Wpisy archiwalne w kategorii

śląskie

Dystans całkowity:38153.24 km (w terenie 9220.57 km; 24.17%)
Czas w ruchu:2684:30
Średnia prędkość:15.15 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:68571 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:553057 kcal
Liczba aktywności:1921
Średnio na aktywność:22.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

Skarbnikowe Gody

Sobota, 7 października 2017 · Komentarze(2)
Skarbnikowe Gody, czyli 95-lecie miasta Zabrza. W końcu jest okazja żeby wyjść na rower. Od firmowej wycieczki do Zakopanego, która odbyła się na początku czerwca przejechałem rowerem... niecałe 50 km. Wstyd. No, ale tłumaczeniem były treningi biegowe do maratonu. Maraton za mną więc... trzeba zastanowić się co dalej... Postawić sobie jakieś kolejne cele...

Tymczasem jest okazja żeby choć na chwilę odkurzyć rower. Ruszam więc do Zabrza zobaczyć co tam się dzieje.

A tam i trochę wspomnień....

Kiedyś było ich pełno © djk71
Tych też było sporo © djk71
I takie się widywało © djk71
Żuczek © djk71

Było też trochę akcentów militarnych...

United Nations © djk71
Ładny © djk71
Kto wie, że u nas jest Muzeum Techniki Wojskowej? © djk71

No i w końcu czas na świętowanie i paradę...

No to świętujemy © djk71
Parada rusza © djk71
Są i stare samochody © djk71
Nie może zabraknąć orkiestry górniczej © djk71
I oczywiście gość honorowy © djk71

Są też i znajome szkoły i twarze :-)

Sp 30 w Zabrzu © djk71
I szkoła naszych szczypiornistów © djk71

Warto było się ruszyć, mam nadzieję, że teraz tak będzie częściej (mam na myśli rower, a nie parady ;-) ).

Królewski dystans zaliczony :)

Niedziela, 1 października 2017 · Komentarze(17)
9 miesięcy przygotowań i... udało się! Maraton zaliczony! Jestem szczęśliwy!

Jest medal ;) © djk71


Ale po kolei... Po dziewięciu miesiącach przygotowań, momentami ciężkich, momentami nie wykonanych tak jak było zaplanowane, nadszedł ten dzień. 1 października 2017 - PKO Silesia Marathon.

Wczesnym rankiem ruszam do katowickiego Silesia City Center skąd startujemy. Chwila na przebranie się, wcześniej wizyta w Tesco, bo zapomniałem zapakować ręcznik. Potem oddaję ciuchy do depozytu i ruszam na rozgrzewkę. Niestety przychodzę na sam koniec.

Na starcie © djk71

Na miejscu niespodziewanie spotykam dawno niewidzianego kolegę jest więc okazja pogadać. Po chwili żegnam żonę i ruszamy.

Ruszamy © djk71

Od początku próbuję się nie podpalić, tym razem nie patrzę na tętno, biegnę na samopoczucie. Wolniej niż inni, swoim tempem, ale patrząc już w domu na puls to... po 5 minutach skoczył na 180+...

W okolicach Spodka czeka na rowerze Amiga. Jak się potem okaże będzie na mnie czekał z aparatem jeszcze w wielu miejscach :-)

Jeszcze świeży © djk71

Zbiegając obok Muzeum Śląskiego jeden z zawodników informuje mnie, że gubię żele... Niedobrze... Na szczęście tylko jeden wypadł na całej trasie.

Przebiegając przez Dolinę Trzech Stawów wciąż biegnie się świetnie. 10 km zaliczone. Zegarek pokazuje, że jestem kilka minut do przodu w stosunku do założonego tempa. Nie wiem, czy się cieszyć, że tak dobrze mi idzie, czy martwić, że zbytnio szarżuję.

W Dolinie Trzech Stawów © djk71

Biegniemy na Nikiszowiec... to miejsce jest niesamowite. Do tego kibice robią spory hałas. Jest świetnie. 15 km za mną.

Nikiszowiec jest piękny © djk71

Na Giszowcu robi się ciepło, zwijam rękawki. W okolicach 20 km zaczynam czuć na podbiegu zmęczeniu. Pierwsze przejście do marszu. Czyli nie uda się całości przebiec. Szkoda, ale celem głównym było dotarcie do mety w limicie czasu.

Docieram do Szopienic, tu oprócz Darka, czeka na mnie Adam. Miło.

Kurtyna, ale słaba © djk71

Na przemian biegnę i idę dalej. Teraz jest już ciężko. Trzy km dalej czeka na mnie Agnieszka. Pociesza mnie, że to już tylko 10km do mety, ale to dopiero 29 km. Musimy jeszcze nad tą matematyką popracować... ;-)

Kawałek dalej kolejny znajomy na rowerze. Świetnie widzieć na trasie dopingujące Cię osoby. Nawet jeśli to tylko chwila, jeśli to tylko kilka zamienionych słów to niesamowicie podtrzymuje na duchu i daje kopa.

Dobiegam na Dąbrówkę Małą - 30 km - znam to miejsce doskonale - 5 lat technikum :-) Po drodze fajny doping z gitarą i organami. Szkoda tylko, że takich miejsc było tylko kilka...

Dopada mnie kryzys, ale znów spotykam Darka - więc znów jest kop :-)
Udaje się jednak dotrzeć do Siemianowic - 35km.

Bufety - dobrze, że są :-) © djk71

Tu odcinek, który daje mi najbardziej w kość długi podbieg (podejście) do wieży telewizyjnej w Bytkowie.
Po drodze kolejna niespodzianka - kolejny rowerzysta. Miło, że koledzy rowerzyści się nie obrazili na to, że prawie porzuciłem rower. Ale to tylko czasowo :-)

Jest Bytków i wjazd do Parku Śląskiego - 38,5 km. Już tylko niecałe 4 km. Tylko, albo aż....

No i przede mną końców w Parku Śląskim © djk71

Wcale nie jest łatwo, mimo, że większość z górki.

W końcu jednak widać Stadion Śląski. Trzeba spiąć się w sobie i nie dać ciała na bieżni...

I za chwilę wbiegam do tunelu © djk71

Wbiegam w tunel i.... uczucie jest niesamowite...

Wybiegam z tunelu © djk71

Po chwili wybiegam na bieżnię i rozglądam się wokół obserwując kibiców na trybunach. Człowiek przez chwilę czuje się jak prawdziwa gwiazda sportu.

Jest pięknie © djk71

Ostatnia prosta i widzę rodzinę, widzę znajomych z pracy. Jest pięknie! Chce mi się fruwać.

Są znajomi © djk71
Mam to :-) © djk71

Jest meta © djk71

Przebiegam linię mety i... jest euforia... i jakiś żal, że to już koniec. Ale górę bierze radość. Jest medal .

5:30:20

Teraz jeszcze tylko depozyt, bufet i kąpiel (szatnie i prysznice robią niesamowite wrażenie).

Czysty i przebrany wychodzę żeby spotkać się z rodziną i znajomymi. Szkoda, że były jeszcze inne plany i trzeba było tak szybko uciekać. Dziękuję jednak wszystkim, którzy byli na trasie, którzy dotarli na stadion i którzy trzymali za mnie kciuki. Udało się.

Co dalej? Nie wiem. Muszę odpocząć. Dopiero teraz wieczorem zaczynam odczuwać ten dystans w nogach. Dobrze, że jutro wolne :-)

Zdjęcia by moja żona i Amiga - dzięki ;-)

Ostatnie długie wybieganie

Niedziela, 10 września 2017 · Komentarze(3)
Trzy tygodnie do maratonu.

Dziś ostatnie chyba długie wybieganie. Ciepło. Dla testu nie zakładam czapki. Szybko tego żałuję. Oczy pełne słonego potu. Założony na rękę buff nie nadąża z wycieraniem. Zakładam go na głowę, trochę lepiej, ale niestety ten nie jest najwyższej jakości i trochę zbyt mocno uciska mi skronie. Po kilku kilometrach go ściągam i znów nie widzę nic na oczy :-( Czapka musi być.

Czapka musi być © djk71


Dziś nie pilnuję tętna i już w czwartej minucie jestem 180+. Trudno, zobaczymy jak zareaguje organizm dalej. O dziwo jakoś biegnę. Przez 17,5 km nie jest źle (oprócz oczu), potem niestety do bolącej od 1,5 miesiąca lewej stopy dochodzi ból prawego Achillesa :-( Zatrzymuję się na chwilę. Idę, chcę biec... boli... Jeszcze kawałek spaceru i jeszcze... w sumie 2 km :-( Podbiegam tylko końcówkę do domu.

W domu okazuje się, że... otarł mnie but stąd ten ból... Mam nadzieję, że to tylko od otarcie, a nie faktycznie ścięgno... Zresztą w domu już prawie nie boli. W przeciwieństwie do lewej stopy. Ta boli coraz bardziej. W sumie łatwiej mi się biegnie, niż chodzi. Przynajmniej wtedy nie kuleję...

Długie wybieganie

Wtorek, 5 września 2017 · Komentarze(0)
Nietypowo, bo długie wybieganie zamiast w weekend to we wtorek po pracy.

Po raz kolejny zamiast muzyki słucham książki. Przez większość trasy biegnie się spokojnie choć wolno. Może jednak muzyka dyktuje tempo? Przez pierwsze 15 km spoko, potem zaczynam czuć zmęczenie. Nie ma wyboru biegnę.
Równo na 21 km łapie mnie skurcz w prawą łydkę. Po raz pierwszy chyba odkąd biegam. Po chwili jednak ruszam dalej. Wbiegając na osiedle mam 25km. Wystarczy na dziś. Czuję zmęczenie.

Do maratonu pozostaje niecałe 4 tygodnie. To było ostatnie tak długie wybieganie. Czy wystarczy, aby 1 października pokonać 42km? Zobaczymy. Będzie to pewnie wypadkowa wydolności, mięśni i... głowy...

Miesiąc do maratonu - podsumowanie sierpnia

Niedziela, 3 września 2017 · Komentarze(1)
Do maratonu raptem cztery tygodnie, a z treningami coraz gorzej. Co prawda udało się przebiec trzydziestkę, ale plan treningowy poszedł w odstawkę. Ogólnie kilometrów miało być więcej... Bieganie miało być jeszcze bardziej regularne, a tu... słabo...

Jaki będzie miało to wpływ na maraton 1 października? Pewnie spory. Czy uda się przebiec? Zobaczymy. Już nie ma wyboru... do połowy sierpnia mogłem jeszcze zmienić dystans na połówkę, ale tego nie zrobiłem... Więc... spróbuję przebiec całość...

Nierówno trenuję i... nierówno biegam... Wystarczy spojrzeć na buty...


Niezbyt równo © djk71


Stąd może też pojawiające się problemy (nie liczę piszczeli, ale tu przyczyną były najprawdopodobniej buty) dotyczą zawsze tylko jednej nogi...


Podsumowanie sierpnia w drodze do maratonu.

- rower - 3 wyjazdy - 49,60 km - Aż wstyd pisać...
- bieganie - 7 razy - 105,45 km - Niby kilka dłuższych dystansów, ale ogólnie mniej...
- pływanie - 0 razy - 0,00 km - No comments...
- VO2 max - 38 - czyli -3 - cały czas w dół :( Prawie jak na początku :(
- waga: -1,0 kg (-10,9 kg od początku) - Waga prawie w miejscu

W sumie ten miesiąc bardzo średni, cieszą dłuższe dystanse, choć reszta słabiutko. A przede mną ostatni miesiąc...

Zbyt rzadko

Środa, 30 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Im bliżej maratonu tym mniej regularne treningi :( Zamiast czterech w tygodniu, jest jeden, góra dwa.
Przyczyn jest wiele, ale długo by o tym pisać. Jednak prawda jest taka, że jak bym nie był leniem to bym biegał. Czy uda się przebiec? Zobaczymy. Spróbujemy...

Dziś wyszedłem bez konkretnego celu. Po prostu biec. Wyszło ponad 13km. W sumie od początku bardzo wysokie tętno, za wysokie, ale biegło mi się spokojnie. Nawet na podbiegach, których było trochę. Na pewno niewiele miało to wspólnego z zaplanowanymi treningami i pewnie tak już będzie do końca. Pobiegać żeby dobiec 1 października do mety. Bez względu na tempo i czas.

Krótko na KORNO

Sobota, 26 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
W tym roku słabo ze startami rowerowymi. Właściwie to był chyba jeden i do tego nieudany. Tym razem Wiktor namówił mnie na start w Koszęcinie. Blisko i szansa na rodzinny start więc się zgodziłem.

Przed startem krótkie rozmowy ze znajomymi, a tych tu dziś nie brakuje. Chwilę później dostajemy po dwie mapy w formacie A3 i zaczyna się planowanie trasy. Tym razem o tyle trudniejsze, że impreza w formule rogainingu, czyli podobnie jak w roku ubiegłym. Planujemy część trasy i zobaczymy co będzie się działo...

PK 77 (opisu nie pamiętam, bo był na odwrocie karty startowej, którą musiałem oddać na mecie :-( - chyba skrzyżowanie rowu z nasypem, czy coś w ten deseń).

Ruszamy, po chwili kawałek asfaltu i... zaczyna padać. Co ja mówię padać, lać. Zatrzymujemy się na przystanku autobusowym, chowam aparat, wyciągam wiatrówkę - niestety przed deszcze to ona mnie zbyt nie ochroni. I faktycznie po chwili czuję wodę wszędzie... w butach, w.... wszędzie...

Punkt prosty. Zaliczone.

PK 68 - chyba brzoza nad strumieniem.

Jedziemy spokojnie, momentami ślisko, grząsko... Odmierzam odległość na liczniku i... przejeżdżamy punkt. Licznik przestał działać. Świetnie :-(  Cofamy się i szybko odnajdujemy kolejny punkt.

Ruszamy dalej i... zatrzymujemy się. W Wiktora rowerze strzeliła dętka. A dopiero co rozmawialiśmy o tym, że jemu takie rzeczy się nie przytrafiają. Teraz przypomina sobie, że w sumie to miał kilka awarii... jak jeździł ze mną. Pytanie, czy to ja przynoszę mu pecha, czy po prostu najwięcej km zobił ze mną? :-)

Żarty żartami, ale nam nie jest do śmiechu bo... Ani jeden z nas nie wziął zapasowej dętki, ani zestawu do łatania... Innych narzędzi zresztą też nie... Po raz pierwszy chyba tak się wybrałem na rower, a na prewno po raz pierwszy na zawody.

Przypominam sobie, że mam chyba w plecaku jakąś gumę, ale do mojego roweru. Spróbujemy. Niestety nie dość, że mocno za duża, to też uszkodzona, to chyba pamiątka z Zakopanego.

Nic to, trzeba wracać, jakoś dojdziemy, do bazy tylko jakieś 10-11km. W pewnym momencie pada hasło: trawa.
Wyciągamy dętkę i... upychamy oponę... trawą. Nabiera kształtów i Wiku jedzie. Po chwili stajemy żeby... jeszcze trochę dopompować.

Zrywamy trawkę © djk71


W międzyczasie kilka osób co prawda pyta, czy nie potrzebujemy pomocy, jeden nawet zatrzymuje się i proponuje dętkę lub samoprzylepne łatki (pewnie ciężko byłoby je przykleić na mokrą dętkę), ale dziękujemy i decydujemy się wracać.
Zadziałała wyobraźnia... pojechalibyśmy dalej z takim samym wyposażeniem (a raczej jego brakiem). I gdybyśmy mieli potem wracać pieszo 50km to już nie byłoby śmieszne...

Trawa zamiast dętki © djk71


Jedziemy. Postój na wzniesieniu w mokrych ciuchach sprawia, że zaczyna mi być zimno. Kiedy Ruszamy na zjeździe dostaję drgawek. Trzęsie mną prawie jak trzy lata temu na Rudawskiej Wyrypie.

Na szczęście po chwili trochę przechodzi, ale wciąż jest mi zimno.

Meta
Udaje się powoli dojechać do mety. Pogoda zaczyna się poprawiać. Tomalos oferuje pomoc, ale dziękujemy. Oddajemy karty i wracamy do domu.

Nie tak to miało być, ale tak czasem bywa...

Pierwsza trzydziestka

Sobota, 19 sierpnia 2017 · Komentarze(5)
Tydzień temu nie udało się. Dziś kolejna próba.

Wczesna pobudka, małe śniadanko i jakimś cudem robi się już 7:30. Ostatni moment na wyjście, bo od jedenastej ma padać. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie - przecież w trakcie biegu i tak zawsze jestem kompletnie mokry. Chwila zastanowienia się którędy i wybieram trasę na Stolarzowice, Miechowice, a potem strefa, czyli tak jak robiłem dwudziestki.

Biegnę spokojnie wg tętna. Temperatura w porządku. Godzinę wcześniej niż były to zapowiadane zaczyna padać. Zupełnie się tym nie przejmuję. Nawet lepiej, bo w końcu to co spływa z czoła nie jest słone :)

Po dwudziestu km czuję coraz bardziej lewą stopę, czyli nie przeszło. Trzyma mnie coś od Rudy, a do tego teraz momentami doszło dziwne uczucie jakby kłucia w środkowy palec lewej stopy.

Końcówka to oczywiście podbieg z Rokitnicy na Helenkę. Licznik pokazuje "dopiero" 28km. No cóż... "dokręcamy" :-) Rundka wokół osiedla i mamy pierwszą w życiu trzydziestkę.

Pierwsza trzydziestka :) © djk71

Jeszcze tylko schody do domu ;-) i już można odpocząć. Nie było źle, ale łatwo też nie było. Do dystansu maratońskiego jeszcze 12km. Zobaczymy. Oby tylko stopa nie przeszkodziła...

Rowerem po okolicy

Piątek, 18 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Dziś sporo tematów rowerowych się przewinęło, nawet w pracy musiałem na to chwilę poświęcić więc po powrocie do domu w końcu się skusiłem... Co prawda tylko godzinka po okolicy, ale i tak było fajnie.

Znów na drodze © djk71

Widać, że dawno nie jeździłem, bo jadąc drogą techniczną wzdłuż autostrady w stronę Stolarzowic odkryłem mostek. Nie wygląda na całkiem nowy, a kiedy ostatni raz tędy jechałem to go nie było.

Nowy stary mostek © djk71


Niby szybko

Środa, 16 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Kolejne zmarnowane dni za mną... Dziś wieczorem namawiam żonę, żeby poszła, a raczej pojechała ze mną. Kilka kółek wokół osiedla. Od początku biegnę szybciej niż zwykle (tak mi się wydaje) żeby jej choć trochę dorównać. Rower jednak jest szybszy. W efekcie po pierwszym kółku mam dość, a średnia wcale nie rewelacyjna.

Drugie okrążenie robię już sam i nie zwalniam. Mimo, że kończę je mokry z bardzo wysokim pulsem to czas jak przy zwykłym spokojnym biegu. Po raz kolejny udowadniam sobie, że trzeba biec swoje...