Wpisy archiwalne w kategorii

Orientuj się

Dystans całkowity:8970.79 km (w terenie 3887.80 km; 43.34%)
Czas w ruchu:571:47
Średnia prędkość:15.69 km/h
Maksymalna prędkość:71.63 km/h
Suma podjazdów:965 m
Maks. tętno maksymalne:203 (144 %)
Maks. tętno średnie:175 (91 %)
Suma kalorii:8500 kcal
Liczba aktywności:99
Średnio na aktywność:90.61 km i 5h 46m
Więcej statystyk

Galicja Orient - dzień drugi

Niedziela, 29 września 2013 · Komentarze(5)
Galicja Orient - dzień drugi

Po wczorajszym dniu i długim wieczorze mam wrażenie, że dziś wcale nie uda się pojechać. Mimo to odbieramy mapkę w formacie A4 i planujemy zaliczenie 7 z 10 punktów. Patrząc po wczorajszym to wszystko co teoretycznie będziemy w stanie zrobić. Do tego ruszamy dopiero 15 minut po starcie.

Dziwny dla nas widok... tutaj © djk71


PK 31 - Rozwidlenie dróżek
Na wylocie z miasta mijamy Zdezorientowanych, wydaje się, że mają jakąś awarię, ale wołają, że wszystko jest ok. Mówili prawdę, bo przed punktem się spotykamy. Ciepło.

PK 33 - Kapliczka
Droga do kapliczki prosta, choć kto wie, czy na ostatnim odcinku byśmy się nie zastanawiali chwilę, bo ścieżki na polu rawie wcale nie widać. Na szczęście przed nami pojechało tamtędy kilku zawodników więc pędzimy za nimi.

Kapliczka © djk71


Pomijamy :
PK 38 - Koniec drogi
PK 40 - Szczyt osuwiska


PK 39 - Róg łąki
Długa droga asfaltem. W pewnym momencie zauważamy, że dziś niedziela i chyba się gdzieś w okolicy msza skończyła, bo samochody z przeciwka jadą jeden za drugim. Mijamy Grabinę, Sobolów i przed Chrostową wjeżdżamy do lasu. Wszystko się zgadza: zakręt drogi, krzyż i ścieżka... Tyle tylko, że ścieżka robi się coraz węższa, coraz bardziej zarośnięta, aż w końcu przedzieramy się przez zarośla. Chyba nikt tędy przed nami nie szedł. No, ale jak ludzie jechali na PK38 to tu na pewno nie skręcili. W końcu jest trochę luźniej i jest brama, za którą... są tylko zarośla. Brama do lasu?

Brama do lasu © djk71


Niewiele brakło, a byśmy dalej się przebijali przez kolejne krzaki, gdyby nie to, że zauważam 10m dalej jadącego zawodnika. Okazuje się, że tam biegnie droga. Masakra. Kawałek dalej jest punkt gdzie spotykamy Grześka. Jest trochę zdziwiony kiedy się dowiaduje, że dziś jedziemy w przeciwną niż on stronę i już tu jesteśmy. Uświadamiamy go, że opuściliśmy dwa punkty.

PK37 - Mała polanka
Źle skręcamy z drogi i lądujemy tuż nad Stradomką. Po chwili droga się kończy i znów potrzebna by nam była maczeta. w końcu przedzieramy się do pięknego asfaltu. Jechalibyśmy nim gdyby nie zły skręt.
Chwilę kombinujemy jak tu wjechać na zielony szlak i kiedy już go mamy to nie do końca jesteśmy pewnie gdzie na niego wjechaliśmy. Szczęśliwie polanka jest tuż obok.

Czas na grzybobranie? © djk71


PK 36 - Pod skałą, Pn skraj kamieniołomu - Bufet
Jadąc od Zoni skręcamy tuż przed punktem, bo opis sugeruje, że punkt nie będzie od drogi tylko od północnej strony. Robimy małe kółko i... zatrzymujemy się przed niesamowitym cmentarzem.

Cmentarz nr 341 © djk71


Krzyże wskazują, że to cmentarz wojskowy, pół prawosławny, pół katolicki. Jak się potem doczytam jest to Cmentarz wojenny nr 341. Pochowano tu poległych w dniach 7-19 XI 1914 r.: 178 żołnierzy austriackich 146 żołnierzy rosyjskich.

Cmentarz nr 341 © djk71


Jest on jednym z 400 zachodniogalicyjskich cmentarzy wojennych zbudowanych przez Oddział Grobów Wojennych C. i K. Komendantury Wojskowej w Krakowie. Z tej liczby w okręgu bocheńskim takich cmentarzy jest 46.

Chwilę później opychamy się ciastkami na bufecie.

Omijamy PK 35 - Skrzyżowanie ścieżki z potokiem

PK 34 - Przepust
Planowaliśmy zjazd terenem przez Naprześnią, ale widząc chwilę wcześniej jak tam wygląda wybieramy asfalt. Okazuje się to być trafnym wyborem, bo przed nami długi piękny zjazd. Przed punktem wracający z niego "tramwaj".

PK 32 - Szczyt grodziska
W pobliże punktu dojeżdżamy w kilka osób. Sylwia pokazuje nam jak się zjeżdża z górki :-)
Zostawiamy rowery na dole i wspinamy się dość stromo do punktu.

Po punkt © djk71


Tuż przed okazuje się, że górą biegła piękna droga.

Meta
Do mety dojeżdżamy już bez przygód. Dużo drobnych błędów kosztujących nas sporo sił i czasu. Gdyby nie to pewnie mogliśmy zaliczyć co najmniej jeden punkt więcej.

W sumie bardziej mi się chyba podobał dzień wczorajszy, dziś trasa była zbyt oczywista i stąd grupki zawodników. Inna sprawa, że to dziś popełnialiśmy błędy.

W finałowej klasyfikacji lądujemy w okolicach połowy stawki, mogło być lepiej, ale grunt, że impreza była świetna. Dobrze zorganizowana (choć robiło to tylko kilka osób), punkty na swoich miejscach, fantastyczny teren i świetna atmosfera.

Fajnie było spotkać tak wielu znajomych i w końcu mieć czas na to żeby trochę porozmawiać.

Galicja Orient - dzień pierwszy

Sobota, 28 września 2013 · Komentarze(10)
Uczestnicy
Galicja Orient - dzień pierwszy

Galicja Orient, czyli... dawna Odyseja... A przynajmniej ten sam termin, ta sama formuła... Wyjeżdżamy z Amigą w piątkowe popołudnie z Katowic i... szybko orientujemy się, że błędem był wybór autostrady. Kilkadziesiąt minut na bramkach + ograniczenia prędkości na autostradzie sprawiają, że do Bochni docieramy później niż planowaliśmy, a jednocześnie wcześniej niż większość pozostałych uczestników. Efektem tego są numery startowe jak nam zostają przydzielone: 2 i 3 :-).

Kto wcześnie przyjeżdża ten ma niski numer © djk71


Po wieczornych pogaduchach noc szybko mija. Ranek rześki :-)
Śniadanie, przygotowanie sprzętu, powitania z tymi, którzy dopiero dziś dotarli na start i odprawa.

Po chwili dostajemy mapy do ręki i planujemy jak to w najbardziej optymalny sposób odnaleźć 18 zaznaczonych punktów.

PK 1 - Róg lasu
Ruszamy, trochę wstrzymują nas światła, ale po chwili wyjeżdżamy z miasta. Lekko nie jest. Przed nami długi podjazd. Już pod koniec wiemy, że zaplanowanie wszystkich punktów to był chyba zbyt ambitny plan. Szybko robi nam się ciepło. Nie zauważamy zaplanowanego zjazdu z asfaltu, więc atakujemy od strony cmentarza, gdzie spotykamy Sylwię. Kolejny podjazd, tym razem w terenie, po chwili mamy pierwszy punkt.

Nieogolony słup © djk71


PK 6 - Leśniczówka
Zjeżdżamy nieistniejącą na mapie ścieżką obok zdziwionych krów i nie mniej zdziwionego gospodarza, któremu wjeżdżamy wprost na podwórko.
Chwilę później meldujemy się przy leśniczówce.

Za leśniczówką © djk71


PK 3 - Skrzyżowanie ścieżki z potokiem, 20m w górę potoka
W opisie powinno być chyba "potoku", ale nie będę się czepiał ;-)
Trochę błotniście, ale dajemy radę.

PK 5 - Most/fosa
Kierunek Nowy Wiśnicz i tamtejszy zamek. Ładny podjazd.

Tym, dla których Bóg, honor, ojczyzna były ważniejsze niż życie © djk71


Ładny zamek i nieco chyba zdziwiony ochroniarz ;-)

Przy zamku w Nowym Wiśniczu © djk71


PK 9 - U zbiegu potoków
Do punktu prowadzi prosta droga...

Prosto © djk71


... tylko na sam punkt trzeba się przeprawić przez strumień.

Trzymam go © djk71


PK 7 - Skała na północnym stoku
Wyjeżdżamy z punktu, a raczej wypychamy rower, bo coś nam się ciężko podjeżdża. Po chwili widzimy kamień-grzyb, tam można znów wsiąść na rower.

Dobra, jedziemy © djk71


Kolejny punkt to... strome i długie podejście.

PK 8 - Skrzyżowanie dróg leśnych
Zaliczony bez problemów.

PK 15 Zbieg dwóch jarów
W Gosprzydowej sklep tuż przed zamknięciem (14:00). Za nami połowa czasu i dopiero 7 punktów. Podjazdy dają w kość. Korekta planów, nie ma szansa abyśmy zdążyli zrobić wszystko. Za każdy nie zaliczony punkt dostaniemy karę czasową od 60 do 120 minut. Trudno, lepsze to niż spóźnienie, bo za każdą minutę spóźnienia czeka nas 20 minut kary.

Chwilę później po podbiciu kart na punkcie ruszamy na zmodyfikowaną trasę. Niestety przestaje mi działać licznik. Prawdopodobnie przetarłem gdzieś kabel.

PK 14 - Skała obok szczytu
Chwila zamieszania ze ścieżkami, spotykamy Zbyszka i po chwili zaliczamy punkt.

Obok skały © djk71


Odpuszczamy kolejne punkty:
PK 16 Szczyt ogrodzenia przy kapliczce
PK 13 - Zarośnieta polana Pd-Wsch róg
PK 17 - Stos kamieni na granicy lasu
PK 18 - Stos kamieni na granicy lasu
PK 12 - Południowy róg zagajnika

i jedziemy szukać następnego punktu.

PK 11 - U zbiegu potoków
Nie zauważamy ścieżki, w którą mamy wjechać i zamiast zaatakować od strony pd-wsch, robimy to od strony pd-zach. Chwilę nam zajmuje znalezienie punktu, ale w końcu jest.

Omijamy jeszcze jeden punkt:
PK 10 - Drzewo przy dawnej drodze

PK 4 - Skraj lasu przy szczycie
Długi przelot, czuję zmęczenie, marzę o tym żeby dotrzeć do bazy i znaleźć się w śpiworze, nie muszę się myć, jeść, chcę leżeć.

Tu nie jest płasko © djk71


PK 2 - Przepust
Podjazd w Pogwizdowie i za kołem łowieckim jest przepust.

Meta
Teraz już tylko prosta droga do bazy. Na samym końcu długi zjazd... :-)

Zaliczyliśmy 12 z 18 punktów. Mogło być lepiej, ale jeśli najlepsi zawodnicy dotarli do mety dopiero na niecałą godzinę przed końcem limitu czasu to o czymś świadczy...

Wieczór pod znakiem pizzy i walki z odwodnieniem oraz długich nocnych dyskusji :-) Miło było się przekonać, że zaznaczyliśmy (choć nie przejechaliśmy go w całości) jak jeden z liderów :-)

Bike Orient - okolice Bełchatowa

Niedziela, 22 września 2013 · Komentarze(7)
Uczestnicy
Bike Orient - okolice Bełchatowa

Wczoraj na metę zjechaliśmy po ponad 190 km krótko przed godziną 23. Chwila odpoczynku, wymiany wrażeń i pakowanie. O 0:30 lądujemy w łóżkach. Nie zapowiada się długa noc. W planach pobudka o czwartej i 500km samochodem do Bełchatowa. Tylko po co? Wczoraj ostatnie 20-30km jadę na stojąco. Cztery litery bolą okrutnie jak więc mam przejechać następnych kilkadziesiąt?

Budzę się o 3:07, po nieco ponad dwu i pól godzinie spania. Skoro się obudziłem to budzę też Amigę i zarządzam wyjazd.
Droga dłuży się, czuję wczorajszy dystans w każdej części ciała, a do tego spać się chce strasznie. W końcu jednak docieramy do Kluk (-ów?). Na miejscu sporo znajomych. Ostatnich zawodów w Pucharze Bike Orient nie odpuścił też Andrzej.

Przebieramy się, przygotowujemy rowery i pora na odprawę. Na mapie w skali 1:60 000 jest 20 punktów, które musimy odszukać w terenie. Czterem z nich towarzyszą rozświetlenia w skali 1:25 000. Markery w dłoń i wytyczamy trasę, która wydaje się nam być najbardziej optymalną. Cały czas w głowach stawiamy sobie pytanie, czy aby na pewno wiemy co robimy, czy po 2-3 punktach nie okaże się, że nie jesteśmy w stanie jechać dalej? Zobaczymy.

Ruszamy.

PK 4 - Szczyt wzniesienia
Pierwszy punkt prosty, ale od razu widać, że będą piaski i podjazdy.

PK 9 - Zbocze wyrobisko piasku
Do drugiego punktu mamy tramwaj… Nie lubię tego… Nie dość, że jadąc w grupie nie trzymam swojego tempa, to dodatkowo nad koncentracją bierze górę instynkt stadny. Prosty punkt w piaskownicy.

Grupowo © djk71


PK 6 - Bunkier
Przez piaski wyjeżdżamy z punktu i mkniemy w stronę bunkrów. Na miejscu jest już kilku zawodników, wśród nich m.in. Wojtek, z którym się mijamy i jeszcze trochę będziemy, aż w końcu nam gdzieś zniknie po którymś z punktów.
Okazuje się, że okopy to nie to samo co bunkier, ale i ten po chwili jest zaliczony. Ciasno w środku. Szkoda, że nie ma czasu dłużej to zostać.

Pierwszy dziś bunkier © djk71


PK 19 - Zachodni brzeg strumienia
Następny punkt też nie stanowi problemu. Wciąż kilka osób oprócz nas dociera w tym samym czasie. Po drodze ciekawe ostrzeżenia.

A gdzie rowery? © djk71


PK 13 - Skrzyżowanie drogi z rowem
Dalej zawodnicy wybierają różne warianty, asfalt, drogę, by po chwili znów się spotkać. Ci, którzy tak jak my wybrali teren mogli być zaskoczeni. Musieliśmy się zatrzymać na fotkę.

Kapliczkowo © djk71


Kolejny lampion lekko ukryty w krzakach i gdyby nie rozsypane konfetti to łatwo by go można było minąć.

PK 1 - Wieża widokowa
Trochę na skróty, nie do końca niebieskim szlakiem, docieramy na punkt z bufetem. Ładne miejsce i pyszny poczęstunek.

W tle wieża z punktem © djk71


Nie było łatwo do niej dojść, ale Darek dał radę © djk71


PK 17 - Bunkier
Wyjeżdżając ruszamy w drugą stronę, ale od razu korygujemy błąd i brniemy przez piachy w stronę kolejnego bunkru.

Kolejny bunkier © djk71


PK 12 - Wyrobisko piasku
Piachy męczą, ale wydostajemy się z nich i pędzimy w stronę… wyrobiska piachu. Wracając spotykamy Andrzeja.

Jak nie wydma to wyrobisko piasku © djk71


PK 11 - Punkt widokowy
Podobnie jak poprzedni to punkt z rozświetleniem. Tym razem bardzo się to przydaje.

PK 3 - Szczyt wydmy
Tu znów spotykamy Andrzeja. Jak widać rower to również… bieganie :-)

Kto pierwszy u góry? © djk71


Połowa punktów zaliczona. Jest szansa na wszystkie o ile damy radę kondycyjnie. O dziwo wcale nie pamiętamy po wczorajszej dwusetce. Nawet można na siodełka bez problemu siedzieć.

PK 2 - Obniżenie terenu na wydmie
Punkt namierzony bezbłędnie, nawet ścieżka się znalazła bezpośrednio na punkt.

PK 7 - Przy drodze
Prosty punkt. Kawałek dalej jest sklep, chyba pora go zaliczyć. To jedyna dziś przerwa zakupowa, ale była potrzebna.

PK 5 - Szczyt wydmy
Ruszając spod sklepu widzimy zawodników wjeżdżających w teren. My wybieramy asfalt, który… nieoczekiwanie się kończy… Na szczęście po chwili znów go odnajdujemy i na punkt dojeżdżamy równocześnie z tymi, którzy pojechali terenem.

PK 10 - Osada łowiecka
W drodze do punku spotykamy Wikiego. Po chwili dziurkujemy karty i oczywiście pamiątkowe zdjęcie :-)

Osada łowiecka © djk71


PK 14 - Szczyt wydmy
Kolejny już dziś szczyt wydmy. Zaczynam mieć wrażenie, że to ulubione miejsce Amigi :-)

PK 18 - Brzeg stawu
Piaszczysty dojazd. W pewnym momencie uślizg i pada… na szczęście rower, mnie się udaje odskoczyć. Zakonnice w tak odludnym miejscu robią wrażenie… :-)

PK 20 - Brzeg stawu
Prosty dojazd, długa prosta, w prawo i w lewo... tylko…że nie ma ścieżki w lewo. Cofamy się i jest… ale ledwie widoczna. Jedziemy, jest staw, brzeg i drzewo z literkami PK tylko nie ma lampionu i perforatora.

Staw jest, tylko punktu nie widać © djk71


Dzwonię z info do organizatora i mamy jechać dalej, punkt jest gdzie indziej ale nam zaliczą. Chwilę później przejeżdżamy obok punktu. Dla świętego spokoju dziurkujemy karty.

PK 15 - Kaplica
Prosty dojazd, choć po piachach. Śliczna kapliczka, dzwoni Andrzej, że właśnie dojechał na metę My też zaraz będziemy, zostały nam dwa proste punkty w pobliżu mety. Tak nam się przynajmniej wydaje...

PK 16 - Szczyt wydmy
Kolejna, ostatnia dziś wydma. Skręcamy w ścieżkę przed gospodarstwem i lądujemy w wielkiej piaskownicy. Za ni ą odmierzamy kolejne metry i jedziemy na południowy zachód. Hmmm… wydmy nie ma… bo kierunek miał być południowo-wschodni. Wracamy, korygujemy kierunek i jest wydma, ale jakby z drugiej strony. Nie podoba mi się to, ale przeczesujemy ją dokładnie. Nie ma punktu. Przechodzimy z rowerami na drugą stronę i wracamy. Kolejna wydma też nie ta, ale widać z niej punkt kawałek dalej. Daliśmy ciała… Wracamy na szosę.

PK 8 - Spalony Dąb Cygański
Ostatni punkt jest blisko mety. Już wiemy zdążymy go zaliczyć. Podbijamy kartę i mkniemy na metę. Jest komplet punktów, dystans to równo 90km (wielu miało więcej), ale nad czasem trzeba jeszcze popracować.

Czas na posiłek, jak zawsze na BO świetny, i na pogaduchy ze znajomymi. Wrażeń co niemiara. Za chwilę nastąpi zakończenie i… jakiś taki smutek. Wiem, że za rok znów będzie Bike Orient, ale to zakończenie całego cyklu wprawie mnie w jakiś taki nostalgiczny nastrój. Choć spotykamy się z tymi samymi uczestnikami na wielu imprezach to jednak tu panuje jakaś taka magiczna, rodzinna atmosfera. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale jest inaczej.

Mam nadzieję, że w przyszłym roku też odbędzie się cały cykl Pucharu BO. Wg mnie to świetny pomysł, na pewno wymagający wiele pracy, ale będący czymś w rodzaju brakującego ogniwa między pojedynczymi imprezami, a "dużym" Pucharem Polski.

Wg moich wstępnych obliczeń w klasyfikacji generalnej Pucharu Bike Orient jesteśmy na 13 miejscu, Andrzej na 7 miejscu. Brawo. Może zacznie z nami częściej jeździć w przyszłym sezonie…. :-)

Jesienne Trudy 2013

Sobota, 21 września 2013 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Jesienne Trudy 2013
Byłem na tej imprezie dwa lata temu. Główne wspomnienia to to, że było strasznie zimno na sali gdzie spaliśmy i że były długie przeloty między punktami.

Dojeżdżamy z Amigą późnym wieczorem w okolice Szczecina. Tuż po wyjściu z samochodu wita nas Turysta. Szybkie informacje nas co i i jak i zaprasza nas do hotelu :-)

Szkoda, że ogrzewania nie było w hotelu © djk71


Okazuje się, że na wszystkich rowerzystów czekają takie "wygody". Rejestracja, zniesienie gratów i krótkie wieczorne rozmowy przy ognisku. W końcu czas iść spać. W nocy… zimno… Budzę się kilkukrotnie. Zmarzłem. Czyli standard tutaj.

Poranek jest piękny choć chłodny.

Pięknie się dzień zaczyna © djk71


Śniadanie, przygotowanie rowerów i idziemy na odprawę. Mamy do zaliczenia 17 punktów w 15-godzinnym limicie czasu. Optymalny dystans to 200km. Szybka (jak na nas) analiza mapy i ruszamy na trasę.

9:27 - PK 1 - Drzewo ok. 80m od rozwidlenia dróg
W drodze do punktu chcę za wcześnie skręcić, Darek przypomina mi, że to mapa w skali 1:100 000, a nie "pięćdziesiątka", do której przywykliśmy. Niby wiedziałem, ale przyzwyczajenie…

Jazda po bruku daje w kość… (dosłownie). Chwila szukania i jest punkt, zresztą kręci się wokół niego sporo osób.

Pierwszy punkt zaliczony © djk71


10:00 - PK 2 - Drzewo za przepustem
Jedziemy dalej. Zapowiada się sporo asfaltu (lub bruku) i duże odległości między punktami.

10:45 - PK 4 - Drzewo w trzcinie
Jedziemy z punktu nieco inaczej niż zaplanowaliśmy, przez Stare Czarnowo. W Dębinie ścieżki nieco zagmatwane, ale objeżdżamy wioskę i lądujemy wprost na punkcie. Potem okazało się, że można było skrócić trasę przez jakiś PGR, czy coś w tym rodzaju.
Chwila szukania (za daleko)...

Gdzie jest punkt? © djk71


Ale w końcu jest :-)

12:00 - PK 17 - Złamane drzewo ok. 50 m od skrzyżowania dróg
Coś mi dziwnie mapnik powiewa... Okazuje się, że ułamał się fragment podstawy, no cóż... swoje już przeszedł... Tylko co teraz? Stajemy pod sklepem, Darek robi zakupy, a ja próbuję reanimacji. Zobaczymy na ile wytrzyma. W międzyczasie na zakupy dojeżdża inny rowerzysta.

Nie ma jak dopasowany rower © djk71


Oprócz zdjęć, krótka konwersacja z właścicielem. Samoróbka ma już 19 lat, ale jest w planie nowszy model...
Na punkt trafiamy bez problemu. Ale trochę czasu nam zeszło.

Złamane drzewo © djk71


12:40 - PK 9 - Za pagórkiem ok. 80m od znaku ślepa ulica
Znak jest, a wznoszący się za nim podjazd skojarzyliśmy z pagórkiem. Oj naszukaliśmy się punktu wszędzie. I po prawej (gdzie miał być) i po lewej. Już chciałem dzwonić do orgów, kiedy Darek stwierdza, że może punkt jest przed znakiem. Szukamy i jakimś cudem wchodzimy na punkt. Tylko gdzie ten pagórek?

Pagórek? © djk71


Za dużo czasu straconego.

13:39 - PK 14 - Drzewo pomiędzy 4, a 5 słupkiem ogrodzenia
Nie chcąc wbijać się na trasę szybkiego ruchu objeżdżamy teren wzdłuż torów. W Kliniskach Wielkich przejeżdżamy przez szosę i zamiast zaplanowaną wcześniej ścieżką jechać do punktu to wymyślamy, że pojedziemy niebieskim szlakiem. Szlak jest tylko nic się nie zgadza, jeszcze raz i lądujemy w miejscu gdzie byliśmy wcześniej. Wycofujemy się i jedziemy szukać naszej ścieżki. Chwila wątpliwości, czy to ta, ale próbujemy i bez problemu już namierzamy punkt.

Niestety tracimy tam bardzo dużo czasu, a szlak wiedzie zupełnie inną drogą niż na mapie...

14:15 - PK3 - Schody donikąd ok. 40 m od wiaty
Bez problemów docieramy do wiaty i szukamy schodów nad rzeką.

Aż by się chciało odpocząć © djk71


Nie ma. Są za to z drugiej strony.

Są i schody donikąd © djk71


15:18 - PK 8 - Brzoza ok. 15m od drogi
Jedziemy na skróty, ale jakoś strasznie ciężko mi się jedzie. Wyjeżdżam na asfalt zmęczony. Stajemy przy sklepie. Wewnątrz wrażenie niesamowite... Kilkadziesiąt lat wstecz...
Posilamy się i... za chwilę kolejna przerwa. Z tyłu niewiele mi już powietrza zostało. Może to stąd tak mnie zmęczył ten poprzedni odcinek...

Naprawa i za chwilę jesteśmy na punkcie.

16:31 - PK 11 - Drzewo przy rowie ok. 10m drogi
Jedziemy przez las od strony Sowna. Odmierzamy odległość i skręcamy. Jest rów, ale nie ma punktu. Szukamy wszędzie, z każdej strony, choć to wbrew mapie, ale nie ma. Po śladach widać, że nie tylko my tu szukaliśmy.

Wracamy do poprzedniej przecinki i tam też nic. Co najwyżej pająki.

Na co tu dziś zapolować? © djk71


Jedziemy w drugą stronę i jest jakiś ogrodzony młodnik, ale za daleko.
Jeszcze raz poprzednie miejsce i w końcu telefon do organizatora. Potwierdza, że punkt jest obok ogrodzonego młodnika. Niech to szlag.

Tym razem trafiamy na punkt, ale wydaje nam się, że ten jeden punkt był w nieco innym miejscu niż wskazywała to mapa. Strasznie dużo czasu tu straciliśmy.

17:31 - PK 15 - Drzewo na skraju skarpy
Wyjeżdżamy dyskutując o punkcie, ścieżki nijak mają się do mapy więc jedziemy trochę na czuja. Po chwili jest... bufet (?). Auto z zaopatrzeniem, w środku lasu, grill... i wołają nas... Zjeżdżamy. Okazuje się, że ktoś sobie imprezkę zrobił :-) Namawiają nas na skorzystanie z poczęstunku, ale czasu coraz mniej, a dopiero 100km za nami.
Śmiejąc się z bufetu nie zauważamy, że lądujemy przy stacji w Reptowie. Pięknie, kolejne kółko nas czeka.
Jest skarpa, jest punkt. Ale znów strata czasu.

18:28 - PK 13 - Betonowa zapora na skraju pola
Długi przelot aż do Stargardu Szczecińskiego na byłe radzieckie lotnisko wojskowe. Punkt przy pasie startowym ukrytym między kukurydzą robi wrażenie.

Pas startowy © djk71

Rozmowa ze spotkanym tu zawodnikiem utwierdza nas w przekonaniu, że lepiej było zacząć "od góry" - tam punkty były gęściej rozłożone.

19:25 - PK 6 - Samotne drzewo
Szybkie zakupy w sklepie i kolejny długi przelot.
Po zaliczeniu punktu, krótki popas (ach te kiełbaski) i czas założyć czołówki i lampki.

20:33 - PK 10 - Stare drzewo na samiutkim cypelku
Jedziemy w stronę Ryszewka i skręcamy w długą, gładką prostą szosę. Dalej wzdłuż wału na samiutki cypelek. Ciemno.

Gdzie jest Amiga? © djk71


21:35 - PK 16 - Drzewo ok. 10m od kładki wędkarskiej
Od jakiegoś czasu już bolą mnie 4 litery... Przejazd po płytach mnie męczy. Mam dość. Dojeżdżamy do Babina. Teraz trzeba znaleźć właściwą ścieżkę między budynkami. Po chwili wyjeżdżający z punktu zawodnicy niechcący wskazują nam niechcący gdzie mamy wjechać.

Zostały nam trzy punkty. Nie zdążymy wszystkich "zrobić":
PK 5 - Stara jabłoń
PK 7 - Murek śmietnika
PK 12 - Drzewo ok. 20 m od słupa elektrycznego

Może dalibyśmy radę zaliczyć w drodze do bazy "siódemkę", ale ja mam dość. Nie mogę siedzieć, a poza tym cały czas mam świadomość że ta noc będzie bardzo krótka. Nad ranem chcemy wyjechać do Bełchatowa. Jutro ostatnie zawody w Pucharze Bike Orient. Im później wrócimy, tym krócej będziemy spali.

22:43 - Meta
Decydujemy się wracać do bazy. Wybieramy skrót przez polną drogę blisko Babinka. Niestety droga się w pewnym momencie kończy i czeka nas przedzieranie się przez pola. Dobrze, że już wszystko skoszone.

W końcu wyjeżdżamy w Kartnie. Jadę na stojąco. Stąd już tylko kilka kilometrów do mety po... bruku.... Tak tego mi brakowało.

Przyjeżdżamy na 13 miejscu. Jak zwykle jest wiele gdyby... Ale nie ma na to czasu. Skromny posiłek, krótki pogaduchy przy piwie, które wyjątkowo ciężko dziś wchodziło i trzeba iść się spakować. Niestety nie ma szans na kąpiel, bo... nie ma ciepłej wody...
Spakowani, doprowadzeni do porządku alternatywnymi metodami, kładziemy się spać o 0:30. Budziki nastawione na 4:00.

Mordownik, czyli prawie nieśmiertelni

Sobota, 14 września 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Mordownik, czyli prawie nieśmiertelni

Już sama nazwa imprezy brzmi groźne - Mordownik - II ekstremalny maraton. Niewyspani ruszamy z Amigą bladym świtem do Kroczyc koło Zawiercia. Przed nami 135 km w optymalnym wariancie i 14-godzinny limit czasu. 21 punktów do odnalezienia. I jak znamy życie to piachy i podjazdy :-) Na termometrach 12-13 stopni. Nie do końca wiadomo jak się ubrać, tym bardziej, że pod wieczór ma padać.

Na miejscu krótkie (znów zbyt krótkie) rozmowy ze znajomymi. Odprawa, pamiątkowe zdjęcie i ruszamy.

PK 15 - ambona
Krótko przed punktem Amiga łapie kapcia. Niezły początek. Chwilę później zaliczamy punkt.

Świetny początek © djk71


PK 14 - róg polany
Musimy minąć tory. Nie wszystkie drogi są przejezdne.

Tędy nie przejedziemy © djk71


Po chwili jednak jedziemy już wzdłuż torów. Przegapiamy odbicie w las, ale po chwili docieramy do polany od strony asfaltu.

Czasem łatwiej skakać niż jechać © djk71


PK 5 - grota
Przelot asfaltem do Rzędkowskich Skał. O mały włos nie mijamy skrętu na skałki. Chwila szukania i jest grota. Ciekawy punkt.

W grocie © djk71


W grocie © djk71


PK 10 - sosna płd-zach od przełęczy
Trochę pchania pod górkę po piachach, ale punkt znaleziony bez problemu.

PK 11 - skała
Znów piaski, czasem trzeba zejść z roweru, chwila wątpliwości gdzie skręcić, ale w końcu trafiamy idealnie.

PK 13 - skrzyżowanie
Mówię Darkowi, że ciężko mi się jedzie. U niego podobnie. Czyżby to efekt trzech godzin spania w nocy i dość intensywnego (jak zwykle zresztą) zawodowo ubiegłego tygodnia?
Po drodze piękne widoki.

Zamek w Mirowie © djk71


PK 12 - duży buk
Ładna rowerówka wzdłuż drogi. Pierwsze napisy w obcym języku, tylko kiedy przekroczyliśmy granicę?

Międzynarodowe oznaczenia punktów © djk71


PK 9 - skrzyżowanie
W ścieżkę prowadzącą na punk trafiamy bezbłędnie, tylko gdyby nie Darek to przegapiłbym lampion.

Punkt widoczny, a jednak bym przegapił © djk71


PK 19 - niewyraźna droga
Wyjeżdżając z lasu zaczyna mnie nosić na boki. Oczywiście uchodzi powietrze w przednim kole. Zmiana dętki. Parę minut w plecy. W kapciach 1:1. I oby tak zostało.
Opis punktu budzi lekki niepokój, ale droga jednak widoczna.

PK 20 - skrzyżowanie, gruby buk
Wstępnie planowaliśmy pojechać nieco dookoła asfaltem, ale wybieramy teren i to jest dobra decyzja.

Po drodze ciekawe oznaczenia na drogach... Tylko czemu zakaz parkowania był na dwupasmówce... :-)

Zakaz zatrzymywania, dwupasmówka © djk71


PK 21 (R1) - żółty dom

Przed nami Olsztyn © djk71


Olsztyn i punkt żywieniowy. Sympatyczni gospodarze i poczęstunek. Spotykamy po raz kolejny zawodników, z którymi od kilku punktów mijamy się na trasie. Krótka wizyta w sklepie (mimo bufetu ;-) ) i ruszamy dalej. Wcześnie krótka rozmowa z parą, która jedzie czerwonym szlakiem do Krakowa, lekko z przyczepką na piaskach nie będą mieli. Pamiętamy coś z Transjury :-)

PK 16 - w młodniku
Długa prosta i jest punkt.

PK 18 - skrzyżowanie przecinek, teren zmieniony przez odkrywkę
Teren rzeczywiście nieco zmieniony, rozdzielamy się przeczesując okoliczne ścieżki, na szczęście bardzo szybko karta jest podbita. Mamy spory zapas czas żeby zaliczyć wszystkie punkty i dotrzeć w limicie 14 godzin na metę.

PK 17 - płn strona bagienka
Mijamy Zaborze i kierujemy się na zachód. Zatrzymujemy się na chwilę, prawie zachód. Jedziemy dalej. Mają być stawy. Mijamy je zastanawiając się czemu ich nie ma na mapie (!) i szukamy ich dalej. Dopiero po chwili orientujemy się, że jesteśmy za daleko. Wracamy, mijamy domki letniskowe i nie ma punktu.

Są inne ciekawe punkty...

Współczesne ruiny © djk71


Wracamy, napotkani zawodnicy kierują nas we właściwą drogę. Po chwili mamy punkt. Okazało się, że 20-letnia mapa potrafi robi psikusy. Kiedyś tu było inaczej. Straciliśmy sporo czasu.

PK 7 - płn strona bagienka
Łatwy punkt.

Brzeg bagna © djk71


Amiga dopompowuje koło. Jedziemy dalej. Trafiamy na czerwony szlak i… się go trzymamy choć nijak się on ma do tego pokazuje mapa. Szlak się kończy, a my jesteśmy nie wiadomo gdzie. Próbujemy dotrzeć do szosy, ale zajmuje to chwilę. Przez nieuwagę zafundowaliśmy sobie kilka kilometrów i kolejne minuty.

PK 6 - skrzyżowanie ścieżek
W końcu jest szosa, tylko w którym miejscu jesteśmy? W lewo, w prawo, jeszcze raz w lewo i już wiemy gdzie jesteśmy. Teraz tylko do punktu. Jest zakręt stąd już punkt jest w linii prostej. Jest tylko, że my jedziemy nie na północ tylko na północny zachód. Do tego za daleko. Zamiast wrócić i zaatakować jeszcze raz próbujemy korygować swój błąd. Efekt - kolejne kilkadziesiąt minut w plecy. W końcu lądujemy przed jakimś gospodarstwem. Gospodarz już przywykł, że ludzie docierają tu od strony lasu i otwiera nam bramę przepuszczając nas do drogi. Jesteśmy w punkcie wyjścia. Teraz już trafiamy bez pudła. Punkt był 2-3 minuty stąd. Porażka.

PK 4 - załamanie muru
Dojeżdżamy do drogi 793 i mkniemy ją na północ. Nie zauważamy, że nasza droga biegła prosto. Kolejne kilometry i minuty do kolekcji.
Wracamy. W lesie niesamowicie długie ogrodzenie. Ktoś chciał mieć prywatny las? Jest lampion. Zakładamy czołówki , włączamy lamki i jedziemy dalej. Coraz mniej czasu.

PK 2 - skrzyżowanie kanałów
Szybie zakupy, ubieram się trochę cieplej, Darek po raz kolejny dopompowuje koło. Dowiadujemy się, że ponoć drogi, która jest zaznaczona do punktu, nie ma w rzeczywistości. Jedziemy. Droga jest. Jedynie ostatnie kilkadziesiąt metrów to już ścieżka. Tylko jak znaleźć tu po ciemku skrzyżowanie malutkich kanałów. Kanał trafiam… lewą nogą. Mokro :-) Po chwili Darek ma punkt.
Wracamy. Jedziemy lasem. Z przeciwka widzimy czołówkę. Zjeżdżamy na drugą koleinę i właściciel światełka też tam przechodzi. Znów zmiana stron i to samo. Na widok strzelby w ręce się zatrzymujemy. Na szczęście to leśniczy, który myślał, że jesteśmy kłusownikami. Dobrze, że najpierw zapytał, a nie strzelał od razu.

PK 3 - koniec drogi leśnej
Co raz częstsze pompowanie. Punkt prosty. Jeszcze dwa, ale czasu już bardzo mało.

PK 1 - ambona
Kolejny punkt i kolejna dawka powietrza. Amiga będzie miał niezłego bicepsa :-)

PK 8 - kępa drzew (pominięty)
Zegar pokazuje, że do mety dojedziemy na kilka minut przed limitem czasu jeśli pojedziemy asfaltem. Do punkt wiedzie droga przez las. Niby krótsza, ale nie wiadomo jakie będą warunki. Możemy zaryzykować i wrócić z kompletem punktów, ale jeśli się spóźnimy to zostaniemy zdyskwalifikowaniu.
Odpuszczamy. NKL nam się nie opłaca.

Meta
Przyjeżdżamy kilka minut przed końcem limitu czasu, trochę źli na siebie o te kilka punktów gdzie uciekło nam sporo minut. Inaczej dotarlibyśmy na metę z kompletem i dostali medale "Immortal". Trudno, za rok :-)

Podsumowanie
Bardzo faja trasa, punkty na swoich miejscach, było gdzie się zmęczyć. Sympatyczni organizatorzy, ładne koszulki i całkiem dobre jedzenie, choć zdążyliśmy już tylko na końcówkę. :-)

Zrobiliśmy ponad 170km w ciągu 14 godzin. Zwycięzcy przejechali ponoć około 130km i przyjechali ponad 6 godzin przed nami. Jest nad czym pracować. Żal tego jednego punktu, ale czasu nam zabrakło na własne życzenie. Kilka momentów dekoncentracji i cała nadwyżka czasu poszła się paść...

Jeszcze tu wrócimy.

IV Izerska Wielka Wyrypa

Sobota, 17 sierpnia 2013 · Komentarze(8)
Uczestnicy
IV Izerska Wielka Wyrypa

Po tegorocznej Rudawskiej Wyrypie i Izerskiej Wyrypie sprzed dwóch lat wiedziałem, że nie będzie łatwo. Do tego tydzień temu uphill na Śnieżkę oraz tydzień w Karkonoszach sprawia, że nie czuję się w ogóle na siłach walczyć. Mimo to oczywiście jedziemy wraz z Amigą, który dodatkowo ma w nogach jeszcze prawie 300km z przed tygodnia.

Informacje na stronie Wyrypy również nie zapowiadają, że będzie łatwo:
"WARUNKI NA TRASIE: na dzień dzisiejszy nie są najłatwiejsze, ostatnie opady spowodowały rozmycie dróg leśnych, natomiast wszystko jest do przejścia niektóre drogi wraz ze wzrostem roślinności zanikają, ale jeszcze w niedzielę były rowerowo przejezdne dla orientalistów – przebieżność lasów słaba dla rowerzystów – opony zdecydowanie z bieżnikiem."

Przejezdne dla orientalistów - znaczy to pewnie, że nikt normalny by tam nie pojechał :-)

Do Lwówka Śląskiego przyjeżdżamy tuż przed 5-tą rano. Przebieramy się, przygotowujemy i tuż po 5:30 meldujemy się na odprawie. Tradycyjnie na starcie dostajemy minimapkę z zaznaczonymi punktami gdzie będą rozdawane właściwe mapy. Mamy dwie pętle: wschodnią i zachodnią. Wybieramy jedną, a po jej zaliczaniu oddajemy w bazie kartę i bierzemy drugą mapę i ruszamy w dalszą cześć trasy. Obie pętle w optymalnym wariancie mają po ok. 75km i w sumie 1850m przewyższenia.

Pierwsza mapka w mapniku © djk71


Zaczynamy od pętli wschodniej, bo jakoś tak mi się kojarzy, że tam jest bardziej górzysty teren.

Ruszamy na punkt rozdawania map i zaczynamy planować trasę. Łatwo nie jest, ale po chwili jest gotowa. Ruszamy jako jedni z ostatnich, za nami jeszcze tylko tomalos i Łukasz.

Pętla wschodnia

PK 3 - Zagłębienie terenu - u podnóża skał
Z mapy usunięto wszystkie oznaczenia szlaków, bo ponoć zupełnie rozmijały się z tym co jest w rzeczywistości. Jedynie na tym odcinku pozostawiono oznaczenie zielonego szlaku. Jedziemy jak po sznurku. W końcu powinien być punkt. Jest skała, szukamy w kilka osób i nie ma. W końcu ktoś zauważa oznaczenie niebezpiecznego miejsca. Wszystko jasne, jesteśmy za blisko. Po chwili jest punkt.

PK 2 - Ruiny - od północy
Ruszamy żeby odrobić stracony czas, mijamy wioskę i zaraz powinien lasek i ruiny. Wjeżdżamy i… nie ma. Szukamy kilka minut i nic. Spoglądamy na mapę jeszcze raz i już wiemy, to był wcześniejszy zagajnik. Oczywiście punkt jest. Wniosek jest prosty - trzeba jednak mierzyć odległości. Tu nie wjeżdża się przypadkowo na punkt, tu trzeba go odnaleźć.

PK 1 - Przepust
Polna droga, mamy odbić w lewo i znów przejeżdżamy zjazd, znów nie mierzyliśmy odległości, na szczęście po chwili jest kolejna ścieżka. Chwila poszukiwań i jest kolejny punkt.

PK 5 - Cypel lasu
Jedziemy dalej, Darkowi strasznie szaleje napęd. Nie brzmi to dobrze, czyżby zaraz miał się zerwać? Na wszelki wypadek stajemy przy sklepie żeby zdiagnozować problem. Szybkie zakupy, udaje się kupić drożdżówki wprost z samochodu, choć sprzedawca nawet nie wie, że ma takie rzeczy w ofercie :-)
Problemem w Amigi rowerze jest zgięte ogniwo.

Usuwanie awarii i zakupy © djk71


Gdzie ma być ten łancuch? © djk71


Wymiana i jedziemy dalej. Tym razem punt znaleziony bez problemu.

Punkt widoczny z daleka © djk71


PK 4 - Skraj polany - od północy
Następny punkt blisko, ale mylę skalę mapy i odmierzam 500m zamiast 250m.

Ładna polana, ale nie ta © djk71


Po chwili korekta i jesteśmy na punkcie.

PK 10 - Skrzyżowanie ścieżek
Łatwy dojazd do punktu tylko nie bardzo nam się zgadza odległość przecinki. Na szczęście trafiamy we właściwą.

PK 6 - Granica kultur - 50m od ścieżki
Nie lubię granic kultur, ale tu wydaje się być prosto. Wydaje bo spędzamy tu mnóstwo czasu. 50m odmierzamy nie od tej ścieżki, od której powinniśmy. Spod nóg ucieka mi w pewnym momencie lis. A punktu wciąż nie ma. Telefon do organizatora i potwierdza, że punkt powinien być. Po chwili go odnajdujemy. Żeby zaliczyć wszystkie punkty w ciągu 16h powinniśmy zaliczać punkt co około pół godziny. Przy tej kalkulacji mamy w sumie około 2h straty :-(

PK 11 - Przepust
Zagadujemy się i przejeżdżamy punkt. Cofamy się i bez problemu go odnajdujemy.
Po drodze mnóstwo ruin, krzyży pokutnych...

Magiczne ruiny © djk71


PK 13 - Wąwóz przy drodze
Teraz długi przelot.

Nie wygląda to ciekawie © djk71


Potrzebujemy już sklepu, niestety nie ma nic po drodze. Punkt podbity, teraz tylko przedarcie się przez pole pokrzyw. Parzą w… uszy...

PK 15 - Przy ratuszu (bufet)
Kolejny punkt to miał być PK 16 - ambona. Słońce i zmęczenie daje nam w kość. Potrzebujemy sklepu. Zjeżdżamy do Bystrzycy i jest sklep - zamknięty. Rzut oka na mapę i czeka nas ostry podjazd pod górę. Mamy już tyle straty, że proponuję żeby go odpuścić. I tak już wiemy, że nie zaliczymy wszystkiego. Amiga przystaje na to. Jedziemy do Wlenia.
Potrzebowaliśmy tego, pomarańcza, arbuz, woda, wafelki… i sklep.

PK 14 - Na skarpie - 50m od ścieżki
Kolejny punkt na skarpie. Zostawiamy rowery u góry i przeczesujemy stromą skarpę. Stromo. Nagle okrzyk jednego z zawodników: jest. Ok. Można jechać dalej.
Czuję zmęczenie, podjazdy mnie zabijają, dlatego odpuszczamy PK8, który znajduje się na szczycie.

PK 9 - Na ścieżce
Bez problemu docieramy do punktu. Tuż przed punktem spotykamy Wikiego i kilku innych zawodników.

PK 7 - Dół przy drodze
Do punktu wiedzie ścieżka, najwęższa z wszystkich w okolicy, ale udaje się tam dotrzeć.

W dole © djk71


To tyle z tej pętli. Wracamy do bazy. Jest 16:30, czyli 2,5 godziny po połowie czasu i bez 3 punktów. Oddajemy karty z pierwszej pętli i bierzemy drugą mapę Uzupełnienie bidonów, posiłek i można planować kolejna rundę. Wiemy, że tu też nie będziemy w stanie zdobyć wszystkiego. Wybieramy te, które wydają się być najprostsze do zdobycia.

Pętla zachodnia

PK 3 - W wyrobisku
Ruszamy z Lwówka i jedzie się tak fajnie, że o mało co nie przegapiamy zjazdu z drogi. Dogania nas grupka dzieciaków, mają satysfakcję, że przeganiają nas. Tyle, że my już mamy w nogach ponad 90km, a przed nami jeszcze kilka godzin jazdy. Oczywiście kiedy tylko droga zaczyna się piąć pod górę wyprzedzamy ich i zatrzymujemy się obok wyrobiska. Lampion i perforator odnalezione.

PK 7 - Drzewo przy drodze
Najłatwiejszy punkt, w nocy bez lampy trudno by go było przegapić, ale droga daje nam trochę w kość. Mijamy Piotrka, który właśnie zjeżdża z kompletem punktów do bazy po swoje kolejne zwycięstwo.

PK 9 - Ruiny
Coraz bardziej czuję ból w łydkach. To efekt czwartkowej włóczęgi po górach, wczoraj nie byłem w stanie chodzić. Podjeżdżamy w okolice punktu i czeka nas wspinaczka. Nie dam rady. Smaruje nogi jakimiś specyfikami, które dał mi żona i po chwili jest ulga. Spotykamy Piotrka, też jest zmęczony. Mamy punkt i jedziemy dalej w towarzystwie Tomka i Łukasza.

PK 13 - Przy ratuszu (bufet)
Kolejny raz ten sam punkt, czy bufet. Dobrze nam tu. Nawet nam się specjalnie nie spieszy. W końcu jednak ruszamy. Odpuszczamy odcinek specjalny, bo wygląda, że będzie oznaczał wspinaczkę. I jedziemy na czternastkę.

PK 14 - Skraj zagajnika
Wspinaczka nas jednak nie mija, najpierw pod Górę Zamkową, a potem z Kleczy asfaltowy podjazd prawie na punkt.

Pięknie, ale najpierw trzeba było tu wjechać © djk71


Decydujemy się wracać drugą drogą i Bogu dziękujemy, że nie wybraliśmy odwrotnego kierunku. Podjazd tu oznaczałby pewnie przynajmniej częściowy spacer.

PK 10 - Nad stawem
Dotarcie do punktu strasznie mnie męczy. Głupio by go było jednak odpuścić, gdyż jest po drodze do bazy. Mam dość, nie chce mi się już nic zaliczać. Zjeżdżamy do Pławnej Górnej i myślę już tylko o powrocie. Po raz kolejny spotykamy się z chłopakami i… kuszą nas żeby zaliczyć jeszcze co najmniej dwa punkty. Jest mi wszystko jedno.

PK 6 - Strumień - 20m w górę od drogi
W Mojeszu odbijamy w teren i po chwili meldujemy się przy punkcie. Koledzy właśnie odjeżdżają. Ja jednak jadę zdecydowanie wolniej. Teraz jeszcze tylko jeden punkt i baza.

PK 5 - Paśnik (nie odnaleziony)
Zakładam czołówkę, lampki rowerowe już dawno włączone. Robi się coraz ciemniej i droga jest coraz gorsza. Zaliczamy moczenie nóg w strumyku. Docieramy w okolice punktu i nie ma go. Być może gdyby było jaśniej byśmy go zauważyli. Zostawiamy rowery i próbujemy przeczesać okolicę. Bez skutku. Rzut oka na zegarek i mamy 40 minut do zamknięcia mety. Spóźnienie oznacza dyskwalifikację. Rezygnujemy z poszukiwań i próbujemy przebić się do jakiejś normalnej drogi. Wstąpiły w nas nowe siły. Szkoda, ze tak późno.

Meta
Na metę docieramy na 10 minut przed zamknięciem. Zmęczeni. Nie czekamy na wywieszenie wstępnych wyników. Przebieramy się, pakujemy rowery i jedziemy na kwaterę.

Z 20 punktami lądujemy w okolicach połowy stawki. Komplet punktów zdobyło tylko czterech zawodników, czyli nie tylko nam było ciężko. Biorąc pod uwagę to jak byliśmy zmęczeni jadąc tu, to i tak sukces, że tyle przejechaliśmy.

Szkoda tylko błędów (braku pomiarów) szczególnie na początku trasy, ale to kolejna nauczka, że nawet jak na 5 maratonach punkty można znajdywać bez mierzenia i czasem nawet bez czytania opisów to na kolejnym może już nie być tak łatwo. A przecież niby to wiedzieliśmy.

No cóż, Izerska Wielka Wyrypa okazała się dla nas prawdziwą wyrypą, ale była jednocześnie fantastycznym zakończeniem urlopu.

Dęb0wy 0rient, czyli wtopa organizacyjna

Sobota, 3 sierpnia 2013 · Komentarze(21)
Uczestnicy
Dęb0wy 0rient, czyli wtopa organizacyjna
Kolejne zawody pod hasłem KoRNO, czyli w perspektywie jak zawsze dobry humor, świetna zabawa i możliwość spotkania wielu znajomych. Jeszcze po przebudzeniu mam nadzieję, że pojedziemy całą rodzinką, niestety wynik kontroli gardeł naszych dzieci mówi jasno: jadę sam. Szkoda.

Do Dąbrowy przyjeżdżam wystarczająco wcześnie, żeby spokojnie zaparkować, odebrać zestawy startowe (załapać się na zipy) i pogadać z kilkoma znajomymi. W międzyczasie dojeżdża Amiga. Pogaduchy sprawiają, że przygotowanie roweru trwa dłużej niż planowałem, ale i tak z zapasem czasu stawiam się na starcie. Dodatkowe parę minut dostaję gratis od organizatorów, bo odprawa i start trochę się opóźnią.

W końcu zaczyna się odprawa. Tomek rozkłada przed nami mapy, a Monika tłumaczy zasady.

Trwa odprawa © djk71


Miny wielu z zawodników mówią jasno: Jeszcze raz. Coś mało składnie idzie to tłumaczenie. Wiemy, że dostaniemy świeżo wydrukowane mapy kompasu z grą terenową, na której będzie 10 punktów. Tyle ile mają zaliczyć uczestnicy trasy rekreacyjnej. My, na trasie giga też je zaliczamy, ale oprócz tego dostajemy opisy 11 innych punktów, które nie są zaznaczone na mapie. Żeby dowiedzieć się gdzie są musimy podejść do drzew i samodzielnie przerysować wskazówki na nasze mapy. Inne wskazówki są na PK 2, gdzie mają udać się piesi i rekreacyjni. Tylko po co oni, skoro wszystkie punkty już mają na mapie?

Coś jakby z Grassora © djk71


Kończy się to wszystko ponownym tłumaczeniem i wciąż mamy wrażenie, że coś jest namieszane. Patrząc po twarzach wielu innych zawodników, widzimy, że nie jesteśmy osamotnieni. Dowiadujemy się dodatkowo, że na trasie są punkty stowarzyszone, błędne, ale są rozstawione w tak oczywistych miejscach, że na pewno się zorientujemy. Za zaliczenie takiego miejsca, nie dość, że nie ma punktu, to jeszcze jest jeden ujemny. Nie wiemy ile ich jest, bo organizatorzy nie pamiętają, bo… rozstawiali punkty w nocy. Światło księżyca źle wpływa na pamięć? Nie prościej było powiedzieć, że nam nie powiedzą, a nie tak dziwnie się tłumaczyć.

10:15 start. Ruszamy do drzew przerysowywać część dodatkowych punktów. Jako, że nie wiadomo gdzie są pozostałe ruszamy od razu na PK2, gdzie jest rozrysowana reszta.

PK 2 - Centrum Pogoria w Parku Zielona
Przerysowuję kolejne punkty i można zacząć planowanie. Krótkie dyskusje i po chwili trasa rozrysowana. Jeszcze tylko nie zapomnieć o podbiciu punktu i ruszamy. 10:40 - trochę czasu upłynęło.

PK 18 - Krzyż
Początek ulicą, a potem asfaltową ścieżką rowerową wzdłuż Pogorii IV. Na punkcie tłum. Nie ma perforatora, choć ponoć miały być, chyba, że ktoś ukradł. Przepisujemy kod na kartę i jedziemy na kolejny punkt.

PK 12 - Krzyż
Pierwsza myśl była - jedziemy szlakiem, ale pamiętając o tym jak kiedyś zamiast trafić na szlak brnąłem przez piaski, od razu zgadzam się z Darkiem, że jedziemy asfaltem. Chwila spowolnienia przy przekraczaniu DK1 i jest punkt. Znów bez perforatora. Potem okaże się, że tak jest na większości punktów. Już ukradli, czy wcale ich nie było?

Gdzie jest perforator © djk71


PK 4 - Przy stadionie
Punkt blisko, szybko podbity, szybko uzupełniamy płyny, bo słońce zaczyna pokazywać, co nas dzisiaj czeka.

Stały punkt, ciekawe ile przetrwa © djk71


PK11 - Skrzyżowanie ścieżek
Wjeżdżamy w las i po chwili widzimy kilku zawodników przy punkcie. Nawet się nie zatrzymujemy. Za blisko. To punkt stowarzyszony, na który właśnie ktoś dał się nabrać. Chwilę później Amiga zostawia jednemu z zawodników pompkę, ja mam drugą więc nie czekamy tylko jedziemy do punktu. Jest.

PK3 - Obok remizy strażackiej
Ścieżkami przez las, trochę nie zgadzają mi się odległości, ale jedziemy. Bez problemów wyjeżdżamy obok punktu.

PK 15 - Granica lasu - punkt widokowy
Jedno z nielicznych miejsc gdzie czarny szlak rowerowy jest rzeczywiście oznaczony. I znów coś mi się nie zgadza. Stajemy wraz z Tadkiem i… wszystko jasne. Mapa jest w skali 1:35 000 (!), a nie jak podano w regulaminie w skali 1: 50 000. Na odprawie też nikt nie wspomniał o zmienionej skali. Trochę nie w porządku. W sumie to mogłaby być podstawa do oprotestowania wyników. Widok ładny, w sumie to tu mógłby być jeden ze stałych punktów.

Na punkcie widokowym © djk71


PK 5 - Obok remizy strażackiej
Podjeżdżamy do punktu i miejscowi sami wskazują " o tam, przy tablicy" :-)

PK 6 - Przy kościele
Przelot do znanego mi kościoła w Łęce. Planuję zrobić zdjęcie roweru Amigi na tle kościoła… Numerek z jakim jedzie Darek to… 666 :-) Niestety widząc nadjeżdżającego kolejnego zawodnika ruszamy w dalszą drogę.

PK 21 - Granica lasu
Tę drogę znam doskonale. Odjeżdżając z punktu dojeżdża do nas Grzegorz z Sosnowca, jak się potem okaże zwycięzca dzisiejszych zawodów. W końcu to jego tereny ;-)

PK 9 - Teren Eurocampingu
Tu również trafiamy bez problemu. W końcu już tu kiedyś byliśmy.
Z punktu ruszamy do sklepu. Czas uzupełnić zapasy płynów. Słońce daje w kość. Zjadamy banana, jak się potem okaże to był jedyny posiłek na całej trasie. Wracają siły.

PK 7 - Skrzyżowanie leśnych dróg
Wjazd do lasu. Przed nami ponad 2km prostej ścieżki. Prostej, ale piaszczystej. Po kilkuset metrach mijamy punkt z jakimś odręcznym dopiskiem. Jako, że jadę lewą stroną ścieżki nie jestem w stanie przeczytać c o tam jest napisane, ale chyba, że to nie jest punkt stowarzyszony. Nie ważne. Ktoś sobie żarty zrobił. Jak będziemy wracali zrobię zdjęcie. Do naszego punktu jeszcze prawie 2 km. Spotykamy Marzkę. Jazda staje się niemożliwa. Pchamy rowery przez potężną piaskownicę. Próby jazdy między drzewami też nie mają sensu. 20m jazdy i piach. Nasza towarzyszka porzuca rower i rusza sama. To dobre wyjście, ale ja chyba jeszcze nie dorosłem żeby zostawić rower i oddalić się od niego o taką odległość. Nawet w lesie.

Plaża, czy piaskownica? © djk71


Piach i słońce dają nam porządnie w kość. Kilkukrotnie uderzam się pedałem w łydkę Boli. Pchamy dalej. Po chwili wraca Marzka i jeszcze jeden zawodnik. Okazuje się, że kolega przeczesał okolicę i punktu nie ma. Od organizatorów dowiaduje się, że właściwy punkt to ten, który mijaliśmy. Nie chce nam się wierzyć. Przecież nic o tym nie było na odprawie. Na wszelki wypadek też dzwonię. Informacja się potwierdza, a to znaczy, że mamy 4km spacer po piaskownicy z rowerami i godzinę w plecy jako gratis od organizatorów! Rzucam przekleństwem do słuchawki i się rozłączam. Jestem wściekły. Wydawało mi się, że największą wtopę w tym sezonie zaliczyli organizatorzy Odysei Miechowskiej. To jednak przebija wszystko. I pomyśleć, że na niektórych zawodach jesteśmy przepraszani za to, że punkt jest 15m dalej niż wynika to z mapy. Ale 2km?

Ktoś sobie żarty robi? © djk71


Wściekli mijamy widziany wcześniej punkt i dochodzimy do końca ścieżki. Szlag by to trafił, powrót i zaliczenie punktu.
Kto wymyślił pisanie czerwonym po czerwonym. Jadąc, z odległości 2-3m pod kątem nie miałem szans na przeczytanie tego. Oczywiście wszystkim spotkanym po drodze (mimo, że to przecież konkurencja) mówimy jak wygląda sytuacja, ale nikt nie chce nam wierzyć. Nie dziwię się Niektóry idą dalej, inni dzwonią.

PK 8 - Wyrobisko piachu
Niewiele brakło, a minęlibyśmy punkt. Na szczęście tuż obok jeden z zawodników naprawia awarię.
Rozbolała mnie głowa, czuję, że skoczyło mi ciśnienie. Przez moment przechodzi przez głowę myśl, aby to olać i wrócić do bazy, ale jadę dalej. Straciłem jednak przynajmniej na jakiś czas motywację do walki.

PK 10 - Gospodarstwo agroturystyczne
Czuję zmęczenie. I chyba dlatego zapominam o mierzeniu odległości i pilnowaniu kierunku. Kiedy spoglądam na kompas wiem od razu, że coś namieszaliśmy. Cofamy się, ale wyjeżdżamy na asfalt. Do tego nie od razu się orientujemy, w którym miejscu. Jeszcze jedna korekta, i jeszcze jedna i jest punkt.

PK 14 - Skrzyżowanie ścieżek
Mijamy Okradzionów. Chcemy wjechać na punkt od wschodu. Niestety ścieżki, które są na mapie w rzeczywistości wyglądają dużo mniej ciekawie, żeby nie powiedzieć, że nie wyglądają. No cóż, jak na mapę wydaną w tym roku to można się było spodziewać czegoś bardziej aktualnego i zgadzającego się z terenem.
Na szczęście po chwili dojeżdżamy do punktu od południowej strony.
Wściekłość z siódemki wciąż nie przechodzi.

PK 20 - Drzewo (skreślony krzyż)
Jeszcze jeden krótki postój w sklepie. Płyny kończą się szybciej niż się spodziewaliśmy. Jedziemy dalej. Na odprawie było coś o krzyżu, zamiast którego jest drzewo. I rzeczywiście to drzewo, wygląda, że jest trochę przesunięte w stosunku do tego co na mapie, ale co tam te paręnaście, czy -dzieścia w kontekście wcześniejszych 2km.

PK 17 - Wapiennik Bardowicza
Najlepiej by było podjechać od południa, jest droga wprost na punkt, ale nie wolno jechać drogą nr 94, a o ile pamiętam tam nie ma chodnika. Potem dopiero się dowiaduję, że jeden pas jest remontowany i można było tam spokojnie dojechać. Nie udaje nam się też znaleźć żadnego przepustu. Dojeżdżamy więc do torów przejeżdżamy pod DK94 i pierwsza ścieżka przy słupach wysokiego napięcia nie wygląda ciekawie. Jedziemy dalej aby wjechać na punkt czarnym szlakiem. I choć pojawia się jedno oznaczenie, to potem już nie ma drogi. Cofamy się i przedzieramy się wcześniejszą ścieżką. Znów głownie prowadzenie na azymut. Kiedy już zaczynamy wątpić, jest!

Wapiennik © djk71


Teraz tylko trzeba wrócić, a właściwie przebić się w stronę szesnastki. Choć do granicy lasu mamy jakieś trzysta metrów zajmie nam to dużo czasu. Żałujemy, że nie mamy maczet, bo przedzieramy się przez jakiś młodnik, krzaki… Dosłownie przedzieramy się. Rowery co chwilę klinują się między gałęziami, wszystko nas drapie. W końcu nie jesteśmy w stanie zrobić ani kroku w obranym przez nas kierunku. Kolczaste ściany. Jest ścieżka, ale… chyba wydeptana przez dziki. Trudno. Pochylamy się i kontynuujemy przedzieranie się mając nadzieję, że nie spotkamy świnek…

W końcu podrapani do krwi, pogryzieni przez jakieś latające potwory wychodzimy na wydeptaną ścieżkę. Po chwili lądujemy na asfalcie. Straciliśmy na ten punkt ładnych kilkadziesiąt minut. Już wiemy, że nie zdobędziemy kompletu.

PK 16 - Krzyż
Punkt prosty, ale nie ma krzyża. Jest drzewo. Ale już przecież wcześniej było drzewo zamiast krzyża. Na wszelki wypadek jedziemy jeszcze kawałek, ale nie… za daleko. Cofamy się. Przepisujemy kod na kartę i wracamy do mety. Czyli jednak dwa drzewa zamiast krzyża?
Po drodze jeszcze zaliczamy błędny skręt w Gołonogu, ale tym razem szybko go korygujemy.

PK 1 - Centrum Pogoria
Podbijamy punkt przy bazie zawodów i podjeżdżamy do stanowiska sędziowskiego. Rzucam karty na stół i nie chce mi się nawet tego komentować.

Jedziemy coś zjeść w towarzystwie Grzesia Liszki, który niestety dziś nie wystartował, ale przyjechał towarzysko stając się przy tym powodem do plotek. Ktoś go widział na mecie po 14-tej i uznał, że to On tak szybko zaliczył wszystko i wygrał zawody ;-) Z innych ciekawostek okazuje się, że niektórzy zawodnicy szukali przez 25 minut punktu, który… jeszcze nie był rozstawiony. Bez komentarza, przeżywaliśmy to na Mini Odysei kilka lat temu z Moniką więc powinna wiedzieć że jest to niedopuszczalne.

W bazie jeszcze pogaduchy ze znajomymi, rozdanie nagród, kiełbaska i czas wracać do domu.

W sumie zmęczeni, zadowoleni z czasu spędzonego ze znajomymi i wściekli na organizację. Do tego długo dyskutujemy nad rozmieszczeniem stałych punktów, tych zaznaczonych oryginalnie na mapie. Wydaje się, że aż by się prosiło żeby punkty nie tylko były elementem zabawy, ale żeby wiodły zawodników do interesujących miejsc. Nie zawsze tak było, mamy wrażenie zupełnej przypadkowości stawiania niektórych z nich.

I jeszcze jedno, ciekawe, czy ktoś na trasie rekreacyjnej (40km) zaliczył wszystkie punkty i ile przejechał kilometrów. Bo nam z bardzo zgrubnej kalkulacji wyszło, że powinien mieć około 47km… nie licząc 20km powrotu do bazy…

Sorry Monika i Tomek, wiem, że organizacja kosztowała Was sporo wysiłku, ale tym razem zepsuliście nam zabawę. Mam nadzieję , że to tylko wypadek przy pracy.

Bike Orient 2013 - Góry Przedborskie

Sobota, 27 lipca 2013 · Komentarze(20)
Uczestnicy
Bike Orient 2013 - Góry Przedborskie

Kolejny Bike Orient w tym roku (najprawdopodobniej niestety już dla nas ostatni w tym roku). Tym razem Góry Przedborskie.
We wszystkich mediach ostrzeżenia dotyczące wysokiej temperatury. Będzie powyżej 30 stopni, należy unikać wysiłku, schronić się przed słońcem w godzinach największego upału itp… A nas czeka co najmniej 80km w godzinach 11-18 :-)

Jak nigdy, przyjeżdżamy do Przedborza w ostatniej chwili, na pół godziny przed startem. Szybka rejestracja, odbieramy numerek, kartę startową i pamiątkowy kubek izotermiczny. W pośpiechu zbroimy rowery, przebieramy się, napełniamy bidony i lekko spóźnieni docieramy na odprawę techniczną.

Jak zwykle sporo znajomych twarzy, ale dziś nie ma czasu na dłuższe pogawędki, bo już rozdają mapy. Tym razem już na spokojnie planujemy całą trasę, nie popełniając błędu z ubiegłego tygodnia. Pierwszy rusza Andrzej, jak zwykle sam. Po chwili my z Amigą. Chwilę wcześniej zagląda nam przez ramię Tomalos. Twierdzi, że z Kasią wybrali identyczną kolejność zaliczania punktów jak my. Nie jestem pewien czy się nie nabija z nas, ale jak się potem okaże, rzeczywiście przez całą trasę będziemy się dość często mijać ;-)

Ruszamy i od początku nie podoba mi się puls. O ile ostatnio trzymał się w normie (mojej wysokiej, ale normie), to tu od początku 170 nie jest niczym niezwykłym, a 185 też pojawia. Niedobrze. Upał?

PK 7 - Szczyt wzniesienia
Trudno nie trafić. Ludzie zjeżdżają i wjeżdżają na punkt. Widać, że ciepło i podjazd już niektórym dają się w kość.

PK 9 - Obniżenie terenu
Pierwsze piaski. Przez chwilę chodzi nam po głowie zjazd terenem, ale nie zyskujemy na tym kilometrów, a teren już pokazał, że może być ciężki. Wracamy na asfalt. Mapnik zaczyna mi fruwać, to chyba jego koniec.

PK 6 - Szczyt Fajnej Ryby
Kawałek podjazdu i znów piasek, zdradliwy zakręt szlaku i kolega, który jedzie przed nami jedzie prosto, my trzymamy się szlaku. Na punkcie jesteśmy przed nim ;-) Fajna Ryba to najwyższe naturalne wzniesienie w łódzkim, a jednocześnie co ciekawe jeden ze szczytów Korony Gór Świętokrzyskich.

Próba reanimacji mapnika. Cały czas się mijamy z Kasią i Tomkiem.

Obowiązkowa przerwa na zdjęcia.

Zdjęcie musi być © djk71


Widok z Fajnej Ryby © djk71


PK 4 - Dno wąwozu
Kolejny podjazd - Góra Kozłowa. Jest ścieżka, ale chyba za wcześnie skręciliśmy. Mimo to udaje się odnaleźć wąwóz.
Biegnąc ścieżką z drugiej strony znajduję punkt.

W wąwozie © djk71


Wracam do rowerów i ruszamy na wschód, coś za długo, coś nie tak… Amiga coś mówi o zachodzie, ale przecież jedziemy na wschód. W końcu stajemy. Jakieś zaćmienie jechaliśmy na zachód, a ja patrzyłem na kompas i widziałem wschód. Na szczęście szybko odnajdujemy się i jedziemy dalej. Dopiero w domu spostrzegamy, że w tym jednym miejscu zaznaczyliśmy inaczej zjazd z punktu i każdy trzymał się swego, a mnie się jeszcze pomyliły kierunki.

PK 5 - Kępa drzew
Jedziemy asfaltem i przejeżdżamy o jakieś 200m zakręt. Cofamy się i wylatujemy wprost na punkt. Choć plany był inne, zainspirowani spotkanymi zawodnikami, ruszamy terenem i... to był dobry pomysł. Szybko lądujemy blisko kolejnego punktu.

PK 1 - Wiata turystyczna - Punkt żywieniowy
Kolejne piachy, ale na miejscu w nagrodę czeka pyszny arbuz i wafelki. Uzupełniamy też bidony.
Na miejscu jest też ratownik.

Ratownik dobrze zaopatrzony © djk71


Zawsze mnie zastanawia jaki jest sens jego obecności w tym miejscu. Przecież problemy mogą się pojawić w dowolnym punkcie i jak znam ludzi to raczej będą zmierzali do bazy, niż tu… ale może ktoś mi to wytłumaczy...

PK 10 - Ruiny zboru ariańskiego
Łatwy punkt przy drodze.

Punkt w ruinach © djk71


PK 14 - Dół
Po raz kolejny mijamy się ze Zdezorientowanymi oraz z Kaśką i Tomkiem :-)

Z czaszką © djk71


PK 13 - Mogiła wojenna
Długi przelot szosą i końcówka w piachu. Termometry pokazują 32-34 stopnie w cieniu.

PK 11 - Półn. - zach. brzeg zagajnika
Powtórka z rozrywki - asfalt, a potem piach. Żelek częstuje mnie żelkami :-)
Do kolejnego punktu jest blisko, tylko… na mapie nie ma żadnej drogi. Widzę, że niektórzy chcą kombinować na azymut, ale my decydujemy się nadłożyć kilka kilometrów i pojechać asfaltem. Mam dość słodkiego. Potrzebuję czystej wody. Na szczęście jest sklep, z którego wychodzę z… Colą, Tigerem i batonikiem… Zapomniałem o wodzie :-)

PK 15 - Przepust
Modyfikacja trasy, którą zrobiliśmy w ostatniej chwili była dobrym wyborem. Pięknym szutrem docieramy wprost na punkt.

Szkoda, że nie ma czasu na kąpiel © djk71


PK 2 - Fundamenty budynku
Jest piach, droga, tylko gdzie ta przecinka? Na szczęście kontrola odległości działa, wracamy 200m i są fundamenty (jak się dobrze przyjrzeć).
O ile wcześniej wydawało się, że powinniśmy na mecie być około 17-tej (limit czasu to 18-ta), to teraz wygląda, że już nie uda się zaliczyć wszystkiego :-(

PK 12 - Brzeg torfowiska
Ujadające burki po drodze, ale punkt odnaleziony bez problemu.
Powrót na asfalt i myślenie co dalej. Czasu mało, a perspektywa polnych dróg może oznaczać kilka kilometrów piachu. Wybieramy asfalt, czyli dodatkowe kilometry.

PK 8 - Koniec przecinki
Nie lubię szlaków końskich. Chyba już to kiedyś pisałem :-) Mierzenie odległości się opłaca, bo liczba przecinek się nie bardzo zgadza. Punkt znaleziony. Zostaje chyba czterdzieści minut... I jeden punkt. Mało czasu.

PK3 - Szczyt wzniesienia
Powrót na asfalt i szybkim tempem do zjazdu na trójkę. Przy wjeździe w teren ustępujemy miejsca cofającej się policji. Kawałek dalej straż pożarna na sygnale. Nie próbujemy się dowiedzieć co się stało, nie ma czasu. Niestety punkt jest oddalony od ścieżki. Może być ciężko. Porzucamy rowery na ścieżce i biegniemy na azymut. Mamy szczęście. Wpadamy wprost na punkt. 14 minut do mety. Mało czasu. Bardzo mało.

Meta
Nie oglądając się za siebie, nie przejmując się tańczącymi na piasku rowerami, mkniemy do przodu. Po chwili jest asfalt. Zegarek pokazuje 17:54. Na azymut. 17:56. Chyba blisko centrum, bo jest kościół obok Rynku - 17:58. Wpadamy na Rynek i z piskiem opon hamujemy przed stolikiem sędziowskim - 17:59 :-) Zdążyliśmy :-) I mamy komplet punktów.

Wstyd to przyznać, ale to chyba po raz pierwszy. O czasie i z kompletem punktów. Za nami 95km w 32-34 stopniowym upale. W słońcu pewnie było znacznie więcej.

Bierzemy do ręki 5l butlę wody i mam wrażenie, że zaraz ją wypijemy do dna.

Na mecie jest już Andrzej. Przyjechał tuż przed nami, ale brakło mu jednego punktu. Jak nam ostatnio. Dziś to jednak nie ma znaczenia. Brawa się należą wszystkim, którzy dotarli do mety, którzy w ogóle wyjechali. Przy tej temperaturze to było prawdziwe szaleństwo.

Jeszcze obiad i trzeba wracać. Musimy wyjechać wcześniej, dlatego nie zostajemy na zakończeniu. Taki dzień. Szkoda, bo nie było okazji porozmawiać ze znajomymi. Z niektórymi nawet nie udało się przywitać. Szkoda. Po raz kolejny też nie udało się zostać na drugi dzień i wziąć udziału w spływie kajakowym. Szkoda, bo dla mnie zawsze urokiem Bike Orientu była możliwość integracji, wyjazdu rodzinnego, no ale w tym roku tak to jakoś dziwnie wszystko nam wychodzi… Ale jeszcze tu wrócimy :-)

W sumie wracamy potwornie zmęczeni, ale zadowoleni. Najważniejsze, że udało się poprawić kilka błędów z wcześniejszych startów. Nie wiemy jeszcze, które miejsce, ale jest satysfakcja, że mamy komplet i zmieściliśmy się w czasie :-)

Szaga 2013 i Jarocin

Sobota, 20 lipca 2013 · Komentarze(21)
Uczestnicy
Szaga 2013 i Jarocin

Wracając z Szagi wybieramy krótszy kilometrowo (choć nie czasowo) wariant przez Jarocin. Trwa tu festiwal więc… sentymenty nakazują się zatrzymać choć na chwilę. Parkujemy, siadamy na rowery i… szukamy… festiwalu… Nie… nie miejsca, ale klimatu, tego co pamiętam z przed 25 lat, kiedy klimat tej imprezy czuło się wszędzie. Na Rynku cisza, nie wierzę, a gdzie Hare Kriszna? Pod kościołami, gdzie zwykle księża częstowali głodnych fanów muzyki kanapkami, gdzie można było przyjść posiedzieć, pogadać, zobaczyć jakiś film z przesłaniem dziś… cisza… Wszystkie okoliczne miejsca, skwery, murki puste. Niby co jakiś czas widać ludzi w skórach, ale kiedyś tu było inaczej…

Mała scena… i znów cisza… Gdzieniegdzie ktoś się próbuje upić... A gdzie pamiętna prohibicja? Jest nijako. Amiga wziął aparat, ale chyba niepotrzebnie… Stadion (to już chyba nie jest stadiom, a może…), słychać Farben Lehre i znów jakoś nijako. Zamiast sprzedawanego mleka i bułek wprost z samochodów dziś mamy ogródki piwne? Zero atmosfery, zero kolorytu… Szkoda, coś umarło… dawno temu i nie udało się tego przywrócić do życia. Punk nie umarł… ale tu go już nie ma...

Choć kusiło mnie kiedyś żeby tu z synem przyjechać, dziś już wiem… nie. To już nie ta bajka. Bardzo nie ta.

Jarocin... coś się tu skończyło © djk71

Ale do rzeczy, bo to tekst nie o punkach tylko o Szadze :-)

Planowanie, głupcze!
Taki hasło powinienem sobie powiesić nad łóżkiem, a może raczej ustawić jako tapetę.

W piątkowy wieczór docieramy do Zaniemyśla, przed nami Szaga, czyli 150km w 15h. Oczywiście nie wyszedł wcześniejszy przyjazd żeby się wyspać przed zawodami, co zrobić… damy radę… Start o północy, mamy chwilę czasu na pogaduchy ze znajomymi.

Odprawa, kontrola wyposażenia (chyba jedyna impreza gdzie ma to miejsce) i dziesięć minut przed północą dostajemy do rąk dwie mapy, każda trochę większa niż A3, a na nich 29 punktów. Flamastry w dłoń i… od czego tu zacząć? Nie da się, jak to niekiedy bywa, narysować prostej pętli. Wariantów zaliczania punktów może być wiele. Z jednej strony to dobrze nie będzie "pociągów", każdy pojedzie inną trasą. Z drugiej strony… łatwo nie jest, do tego sprawę utrudniają nieliczne mosty na Warcie.

Rozrysowujemy pierwsze dziesięć punktów… i jak się potem okaże to był nasz największy błąd. Jeden z dwóch największych. A już tyle razy sobie powtarzaliśmy… Najpierw planujemy całą trasę. Ale adrenalina robi swoje… Dobywające się z głośników… pięć, cztery, trzy… też nie pomaga… A przecież wiemy, że te kilka minut na stracie… ech…

Ruszamy.

PK 4
Skrzyżowanie dróg (za krzakami, południowy zachód)

Banalny punkt, choć emocje sprawiają, że zapominam o jego podbiciu i chcę od razu jechać dalej. Dobrze, że Amiga studzi moje zapędy.

PK 14 - Skrzyżowanie drogi ze strumieniem
Strumyka nie widać więc rozpędzeni go mijamy, ale po chwili rzut oka na licznik i wracamy, jest.

PK 5 -Zakręt drogi (w krzakach)
Dwukrotnie o mało nie skręciłem nogi w rowie, a punkt 3 metry obok...

PK 15 - Granica kultur lasu i pola
Nie lubię "granic kultur", bo czasem znaczą wszystko, tu jest ok.

PK 10 - Szczyt górki
Lampki piechurów pomagają zlokalizować punkt/

PK 27 - Most
Bez poblemu

Lampion zaległ © djk71


PK 19 - Koniec ścieżki
Po prawej stronie zaczyna szczekać jakiś wsiowy burek, ignorujemy go do momentu kiedy nie dołącza do niego z drugiej strony, przyczajony wcześniej, wilczur. Szybka ucieczka i skręcamy w ścieżkę, która ma nas doprowadzić do punktu. Mało przejezdna, ale to tylko kilkaset metrów.

PK 23 - Szczyt góry, dostrzegalna przeciwpożarowa
Niektórzy wybierają zakazaną DK11, my jedziemy jak przykazano z dala od niej.
Punkt zaliczony. Nie pisałem jeszcze o komarach… Momentami można się wściec!

PK 26 - Brzeg stawu, południowo wschodnia strona
Przy wyjeździe z poprzedniego punktu nieco pomyliliśmy ścieżki ale po chwili jest ok. W Krzykosach postój na uzupełnienie energii oraz rozrysowanie dalszego planu działania.

Chwila przerwy © djk71


Punkt podbity.

PK 3 - Brzeg stawu, południowo wschodnia strona
Komary tną wszędzie, nie pomagają różne wynalazki anty…. Mimo pięknego wschodu słońca nie zatrzymujemy się na zdjęcia. Komary nie pozwalają.

PK 29 - Brzeg stawu, północna strona
Przeprawa przez remontowany most kolejowy, z szeroką kierownicą to już wyzwanie.

Po torach © djk71


A raczej obok torów © djk71


Rozpoczyna się przygoda z rowerówką poprowadzoną wałem.

PK 6 - Skarpa ziemna
Piach, świt zaczynają męczyć. Po głowie chodzą myśli, jak po powrocie prześpię się najpierw a aucie, potem w domu… Niedobrze, takie myśli nie pomagają. Przed punktem spotykamy Daniela, jak on tak szybko nawiguje?

PK 8 - Skrzyżowanie wału z rowem
Męczy mnie ta jazda. Trochę km za nami, a teraz długie przeloty, bez konieczności intensywnego nawigowania… nużące, wolę jednak patrzeć w mapę. Krótki odpoczynek na wale.

Kolejna chwila przerwy © djk71


PK - 22 - Zakręt strumienia
Kolejny długi przelot. Marzę o kawie, ale o tej porze tu to raczej niemożliwe. Wracamy w Śremie na drugą stronę Warty, skręcamy w stronę Mechlina i zastanawiam się czemu chcemy dojechać do punktu od południa, a nie łatwiej od północy. Zmieniamy plan i… nie ma punktu. Nie zgadzają się odległości ale po chwili jest strumyk tylko bez lampionu.

Jest strumyk, tylko gdzie punkt? © djk71


Tracimy tu kilkadziesiąt minut. W końcu orientujemy się gdzie popełniliśmy błąd. Za bardzo skorygowaliśmy plan i pojechaliśmy drogą na Luciny. Porażka, a tak dobrze szło. Morale spada mocno. Dopiero dawka "Vervy" i drożdżówka pod sklepem dają nam kolejny zastrzyk sił. Teraz już punkt łatwo odnaleziony.

PK 9 - Ambona myśliwska
Bez problemu. Spotykamy znajomych i nieznajomych, którzy dopiero co wyruszyli na krótszą, dzienną trasę.

PK 2 - Granica kultur, las z łąką
Łatwo trafiamy do punktu. Liczymy ile czasu potrzebujemy na każdy punkt żeby mimo wcześniej straty być w stanie zebrać komplet. Będzie ciężko, ale jest szansa.

PK 28 - Mostek, północna strona
Jest :-)

Pod mostkiem © djk71


PK 25 - Szczyt góry (Łysa Góra)
Szacun dla Darka. Tu się chwilę zamotałem i jadąc z tej strony chyba bym punktu nie znalazł. A przynajmniej nie tak łatwo.

PK 18 - Głaz pamiątkowy, skrzyżowanie dróg
Nawigacyjnie banalnie. Na miejscu czeka na nas woda.

Wodopój © djk71


PK 11 - Koniec drogi, granica lasu i łąki
Brawa dla ojca z kilkuletnim synem, malec dzielnie maszerował ;-) Prosty punkt.

PK 17 - Granica kultur, las z łąką
Udaje się przekroczyć rzeczkę i…

Na drugi brzeg © djk71


... czeka nas po raz kolejny trochę piachów. Do tego kawałek dalej coś mnie niespodziewanie zatrzymuje. Ktoś rozciągnął w poprzek drogi pastucha. Dobrze, że tak tylko się skończyło.
Chwilę później jest punkt, ale mimo, że był blisko to zajął nam trochę czasu. Wracamy do Zaniemyśla.

PK 24 - Pomnik przyrody, dąb
Uzupełnienie zapasów, krótki popas i pochylenie się nad mapą po raz kolejny. Południe. Zostało nam do zaliczenia 8 punktów i 3 godziny czasu. Patrząc na odległości i dotychczasowe tempo to może być ciężko.
Znajdujemy kilka dębów, dąb na skrzyżowaniu robi wrażenie.

Gdzie jest rower? © djk71


PK 21 - Skarpa ziemna, u góry
Niezbyt wysoka :-)

PK 13 - Skrzyżowanie drogi ze strumieniem, południowa strona
Z rozpędu przejeżdżamy za daleko (a gdzie pomiar odległości?) i musimy wracać. Z trudem dostrzegamy lampion, ale łatwiej niż strumyk :-)

PK 7 -Skrzyżowanie drogi ze strumieniem
Punkt odnaleziony bez problemu, ale wiemy już, że będziemy musieli chyba odpuścić dwa punkty. Szkoda.

Zielony strumyk © djk71


PK 16 - Stara żwirowania, południowy narożnik
Bez przygód.

PK 20 - Skrzyżowanie ścieżki z rowem
Jak poprzednio :-) Odpuszczamy PK 1 i PK12 i wracamy do bazy.

Meta
W okolicach Polesia spotykamy Jurka, który nie pozwala nam się lenić i w słusznym tempie pilotuje nas do mety :-) Jest trochę po 14-tej. Dojeżdżamy w czasie, ale bez dwóch punktów… Gdyby nie błąd przy 22, gdybyśmy zaplanowali od razu cała trasę… Gdyby ciocia miała wąsy…

Patrząc w domu na mapę, na spokojnie, jesteśmy w stanie zmodyfikować trasę tak żeby wyszło ok. 155km (doliczając 5% błędów pomiaru mapy wchodzi ok. 162km), nam w terenie wyszło 183km bez dwóch PK, za to z dodatkowymi kilometrami na życzenie.

Pogawędki z Jurkiem co chwile przerywane są krótkimi wymianami spostrzeżeń z innymi zawodnikami. Szkoda, że tak mało czasu mieliśmy żeby na spokojnie pogadać. Bardzo szkoda.

Kąpiel, obiad i… do domu… przez Jarocin, ale o tym już pisałem….

Transjura 2013, czyli porażka i sukces

Piątek, 5 lipca 2013 · Komentarze(19)
Uczestnicy
Transjura 2013, czyli porażka i sukces

Transjura - 185km w 24h i 2500m przewyższeń Szlakiem Orlich Gniazd. Start w Częstochowie, meta w Krakowie.
Niby niewiele, ale przeczucie mówi, że wcale nie musi być łatwo. Decydujemy się z Amigą pojechać samochodem do Krakowa, tam zostawić auto i rzeczy na powrót, a sami ruszymy do Częstochowy pociągiem.

Transjura 2013 © djk71


Około południa meldujemy się w krakowskim oddziale ETISOFTU. Krótkie, jak zawsze sympatyczne rozmowy (niestety nie starcza czasu na kawę) i czas poskładać rowery, przebrać się i spakować. Ruszamy na azymut, ale bez większych problemów docieramy po chwili na dworzec.

Wsiadamy do wagonu, zaraz po nas docierają tam Zdezorientowani i… zaczyna się oberwanie chmury i burza.

Zapowiedź dzisiejszego maratonu? © djk71


Udało nam się. Wszyscy jednak wiemy, że to zapowiedź tego co nas czeka wieczorem. Prognozy mówią, że będzie cały czas lało i grzmiało. Zobaczymy.

Jeszcze czyste © djk71


W Częstochowie rejestracja, okazuje się, że jako jeden z sześciu zawodników dostanę GPS loggera i będą śledzili online moją jazdę. Dochodzę do wniosku, że patrząc na moją kondycję to chyba po to żeby wiedzieli gdzie padnę i skąd mnie zabrać :-)

Rowery gotowe © djk71


Niektórzy już przed startem wiedzą, że łatwo nie będzie...

Pech przed startem, czyli potem już będzie tylko lepiej © djk71


Obiadek, ostatnie zakupy i "piwko" na Starym Rynku. Sporo czasu do startu więc te 2% może wywietrzeje :-)

Piwo, czy oranżada? © djk71


W międzyczasie jeszcze raz analiza opisu trasy i punktów kontrolnych. Kilka punktów jest opisanych (narysowanych), to te bezobsługowe, gdzie sami będziemy musieli perforatorem podbić kartę żeby zaznaczyć swą obecność. Pozostałe punkty są w nieokreślonych miejscach, są za to na nich sędziowie. Trzeba więc jechać zgodnie z opisem trasy, bo ominięcie punktu oznacza… dyskwalifikację.

Zaraz jedziemy na start © djk71



Ostatnie przygotowania pod szkołą, gdzie jest baza, rozmowy z nielicznymi tym razem znajomymi i ruszamy na miejsce startu - Stary Rynek.

Początek Rowerowego Szlaku Orlich Gniazd © djk71


Dziwna jest Częstochowa, dawno tu nie byłem, ale wygląda na dość zaniedbaną i przede wszystkim zupełnie nie nastawioną na turystów. Może pielgrzymi mają inne potrzeby, ale dziwnie to wygląda.

Dwudziesta pierwsza. GPS ląduje w kieszeni i możemy ruszać. W sumie staruje około 150 osób, dwie trasy piesze i jedna rowerowa. Najpierw ruszają rowerzyści. Do granic miasta jedziemy w asyście policji, tam zaczyna się pierwsza walka, czołówka nadaje niezłe tempo, reszta próbuje im dotrzymać kroku (koła), pytanie jak długo. Nie lubię takiej jazdy, gdzie jest tłum bo wtedy szybko się rozpraszam i zamiast kontrolować mapę poddaje się instynktowi stada. Na szczęście im dalej tym grupki coraz mniejsze.

Choć to wyścig to nie możemy się oprzeć szybkiemu zdjęciu na rynku w Olsztynie.

Olsztyn nocą © djk71


Niestety większość trasy w nocy więc nie będzie wielu szans na zdjęcia zamków. Chwilę później rozpędzamy się za bardzo i przegapiamy zakręt szlaku. Trzeba się cofnąć. Teraz nie mamy wątpliwości. Pierwsze piachy… będzie ich sporo. Kawałek dalej chwila wahania przy zjeździe z asfaltu. Szybka analiza i jest szlak. To nie ostatni punkt, gdzie zawodnicy stoją bezradnie patrząc co zrobią inni, a potem ich wyprzedzają i jadą, aż do następnego wątpliwego punktu. Nie lubię tego. Denerwuje mnie jak ktoś się na kimś wozi nie próbując samemu myśleć.

Pod drodze śliczne kościółki, ale nie ma czasu na focenie. Dość szybkie tempo. Mijamy kolejny punkt kontrolny, gdzie słyszymy, że dalej jest prosto i wystarczy trzymać się czerwonego szlaku. Gdyby tylko były jakieś oznaczenia… znów minięcie skrętu, na szczęście szybko zauważony błąd i powrót na właściwe tory.

Błyska się, ale jeszcze nie leje.

Na punktach pełen wypas, wszędzie woda, drożdżówki, wafelki, banany, paluszki…

W terenie piach zaczyna pokazywać co potrafi, nie ma chyba osoby, która choć kawałek nie musi podprowadzać rowerów. Co chwilę też ktoś zalicza glebę. Mój rower też leży, mnie się udaje odskoczyć. W wielu miejscach nie widać oznaczeń szlaku rowerowego i trzeba się posiłkować biegnącymi równolegle innymi szlakami, najczęściej pieszymi.

Mirów, Bobolice i… w końcu pada… mało… leje…
Podjazd na Morsko daje nieźle w kość. Na zjazdach znów jestem odważniejszy. Pada więc okulary mokre, czyli niepotrzebne. Lądują w kieszeni więc mniej widzę… czyli nie widzę przeszkód pod kołami :-)

4:00 Jesteśmy pod zamkiem w Ogrodzieńcu. Jeszcze nigdy tu nie byłem, gdy… nie ma nikogo oprócz nas. Już wiemy, że nie uda się dojechać do mety w 12 godzin (tak jak marzyliśmy), ale 15 jest wciąż w zasięgu ręki (kół).

Mijamy Ryczów, i w końcu chwila przerwy pod zamkiem w Smoleniu. Dopiero pół trasy za nami, a czuje już spore zmęczenie. Piaski dały nieźle popalić. Wymiana baterii w GPS-ie, posiłek i jedziemy dalej.

W Górach Bydlińskich łapie nas potworna ulewa i burza. Trzaska coraz mocniej. Chyba obaj czujemy spory dyskomfort. Góry, las i zero schronienia. Byle zjechać gdzieś do dołu i znaleźć jakąś wiatę, przystanek. O dziwo nowe opony nawet w tych warunkach dają radę. W końcu asfalt, leje jak diabli i… zero miejsca do schowania się. Szlak znów kieruje nas do lasu i w górę. Mimo burzy jedziemy. W Krzywopłotach jest przystanek. Spotykamy tam jeszcze jednego zmokniętego z numerkiem :-) Chwila odpoczynku i ruszamy.

Napędy szaleją. Nie da się tego słuchać. Amiga się dziwi, że one jeszcze działają. Działają… przez następne… 50m.

Mam krótki łańcuch © djk71


Kolejny przymusowy postój.

W Rabsztynie na punkcie są orzeszki… jaka miłą odmiana po drożdżówkach. To znaczy te też tu są, ale już nie możemy na nie patrzeć :-)

Ruiny zamku © djk71


W Olkuszu musimy zrobić przerwę. Podwójny burger i kawa na stacji działają cuda. Jesteśmy kompletnie przemoczeni.
Wyrzucam pół mapy, kawałek po kawałku… tyle ile udaje się wyciągnąć z mapnika…

W Paczólkowicach chyba budzimy sędziego :-)

Sędzia śpi? © djk71


Krzeszowice to zgodnie z sugestią Darka lody… Ja wybieram poziomkowe, samba cafe (o ile pamiętam) i maślankowe… pyszne.

Mijamy Tenczynek, Rudno i… na znakach widzimy, że do Krakowa jest 27km, do mety pewnie trochę więcej, może 30, może 40. Jest jedenasta. Jak się potem okaże to będzie najdłuższy odcinek na całej trasie. Piękna droga przez las, bez samochodów (zresztą tych na całej trasie niewiele widzimy- przez pierwsze 100km minęło nas może z dziesięć samochodów). Pod Bukową Górę nie mam już siły nawet na próbę podjazdu. Pcham rower.

Chwilę przed Brzoskiwnką oznaczenia szlaków giną. Na chwilę się pojawiają, a potem znów giną. Powinien być niebieski pieszy i nasz czerwony, a nie ma nic. Niby jesteśmy pewni, że jedziemy właściwą drogą, ale brak oznaczeń niepokoi. Odcina mi prąd zupełnie. Mam dość, ale wiem, że do godziny 21-ej dotrę do mety :-) W końcu Kleszczów i mieliśmy rację, to była dobra droga.

Ostatni punkt z obsadą sędziowską i ostatni punkt z bufetem. Potrzebowałem go. Siły wracają. Dojazd do Szczyglic i teraz już miasto. Oczywiście gdzie się da szlak prowadzi z dala od głównych dróg. Tu już głównie Darek nawiguje, bo na mojej mapie już nic nie widać. Dopiero w samej końcówce przejmuję pałeczkę i dojeżdżamy do stadionu WKS Wawel.

Jesteśmy na mecie. Zmęczeni. Jest 14:17. Przed wszystkim zmęczeni, ale też zadowoleni. Z jednej strony te ponad 17 godzin (na 24 jakie mieliśmy do dyspozycji) to więcej niż zakładaliśmy, z drugiej strony jednak nie doceniliśmy trasy na etapie planowania i teraz jesteśmy zadowoleni, ze tak czy owak dojechaliśmy. Jak się na mecie dowiadujemy część zawodników jeszcze w terenie, a część się wycofała. Najlepszy z zawodników ponoć był na mecie po 7-ej. W ponad dziesięć godzin… ładnie, ale cyborgi są na każdych zawodach ;-)

Potem z komunikatów na stornie organizatora czytamy:

Blisko 60% odsiew mówi za siebie. Burze kilkugodzinne i opady totalne - tylko tyle powiem teraz.

Szybkie mycie, posiłek, kąpiel rowerów.

Wielostrumieniowo © djk71


Kilka zdań wymienionych z innymi zawodnikami i trzeba jeszcze zrobić parę kilometrów po mieście w drodze do auta. Jeszcze tylko spakować rowery, przebrać się i…. Duża kawa na stacji przed podróżą do domu :-)

Podsumowując, było… świetnie. Cieszę się, że pojechaliśmy. Co do trasy to jest świetnie poprowadzona, dużo gorzej oznaczona - jadąc bez mapy łatwo się w wielu miejscach zgubić. Co ciekawe najgorzej chyba jest przed samym Krakowem. Szkoda, że nie było okazji do robienia zdjęć, bo duża część trasy nocą, ale gdyby start był w dzień i dopadło by nas słońce to też by było ciekawie… :-)
Świetnie zaopatrzone bufety, choć na przyszłość to na każdym punkcie mógłby być inny rodzaj drożdżówek :-) I szkoda, że GPS-y nie zadziałały tak jak powinny.

Było świetnie :-) Pewnie wrócimy na trasę jeszcze niejeden raz, ale teraz już głównie turystycznie. I wtedy pewnie trzeba będzie to rozbić na kilka dni. A sportowo... za rok... kto wie ;-)

Dla statystyki, info z samej trasy (reszta to dojazdy):
Dystans: 195,59km
Czas: 13:10h