Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Szlakiem górnośląskich rezydencji

Niedziela, 21 września 2014 · Komentarze(8)
Szlakiem górnośląskich rezydencji

Jakiś czas temu zapisałem chłopaków i siebie na rajd rowerowy szlakiem górnośląskich rezydencji. Rajd miał być jedną z części Szlacheckiego weekendu. Niestety nie było szans na udział w pozostałych, ciekawie zapowiadających się, imprezach.

Pobudka, śniadanie dla chłopaków i dla siebie i czas ruszać. Niestety tylko z Wiktorem, Igor po chorobie musi zostać w domu. Szybko docieramy do Tarnowskich Gór i... prawie półtorej godziny czekamy na start imprezy. Miałem zapisane, że rajd jest o 11-tej i... faktycznie o tej godzinie zaczyna się rejestracja, a start... w południe.

Pamiątkowa koszulka © djk71

W międzyczasie odebranie pakietów startowych (pamiątkowy T-shirt, woda, wafelek i kupon na grochówkę) i taksowanie otoczenia i rowerów innych uczestników.

Co to za flaga? © djk71

Interesujące © djk71
I po problemie © djk71
To lubię © djk71
Rodzinnie © djk71
I znów rodzinnie © djk71

W końcu ruszamy i bardzo szybko pierwszy postój obok kopalni srebra. Tu krótka opowieść o historii tego miejsca.

Kopalnia srebra © djk71
A może się przesiąść © djk71
Wybór jest spory © djk71
Kamień graniczny © djk71
Słuchamy prelekcji © djk71

Kolejny punkt to Red Rock, część uczestników zostawia rowery na dole i na szczyt idzie piechotą, część podjeżdża. Mimo założonych cienkich opon oczywiście jadę. Jednak na błotnistym podjeździe koła zaczynają buksować i muszę 2m podprowadzić. Potem już nie ma problemu.

Widok z hałdy © djk71

Niektórym się nudzi...
Co by tu zrobic? © djk71

... i postanawiają sprawdzić jak tam zjazd...

Zjadę! © djk71

Udaje się...

Jadę © djk71

Tylko potem trzeba rower wepchnąć do góry...

Wyciągu nie ma © djk71

Po kolejnej prelekcji czas ruszać dalej.

Tym razem postój przed kościołem w Bobrownikach.

Przy kościele © djk71
Grota? © djk71

Zaczyna padać. Na szczęście tylko chwilowo.

Podjazd, a potem zjazd do przejazdu w Nakle. Kilka rowerów na zjeździe kładzie się... Na szczęście eskortujący nas w towarzystwie policji ambulans nie musi interweniować.

Zawsze elegancko © djk71

Kolejny postój w dość nietypowym miejscu, przy wapiennikach...

Wapienniki © djk71

Stąd już dojazd wprost pod pałać w Nakle, gdzie czeka nas ciepły poczęstunek.

Stroje dowolne :-) © djk71
Kolejna rodzinka © djk71

I na miejscu © djk71

Choć chciałoby się tu zostać dłużej to w planach dziś jeszcze trening więc trzeba się zbierać. Bez kombinacji, przebytą już dziś trasą wracamy do domu.

Przy pałacu © djk71
Czas wracać © djk71

Fajna impreza, sympatyczne, uśmiechnięte towarzystwo, choć czegoś mi jeszcze brakło... W sumie sam nie wiem czego... Jakiejś iskry... nie wiem... Ale fajnie było...

Szybki obiad, zmiana opon na szersze i... życie po raz kolejny zmienia plany... trzeci dzień z rzędu anulowany trening :-( Życie...

Kadencja: 66

Izerska Wielka Wyrypa, czyli meta w szpitalu

Sobota, 16 sierpnia 2014 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Izerska Wielka Wyrypa, czyli meta w szpitalu

Kolejna impreza pod hasłem Izerska Wielka Wyrypa. Jestem tu po raz trzeci (wcześniej była Zaręba i Lwówek Śląski) i po raz trzeci już od przybycia do bazy podoba mi się organizacja imprezy. Wita nas kilka osób, kto inny odpowiada za rejestrację, kto inny za wydawanie koszulek, jeszcze inna osoba widząc, że jesteśmy z trasy rowerowej sugeruje nam gdzie najlepiej zaparkować. W budynku wydzielone miejsce parkingowe dla rowerów, osobne sale dla zawodników startujących na poszczególnych trasach.

Drobnym potknięciem jest to, że sala dla rowerzystów jest zbyt mała. Mimo to bez problemu znajdujemy z Amigą inne lokum. Wybierając między salą gimnastyczną i salą dla piechurów z trasy TP100, którzy już wyszli w teren, decydujemy się na tą drugą ze świadomością, że mogą nas obudzić wracając z pierwszej pętli.

Chwila rozmowy ze znajomymi, montaż mapników i… idziemy spać. Odprawa o 5:30 więc trzeba się wyspać. Choć zwykle nie mam problemów ze snem, tej nocy budzę się kilkukrotnie, i to nie piechurzy są tego powodem. A co jest? Nie wiem, może deszcz, który od kilku godzin leje bez przerwy, a może coś innego...

Pobudka, poranna toaleta, śniadanie i czas ruszać na odprawę. Informacja o trasach, o mapach i rozdanie miniaturowych map mających nas doprowadzić do punktu gdzie zostaną rozdane właściwe mapy. To już tradycja na IWW.

Wesołówka - Mapy
Bierzemy rowery i ustawiamy się przed szkołą czekając na sygnał do startu. 6:00 ruszamy w ulewnym deszczu. Nawet nie patrzę na mapę, wszyscy jedziemy w tę samą stronę więc pilnuję tylko żeby nie stracić z oczu innych zawodników. Już tu widać, że lekko nie będzie, w terenie jest ślisko. Po około 5 kilometrach docieramy do punktu z mapami. Dostajemy dwie zalaminowane mapy formatu A3 w skali 1: 50 000. Laminacja to dobry pomysł na deszcz (choć przy dzisiejszej ulewie zdaje się, że i ona nie pomoże), ma jednak jeden słaby punkt - zwykłe zakreślacze od razu się zmywają (ścierają) ;-( Co prawda w komunikacie startowym była mowa o niezmywalnych pisakach, ale w pośpiechu zapomniałem o tym :-( W tej sytuacji nawet nie próbujemy rysować trasy, tym razem trzeba będzie pamiętać, którędy chcemy jechać.

Wybór trasy dość ciężki, w przeciwieństwie do niektórych innych imprez tu wariant nie nasuwa się sam. Decydujemy się zacząć zdobywanie punktów od północy.

PK 8 - Strumień
Ruszamy sami w stronę Pisarzowic. Tam spotykamy się m.in. z Mariuszem i Markiem. Zjazd do lasu i zaczyna się walka z mokrym terenem. Mariusz widząc punkt tak się ucieszył, że zalicza glebę :-) Na szczęście chyba bez żadnych ran.

PK 6 - Pod wiaduktem
Początek trasy na kolejny punkt to na przemian spacer i próba jazdy. Dopiero na asfalcie da się normalnie jechać. Punkt zaliczony. Tu rozstajemy się z pozostałymi zawodnikami. Oni ruszają chyba na "dwójkę", a my na "trójkę".

PK 3 - Centrum Kultury i Sportu (Bufet)

Tracimy trochę czasu przebijając się na północ, o jeździe prawie nie ma mowy. Chwilę później zjeżdżamy na asfalt i skręcamy w lewo na Nowogrodziec. Po asfalcie można gnać. Kiedy dogania mnie Darek jesteśmy już blisko punktu, tymczasem okazuje się, że rozmawialiśmy na starcie żeby po drodze zaliczyć jeszcze PK 10 i PK7. No tak, ale nie ma wykreślonej trasy więc zapomniałem o tym. Trudno docieramy do bufetu. Jesteśmy tu pierwsi, ale to o niczym nie świadczy. Banan, arbuz, łyk wody i ustalamy dalszą trasę.

PK 4 - Skała / U podnóża
Nie lubię skał. Zawsze zaczynamy szukać od niewłaściwej. Tak jest i tym razem. Skała ładna i wielka, ale punkt jest kawałek dalej przy mniejszej.

Jest punkt © djk71

PK 7 - Dół / Północna strona
Wracamy do Milikowa i jedziemy na zapomniany PK 7. Mijamy tory, stawy...

Zielono tu © djk71

Chwila szukania i jest - karta przedziurkowana.

PK 10 - Rów (2m od drogi)
Pojawiają się leśna autostrady. Tak to można jeździć. Prosty punkt.

PK 12 - Skraj polany (budowa)
Do puntu jedziemy wąską ścieżką. Szukanie punktu zajmuje nam chwilę czasu. Okazuje się, że równolegle wiodła kolejna autostrada. Punkt podbity. Zjeżdżamy i… zakopujemy się w podkładzie pod drogę :-(

Ciężko się po tym jedzie © djk71

Kilka minut zajmuje doprowadzenie rowerów do porządku. Żeby chociaż koła się kręciły.

Koło się już nie kręci © djk71

Zjeżdżając do wioski widzę, że jakiś gospodarz myje auto. Podjeżdżam i nie muszę nic mówić. Rzut oka na mój rower i woda leci już w jego kierunku. Po chwili jest jak nowy. Dziękuję i ruszam dalej widząc, że Amiga właśnie mnie minął. Dziwnie długo zajął mu zjazd.

PK 11 - Ruiny / Wewnątrz, od północy
Asfaltem do ruin. W międzyczasie dowiaduję się, że Darek zaliczył wywrotkę. Jedziemy. Przy ruinach spotykamy Bartka.

W ruinach © djk71

PK 16 - Strumień
Wracamy na południe. Darek ciągnie się gdzieś daleko za mną. Punkt prosty.

Strumień © djk71

PK 21 - Dołek (10m od ścieżki)

Dojazd do punktu kosztuje nas trochę energii, nie tylko ciężko się jedzie, ale trzeba uważać żeby się nie wywrócić. Tylne koło trochę mi tańczy, ale udaje się dotrzeć do punktu. Szukanie dołka zajmuje chwilę czasu.
Kawałek za punktem dogania nas znów Bartek. Jest nieco zdziwiony naszym wariantem :-) Jedziemy razem przez pola, ale po dojeździe do asfaltu pozwalam mu odjechać, a ja czekam na Amigę.

Jedzie Amiga © djk71
Jest coraz bliżej © djk71

PK 20 - Skraj lasu
Chwila rozmowy i Darek sugeruje żebym jechał dalej sam. Potłuczony bark nie pozwala mu na szybszą jazdę. Każda nierówność (a tych tu sporo) daje mu w kość (dosłownie). Teraz dopiero dociera do mnie czemu ostatnie kilometry jedziemy tak wolnym tempem.

Skoro jest tak źle to decyduje się na powrót do bazy z Darkiem. Wracamy i pojedziemy do szpitala na prześwietlenie.

Droga powrotna wjedzie koło kolejnego punktu więc go zaliczamy choć to już nie ma teraz żadnego znaczenia.

PK 14 - Dołek (10m od drogi)
W pobliżu trasy jest też "czternastka" więc ją też zaliczamy spotykając tu Wikiego.

Meta
Do mety dojeżdżamy około 13:30. Z szesnastu godzin nie wykorzystaliśmy nawet połowy czasu, zaliczyliśmy tylko 12 z 31 punktów. Mimo to jak się później okaże i tak nie byliśmy ostatni :-)

Myjemy rowery, na szczęście i ten temat dobrze rozwiązany. Wcinamy makaronik, krótkie rozmowy ze znajomymi, którzy już dotarli do mety i kąpiel. I tu znów pozytywnie - kilka pryszniców i ciepła woda (a nie zawsze tak bywa ) :-). Przebieramy się, pakujemy i… czas ruszać do domu.

Najstarsze drzewo w Polsce
Po drodze dostrzegamy informację o najstarszym drzewie w Polsce. Oczywiście skręcamy do Henrykowa Lubańskiego. Na jego skraju rośnie wspomniane drzewo. Jego widok nieco zaskakuje. Nie tego się podziewaliśmy.

Najstarsze drzewo w Polsce © djk71

Myśleliśmy, że będzie większy, grubszy… itp. Tabliczka obok jednak potwierdza, że to tu. Jego wiek szacuje się na 1200, 1300, a nawet 1500 lat. Niestety jest mocno zniszczony.

Mocno zniszczony © djk71

Czas jechać dalej. Dobrze, że ja prowadzę, bo Darek ma problemy z prawoskrętem i gdyby prowadził to musielibyśmy szukać dróg skręcających tylko w lewo :-)

Szpital
Prosto z drogi jedziemy do szpitala. Dość długo trwa proces rejestracji (kilkadziesiąt minut), potem zdjęcie, konsultacja lekarska, kolejne zdjęcie i znów lekarz. W końcu Amiga idzie do gabinetu zabiegowego. Na szczęście wychodzi tylko z ręką na chuście.

Już po wszystkim © djk71

Jest kilka minut przed dziesiątą. A o 22:00 jest koniec limitu czasu na Wyrypie. Zdążyliśmy :-)

Teraz pozostaje mieć nadzieję, że bark wskoczy sam na swoje miejsce, inaczej Darek ponownie będzie musiał udać się do szpitala…
Ten rok jest dla nas wyjątkowy pechowy… strach zapisywać się na kolejne imprezy…

P.S.1. Tym razem mało zdjęć, ale aparat był głęboko schowany przed deszczem...
P.S.2. Fajny pomysł z pamiątkowymi koszulkami rowerowymi w rozsądnej cenie. Jeszcze nie miałem jej okazji przetestować, ale wygląda fajnie :-)

Przełęcz Karkonoska

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · Komentarze(11)
Przełęcz Karkonoska

Po wczorajszej Śnieżce dziś pora na mały rozjazd. W sumie jedyne co nam przyszło do głowy to... kolejny podjazd. Tym razem Przełęcz Karkonoska, wg bazy podjazdów to najtrudniejszy polski podjazd asfaltowy. Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł po wczorajszym, ale spróbujemy, w zeszłym roku nie wyszło. Jedziemy Drogą Sudecką, mijamy cmentarz i zaczyna się podjazd. Od razu ścianka i... zamknięty szlaban. Trzeba zejść z rowerów, dziewczyna z pary, którą spotkaliśmy po drodze ma problem z ruszeniem na stromym podjeździe, nie wiem czy się udało, bo już ich więcej nie spotkaliśmy.

Jedziemy spokojnym tempem, puls po wczorajszym wysiłku wyjątkowo niski, około 148-155. Kolejne metry spokojnie zostają z tyłu. Końcówka bardzo stroma, ale wjeżdżam na szczyt nawet bez zadyszki.

Pp chwili dociera Amiga. Wspólna fotka i jeszcze kawałek w górę do schroniska.

Przełęcz Karkonoska © djk71

Tam mimo okropnego wiatru chwila odpoczynku na tarasie... Dziś można sobie pozwolić na trochę luzu... :-)

Chwila przerwy w schronisku © djk71

Pięknie tu.

Piękny widok © djk71


Trzeba jednak wracać...

Teraz czas na zjazd © djk71


W sumie jestem zaskoczony, spodziewałem się czegoś dużo trudniejszego (co nie znaczy, że było łatwo). Po powrocie jeszcze raz się upewniam, które odcinki były najcięższe wg opisów, ale okazuje się, że przejechaliśmy właśnie tę trudniejszą część. Fajnie, że tak łatwo poszło.


Kadencja: 67

Uphill Race Śnieżka czyli prawie sukces

Sobota, 9 sierpnia 2014 · Komentarze(19)
Uczestnicy
Uphill Race Śnieżka czyli prawie sukces

Zeszłoroczny wpis ze Śnieżki zakończyłem pytaniem: Czy wystartuję w przyszłym roku? Ten rok stał pod znakiem regularnych treningów więc postanowiłem sprawdzić jakie są tego efekty. Tym razem z firmy jedzie nas czwórka: Amiga, Andrzej, Krzysiek i ja.

Do Karpacza dojeżdżamy w piątkowy wieczór, Andrzej czeka na nas z odebranymi pakietami startowymi. Zaskoczeniem jest koszulka, bo choć jest bardzo fajna to jednak spodziewałem się, podobnie jak w ubiegłym roku, wersji rowerowej. Szkoda, bo myślałem, że to już będzie standard.

Rano wczesna pobudka, śniadanie i spokojne pakowanie, aby dojechać na rozgrzewkę i start. Postanawiam jeszcze sprawdzić ciśnienie w kołach i... wentyl zmienia się w rakietę latającą po ścianach. Świetnie :-( Zakładam inną dętkę... mając nadzieję, że była załatana...
Po drodze odstawiamy Anetkę i Wiktora na szlak żeby zdążyli dotrzeć na szczyt przed nami i zjeżdżamy do centrum.

Śnieżka... niby tak blisko © djk71

A jednak daleko (wysoko) © djk71

W trakcie rozgrzewki czuję, że coś jest nie tak z blokiem w lewym bucie. Zatrzymujemy się i rzeczywiście... odkręcił się. Rewelacyjny początek - dętka, blok... co jeszcze? Przykręcam mniej więcej w podobnym położeniu jak poprzednio i mam nadzieję, że nie odczuję tego na trasie.

Kończymy z konieczności nieco krótszą rozgrzewkę i dojeżdżamy z Amigą na start, a tam już wszyscy ustawieni. Kiedy start był ze stadionu jakoś później się ludzie ustawiali, tu już jest prawie komplet. Trudno, wystartujemy z końca. Jest już Krzysiek, tylko Andrzeja nie widać. Dołącza do nas Grzesiek. Chwila rozmowy, życzymy sobie powodzenia i ruszamy.

Do Świątyni Wang w miarę łatwo, bo choć ostro pod górę to na razie asfaltem. Jedzie mi się dobrze, wyprzedzam kolejnych zawodników. Tradycyjnie przed Wangiem pierwsi zawodnicy schodzą z rowerów. Nawet o tym nie myślę.

Jadąc dalej wiem, że najciężej będzie w okolicach Strzechy Akademickiej. Tu już jest ostra walka z brukiem wybijającym z rytmu. Jednak i na tym odcinku jedzie mi się dobrze, wciąż wyprzedzam rywali choć już nie tak często jak wcześniej. Pocieszające jest to, że mnie mało kto wyprzedza. Nie skasowałem licznika przed startem więc nie wiem jaki mam czas, a szkoda... Potem się okaże, że pod Strzechą miałem czas 0:55:57, czyli około 7 minut lepiej niż w roku ubiegłym.

Kolejny odcinek to mozolny i długi podjazd kończący się zjazdem pod Dom Śląski. Zjeżdża się fajnie, choć podłoże nierówne to udaje się dość mocno rozpędzić. Teraz ostatni odcinek już bezpośrednio na Śnieżkę.

Jeszcze nas nie widać © djk71

Tuż przed rozwidleniem ścieżek... strzela mi łańcuch. Szlag by to trafił. Przepraszam tych, którzy akurat przechodzili/przejeżdżali obok mnie, ale chyba głośno mówiłem co o tym myślę. Na szczęście wziąłem z sobą narzędzia i w ostatniej chwili wrzuciłem do nich spinkę do łańcucha. Przejeżdżający obok zawodnicy radzą, abym tego nie naprawiał tylko wszedł już pieszo bo to już tylko jakieś 2km. Mimo wszystko spinam łańcuch i po jakiś 5 minutach ruszam dalej. Boli trochę lewa noga w łydce, bo po zejściu i schyleniu się do naprawy niefortunnie kucnąłem i zaczął łapać mnie skurcz.

Już blisko © djk71

Jak zwykle najgorsze jest ostatnie 200m, w zeszłym roku to tu właśnie dopingował mnie Igorek, w tym roku czeka tu na mnie żona :-) Biegnie obok i robi zdjęcia :-)

Walka na ostatnich metrach © djk71

Jeszcze trochę © djk71

I końcówka © djk71

Jest ciężko, ale bez problemu przejeżdżam linię mety. Tu czeka już Andrzej, który wjechał prawie 14 minut wcześniej. Wiku robi zdjęcia.

Odbieram medal i paczkę żywnościową. Odnajduję też wwiezione przez organizatorów bagaże. Po kilku minutach dociera Amiga, tym razem to mi się udało go objechać (w końcu się zrewanżowałem :-) )

Czekamy jeszcze na Krzyśka i po chwili w komplecie cieszymy się ze zdobycia najwyższego szczytu Karkonoszy ;-)

W komplecie © djk71
Ciepło. Wyjątkowo nawet nie mamy potrzeby się przebierania. Rozmowy i śmiechy w oczekiwaniu na wspólny zjazd, pilotowany jak zawsze przez organizatorów.

Oczekiwanie na zjazd © djk71

Ręce nie dają się domyć po serwisie...

Jak to domyć bez mydła? © djk71


W końcu ruszamy.

Zaczynamy zjazd © djk71

Przez moment zaczyna lekko kropić, ale na szczęście szybko przestaje. Pod Domem Śląskim jak zwykle oczekiwanie na wszystkich.


Czekamy na wszystkich © djk71
Kto nas odnajdzie? :-) © djk71

Na dole makaron i oczekiwanie na dekorację oraz zejście ze szczytu naszych kibiców.
Ku naszemu zaskoczeniu jednym z nagrodzonych jest Amiga :-) Trzecie miejsce w kategorii 100+. Brawo!

Amiga jest trzeci © djk71

Niestety w tym roku nie ma tradycyjnej tomboli. Szkoda, bo to zawsze był miły akcent na zakończenie imprezy.

Podsumowując
Mój czas to 1:39:01, czyli... 9 minut i 40 sekund lepiej niż w roku ubiegłym. Doliczając jakieś 5 minut, które straciłem na naprawę łańcucha to w sumie 15 minut lepiej niż w roku ubiegłym, czyli postęp jest znaczny. Trening przyniósł efekty. Dziękuję :-)
Poniżej 1:30:00 bym nie zszedł, a taki był cel... Czyli dobrze, ale jeszcze nie tak jak bym chciał.


Kadencja: 63

Krótko z Igorkiem

Poniedziałek, 4 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Krótko z Igorkiem
Wczoraj nie udał się wyjazd z Igorkiem więc dziś po śniadaniu ruszamy razem. Boję się, że podjazdy będą zbyt strome, ale po chwili zaczynam się wstydzić mojego braku wiary.

Podjechałem i jestem zadowolony © djk71


Z przerwami na uzupełnienie płynów i rozpięcie koszulki wjeżdżamy na szczyt, a potem zjeżdżamy do kościółka, gdzie urządzamy krótką sesję telefoniczną. Na kwaterze nie ma zasięgu :-)



Kadencja: 56

Lekko w teren

Niedziela, 3 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Lekko w teren

Fajny wyjazd wczoraj wyszedł, ale czułem jakiś niedosyt. Zabrakło terenu. Dziś Olek postanawia nas zabrać w teren. Nie ma go dużo, ale jest gdzie się spocić mimo, że jedziemy spokojnym tempem.

Teren to teren © djk71

Po drodze zbieranie grzybów, znaczy się Olo zbiera :-)

Ja się na tym nie znam © djk71

Mijamy bazę, zostawiając Wiktora, a sami jedziemy sprawdzić dokąd wjedzie odkryta wczoraj przez chłopaków droga.
Kolejny podjazd.

Podjazd stromy jest © djk71

Ciepło. Strumyk pozwala się chwilę ochłodzić.

Można się schłodzić © djk71

Pod kołami też mokro...

Po wodzie © djk71
Niestety droga szybko się kończy. Zastanawiamy się chwilę, czy to droga rowerowa, ale chyba nie :-)

A może tędy? © djk71

Podjeżdżam kawałek inną drogą, ale ścieżka zmienia się w ściankę. Zostawiam rower i wspinam się chwilę podziwiając widoki…

Ładnie tu © djk71

i… owady, których jest tu masa…

Złapałem UFO? © djk71

Przeszkadzają nawet w robieniu zdjęcia…

Pora wracać, bo zaczyna się mocno chmurzyć i grzmi.

Chmurzy się © djk71

Chwilę później (na szczęście już jestem w domu) zaczyna się gradowy atak i burza.

Kadencja: 66

Rozpoznanie terenu

Piątek, 1 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Rozpoznanie terenu

Okolice niedawnej Ciupagi Orient.
Wraz z Olkiem i Wiktorkiem ruszamy na krótki objazd okolicy. Miało być stromo i tak jest od pierwszych metrów. Do tego mgliście.

Mgliście © djk71

Mimo to na wąskich dróżkach miejscowi kierowcy czują się bardzo pewnie. My trochę mniej. Dojeżdżamy do miejscowego kościółka (kapliczki).

Wokół mgła © djk71

Chłopcy odprowadzają mnie do granic Juszczyna i wracają.

Koniec Juszczyna, początek Skawicy © djk71

Ja zjeżdżam (7km zjazdu) do Skawicy. Chwila postoju przy tablicy informacyjnej skąd Karol Wojtyła wyruszył na ostatnią górską wycieczkę przed Jego wyborem na papieża, a skąd dziś zaczyna się Szlak Papieski.

Rzut oka jeszcze na pomniki w centrum Skawicy.

Pomnik pamięci pokoleń © djk71

Największemu z Polaków © djk71


I dalej przez Białkę do Makowa Podhalańskiego gdzie mam nadzieję znaleźć serwis rowerowy. Coś mi mocno bije przednie koło. Niestety w obu serwisach dowiaduję się, że są tak obłożeni robotą, że mi nie pomogą.

Trudno.Powrót na kwaterę oznacza prawie 5-km podjazdu, na szczęście trochę łagodniejszego niż rano :-)

Kadencja: 78

300 km zaliczone - cel osiągnięty :-)

Niedziela, 20 lipca 2014 · Komentarze(27)
Uczestnicy
300 km zaliczone - cel osiągnięty :-)

Od dawna chodziło mi po głowie przejechanie 300km, niestety zawsze było coś. A to pogoda, a to brak czasu... W końcu miałem nadzieję na zrobienie tego na tegorocznym Grassorze - jak to się skończyło, sami wiecie.

Wracałem z Grassora z jedną myślą... zrobię to jeszcze w tym roku. Rzut oka na kalendarz i... nie ma kiedy... W grę wchodził tylko ten weekend. Do tego sobota w ostatniej chwili też została wyłączona więc... niedziela. Mało czasu na przygotowanie trasy, na wszystko. Rzucam temat Amidze, a ten... od razu podchwytuje pomysł. A więc jedziemy.

Jako, że Darek wybiera Gianta, to postanawiam zmienić opony, bo 2,2 - 2,3 z mocnym bieżnikiem to chyba nie jest najlepsze rozwiązanie na taką trasę. Zmienione są znacznie cieńsze, co budzi we mnie spore obawy. Zobaczymy.

Ruszamy tuż po północy. Ubrani na krótko, bo noc ma być ciepła.

woj. śląskie

W Brynku rzut oka, czy pałac jest w nocy podświetlony. Jest ale średnio, większe wrażenie robi na nas stojąca na trawniku i przyglądająca się z zaciekawieniem sarenka :-)

Chwilę potem wymuszona przerwa, bo licznik mówi, że bateria rozładowana. Zwykle wożę dodatkową pastylkę z sobą, ale na Bike Oriencie torba tak przemokła, że ją opróżniłem i nie włożyłem ponownie baterii ;-( Ale od czego jest pulsometr... od tego żeby być dawcą :-) Nie wiem, czy to do końca mądre, ale dziś bardziej chcę widzieć co jest na liczniku, niż to, czy już umieram ;-)

Kolejna przerwa w Lublińcu. Pusto, ale nic dziwnego, taka pora.

Noc w Lublińcu © djk71

Po chwili docierają jacyś zbłąkani imprezowicze, przybijamy piątki i jedziemy dalej.

woj. opolskie

Za Ciasną mieliśmy odbić na Krzepice, ale dochodzimy do wniosku, że kiedy tam dotrzemy będzie ciemno, a to miejsce chcieliśmy odwiedzić za dnia. Korekta planów i jedziemy najpierw do Olesna. Tam chcę zobaczyć kościół św. Anny. Szkoda, że możemy go zobaczyć tylko z zewnątrz, ale i tak robi wrażenie. Formę budowli, można przyrównać do róży - pięć kaplic to płatki, a wspomniany korytarz to łodyga.

Na zdjęciu nie widać jaki jest piękny © djk71

Efekt niesamowity. Na pewno to wrócę, żeby zobaczyć wnętrze kościoła.

Kierunek Kluczbork. Zaczyna świtać kiedy docieramy do Chocianowic. Tu pięknie zagospodarowana posesja z dwoma sąsiadującymi kościołami. Nowym i starym.

Nowy kościół © djk71

A między nimi tablica upamiętniająca ofiary wojny.

Między kościołami © djk71

Chwilę później w drodze do Kluczborka zaskakuje mnie widok... powozu....

Powóz na balkonie? A kto mi zabroni? © djk71

I niech ktoś jeszcze mi powie, że trzymanie roweru w domu jest dziwne... ;)

W Kluczborku trafiamy przypadkowo na miejsce, gdzie w latach 1928-39 był cmentarz żydowski, a obecnie znajduje się cmentarz żołnierzy radzieckich. Leży tu ponoć 6278 sołdatów.

Cmentarz żołnierzy radzieckich © djk71

W większości bezimiennych.

Tylko numerki © djk71

Tylko na niektórych grobach widać nazwiska.

Nieliczne nazwiska © djk71

100km za nami.
Krótki postój na pustym jeszcze rynku...Sklepy pozamykane, nic dziwnego, dopiero wpół do szóstej.

Jedziemy dalej. Do tej pory, póki było ciemno nawet krajówkami, głownie DK11, jechało się całkiem przyjemnie. Teraz ruch wzmógł się na tyle, że kiedy tylko trafia się sposobność uciekamy z głównej drogi. Do tego obaj zaczynamy czuć się senni. To wstające słońce i nieprzespana noc zaczynają dawać znać o sobie.

Wjeżdżamy do Byczyny. Małe miasteczko o ciekawej zabudowie, z wschodnie strony brama polska, z zachodniej brama niemiecka. Tu zaczynamy czuć zapach świeżego pieczywa. Z nosami ku górze próbujemy namierzyć piekarnię. Bezskutecznie.

W Byczynie © djk71

Trudno wybieramy Żabkę. Pieczywa świeżego brak więc na śniadanie mamy: kabanosy z Seven Days'em i Colą :-)

woj. łódzkie

Za Bolesławcem trafiamy na stary młyn. Chwila na fotki.

Koło młyńskie © djk71

woj. wielkopolskie

Wjeżdżając do Donaborowa zastanawiamy się czy kolumna jest marmurowa, czy to tylko taka imitacja. Zakładamy, że imitacja.

Marmur, czy imitacja? © djk71

Bardziej od kościółka wrażenie robi jego otoczenie.

Przechodniu © djk71

Ciekawe rzeczy można tu znaleźć.

Drzewo mówi © djk71

Trudno choć chwilę się nie zamyślić...

Skłania do refleksji © djk71

Myślałem, że to miejsce będzie mi się kojarzyło z klimatami kościelnymi, a jednak nie... Królują tu... fabryki mebli. Chyba Dobrodzień powinien zacząć się bać.

Po chwili docieramy na Rynek w Kępnie. Tu też jeszcze pusto choć już wpół do dziewiątej. Mamy w nogach już 153 km, czyli połowa trasy. Choć jeszcze wcześnie już zaczyna być ciepło.

Ciepło się robi © djk71

Łabędzie też się pluskają.

Łabędzie się chłodzą © djk71

Dużo ich tu...

Herb Kępna © djk71

Trzeba powoli zmienić kierunek na powrotny.

woj. łódzkie

Wieruszów i stojący tam samolot. Ponoć został tu sprowadzony na 600-lecie miasta. Kiedyś działała w nim kawiarnia, teraz chyba nie pełni żadnej roli.

Samolot w Wieruszowie © djk71

Rzut oka na klasztor Paulinów, ale niestety akurat zaczyna się msza, więc nici ze zwiedzania.

Klasztor Paulinów © djk71

Po drodze intrygujące (przynajmniej dla nas) tablice informacyjne.

Trasy orienteringowe? © djk71

W Parcicach ruiny dworku. Bardzo zaniedbane i chyba nic już tego miejsca nie uratuje.

Ruiny w Parcicach © djk71

Ruiny z innej strony © djk71

Kolejny kawałek drogi bardzo nas zmęczy. W końcu udaje nam się dotrzeć do miasta gdzie rozpoczęła się II Wojna Światowa.

Nie wszyscy o tym wiedzą © djk71

W Wieluniu czas na dłuższą przerwę, choć znalezienie miejsca, gdzie można coś zjeść nie jest proste.

Wieluński Rynek © djk71

Jest jedenasta i mamy za sobą 200km, czyli 2/3 drogi. Po pysznym obiadku (potrzebowaliśmy czegoś co nie będzie słodkie) ruszamy w dalszą podróż.

woj. opolskie

Jak się szybko okaże nie był to najlepszy pomysł. Jedzonko jeszcze się nie ułożyło i jedzie się ciężko. Do tego ogarnia mnie senność Zatrzymuję się w lesie i siadam w rowie. Po chwili podkładam pod głowę plecak i... zasypiam. Budzę się ponoć po 3 minutach i... jestem wyspany. Można jechać dalej. Słońce nie pomaga, grzeje jak diabli.

W Dalachowie zaliczamy dodatkowe cztery kilometry, bo wydawało nam się, że wyjechaliśmy w innym miejscu.

woj. śląskie

W Krzepicach chcemy zobaczyć unikatowy cmentarz żydowski.

Cmentarz żydowski w Krzepicach © djk71

I rzeczywiście warto... ponad 400 żeliwnych macew robi wrażenie.

Cmentarz żydowski w Krzepicach © djk71

Niesamowite macewy © djk71


Są też oczywiście macewy kamienne.

Te kamienne też © djk71

Ogólnie całość jest niesamowita. Najstarszy nagrobek pochodzi z 1740 roku, najmłodszy z 1946.

Piękne © djk71

Nieopodal znajdują się ruiny klasycystycznej synagogi...

Ruiny synagogi © djk71

Licznik wskazuje 250km. Zielonym szlakiem rowerowym kierujemy się w kierunku Kochcic. Po drodze krótka przerwa na uzupełnienie płynów. Chwila odpoczynku przydała się bo zebraliśmy trochę sił, a szlak teraz częściowo wiedzie po piaskach, które pewnie na zwykłych oponach dałoby się przejechać, na tych jest gorzej, ale dajemy radę.

W Zborowskim zatrzymujemy się na chwilę przy zniszczonym budynku dawnej fabryki fajek glinianych. Co ciekawe pierwsi robotnicy zostali tu sprowadzeni aż z Goudy w Holandii. Niestety teraz fajczarnia niszczeje.

Fajczarnia © djk71

Pyk, pyk, pyk fajeczkę © djk71

Krótki postój przy pałacu Ballestrema w Kochcicach, gdzie obecnie mieści się oddział piekarskiego szpitala chirurgii urazowej.

Kochcicki pałac © djk71

Jadąc dalej mijamy wyremontowaną wieżę ciśnień, muszę zrobić zdjęcie :-)

Wieża ciśnień w Lublińcu © djk71

Kolejnym i ostatnim już dziś punktem trasy jest zespół pałacowo-parkowy w Koszęcinie, obecnie siedziba Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk.

Siedziba zespołu Śląsk © djk71


Na liczniku mamy 300km! Cel osiągnięty.

Od jakiegoś czasu mamy wielką ochotę zjeść coś konkretnego, ale nie jest nam to dane. Nie chcemy tracić czasu na siadanie w restauracji więc szukamy czegoś w stylu: hot-dog, kebab... Niestety nie jest nam to dane. W Kaletach również zamknięte. Trudno damy radę.

Znaną drogą docieramy do Tarnowskich Gór i stąd już najprostszą trasą do domu. Coraz częściej na stojąco :-)
O 21:00 meldujemy się w domu, licznik wskazuje 337,76km przejechane w ciągu 21 godzin, w tym czystej jazdy 14,5h.

Zmęczeni, ale zadowoleni. Upał dał mocno w kość, ale spodziewałem się, że będzie trudniej, co nie znaczy oczywiście, że nie było trudno ;-) Udało się zobaczyć po drodze mnóstwo ciekawych rzeczy, choć zdajemy sobie sprawę, że jeszcze więcej pominęliśmy. Nie sposób niestety było zatrzymywać się wszędzie, ani tym bardziej zbaczać z trasy. Next time... :-)

Dzięki Amiga za towarzystwo i wsparcie na trasie. Czas odpocząć i... wyznaczyć nowy cel :-)

Kadencja: 82


Bike Orient 2014 - Jura Wieluńska

Sobota, 28 czerwca 2014 · Komentarze(12)
Uczestnicy
Bike Orient 2014 - Jura Wieluńska

Bike Orient czyli pozycja obowiązkowa :) Szczególnie ta edycja, jako jedne z zawodów w Pucharze Polski. Nic dziwnego, że już po drodze spotykamy znajomych - Basię i Grześka, na miejscu zaś są... wszyscy :-) Na palcach jednej ręki można chyba policzyć kogo zabrakło. W sumie to rejestracja i odprawa powinny być dzień wcześniej, tak aby wieczorem, przed startem była okazja do porozmawiania, do wymiany wrażeń z poprzednich imprez, do... integracji. A tak ledwie starcza czasu aby się z wszystkimi przywitać :-)


Czasu starcza na przywitanie i zamienienie ledwie kilku słów © djk71

Po chwili zaczyna się odprawa, ludzie kończą przygotowania.

Chyba pora też sobie sprawić kamerkę © djk71

I po chwili dostajemy mapy. Zaczyna się rozrysowywanie optymalnych tras. Utrudnieniem jest to, że punkty znajdują się po dwóch stronach Warty.

Którędy będzie najszybciej? © djk71

Musimy jeszcze coś załatwić i w efekcie startujemy jako jedni z ostatnich. Po chwili jednak łatwo doganiamy sporą grupę, która wybrała ten sam kierunek.

PK2 - dno wąwozu
Tu pierwsze rozświetlenie punktu, zanim zaczynam się łapać gdzie mamy się udać Szkoła Fechtunku wskazuje właściwy wąwóz.

To chyba tutaj © djk71

Krótki bieg i jest punkt.

Pierwszy punkt © djk71

Ruszamy dalej.

PK 8 - zakręt wąwozu
Większość zawodników uciekła nam na starcie, teraz na szczęście udaje się doganiać i wyprzedzać kolejnych. Spotykamy też Kosmę i Tomka, którzy jadą dziś na trasie rekreacyjnej.
Prosto, ale lekko pod górkę © djk71

Darek zatrzymuje się tuż przy punkcie. Jeszcze trochę pokrzyw i zaliczone.

PK 11 - dół
Długi przelot i jesteś,my blisko punktu. Kilku zawodników szuka punktu, ale chyba w złym miejscu bo ma być przed krzyżem. I tam jest.
Wracam z butami pełnymi piachu.

PK 18 - źródło
Dojazd bez problemu. Źródełko Objawienia trochę nas zaskakuje. Pozytywnie.

Źródełko Objawienia © djk71

PK 14 - dół

Jedziemy dalej drogą krzyżową.

Leśna droga krzyżowa © djk71

Po chwili wjazd do lasu i szukanie punktu. Chwilę nam to zajmuje, ale jest... Ciepło też jest.

PK 17 - Skrzyżowanie przecinki ze strumieniem
Kolejny przelot.

Na szosie © djk71

Do punktu docieramy bez problemu. Tzn. prawie, bo Amiga... ławie gumę.


Tradycji stało się zadość © djk71

Niestety miejsce na naprawę fatalne: las, strumyk... KOMARY!

PK 5 - dno wyrobiska
W planach była najpierw siódemka, ale decydujemy się zaliczyć piątkę. Wyrobisko wielkie, ale z rozświetlenia punktu wygląda, że to nie to. Podjeżdżamy jeszcze kawałek, porzucamy rowery i zaczynamy szukać.

Rowery muszą poczekać © djk71

Po chwili znajduję punkt. Darek też podbija kartę i jedziemy dalej.  Zaczyna się chmurzyć, a ja kurtkę zostawiłem w aucie.

PK 7 - róg lasu
Po zjeździe z punktu Amiga zostaje z tyłu. Znów coś z kołem. Na szczęście to tylko źle dokręcony wentyl.

Kolejne dziś pompowanie © djk71

Jedziemy dalej i zaczyna padać. Co ja mówię... zaczyna lać. W momencie jesteśmy przemoczeni. Skręcamy z drogi w prawo i zapominam chyba przez deszcz włączyć odliczanie odległości. Wydaje mi się, że to powinno być tutaj, Darkowi, że dalej. Ani jedna wersja nie jest właściwa. Przedzieram się przez pole i znów nic. W końcu zjeżdżamy do drogi i już wiemy co zrobiliśmy. Przez deszcz wjechaliśmy za wcześnie. Kolejna przecinka to ta właściwa. Jest punkt.

PK 6 - podstawa skały
Gnamy do kolejnego punktu. Zostawiamy rowery i zaczynamy szukać. Dostajemy info od innych zawodników, że ponoć punktu nie ma i trzeba zrobić zdjęcie. Na wszelki wypadek dzwonimy do organizatorów, ponoć punkt jest gdzie być powinien. Zaczynamy szukać i jest. Podbijamy i ruszamy dalej. Po chwili na piasku Darek upada. Chyba boleśnie, ale na szczęście nie tak jak w Otwocku.

PK 1 - wiata nad Wartą - mapa PK1
Bezbłędnie dojeżdżamy do bufetu. Tłoczy się tu kilku zawodników. Uzupełniamy bidony, wrzucamy coś na ząb.

W bufecie tłoczno © djk71

Darek próbuje zmyć piach z roweru.

Myjnia © djk71

Pora przerysować mapę (nie wolno robić zdjęć), która pokazuje gdzie jest kolejny punkt.
Ruszamy i w pierwszej chwili rozpędzamy się za bardzo, ale po chwili jesteśmy na punkcie.

Punkt przy jaskini © djk71

PK 19 - podnóże wapiennika
Bezproblemowy dojazd do punktu. Na miejscu okazuje się, że niektórzy szukali dołu :-) Nie ma zdjęcia, bo aparat został przy rowerze.
Analizujemy czas. Późno. Decydujemy się jednomyślnie odpuścić PK 12, PK 16, PK 20. Jest szansa, że resztę zrobimy.

PK 13 - szczyt wzniesienia
Jedziemy główną drogą do Działoszyna. Tu znów nas łapie ulewa. To już chyba trzecia dziś. Znów totalnie przemoczeni.

Ostatni dziś punkt © djk71

Zjeżdżamy z górki, mijamy cmentarz i kilku zawodników i... Darek woła, że coś nie tak z kołem.

Balon © djk71

Nie wygląda to dobrze. Amiga proponuje, żebym jechał dalej sam. Zostaję, za daleko od mety jesteśmy. W dwójkę może coś poradzimy, albo pojadę sam i go ściągnę autem.

Zaczyna się zabawa z próbą naprawy.

Może coś mi się uda zrobić © djk71
Sprzętu wokół sporo © djk71

Widać, że nawet schowany w plecaku aparat poznał dziś co to piach...

Aparat i piach to niebyt dobre towarzystwo © djk71

Zobaczmy co się da zrobić z dętki...

Super łatka © djk71

Wklejamy kawałek dętki pod oponę

Kleju potrzeba sporo © djk71

Jeszcze tylko zabezpieczenie z zewnątrz...

Łatanie opony © djk71

I próba jazdy w stronę mety. Rezygnujemy z pozostałych punktów i jazdy w terenie. Cel jest jeden: Meta.

Meta
Jakimś cudem udaje się dojechać do mety, choć, przy większej prędkości Amigę trochę chyba rzuca po szosie. Na mecie sporo czasu żeby zjeść, porozmawiać, umyć rowery. Niestety jeśli chodzi o wynik to porażka. Co prawda łapiemy się  trasę Giga, ale tylko rzutem na taśmę.

Jak zawsze impreza świetnie zorganizowana, niestety pech wygrał.

Kadencja: 75

Powrót z Siewierza

Niedziela, 15 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Powrót z Siewierza

Po wczorajszej niesamowitej wycieczce i długim wieczorze dziś pora wracać. Jedna osoba wróciła rowerem jeszcze wczoraj, trzy dziś rano przed nami. Część zgodnie z wcześniejszymi planami wraca samochodami. Zostaje dziesiątka. Punktualnie (podobnie jak wczoraj) wszyscy stają na starcie i ruszamy. Ruszamy... szybko. Szybciej niż wczoraj. Wydawałoby się, że ludzie powinni być zmęczeni, a tu jest zupełnie inaczej. A może to temperatura sprawia, że każdy chce się rozgrzać, bo jest naprawdę rześko :-)

Początek trasy terenem (tą samą trasą, którą jechaliśmy wczoraj), a potem asfalt. Dziś ma być krócej, ale wciąż z dala od ruchu, bocznymi drogami. Po 14 km niespodzianka... prawie 2km podjazdu, i to całkiem porządnego ;-)

Tu można było się rozgrzać ;-) © djk71


Gdy wjeżdżamy na szczyt słychać dźwięk trąb... to jednak nie dla nas. To msza i odpust w tutejszym kościele. Na przeciwko sklep. Prawie wszyscy rzucają rowery i gnają na zakupy. Oj, widać, że był potrzebny. Chwila oddechu i czas zdobywać kolejne wzniesienia. Jest pięknie :-)

Wysoko, ale są widoki © djk71

Na prostej znów wszyscy pędzą.

Spoko, dajemy radę © djk71

Nawet nie ma czasu podziwiać lokalnych artystów...

Malowidło © djk71

Przy zbiorniku w Kozłowej Górze w końcu robi się trochę cieplej. Żegnamy Jacka...

Zaraz się rozstaniemy © djk71

... i jedziemy dalej...

Woda jakaś krzywa jak się robi zdjęcia jadąc © djk71

W Radzionkowie niektórzy potrzebują ochłody...

Bieg z przeszkodami © djk71
Jak dzieci © djk71

Tylko jak teraz jechać dalej...

I co teraz? Trochę mokro © djk71

Koszlka pewnie zaraz wyschnie © djk71

Jest cieplej, ale tylko jak słońce nie chowa się za chmurami. Dają jednak radę. Po drodze żegnamy Olka i wjeżdżamy w znany nam już las miechowicki. Po wyjeździe z niego ubrania wydają się być zupełnie suche.

Już jest sucho © djk71


Jeszcze chwila i lądujemy na firmowym parkingu. W ten sposób, z uśmiechami na ustach kończymy integracyjny weekend. W sumie to mam wrażenie, że nikomu się nie chce ruszać do domu. Żal to kończyć. Żal bo było pięknie... :-)

P.S. W poniedziałek wszyscy cali i zdrowi stawili się w firmie. Co więcej nie widać było po nich, że wielu pobiło życiowe rekordy. Chyba, że oznaką tego był uśmiech i pytanie: Kiedy następna wycieczka? :-)

Kadencja: 73