Wpisy archiwalne w kategorii

śląskie

Dystans całkowity:38153.24 km (w terenie 9220.57 km; 24.17%)
Czas w ruchu:2684:30
Średnia prędkość:15.15 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:68571 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:553057 kcal
Liczba aktywności:1921
Średnio na aktywność:22.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

Wściekłość

Środa, 23 stycznia 2008 · Komentarze(12)
Wściekłość.

Piąty dzień wolnego a ja 1(!) raz na rowerze. Nie dość, że zamiast tygodnia wolnego, mogłem wziąć tylko cztery dni, to jeszcze telefon mi się urywa. Do tego same spotkania rodzinne i zamiast pedałować spędzam czas w czterech ścianach. Na dodatek dziś piękny słoneczny dzień. Koszmar. Jestem wściekły dziś.

Jak śpiewa jedna z moich ulubionych kapel:

"Codziennie robię się coraz gorszy
Nienawiść rośnie we mnie i gniew
Wszystko co widzę chciałbym rozpieprzyć
Na wszystko pluję i wyć się chce"

19:00. Nic to, że ciemno, nic to, że na dworze -5C biorę rower i jadę.
Nie wiem gdzie i po co. Po prostu chcę jechać. Dobrze, że nie ma wiatru.

Rokitnica - Mikulczyce - przez Hagera i Bytomską do Zabrza. Dalej koło Straży Pożarnej, dworca i poczty wyjeżdżam na 3 Maja.

Nie interesuje mnie nic, dziś bez zdjęć, chcę po prostu jechać. Jednak nie, mijając Kościół św. Anny rzut oka i... zawracam.



Nie mogłem się oprzeć. Niestety zdjęcia bez statywu są... trudne.

Bocznymi uliczkami - cholerna kostka - wyjeżdżam na Roosvelta, mijam Kościół św. Józefa, stadion Górnika Zabrze i szybka decyzja... jadę na Sośnicę (ponoć nie jest to najbezpieczniejsza dzielnica Gliwic, ale dziś chyba szukam guza). Miałem zjechać do Maciejowa ale coś mnie podkusiło i jadę do Gliwic.

Do centrum wjeżdżam przez ul. Błogosławionego Czesława. Chyba to dobry patron dla tej ulicy. Ten zakątek nie cieszy się najlepszą opinią (zwany jest Trójkątem Bermudzkim) i faktycznie, o tej porze dziwnie przypomina mi klimaty warszawskiej Pragi. Na szczęście sił mi nie brakuje, jadę dalej, rzut okiem na naszą firmę (czyżbym nie mógł bez niej żyć?) i ląduję na Rynku w Gliwicach. Mimo środka tygodnia gwarno (szczególnie obok Gwarka).

Decyduję się jechać w stronę ulicy Śliwki i... niespodzianka - zakaz wjazdu rowerów. Tego się nie spodziewałem. Na szczęście obok druga niespodzianka - droga dla rowerów - co więcej po jednym pasie w każdą stronę i jeszcze pas dla pieszych! Dla mnie szok. Pierwszy raz w życiu jadę taką drogą. Szaleństwo.

Dalej kawałek Toszecką i drogą rowerową w stronę Tarnogórskiej. Po drodze mijam naszą lokalną Wieżę Eiffla (dziś bez zdjęć) i Tarnogórską powrót do domu.
Żerniki - Szałsza - Czekanów - Grzybowice - Rokitnica - Helenka.

W sumie szok, bo większość tras oświetlonych poza odcinkiem Rokitnica - Mikulczyce i Czekanów - Grzybowice. Do tego baterie w lampce chyba się kończą.

Po drodze się uspokoiłem. Pod koniec nawet nuciłem:

"To nic! To nic! To nic!
Dopóki sił,
Będę szedł! Będę biegł!
Nie dam się!"

W sumie powinno być: Bedę jechał :-)

Dla tych, którzy znają oba cytowane kawałki pewnie dziwnym się wydaje ich zestawienie (od punk rocka do poezji śpiewanej) ale zawsze słuchałem dziwnej muzyki.

Przy okazji to chyba moja najdłuższa wycieczka (wiem, że to nic w porównaniu z niektórymi wyczynowcami na BS :-) ).

Swoją drogą to chyba za dużo piszę w porównaniu z innymi ale jakoś tak traktuję to jako ciąg dalszy rowerowych wędrówek.

Już mi lepiej. Jednak 2 dni rowerowe z 5 wolnych :-)

Szlak Zabytków Techniki - Zawada

Poniedziałek, 21 stycznia 2008 · Komentarze(8)
Szlak Zabytków Techniki - Zawada

Po dwóch dniach przerwy spowodowanej aurą, walką z rozregulowanymi przerzutkami (kolejne doświadczenie) i brakiem czasu (niech żyje weekend) dziś znów w drogę.

Korzystając z faktu, że akurat nie pada i mam urlop wybieram za cel Zawadę (na więcej nie pozwala czas - dziś Dzień Babci - trzeba z dziećmi rundkę zrobić po rodzinie).

Czemu Zawada? Otóż od jakiegoś czasu na Śląsku coś drgnęło i pojawiły się tabliczki informujące o zabytkach, a ściślej mówiąc o szlaku zabytków techniki. Wśród nich jest Muzeum Chleba w Radzionkowie, o którym już wspominałem na blogu oraz dzisiejszy cel podróży - Zabytkowa Stacja Wodociągowa "Zawada" w Karchowicach (tabliczki z informacją o niej widzę od niedawna codziennie jadąc do pracy, jednak nigdy nie chciało mi się tych kilka kilometrów nadrobić).

Ruszam "Drogą Młynarza" (DK94) w stronę Pyskowic. Strasznie wieje, jadę pod wiatr, a co jakiś czas dostaję mocny podmuch z boku, mam wrażenie, że zaraz się wywrócę, przejeżdżające obok tiry potęgują ten efekt.

Droga Krajowa :-)


Przed Boniowicami rzut oka w prawo na Kamieniec i w oddali pałac, kolejne miejsce, w którym nigdy nie byłem.
Tak wieje, że nie sposób zrobić zdjęcia, nawet stabilizacja obrazu niewiele pomaga.



Dojeżdżam do Karchowic. Czytam tablicę informacyjną i wychodzi mi na przeciw sympatyczny pracownik stacji. Po chwili dowiaduję się, że oczywiście stację można zwiedzić i on zaraz zawoła kierownika. Grzecznie dziękuję. Na razie chcę się tylko rozejrzeć, na zwiedzanie przyjadę pewnie w większym gronie. Rzut oka na halę i budynek z zewnątrz.



Po chwili kolejny pracownik przynosi mi ulotki informacyjne. Sympatyczni ludzie.
Stację można zwiedzać od pon-pt 8-16 oraz w soboty i niedziele po wcześniejszym uzgodnieniu telefonicznym. Najlepiej jednak - jak się dowiaduję - jest być do południa bo wówczas można zobaczyć więcej - jedna część jest zamykana o 14 i nie da się jej później otworzyć, jak mnie poinformowano.

Ruszam do Kamieńca. "Najlepiej tu na winklu tą polną drogą pojechać" - ok, spróbujemy. Polna okazuje się być Polną tylko z nazwy ;-)



Co więcej wiedzie tamtędy nawet jakaś trasa rowerowa - dziwne tylko, że to był jedyny znak jaki spotkałem po drodze.

Po chwili jestem w Kamieńcu obok pałacu, w którym obecnie mieści się Ośrodek Leczniczo-Rehabilitacyjny dla Dzieci.

Zza płotu zdjęcie pałacu



i tzw. Mysiej Wieży



Niestety w tym momencie baterie odmawiają posłuszeństwa, a zapasowy komplet... też rozładowany :-(
Ciąg dalszy zdjęć z Kamieńca... w trakcie następnej wyprawy w te strony.

Przez Zbrosławice, Ptakowice, Górniki i Stolarzowice powrót do domu.
Jakoś szybko poszło, a może głodny byłem rowerka po krótkiej przerwie.

I średnia, jak na mnie bardzo wysoka - czyżby to efekt mocniej dopompowanych opon?

Dziwny wzrok

Piątek, 18 stycznia 2008 · Komentarze(20)
Dziwny wzrok

Wczoraj stałem się bogatszy o kolejne doświadczenie. Wieczorem miałem wątpliwości, jechać - nie jechać? Czyżby powoli uchodziło ze mnie powietrze? Czyżbym zaczął się wypalać? A może po prostu po wyjątkowo ciężkich dniach w pracy nie chce mi się po nocach w zimnie, samotnie włóczyć tymi samymi drogami?
Nie! Trzeba być twardym! Ruszam do roweru i... jednak uszło powietrze. Nie, nie ze mnie. Z koła. Trzeba było słuchać starszych i po ostatniej przygodzie trzeba było nie tylko wymienić dętkę ale również... sprawdzić oponę. Oczywiście został w niej malutki (ale jak się okazało wystarczająco duży) ostry kolec. Kolejna wymiana dętki. Następnym razem będę o tym pamiętał. Zrobiło się późno i odpuściłem.

Dziś wizyta koleżanki i... prawie 23. Na szczęście koleżanka boi się wyjść sama do auta więc wychodzę ją odprowadzić, a skoro już się ruszyłem to... z rowerkiem (tym bardziej, że Pro postraszył mnie nadchodzącą pogodą).

Żegnamy się i... tuż przed skrzyżowaniem w Rokitnicy mnie dogania. Jednak Renówka jest szybsza ;-)

Jadę na stację benzynową. Sprawdzimy czy faktycznie da się skorzystać z kompresora do pompowania kół w rowerze. Szok, udaje się. Pompując słyszę, że ktoś się obok mnie zatrzymał. O! radiowóz! Dziwnym wzrokiem patrzyli na faceta z rowerem na stacji benzynowej o 23. Może w większych miastach to normalne, tu, na peryferiach Zabrza (a właściwie to stacja należy chyba już do Wieszowej) to chyba nie jest normalne. Popatrzyli i na szczęście pojechali. Wracam do domu. Na niektórych przełożeniach dziwnie łańcuch się o coś ociera i hamulce z tyłu też jakoś niezbyt naturalnie słychać. Trzeba będzie rano zobaczyć.


BTW: po miesiącu pedałowania zrobiłem 500km. Nie sądziłem, że tego się tyle uzbiera. W zimie.

Kalendarz :)

Środa, 16 stycznia 2008 · Komentarze(17)
Kalendarz :)

Dziś w pracy miłe zaskoczenie. Przeglądam firmowy kalendarz, najwyższy czas było wziąć nowy, otwieram losowo i co widzę? 16 lutego - wschód słońca 6:52, biorąc pod uwagę, że dziś był Ci on o 7:39 to... piękna różnica. Z zachodem podobnie - 16:51 (a dziś 15:54) - w sumie 1:44 dnia więcej. Już się cieszę.

Niestety dłuższe dni dopiero nastąpią. Dziś, jak często ostatnio, wyjechałem dopiero wieczorem. Strasznie zmęczony po pracy, myślałem, że odpuszczę (jak to stało się wczoraj), ale zapowiadane na ICM-ie deszcze przekonały mnie, że trzeba korzystać z pogody.

Dziś mała zmiana garderoby. Jako, że budżet nie pozwolił mi na zakup kompletu zimowej odzieży rowerowej wraz z rowerem, eksperymentuję z odzieżą dostępną w szafie. Dotychczas nie marznę ale ogromnie się pocę. Zastanawiam się czy to wina organizmu, czy też nieprzepuszczającej wiatru (ale niestety również nieoddychającej) kurtki. Postanawiam ją zamienić na polar. Lepiej. Niestety przy prędkości powyżej 20km/h czuję wiatr :-( Zbyt mocno czuję.

Drogą przez Rokitnicę, Miechowice do Karbia, jako że za mocno czuję wiatr, zawracam, krótka przerwa w Miechowicach.



Przy okazji, czytając legendę o kościele św. Krzyża dowiedziałem, że w Miechowicach są ruiny pałacu Wincklerów. Trzeba będzie się wybrać (za dnia). Ile to się człowiek ciekawych rzeczy dowie o najbliższej okolicy dzięki dwóm kółkom!

Jadąc dalej przez ciemny las, odkrywam po co w kasku jest daszek - świetnie chroni przed długimi światłami bezmózgów - docieram do Stolarzowic. Rundka po Stolarzowicach, potem druga po Helence (żeby dobić do 25km) i domek.

Z dedykacją

Poniedziałek, 14 stycznia 2008 · Komentarze(7)
Z dedykacją

Dziś wyjazd z dedykacją dla bratowej. Ponoć pozycją na bikestats-ie motywuję ją do jeżdżenia - chce być przede mną ;) Więc jeżdżę, żeby mogła mnie gonić. :)
Tak poważnie mówiąc to oczywiście nie mam szans na rywalizację z nią (ma więcej czasu i możliwości), a poza tym myślę, że poza paroma wyjątkami większość z nas jeździ dla sportu, przyjemności, zdrowia..., a nie dla pozycji na liście.

Dziś wieczorna rundka po Zabrzu.
Rokitnica - Mikulczyce - Zabrze. Dalej przez Wolności do Maciejowa, po drodze maluch skręcając na zakazie w lewo wpakował się prawie pod nową policyjną Kia-ę (Kię - jak to się pisze?). W Maciejowie skręt pod centrum Handlowe M1 i konsternacja na rondzie - zapomniałem się? - nie to jakaś panienka "wzięła" rondo po angielsku, kierowca jadącej prawidłowo ciężarówki też był zdziwiony gdy spotkali się na tym samym zjeździe, ale ona chyba nawet tego nie zauważyła.

Dalej Os. Kopernika i tzw. Krzyż Papieski.



Szybkie zdjęcie ale niestety trzeba tu wrócić ze statywem.



Z daleka myślałem, że to znicze płoną.

Dalej już prosto (prawie - bo przez Grzybowice) do domu.

Żona odpoczywa po wczorajszym debiucie. Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie i znów znajdziemy opiekę do dzieci :-)

Razem z żoną

Niedziela, 13 stycznia 2008 · Komentarze(18)
Razem z żoną
Zgodnie z wczorajszymi zapowiedziami dziś pierwsza wspólna wyprawa z żoną.
Dziadek przyjechał zaopiekować się dziećmi więc w drogę. Szybki rzut oka na rower. Upaćkany po wczorajszym lesie…



… i dziwnie mało powietrza z tyłu. Jako, że całkiem nie zeszło i czasu szkoda (a może strach przed robotą) idę na łatwiznę. Dopompowuję i w drogę. Zaraz po starcie przyspieszony kurs obsługi przerzutek dla żony i jedziemy… prawie 2km. Dziwnie miękko z tyłu.



Już wiem czemu. Łatanie czy wymiana? Wymiana. Tylko jak? Jak ktoś tego nigdy nie robił to… nie jest to śmieszne. Szybka próba zdjęcia tylnego koła… zakończona powodzeniem. Myślałem, że będzie gorzej. Zmiana dętki, zakładam koło i… słownik wyrazów brzydkich by się przydał. Za diabła nie mogę napompować koła.
(…) // tu próby przeplatane niecenzuralnymi wyrazami
Olśnienie. No cóż, jak ktoś ma problem z obsługą pompki, to może powinien dać sobie spokój z jazdą na rowerze.

Jedziemy dalej. Żona zapoznaje się ze swoim rowerkiem, jeszcze ostrożnie ale do przodu.



Przez Stolarzowice dojeżdżamy do Stroszka. „Jedziemy dalej, czy wracamy?” – „Jedziemy”. Spoko, więc dalej przez Radzionków, obok Muzeum Chleba (trasa jak niedawno z bratem) i przez las (obok „Dębów”) do domu. Pozytywnie zaskoczony jestem kondycją żony, trochę narzeka tylko na wyprzedzających ją (i czasem trąbiących) kierowców. W pewnym momencie następuje u niej jednak mały kryzys. Nie, to nie brak kondycji, to coś gorszego. Nie dziwię się. Siodełko potrafi dać w kość (pamiętam jak mnie brat wziął na przejażdżkę). Jako, że nie mamy wyboru i w perspektywie mamy „światełko” i koncert KSU w Gliwicach, jakoś docieramy do domu. O dziwo, przez całą drogę spotykamy tylko jedną osobę zbierającą na Orkiestrę. Nic to, wieczorem będzie lepiej (mimo, że samochodem).

Wieczorne „światełko” może i fajne było… jak ktoś stał blisko. Pokaz w wykonaniu Teatru Ognia Vatiamante został zasłonięty przez ludzi stojących najbliżej i nasze dziecka były trochę zawiedzione. Podobnie jak koncertem KSU. Zespołowi nie można było nic zarzucić, wręcz zaskoczyli interpretacjami niektórych utworów. Niestety koncert odbył się pod znakiem „Idź PO prąd”. Pierwsze kilkadziesiąt minut stało pod znakiem ciągłych awarii prądu. W końcu po wyłączeniu oświetlenia sceny (choć pod koniec włączyli) jakoś udało się chłopakom zagrać. Niestety bardzo krótko, bo… cisza nocna i ekipa musiała szybko skończyć.

Mimo tych wpadek, dzień był udany, a największym sukcesem był oczywiście nasz wspólny wyjazd. Mam nadzieję, że wkrótce będą następne. Tylko kto będzie wtedy pilnował dzieci…

Florian

Sobota, 12 stycznia 2008 · Komentarze(13)
Florian

Po wczorajszej przerwie w drogę. Nie udało się niestety do końca skorzystać z dnia wolnego, mogłem wyjechać dopiero po rodzinnych zakupach. Jeden pożytek z tego, że kupiliśmy żonie lampki i błotniki. Obiecała pojechać jutro ze mną - zrobić inauguracyjną rundkę na swoim nowym rowerze.

Tak więc wyjechałem za późno. Pierwsza próba wjazdu do lasu zakończona niepowodzeniem - koszmarne błoto. W takim razie postanawiam sprawdzić jak da się dojechać do Gliwic omijając główne drogi. Do Mikulczyc drogą, dalej Leśną i... wjazd do lasu. Krótka droga przez las ale koszmarna. Ślisko - resztki lodu i błoto. Uświniony po pas. Chwila przerwy na spotkanie z Florianem w Szałszy.



I po rozpoznaniu stanu bocznych dróżek rezygnuję z Gliwic. Drogi koszmarnie zabłocone. Przez Szałszę kieruję się na Zbrosławice.
Po drodze jakiś magiczny pałacyk.



Nigdy tu nie byłem, a przejeżdżam samochodem raptem 100m od tego miejsca.
Po powrocie znajduję w internecie jego krótką historię.

Dalej w stronę Świętoszowic, po drodze straszące resztki kolejowych budynków - uwaga pociąg wciąż tędy jeździ.



Pozdrawiamy się z innym maniakiem zimowej jazdy i dalej Boniowice, Kamieniec, Zbrosławice. Tu witam się z Panem Księżycem



I dalej przez Ptakowice, Górniki i Stolarzowice wracam do domu.
Jutro, jak już wspomniałem, pierwsza wyprawa z żoną. Muszę wybrać coś spokojnego żeby się nie zraziła :-)

Vmax=41,59

Zamiast auta

Czwartek, 10 stycznia 2008 · Komentarze(2)
Zamiast auta

Przed pracą dowiedziałem się, że po południu mam coś załatwić w Zabrzu. Przyjąłem do wiadomości, umówiłem się, że jadąc z pracy podjadę tam.
Przed 15-tą olśnienie. Zaraz, przecież mogę wrócić do domu, wziąć rower i pojechać tam rowerem. Przyjemne z pożytecznym. Dwa w jednym. Wiem, że dla większości z Was to normalka i żadne wydarzenie, ale dla mnie nowe odkrycie. Rower może służyć nie tylko jako przedmiot rozrywki ale również jako środek transportu. Z tego powodu chyba go wynaleziono, a przynajmniej zaczęto powszechnie używać. No cóż, ja znów się do czegoś zabrałem od d... strony. Ale teraz już wiem ;-)

Tak więc dziś znów po ciemku (choć wcześniej niż ostatnio), szosą.
Helenka - Rokitnica - Mikulczyce - Oś. Kopernika - Zabrze.

Przerwa. I powrót.

Zabrze - Os. Kopernika - Mikulczyce - i zamiast prosto do domu to Grzybowice - Wieszowa - Górniki - Stolarzowice - Helenka.

Coraz częściej zaczynam myśleć nad dojazdami do pracy rowerem, ale chyba poczekam z tym do wiosny. Na razie wciąż wracam pocąc się, a to oznacza, że musiałbym się na miejscu kąpać i przebierać w inne ciuchy. Trudno też wozić w plecaku koszulę lub marynarkę.

Trzeba będzie to jeszcze przemyśleć.

Dezercja

Środa, 9 stycznia 2008 · Komentarze(0)
Dezercja

Po wczorajszej absencji spowodowanej problemami żołądkowymi, dziś mimo, że na zegarze 21:15 biorę rower i do przodu. Drogi rewelacyjne w porównaniu do ostatnich powodzi i wczorajszej szklanki ale jako, że już późno to szybka trasa. Z górki do Rokitnicy, pod górkę do Wieszowej - po drodze przyjazny (?) okrzyk imprezujących w parku miejscowych: "Niech żyją cykliści! I towarzysz Lenin Zimno?" Odpowiedziałem, że nie ale pewnie nie uwierzyli, jak mogło być mi ciepło bez odpowiedniej dawki testowanych przez nich trunków.

Dalej zmiana planów i wydłużenie trasy. Przejeżdżam przez Wieszową i skręcam w prawo (odkrytą niedawno) drogą na Zbrosławice. Po kilkuset metrach dezerteruję :( Do Zbrosławic 4km, zero lamp, zero domów, zero samochodów. Wymiękłem.

Wracam prawie do Rokitnicy i dalej jak ostatnio: Górniki, Stolarzowice, Helenka.
Całą drogę ostry wiatr. Oby tylko jakiegoś śniegu nie przywiał. Pierwszy raz chyba tak wiało, sam nie wiem, z której strony. Nawet jak wydawało mi się, że momentami wieje w plecy to i tak się jechało koszmarnie ciężko.
Może jutro będzie ładniej.

Odbiło mi

Poniedziałek, 7 stycznia 2008 · Komentarze(6)
Odbiło mi

Wracam do domu o 21, ciemno, na drogach mokro (i miejscami ślisko), a ja... "tylko na chwilę" i myk na rower. Ciekawe kiedy żona przestanie to tolerować. Tylko rundka po osiedlu, w sumie to chciałem spróbować się poślizgać na świeżym śniegu (odbiło mi na starość) ale wszystko prawie zamieniło się w wielką kałużę. Więc szybko "tylko do Stolarzowic" - obiecuję sobie ... ale... stamtąd już nie warto wracać więc...Wieszowa, Rokitnica (chwilę pokręciłem się po osiedlu) i dopiero wtedy do domu. Nie chciało mi się jeszcze wracać ale mokro wszędzie więc dałem za wygraną.

Po drodze chwila strachu. Nie zapiąłem pasów! Zaraz, jakich pasów? Już wiem. Od początku jeżdżę z małym plecaczkiem, a dziś go nie wziąłem i... brakowało czegoś na ramionach. Czyżby naprawdę mi odbiło?