Wpisy archiwalne w kategorii

Z kamerą wśród...

Dystans całkowity:45694.95 km (w terenie 13501.58 km; 29.55%)
Czas w ruchu:3182:13
Średnia prędkość:14.67 km/h
Maksymalna prędkość:92.52 km/h
Suma podjazdów:108980 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:559155 kcal
Liczba aktywności:1503
Średnio na aktywność:31.69 km i 2h 07m
Więcej statystyk

Półmaraton Górski - Prudnicki Bieg Prymasowski

Sobota, 9 października 2021 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Kiedy Piotr zaprosił mnie na górski bieg do Prudnika miałem trochę wątpliwości. Bo to tydzień po maratonie, bo gdzie w Prudniku góry, bo to tydzień przed Półmaratonem Gliwickim, w którym miałem pobiec (dziś już wiem, że się nie uda), bo... były jeszcze inne wątpliwości... Ostatecznie dałem się namówić. 

Medale już czekają © djk71

Kiedy jechałem do Prudnika termometr pokazywał 3 stopnie, u Piotra było poniżej zera. Jak zawsze w takich momentach największym problem dla mnie jest ubranie, co na siebie założyć. Kiedy przyjeżdżam na miejsce startu, wszystko jest gotowe, a krążący wokół biura zawodów zawodnicy, trzęsąc się z zimna, też głównie dyskutują o pogodzie i o doborze ciuchów. 

Jeszcze pusto © djk71

Odbieram pakiet startowy i idę się przebrać. Dojeżdża Piotr. Chwila rozmowy i też idzie się przebrać. Ostatecznie decyduję się na krótkie spodenki i koszulkę z krótkim rękawem narzuconą na cienkiego termoaktywnego Bruebecka z długimi rękawami. Do tego letnia czapeczka z daszkiem, choć część zawodników przynajmniej przed startem nosi znacznie cieplejsze nakrycia głowy. 

Czas przypiąć numerek © djk71

 Z auta wychodzimy pięć minut przed startem.

Zaraz ruszamy © djk71

Ustawiamy się w kameralnej grupie (niewiele ponad sto osób) i po chwili ruszamy. Od początku do końca (może za wyjątkiem ostatnich stu metrów) trasa wiedzie terenem. Szuter, kamienie, błoto, trawa... jest wszystko :-) Pomny doświadczeń sprzed tygodnia staram się pilnować tętna i tempa. Tętno początkowo niskie, ale po chwili lekkie podbiegi podnoszą sprawiają, że się podnosi. Słońce sprawia, że mimo niskiej temperatury nie czuje się chłodu. Jest wręcz idealnie. 


Do przodu © djk71

Już pierwszy podbieg pokazuje, że łatwo nie będzie. Drugi dłuższy sprawia, że przechodzę w trakcie do marszu. Zmęczenie po ubiegłym tygodniu, czy brak trenowania w terenie w ostatnich miesiącach? Biegniemy dalej, Piotr zdecydował, że dziś też pobiegniemy razem. Po drodze sympatyczne pogaduchy z innymi zawodnikami, choć jak zwykle je staram się jednak pilnować żebym przeżył więc więcej słucham niż mówię :-) 

Naprzód © djk71

Gdzieś ok. kilometra przed końcem pierwszej pętli (całą trasa to dwie pętle) skręcamy w lewo i zaskakuje nas ścianka. Nawet nie próbujemy podbiegać.

Stromo © djk71

Zasapani podchodzimy. Przypomina mi się ścianka na Janosiku (ta gdzie nie było Covida, bo mu się nie chciało wejść) - tamta jednak była o wiele dłuższa i bardziej stroma. 

Covid nie dał rady © djk71

Chwilę później mijamy linię mety po raz pierwszy słuchając jak gość z mikrofonem wyczytuje nasze nazwiska i "pociesza", że to nic, że dziewczyny są przed nami... ale śmieszne ;) 
Nie obrażamy się, znamy zbyt wiele szybkich dziewczyn żeby w jakikolwiek sposób miało nas to dotknąć, zakładamy, że w dobrej wierze chciał nas zmotywować do szybszego biegu :-) 

Ruszamy na drugą pętlę. Przebiegamy znów obok wieży widokowej - wybierzemy się na nią po zawodach - niestety okaże się zamknięta. 

Szkoda, że zamknięte © djk71

Nie przepadam za bieganiem po pętlach, ale tu jest pięknie i zupełnie mi to nie przeszkadza. 

W lesie © djk71

Robi się coraz cieplej. Tym razem mam picie ze sobą, ale okazuje się zupełnie niepotrzebne. Bufetów sporo, niczego nie brakuje. Super organizacja. 

Mam wrażenie, że druga pętla mija szybciej niż pierwsza, choć w rzeczywistości była nieco wolniejsza.

Kamień, a jakby obserwował... © djk71

Szczególnie na podbiegach, czy raczej podejściach.

Ciężko © djk71


Na ostatniej prostej jeszcze zmotywowany przez zawodnika biegnącego za mną zmuszam się do sprintu do mety. Przegrywam nieznacznie, ale nasz finisz budzi powszechny aplauz. 

Zrobiłem to © djk71

Czuję zmęczenie. Łydki dostały w kość, dziwne bo bardziej bym się spodziewał dwójek lub czwórek.

Przebieramy się i idziemy po grochówkę i słodką bułkę. W oczekiwaniu na kawę dowiaduję się, że to pierwsza edycja zawodów. Jestem w szoku - wszystko przygotowane perfekcyjnie. Wiecie, że lubię się czepiać a tu... nie miałem czego. Naprawdę. Brawa do organizatorów.

Po dekoracji najlepszych następuje jeszcze losowanie mnóstwa nagród wśród wszystkich zawodników. Szczęście uśmiecha się też do mnie ;)

Prezent © djk71

Zamykający imprezę mówią ze sceny: "aż nie chce się stad odchodzić". Czujemy z Piotrem to samo. 
Jeszcze spacer na wieżę (jak wspomniałem zamkniętą) i w okolice klasztoru Franciszkanów. 

Klasztor w Prudniku © djk71

Dobrze, że dziś pieszo.

No cóż © djk71


I czas wracać. W drodze powrotnej spotykam jeszcze jadącą z Dąbrowy do Głuchołaz Kosmę. Chwila przerwy, ale nie chcę Jej wybijać z rytmu więc po krótkiej pogawędce ruszamy dalej. Super udany dzień. 

Mierząc próg mleczanowy

Czwartek, 7 października 2021 · Komentarze(0)
Chciałbym zdementować krążące pogłoski więc niniejszym oświadczam:

1. Żyję
2. Dalej biegam - dwa treningi w tym tygodniu zrobione.
3. Nie przerwałem biegu maratońskiego ze skąpstwa - niektórzy pewnie pamiętają, że ogłosiłem konkurs na czas w jakim skończę wyścig. Chodziły słuchy, że wolałem nie skończyć, niż przyznać nagrodę ?

Z innej beczki, dziś zrobiony z Garminem pomiar progu mleczanowego wskazuje, że strefy tętna na maratonie były dobrze ustawione... Tak, dalej szukam przyczyn ?

Próg mleczanowy © djk71

Dziękuję jeszcze raz wszystkim za słowa wsparcia przekazane wszelkimi możliwymi kanałami. Jesteście wspaniali! ❤️

Tym razem Silesia Marathon nie dla mnie. Nie starczyło sił. DNF :(

Niedziela, 3 października 2021 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Zdziwienie, złość, smutek, wściekłość... Sam nie wiem do końca co czuję...
Biegło się lekko, pięknie, mimo, że na niskim tętnie to trochę szybciej niż się spodziewałem i... po 25 km odcięcie. I to takie na maksa.
Nie spodziewałem się tego. Miewałem już kryzysy ale zawsze jakoś się udawało je pokonać i ukończyć zawody.
Tym razem wróciłem tramwajem.
Niby to tylko zawody ale... aż chce się wyć... Szczególnie, że uczciwie się przygotowywałem... Wszystko w biegu zrobiłem jak powinienem, a jednak... Nie wiem co się stało...
Przepraszam wszystkich, których zawiodłem. Dziękuję wszystkim, którzy mnie przez cały czas wspierali, którzy kibicowali. Czasem nie wszystko się udaje...

Muszę się z tym pogodzić i... biec dalej... ale już nie dziś...

To napisałem na FB w drodze na tramwaj po przerwanym biegu. To czułem. Tak myślałem.
Jak do tego doszło? Spróbuję wrócić do tego co się wczoraj wydarzyło, choć wciąż nie jest lekko. Wciąż też prawie po 1,5 doby czuję potworne zmęczenie. 

Za daleko © djk71

16 tygodni treningów za mną. Zrobiliśmy to razem z  Piotrem. W większości trenując zdalnie, ale sumiennie się kontrolując. Piotr wykonał trening w stu procentach, ja na miesiąc przed startem miałem kryzys, ale wydawało się, że udało się go w miarę szybko zażegnać. Przedstartowa regeneracja, przygotowania do samego startu wszystko wydawało się być dopięte na ostatni guzik. No dobra... prawie... bo już pod stadionem okazał się, że zapomniałem zamknięcia do bukłaka i musiałem go zostawić w aucie, bo nie ustawiłem sobie muzyki i musiałem się męczyć z jakimś popem, ale to były drobiazgi. Poza tym wszystko było ok. 

Kiedy przypomnę sobie  pierwszy start w maratonie, a potem drugi, kiedy przypomnę sobie wszystkie inne biegi, w tym te górskie to... chyba jeszcze nigdy nie czułem się tak dobrze przygotowany do zawodów jak teraz. 

Pomimo, że przed bramą stadionu jesteśmy sporo wcześniej to do strefy startowej wchodzimy prawie w ostatniej chwili. 

Za chwilę start © djk71

Udaje się jeszcze spotkać Tereskę. 

Z Tereską © djk71

Chwilę później ruszamy. Przybijam piątkę Agnieszce i macham Tomkowi, którzy dziś biegną połówkę. 
Początek w dużym tłumie, ale to dobrze, nie ma opcji żeby za bardzo przyśpieszyć. Mimo to i tak biegniemy jak na nas, a może jak na mnie szybko. 
Próbowałem Piotra przekonać żeby biegł w swoim tempie, ale uparł się, że pobiegniemy razem :-) 


Biegniemy © djk71

Dobiegamy do Spodka. Pierwsze pięć kilometrów biegniemy poniżej 6 minut/km (tempo 05:56). Jak dla mnie to szybko, szczególnie mając w perspektywie jeszcze 37 km. Co ciekawe jednak biegnie mi się lekko, a puls ledwo dobija do 170 - docelowo miałem pilnować żeby nie przekraczał 175. Wszystko wydaje się być ok. Chwilę później łykam pierwszy żel. Po kolejne też będę sięgał systematycznie. 

Kolejna piątka trochę wolniej (tempo 06:06), ale dyszka w sumie zrobiona w godzinę (tempo 06:01). Jest dobrze. Puls wciąż wskazuje zapas. Jesteśmy na Trzech Stawach. Teraz kierunek Nikiszowiec. 
Pierwszy większy podbieg za nami, puls dochodzi do 175, trochę zwalniam, ale wciąż samopoczucie dobre. Żartujemy, to znaczy Piotrek żartuje. Ja chyba nie jesteśmy najlepszym kompanem do biegania, bo staram się skupić na biegu i nie tracić niepotrzebnie energii. U Piotra za to widać jej nadmiar :-) 

Mijamy 15 km - kolejna piątka znów nieco wolniej, ale szybciej niż wynikałoby to z tempa jakie powinienem mieć na podstawie wcześniejszych biegów. Niestety mimo piętnastu kilometrów za mną w takim tempie jakoś to do mnie wtedy nie docierało. Ot, po prostu czułem, że mam super dzień. Tętno wciąż poniżej tego jakie zwykle mam.
Tempo trzeciej piątki to 06:13, średnie tempo od startu: 06:05. 

Uwielbiam biec przez Nikiszowiec. Aż żal, że tak krótko. Tu zapomina się o biegu, wiele osób wyciąga komórki i pstryka zdjęcia. Szkoda, że cała trasa nie jest tak malownicza. 

Na Nikiszowcu © djk71

Teraz przed nami Giszowiec i droga do Mysłowic. Nie lubię tego odcinka, ale o dziwo i tu jest ok, chociaż na delikatnym podbiegu na Giszowcu i później przed Mysłowicami widać spowolnienie. Mimo to nastroje wciąż dopisują. Po 20 km średnie tempo to 06:10 (ostatnia piątka - 06:23). 

Wciąż do przodu © djk71

Niestety zaczęło się to czego się obawiałem już wcześniej. O ile o ósmej rano na starcie było rześko to teraz wyszło słońce i grzeje okropnie. Może nawet nie jest tak gorąco, jak sam fakt, że słońce grzeje jak oszalałe prosto w łeb - daje w kość. I to nie tylko mi, słyszę z komentarzy, że inni też szukają cienia choć jest go tu jak na lekarstwo. 

Ta piątka zdecydowanie wolniej. Gdzieś w Janowie chyba spotykam męża Tereski, który woła, że sprawdzał i przed nami nie ma żadnej ściany. I nie chodzi tu o stromy podbieg, a o tzw. ścianę maratończyka. Ileż ja się o tym nasłuchałem, naczytałem... ściana... Mimo, że zdarzało mi się na wcześniejszych biegach mieć kryzysy, to jakoś sobie z nimi zawsze radziłem i biegłem dalej. Pojęcie ściany wydawało mi się wymyślone, mityczne, przesadzone... 

Wydawało się... do teraz. Kiedy dobiegam do Szopienic odcina mnie zupełnie. W jednej chwili nie mam siły przebierać nogami, jest mi słabo, niedobrze... Jeszcze przed chwilą żartowaliśmy z chłopakami, którzy strasznie nas denerwowali biegnąć Galloway'em (na przemian biegli maszerowali - przez co co chwilę się wyprzedzaliśmy).  

Ta piątka była znacznie wolniejsza (06:43) - średnie tempo do 25 km wynosiło jednak 06:16, czyli i tak więcej niż powinno. Czy to było przyczyną odcięcia, nie wiem. 

Chwilę zajmuje mi przekonanie Piotra żeby nie zwracał na mnie uwagi i biegł dalej sam. Ja już wiem, że dla mnie to koniec, ale to nie powód żeby On zawalił to do czego się tak mocno przygotowywał. Jeszcze próbuje wymóc na mnie obietnicę, że dobiegnę do mety, ale nawet nie próbuję tego obiecywać. 

Piotr biegnie, a je przechodzę do marszu. Próbuję jeszcze iść przez kilometr, ale to nie pomaga, podobnie jak pół litra odgazowanej coli. Nie mam siły i źle się czuję. Przez chwilę jeszcze chodzi mi po głowie, że może chociaż dojdę do mety, ale kiedy sobie uświadamiam, że to ponad 15 km to szybko odpuszczam tę szaleńczą myśl. 

Wściekły zatrzymuję zegarek, odpinam numerek, daję znać czekającej na Stadionie rodzinie, że to już koniec i... idę w stronę tramwaju. 
Po drodze dostaję smsy, telefony, wszyscy chcą mnie przekonać żebym jeszcze spróbował, żebym się nie poddawał, ale... nie, nie dziś. Okazało się, że to jednak nie był mój dzień. 

Idąc w stronę centrum przesiadkowego piszę tekst, którym rozpocząłem ten wpis. Sam nie wiem, czy jestem zły, wściekły, smutny, czy jeszcze coś innego. Choć wiem, że to tylko kolejne zawody, które biegnę głównie dla siebie to pierwszy raz chce mi się wyć... Nie wiem czemu... 

Do tego chyba najbardziej dobija mnie fakt, że nie wiem co się stało, dlaczego tak się skończyło... A tego chyba nie lubię najbardziej - nie wiedzieć czemu... I to nie tylko w sporcie, ale też w życiu, w pracy, w domu. Lubię wiedzieć dlaczego coś się dzieje, może mi się to nie podobać, mogę się z tym nie zgadzać, ale lubię rozumieć, a tu nie rozumiałem... 

W tramwaju z trudem powstrzymuję emocje.... 

Jeszcze zanim do niego wsiadłem już dostałem propozycję startu w innym maratonie... Pomysł super, ale to nie był dobry moment żeby o tym myśleć. Silesia miała być ostatnim asfaltowym maratonem przynajmniej na jakiś czas. A teraz... zobaczymy. Myślę, że tu już nie wrócę, w każdym razie nie prędko... 

Po dotarciu pod stadion przebieram się i idę do rodziny i przyjaciół na stadion czekać na finisz Piotra. 

Piotr finiszuje © djk71

Dobrze, że choć Jemu się udało. 
Spotykam też Agę i Tomka. 

Z Agą na stadionie © djk71

Kolejne godziny to walka z emocjami (chyba przegrana) i analizy przyczyn porażki. 

Pewnie będę myślał o tym jeszcze długo. Wydaje się, że największymi przyczynami było oparcie się tylko na tętnie, które było na tyle niskie, że skutecznie przesłoniło mi zbyt szybkie tempo. Zbyt krótkie długie wybiegania też pewnie nie pomogły. Czy to właśnie to, i czy tylko to? Nie wiem... 

Tak czy owak kolejna lekcja (tym razem bolesna) za mną. 

Mimo wszystko cieszę się z tego, że udało się wrócić do regularnych treningów, sporo na nich nauczyć. Teraz trzeba będzie tylko pozostać w reżimie treningowym i będzie dobrze :-) 
Choć jak znam siebie to będzie wymagało postawienia sobie nowego celu :-)

Dziękuję wszystkim, którzy mi pomagali i wspierali. Przede wszystkim mojej żonie za cierpliwość i nieustanne wsparcie. Synowi za to, że w ten czy inny sposób motywował mnie do treningów :-) Bratu za wskazówki przedstartowe i analizę postartową. Piotrowi za super czas treningowy i wspólny bieg. Magdzie za sesje coachingowe. I wszystkim innym, którzy sprawili (często nawet nieświadomie), że przygotowywałem się i pobiegłem. 

W16D6-Easy Run, czyli ostatni trening na Silesia Mini Marathon

Sobota, 2 października 2021 · Komentarze(0)
W16D6-EASY RUN
• Run in Z2, easy pace, 20 minutes.
• Cool down, 5 to 10 minutes.
• Stretch.

Wczoraj odebrany pakiet startowy. Dziś ostatni bieg treningowy. Co prawda miało być 20+ minut w drugiej strefie, ale postanowiłem pobiec w Silesia Mini Marathon - 4,2 km czyli mniej więcej taki czas. Nie zamierzałem się ścigać. Raczej się chwilę pobawić, sprawdzić czy wszystko działa, przypilnować siebie na stracie żeby, jak to się już kilka razy zdarzyło nie ruszyć zbyt szybko pod wpływem adrenaliny. 

Przed startem © djk71

I dobrze, że tak zrobiłem, bo zaraz po starcie okazało się, że ruszyłem w trzeciej, a chwile potem w czwartej strefie. Na początku nie do końca wiedziałem o co chodzi, dopiero po chwili się zorientowałem, że pod wpływem ostatnich rozmów z bratem zmodyfikowałem nieco sposób wyliczania stref tętna. Zamiast liczyć w oparciu o % rezerwy tętna przyjąłem za podstawę próg mleczanowy. I wszystko by było ok, gdyby nie to, że po wczorajszym lekkim treningu Garmin z jakiegoś powodu drastycznie obniżył mi ten próg, a co za tym idzie obniżyły mi się zupełnie nienaturalnie strefy. Dobrze, że pobiegłem dziś, bo jutro bym się nieźle zdziwił. 

Żółto © djk71

Fajne koszulki rozdawali. Niestety ta, którą dostałem była za mała i musiałem wymienić na inną, a tamta miała fajniejsze hasło: Sex, Run and Rock&Roll.. 

Mam na to wybiegane © djk71

Po raz kolejny kończyliśmy na Śląskim i po raz kolejny zrobiło to na mnie wrażenie. 

Lubię © djk71


W16D4-Easy Run, przedostatni trening. Pakiety odebrane

Czwartek, 30 września 2021 · Komentarze(0)
W16D4-Easy Run
• Run in Z2, easy pace, 30 minutes.
• Cool down, 5 to 10 minutes.
• Stretch.

Dziś przedostatni trening. Wcześniej odebrany pakiet na Silesia Marathon. Póki co nastrój pogodny :-)

Po czym poznać prawdziwego maratończyka © djk71


Potem jeszcze niespodziewany prezent od żony :-) Też biegowy ;-)

I w końcu wieczorem trening. Chłodno. Nawet bardzo. Ubrany cieplej niż zwykle. Spokojny bieg.
A propos temperatury to trochę martwi mnie prognoza 11C na starcie, 21C na mecie... Najpierw trochę za chłodno, potem trochę za ciepło.

W15D7-Long Run, czyli za gorąco mimo jesieni

Niedziela, 26 września 2021 · Komentarze(0)
W15D7-LONG RUN
• Run in Z2, easy pace, 10 minutes.
• Run in Z3, marathon pace, 50 minutes.
• Run in Z2, easy pace, 10 minutes.
• Cool down, 5 to 10 minutes.
• Stretch.

Wczoraj miało być lekkie pół godziny w Z2, niestety cały dzień był aktywny, ale mam nadzieję, że zrobione szybkim marszem 5-6 km po Krakowie można zaliczyć jako trening :-) 
Dziś już nie było wytłumaczenia. Przed meczem ruszyłem zrobić bieg kończący 15-ty tydzień treningów przygotowujących do przyszłotygodniowego maratonu.

Ciepło. 

Jesień zaczyna być widać © djk71

Jaki będzie ten maraton? Zupełnie nie mam pojęcia. Z jednej strony z małymi wyjątkami za mną długi cykl treningowy. Cieszyła regularność i widoczne postępy. Z drugiej brakło mi dłuższych wybiegań, na niektórych zamiast trzymać się Z2 lub Z3 ja sobie biegłem półmaratony. Ostatni testowy półmaraton zamiast pobiec trzymając się Z3 pobiegłem w Z4... 

Jak w takim razie wyjdzie Silesia Marathon? Zupełnie nie mam pojęcia. Niby jestem mądrzejszy o dwa poprzednie, ale czy znów się zrobię jakiejś głupoty? Zobaczymy. 
Mam tylko nadzieję, że nie będzie tak ciepło jak dziś. Ja naprawdę nie lubię słońca... szczególnie gdy biegam. 

Wczorajszy trening W15D4-Threshold Run

Piątek, 24 września 2021 · Komentarze(0)
W15D4-THRESHOLD RUN
• Run in Z2, easy pace, 25 minutes.
• Run in Z4, threshold pace, 25 minutes.
• Run in Z2, easy pace, 25 minutes.
• Cool down, 5 to 10 minutes.
• Stretch.



Trening miał być wczoraj, ale po powrocie z delegacji czułem się fatalnie. Wziąłem coś na przeziębienie i zaległem. 
Dziś było już lepiej więc postanowiłem odrobić zaległy trening. Na siłowni. 
Tym bardziej skoro dostaję od syna takie przesłanie... 

Zrób cokolwiek... © djk71

Na bieżni ku memu zdziwieniu spotykam dawno nie widzianego kumpla. Też trochę biega obok mnie. 

Uczciwy trening tylko znów nie jestem w stanie zejść z czwartego zakresu tętna do drugiego. Musiałbym chyba zamiast biec zacząć spacerować. 

RowerON - Trasa Morska

Niedziela, 19 września 2021 · Komentarze(0)
Po Żorach i Jastrzębiu dziś trzeci wyjazd na trasy RowerON. O ile poprzednio udawało się zrobić po dwie trasy to dziś czas pozwolił tylko na jedną. Wybraliśmy z Darkiem Trasę Morską. Dziś dołączył do nas jeszcze Piotr, choć On tylko towarzysko - my żeby zaliczyć piątą z dziesięciu tras - czyli wymagane minimum do zaliczenia RowerONu.

Spotykamy się na jednym z parkingów w pobliżu Rynku, wyciągamy rowery i... zimno, około 8 stopni.
Szybko ruszamy że by choć trochę się rozgrzać.

Pierwsza niespodzianka na trasie to tężnia.

Tężnia w Rybniku © djk71


Obok tężni w Rybniku © djk71

Później wjeżdżamy w las i.. jest pięknie. Fajne, puste leśne ścieżki, kręci się super. Nawet nie zauważamy kiedy docieramy do ośrodka w Kamieniu.

Plaża w Kamieniu © djk71

Przez chwilę zastanawiamy się czy nie porzucić rowerów na rzecz piłki...

Jak to rozmiar? © djk71

No to gramy © djk71

Ale ostatecznie jedziemy dalej, na piłkę przyjdzie czas za kilka godzin ;-)

Na stadionie © djk71

Kręcimy szutrowymi drogami lub bocznymi asfaltami. Dziś trasa naprawdę nam się podoba. Chyba najprzyjemniejsza z tych, które zaliczyliśmy. Docieramy nad Jezioro (zalew, zbiornik...) Rybnickie.

To stąd te chmury? © djk71

Obowiązkowe zdjęcia.

Chce się jechać © djk71

Objeżdżamy cały zbiornik wokół.

Ciś na kole © djk71

Czegoś tu brakuje © djk71

Cały czas albo droga rowerowa albo szuter. Jest dobrze.

Wracamy. Kiedy wydaje nam się, że najciekawsze za nami okazuje się, że myliliśmy się.
Jadąc nad rzeką dostrzegamy coś płynącego nią, a nie będącego kaczką.

Coś tam płynie © djk71

Chwilę zastanawiamy się co to.

Coś na nas patrzy © djk71

Kiedy padają różne znane nam nazwy żyjątek pojawia się ich coraz więcej.

Nie boją się © djk71

O dziwo nie boją się.

Pozują © djk71

Okazuje się, że to nutrie amerykańskie, których są tu dziesiątki, o ile nie setki...

Kończymy sesję i jedziemy dalej.

Mostek zakochanych? © djk71

Po chwili znów się zatrzymujemy i chłopaki przypominają sobie prawa fizyki w parku tematycznym.

Jak to działa? © djk71

Chwilę później bawimy się na trasach rowerowych.

No to jazda © djk71

Myślimy nawet o ściganiu się ale Darek chyba pobił rekord i pomiar czasu się zawiesił.

Pierwszy! © djk71

W końcu docieramy na Rynek. 5/10 zaliczone. Minimum.

Na rybnickim Rynku © djk71

Żegnamy się z Darkiem i wraz z Piotrem ruszam jeszcze chwilę pokręcić po Rybniku.

Kobiety © djk71

Trafiamy na kolejne ciekawe miejsca.

Na rowerze do nieba? © djk71

Myślę że jest tu co robić. I rowerowo, i biegowo...






Półmaraton bytomski zamiast treningu.

Sobota, 18 września 2021 · Komentarze(0)
Miałem już nie biegać po asfalcie, ale co zrobić jak pozostały jeszcze opłacone jeszcze przed pandemią zawody jak te w Rybniku - czas netto 2:13:57.  
Potem spasował mi się z treningami nocny półmaraton w Piekarach, a dodatkowo chciałem jeszcze żonie wygrać wycieczkę . Wycieczki nie wygrałem ale czas poprawiłem: 2:11:39.
Oba te półmaratony są częścią Korony Półmaratonów Śląskich wiec pojawił się pomysł wystartowania w trzecim - w Bytomiu. Żeby zdobyć koronę trzeba zaliczyć cztery z pięciu. 

Tak więc trzeba było pojawić się przed bytomską Plejadą. Niby uśmiechnięty. 

I jak tu pobiec? © djk71

Ale jednak gdzieś nieobecny, zamyślony... 

Zamyślony © djk71

Nawet na zdjęciach widać jakbym częściowo był gdzie indziej... Chociaż tu raczej rąk brakuje, a nie głowy :-) 

Czegoś mi tu brakuje... © djk71

Może po prostu myślałem jak pobiec. Na jaki czas?

Na jaki czas pobiec? © djk71

A może wg tętna. W sumie tak powinienem skoro miał to być bieg zamiast treningu. Czyli połowa w drugiej strefie, a połowa w trzeciej. 
Tak powinno być, chociaż dla sprawdzenia jak mi to wyjdzie za dwa tygodnie na maratonie. 

I ruszyliśmy. I oczywiście jak już wiele razy za mocno. I fajnie mi się biegło, ale... w Z4! Od początku. W tym momencie już wiedziałem znając swój organizm, że ciężko będzie mi zejść do trzeciej strefy, nie mówiąc o drugiej.  I niestety obawiałem się, że w Z4 to 21km nie przebiegnę chyba... 

Trudno, jak się nie myśli od początku to trzeba będzie ponieść konsekwencje. Postanowiłem pobiec już tak ile dam radę, a najwyżej do końca... dojdę... lub doczołgam się. 

O dziwo pierwsza pętla (były dwie) poszła całkiem sprawnie i po 10,5 km miałem czas 1:03:00. I jeszcze trochę sił. 

Jeszcze jedno kółko © djk71

Na drugiej pętli małe zaskoczenie, bo... na bufetach zabrakło... kubeczków. Na pierwszym tylko przemyłem ręce i twarz. 
Na kolejnym dopiero skorzystałem z picia ze... złożonych dłoni :-) Na szczęście własnych :-)

Zmęczenie zaczęło dawać znać o sobie i czułem, że biegnę wolniej ale gdzie tylko się dało cisnąłem z całych sił z myślą że najwyżej padnę na mecie. 

Zatrzymać zegarek © djk71

I warto było. Choć nie było życiówki to był najlepszy czas w tym roku: netto 2:08:24 o 3:15 min lepszy niż w Piekarach i o 5:33 lepszy niż w Rybniku. 

Na mecie © djk71

W sumie mam mieszane uczucia. Z jednej strony jestem zadowolony z czasu, z drugiej trochę zły, że nie trzymałem się założeń. Ale ogólnie raczej pozytyw. 

Fajnie też było zobaczyć trochę znajomych na trasie. Brawa dla super kibiców w Miechowicach! Naprawdę było ich sporo i byli super. 

Szkoda tylko, że na końcu nie wygrałem auta i... że tak długo trwało zakończenie... 

Kolejny do kolekcji © djk71

W14D2-Easy Run - jakby dzików i saren było mało

Wtorek, 14 września 2021 · Komentarze(0)
W14D2-Easy Run
• Run in Z2, easy pace, 45 minutes.
• Cool down, 5 to 10 minutes.
• Stretch.

Wstępnie miało być bieganie na siłowni, ale ostatecznie wyszło, że na dworze. Tyle, że po powrocie do domu usnąłem, a potem... bardzo mi się nie chciało.
W takich chwilach cieszę się, że jest ten ustalony plan i próbuję się go trzymać. Inaczej na pewno bym już nigdzie nie poszedł, bo ciemno, bo chłodno, bo... lisy pod domem...

Oprócz dzików i saren teraz nowy sąsiad © djk71

Od kilku dni się pojawia... i... nie boi się...
Oswojony, czy... wściekły?

Ostatecznie jednak pobiegłem. I biegło mi się całkiem przyjemnie i lekko. Oby tak dalej. Zobaczymy jak się pobiegnie w sobotę w Bytomiu...