Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:11306.17 km (w terenie 4494.24 km; 39.75%)
Czas w ruchu:855:39
Średnia prędkość:13.60 km/h
Maksymalna prędkość:71.63 km/h
Suma podjazdów:23143 m
Maks. tętno maksymalne:204 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:136454 kcal
Liczba aktywności:269
Średnio na aktywność:42.35 km i 3h 11m
Więcej statystyk

Czechy i Rosen Bank

Niedziela, 17 czerwca 2012 · Komentarze(6)
Czechy i Rosen Bank
Dziś od rana nastroje anty-czeskie... choć tak naprawdę to powinny być anty-polskie... bo sami sobie zgotowaliśmy taki los... Jako jednak, że dziś kolejne zawody Igorka w Grand Prix EuroRegionu Silesia 2012, a ostatnio ciągle przegrywa z Czechami to jest postanowienie aby powalczyć z nimi na ich terenie.

Jak przystało na zawody u naszych południowych sąsiadów organizacja jak zwykle na poziomie... innym... Już same namiary na miejsce zawodów: Havířov, a dokładniej: Horní Suchá. Zero adresu, mapki, jakiegoś punktu charakterystycznego... nic, a przecież można było wspomnieć chociaż o tym...

Franek © djk71


Choć kto wie co to jest.... szyb?

Życiorys Franka © djk71


Po kilkunastominutowym kluczeniu po mieście w końcu trzymając się na ogonie jakiegoś Czecha trafiamy na miejsce. Nie tylko my tak błądziliśmy, niektórzy nawet policję prosili o pomoc i nic. Masakra. Innych uwag byłoby jeszcze sporo ale potem znów mi napiszą, że marudzę :-)

Szybki objazd trasy... prosta technicznie choć nieprzyjemna, trawa i kamienie... do tego zero drzew, a z nieba leje się żar. Dwa okrążenia.

Dobry start. Po pierwszym okrążeniu widać zmęczenie ale jedzie mocno.

Dam radę... © djk71


Na drugim okrążeniu jest bardzo zmęczony ale dojeżdża na metę jako piąty - przed nim: czterech Czechów :-(

Podchodzę i widzę łzy w oczach. Niemożliwe, Igorek by nie płakał z powodu miejsca... Bo i nie taki jest powód :-( Jeden z czeskich zawodników kopnął go w kostkę w trakcie wyprzedzania. Widać, że go boli. To nie było fair... :-(

Po powrocie do domu długo walczę z sobą: jechać jeszcze, czy już nie? W końcu jadę. Cel prosty: zmęczyć się. Las miechowicki i jego ścieżki. Jadę, walczę i znów czuję lewe kolano :-( Niedobrze, bo to już kolejny raz czuję, że mam złą pozycję. Przesuwam siodełko do tyłu i... ból mija. Wystarczyło kilka milimetrów? Wystarczyło...

Zjazdy i podjazdy. Kilka razy Krajszyna i okolice. Potrzebowałem tego. Przy okazji odnajduję w końcu Rosen Bank, uzupełnienie Różanego Źródła Ile jeszcze tajemnic kryje ten las?

Rosen Bank © djk71

Zakończenie weekendu

Niedziela, 10 czerwca 2012 · Komentarze(8)
Zakończenie weekendu
Wyjątkowo udany weekend pod kątem rowerowym. Najpierw grupowe włóczęgi po okolicy (ze szczególnym uwzględnieniem Rept), potem fantastyczne Rudy i w końcu wczorajsze "Na kole ku familokom" - fantastyczna impreza :-)

Dziś przyszedł czas na zmagania sportowe. Piąte zawody z cyklu Grad Prix Euroregionu Silesia 2012. Tym razem po raz kolejny w Wodzisławiu. Mając w pamięci poprzednie zawody w tym miejscu oraz ilość pracy jaka czekała na mnie w domu odpuściłem start, ale Igorek oczywiście startuje ;-)

Objeżdżamy razem trasę, w kilku miejscach ślisko, w kilku stromo, do tego zakręty tuż nad jeziorem. Może być ciekawie :-)

Dla Igorka nie ma jednak rzeczy niemożliwych. Mimo, że po drodze zatrzymuje się żeby pomóc koledze, który upadł, na metę po fantastycznym finiszu dojeżdża jako trzeci. Znów wyprzedzili go Czesi.

Kolejne trofeum © djk71


Ładnie pojechał.
A w weekend piąty stadion wyglądał tak:

Kibicowanie wieczorową porą © amiga

Mistrz Tarnowskich Gór

Niedziela, 3 czerwca 2012 · Komentarze(12)
Mistrz Tarnowskich Gór
Mistrz ale... nie ja ;-)

Wczoraj Igorek startował w Mistrzostwach Zabrza w Kolarstwie Górskim. Niestety tuż po starcie zakręt okazał się zbyt ciasny i nastąpiła mała kraksa z kilkoma innymi zawodnikami. Trasa była krótka więc ciężko było odrobić straty. W efekcie na metę dojechał jako czwarty ze... skrzywioną kierownicą. Wyglądało to śmiesznie ale i strasznie. Dobrze, że nic mu się nie stało. Fajna organizacja imprezy choć szkoda, że maluchy musiały czekać na dekorację cztery godziny. Na pocieszenie na końcu była tombola i prawie każdy (a może i wszyscy) coś wylosowali. Igor wylosował podwójny bilet do kina.

Dziś XVI Mistrzostwa Tarnowskich Gór w kolarstwie górskim w Reptach. Testowaliśmy dość wymagającą trasę kilka dni temu. Igor był super dzielny. Dziś przy rejestracji dowiadujemy się, że Jego kategoria jedzie po uproszczonej trasie. Lekki zawód, ale cóż... w przyszłym roku będzie trasa trudniejsza.

Jedziemy na objazd trasy. Jest gdzie się spocić.

Przypinamy numerek i czas na start.

Jeszcze tylko numerek... © djk71


Organizatorzy mówią, że można towarzyszyć zawodnikom o ile nie będzie to przeszkadzało innym.

Igor startuje i od razu wychodzi na prowadzenie. Jadę na skróty i po chwili widzę pilota, a tuż za nim Igorka, ma prawie 100m przewagi. Zaczyna się podjazd. Jadę za nimi. Podjazd daje mu jeszcze większą przewagę. Po chwili za pilotem jest już tylko Igor. Reszty nie widać. Pilot się nie nudzi... :-) Dopiero ostatni podjazd wydaje się być zbyt męczący i Igorek mądrze schodzi z roweru i wpycha go na szczyt.

Na ostatnim odcinku do mety już nie widać zmęczenia. Mimo, że ma sporą przewagę daje z siebie wszystko. Wpada na metę kilka minut przed resztą. Mądrze pojechał ;-)

I już po wszystkim :-) Mistrz Tarnowskich Gór © djk71


Po zawodach pojeździł jeszcze z kolegami, a po powrocie... zrobił wszystkie zaległe wpisy na blogu :-)

Najlepszy Polak i zabytki

Niedziela, 27 maja 2012 · Komentarze(12)
Najlepszy Polak i zabytki

Działo się...

Piękny dzióbek... © djk71


... ale po kolei...

Po wczorajszej przejażdżce i nocnym reżyserowaniu dziś rano wyjazd na kolejne zawody z cyklu Grand Prix Euroregionu Silesia 2012. Startuje tylko Igorek. Rejestracja, numerek na rower, chwila skupienia...

Chwila zadumy © djk71


I ruszamy z Igorkiem oraz Amigą na objazd trasy. No cóż, miałem nadzieję na zrobienie kilku zdjęć ale nie było na to czasu. Wąskie ścieżki, zjazdy takie, że pewnie gdybym był na wycieczce to z kilku bym sprowadził rower, a tu... Igor zjeżdża... więc trzeba gnać za nim ;-)
Niezbyt łatwa trasa, mało miejsc do wyprzedzania...

Oczekiwanie na start. Dziadek z Darkiem zostają na starcie, a ja idę na podjazd, który na początku pokonał Igorka, ale po chwili już był zaliczony.

Jadą. Część wprowadza, Igorek jedzie...

Oni prowadzą, ja jadę © djk71


Po chwili inni tarasują drogę i już też trzeba prowadzić.

Jakby mi nie zajechali drogi to bym wjechał © djk71


Do końca walczymy.

Jeszcze kawałek do mety © djk71


W efekcie... 4 miejsce, przed nim 3 Czechów. Czyli... najlepszy z Polski ;-)

Wracamy do domu.

Obiad i jedziemy z Darkiem do Chudowa. Trochę później niż planowaliśmy. Dołącza do nas Olek. Skoro jest Olek to oczywiście nie jedziemy najkrótszą drogą tylko... Zabrzańską Trasą Rowerową :-)

Przed Chudowem wiatr i deszcz, który skutecznie wypłoszył część wystawców, jak i sporo zwiedzających. Dobrze. Mniejszy tłum. Źle, bo nie udało się spotkać z kilkoma znajomymi.

Za to kilka ciekawych autek :-)

Królowa w wersji milicyjnej © djk71


W życiu piękne są tylko chwile © djk71


Octawia Kombi © djk71


Piękne © djk71


Są też motory

Zagraniczne © djk71


Plamiasty © djk71


Niektórzy ich mocno pilnują:

Ostrzeżenie © djk71


A chłopaki zastanawiają się czym ja się tak podniecam...

Długo jeszcze? © djk71

Czas wracać. Wskazaną przez Amigę trasą docieramy szybko do Makoszów. Stamtąd już chyba najkrótszą (z dala od głównych dróg) trasą na północ.

Fajny rowerowy dzień.

Zawody i szansa na sponsoring

Niedziela, 15 kwietnia 2012 · Komentarze(11)
Zawody i szansa na sponsoring
Dwa tygodnie temu debiutowałem, a zarazem kończyłem moją przygodę z XC.
Dziś pojechałem z rodzinką do Orlovej w Republice Czeskiej. Starsza pociecha odmówiła po nieprzespanej nocy startu ale dla młodszego był to mus ;)

Nie wiem co mnie podkusiło ale… również zdecydowałem się pojechać… Może dlatego, że słyszałem, że trasa ma być łatwiejsza niż w Wodzisławiu, a może dlatego, że potrzebowałem odreagować ostatnie dni w pracy… co z tego, że cały czas leje...

Igor, mimo że miał najmniejsze kółka dał czadu.

Po wewnętrznej... © djk71


Po drodze bolesny upadek ale mimo to wymiatał. Niestety chyba przez rodziców nie wylądował na podium.
Czemu? Bo skończył trasę i sędzia powiedział koniec, a nam się zdawało, że ma jeszcze jedno okrążenie i wypchnęliśmy go ponownie na trasę. W efekcie miał zaliczony czas ukończenia… nadmiarowego okrążenia ;-( Na nic zdały się tłumaczenia… był 5-ty ;-( Ale ubaw był świetny. I jeszcze miał siły na zabawę...

Już zapomniąłem o wysiłku... © djk71


Moja grupa startowała jako ostatnia. W międzyczasie pogaduchy i rozgrzewka ze Staszkiem z Jastrzębia.

Jeszcze luz © djk71


Start i… znów podprowadzanie… tym razem wszyscy…. Po chwili zjazd… i… normalnie nie wiem czy bym się odważył… tym bardziej, że cała trasa to… śliskie błoto… Jadę. Z jedną myślą… bezpiecznie upaść…

Nie upadam. Jadę. Ślisko. Jak dla mnie wyzwanie, choć nie takie jak ostatnio. Okazuje się, że zgodnie z tym co piszą… Jak się rowerowi za bardzo nie przeszkadza to… on potrafi wiele. W każdym razie więcej niż taki jeździec jak ja… ;-)

Okazuje się, że drift (tak to się chyba nazywa) to to co ten rower lubi najbardziej… ;-)

Info dla cyklistów czy pieszych? © djk71


Staszek, który wcześniej mnie wyprzedził jedzie po upadku już bez jednej klamki…

Po drugim okrążeniu mam dość. Przede mną jeszcze… siedem…

Wciąż jadę. Nie ścigam się, Jadę dla siebie. Coraz bardziej podobają mi się zjazdy (wciąż jestem przygotowany na upadek) :-)

Po piątym lub szóstym okrążeniu mijając metę dostaję sygnał - ostatnie okrążenie. Dziwne bo wydawało mi się, że trochę więcej przede mną. Dojeżdżam do mety. Prawdopodobnie większość już dotarła i stąd moje ostatnie okrążenie… Nie szkodzi. Jechałem nie dla wyniku. Jechałem dla siebie. I podobało mi się. Kolejne zjazdy już nie robiły na mnie takiego wrażenia jak ten pierwszy… A że byłem za innymi… ktoś musiał...

Po zawodach wyglądałem czysto.

Piegowaty © djk71


Poważnie. Część zawodników co okrążenie prosiła o wodę żeby odnaleźć oczy...

Rower mniej czysto...

Znów mycie... © djk71


Ale to ostatnio norma... tym razem kąpiel w strumyku...

Myjnia... © djk71


Z innej beczki zaczynam ostatnio mieć niektóre rzeczy w...

D.... © djk71


A zupełnie z innej beczki... jest szansa, że sponsorem mojego nowego rowerku, na który moja żona zaciągnęła kredyt, będzie... PKO BP. Ale to już zależy od Was. Szczegóły jutro :-) Zajrzyjcie tu jutro... bardzo proszę :-)

I po zawodach nad Balatonem

Sobota, 31 marca 2012 · Komentarze(19)
I po zawodach nad Balatonem
Rano wita na deszcz i potworny wiatr. Mimo to pakujemy się i jedziemy do Wodzisławia na Grand Prix MTB Euroregionu Silesia. Nigdy nie startowałem w takich zawodach ale chłopcy chcą więc jedziemy.

Wieje i ziąb, że nie chce się wyjść z auta. Szybka rejestracja i krótka przejażdżka po kawałku trasy. Wow. Jak dla mnie wygląda przerażająco.

Przed startem © djk71


Pierwszy startuje Igorek. Wokół jeziora. Łatwo nie jest. Miejscami musi podprowadzić rower (czas już na większy). Jest... widzimy go ale co to... staje bo... spadł mu łańcuch. Za daleko żeby szybko dobiec. Na szczęście ktoś stojący przy trasie pomaga mu. W tym czasie wyprzedza go jeden z rywali. Mają jakieś 300 metrów do mety. Igor siada na rower i mimo mniejszych kółek... pokazuje jak należy finiszować ;-)

Komentator zawodów w szoku ;)

My też ale już na dekoracji bo...

Czemu 3 miejsce? © djk71


A miało być inaczej. I okazuje się, że to była pomyłka. Tak naprawdę jest... 2-gie miejsce ;-)

Znów podium - 2 miejsce! © djk71


Wiktor nie decyduje się na start więc po długim oczekiwaniu kolej na mnie. Masters A - jedziemy wraz z Elitą.

Pierwszy podjazd i robi się korek. Wprowadzamy rowery. Drugi podjazd i tu już ciężko jest wepchać rowery na szczyt. Ostry zjazd - jak dla mnie ścianka. Decyduję się na jazdę trochę dłuższą ale łagodniejszą trasę. Bez sensu jak się potem okaże... szybciej było zbiec z górki. Niektórzy zjechali.

I znowu... podbieg. I zjazd. Już brakuje mi tchu. Jestem tak zasapany, że ledwie potrafię wchodzić na rower. Pokonują mnie zarówno niektóre zjazdy i podjazdy. Momentami rower się ślizga ale to mi akurat najmniej przeszkadza.

Czerwona, czołgająca się kropka to ja © djk71


Czuję ogień. Nie, nie w nogach. W płucach. A właściwie to jak się na wysokości płuc zaczyna to w pasie się kończy.

Nie mam siły. Na prostym odcinku na najlżejszym przełożeniu nie potrafię już jechać. Trudno grunt, że przejechałem jedno całe okrążenie (z pięciu!). Rezygnuję.

Zaraz koniec... pierwszego okrążenia © djk71


Podbiegają organizatorzy i... namawiają mnie żebym jechał dalej. Dla siebie. Bez spinania się. Jadę. Wariaci. :-)

Jadę, ale krótko. Przy wspinaniu się na kolejną ściankę staję w miejscu i nie jestem w stanie pchnąć roweru ani kawałek wyżej. To nie ma sensu. Jakimś cudem dostaję się na górę, zbiegam w dół i rezygnuję. Gratulacje od orgów, że jednak spróbowałem.

No cóż. Nowy rower nie oznacza nowych sił i umiejętności. Z drugiej strony nigdy też nie nastawiałem się na taką jazdę. Pocieszające są komentarze z forum:

"Trasa łątwa technicznie?? nie będzi mocnych zawodników?? no to się ostro pomyliliście, była truda trasa , i bardzo mocni zawodnicy."

"słyszałem wczoraj że pokombinowali z trasą :D "

"Trasa trudna technicznie i bardzo wymagająca... Nie spodziewałem się tego. "


Czas na powrót do domu. Jestem zmęczony. Bardzo zmęczony. Jedno okrążenie to było raptem ok. 4km ale jestem padnięty jak czasem po setce na orientację.

Wracamy © djk71


Fajnie się zjeżdżało (tam gdzie dawałem radę), ale wymaga to jeszcze pracy i przełamania strachu. Z podjazdami było gorzej niż się spodziewałem, miałem wrażenie, że udało mi się kilka razy poderwać kierownicę. Nie tak jak niegdyś na początku w poprzednim rowerze ale jednak. A może mi się tylko zdawało... Może to było tylko zmęczenie...

Zakupiony 29er i pierwsze zawody :-)

Niedziela, 25 marca 2012 · Komentarze(19)
Zakupiony 29er i pierwsze zawody :-)

Jest!!!

Podoba mi się © djk71


:-) Ale po kolei :)


Po wczorajszych zawodach dziś ledwo chodzę. Bolą nogi, plecy i jeszcze parę innych części ciała... Wiku podobnie...

Mimo to ruszamy do Orzesza na Mistrzostwa Orzesza Cross Country. Na miejscu czeka już na nas Amiga. Rejestracja i chłopcy robią objazd trasy.

Trasa czeka... © djk71


My w tym czasie prowadzimy pogaduchy z dawno nie widzianą Katane, poznajemy jej męża, który również startuje i zajmuje 3 miejsce w swojej kategorii. Po jakimś czasie dociera Keszol, który podobnie jak ja tym razem nie jedzie tylko skupia się na dopingowaniu syna :-)

Chłopcy dzielnie walczą na trasie. Igor zajmuje 3 miejsce w swojej kategorii.

I co z tego, że inni mają wieksze koła... Go 18-tka! © djk71


Brawo, dał czadu. Wiktor choć nie załapuje się na podium również przyjeżdża w czołówce. Udany początek.

Rocznik '97 gotowy ;-) © djk71



Skąd ja znam ten rower... © djk71



Na dekoracji spotykamy Janka, szkoda, że nie było czasu dłużej pogadać, bo czekał nas jeszcze kurs do... Ostrawy po... wymarzonego twentyninera ;-)

Na podium - 3 miejsce ;-) © djk71


Czekał przez tydzień odłożony aż podejmę ostateczną decyzję. Myślałem, że korzystając z tego, że będę przez tydzień w Warszawie uda mi się przetestować jeszcze Mbike'a i Cube'a ale... praca wygrała i nie znalazłem na to ani czasu, ani sił.

Pod sklepem :-) © djk71


Rowerek już na mnie czekał. Pedały wkręcone, jeszcze zakup rogów, błotników, koszyków na bidony i można wracać ;-)

Podoba mi się © djk71


Wiem, że zdjęcie już było... Ale cieszę się...

Miałem nadzieję jeszcze pojeździć ale późny powrót do domu i chęć dokładnego pooglądania nowego nabytku oraz zamontowania reszty zabawek sprawiła, że skończyło się na chęciach...

Grunt, że zakup dokonany :-)

Ogólnie bardzo udany dzień. Fajnie zorganizowana przez Slavo impreza. Udany start chłopaków. Sympatyczne spotkania ze znajomymi oraz najważniejsze zakup 29-era ;-)

Jedynym niemiłym akcentem był fakt, że między zdjęciami aparat nagle odmówił posłuszeństwa. Wygląda jakby migawka się nie otwierała :-( Szkoda, bo fajny był, a pewnie nie będzie się opłacało naprawiać...

II Miejski Rajd Przygodowy

Sobota, 24 marca 2012 · Komentarze(8)
II Miejski Rajd Przygodowy
Po świetnej zabawie w ubiegłym roku nie miałem wątpliwości, że tym razem też wezmę udział w rajdzie. Startujemy rodzinnie z Wiktorem jako... Pięknowłosi ;-)

Na start docieramy w ostatniej chwili. Mapa... podobne okolice jak w roku ubiegłym, odprawa i start.

PK5 - Informacja turystyczna
Ruszamy biegiem. Na początek Rynek i rozpoznanie 10 flag europejskich - problem sprawiła tylko Islandia ale nie miało to wpływu na wynik.

PK6 - Plac Synagogi
Tyle lat tędy przechodziłem i nigdy nie zauważyłem obelisku upamiętniającego byłą synagogę.

Obelisk na Placu Synagogi © djk71


PK10 - boisko szkolne
4 rzuty do kosza. Wiku trafia 2 razy. Nie jest źle.

Trafię? © djk71


PK1 - Miejski skwer
I siłownia na świeżym powietrzu. 10 brzuszków. Luz. A propos brzuszków to z powodu tygodnia na targach przerwałem A6W w... ostatnim tygodniu. Szkoda ale nie było szans.

PK8 - Park linowy
Prosty przebieg po łatwej choć długiej trasie.

PK12 - Punkt 44
Stół bilardowy i w 6 ruchach wbijam tylko 2 z 3 bil.

PK3 - Pałac Młodzieży
Wiku zalicza 8 długości basenu. Niektórzy odpuszczają i chyba ma to sens, bo kary nie są zbyt dotkliwe. Na kolejnych imprezach organizatorzy chyba powinni zmodyfikować regulamin.

PK2 - Park Kościuszki
Jazda na rowerze i nie trafiam woreczkiem do miski. Na szczęście przejeżdżam pod rozwieszoną linką. Ciekawe czy dałbym radę na twentynajnerze :-)

PK7 - Muchowiec
Kto oznaczył ten punkt? robimy niepotrzebne kółko, bo punkt jest w innym miejscu. Wiktor biega po rozwieszonej między drzewami taśmie. Mimo, że można się podpierać to łatwo nie jest. Daje radę ;-)

I co z tego, że się podpieram? © djk71


PK4 - Camping 3 stawy
Punkt identyczny jak w zeszłym roku.

PK9 - Biblioteka Śląska
Podziwiamy rzymskie fontanny i zastanawiamy się z kim walczy Neptun...

Ładnie tu... © djk71


PK11 - Teren przed Rektoratem UŚ
Jak przystało na uczelnię zadania matematyczne. Rozwiązujemy bez problemu

PK13 - Kino Helios
Zadanie logiczno-matematyczne - Spoko :-)

Meta
13-ta. 4 godziny, czyli godzinę krócej niż w zeszłym roku. Ale konkurencja chyba silniejsza. Więcej biegaczy.

Na mecie miłą niespodziankę sprawiają nam swoją obecnością Kosma i Amiga ;-)

Wieczorem rozdanie nagród. Zostajemy z Wiktorem wylosowani. Ja dostaję przewodnik po Madrycie, a Wiku mapę Świętokrzyskiego. Niestety kończymy na 31 miejscu. Nie wiem jeszcze na ile zespołów.

Nawet ktoś nas sfocił na trasie ;-)

Pięknowłosi na Rajdzie © kosma100


Nie ważne. Najważniejsza była świetna całodzienna zabawa ;-)

Nocna Masakra 2011

Sobota, 17 grudnia 2011 · Komentarze(23)
Nocna Masakra 2011

Debiut na tej imprezie. O tyle trudny, że po tygodniowej chorobie. Szczerze mówiąc zastanawiam się czy jechać, bo wciąż nie czuję się najlepiej. Do tego Kosma do samego końca waha się czy pojedzie. Perspektywa nie wygląda więc zachęcająco… osłabiony, 15 godzin w nocy w lesie samemu przy zerowej temperaturze… Nie no, temperatura to akurat spoko, w poprzednich latach impreza odbywała się o ile pamiętam z relacji kolegów przy minus 15-20 :-)

W końcu jednak udaje się. Docieramy na start jakąś godzinę przed imprezą. Wieje, dzień wcześniej lało, tu ponoć nawet śnieg był widziany. Rejestracja, przygotowanie rowerów, ostatnie dylematy w co się ubrać, a co wziąć na drogę i idziemy na odprawę.

Start. Chwila zawahania przy wyjeździe z miasta, ale po chwili jesteśmy na właściwej drodze w… zupełnie ciemnym lesie. Do odnalezienie mamy 16 punktów. W zależności od czasu i tego co się będzie działo na trasie zakładamy odnalezienie 9-12 z nich.

PK5 - Jaz, drzewo na NE od drogi

Mimo, że w zupełnej ciemności jedzie się fajnie. Czuć wiatr ale na szczęście nie pada. Dobra, koniec asfaltu - czas na teren. Wjeżdżamy w jedną ze ścieżek i po chwili Monika zostaje w tyle. Okazuje się, że przeleciała przez kierownicę przejeżdżając przez jedną z kałuż. Na szczęście upadła na suchym i niezbyt twardym podłożu. Rozwidlenie ścieżek, to musi być gdzieś tu. Dojeżdża jeszcze jeden zawodnik. Przeczesujemy okoliczne drzewa. Nic. Wracam do mapy. Oczywiście, że nie tu. Musimy jeszcze kawałek dalej podjechać. Drugie podejście i mam. Wołam resztę ekipy. Podbijamy punkt. Jest 18:00 nieźle. W sumie nieco ponad godzina od momentu kiedy ruszyliśmy.

PK8 - Mostek na NW

Bez problemu wyjeżdżamy z lasu i jedziemy w stronę torów kolejowych. Tu spotykamy piechurów, każdy biegnie/jedzie po swojemu ale w końcu spotykamy się na punkcie. Byli pierwsi, ale nie musieli ciągnąć rowerów ;-) Łatwy punkt. 19.05 - dwie godziny dwa punkty jest dobrze.

Ciemność widzę... © djk71


Czas coś przekąsić. Prowadzimy rowery po torach wcinając batony. W międzyczasie gubię rękawiczkę. O nie… nie dziś… Na szczęście gubię ją na torach więc dość łatwo ją odnajduję. Chwilę później orientuję się, że jadę z otwartą kieszenią, w której mam aparat i kluczyki od auta. Bomba. Na szczęście nie wypadły.

PK3 - Szczyt górki, drzewo na E od przecinki

Nie lubię punktów typu szczyt górki. Zawsze w rzeczywistości okazuje się, że tych szczytów jest kilka. Jedziemy. Błotko, kałuże. Trafiamy na skrzyżowanie, które nie do końca widzimy na mapie. Brakuje drogi na wprost. Ruszamy w lewo, bo jest prawie na zachód. Lawirując między kałużami nie zauważam kiedy droga skręca i zamiast na zachód jedziemy na południe. Po 2km, kiedy ma być przecinka wiemy, że jesteśmy w złym miejscu. Wracamy, szukamy, błądzimy. Monika sugeruje żeby zrezygnować. Straciliśmy już sporo czasu. Nie poddaję się, proponuję objechanie lasu i dojazd do jeziora. I rzeczywiście jest woda. Niestety to chyba nie ta. Jeszcze kawałek. Nie widać wody ale w całkowitej ciemności może się okazać, że jest tuż obok. Kolejne skrzyżowanie i kolejne poszukiwania. Nic.
Wracając trafiamy na zawodnika, który przyjechał z drugiej strony. Czyli to musi być gdzieś tutaj. Jeszcze jedno podejście. Nie ma. Posiłek i podejmujemy decyzję o rezygnacji. Jest 22:00 Minęły trzy godziny od znalezienie poprzedniego punktu! Jedziemy na kolejny punkt. Błoto daje się Monice we znaki.

PK7 - Gruby buk przy skrzyżowaniu drogi poż. z drogą leśną , na SE

Ten punkt wydaje się być prosty. Tak się tylko wydaje. Choć odmierzamy odległości nie potrafimy odnaleźć punktu. Jednak szukanie drzewa w lesie jest trudne. Na ziemi ślady śniegu. A punktu nie ma. Podejście z drugiej strony i też echo ;-( Odpuszczamy, choć spędziliśmy tu sporo czasu.

PK9 - Południowo-zachodni narożnik ogrodzenia, przy drodze

W drodze do punktu spotykamy Ulę i Monikę. Chyba nam nie wierzą, że mamy dopiero 2 punkty, a już minęła ponad polowa czasu. One mają już siedem :-(
Na szczęście ten punkt jest banalny do odnalezienia. Jest 1:55. Prawie 7 godzin od odnalezienie poprzedniego punktu. Nasz nowy rekord. Mam nadzieję, że nigdy go nie pobijemy. Popas i analiza mapy. Monika nie chce już słyszeć o terenie. Wybieramy punkty blisko asfaltu. Jedziemy, niestety Monika nie czuje się najlepiej. Decydujemy się wracać do bazy zaliczając po drodze jeszcze tylko jeden punkt.

PK15 - Północno-wschodni brzeg jeziora na skraju lasu

W pobliże punktu dojeżdżamy asfaltami. Niby łatwiej ale nudno. Monika czuje się już lepiej ale zaczyna ziewać. Zaraz się obudzi. Do punktu musimy dojechać terenem. Co więcej na mapie… nie ma jeziora ;-)
Jedziemy. Tu błoto jest bardzo śliskie. W pewnym, momencie ucieka mi spod tyłka rower i ląduje parę metrów przede mną. Na szczęście mnie udaje się ustać na nogach. Zaczynam mieć wątpliwości , czy ten punkt będzie tak prosty jak się spodziewaliśmy. Po chwili jednak udaje się odnaleźć małe jeziorko w lesie. I jest punkt. 4:50. Czwarty i… ostatni punkt. Niewiele, ale tak czasem bywa.

Wracamy do mety. Myślimy już tylko o tym żeby znaleźć się w śpiworach. Około 5:45 meldujemy się na mecie. Zostawiamy rowery. Znajdujemy kawałek miejsca żeby rzucić karimaty i kładziemy się spać.

Po trzech godzinach pobudka. Mycie, pakowanie i idziemy na zakończenie imprezy. Wcześniej zostajemy mile zaskoczeni wspaniałym makaronem. Ogłoszenie wyników. Słabiutko ale byli słabsi od nas…


Jeszcze ostatnie pogaduchy, wrażenia i jakoś tak… wszyscy wiemy, że to już koniec w tym roku i chyba nikomu nie chce się wyjeżdżać… Bo co tu teraz robić przez te kilka miesięcy…. Tak przyszło mi do głowy, że po Masakrze… powinna się jeszcze odbyć Wigilia… ;-)

Ostatnia impreza i czas na podsumowanie… Nie, nie dziś, trzeba odpocząć… Podsumowanie będzie jak będą finalne wyniki. Wg moich wyliczeń wygląda, że w klasyfikacji generalnej skończę na 20 miejscu wśród mężczyzn, a Monika na 4 wśród kobiet. Czy tak będzie? Poczekamy.


Pakujemy brudne rowery i wracamy do domu. Moniki nówka przeszła dziś prawdziwy chrzest bojowy. To znaczy chrzest był na Funexie, ale dziś chyba rower miał większe wyzwania.

Drugi raz na nowym rowerze - ciężki będzie miał żywot... © djk71


Fajna impreza, choć wynik nie był marzeniem. Wielkie dzięki dla organizatorów i współuczestników.

Funex Orient 2011, czyli nie tak to miało być

Sobota, 26 listopada 2011 · Komentarze(15)
Funex Orient 2011, czyli nie tak to miało być

Wstęp

Kolejny maraton na orientację - Funex Orient -200km w 16h. Start o 9:00 rano, meta o 1:00 w nocy.

Meldujemy się z Kosmą (i jej nowym rumakiem) w bazie w piątkowy wieczór. Rejestracja, kolacja, krótkie pogaduchy ze znajomymi i idziemy spać .

Poranek rześki :-) Niby około 6 stopni ale porywisty wiatr wtrąca swoje trzy grosze.

Start, czyli Funex Show

Start nieco inny niż zwykle. Bez rowerów. Rowery czekają z boku a my wraz z biegaczami na hasło START ruszamy szukać ukrytych na terenie placu szkolnego karteczek z numerkami. W trakcie rejestracji każdy z nas dostał dwie karty startowe; małą i dużą. Teraz musimy odnaleźć numery punktów z małej karteczki. Po odnalezieniu pierwszego punktu biegniemy do bazy żeby tam przedziurkować i kartę i… szukamy kolejnego punktu. Niestety po chwili w bazie jest szaleństwo. Część osób rezygnuje z tej zabawy inkasując za o 15 min. kary.

Kto podbił wszystkie punkty lub wybrał karę - dostaje mapę. 1:100 000 i 18 punktów do odnalezienia. Tradycyjnie rozrysowanie trasy z uwzględnieniem faktu, że przynajmniej połowę punktów będziemy zdobywali w ciemnościach. Kilka punktów na krańcach mapy :-( Ruszamy o 9:25.


K1 - ujście rzeczki

Zawsze najbardziej się obawiam starty czasu przy wyjeździe z miasta. Tym razem tak zaplanowaliśmy trasę, że nie ma z tym problemu, choć przez chwilę pojawiły się wątpliwości. Ujście rzeczki jest koło mostu, który szybko namierzamy. Punkt zaliczony.

K2 - mostek
Ruszamy na kolejny punkt i też nie ma problemu. To znaczy jest. Nie ma perforatora. Chyba, że jest pływający...

Perforator? © djk71


Telefon do organizatora i okazuje się, że punkt jeszcze nie jest rozstawiony. Zaliczenie na telefon. Ok. wracamy, minęła godzina od startu. Dobrze, ale punkty były blisko. Teraz kolej na dłuższy przelot.

R35 - mostek
Obok dawnego tartaku trafiamy na malowniczą ścieżkę wzdłuż rzeki. Monika szaleje na nowym rowerku.

Szalejemy © djk71


Do punktu docieramy bezbłędnie choć… bardzo wolno. Za wolno. Bardzo za wolno.

Na mostku © djk71


R45 - skrzyżowanie - na karcie z opisem punktów dopisek, że punkt przeniesiony bardziej na południe.

Do Cichego spokój, w Marianowie znów wolno. Widać jednak zbyt szybko, bo… jak się po chwili okaże wyjeżdżamy kawałek za daleko. Wystarczyła chwila nieuwagi i braku patrzenia na kompas :-( W efekcie lądujemy gdzieś… Szybka próba orientacji mapy i ruszamy na północ by po chwili znaleźć się obok jeziorka, w pobliżu którego jest punkt.

Urlopu by się chciało... © djk71


Jest, a właściwie ma być. Przeczesujemy metr po metrze tracąc tam dobrze ponad godzinę. Telefon do organizatora i zapewnienie, że punkt jest na swoim miejscu. Jeszcze jedno podejście i rezygnujemy. Szkoda straconego tu czasu.

R33 - połamane drzewo
Do punktu docieramy bez problemów. Czas na posiłek. Późno. Zjadamy i wcale nie ma dużo więcej siły. Nie podoba mi się to.

R40 - skraj lasu
Długi odcinek, strasznie się ciągnie. Punkt odnaleziony bez problemu. Nadchodzi zmierzch. Zakładamy lampki, odblaski, kamizelki.

R32 - most

Kolejny długi jak diabli przelot. Po drodze wypadek. To przypomina nam o tym, że jest sobotni wieczór na wioskach ;-(
Skrzyżowanie i… konsternacja. Na mapie wygląda to trochę inaczej. Szukamy ścieżki u kogoś na podwórku, na polu, w końcu nas olśniewa, że ścieżka na mapie to w rzeczywistości piękny nowy asfalt. Jest most, jest obok mostu punkt.

Nic nie widać? Tam też tak było... © djk71



R38 - nora

Sceptycznie jestem nastawiony do szukania nory w lesie w nocy ale koniec końców jedziemy. Przez las. Odmierzając odległości nie znajdujemy właściwej ścieżki ;-( Jeszcze jedna próba i kilkaset metrów przedzierania się pieszo i fiasko. Drugi punkt, z którego rezygnujemy.

R31 - skrzyżowanie
Nie widzę go na mapie. W rzeczywistości też nie jest lepiej. Budzimy mały popłoch wśród mieszkańców okolicznego domku. Nic dziwnego, ktoś im się za płotem szwenda świecąc latarkami po oknach. Podejście z dwóch stron i echo ;-( Może od strony torów? Też nie ma :-( Drugi punkt z rzędu odpuszczony ;-(

Dojeżdżamy do Brodnicy i przerwa na kawę w Mc Donald's. Dyskusja co dalej. Już 20:00, czasu mało (5 godzin) realnie oceniamy, że jesteśmy w stanie odnaleźć 2-3 punkty. Jedziemy.

R36 - sławojka
Uświadamiam po drodze Monikę co to takiego, zdziwiony, że nie wie. Koło punktu widać krążące po krzakach światełka. Ludzie szukają. "Macie?" - pytam bez sensu, bo przecież gdyby mieli to by już pojechali dalej. "Nie!" - odpowiadają. "A wiesz może co to sławojka?". Wybucham śmiechem, bo czego w końcu tak zawzięcie szukają… ;)
Trochę krążenia i jest. Znajduję. Odbijam punkt i jedziemy dalej.

R43 - mostek
Jedziemy bardzo powoli. Dróżka obok cmentarza i w końcu docieramy na punkt. Po chwili przerwa. Posiłek. Dyskutujemy co dalej. Kusi mnie 44, Monika woli 30. Po chwili wiem, że na dziś to już tyle. Jedziemy do bazy.

Meta
Bardzo powoli docieramy do mety. Po drodze rozstawionych kilka patroli drogówki. Przyglądają nam się ale nie zatrzymują. Świecimy jak choinki. Jedziemy przepisowo. Docieramy do bazy. Okazuje się, że więcej osób miało problemy z R45. Ponoć jedni twierdzą, że był w "nowym" miejscu, inni, że w "starym". Wszyscy z którymi rozmawiamy (także zwycięzcy tras) twierdzą, że punkt był tam gdzie go wstępnie zaplanowano, a nie tam gdzie nas skierowano. Taki lekki niesmak po tym pozostaje.

Fajna trasa choć nie na naszą dzisiejszą kondycję. Wiatr nam też nie pomagał, ale prawda jest taka, że nie pomagał nikomu. Szkoda, że nie udało się zaliczyć więcej punktów ale czego wymagać jak średni puls z całej trasy to 125 (zwykle, jest to co najmniej 148). W strefie raptem 3 godziny, 8 godzin poniżej… :-( Źle. Mimo 25-tego miejsca w zawodach awansuję (wg wstępnych wyliczeń) na 19 miejsce w klasyfikacji generalnej. Dobre i to. Choć ciężko będzie to utrzymać po Maskarze.

Jeszcze przepyszna kolacja i trzeba iść spać. Rano wstajemy wcześnie i ruszamy do domu. Za tydzień Mini Nocna Maskara.

Kadencja: 68