z pomysłem, humorem. Fajnie gdyby na następną (w maju) udało się dotrzeć.
Nie wiemy, na którym miejscu skończyliśmy, bo wyniki będą dopiero w poniedziałek, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsza była świetna zabawa.

Średnia kadencja: 57 :-(

Zabrzańska włóczęga

Sobota, 5 listopada 2011 · Komentarze(9)
Zabrzańska włóczęga
Ostatnio Kosma i Amiga wyrazili chęć zwiedzenia Zabrza więc zaproponowałem, że coś im pokażę. W sumie trudne zadanie, bo oboje już chyba sporo widzieli. Postanowiłem jednak spróbować. Rankiem ruszyliśmy z Wiktorem w stronę odnowionego dworca PKP, aby powitać gości, którzy postanowili przybyć do naszego miasta nieco na skróty ;-)

Szkoda, że kostka, ale dobrzę, że choć taka... © djk71


Hucznie ogłaszane odnowienie dworca okazało się w praktyce jego wyczyszczeniem, no cóż, dobre i to.

Odnowiony? dworzec © djk71


Szybkie zakupy i ruszamy. Na początek nasza "płaskorzeźba", czyli "Spotkanie z własnym ja" - rzeźba Heinza Toboli

Potem krótka wizyta w naszej nowej informacji turystycznej. Szału nie było, ale zostaliśmy hojnie obdarowani mapami, przewodnikami i płytami.

Kolej na Zandkę. Lubię tę część miasta. Oczywiście obowiązkowa wizyta na cmentarzu żydowskim.

Cmentarz żydowski w Zabrzu © djk71


Grobowce... © djk71


Niesamowity jest ten wszechobecny bluszcz…

Nie wszystko jest w najlepszym stanie... © djk71


Powtórzę się, ale musi tu być niesamowicie o świcie…

Rowery już na nas czekają... © djk71


Kolejny obowiązkowy punkt to oczywiście stalowy dom przy Cmentarnej.

Ciekawe czy lepiej by wyglądał wypolerowany... © djk71


Kawałek dalej przyglądam się jak komuś przeszkadzają wagoniki. Ciekawe kto się powinien tym opiekować…

Komu to przeszkadza? © djk71


Obok zupełnie zaniedbana tablica pamiątkowa upamiętniająca towarzysza Romana Nowaka

Co kogo obchodzi historia... © djk71


„W tym miejscu w 1924 roku od kul sługusów kapitalistycznych w walce o wyzwolenie klasy robotniczej zginął towarzysz Roman Nowak. Cześć jego pamięci” – głosi treść tablicy, która powstała w 1924 r. Niestety trudno to odczytać…

Kawałek dalej kolejny przykład braku dbałości… :-(

Uratujmy to miejsce!!! © djk71


Ciekawe ile kosztowałby remont? © djk71


Przejeżdżamy przez Park im. Jana Pawła II. W końcu coś pozytywnego :-)

Nowe malunki © djk71


Fajnie, że cały czas tu się coś dzieje.

Niestety chwilę później oglądamy kolejny pomnik… tym razem niegospodarności, głupoty… tu można wpisać wiele… Wciąż niedokończona budowa szpitala rozpoczęta w latach 70-tych…

Ciekawe, że nikt za to nie beknął... © djk71


Podjeżdżamy pod remontowany Szyb Maciej. Kiedy opowiadam o szybie słyszymy w tle: "Masz turystów, możesz oprowadzić" i otwiera się przed nami brama. Kierownik zakładu zaprasza nas do zwiedzania, choć niestety nie wszystko będzie można obejrzeć z powodu trwających prac.

Na stanowisku © djk71


Spędzamy tam chyba ponad godzinę słuchając fantastycznych opowieści, oglądając niezwykłe maszyny, silniki, hamulce, w końcu mamy okazję zobaczyć jak wygląda szyb, czyli to czego nie widać nawet jak codziennie zjeżdża się pod ziemię.

Szybowskaz © djk71


Liczniki, mierniki, wskaźniki.. © djk71


Trochę edukacji...

Chcesz wziąć lampę? © djk71


Zamiast komórki © djk71


Z uśmiechem podziwiamy dzieła pracowników zakładu.

Witamy ;-) © djk71


Ciekawe czy gryzie © djk71


Testujemy również wydobywaną tam wodę i odpoczywamy ;-)

Do góry © djk71


Odpoczywamy © djk71


Polskie, czy niemieckie? © djk71


W końcu trzeba się ruszyć i jechać dalej. Wybieram niewłaściwą ulicę i robimy małe kółko zahaczając o Sośnicę, gdzie kiedyś pracowałem. Przez park jedziemy na Janek zobaczyć cmentarz jeńców radzieckich, gdzie byłem tydzień temu.

Dalej przejeżdżając obok koło kopalni Guido...

Niebieskie na niebieskim © djk71


... docieramy do fantastycznej wieży ciśnień przy Zamojskiego. Niestety również zaniedbanej i niewykorzystanej :-(

Duża... © djk71


A można by stąd wyglądać na zewnątrz © djk71


Obok pomnika Bohaterów Monte Cassino...

Pomnik bohaterów Monte Cassino © djk71


... coś czego znaczenia nie potrafię się domyśleć…

A co to? © djk71


Zdjęcie wiatraczka...

Wiatraczek © djk71


... kamienia granicznego...

Kamień graniczny pola górniczego © djk71


... i ruszamy w stronę kopalni Królowa Luiza, niestety już zamknięta, podobnie jak muzeum pojazdów zabytkowych. Pozostaje nam zerknięcie na maszyny, które stoją obok.

Grupa Śląsk © djk71


Monika znajduje powołanie...

Na straży... © djk71


I kolejna rzeźba? A może to jednak działa? ;-)

Odśnieżamy? © djk71


Kolejny cel to kościół św. Jadwigi

Kosciół nie ma jeszcze 100 lat © djk71


Obok kolejny ołtarz na wózku. Wcześniej już taki oglądaliśmy w kościele św. Józefa, gdzie dziś nie dotarliśmy, ale wszyscy już tam byliśmy...

Górniczy ołtarz © djk71


Ruszamy w stronę Biskupic.

Widok z hałdy na familoki... © djk71


Lubię ten widok, ale dziś już trzeba kończyć zwiedzanie. Czas leci, a nie chcę tez zanudzić towarzystwa ;-) Tu jeszcze wrócimy :-)

Przy koksowni Amiga narzeka, że nie dymią, ale nie wie, że tu dla turystów robimy wszystko ;-) Chce dymu, proszę bardzo... ;-)

Lubię ten widok © djk71


Chwila przerwy nad stawem na Osiedlu Młodego Górnika... Jesień nas rozpieszcza w tym roku...

Pięknie... © djk71


... i do Rokitnicy, gdzie ostatnim celem są kolejne stalowe domy. Niestety tu trzeba się mocno przyjrzeć, żeby dojrzeć, że to stalowa konstrukcja…

Rdzewieje... © djk71


Jeszcze mądrość ze ściany…

hmmm... © djk71


I powrót do domu świeżo wyasfaltowaną rowerówką. Fajnie było, choć oczywiście nie zobaczyliśmy wszystkich wartych zobaczenie miejsc. Ale to dobrze… będzie powód, żeby ruszyć na część drugą :)

Sorry, za tyle zdjęć, tym bardziej, że większość tych miejsc już pokazywałem, ale jakoś tak nam się fajnie jechało, fociło, a myślę, że wiele osób, nawet tych z Zabrza nie wie o wielu tak ciekawych miejscach...

Kadencja: 63

Harpagan 42

Sobota, 15 października 2011 · Komentarze(12)
Harpagan 42

Dojazd
Kolejne zawody na orientację w tym roku. Tym razem jest to osławiony Harpagan. To nasz (Moniki i mój) debiut na tych zawodach. Przyjeżdżamy w piątek przed północą po koszmarnej podróży przez całą Polskę. Zmęczeni, śpiący, do tego spóźniamy się o jakieś 20 minut na rejestrację, co oznacza, że trzeba to będzie załatwić rano. Czyli kilka cennych minut wcześniej trzeba wstać. Odstawiamy rowery do przechowalni, rzucamy maty i śpiwory w jakimś wolnym miejscu na sali i idziemy spać. Bijący z wielką siłą o dach szkoły deszcz zapowiada co nas czeka po przebudzeniu.

Pobudka
Rano nie chce się wstać. Mycie, rejestracja, śniadanie i pakowanie się do wyjazdu. Idzie mi to strasznie powolnie. Czemu nie spakowałem się już w domu? Bo znów nie było czasu… Kiedy wychodzę na boisko przed szkołą wszyscy mają już mapy w rękach, a ja… nie wiem gdzie mam lampki, gdzie licznik, po co wziąłem tyle jedzenia… koszmar.

Start
Organizatorzy po raz kolejny wyganiają maruderów ze startu, a ja dopiero kończę się instalować. Zimno, ciemno, mokro… Gdzie jedziemy? A skąd mam wiedzieć? Na mapie (1:100 000) nic nie widzę. W końcu jest decyzja… 8, 15, 16, 20… A potem zobaczymy…

PK19
Ruszamy. Nie lubię startów ze środka miasta. Zwykle nie wiadomo, w którą ulicę wjechać, a mapa w tym nie pomaga. Jedziemy na azymut i po kilku km… trafiamy na grupkę, która jedzie na… 19. Pięknie, a miała być ósemka. Hmmm… Trudno, jak jesteśmy tak blisko to bierzemy PK19 - Elbląg-Bażantaria. Obelisk Augusta Papau. Dojeżdżamy bez problemów niebieskim szlakiem. Pierwsze błotko.

PK12
Tylko co teraz? Zjeżdżamy do asfaltu i zamiast na planowaną wcześniej ósemkę ruszamy na PK12 - Kwietnik - szczyt górki. Ciężko mi się jedzie. Nie chce mi się. Pada. To mój pierwszy i ostatni Harpagan! Zimno, deszczowo, na mapie nic nie widać. Nie podoba mi się. Przejeżdżamy zjazd. Wracamy. Błotko. Gdzie ta górka? Jesteśmy na szczycie i nic. Pomagamy grzybiarzom znajdować grzyby, a punktu nie ma. W końcu jest. Wracamy do drogi i kierunek Majewo.

PK17
Błoto, błoto, piach.. Więcej idziemy niż jedziemy. Spotykamy Tomalosa. Też ma dopiero dwa punkty. Spotkani dalej koledzy na wieść, że jedziemy na PK17 - Zajączkowo - za górką na wschodzie życzą nam ze śmiechem powodzenia. Ponoć jest potrzebne. Kawałek dalej spotykamy Piotrka Buciaka. Ma tylko jeden punkt więcej od nas. Jedziemy chwilę razem ale w końcu nam ucieka. Po chwili jednak znów się spotykamy krążąc w poszukiwaniu punktu. Punkt jest ale dalej niż myśleliśmy. Znów spotykamy Piotrka. Dojechał z innej strony. Ponoć wszyscy narzekają na lokalizację. Jesteśmy tu jako 13-14-ci. Przy zjeździe wykonuję akrobacje - pięciokrotnie będąc w pozycji prawie horyzontalnej odbijam się nogą od ziemi, wracam do żywych, znów kłaniam się ziemi i tak w kółko. Szczęśliwie udaje się uniknąć upadku.
Na szczęście przestało padać.

PK8
Do drogi i… decydujemy jednak na powrót do pierwotnego planu - PK8 - Krasny Las - południowa strona bagna. Nie wiem czy to jest najlepsza decyzja, ale taka nam tylko przychodzi do głowy. Chwila zabawy ze znalezieniem właściwej drogi do bagna, ale w końcu jest. Tylko czemu tak błotnista? Przy zjeździe, pilnując tego co mam pod kołami zahaczam plecakiem o gałąź nad drogą i o mały włos nie ląduję na plecach. Zawisłem prawie jak na filmach… :-) Punkt zaliczony.

PK15
Kolejny punkt PK15 - Próchnik - polanka nad potokiem Kamieńca. Docieramy od strony północnej bez problemów (nie licząc braków hamulców u Kosmy), głównie dzięki wskazówkom spotkanych przy wjeździe na teren prywatny kolegów.

PK16
W drodze na kolejny punkt PK16 - Kadyny, wieża widokowa - długi 2-3km zjazd. Zastanawiam się skąd się tu wziął. Spotkany po drodze kolega próbuje nas namówić na skręt w jedną ze ścieżek. Dzięki przytomności umysłu Moniki nie dajemy się namówić i jedziemy kolejną. Trafny wybór. Na punkcie jesteśmy szybciej od kolegi.

PK20
Dowiadujemy się, że droga na PK20 - Święty Kamień jest strasznie błotnista. Można inaczej, po torach - ponoć spoko, zamiast kamieni i podkładów jest już tylko mech. Nie do końca była to prawda. Mech może i miejscami też był… :-)
Jakoś jednak udaje się dojechać. Ech pięknie tu. Miało wyglądać jakbym siedział na kamieniu, a wygląda jakbym… bez komentarza… ;-)

Wygląda jakbym... nie powiem... © djk71


Wracając Monika łapie na torach kapcia.

Kapeć na torach nad Zalewem © djk71


PK18
Mapa linijka, zegarek… nie jest dobrze. Mamy 7 z 20 pkt, lepiej wygląda to w punktach wagowych 28 z 60. I mało czasu na powrót. Można próbować 10, 1, 4 tylko, że w przeliczeniu daje to tyle samo ile zaliczenie jednej osiemnastki. A ryzyko błądzenia większe. Jedziemy na PK18 - Weklice wodospad. Asfalt, czyli odpoczniemy trochę. Tak… ale dopiero jak wcześniej zaliczymy kilka km podjazdu :) Dojeżdżamy do punktu. W planach była jeszcze ew. piątka, ale już widać że nie zdążymy. Za duże ryzyko spóźnienia, a za każdą minutę odejmuje się jeden punkt wagowy.

Powrót
Wracamy. Tylko jak to zrobić, gdy mnie dopadł kryzys, a Monika przeciwnie - dostała kopa. Jakoś jednak się udaje. Wjeżdżamy do miasta i… trzeba tylko znaleźć metę. Patrząc po kierunkach z jakich nadjeżdżają (i w które jadą) inni może nie być to takie proste. Na szczęście bez większych problemów dojeżdżamy.

Podsumowanie
Odnalezione 8 z 20 punktów i 33 z 60 punktów wagowych (to one się liczą w pierwszej kolejności). Nie jest źle. Nie jest źle biorąc pod uwagę:
- to, jaki miałem rano nastrój,
- wg opinii innych zawodników był to najcięższy z Harpaganów jaki pamiętają.
- nikt nie zdobył tytułu Harpagana (na trasie rowerowej)
- najlepsi zawodnicy mieli tyko (albo aż) 49 punktów.
- bardzo wielu zawodników było z okolic, co niewątpliwie ułatwiało im nawigowanie.

Wstępnie na około 40 kobiet Monika jest na 6 miejscu, a ja na około 320 facetów jestem 94. Bałem się, że będzie gorzej. Z ciekawostek, oprócz chyba 11 NKL najniższy wynik to -46 punktów (minus 46) :-) Tak też bywa. Grunt, że była fajna zabawa. Fajnie znów było spotkać starych znajomych, fajnie było poznać niektórych w realu (jeszcze raz gratulacje Darecki, szkoda, że nie było okazji dłużej pogadać emonika:) ), fajnie też, że niektórzy spotykani ludzie przedstawiali się nickami z bikestats jak np. turysta - pozdrawiam :-)

Na rozdaniu nagród udaje mi wylosować zestaw naprawdę ciekawych map i przewodników tych terenów. Aż kusi żeby wrócić. Czas spać, rano wczesny powrót. Pomimo tego, że rano twierdziłem, że jestem tu ostatni raz to… chyba to nieprawda :-) Gratulacje dla organizatorów, jednak doświadczenie robi swoje. Choć na mecie wolałbym coś konkretniejszego do zjedzenia (jak np. na Wyrypie :) ) niż zupka. Poza tym, organizacja świetna. I jeszcze jedno: Kto wymyślił fioletowe koszulki? Jak się pytam kto?

Podobało mi się. Jednak chyba na pewno wolę takie warunki niż pomykanie po suchych asfaltach.

Prawie jak na Odysei Świętokrzyskiej © djk71


BTW: Średnia kadencja mi wyszła mi 66, gdzie pilnowałem się żeby kręcić szybciej :(

Odyseja Ponidziańska 2011

Sobota, 1 października 2011 · Komentarze(10)
Odyseja Ponidziańska 2011


Kolejna odsłona Odysei. Tym razem z Moniką lądujemy w Pińczowie.

Nocleg w internacie. Całkiem przyzwoite warunki, szczególnie w porównaniu do ubiegłorocznych. Wstajemy wyjątkowo wcześnie i godzinę przed zawodami ruszamy na start. Rozmowy ze znajomymi i obserwacja jak się przygotowują do startu.

To nie jest siodełko rowerowe © djk71


Niektórzy są przygotowani na każdą ewentualność...

Hol sztywny... © djk71


A niektórzy dopiero teraz kompletują rower...

Ma ktoś jeszcze kawałek łańcucha? © djk71


Czekanie na rozdanie map. W końcu są. Szybka analiza i decyzja - zaliczamy wszystkie punkty. Kilka wątpliwości w trakcie planowania ale ogólnie bez większych problemów rozrysowujemy trasę. Nauczeni doświadczeniem pamiętamy, że niektóre punkty są zamykane wcześniej ;-)

PK12 - róg pola
Największą wątpliwość na całej trasie budzi we mnie chyba dojazd do tego punktu. Wybraliśmy wariant bezpieczny (asfaltowy) ale jak się potem okaże chyba rzeczywiście nie było to najlepsze wyjście. Wcześniej jednak przyjdzie nam się zmierzyć z wiatrem, który pierwszy raz od dawna przypomniał nam o swoim istnieniu. Nie było to oczywiście to co w Otwocku ale dało się go odczuć kiedy jechaliśmy na otwartej przestrzeni. W lesie nie było prościej. Przywitały nas… piaski. Oj dały nam trochę w kość. W końcu dojeżdżamy do punktu. Gdyby nie ekipa naprawiająca koło pewnie byśmy minęli punkt i musieli się wracać :-) Wyjście z punktu też nie było najprostsze... :-)

Krzaki? © djk71


PK11 - koniec drogi szutrowej
Jadąc w stronę kolejnego punktu spotykamy tomalosa i mavica z Anką. Dziwne pytania ile już mamy punktów… Punkt odnaleziony bez problemu, trochę tłoczno na wąskim dojeździe.

PK2 - zakręt ścieżki / dolina
Przez chwilę mamy wątpliwości czy wjeżdżamy we właściwą ścieżkę, ale jest ok.

PK3 - rozwidlenie ścieżek
Chyba jedyny punkt, gdzie była mała niezgodność z mapą, ale zostaliśmy o tym na starcie uprzedzeni dzięki czemu bez problemu odnajdujemy punkt. Chce mi się jechać… szybko…

PK4 - skrzyżowanie przecinek
Kolejny dziś podjazd, gdzie podprowadzamy rowery, nie podoba mi się to. Dojazd do punktu to ścieżka pokryta iłem (chyba), który tworzy niesamowity efekt po przejeździe grupy rowerzystów (pustynna burza), na szczęście nie utrudnia to zbytnio jazdy.
Po chwili robimy krótką przerwę i...korygujemy plany. Niestety nie zdążymy zaliczyć wszystkich punktów - czyżby to strata spowodowana piaskami na dwunastce? Odpuszczamy PK1 (bufet) i PK8.

PK5 - skrzyżowanie dróg
Punkt w polach. Bez problemów. Chyba pierwszy gdzie był sędzia.

PK6 - paśnik
Paśnik umiejscowiony na Wielkiej Górze. Oby nie było piachów. Nie ma. Co więcej pod górę wiedzie prawie autostrada zakończona rondem :-)

Rondo w lesie © djk71


PK9 - skrzyżowanie dróg
Prosty asfaltowy dojazd do punktu obok jeziorek. Po drodze uzupełnienie płynów w sklepie.

A może by się wykąpać? © djk71


PK7 - figurka
Fajna trasa przez miniaturowy wąwóz.

Ciekawe jak tu jest w zimie... © djk71


Monice chyba też się podoba...

Jaka fajna droga © djk71


Ciekawe kto postawił figurkę w takim miejscu?

PK10 - skrzyżowanie przecinek
Na mapie wyglądało prosto, jednak w terenie mamy wrażenie, że ścieżki nie do końca zgadzają się z tym co jest na mapie. Na szczęście bez błądzenia wjeżdżamy wprost na punkt. W trakcie zjazdu trafiam na odcinek, który był chyba najtrudniejszym zjazdem jaki udało mi się w życiu pokonać. Wiem, że wiele osób pewnie go nawet nie zauważyło, ja jednak wciąż walczę z własną psychiką i tu byłem z siebie dumny.

PK13 - skrzyżowanie przecinek
Trudno by było nie trafić :-)

PK14 - rozwidlenie ścieżek
Też proste tylko… znów piaszczysty dojazd. Ot taki bonus na zakończenie trasy.

Teraz tylko dojazd do mety. Monika chyba coś połknęła, bo wyrwała do przodu jakby nas goniło stado wilków.

Na mecie jesteśmy na miejscu 9/13 w kategorii MIX. Pięć zespołów zaliczyło wszystkie punkty.

Jedziemy się przebrać i odstawić rowery. Po powrocie chwila odpoczynku...

Można odpocząć © djk71


Potem kiełbaski, piwo i długie rozmowy ze znajomymi.

Po powrocie do internatu okazuje się, że musimy rano wracać do domu :-( Oznacza to, że jutro nie wystartujemy czyli podobnie jak rok temu jesteśmy NKL :-( Szkoda, bo mimo iż nie zajęliśmy dziś najlepszej pozycji to jesteśmy z siebie zadowoleni. Pewnie można by jeszcze minimalnie poprawić trasę i pojechać jeszcze trochę szybciej ale ogólnie było nieźle.

No cóż, są jednak rzeczy ważniejsze. Wracamy do domów.

Po Trudach...

Niedziela, 25 września 2011 · Komentarze(4)
Po Trudach...
Po wczorajszych zawodach dziś pobudka przed świtem i powrót do domu żeby zdążyć choć na koniec II Rowerowego Pleneru Zabrze 2011. W ramach imprezy odbył się Finał AZS MTB CUP 2011 oraz Akademickiego Pucharu Polski 2011, Dziecięce Wyścigi Rowerowe, Mistrzostwa Zabrza Uczniów w Kolarstwie Górskim 2011 oraz Amatorskie Mistrzostwa w Kolarstwie Górskim Zabrze 2011. Dużo :-) Dużo i chyba wprowadziło to trochę zamieszania. Chyba, bo słyszałem tylko z relacji, gdyż przyjechaliśmy już pod koniec imprezy. Niemniej jednak fajnie, że takie imprezy są, bo zarówno moja rodzinka, jak i wiele innych osób mogło spędzić czas w klimacie rowerowym.

Szkoda tylko, że w tym samym czasie odbywały się XI Zabrzańskie Szosowe Wyścigi Rowerowe Niezrzeszonych. Szkoda, bo w zeszłym roku można było startować w obu imprezach, w tym trzeba było wybierać.

Dzień wcześniej odbył się III Rajd Rowerowy Towarzystwa Miłośników Rokitnicy. Ponoć też było fajnie.

Szkoda tylko, że mimo iż patronem wszystkich imprez był UM nie udało się tego podzielić np. na 3 kolejne weekendy. Może w przyszłym roku...

Po wczorajszej imprezie czułem wszystkie mięśnie ale Igorek i tak wymógł na mnie przebranie się, wyciągnięcie roweru z auta i przejechanie z nim jeszcze raz trasy wyścigu ;-)

Jesienne Trudy 2011 czyli matematyka, czepiak i cztery litery...

Sobota, 24 września 2011 · Komentarze(13)
Jesienne Trudy 2011 czyli matematyka, czepiak i cztery litery...

Cieszyno w powiecie łobeskim (zachodniopomorskie) - kolejna impreza na orientację. Daleko. Dojeżdżamy z Kosmą w piątek przed dwudziestą trzecią. Szybka rejestracja, kilka słów ze znajomymi, ugaszenie pragnienia i nocleg w zimnej sali. Zmarzłem.

Rano z trudem (w końcu to Trudy) się zbieram i przygotowuję. Do startu. Zimno.
Dostajemy mapy i szybka kalkulacja. Tym razem punkty liczone są wagowo więc trzeba dobrze przemyśleć co warto zaliczać, a na co szkoda czasu. Chwilę trwa zanim dochodzimy do porozumienia ale w końcu ruszamy.

PK6 - skrzyżowanie drogi ze strumykiem
W drodze do punktu przypomina mi się teoria mojego syna, który twierdzi, że człowiek pochodzi od małpy, a jego ojciec od czepiaka… Ale czy to ja się czepiam?

Młode potomstwo czepiaka na Czepiaku ;-) © kosma100


Punkt odnaleziony o 8:09.
Baterie padły w aparacie więc dziś tylko zdjęcia zapożyczone od Moniki.

PK9 – skrzyżowanie dróg (przy znaku „dojazd pożarowy”).
Punkt odnaleziony bez szybko i bez problemów o 8:57.

PK7 – rozwidlenie dróg
Chyba najdłuższy odcinek terenem, dziś głównie asfalty rządzą i tu wygrywają, ci co są szybcy na szosie.
9:41

PK11 - skraj lasu, w pobliżu znaku „dojazd pożarowy”
Chwilę wcześniej tablica Teren Wojskowy - wstęp wzbroniony, ale nie dotyczyło to chyba szosy ;-)
10:36 jesteśmy na punkcie. W końcu synchronizujemy tempo jazdy. Wcześniej było rożnie.

PK12 - przy jeziorze w pobliżu narożnika płotu
Prosty dojazd. Spotykamy Pawła C. , z którym będziemy się jeszcze kilkukrotnie mijać na trasie.

PK8 - rozwidlenie dróg (przy pieńku)
Szukamy, szukamy, a punktu nie ma. Kiedy już chcę dzwonić do organizatora rzucam okiem po raz kolejny na mapę i… punkt pewnie jest przy następnym rozwidleniu. Oczywiście. :-) 11:54. Nie jest źle z czasem.

PK10 - skraj lasu (w pobliżu ruin domu)
Do punktu docieramy w towarzystwie tomalosa. Spociliśmy się nieco ;)
12:27.

Odjeżdżamy od punktu i trzeba zaplanować resztę trasy. Nie do końca wiedząc w jakiej będziemy formie zaplanowaliśmy tylko część na starcie. Minęło 5:30h (pozostało 9:30h), mamy 7 z 16 punktów (180 z 400 pkt przeliczeniowych). Jest… dobrze ;-)

PK15 - skrzyżowanie drogi ze strumykiem
Spokojnie, bez przygód. 14:06. Tylko po drodze wizyta w sklepie. Jedna z kilku dziś. Dużo pijemy.

PK14 - rozwidlenie dróg
Punkt wydaje się być prosty jednak zamiast wylądować na skraju lasu lądujemy w jego głębi. Chwila szukania i… rezygnujemy. Szkoda bo to dość "ciężki" punkt, ale już przerabialiśmy na innych imprezach kręcenie się wokół punktu i tracenie czasu.

PK16 - skrzyżowanie drogi ze strumykiem
Uchodzi ze mnie powietrze. Zmęczenie + nieodnaleziony punkt robią swoje. W jednej z kolejnych wiosek (Maszewo?) zarządzam postój. Kładę się na trawie i nie chce mi się ruszyć. Co więcej chyba nawet na 1-2 min. zamyka mi się oko. Potrzebowałem tego. Dostaję kopa i ruszamy dalej. Punkt odnaleziony o 16:31.

PK13 - skrzyżowanie drogi ze strumykiem
Bolą mnie plecy i… trochę poniżej… Coraz częściej nie mogę znaleźć sobie właściwej pozycji na siodełku.
Na punkcie jesteśmy o 17:07

PK5 - rozwidlenie dróg w pobliżu strumyka.
Blisko i prosto. Jedyny punkt, na którym nie ma perforatora. Komuś się przydał. 17:48.

PK4 - przy jeziorze tablica informacyjna.
Od tego punktu mieliśmy zacząć, bo teraz nadrabiamy kup kilometrów. Jego odpuszczenie na początku było wynikiem błędnej kalkulacji. :( Jesteśmy na punkcie o 18:43. To ostatni punkt dla wielu osób. Dla nas ostatni… przy świetle słonecznym.

Na PK 4 - Jesienne Trudy © kosma100


PK3 - stary przystanek kolei wąskotorowej.
Punktu szukamy po ciemku, jest trudniej niż za dnia, ale po chwili jest ;-) 19:54. Tutejsze miasteczka mają swój klimat w ciągu dnia. W nocy… hmmm… to trzeba zobaczyć/ przeżyć… :-)

PK1 - skrzyżowanie drogi ze strumykiem.
Do punktu dojeżdżamy bez problemu o 20:15. I to chyba koniec. W sumie można by jeszcze próbować szukać dwójki, którą również przekalkulowaliśmy, bo powinniśmy ją zaliczyć dużo wcześniej, odpuszczamy jednak. Ryzykowne, za dnia pewnie pojechalibyśmy, teraz mogłoby się okazać, że nie zdążymy dojechać na metę na czas. Musielibyśmy dołożyć jakieś 16km

Na mecie jesteśmy o 21:05. Zupka, kąpiel i wieczorne pogaduchy. W międzyczasie dowiadujemy się, że Monika jest druga. Ładnie. Ja niestety gorzej mimo tlu punktów. Większość zaliczyła wszystkie :-( Dekoracja nastąpi za chwila, a nie rano jak było zapowiedziane. To dobrze, będzie można wcześniej wrócić do domu.

Okazuje się, że nagradzane są… tylko pierwsze miejsca. Szkoda. Nawet dyplom za drugie i trzecie miejsca byłby miły.

Ogólnie fajna impreza. Kameralnie, sympatyczni organizatorzy (choć nie wiem czemu się Zabrza czepiali… :-), fajne tereny i pogoda, która była świetna jak na koniec września.

Co do trasy to prosta nawigacyjnie i szybka. Szczerze mówiąc ja wolę chyba punkty bardziej pochowane i mniej asfaltu, ale to już tylko moja opinia. Organizacyjnie można by się było przyczepić do paru rzeczy (numerki (ich brak), karty bez laminacji, bufet dopiero na mecie…) ale chłopaki nadrabiali dobrymi humorami i uśmiechem więc można to było wybaczyć, szczególnie, że udostępnili publicznie swoje prysznice ;-)

Ledwie chodzę. Dawno mnie tak nie bolały nogi, plecy i... sami się domyślcie...

Rajd Rowerowy ścieżkami rowerowymi miasta Katowice

Sobota, 3 września 2011 · Komentarze(16)
Rajd Rowerowy ścieżkami rowerowymi miasta Katowice
Wczoraj Wiku zapytał co jutro robię, bo ma ochotę na rower. Oczywiście nie mógłbym odmówić. Nieopatrznie wspomniałem coś o Rajdzie Rowerowym w Katowicach. Wiktor podchwycił i jedziemy. Po przeczytaniu zasad rajdu sugerowałem co prawdę zmianę planów i ruszenie gdzieś w teren ale nic z tego nie wyszło.

Jedziemy do Katowic. Opłotkami żeby uniknąć ruchu. Najpierw Łagiewnicka.

Oby wszędzie tak było... © djk71


Potem trafiamy na fajną miejscówkę między blokami. Zdjęcia tego nie oddają, ale ktoś się postarał. Oby więcej takich miejsc.

Ładnie © djk71


Tu można odpocząć... © djk71


Dojeżdżamy na Osiedle Tysiąclecie. Zapisy i ruszamy. Niestety rajd miał pokazać ścieżki rowerowe miasta, a ogólnie to jedziemy (albo idziemy) po chodnikach lub ulicach. Porażka.

Koniec końców dojeżdżamy do kepmingu 215 znanego mi z pieszego rajdu :-)

Na miejscu kiełbaska, woda, losowanie nagród, niestety nie wygraliśmy ani roweru, ani telewizora. Spotkaliśmy za to dawno nie widzianego Hose :) Zmienił rower?

Po mieście taki wystarcza... © djk71


Powrót przez centrum Katowic.

Odnowiony spodek © djk71


Końcówka przez las miechowicki.

W sumie się zmęczyłem. Nie wiem czemu. Czyżby to ciepło? Ale i tak było fajnie.