Wpisy archiwalne w kategorii

Samotnie

Dystans całkowity:21585.71 km (w terenie 5808.48 km; 26.91%)
Czas w ruchu:1576:37
Średnia prędkość:14.75 km/h
Maksymalna prędkość:175.00 km/h
Suma podjazdów:51821 m
Maks. tętno maksymalne:210 (115 %)
Maks. tętno średnie:186 (98 %)
Suma kalorii:418539 kcal
Liczba aktywności:1409
Średnio na aktywność:17.68 km i 1h 07m
Więcej statystyk

Bez sił

Piątek, 21 września 2018 · Komentarze(1)
Koniec września wiec trzeba jeszcze zaległy urlop wybrać. Myślałem żeby trochę pokręcić, ale jakoś nie bardzo mi się chciało zebrać. Kiedy w końcu wyszedłem postanowiłem zerknąć na strefę gdzie dziś odbywa się Piknik w Rytmie Firmy. Akurat trafiłem na przemówienia oficjeli, zerknąłem na stoiska, ale ponieważ nic mnie nie zachwyciło ruszyłem dalej.

Festyn na strefie © djk71


Ciepło, jak dla mnie za ciepło. Jadę ale bez chęci. Może w lesie będzie lepiej. Nie jest. Do tego omijając szlaban zahaczam o coś i ląduję na ziemi. Na szczęście kończy się drobnymi siniakami.

Zupełnie nie mam  ochoty pedałować. Wracam do domu. Nie dość, że dziś jazda nie sprawia mi przyjemności, to jeszcze nie mam sił. :-(

Orient Akcja, czyli piach, wiatr i plecy

Sobota, 15 września 2018 · Komentarze(5)
To już X edycja Orient Akcji. Mimo, że do tej pory było mi dane wystartować w nich tylko raz (na V edycji), to miło wspominam te zawody. Po długiej przerwie w startach, trzy tygodnie temu trafiłem na KoRNO i pisząc relację wspomniałem, że Orient Akcja, była ostatnią, na której powalczyłem do końca. W tym roku też nie planowałem startować, ale Michał zagadał gdzieś w jakimś komentarzu żebym przyjechał i... zasiał ziarno niepokoju :-)

W niedzielę po długiej przerwie odezwał się kręgosłup. W poniedziałek w pracy, Amiga widząc jak się ruszam, pobiegł od razu rano po ketonal, kilka godzin później jednak i tak korzystałem z usług NFZ :-( Leki, leki i zalecone L4, na które brakło czasu. Na szczęście tabletki pomagały i mogłem jako tako funkcjonować. Nie zapowiadało się jednak na wizytę w Sieradzu, tym bardziej, że chcąc się zapisać na zawody, na pół godziny przed zakończeniem zapisów dostałem na stronie komunikat, ze rejestracja została zakończona.
Rano odezwał się Michał mówiąc, że widocznie był jakiś błąd i może mnie dopisać. Co było robić, w sobotę pobudka wczesnym rankiem i o 5:30 wjazd. Nie wiedziałem jak zareaguje mój organizm, trudno będzie bolało to wrócę do bazy, a wyjazd wykorzystam jako okazję do odwiedzin dawno niewidzianej rodzinki.

START
Przyjazd, rejestracja, kilka słów ze znajomymi, których jest tu więcej niż się spodziewałem i po chwili zaczyna się odprawa.

Odprawa na Orient Akcji (zdjęcie znalezione na FB)

Kilka minut później dostajemy mapy A3 (1:60 000) z zaznaczonymi 25 punktami. uczestnicy mają do wyboru:
- zaliczenie od 1 do 13 punktów i klasyfikację na trasie MEGA
- zaliczenie od 14-25 punktów i klasyfikację na trasie GIGA
Na całość mamy 8 godzin.  Już jadąc tu zdecydowałem, że tym razem tylko MEGA, 2,5h w aucie tylko mnie w tym utwierdziło. Plecy bolą.

Wytypowanie tylko części punktów do zaliczenia chyba nie jest wcale łatwiejsze niż zaplanowanie całości. Postanawiam zacząć ok PK 22, potem jednak zmieniam zdanie zostawiając sobie ten punkt na koniec. Kończę rysować trasę i wkładam mapę do mapnika - udaje się ją złożyć tak, że nie będę musiał jej odwracać na trasie - widzę wszystkie moje punkty. Kiedy jestem gotowy pada hasło START - idealnie.

PK 22 - koniec nasypu
Wyjeżdżam z bazy, dojeżdżam do asfaltu i skręcam w prawo. Jeszcze przed wiaduktem kolejowym powinien być skręt w lewo i... go nie ma. Cofam się i... jest, tylko trwające na jezdni roboty drogowe sprawiły, że go nie zauważyłem. Jadę i zaczynają się pojawiać pierwsze piaski - no tak łódzkie... ;-)
Pierwszy punkt i pierwsze problemy - albo coś jest nie tak, albo ja coś źle odczytałem, mam wrażenie, że punkt jest dalej niż mi się wydawało, ale może to oko jeszcze nie przywykło do skali. Punkt zaliczony w większej grupie - jestem klasyfikowany, można wracać do bazy ;-)

PK 20 - skraj wału
Jadę jednak na kolejny punkt i... faktycznie prawie wracam koło bazy. Jak ja to zaplanowałem? Dopiero kilkadziesiąt kilometrów dalej zorientuję się, że wyjeżdżając z bazy miałem na asfalcie skręcić w lewo i zacząć od punktu, na który właśnie jadę, a ten, o którego zacząłem miał zostać na koniec. Tak to jest jak się za dużo nakreśli na mapie.
Plecy bolą coraz bardziej, do tego pojawiające się piaski wymagają jednak włożenia sporego wysiłku w pedałowanie. Niedobrze.
Skręcam trochę za wcześnie i chwilę zajmuje odnalezienie punktu, tym razem pomocni byli inni zawodnicy, którzy znaleźli go przede mną. 

PK 11 - róg dawnego cmentarza
Tym razem punkt odnaleziony bez żadnych przygód. Nie licząc piachu ;-)

PK 1 - brzeg strumienia
Strumyka co prawda nie widziałem, ale mostek obok, całkiem klimatyczny ;-)

Mostek jest, strumyk był © djk71

PK 21 - górka
Nie lubię górek, skałek i obniżeń terenu, bo... zawsze się okazuje, że jest ich obok siebie kilka i zawsze zaczynam szukać od niewłaściwej. Tu jest podobnie, nie chciało się dokładnie odmierzyć odległości to zaliczam dodatkowe przedzieranie się przez jeżyny... Po chwili jednak jest i perforator.

PK 14 - grobla
Dojeżdżam w pobliże punktu i spotykam wracającego zawodnika, który nie znajduje punktu. Okazuje się, że pomylił opisy, a ja przy okazji dowiaduję się, że na mapie też są umieszczone opisy. Moja jest tak złożone, że ich nie zauważyłem. Do tej pory korzystałem z wyjaśnień umieszczonych na karcie startowej, co jest całkiem fajnym pomysłem.
Idziemy do punktu razem i tym razem znajdujemy go bez żadnych problemów.

PK 2 - obniżenie terenu
Znów piachy po drodze. Ma być obniżenie po lewej stronie, a ja widzę same wzniesienia. Zostawiam  rower, wspinam się, żeby z góry zobaczyć punkt.

PK 6 - wyrobisko
Dojeżdżam do punktu i... spotykam Grzesia. Dziwne, rano go nie widziałem. Po chwili wszystko jasne. Dotarł na start w ostatniej chwili. Czyli jak zwykle :-) Mnóstwo ludzi szukających punkt, ale trochę dalej. Tym razem mierzyłem i wydaje mi się, że jestem we właściwym miejscu. I tak jest. Tym raz to ja wskazuję innym gdzie szukać.

PK 19 - charakterystyczne drzewo
Drzewo jest faktycznie charakterystyczne. Normalnie pewnie pstrykałbym zdjęcie. I tu i wcześniej, ale brakuje mi podręcznego aparatu, takiego do wyciągnięcia nawet w trakcie jazdy, albo szybko na postoju. Telefon się do tego nie nadaje. Poza tym nie lubię robić zdjęć telefonem.
Spotykam zawodników, którzy strasznie narzekają na wiatr. Faktycznie, a ja się dziwiłem czemu całą drogę zawieszona na szyi karta startowa łopocze jak flaga na maszcie. I to zmęczenie... dopiero teraz zauważam, że faktycznie... nieźle wieje...

PK 25 - brzeg jeziorka
Jestem coraz bardziej zmęczony. Jeziorko to mocno powiedziane, choć trochę wody tu jest, w przeciwieństwie do strumyka na jedynce ;-)

PK 16 - kępa drzew
Tym razem punkt obok bunkra (czy też schronu) z 1939r. Takich budowli spotkam tu jeszcze kilka. Klimat jak w moich okolicach. Czyżby tu przebiegała granica? Chyba nie... chociaż nie wiem....

Schron (bunkier) z 1939r. © djk71


PK 5 - brzeg rzeki
Dojazd do punktu niby prosty, ale na zmęczeniu i do tego co chwilę podjazd i zjazd. Niby taki minimalny, ale wykańcza mnie. Punkt łatwo odnaleziony.

PK 8 - przy starorzeczu
To już ostatni punkt. Dojeżdżam i nie ma punktu. Jestem chyba bardzo zmęczony, bo zamiast poszukać 5-10m w prawo lub w lewo, bo przecież do tej pory za każdym razem gdy mierzyłem odległości trafiałem bezbłędnie, a tu przecież mierzyłem, to ja... odjeżdżam kilkadziesiąt metrów i zaczynam szukać w zupełnie innym miejscu. Po chwili dostrzegam zawodników w miejscu gdzie byłem przed chwilą. Wracam i oczywiście punkt był tuż obok.

Meta
Dojeżdżam do mety wykończony ale zadowolony.

Do bazy łatwo trafić © djk71

Zadowolony przed wszystkim dlatego, że dałem się namówić na przyjazd tu (super organizacja i atmosfera), ale również, mimo kilku błędów, ze swojego startu, że mimo bólu nie poddałem się i zaliczyłem komplet punktów na trasie MEGA.  Zajęło mi to pięć godzin, ale było to pięć godzin super zabawy. Jednak lubię te starty.... :-) W sumie wynik nie taki zły: 17 miejsce na 112 startujących.

Chwila rozmowy ze znajomymi, trochę kalorii z grilla i wracam do domu. Gdyby nie to, że miałem w planach odwiedziny u rodziny to zostałbym to zakończenia, ale nie tym razem. Poza tym kręgosłup domagał się już odpoczynku.

Bez chęci

Sobota, 8 września 2018 · Komentarze(0)
Ten weekend miałem spędzić na Festiwalu Biegowym w Krynicy. Miałem. Kolejna impreza, na którą nie pojechałem. Były też inne pomysły. Nic z tego nie wyszło. Po prostu nie miałem ochoty.
W końcu przebieram się i postanawiam choć chwilę pokręcić po okolicy. Ruszam w stronę lasu i... za ciepło, za duszno, za nudno.
Wracam do domu.

Dziewiąty :(

Niedziela, 19 sierpnia 2018 · Komentarze(0)
Dziewiąty dzień wolnego. Dziewiąty dzień w domu. Dziewiąty dzień ładnej pogody. I gdyby nie to, że miałem dziś startować w półmaratonie w Wałbrzychu, byłby to dziewiąty dzień bez biegania i bez roweru. Biorąc pod uwagę, że kilka dni wcześniej też nic nie robiłem, to dwunasty, ale dziewiąty urlopowy.

Nie, nie pobiegłem dziś w półmaratonie. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy, nie licząc krótkiego zrywu nad morzem, pobiegałem raz, na zawodach w Rudzie i to na skróconym dystansie. Nie było więc sensu jechać na dzisiejszy półmaraton. Ale zmusiłem się do wstania rano i pojechania rowerem do Gliwic skąd moja ekipa ruszała w podróż do Wałbrzycha.

Krótka wizyta na Szarej, gdzie słońce nie świeci...

Tu nie świeci słońce © djk71


Krótka rozmowa z ekipą i oni ruszają w swoją stronę, a ja... do domu. Chodziło mi po głowie rano, że może gdzieś pojadę, pokręcę się po okolicy... ale ostatecznie nie mam chęci. Nie czuję radości z jazdy. Nie chce mi się.

Masa w TG , ale jednak bez masy

Piątek, 3 sierpnia 2018 · Komentarze(0)
Udało się w miarę wcześnie wrócić do domu, więc szybki obiadek i na rower. Nie do końca wiem czy chcę się bardzo męczyć w taki upał więc wybór pada na Tarnowskie Góry. Dziś odbywa się tam Masa Krytyczna śladami niedzielnego etapu Tour de Pologne (jego tarnogórskiej części).

Jeśli się nie mylę to ostatni raz na masie krytycznej byłem... sześć lat temu. Szmat czasu. Zdarzyły się w międzyczasie jeszcze grupowe przejazdy jak trasą Leśnej Rajzy, Śląskie Święto Rowerzysty, WOŚP, czy jakiś rodzinny rajd, ale na masie nie byłem już naprawdę dawno.

Na Rynek dojeżdżam w towarzystwie spotkanego koło Kopalni Srebra rowerzysty (o ile pamiętam Błażeja). Na miejscu rozglądam się, czy nie ma kogoś znajomego, ale nie udaje mi się nikogo dostrzec. Szkoda.

Masa w Tarnowskich Górach © djk71

Chwila zastanowienia i... nie, to jednak nie dla mnie. Jakoś nie mam ostatnio nastroju na towarzystwo ludzi. Kręcę się chwilę po parku.

W parku © djk71

W pewnym momencie widzę dziwny pomnik. Szachownica tutaj?

A co to za szachownica © djk71

Po chwili już wiem co to.

I wszystko jasne © djk71

Tuż obok cmentarz wojenny.

Cmentarz wojenny © djk71

Kiedy widzę tablicę mam wrażenie, że to za ogrodzeniem.

Dopiero po chwili dostrzegam, że jestem w jego środku.

Zarośnięte, ale zadbane © djk71

Szkoda, że niektórym i takie miejsca przeszkadzają...

I kto z młodzieży wie co tu był napisane? © djk71

Jadę dalej. Jakoś mi się nie chce wracać do domu. Zaliczam podjazd ze Zbrosławic do Wieszowy, stamtąd też nie najkrótszą drogą jadę dalej. Docieram na wiadukt nad A1, niestety średnio nadający się do jazdy.

Nie do jazdy © djk71

Dalej jest lepiej, ale tylko trochę. Wyjeżdżam w Grzybowicach i postanawiam dojechać do domu niebieskim Zabrzańskim Szlakiem Rowerowym.

Mimo, że wiem gdzie mam jechać i tak momentami nie jestem pewien, czy jestem na szlaku. Szczytem wydaje się być przejazd przez strumyk, którego na szczęście dziś nie widać... Do tego ta niby furtka.

Zabrzański Szlak Rowerowy - wstyd © djk71

Dalej też jest średnio... w końcu mam wybór... albo wjazd na cmentarz - niestety furtka zamknięta, albo zgodnie ze szlakiem.... wjazd na teren kaplicy cmentarnej - niestety i tu furtka zamknięta.
I co teraz? Powrót? Kilka kilometrów? Super. Brawo miasto Zabrze! Nie przypadkiem Gliwicka Rada Rowerowa oceniła ten szlak jako najgorszy w okolicy.

W końcu udaje mi się wyjechać przez teren Uniwersytetu Medycznego.


Chechło, Gwarek i nie tylko

Środa, 1 sierpnia 2018 · Komentarze(0)
Ciężki dzień, ciężki tydzień, ciężko ogólnie... I nie chodzi o temperatury, choć one pewnie też nie pomagają. Jakoś tak... próbowałem poukładać trochę spraw, ale nic z tego nie wyszło. Szkoda.

Wieczorem waham się chwilę czy wychodzić coś robić przy takiej pogodzie, ale przecież nie raz jeździłem w dużo gorszych warunkach. Co ja piłkarz jestem? Jadę.

Bez celu. Po prostu pokręcić i pomyśleć. Mimo pogody jedzie się fajnie.

Przed Nakłem krótki postój na przejeździe.

Pociag za pociągiem © djk71

Rzut oka na pałac w Nakle. Niestety, kiedyś zapowiadało się, że go odnowią, ale chyba nic z tego.

A mogło być tak pięknie © djk71

Jadę w stronę Chechła. Omijając jeden z leśnych szlabanów nie mieszczę się i opieram się o drzewo. Na szczęście bez większych obrażeń.

Tu ponoć też sinice zawitały © djk71

Rzut oka na jezioro i czas wracać. Koło jednostki nie wyrabiam na zakręcie i ląduję w piachu. Na szczęście miękko i też bez obrażeń.

W Tarnowskich Górach rzut oka na nową (dla mnie) figurkę Gwarka wg Alojzego Niedbały...

Gwarek w TG © djk71

... i czas wracać do domu. Dobrze, że wyszedłem choć na chwilę.


Krótko po okolicznych pagórkach

Poniedziałek, 30 lipca 2018 · Komentarze(0)
Noc była krótka więc po powrocie z pracy drzemka nie była zaskoczeniem. Kiedy się obudziłem czasu było już mało. Chwila wahania: bieganie czy rower? Rower. Gdzie? Po terenie, to pewne, czyli najbliższa okolica. Jest tu kilka terenowych pagórków gdzie można się zmęczyć. I udało się. Po chwili jednak trzeba było wracać do domu, bo noc nadchodziła.

Dzień się kończy © djk71

Chwilę wcześniej krótka przerwa żeby złapać oddech, tzn. zrobić zdjęcie ;-)

Takie tam © djk71

Na zmęczeniu po mokrym

Niedziela, 29 lipca 2018 · Komentarze(0)
Po wczorajszym nocnym biegu nie udało się wstać wystarczająco wcześnie żeby pojeździć rano. W takim razie do południa wyczyściłem rower po piątkowych górach i... musiał poczekać na mnie aż wrócę z meczu. Jako, że po drodze były jeszcze lody (to w ramach odchudzania :) - ostatnio tak dużo ważyłem w ubiegłoroczną Wigilię :( ) i zakupy - to wystarczyło czasu tylko na godzinkę jazdy.

Po okolicy i... głównie po błocie i kałużach ;-( I po co było czyścić rower?

Zero sił, czuć zmęczone mięśnie po wczorajszym. Może trzeba było odpocząć? Można było, ale są tacy co mnie sprowokowali wyprzedzając w firmowej rywalizacji ;-) Dziś udało się kolegę ponownie wyprzedzić, ale coś czuję, że to nie koniec zabawy ;-)

Były już te okolice? Były i co z tego ;-) © djk71

62h odpoczynku

Wtorek, 24 lipca 2018 · Komentarze(5)
1 h jazdy. Średnia niecałe 20 km/h. Garmin po przejażdżce sugeruje... 62h odpoczynku. W zasadzie nie wiem, czy się cieszyć, bo przecież powinno mi to być na rękę, i tak nic nie robię, nie biegam, nie jeżdżę... Czy jednak się martwić, że kondycyjnie jestem zupełne zero...

W sumie to jaki jest sens jeździć? Czas jazdy: 1h, Czas przygotowań do jazdy:  pewnie też co najmniej 1h, a może i więcej. Kąpiel + wpis + chwila odpoczynku - kolejna 1h. Razem 3h w tym 1h jazdy. Bez sensu.

Tak wiem, że teoretycznie da się szybciej wybrać na rower, czy na bieganie, ale nie u mnie... :-(
I nie pytajcie czemu. Po prostu nie da się i już :-(

Skoro tylko godzina to okoliczne lasy i DSD. Akurat trafiam na zachód słońca.
Strava pokazuje mi ostatnio, że biję kolejne rekordy na segmentach. Skro kondycji zero to musi być to kwestia roweru. Ciekawe...


Na Red Rocku © djk71

dd

Czasem nawet rower nie pomaga

Wtorek, 17 lipca 2018 · Komentarze(5)
Od rana, od nocy, a może nawet ok kilku dni mnie nosi. Dziś chyba była kumulacja. Oby, bo nie wiem, czy więcej wytrzymam.

Po pracy odsypiam zaległości, ale potem znów mnie nosi. W końcu, mimo padającego deszczu i wieczornej pory postanawiam pójść pokręcić. Nie wiem, może kwadrans, może godzinę, może pięć... Odreagować....

Ruszam rowerówką w stronę Rokitnicy i mało nie wywijam orła omijając biegającego idiotę, który bez żadnego oświetlenia, odblasku truchta po nieoświetlonej drodze dla rowerów, mimo, że po drugiej stronie ulicy ma chodnik, na którym o tej porze jest pusto jak u wielu na koncie przed końcem miesiąca.
To, że biega to jedno, ale to że postanawia bez oglądania zawrócić kiedy go wyprzedzam to już inna bajka. Dobrze, że go wcześniej zauważyłem i zwolniłem, bo gdybym jechał z pełną prędkością, a tu na zjeździe da się to... "K..wa Mać Debilu!" to było chyba było najgrzeczniejsze z tego co powiedziałem... kiedy już opanowałem rower i uniknąłem zderzenia.

Chwilę potem zastanawiam się czy większym debilem był on, czy baba za kółkiem, która wczoraj wjeżdżała na DTŚ-kę i... zmieniła plany zawracając na jednokierunkowej drodze... W sumie dała radę wrócić między nami, którzy jechaliśmy w przeciwną stroną i próbowaliśmy dać jej do zrozumienia co robi. A... Świadomie napisałem "baba za kółkiem" - bo dla mnie to nie określenie płci, a raczej stanu umysłu, czasem zdarzają się takie również w spodniach i z wąsami... choć tu była to kobieta.

Jadę na strefę ekonomiczną. Spodziewam się tu trochę spokoju, ale też jakiś samobójca rzuca mi się pod koła... Ludzie, wiem, że różnie bywa, ale wybierzcie sobie samochód... pewniejsza śmierć!

Kawałek dalej wybiega mi pod koła zając, który nie bardzo wie co z sobą zrobić. Robię jeszcze jedno kółko i znów zając, a nawet dwa... Co to jest? Jakiś Berlin?

Postój na gałkę loda. Chciałem rozładować emocje, może pomyśleć o czymś... nie dało się. Lód trochę poprawia mi humor, postanawiam jeszcze raz spróbować i znów najpierw zające, a potem jakiś kretyn stawia reklamówki na drodze... Do dupy. Jadę do domu. Mokry, zmęczony i chyba jeszcze bardziej zdenerwowany...

Czasem trzeba zdjąć okulary żeby coś zobaczyć © djk71

Myślałem, że uda się przejrzeć na oczy... nie tym razem...