Wpisy archiwalne w kategorii

Orientuj się

Dystans całkowity:8970.79 km (w terenie 3887.80 km; 43.34%)
Czas w ruchu:571:47
Średnia prędkość:15.69 km/h
Maksymalna prędkość:71.63 km/h
Suma podjazdów:965 m
Maks. tętno maksymalne:203 (144 %)
Maks. tętno średnie:175 (91 %)
Suma kalorii:8500 kcal
Liczba aktywności:99
Średnio na aktywność:90.61 km i 5h 46m
Więcej statystyk

Rudawska Wyrypa, czyli jak umarłem z zimna w maju

Sobota, 3 maja 2014 · Komentarze(12)
Uczestnicy
Rudawska Wyrypa, czyli jak umarłem z zimna w maju
W zeszłym roku dostaliśmy nieźle w kość na wyrypie. W tym roku ma być inaczej. Mimo, że trasa ma być sporo trudniejsza: 202km, 6740m przewyższeń w 24 godziny w temperaturze około 2-5 stopni powyżej zera. Do tego jak zwykle mapy z usuniętymi nazwami miejscowości, rzek, szczytów (i oczywiście żadnych wysokości) oraz bez zaznaczonych szlaków turystycznych. Mimo tego czuję się jakoś pewniej. Zobaczymy.

Do bazy przyjeżdżamy z Amigą w piątkowy wieczór. Po wejściu do biura zawodów organizatorzy witają nas gromkim śmiechem - wciąż mają w pamięci nasz wyczyn na Kaczawskiej Wyrypie. Załatwiamy formalności, przygotowujemy rowery, ubrania, jemy kolację i witamy się ze znajomymi. Nie ma ich dziś zbyt wielu, chyba prawie połowa z zapisanych nie stawiła się na starcie - strach przed pogodą?

23:00 - chwilę wcześniej wysłuchaliśmy informacji startowych na odprawie i otrzymaliśmy mapę w skali 1:60 000 oraz cztery karty A4 z opisami i rozświetleniami punktów. To pętla pierwsza. Tym razem kolejność zdobywania punktów jest obowiązkowa. NIe lubię tego, bo wtedy tworzą się "pociągi". Zaliczamy pierwsze trzy punkty, a następnie dostajemy kolejną mapę na tzw. OS - odcinek specjalny. Potem "wracamy" na główną mapę i zaliczamy kolejne kilkadziesiąt punktów i wracamy do bazy. Tam mamy otrzymać mapę drugiej pętli.

Rysujemy trasę i ruszamy. Pada. Po chwili niewiele widzę, bo okulary całe mokre.

PK1 - u podstawy skały od strony E
Początkowo jedzie się bardzo fajnie, niestety pod koniec trzeba zjeść z rowerów i je podprowadzić. Tu zawodnicy z trasy pieszej mają łatwiej, bo nie mają dodatkowego obciążenia. Dochodzimy w okolice punktu i zostawiamy rowery, część zawodników zrobiła to wcześniej, niżej. Jesteśmy na Sokoliku. Nie czytamy opisu punktu i zaczynamy się wspinać po schodach, po chwili na szczęście do nas dociera co robimy. Schodzimy i szukamy punktu u podnóża skały. Niestety nie ma go. Dochodzą inni zawodnicy, w tym Basia z Grzesiem i jeszcze jednym kolegą (sorry nie pamiętam imienia). Po chwili poszukiwań Basia wskazuje pierwszy dziś punkt. Podbijamy i wracamy.

PK2 - u podstawy skały od strony S
Jedziemy razem, znów szermierze prowadzą prawie w ciemno do punktu, okazuje się,  że weekend w tych okolicach nieco im pomaga ;-)

PK 3 - droga przy granicy kultu
Łatwy dojazd do punktu. Dostajemy mapy na OS. Pojawiają się kolejni zawodnicy. Do odnalezienia 12 punktów, tym razem w dowolnej kolejności.

S01 (na OS-ie nie ma opisów punktów)
Zaczynamy od jedynki. Trochę zmyleni przez innych zawodników skręcamy za wcześnie z wybranej drogi. Po chwili jednak korygujemy błąd i zaczynamy szukać punktu oddalonego nieco (jak chyba większość) od drogi. Deszcz zamienił się w śnieg. Spacer po polanie skutkuje wodą w butach. Nie brzmi to dobrze, kiedy na termometrze jest 1,5 stopnia :-(

S07
Do kolejnego punktu jedziemy wciąż w piątkę. Punkt dobrze namierzony, jedynie wracając mylimy nieco kierunek i nie możemy odnaleźć rowerów. Cofamy się do punktu i teraz już bezbłędnie schodzimy.

Majowy śnieg © djk71

S11
Łatwy punkt. Niestety wracając Basia gubi licznik. Ekipa wraca, a my tymczasem jedziemy zobaczyć gdzie jest następny punkt, najwyżej tam na nich zaczekamy.

S12
Punkt jeszcze łatwiejszy niż poprzedni. Nie widać naszych znajomych, a stanie w zimnie, z wodą w butach nie należy do najprzyjemniejszych rozrywek. Trudno, jedziemy dalej sami. Mam nadzieję, że się na nas nie obrażą.

S09
Choć na mapie droga od wschodu wydaje się być dobrej jakości to w rzeczywistości czeka nas pchanie rowerów bo po błocie w górę. Coraz mniej nam przeszkadzają kałuże i błoto i tak jesteśmy przemoczeni.

S10
Dalszy ciąg pchania rowerów.
Po podbiciu karty zastanawiamy się co dalej. Miała być "czwórka" ale nijak nam nie pasuje do niej dojazd. Chyba odpuścimy S04 i S02.

S08
Ruszamy na  północny zachód ale w pewnym momencie droga ginie pod ściętymi drzewami i... nie potrafimy jej odnaleźć. Idziemy na azymut. W gąszczu ścieżek dociera do nas jedna myśl - jeśli nie znajdziemy jakiegoś punktu przypadkiem to... nie mamy szans na odnalezienie kolejnych punktów. I... jest cud. Amiga dostrzega odblaski na lampionie. To S08 :-)

S03
Docieramy do polanki i ruszamy na punkt of południowego wschodu. To był dobry wybór - uniknęliśmy wspinaczki. Podobnie, jak przy jednym z poprzednich punktów, lekka zmyłka przy zejściu, ale po chwili jesteśmy tam gdzie chcieliśmy.

S05
Kolejne wpychanie rowerów na górę. Kilka skałek, ale na jednej z nich jest punkt. Jest pomysł żeby przebić się przez skałki na azymut do kolejnego punktu, ale warstwice na mapie nie kłamią. Tu jest stromo. Nie potrafię nawet pchać roweru. Wracamy.

S06
Robi się jasno. Spędziliśmy na OS-ie już kilka godzin. To ostatni punkt.

Nowy dzień wstaje © djk71

PK16 - narożnik ruin od strony SW
W końcu można było do punktu dojechać, jednak szukanie opisów na kolejnych kartkach to w deszczu nie jest najlepszy pomysł. Punkt prosty. Po ośmiu godzinach w terenie liczniki wskazują około 20-25km!!! Mamy zaliczone 14 z 49 punktów.

PK 17 - narożnik wklęsły budynku od SE - BUFET
Te okolice znamy z poprzedniego roku :-) Na punkcie herbatka i banan.

PK 18 - wierzchołek wzniesienia
Po wyjeździe z lasu czuć chłód. Punkt zaliczony bezbłędnie. Teraz czeka nas długi przelot szosą. Niestety przy prędkości około 30km/h zamarzają mi palce. Pomimo tego, że kilkukrotnie wykręcałem rękawice, są cały czas pełne wody. Przy temperaturze bliskiej zeru i przy pędzie powietrza jest masakra. Nie potrafię zmieniać przełożeń. z trudem udaje mi się naciskać klamki hamulców.
Gdy się zatrzymujemy nie potrafię nawet ściągnąć rękawic - tak boli. Palce sine. To nie ma sensu. Może bym i zaliczył ten punkt, może i następny, ale i tak by sie to skończyło powrotem. Myślałem, że bardziej będę narzekał na basen w butach.

Meta
Wracamy do bazy. Jest pomysł, że może trochę się ogrzejemy, założę inne rękawiczki i wrócimy na trasę. Próbuję też przekonać Darka żeby jechał dalej sam - nie chce. W bazie trwa odprawa TP50. Ściągam buty, skarpety i jestem w szoku. Stawiając stopy na kafelkach okazuje się, że są podgrzewane. Potem okaże się, że nie, ale takie miałem złudzenie.
Postanawiamy coś zjeść, zaraz potem zamykają się nam oczy. Bez komentarza, bez umawiania się na jak długo wskakujemy w śpiwory. Nie wiem ile spałem, chyba z godzinę, ale co chwilę budziły mnie dreszcze. Darek też się budzi, oznajmiam mu, że nie jadę. Czuję, że mam gorączkę i cały czas mnie trzęsie. Nie jest dobrze, tym bardziej, że dopiero wczoraj odstawiłem antybiotyk ;-(

Idziemy oddać karty do biura.

Niestety karta tylko częściowo podbita © djk71

Mimo namów nie czekamy na obiad, choć to tylko pół godziny. Chcę być jak najszybciej w łóżku. Całą drogę jak się okaże i tak będzie mną telepało zimno. na szczęście bez przygód docieramy do domu.

Jestem wściekły. Nie tak to miało być. Nie po to jechałem. Po prostu jestem zły.

Czy wrócę tu za rok? Nie wiem. Nie do końca jestem pewien, czy chce mi się chodzić z rowerem. Tu większość odcinka specjalnego oznaczała (przynajmniej dla mnie) pchanie roweru. Wolę jednak na imprezach rowerowych jeździć. Zobaczymy.

Kadencja: 66


IV Wiosenna Odyseja Miechowska

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · Komentarze(5)
Uczestnicy
IV Wiosenna Odyseja Miechowska
Kolejna Odyseja przed nami. Zeszłoroczna stała pod znakiem upałów i nie do końca poprawnie rozstawionych punktów. Jak będzie tym razem? Na pewno ciekawie, bo już w drodze do Miechowa orientuję się, że nie wziąłem mapnika, nie mam też linijki (zwykle nie jest potrzebna, ale czasem się przydaje).

Na starcie okazuje się, że można kupić mapnik, a nawet za drobną opłatą wypożyczyć. Chwilę się waham, ale kiedy jestem już skłonny wypożyczyć z opcją kupienia jak mi się spodoba, mapnika już nie ma. Potem ktoś na trasie mówi, że było ich więcej... widać nie były mi przeznaczone. Pojadę z mapą w ręku...

Start
Tradycyjnie zaczynamy od startu wspólnego, mijamy bezpiecznie DK7 i zatrzymujemy się żeby odebrać mapy.

Wspólny przejazd przez miasto © djk71

Dopiero stąd następuje start właściwy. Kiedy Amiga analizuje położenie punktów na mapie, ja... zmieniam dętkę :-( Zeszło mi nieco powietrze, mógłbym dopompować, ale nie chcę ryzykować, że za kilka kilometrów i trak będę musiał wymienić dętkę.
Jednym okiem zerkam cały czas na mapę kontrolując planowanie trasy, co skutkuje tym, że dętkę to i owszem zmieniam, ale nie sprawdzam, czy coś nie zostało w oponie. Do tego oponę zakładam tak, że nie cała ułożyła się jak powinna. Po prostu mistrzostwo. Coś czuję, że będzie to ciężki dzień.

PK 3 - skraj lasu
Ruszamy jako ostatni na pierwszy punkt. Pierwsze podjazdy. Na punkcie grupa zawodników. Nic dziwnego, wariant trasy sam się narzucał, co więcej miejsce gdzie rozdano mapy sprawiło, że wszyscy (chyba) wybrali ten sam kierunek jazdy.

PK 4 - 1 z 3 dróg leśnych
Zjazd w dół i asfaltem w stronę kolejnego punktu, co chwilę wyprzedzamy kolejnych zawodników, ale na jednym z rozjazdów skręcam wniewłaściwą stronę. Wyciągam mapę z kieszeni, nie da się jechać nie widząc trasy. Wjeżdżamy w las i tu znów tłum. Nie lubię tego, ale plus jest taki, że od razu wiadomo gdzie jest punkt.

Ogólnie było sucho, tylk miejscami pojawiały się kałuże © djk71

PK 8 - skraj rezerwatu
Do punktu można dojechać z dwóch stron, my wybraliśmy chyba gorszy wariant. Wspólnie ze Zdezorientowanymi mozolnie wspinamy się na kolejny pagórek. Ciepło. Wciąż mijamy się z wieloma zawodnikami.

PK 9 - pd-wsch. strona cmentarza
Bezproblemowy punkt. Podjazdy dają w kość.

PK 10 - dolinka
Tym razem Amiga dopompowuje koło.

Spróbujemy tylko dopompować © djk71

PK 11 - krzyżówka leśna
Wyprzedzamy jeszcze kilku zawodników i w końcu zostajemy sami. Skręcamy z asfaltu, choć wydaje mi się, że za wcześnie, że to jeszcze nie ta ścieżka. I faktycznie docieramy do lasku z drugiej strony. Dopiero tu sprawdzam skalę mapy i wiem skąd był błąd, to "sześćdziesiątka", a nie "pięćdziesiątka" jak myśleliśmy.

I znów u góry © djk71

Na szczęście szybko udaje się się skorygować błąd i dojeżdżamy do punktu, gdzie w najlepsze urządzają sobie piknik Agata z Bartkiem :-)

PK 12 - rozwidlenie dróg
Zjeżdżając z punktu musimy zrobić kolejną przerwę. Darek musi jednak zmienić dętkę.

Jednak zmiana dętki © djk71

Niby krótki, ale męczący wyjazd z lasu. Dołącza do nas Maciek, z którym pojedziemy wspólnie już do mety.
Mijając jeden z domów, siedząca przy nim staruszka informuje nas, że 13-tu już pojechało. No cóż, coś trzeba robić w tak pięknym dniu... :-) Jak się potem okaże miała prawie rację. Czternastu na metę przybędzie przed nami.

PK 15 - krzyżówka leśna
Kolejne podjazdy i niezbyt równa droga

Rower ma chwilę przerwy © djk71

PK 14 - sezonowy skład drewna
Czujemy potrzebę odwiedzenia sklepu, niestety mapa nie wskazuje, że nastąpi szybko. Niewielkie nachylenie terenu, ale daje w kość.

PK 13 - leśna ścieżka
Kawałek za poprzednim punktem, wydaje nam się, że to nie ta ścieżka, w którą mamy skręcić i w efekcie nadkładamy pewnie z półtora kilometra. Tłumaczymy sobie, że ten wariant jest lepszy bo może napotkamy sklep, niestety nic z tego. Do punktu jedziemy od północy.
Kończy się pole i... nie ma ścieżki. Chwila poszukiwań i kawałek dalej za zaroślami jest i ścieżka i punkt.

Z Maćkiem © djk71

Mało czasu. Chyba już nie zdążymy wszystkiego zaliczyć.

PK 7 - kaplica zamkowa
Jedziemy w stronę zamku.

Jest zamek, gdzieś obok musi być kaplica © djk71

W tym miejscu jest bufet. W sumie mógłby być wcześniej. Łapię pączka i siadam na ziemi. Mógłbym tu zostać Nie ma jednak czasu. Jeszcze owoce i uzupełnienie bidonów. Mało brakuje, a zapomnielibyśmy podbić karty ;-) Zaczyna kropić. Chowam do kieszeni mapę, którą dotychczas cały czas wiozłem w ręce.

PK 6 - krzyżówka leśna
Wyjeżdżając z poprzedniego punktu bez mapy tracę orientację ale Maciek czuwa. Po chwili meldujemy się na kolejnym punkcie. Chyba dopiero gdzieś tutaj dociera do mnie, że punkty mają różne wagi i za każdy niezaliczony są minuty karne. Tak to jest jak się nie czytało regulaminu (chyba po raz pierwszy) i nie słuchało odprawy. Co prawda Maciek chyba coś o tym wspominał na trasie, ale jakoś to zignorowałem.

PK 5 - mostek (bufet)
Niebieskim szlakiem zjeżdżamy do punktu, gdzie pierwotnie miał być bufet.
Już wiemy, że to nasz ostatni punkt - odpuszczamy PK 1 i PK 2 choć będziemy od nich przejeżdżać w odległości nie większej niż 1,5 km. Do mety mamy jakieś 15km, a czasu niewiele ponad pół godziny. Na płaskim dałoby się może dojechać, tu wiemy, że pagórki nam na to nie pozwolą.

Meta
Próbujemy jechać gęsiego żeby oszczędzić trochę sił ale końcówkę już każdy z nas jedzie we własnym tempie. Na metę docieramy z 15 minutowym opóźnieniem, co skutkuje 75 minutami kary. Do tego 2x30 minut kary za opuszczone punkty. Finalnie lądujemy w okolicach 15 miejsca. Żal tych dwóch punktów i spóźnienia, ale biorąc pod uwagę przymusowe postoje jest nieźle. Daliśmy z siebie wszystko, czuję się potwornie zmęczony. Końcówka trasy to okropny ból głowy. Pagórkowate okolice pokazały nam ile przed nami pracy ;-)

Endomondo pokazuje 1833m podjazdów, pewnie jak zwykle kłamie, ale było się gdzie spocić. Tylko jeśli tu się zmęczyliśmy to czy naprawdę chcemy jechać na Rudawską Wyrypę, gdzie suma przewyższeń na 200km ma być... 6740m!!!

Czy mi się podobało? Tak. Tym razem punkty były na swoich miejscach. Świetna okolica, jak zawsze obfity bufet, choć ten na trasie mógłby być nieco wcześniej. Jedyne czego mógłbym się czepić to tego, że była tylko jedna opcja trasy. Tego nie lubię, nie dość, że nie można pokombinować, to jeszcze tramwaje na całej trasie, no przynajmniej na początku... Ale w przyszłym roku ma być trudniej ;-)

Kadencja: 73

Bike Orient 2014 - Dolina Warty

Sobota, 5 kwietnia 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Bike Orient 2014 - Dolina Warty
Pierwszy tegoroczny Bike Orient. Start i meta w znanym nam już z ubiegło roku ośrodku w Szczepocicach Rządowych. Choć odprawa dopiero o 9:30 to i tak po przyjeździe czasu starcza tylko na to by przygotować rowery, podjąć jak zawsze trudną decyzję co na siebie włożyć i przywitać się ze znajomymi, których jak zawsze tu sporo. Przy zakładaniu mapnika łamię uchwyt, niedobrze, ale jest szansa, że się będzie jakoś trzymał, tylko nie będzie już tak stabilny.

Zawodnicy gromadzą się przed startem © djk71

Odprawa, w tym informacja, że na jednym z punktów czekają na nas kajaki, rozdanie map i czas rysować trasę. Z grubsza warianty nasuwają się same, problem pozostaje kierunek, zacząć od północy, czy od południa. Jako, że jest dość silny wiatr południowo wschodni, a południowa część trasy wiedzie głownie przez lasy to lepiej będzie zacząć od północy, a powrotne zmaganie się z wiatrem zostawić sobie na koniec, częściowo chowając się w lesie.

PK 6 - rozlewisko strumienia przy drodze
Ruszamy do pierwszego punktu,. początek asfaltem, potem w  las i coś mi się kierunek nie zgadza, szybka korekta i wracamy na właściwą ścieżkę. Po chwili stajemy się częścią długiego pociągu zmierzającego w stronę punktu. Jak pewnie już pisałem, nie lubię tego, bo wtedy wyłącza się myślenie, człowiek przestaje kontrolować licznik, mapę. Tak jest i teraz gdy wszyscy lądujemy niby we właściwym miejscu. Wracający stamtąd Zdezorientowani informują nas, że to nie tu. Ufając im jedziemy dalej, zaczynamy znów kontrolować trasę i jest lampion, tylko komuś się przydał perforator.

Rozlewisko © djk71

Dokumentujemy pobyt na miejscu zdjęciem i jedziemy dalej. Próba poinformowania o tym sędziego nieudana, bo ten jest poza zasięgiem. Dopiero dwa punkty dalej udaje się przekazać informację.

PK 3 - róg fundamentów dawnego ogrodzenia
O ile przy poprzednim punkcie pojawiły się mokre tereny, to tu pierwszy raz trafiamy na piachy. Znaczy się będzie się działo ;-) Punkt dokładnie tam gdzie być powinien.

PK 5 - ambona myśliwska
Jedziemy wzdłuż rowerówki i szlaku konnego, odbijamy tam gdzie powinna odbić droga końska, ale nie widać oznaczeń. Kierunek dobry, wyjeżdżamy na polanę więc miejsce na ambonę idealne, ale jej nie ma. Ruszamy na drugi jej koniec i jest. Jest też trochę błotka po drodze.

Pierwsza dziś ambona © djk71

PK 12 - skrzyżowanie dróg
Do dwunastki jest blisko, ale mapa nie pokazuje żadnej bezpośredniej drogi. Może warto by się przebić na azymut ale jednak decydujemy się na objazd dookoła. Niestety szlak konny, na który decydujemy się wjechać daje nam w kość. Jest cały zryty przez dziki. Ciężko się przez to jedzie. Punkt jest  na swoim miejscu.

Jest punkt © djk71

PK 10 - brzeg zbiornika wodnego (zadanie specjalne - kajaki)
Dojazd drogą do ośrodka WOPR. Z lekkim niepokojem zastanawiamy się co tu wymyślili organizatorzy. Są kajaki i jest punkt dryfujący na środku zbiornika wodnego. Nie pamiętam jak się to robiło, ale trzeba chwycić za wiosła i ruszyć na głęboką wodę ;-) Nawet to sprawnie idzie.




Zaliczamy punkt i docieramy szczęśliwie do brzegu ;-)



Dwa powyższe zdjęcie zapożyczone z galerii Pawła Banaszkiewicza :-)

PK 15 - prawy brzeg Warty
W końcu trafiamy nad Wartę. Łatwy punkt.

Prawy brzeg Warty © djk71

PK 19 - prawy brzeg Warty
Kolejny punkt z takim samym opisem. Dojeżdżamy w pobliże i coś jakby nie tak. Amiga przytomnie zauważa, że jesteśmy pod siecią energetyczną, która jest zaznaczona również na mapie, a punkt leży na jej wysokości. Jakieś 300m na przełaj i jest. Brawo Darek

I znów nad Wartą © djk71

PK 18 - skrzyżowanie drogi z rowem
Do punktu trafiamy bezbłędnie. Za to z punktu zamiast wycofać się do drogi, jak spotkany tam kolega to jedziemy ścieżką, która widnieje na mapie jako bardzo przerywana. Do tego kończy się... przeprawą przez rzeczką. Szczęśliwie udaje się nie wykąpać :-)

PK 20 - dawny młyn (bufet)
Gdzieś na trasie zorientowaliśmy się, że cały zapas jedzenia został... w aucie :-( Nie mamy nic. Po raz pierwszy chyba z taką radością jedziemy w stronę bufetu. Jest okazja coś zjeść i uzupełnić bidony. Na punkcie ktoś nas pyta czy mamy całe ramy!? Ponoć ktoś na trasie połamał ramę więc od razu poszła wieść, że to pewnie chłopaki z ETISOFT-u. Na szczęście u nas na razie bez awarii.

PK 16 - wieża przeciwpożarowa
Punkt prosty jak wieża, niestety i tu się komuś przydał lampion i perforator. Dobrze, że na murze zostały napisy PK

Zostały tylko napisy © djk71

PK 17 - lewy brzeg Kocinki
Tutaj też nie ma perforatora, jest jedynie mokry lampion luzem leżący na ziemi. Kolejne zdjęcia.

Na dowód, że tu byliśmy © djk71

PK 14 - skrzyżowanie dróg
Jedziemy duktem kocińskim ale na końcu ktoś wybudował sobie dom. Na szczęście da się objechać dookoła, choć mostek pozostawia wiele do życzenia :-)

Mostek :-) © djk71

W Starym Broniszewie krótki postój przy sklepie. Uzupełnienie płynów i jak zawsze ciekawe rozmowy z miejscowymi :-) Przy punkcie spotykamy znajomych szermierzy :-)

Szkoła Fechtunku © djk71

Kawałek dalej mijamy się z Tomalosem, który miał tym razem nieco opóźniony start z powodów sprzętowych.

Dziwne tu znaki mają © djk71

PK 7 - skrzyżowanie przecinek
Punkt prosty, choć na ostatnich metrach zostawiamy rowery.

Czasem lepiej pójść pieszo © djk71

Łatwiej się biegnie.

... albo nawet pobiec :-) © djk71

PK 4 - lewy brzeg odnogi Warty
Ruszamy do punktu, który w pierwszej chwili chcieliśmy zaliczyć prawie na początku, dobrze, że w porę spostrzegliśmy, po której stronie rzeki się znajduje. Po drodze Darek zastanawia się jak przekroczymy widoczny na mapie strumyk. Jak to jak?

Po co nam mosty? © djk71

Chwilę czasu zajmuje nam odnalezienie punktu, ale udaje się.

PK 1 - skrzyżowanie dróg (zadanie specjalne, bufet)
Kolejny bufet też się przydaje.

A gdzie jest ciasto? © djk71

Tu na drzewach wiszą kartki z mapką w nieokreślonej skali i zaznaczonym miejscem, gdzie faktycznie znajduje się punkt. Ok. Zostawiamy rowery i lecimy na północny wschód. Niestety ambony nie ma. Wracamy do kartek. Niby jest ok, a nie jest. Po chwili dociera do nas, że to nie to miejsce. Niepotrzebnie straciliśmy jakieś 20 minut. Po chwili mamy ambonę.

PK 11 - koniec drogi
Lekko korygujemy trasę, przez chwilę mamy trochę wątpliwości, bo to nie pierwsze miejsce, gdzie liczba ścieżek w terenie kilkukrotnie przewyższa liczbę ścieżek na mapie, ale udaje się bez problemów trafić tam gdzie chcieliśmy.
Coraz mniej czasu ale jeszcze wydaje się być szansa na zdobycie kompletu punktów.

PK 13 - dół

Dojeżdżamy do czerwonego szlaku, skręt w lewo, jeszcze raz w lewo i po 200-300m droga się kończy. Niemożliwe. A jednak możliwe. Za drugim razem miało być w to drugie lewo :-) Wracamy i jest skrzyżowanie. A obok... dół obok dołu ;-) W końcu jest ten właściwy.

PK 9 - obniżenie terenu przy drodze
Mało czasu. Decydujemy się jechać przez Kryszynę. Trochę może dalej, ale droga miejscami asfaltowa więc pewniejsza. Punkt namierzony bezbłędnie, ale już wiemy, że będziemy musieli odpuścić dwa ostatnie. Opuszczamy PK 2 (trzy kopce) i PK 8 (skrzyżowanie drogi z rowem) choć przejeżdżamy od nich zaledwie w odległości 2km.
Musimy gnać co sił do mety bo za chwilę kończy się limit czasu, a każda minuta spóźnienia oznacza odjęcie jednego punktu. Ostro finiszujemy wraz ze spotkanym Michałem na niecałe pięć minut przed końcem czasu.

Meta

Zmęczeni, zadowoleni (przynajmniej ja), idziemy umyć rowery i zjeść pyszne pyzy.

Zamiast pucharów? © djk71

Na trasie rowerowej startowało około 150 osób. W zależności od tego ile zdobyliśmy puntów byliśmy klasyfikowani albo na trasie Mega (- ci, którzy zdobyli 10 lub mniej punktów, albo na Giga, Ci którzy zdobyli powyżej 10 punktów.
W efekcie wg wstępnych wyników 98 osób zaliczyło Mega, a 51 Giga. Tylko 8 osób zaliczyło komplet 20 punktów. My uplasowaliśmy się na 15 miejscu i 3 drużynowo, niestety za trzecie miejsce nie było dyplomów :-(  :-)

Co mogę napisać o imprezie żeby nie powtórzyć tego co zawsze piszę o Bike Oriencie? Nic, bo... było jak zawsze: Świetnie :-) Fajne tereny, trasa wymagająca, punkty na swoim miejscu, organizacja jak zawsze perfekcyjna, towarzystwo świetne... Po prostu wzorcowa impreza.

Kadencja: 76

Wiosenne Jurajskie KoRNO 2014

Sobota, 22 marca 2014 · Komentarze(13)
Uczestnicy
Wiosenne Jurajskie KoRNO 2014

Jedziemy z Amigą do Błędowa. Już tu byliśmy. Ciekawe, czy powtórzą się jakieś punkty. Pogoda zapowiada się piękna. Na miejscu oczywiście spotykamy mnóstwo znajomych. Wygląda, że będzie sporo osób, bo oprócz rowerów, dziś też trasa piesza i wyścigi z psami.

Rejestracja, przygotowanie rowerów, rozmowy ze znajomymi i czas stawić się na odprawę.

Za chwilę rozdanie map i start © djk71

PK 6 - mostek
Ruszamy na pierwszy punk w pobliżu bazy. Początkowi sami, ale już w pobliżu punktu jest kilka osób. Łatwy punkt.

PK 1 - wieża widokowa

Chwila wahania, ale część osób rusza przez prowizoryczny mostek na drugą stronę rzeczki, więc my za nimi. Jest wieża, tylko nie ma punktu.

Jest wieża, tylko gdzie punkt © djk71


Przyglądam się mapie i coś mi się nie podoba. Ruszam dalej, zostawiając grupkę zawodników szukających punktu za sobą. Po chwili zgodnie z mapą jest kolejna wieża widokowa i punkt na jej szczycie.

PK 7 - gospodarstwo agroturystyczne
Ruszamy z punktu i… pojawiają się pierwsze piachy. Przed nami jeden zawodnik, ale na rozdrożu on rusza w przeciwną stroną. My pewni swego ruszamy wg kompasu. W pewnym momencie ginie mi za placami Amiga. Chwila na uzupełnienie płynów i wciąż go nie ma. Wracam i jedzie. Okazało się, ze zaliczył dwie glebki i zgubił…koło! Na szczęście już na swoim miejscu, tylko trochę ociera hamulec. Tuż przed punktem orientuję się, że tu ju ż byliśmy na jakiś zawodach.

PK 8 - wyrobisko piasku
Ten punkt doskonale pamiętam. Nie powinno być z nim problemu i… nie ma.

Ten piasek znamy © djk71


PK 9 - podaj trzecią z kolei miejscowość, która widnieje na pasku u góry tablicy informacyjnej szlaków konnych
Aż się boję Darkowi czytać opis, bo wiem, ze ma alergię na szlaki końskie.

Szlaków konnych nie lubimy © djk71


Tym razem mniej piachu, a więcej kałuż, ale dajemy radę.

PK 10 - skałki
Do skałek docieramy bez problemu, tylko… jest ich kilka i punktu nie widać.

To nie ta skała © djk71

Rzut oka na mapę i punkt musi być tuż przy szlaku, w tym momencie Darek woła, ze jest.

To ta skała © djk71


Podbijamy i wyjeżdżamy trochę dziwnie, w sumie do drogi dojeżdżamy po łące strasząc nieco dziki :-)

PK 12 - Jaskinia Januszkowa Szczelina - podaj odmianę storczyka wymienioną jako 3 na tablicy Januszkowej Góry i Jaskini
W okolice jaskinie docieramy bezbłędnie. Wspinaczka i jest dziura opisana jako: Uwaga zapadlisko. Tylko gdzie jest punkt? Krążę wokół i nic. Mam dość, dobrze, że Amiga doczytuje opis punktu… Na daremnie szukałem lampionu! Szlag by to trafił… Tracimy tu... 20 minut!

PK 11 - skałka
Droga na Bogucin i znów trochę piachów. Punkt wydaje się prosty, dojeżdżamy do skałek i… 20-30 osób krąży wokół, a punktu nie ma. Obiegamy wszystko wokół i nic. Telefon do organizatorów. Twierdzą, że punkt jest, na skale. Chłopaki skaczą po skałach i nic. Jedziemy kawałek dalej choć nie zgadza mi się licznik i dalej echo. :-(

W dole staw, ale gdzie punkt? © djk71

Objeżdżamy stawy dookoła i wyjeżdżamy obok stadionu. Nic. Jeszcze raz odliczmy metry i wszystko wskazuje, że powinno to być tam gdzie dojechaliśmy na początku. Nie ma sensu. Straciliśmy tu już ponad 45 minut. Wracamy. Spotykamy kolegów z Łodzi. Też nie znaleźli punktu. Razem mkniemy w stronę kolejnego punktu.

PK 4 - bunkier
Zgodnie z zapowiedzią punkt jest… w okolicy 100m od bunkra. Na szczęście znajdujemy go szybko. Pora uzupełnić zapasy wody… tylko gdzie? Tu na pustyni? Pierwszy sklep musimy stanąć.

PK 14 - Mostek
Niestety po drodze jest sklep, ale akurat ma czterogodzinną przerwę. Zaliczamy kolejny punkt i jedziemy dalej.

PK 13 - Zamek Bydlin
Chyba z braku wody, coś nie do końca jesteśmy pewni, czy wyjechaliśmy tu gdzie chcieliśmy. W efekcie odbijamy na Kolbark, gdzie jak mówi miejscowy traktorzysta sklep jest na samej górze. Wiedział co mówi.

Nie będę podjeżdżał! Ja chcę pić! © djk71

Górka robi wrażenie.
Krótka przerwa przy sklepie. Litr w siebie, drugi litr do bidonu.
Zjazd i kierunek zamek.

Ciekawe jak tu było kiedyś © djk71

Łatwy punkt, spotykamy kolejnych znajomych.

PK 17 - miejsce postojowe
Następny punkt banalny. Darek chwile marudzi, że mnie opuści, ale wierzę, że tak się nie stanie.

PK 16 - Skała Firkowa
Podjazd do Ryczowa i kolejny łatwy punkt za nami.

Kolejna dziś skałka © djk71

PK 15 - Jaki napis widnieje na niebieskiej oponie oraz jaka litera widnieje w środku opony
Teraz przed nami długi przelot do kolejnego punktu. W Śrubarni mam trochę inaczej zaznaczoną trasę niż Darek i chwila wątpliwości przy dojeździe do drogi 791. Po chwili już wiemy gdzie jesteśmy i znaną przez Krępę i Prochownię docieramydo drogi 790. Pewnie krócej by było przez Górę Chełm, ale na pewno nie łatwiej. Punkt znaleziony i pytanie co dalej.
Przed nami:

PK 18 - skrzyżowanie (odpuszczony)
Punkt banalny, ale przed nami kolejny długi przelot i bardzo mało czasu. Gdyby nie czas stracony na PK 11 nie byłoby problemu, a tak… zobaczymy. Podjazd przed skałkami w Niegowonicach przekonuje nas, że nie zdążymy.

Te skałki znamy, ale dziś się tu nie zatrzymujemy © djk71

Braknie nam 10 minut. Szkoda, bo byłby komplet. Na skróty mkniemy do mety.

Meta
Na metę docieramy jakieś 10-15 minut przed upływem limitu czasu. Zmęczeni i zadowoleni. Żal nam tego jednego punktu, ale w sumie jest ok. Czas na żurek, półtora litra wody i można się powoli pakować. Jeszcze dekoracja zwycięzców, parę słów ze znajomymi, których dziś tu jest bardzo wielu i czas wracać do domu.

Organizacja tym razem bez zarzutu, pogoda zrobiła wszystkim fantastyczną niespodziankę, po prostu wspaniały rowerowy dzień.

Kadencja: 77

Złoto dla Zuchwałych 2014

Sobota, 22 lutego 2014 · Komentarze(14)
Uczestnicy
Złoto dla Zuchwałych 2014
Przyjazd
Nie powinno nas tu być. Obaj z Amigą od tygodnia jesteśmy chorzy. Powinniśmy się kurować. Wizyta u klienta oddalonego raptem o 120km od Lubostronia skłoniła nas jednak do startu.

Pałac w Lubostroniu © djk71

Przyjeżdżamy do bazy… przed organizatorami, choć wedle programu powinni już tu być. Z lekkim opóźnieniem zjawiają się i… to chyba jedyne ich potknięcie na tej imprezie.

19:30, a my sami na sali © djk71

Chwilę później jesteśmy już rozpakowani na sali gimnastycznej.

Mój jest ten kawałek podłogi © djk71

Rowery gotowe, jeszcze tylko trzeba przypiąć numerki i schować karty...

Zapiąć numerek, schować kartę © djk71

A my… dostajemy zaproszenie na ciepłą kolację.

Organizatorzy też są głodni © djk71

Pięknie, tego nie pamiętam z żadnej imprezy. Po kolacji do dyspozycji mam stoły bilardowe. Rewelacja.

Relaks przed zawodami © djk71

Można też podszkolić się z teorii...

Jak grać © djk71

Również rowerowej:

Bezpieczna droga (nie tylko) do szkoły © djk71

W międzyczasie spotkania i pogaduchy ze znajomymi. Stawiła się prawie cała czołówka Pucharu. Są też dawno nie widziani znajomi. Rozmowy trwają do późnych godzin nocnych. W końcu kładziemy się spać.

Start
Pobudka i… prawie nie mówię. Czuję się fatalnie. Gdyby Darek powiedział nie jedziemy, bez żalu bym odpuścił. Niestety nie mówi.

Rowery gotowe, rowerzyści się przygotowują © djk71
Mapniki, lemondki, baranki © djk71

Śniadanko, ubieranie się i przed czasem jesteśmy gotowi. Jak nie my :-)

Teamowe stroje już założone © djk71

Przed odprawą wita się z nami klosiu, miło poznać kolejną osobą z bikestats w realu, choć nieładnie, że się z nas od razu wyśmiewa, mówiąc, że uczy się z naszych relacji. Choć z innej strony to mądre, bo lepiej się uczyć na błędach innych, człowiek żyje zbyt krótko, żeby samemu wszystkie popełnić :-)

Po krótkiej odprawie dostajemy mapy w skali 1: 50 000 i mamy kilka minut do startu. Oczywiście flamastry idą w ruch i zaznaczamy całą trasę. 24 punkty w 8 godzin. Gęsto, ale to oznacza, że nie ma tu miejsca na duże błędy. Nie podoba mi się mapa. Mylą mi się poziomnice ze ścieżkami.

PK 8 - Skrzyżowanie drzewo 10m na SW

Ruszamy, po chwili wyprzedza nas Wojtek , który postanowił zacząć od tego samego punktu. Razem docieramy do lasu. Punkt prosty, tym bardziej, że kilka osób właśnie wraca lub dojeżdża do niegopotwierdzając słuszny wybór trasy. Nieco zaskakuje perforator :-)

PK 3 - Drzewo przy granicy kultur
Kolejny lasek, przeprawa przez strumyk.

Mostek © djk71

Gdzie ten punkt? © djk71

I mamy kolejny znaczek na karcie w dobrym czasie. Teraz trzeba się wydostać na drogę i… tu popełniamy błąd. Zamiast odbić od punktu na zachód, omijamy częściowo jeziorko i odbijamy na północny zachód. Późniejsza korekta na zachód niewiele pomaga, bo krążymy już w niewłaściwym miejscu. Utwierdza nas w tym Kamila z trasy pieszej, która wcześniej pognała dziki w naszą stronę :-) Jeszcze jedno podejście i w końcu decydujemy powrócić do jeziorka. Niestety błądzenie zajmuje nam ponad 30 minut.

PK 5 - Ruiny wieży drzewo 20m na N

10 minut później jesteśmy przy ruinach. Szkoda straconego czasu.

Ruiny wieży © djk71

PK6 - drzewo na SE skraju skarpy
Kolejne 10 minut i mamy skarpę i punkt.

Punkt zaliczony © djk71

Tym razem perforatory to nie zwykłe dziurkacze, i fajnie ;)

Znaczki budzą uśmiech na twarzy © djk71

PK 11 - Skraj lasu słupek wysokości
Napotykamy resztki śniegu, na długości 2-3m :-) Kwadrans później jesteśmy na kolejnym punkcie.

PK 10 - Początek strumienia

Droga wzdłuż strumienia nieco zakrzaczona, ale prowadzi nas bez problemów do jego początku.

Tu się zaczyna strumień © djk71

PK 14 - Przepust
Przepust również nie sprawia problemów. Patrząc po czasie to kolejne punktu zdobywamy w odstępach około kwadransa więc błąd przy "trójce" kosztował nas 2-3 punkty.

PK 12 - Szczyt górki
Wracamy znaną nam drogą. Asfaltowy podjazd powoduje, że skupiamy się nad tym jak najsprawniej go podjechać.
Jest skrzyżowanie, choć z mapy wygląda, że powinny tu być drogi asfaltowe. I kościoła nie widać, coś jest nie tak. Mimo to skręcamy w lewo i znów brakuje drogi. Stop! Zerkam na mapę i już wiem.

Wracając z Obielewa mieliśmy skręcić w prawo (skąd przyjechaliśmy) a my skupieni na podjeździe pojechaliśmy prosto. To gdzie jesteśmy to Kaliska. Korekta. Jedziemy na zachód, choć patrząc z perspektywy czasu nie wiem czemu nie pojechaliśmy na Buszkowo. Droga płata nam figla i i tak lądujemy Jabłówkowie. Chwilę wcześniej ścigam się z quadem :-)Ponoć gość robił wszystko żeby mnie dogonić kiedy go wyprzedziłem, ale nie udało mu się.

Wjeżdżamy do lasu i szukamy tego czego nie lubię - w lesie każde wzniesienie wygląda jak szczyt górki. Oprócz nas punktu szuka kilku piechurów. Wycofujemy się i próbujemy podjechać do punktu od południa. Dobry pomysł. Trafiony - zatopiony. Niestety od poprzedniego punktu minęło 1:08h!!! Powinniśmy w tym czasie zaliczyć z cztery punkty. Źle.

PK 15 - Skraj lasu
Stosunkowo długi przelot do następnego miejsca. Trochę martwi nas brak ścieżki na mapie, ale punkt jest na skraju lasu więc jakoś tam dotrzemy. Przy lesie decydujemy się wjechać kawałek w głąb i trafiamy na ścieżkę, która wydaje się prowadzić tylko na szczyt, ale w praktyce prowadzi nas aż do celu.

Ładnie tu © djk71

Czas na korektę planów, minęło południe, czyli połowa czasu, a mamy dopiero 8 punktów :-( Rezygnujemy z 20,22,13, 17, 21 i 4. Resztę zobaczymy w trakcie dalszej jazdy.

PK 9 - Granica kultur

Dziewiątka namierzona bez problemów .

PK 2 - Skraj rowu
Coś mi się dziwnie jedzie. Już wiem opadło mi siodełko. Poprawię przy punkcie.

PK 7 - Brzeg strumienia

Kolejny punkt, na który wjeżdżamy bez problemów, choć przyznaję, że nie zauważyłem strumienia :-) Zostaje nam około 2,5h czasu.

PK 23 - Wielki pień na skarpie
Pień jest gdzie miał być, krótka narada i odpuszczamy PK19. Zupełnie nie po drodze, a zaliczenie go może by było możliwe, ale bardzo "na styk".

Obok pnia © djk71

PK 24 - Skrzyżowanie drzewo 10m na SE
Punkt zlokalizowany około kilometra od mety, ale przed nami jeszcze 2 inne punkty. Choć niektóry jak Daniel, którego tu spotykamy wracają już na metę z kompletem punktów.

PK 18 - Skrzyżowanie
Zaczynam odczuwać zmęczenie.Konieczna dawka cukru. Punkt łatwy do odnalezienia.

PK 16 - Zagłębienie słamane drzewo
Przed punktem spotkamy Radka, który woła, że punkt jest kawałek dalej po lewej. Zatrzymujemy rowery i przed nami zagłębienie, mokre zagłębienie. Spotykamy Wojtka, który ponoć krąży tu już chwilę. Szukamy w zagłębieniu uważając aby nie wdepnąć za mocno w jakieś błoto. Jesteśmy za daleko, cofamy się i ruszamy z drugiej strony. Nadziewam się na gałąź i robię dziurę w spodniach :-( Szukamy dalej.

Mokro, ale klimatycznie © djk71

Darek obchodzi staw dookoła, a ja wracam do rowerów żeby zerknąć na mapę po wydaje mi się, że szukamy za daleko. Wracam i co widzę. Tuż za rowerami wisi punkt. Świetnie.

W oddali punkt © djk71

Ale możemy to zrzucić na mylny opis " słamane drzewo" - nie wiedzieliśmy czego szukać:-) Poza tym miałem wrażenie, że do punktu podchodziłem w górę, więc gdzie zagłębienie...

Kolejne kilkanaście minut błądzenia. Inna sprawa,że to już i tak nie ma znaczenia. Na dziewiętnastkę już nie pojedziemy. Może gdyby to miał być ostatni punkt do kompletu to zaryzykowalibyśmy, a tak nie ma już parcia. Pewnie gdybyśmy go zrobili po PK23 to zdążylibyśmy zrobić też resztę, ale gdyby babcia miała wąsy...

Meta

Na metę przyjeżdżamy z zapasem około 50 minut i tylko 16 punktami, ale już nic w okolicy nam nie pozostało do zaliczenia. Gdyby nie te dwa błędy na początku…

Myjemy rowery i idziemy coś zjeść. Spodziewałem się wczorajszej fasolki, a tu gulasz z kaszą i marchewką. Choć fasolka też jest opcjonalnie jako dokładka.  Kąpiel i pora się żegnać, chcemy jeszcze dziś wrócić do domu.

Świetnie zorganizowana impreza, doskonała pogoda, ciekawe okolice i wyborne towarzystwo, czego chcieć więcej? Może tylko poprawiłbym jakość wydruku mapy i… naszą nawigację. Patrząc na nasz start teraz, szkoda. Szkoda tych dwóch błędów na początku, bo poza nimi nawigacja była bezbłędna. Ostatni punkt przemilczę. Komplet był do zrobienia bez problemu. Ale my go nie zrobiliśmy.

Wracając czuję w nogach zmęczenie. To chyba dobrze, znaczy, że się nie obijałem.

Kadencja: 75


Nocna Masakra 2013

Sobota, 14 grudnia 2013 · Komentarze(15)
Uczestnicy

Nocna Masakra 2013

Ostatnia już chyba impreza na orientację w tym roku, na którą się wybieramy. Po krótkiej nocy ruszamy w drogę do Ińska. Daleko. Dojeżdżamy na miejsce około czternastej. Planowana godzina startu: 16:30. Meta: 7:30. 15h do naszej dyspozycji… :-)

Nocna Masakra © djk71

Czasu mamy akurat tyle żeby załatwić formalności, porozmawiać trochę ze znajomymi, rozpakować się, przygotować rowery i coś zjeść.

Trzeba coś zjeść przed startem © djk71

Największy problem to podjęcie decyzji w co się ubrać. 15 godzin jazdy w temperaturze 1-4 stopni. Na szczęście (choć czy na pewno) nie ma mrozu, może jedynie trochę pokropić.

Ubrani i spakowani stawiamy się na odprawie, a może to raczej odprawa się zaczyna obok nas :-). Inni w tym czasie przygotowują się do... odpoczynku :-)

Niektórzy się obijają © djk71

Do odnalezienia mamy 18 punktów kontrolnych, oznacza to, że skoro optymalny dystans to ok. 200km, to będą długie przeloty między punktami. Czyli każdy punkt co ok. 45 minut. Bierzemy mapy (1:100 000) oraz opisy punktów i zaczynamy planowanie. Nie łudzimy się, że zaliczymy wszystkie punkty, ale zaznaczamy całą trasę, najwyżej w trakcie jazdy będziemy ją modyfikowali. Start o 16:50, ruszamy kilka minut później.

PK 2 - Paśnik, po drabince do góry
Ruszamy na północny-zachód. Już krótko po starcie nie wiem, czy to pojawiająca się mgła, czy mżawka sprawiają, że niewiele widzę. Okulary trzeba schować do kieszeni. Nie ułatwi to nawigowania. Zjeżdżamy z asfaltu i zaczyna się zabawa. Nie mam mrozu, a padało, więc jest… błotko… Dojeżdżamy w okolice punktu, chwila poszukiwań i jest. Paśnik dla niedźwiedzi, dinozaurów? I czy potrafią wchodzić po drabince? :-)
Punkt zaliczony o 17:50. Jest dobrze.

PK 6 - Skrzyżowanie przecinek
Ruszamy do następnego punktu. Wjeżdżamy do lasu od strony Linówka. Na rozjeździe Darek sugeruje zjazd w lewo. Nie podoba mi się. Za wcześnie. 250m dalej jest droga. Skręcamy. Niestety szybko się kończy. Chyba. Do tego jest mokro. Wracamy. Sam nie wiem czemu, bo przecież tu nam się dystans zgadza. Wracamy do poprzedniego rozjazdu i zaczynamy przeprawę przez błoto. Rowery zaczynają tańczyć, momentami trzeba je prowadzić. Jest przecinka, ale trochę dalej niż być powinna. Przeczesujemy całą okolicę, drzewo, po drzewie. Nie ma. Zajmuje nam to trochę czasu. Jeszcze raz ruszamy w stronę poprzedniego miejsca, szukamy innej przecinki, nie ma. Patrzymy na zegarki - jest już chyba około 20-tej. Gdzie uciekło nam tyle czasu?
Rezygnujemy z dalszego szukania.

PK 7 - Drewniana wieża, południowo-wschodnia podpora
Z wieżą nie powinno być chyba problemu. Długi przelot do Ciemnika. Postanawiamy zjeść jakiegoś kabanosa i zatrzymujemy się na przystanku autobusowym. Stawiamy rowery i słychać jakiś syk… Dziura w tylnym kole :-( Oprócz posiłku czeka mnie serwis. Kolejny zmarnowany czas.
Ruszamy i w lesie niespodzianka, niewiele widać, tylko najbliższe drzewa. Jeśli punkt nie jest tuż przy ścieżce to może się okazać, że go miniemy nie zauważając go. Odbijamy z głównej ścieżki na wschód, docieramy na skraj lasu, a wieży nie ma, tzn. my jej nie widzimy. W międzyczasie Amiga gubi licznik. Jeszcze chwila szukania i poddajemy się. Mgła z nami zwyciężyła.

PK 1 - Urwany nasyp, na dole w strumieniu, przejście możliwe
Jedziemy w stronę Krzemienia, a następnie asfaltem w stronę Bytowa. Rozpędzamy się trochę za daleko, ale ma to swoje dobre strony. Zauważmy czynny (choć już po godzinach otwarcia) sklep. Jesteśmy niewątpliwą atrakcją dla imprezujących tam mieszkańców. Szybko dowiaduję się jaką żyłkę trzeba mieć na 32-kg szczupaka i, że mapa jest do niczego, bo przez pryzmat butelki miejscowości są poodwracane :-) W końcu żegnamy się i ruszamy w stronę punktu. Jest strumyk i nawet dwa mostki, ale punktu nie ma. Szukamy wszędzie i nic. Jeszcze raz rzut oka na opis i na kompas. Hmmm, czy to na pewno jest nasyp? I czemu kierunek się nie zgadza? Ruszamy dalej i mamy urwany nasyp. Jest też punkt i jest 22:58. Ponad 5 godzin od poprzedniego punktu. Masakra.

PK 10 - Most kolejowy, możliwe przejście dołem wzdłuż rzeki, drzewo ok 20m na zachód
Kolejny długi przelot. Jesteśmy w Rybakach. Za mostem powinien być zjazd na czerwony szlak. Niestety nie ma po nim śladu . Musimy brać pod uwagę, że mapa może nie być najnowsza. Niestety z tej strony nie ma też chyba żadnej sensownej ścieżki. Decydujemy się na zjazd do Recza i atak z tamtej strony. Mijamy tory kolejowe, jakoś nie chce nam się włóczyć po czynnej linii kolejowej.
Skręcamy w prawo w ul. Srebrną i ulica się kończy… baranami. Wracamy. Na głównej ulicy zaczepiają nas policjanci z drogówki, którzy akurat mają przerwę w kontroli kierowców. Dopytują się co to za impreza i usilnie chcą nam pomóc. Ich rozmowa budzi momentami uśmiech na naszych twarzach, ale trzeba przyznać, że starają się bardzo. Żegnamy się i ruszamy jeszcze raz w Srebrną. Obok baranów jest ścieżka, którą decydujemy się podążać. Początkowo jedziemy, jednak później czeka nas długi spacer. Szum rzeki oraz nasyp po prawej stronie utwierdzają nas w przekonaniu, że to dobra droga. W końcu jest strumyk. Początkowo szukamy punktu nie po tej stronie rzeczki, ale w końcu odnajdujemy go z drugiej strony. Oznacza to przeprawę po położnej nad wodą drabince, której jeden ze szczebli potem się zarwie pod Krzyśkiem, zwycięzcą dzisiejszych zawodów.
1:18 - Prawie 2,5h od poprzedniego punktu i prawie 7,5 godziny od startu. Ogólnie jest ciepło, ale stopy po ich całkowitym zamoczeniu w wodzie dają o sobie znać, co jakiś czas.

PK 17 - Mostek, drzewo ok 40m na SW
Kolejne prawie pół godziny zajmuje nam powrót z punktu do głównej drogi w Reczu. Rzut oka na mapę i nie jest dobrze, niewiele możemy zrobić. W takim tempie zaliczymy jeszcze góra 1-2 punkty. Niestety żaden nie jest w drodze do mety. Ruszamy w stronę PK 17, co prawda na trasie jest jeszcze PK 5 , ale ma opis: Dół i jest w lesie z dala od ścieżek. Skoro nie znaleźliśmy wieży to nie wierzę w odnalezienie zagłębienia w ziemi.
Jedziemy DK10. Przed nami około 25km, nie podoba mi się to, monotonia o tej porze nie wróży dobrze. I nie mylę się. W pewnym momencie zaczyna mi się coś śnić. To był moment, ale natychmiast zatrzymuję się i zaczynam prowadzić rower. Dobrze, że ruch o tej porze w weekend nie jest tu duży. Darek zauważa, że zniknąłem i wraca. Chwili prowadzimy rowery, ale po chwili znów pedałujemy. Jest ciężko, chce mi się spać.

Stacja benzynowa. Czas na kawę i może jakiegoś hot-doga. Wchodzimy do restauracji, kawa i… obiadek (śniadanko?) :-)
Ostatnie korekty trasy i czas ruszać. W międzyczasie uskuteczniam chyba jakieś dwie 2-3 minutowe drzemki :-)

W Suchaniu skręcamy na Sulino. Punkt banalny do odnalezienia, czemu poprzednie ni były takie? :-) Jest 4:12. Mamy zaliczone… 4 punkty. Porażka.

Meta
Czas na powrót. Bolą mnie już 4 litery. Za nami już ponad 11 godzin w terenie.
Sulino, Odargowo, Szadzko… Mijamy punkt H (miejsce na odpoczynek), ale nie zatrzymujemy się. Dobrzany, Kozy, Odole i droga, którą już dziś jechaliśmy z PK6. Choć się staram to Darek mi ucieka. Okazuje się, że oprócz braku sił… mam mało powietrza z tyłu. Kolejna dziura, czy coś jednak zostało w oponie? Przecież sprawdzałem. Do bazy już nie jest daleko, decyduje się tylko dopompować koło i jedziemy. Ostatnie 2-3 km czuję się już paskudnie. Już chcę się położyć. Może być bez mycia… :-)

6:30 Jesteśmy na mecie, po masakrycznej jak dla nas trasie, z koszmarnym dorobkiem punktowym. Oddajemy karty i dowiadujemy się, że nikt jeszcze nie przyjechał z kompletem punktów, a liderzy Pucharu już dawno zjechali i śpią.

Karta prawie pusta © djk71

Szybka kąpiel w zimnej wodzie i wskakujemy w śpiwory, by choć 45 minut się przespać - powinniśmy wrócić do domu tak szybko jak się da, a przed nami ponad 500km.

Budzi nas zimno, to chyba zmęczenie daje o sobie znać. Wraca Krzysiek z insERT Team i okazuje się, że to on dziś wygrywa. Zebrał 14PK, to świadczy o tym jak było ciężko, skoro zwycięzca nie znajduje aż 4 punktów.

Ktoś na forum napisał, że gdyby imprezą interesowały się tabloidy to tytuł artykułu brzmiałby:
ZMASAKROWANE CIAŁA UCZESTNIKÓW RAJDU!
Kto winien? Organizator czy pogoda?

Zmęczeni, niezbyt zadowoleni z wyniku, ale chyba ogólnie zadowoleni z przyjazdu wracamy do domu.
Daniel (organizator) do spółki z pogodą, dał nam dziś (i wczoraj) popalić :-) Ale warto było tu być ;-)

Funex Orient 2013

Sobota, 23 listopada 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy

Funex Orient 2013
Po raz kolejny w tym roku jedziemy z Amigą do Krakowa. Baza imprezy w WKS Wawel, znamy to miejsce z Transjury. Przyjeżdżamy rano, po bardzo krótkiej nocy. Nie chce nam się rozpakowywać, przebierzemy się w aucie. Jako, że mamy jeszcze trochę czasu do startu, to uskuteczniam krótką drzemkę :-).

Przebieramy się, przygotowujemy rowery i czas ruszyć na miejsce startu. Nie wiem czemu start nie jest na stadionie tylko jakieś 2-3km stąd. Próbujemy zapamiętać mapkę z lokalizacją startu i ruszamy. Dobrze, że na miejscu jest już kilku zawodników, bo nie wpadlibyśmy na to, że start może być jak to ktoś określił "in the midlle of nothing". Dosłownie. Obok jakieś garaże, nie wiem kto i czym się kierował wybierając to miejsce.

Jak za dziecięcych czasów... spotkajmy się "na garażach" © djk71

Krótkie rozmowy ze znajomymi i po chwili dostajemy po trzy mapy w folii i czas na planowanie trasy. W międzyczasie okazuje się, że dla Maćka zabrakło jednej z map. Własnym uszom nie wierzę… porażka…

I jak je zmieścić w mapniku? © djk71

Planujemy większą część trasy zostawiając końcówkę na potem kiedy już będziemy wiedzieli jak nam idzie. W ciągu dnia chcemy zaliczyć odcinek specjalny z tzw. Bazy Wysuniętej, bo spodziewamy się, że mogą z nim być problemy.

Ruszamy jako jedni z ostatnich, co zresztą nie jest nowością :-)

PK 1 - Siedzernia P. 249 (krzaki w miedzy - 1-SZY OBOWIĄZKOWY)
Przez całe zawody będziemy się zastanawiać co powodowało organizatorami, że nakazali nam zacząć od PK1 tym samym zawężając nieco liczbę wariantów trasy.
Jedzie się tak fajnie, że przejeżdżamy zaplanowany zakręt. Nie szkodzi, podjeżdżamy do punktu z drugiej strony. Po drodze fajny widok na lotnisko, ale szkoda nam czasu na robienie zdjęć. Miejscami ślisko na błocie.

PK 12 - Dolina Grzybowska (drzewo obok rowu)
Mijamy Balice i znów mijamy skręt. Wracamy ok. 500m i czeka nas dość stromy podjazd, na szczęście asfaltowy. Licznik pokazuje 18% nachylenie. Punkt łatwo odnaleziony, przy drodze. Krótka rozmowa ze znajomymi i zjazd w dół.

PK 2 - J. Kryspinowska (w środku
Do Jaskini dojeżdżamy bez problemów. Jest. Nawet ładnie opisana, tylko… nie ma punktu :-(

Nie wygląda to dobrze © djk71

Jest drzewo obok metrowej średnicy dziura i… nic. Szukamy w promieniu kilkunastu metrów i nie ma. Zaglądamy do dziury i nic.

Próba wejścia do środka © djk71

Na tablicy informacyjnej można co prawda przeczytać, że jaskinia ma ok. 250m długości, ale tu na to nie wygląda. Dzwonimy do organizatorów, ale Ci zapewniają nas, że punkt jest. Darek wchodzi jakieś 3m do wewnątrz i dalej nic. Szukamy w okolicy innego wejścia. Nie ma. Kiedy decydujemy się wracać spotykamy Pawła, który mówi nam, że już zaliczył ten punkt.

Okazuje się, że jest tam gdzie zaczęliśmy szukać, tylko trzeba wejść głębiej. Ale jak? Na szczęście pojawia się Basia, która sprytnie wczołguje się do środka i punkt zaliczony. Tego się nie spodziewaliśmy. A jeśli ktoś cierpi na klaustrofobię?

PK 3 - J. Na Łopiankach (w środku)
Przed nami następna jaskinia.

Ładnie tu © djk71

Tu też trzeba dotrzeć do środka, ale nie trzeba się czołgać. Jest ciasno, ale dajemy radę. Tylko Darek gubi lampkę. Jak robiłem zdjęcie to jej nie zauważyłem :-)

Gdzie jest lampka Amigi? © djk71

Na szczęście jeden z zawodników ją zabiera i oddaje Amidze.

BW - Nawojowa Góra (Dom Weselny ul. Nawoja 67)
Długa droga do Bazy Wysuniętej. Końcówka po resztkach asfaltu, który chyba miał za zadanie tylko łączyć dziury. Męczące. Dostajemy nową mapę, kolejne planowanie. Tym razem kolejność zaliczani punktów obowiązkowa. Patrząc na to jak jest w terenie wybieramy asfalty, ale nie wszędzie się da.

1 - zejście jarów
Zapominamy o skali mapy i zamiast objechać asfaltem (lub jego resztkami) to pchamy się na przełaj. To nie był dobry pomysł, asfaltem niewiele byśmy nadrobili. Chwilę później jesteśmy już na szczęście na dobrej drodze i… pchamy rowery pod górkę. Nie da się jechać. Ciężko i ścieżka się kończy. Do tego opis: zejście jarów, czemu więc szukamy u góry?

Gdzie te jary? © djk71

Nie wiem jak tu trafiliśmy, schodzimy w dół i punkt jest. Dostaliśmy nieźle w kość na tym krótkim odcinku. Co więcej dalej też pchamy. W sumie chyba z 2 km pchania. Mam dość.

2 - szczycik obok strumyczka
Tu trafiamy bez problemu, nawet da się jechać. Spotykamy Pawła B., którego nie widzieliśmy na starcie. Jednak startuje, więc tych zawodów nie wygramy ;-)

3 - resztki ambony
Błoto i kolejne podprowadzanie. Mam dość. Mogę jeździć, ale nie pchać rower. Opadam zupełnie z sił.

4 - źródełko
Zupełnie nie pamiętam jak tu trafiliśmy. Pewnie było łatwo.

5 - paśnik
Tu też zupełnie bez problemów.

Czytnik na punkcie © djk71

6 - skrzyżowanie drogi i strumyczka
Tu również łatwo. Choć czuję straszne zmęczenie.

BW
Wracamy do bazy. Nie pamiętam już, w którym momencie mówię Darkowi żeby dalej jechał sam. Na byle podjeździe nie potrafię utrzymać tempa 8km/h. Rowerem! Porażka. Chcę wracać nam metę. Darek nie chce mnie zostawić. Dojeżdżamy do bazy. Nie pamiętam ile kilometrów przejechaliśmy na OS-ie: 15-17? Zajęło nam to prawie… 3 godziny.

Posilamy się pomidorową z ryżem. Pomimo, że jest nijaka bierzemy dokładkę. Korygujemy trasę. Rezygnujemy z odległych punktów i kierujemy się na Kraków chcąc zaliczyć to co będzie po drodze. W końcu po chyba pół godzinie przerwy ruszamy.

PK 6 - Moczydła (kępa drzew / krzyż...)
W Radwanowicach wjeżdżamy w boczną drogę i wprawiamy w osłupienie miejscowych, którzy zatrzymali nas informując, że dalej już nie ma drogi. Wmawiam im, że szukamy mostu kolejowego, co przyjmują z wielkim zdziwieniem, twierdząc, że tu nigdy nie było kolei. Dopiero potem okaże się, że pomyliły mi się opisy punktów :-)
Jedziemy w stronę Moczydeł i… brakuje nam drogi. Przejeżdżający drogą gospodarz informuje nas, ze droga była, ale teraz jest zaorana. Nie lubię pchać się komuś w szkodę, ale co robić. Darek rusza pierwszy i po 3m woła: Chodź tu!. Jest punkt. Ale jak? Wygląda, że jest przesunięty o jakieś 200m. Mieliśmy szczęście, że atakowaliśmy go z tej strony.

PK 9 - Łysa G. P. 427 (szczyt, obok ogrodzenia)
Teraz trochę asfaltu. Jedzie się spokojnie, aż za… bo w Karniowicach zamiast skręcić na Bolechowice i Żelków jedziemy dalej i lądujemy w Zielonej Małej. Kiedy zdajemy sobie sprawę co zrobiliśmy rozmowa jest krótka: Wracamy? Nie, nie dziś. Olewamy ten punkt, podobnie jak "dziesiątkę". Już nie mamy parcia na zdobywanie punktów.

PK 11 - Brzezie Szl. (krzaki za kapliczką)
Do 11-tki docieramy prawie bez przeszkód. Chłodno się zrobiło.

PK 13 - Kraków - Fort 41 a (w środku)
Chwilę zajmuje nam znalezienie właściwej dróżki do fortu, ale w końcu się udaje. Fort duży, większy niż nasze okoliczne bunkry. W środku niejedna impreza musiała się odbyć. Dziś na szczęście jest tu pusto. Niestety pamiątka po imprezach zostaje w oponie Darka roweru. Przerwa na zmianę dętki.

Chwila przerwy © djk71

PK 16 - Kraków - Lasek Wolski (dołek)
Po drodze wymuszona przerwa, potrzebuję cukru. Czuję zmęczenie, najchętniej bym już wrócił do bazy, ale widzę, że Darek chce jeszcze walczyć więc posilam się i jadę. Do Lasku docieramy bez problemu, ale tu już zaczyna być zabawa w szukanie właściwej ścieżki i dołka widocznego chyba tylko na rozświetleniu. W terenie całość jest pofałdowana, a ciemność nie pomaga w odnalezieniu właściwego miejsca.

Nie wiem jak Darek to robi, ale udaje mu się zsynchronizować obraz z mapy z terenem i mamy punkt. Sam bym tego nie zrobił. Szacun. Wielki szacun.

Ciężki momentami wyjazd z punktu. W końcu znów asfalt.

PK 15 - J. Jasna (w środku)
Jedziemy rowerówką wzdłuż drogi. Na Orlenie postój. Jaki duży i dobry hot-dog. Tego mi było trzeba.
Jaskinia odnaleziona bez problemu. Lampion jest tylko trzeba się tam wczołgać. Pokonuję pierwszy etap i kiedy zastanawiam się jak pokonać drugi wpada dziewczyna i porywając w locie nasze chipy wślizguje się tam jak jaszczurka. Chyba zdążyłem podziękować. Chyba, bo po chwili już jej nie było, a ja wychodząc… gubię Darka chipa. Na szczęście udaje się go odnaleźć :-)

Stąd punktu nie widać © djk71

Przed nami ostatni punkt.

PK 14 - Kraków - Stare Miasto (parkomat P 244 Plac Św. Ducha - weź paragon)
Tu nie będzie lampionu i czytnika, bo to centrum miasta. Jedziemy ulicami na azymut. Parkomatów jest kilka, ale szybko stajemy przed właściwym. Kierowcy stojących obok taksówek muszą być dziś nieźle zdziwieni jak co jakiś czas zjawiają się tu rowerzyści (piesi chyba też) i pobierają paragony.

Ile kosztuje parkowanie roweru? © djk71

Jeszcze tylko zdjęcie na Rynku i wracamy na metę.

Tu zawsze jest pięknie © djk71

Odbijamy się. Oddajemy chipy, dostajemy zwrot kaucji i… zbieramy się do domu. Wygrał Zbyszek, ale to nie jest dziwne, w końcu część punktów miał chyba pod domem :-)

Nie sprawdzamy nawet czy jest jakiś posiłek, nie przebieramy się, opłukujemy tylko z błota rowery i wracamy. Nie jesteśmy nawet jakoś bardzo wściekli, ale trochę żal, że brakło sił.

Tropiciel 11

Sobota, 26 października 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Tropiciel 11

Wczoraj udało się dodać relację z Harpagana, więc dziś pora na Tropiciela :-)

W ten weekend musieliśmy wybierać między Tropicielem a Jesiennym KoRNO. Z uwagi na fakt, że klimat Tropiciela jest zupełnie odmienny niż klimat pozostałych rajdów i maratonów w jakich startowaliśmy wybraliśmy imprezę w Jelczu-Laskowicach.

Rowery gotowe, pytanie, czy my też... :-) © djk71


Przyjeżdżamy późnym wieczorem, rozpakowujemy się i rejestrujemy. Mamy jeszcze trochę czasu na krótkie rozmowy ze znajomymi, uzbrojenie rowerów i… krótką drzemkę.

Jeszcze serwis © djk71


Startujemy równo o 1:30 w nocy. Dziesięć minut przed nami rusza WrocNam z Rafałem, a po nas załoga InsERT Team.

Konkurencja już gotowa :-) © djk71


Trochę dla nas dziwne, że nie typowej odprawy, jedynie na 5 minut przed startem dowiadujemy się, że punkt G będzie bardzo trudny do odnalezienia. No cóż, tak to jest z punktem G :-) Ponoć nie można się tam dostać rowerem. Zobaczymy.

Za chwilę start © djk71


Dostajemy mapy w skali 1:50 000 i jak zawsze najgorzej jest wyjechać z miasta, ja chcę na północ, Amiga ciągnie mnie na zachód.

T - Mogiła
Docieramy do Miłoszyc, jedziemy od południa żeby zdobyć punkt od południowej strony. Doganiamy inne zespoły oraz piechurów. Jak pewnie już wiele razy pisałem nie lubię tego - włącza się wtedy jakiś instynkt stadny, a wyłącza myślenie. Tak też jest i tym razem, przejeżdżamy dwukrotnie obok ścieżki wiodącej do punktu i krążymy bezradnie w kółko. W końcu zbieramy się w sobie i teraz już bez problemu docieramy do punktu. Dostajemy Liona :-)

Z - Skrzyżowanie leśnych dróg (PK Zad.)
Bez problemu odnajdujemy punkt i losujemy trzy zdjęcia psów. Choć pieski ładne to w żaden sposób nie jesteśmy w stanie rozpoznać co to za rasy. Trudno… Bez punktów dodatkowych.

C - Przy polnej drodze (PK Zad. )
Najkrócej byłoby dotrzeć do punktu od północy, ale my decydujemy się na wariant bardziej asfaltowy od wschodu. Na miejscu pełne zaskoczenie… Jakiś bunkier, a tam…

Kto rozpozna co to za broń? © djk71


Najpierw musimy popisać się znajomością broni z okresu II Wojny Światowej. Z drobną pomocą techniki udaje się bez problemu zaliczyć zadanie.

Wojsko zmęczone © djk71


A następnie już bez żadnej pomocy rozpoznać na zdjęciach kilka postaci historycznych również z tego okresu.

Telefonia komórkowa? © djk71


W - Leśna ścieżka - PK dla Trasy 60km
Lecimy na północ, punkt jest dość mocno oddalony od reszty. Coś nam się widzi, że trasa będzie dłuższa niż zapowiedziane 40km. W Brzezinkach rozwalają mi się okulary. Niedobrze, bo to korekcyjne, a nie przeciwsłoneczne (o tej porze to chyba użyteczne by były tylko przeciwksiężycowe). Sklejamy je taśmą i jedziemy dalej.

Tuż przed punktem spotykamy innych zawodników, którzy mówią, abyśmy zerknęli na mapę bo… ten punkt jest dla… piechurów… Pięknie, czyli kilkanaście kilometrów robimy gratisowo. Tylko skąd mogliśmy wiedzieć, nikt nam tego na starcie nie powiedział, a szkoda. No niby z opisów na mapie można by się było domyśleć, tylko w trakcie planowania trasy nie patrzyliśmy na opisy, a na trasie… opisy były zasłonięte bo by się nie zmieściły w mapniku :-(

Y - Przy polnej drodze (ognisko)
Trochę źli na siebie, trochę na organizatorów pędzimy dalej. Jedzie nam się fajnie, na całej trasie to my wszystkich wyprzedzamy więc jest szansa, że mimo dodatkowych kilometrów "zrobimy" wszystkie punkty zdobędziemy miano Tropiciela. Na punkcie harcerska atmosfera, ognisko, dźwięki gitary… chciałoby się zostać…

D - Przy strumieniu, polna droga
Obsada punkt w namiocie, czyżby byli zmęczeni?

G - Rzeka Graniczna (PK Zad.)
Decydujemy się na wariant bezpieczny dojazdu, mijamy Dębinę i jedziemy na wschód, następnie kilometr szeroką drogą na północny wschód i już węższą drogą na północny zachód, trawy są wyższe od nas. Skrzyżowanie ścieżek, 300m na północ i zakręt w lewo. Teraz jeszcze tylko 500m do punktu. Większą część drogi pokonujemy na siodełku, dopiero ostatnie 100-200m oznacza przebijanie się na azymut przez krzaki. Bez problemy jednak docieramy do rzeki.

Powiesiłem swój rower © djk71


Tu czeka nas niespodzianka. Liny. Rower przypinamy do jednej z nich, a sami po linowym mostku (jedna linka na dole, jedna na górze) przeprawiamy się na drugi brzeg żeby tam ściągnąć swoje rowery.

Rower już w drodze, teraz kolej na mnie © djk71


Darek ma jednak pecha i ląduje w wodzie. Dobrze, że jest około 12 stopni, może jakoś przetrzyma do końca trasy. Przeprawiamy się i… wracamy.

Powrót z punktu bardziej na czuja niż na azymut, co sprawia, że lądujemy w nieco innym miejscu niż planowaliśmy, ale to nie jest żaden problem. Nie było tak źle z tym punktem choć trochę czasu nam zjadł.

P - Leśna droga (PK Zad.)
Mijamy Łaźno i szukam drogi na północ, gdy my mamy jechać … na południe. Czasem tak bywa. Po ustaleniu kierunku do punktu docieramy bez problemu. Tu czeka nas wyjątkowo łatwy jak na Tropiciela tor przeszkód zaczynający się od przeczołgania się przez oponę :-)

Mój pierwszy raz? W oponie? © djk71


Zostaje nam 1,5 godziny do końca limitu, mało, ale jest szansa zdążyć.

R - Ambona przy strumieniu
Do punktu jedziemy przez stację kolejową w Kopaninie. Wykarczowana ścieżka wiedzie nas prosto do punktu. Wyjazd na główną ścieżkę i mamy godzinę czasu. Nie zaliczymy wszystkich czterech pozostałych punktów, ale 2-3 powinno się udać.

Skręt w lewo i pędzimy po lesie co sił w nogach. Po kilkuset metrach skrzyżowanie, ale chyba nieco za wcześnie i do tego układ trochę inny niż miał być. Pędzimy dalej. Pędzimy i… na liczniku widzę już ponad 2,5km, a na kompasie kierunek południowy zamiast zachodniego. Jak to się stało skoro droga nie skręcała?

Wracamy i odbijamy w pierwszą drogę na północ. Jedziemy, ale kawałek dalej jest strasznie trudno przejezdna, olbrzymie błoto, nie mamy czasu na to, wracamy do poprzedniej i cofamy się. Kolejne przecinki wyglądają podobnie. Dopiero skrzyżowanie, które poprzednio nas zainteresowało wydaje się być sensowne. Niestety i ta droga w pewnym momencie wydaje się kończyć. Mało czasu… Już nie zaliczymy żadnego punktu ale musimy dotrzeć na metę w limicie czasu. Nie wiemy co jeśli nam się nie uda, pewnie dyskwalifikacja.

Skręcamy w lewo i… przy ambonie droga kończy się rzeką. Jest prowizoryczny mostek. Przechodzimy i próbuję iść dalej prosto. Dwa kroki i wołam "Darek Trzymaj mnie!". To jakieś bagnisko, miałem wrażenie , że zaczyna mnie wciągać. Idziemy (nie da się jechać) wzdłuż rzeki, która w pewnym momencie zakręca (albo rozwidla się) i przecina nam drogę. Darek szukając obejścia też ładuje się w bagno. Musimy się wycofać do mostku i do poprzedniego skrzyżowania.

Wracamy i teraz trochę jadąc, a więcej prowadząc rowery przebijamy się najpierw przez las, a potem przez pole w kierunku zachodnim byle dotrzeć do jakiejś drogi. W końcu jest. Teraz już bez pospiechu , bo i tak już wiemy, że nie zdążymy jedziemy w stronę bazy przez Nowy Dwór i Piekary.

Meta]
Oddajemy karty startowe, wcinamy grochówkę i… chyba nie chce nam się zostawać do zakończenia imprezy. Może udało by się choć wylosować jakąś nagrodę, których zwykle tu jest sporo, skoro nie udało nam się pojechać tak jak chcieliśmy, ale nie mamy jakoś nastroju. Przegrywamy, ale tak też bywa.

Przebieramy się, pakujemy i ruszamy do domu. Ale jeszcze tu wrócimy :-)

Na parkingu widzimy, że niektórzy mieli pecha…

Nowe mocowanie przerzutki © djk71


Po drodze chodzi mi jedna myśl:

Winning is fun, but it teaches you nothing.
Failure is the best teacher in the world.
Winning is a trophy, failing is an education.

Harpagan 46

Sobota, 19 października 2013 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Harpagan 46
Minął tydzień od Harpagana, za nami już kolejna impreza, a wpisu wciąż nie ma, ale cóż, taki to był intensywny tydzień. Czas nadrobić zaległości.

Wyjazd na kultowego Harpa do samego końca stał pod wielkim znakiem zapytania. Po Kaczawskiej Wyrypie coś mnie postrzyknęło i… przez dwa tygodnie ledwie się ruszałem. Było na tyle poważnie, że nawet z własnej i nieprzymuszonej woli dwukrotnie wybrałem się do lekarza. Na szczęście na dwa dni przed imprezą coś zaczęło puszczać więc wyposażony pełną apteczkę specyfików postanowiłem, wbrew wszystkim ostrzeżeniom i prośbom pojechać.

Kwidzyn jest strasznie daleko, szczególnie w piątkowe popołudnie i wieczór. Kiedy w końcu docieramy zaskakuje nas… luz na sali gimnastycznej gdzie będziemy nocowali. Piesi co prawda już w terenie, ale mimo wszystko, przy ponad 1000 startujących powinno być jak zwykle do bólu ciasno. Potem okazuje się, że była jeszcze jedna sala.

Wieczorne pogaduchy © djk71


Wieczór upływa w miłej atmosferze pogaduszek ze znajomymi. Rano śniadanko, przebieranie się, odebranie rowerów z przechowalni i ruszamy na znajdujący się tuż obok stadion, gdzie o 6:30 nastąpi start. Zjeżdżając po trawie czujemy, że jest ślisko, ktoś informuje, że termometr wskazuje minus jeden.

Bez odprawy, odbieramy mapy i… nie ma na nich zaznaczonych żadnych punktów! Jak to możliwe? Dopiero po oświetleniu mapy czołówką pojawiają się kolejne kółeczka. Niestety kolorystyka mapa, zagęszczenie szczegółów i panujący półmrok sprawiają, że… mam wrażenie, że nic tu nie widzę. Nie lubię map setek. I jak tu zaplanować trasę?

Trzy punkty są po lewej stronie Wisły i od nich zaczniemy. Rysujemy północną część trasy, południe zostawimy sobie wyjątkowo na później, gdy po pierwsze będziemy wiedzieli jak stoimy z czasem, a po drugie jak zrobi się jaśniej.

PK10 - TYMAWA - rozwidlenie dróg
Ruszamy i pod kołami słychać trzaskający miejscami lód. Ale zaraz czemu kompas wskazuje południowy zachód zamiast północnego? Źle zjechaliśmy z ronda. "Przebijamy się jakoś, czy wracamy?" pytam Darka. Ten pomny chyba jeszcze naszego kombinowania na Kaczawskiej Wyrypie decyduje od razu: "Wracamy". Teraz już bez problemów trafiamy na właściwą drogę, choć nie jest łatwo się przesiąść na "setkę".

Choć robi się jasno, to księżyc jeszcze widać.

Świta © djk71


Jedziemy przez 2km most nad (ponoć) Wisłą. Ponoć, bo mgła jest tak gęsta, że widać ledwie barierki mostu, a już na pewno nie to co jest pod nim. W pewnym momencie przestaję zresztą widzieć cokolwiek. Za mostem sprawdzam, czy to woda, czy lód.

Wiem, czemu nic nie widziałem © djk71


Tu już jest jakby inny świat. Prawie wcale nie ma mgły.

Mgła zniknęla © djk71


Kawałek dalej z podwórza wyjeżdżają konni w historycznych szatach, mijamy drogę na Rzym i… Betlejem… Czyżby to naprawdę był inny świat?

Kawałek dalej wjeżdżamy w ścieżkę i pudło, to nie to. Wycofujemy się, jedziemy kawałek dalej i atakujemy z drugiej strony. Teraz trafiony, zatopiony.

PK 9 - PÓLKO - izba leśna
Wracamy tą samą drogą asfaltową, o ile chwilę wcześniej tu było przejrzyście to teraz tu jest biało. Znów nic nie widzę… Czyżby pora w końcu na poważnie pomyśleć o soczewkach zamiast okularów?
Do punktu trafiamy bez problemu od wschodniej strony.

PK 17 - WIOSŁO - skrzyżowanie dróg
Po wjeździe do lasu zaczynam czuć moje plecy, niedobrze, za wcześnie.

Chwila przerwy © djk71


Mijamy wracających z punktu Trolli i wołają żeby trzymać się lewej strony. Łatwo powiedzieć, ale tu co chwilę to przecinka… Punkt ma być gdzieś obok rezerwatu Wiosło Duże. Kierujemy się za strzałkami i robimy niezłe kółko, by w końcu dotrzeć do punktu, który był 100m od miejsca gdzie skręciliśmy na rezerwat. Pięknie.

PK 6 - JANOWO - miejsce widokowe
Wracamy do mostu. Wisły wciąż nie widać, na licznikach mamy już chyba ponad 50km, a plecy bolą coraz bardziej.
Dojazd do punktu banalny. Tu mgła już trochę opada.

Zimno musiało być dziewczynom © djk71


Krótki odpoczynek i sesja zdjęciowa.

A tak se będę siedział © djk71


Co tam Darek wypatrzył?

Ciekawe czy biorą? © djk71


Spotkana na miejscu para mówi coś o 18-tce… Chyba mieli na myśli 8-kę…, albo to ekipa z innej trasy i mają inne oznaczenia punktów.

Dojeżdżają inni © djk71


PK 8 - BRACHLEWO - stajnia leśna
Strasznie wieje. Dojeżdżamy do Jałowca i skręcamy w prawo do lasu. Napotkana zawodniczka potwierdza nasz wybór. Teraz tylko jakieś 700m i skręt w lewo. Tylko, że go nie ma, powinien być zanim droga odejdzie od torów. Przeszukujmy wszystkie ścieżki i nic, albo się kończą, albo skręcają nie tam gdzie chcemy. Atak bardziej od północy ponownie bez powodzenia. Tracimy tu sporo czasu. Już mamy wracać, gdy podejmujemy decyzję o powrocie do poprzedniego pomysłu tylko, że tym razem dokładnie odmierzamy odległość i… ścieżka jest gdzie ma być. Czemu tego przedtem nie zrobiliśmy?

PK 14 - BOROWY MŁYN - droga leśna
Przejeżdżamy przez tory i kawałek dalej za zakrętem powinna być droga w lewo. Jest. Jedziemy, tylko punktu nie ma. Za daleko i kierunek droga zmieniła. Powrót, szukanie właściwej przecinki i nic. Nie ma.

NIe ma ścieżki © djk71


Wracamy do zakrętu, choć ścieżka powinna być wyraźnie za nim i jedziemy bez przekonania, nagle są zabudowania, to dobrze, na mapie też były. Kawałek dalej, jest też punkt. Znów sporo straconego czasu.

PK 18 - BIAŁA GÓRA - parking leśny
Hm… Zauważamy na mapie PK18, o którym była mowa, przy "szóstce"… No cóż w porannym świetle go po prostu na mapie nie widzieliśmy. Jechać, czy nie? Jestem za tym żeby jechać, bo to "ciężki punkt". Na Harpaganie punkty mają różne wagi (punkty przeliczeniowe): 1-4 mają wartość równą 1 punkt przeliczeniowy, 5-8 - 2pp, 9-12 - 3pp, 13-16-4pp, 17-20 - 5pp. To jest punkt "za pięć" więc lepiej zdobyć jeden taki niż kilka "lżejszych".

Jedziemy.

Biała Góra - pięknie tu © djk71


To miejsce ma swoją historię © djk71


Piękne miejsce, kiedyś już tu byłem przy okazji wizyty u klienta.

Ćwiczymy parkowanie? © djk71


Jemy po bułce, ale widzę, że Darek chce czegoś więcej… najchętniej czegoś słodkiego. Kupimy coś w Sztumie.


PK 4 - POSTOLIN - rozwidlenie dróg
Droga do Sztumu strasznie monotonna, choć zastanawialiśmy się czy to dobry wybór, to chyba tak, po spotykamy po drodze kilku zawodników z czołówki. W Sztumie zero czynnych piekarni, ale za to jest fast food. Zaliczamy kebaba i kanapkę z kebabem. Tracimy chwilę czasu, ale może zyskamy trochę sił. Punkt banalny.

PK 20 - MIKOŁAJKI - rozwidlenie dróg
Po drodze na Mikołajki zaliczamy jeszcze sklep, żeby uzupełnić napoje. Kolejny prosty punkt. Pada Darka logika, że im "cięższy" punkt tym powinien być trudniejszy do odszukania ;-)

PK 12 - ORKUSZ - rozwidlenie dróg
Prosta droga od Gdakowa, tylko pod koniec coś nam się ścieżki nie zgadzają. Niby wszystko odmierzone jak należy, ale coś nie tak. Jeszcze raz rzut oka na mapę i zjeżdżamy z głównej drogi, ale punktu nie ma. Mijamy piechurów, rowerzystów, zakopanego (utopionego) SUV-a, ale punktu nie ma. Rozmowa z piechurami i już wiemy, tam gdzie na rozjeździe skręciliśmy w lewo trzeba było odbić w prawo. Czyli byliśmy cały czas tuż obok punktu.

PK 16 - SZADOWSKI MŁYN - parking leśny
Lecimy przez las do głównej drogi. Pada (a raczej staje) mi mapnik. Teraz to nie jest istotne, punkt jest przy głównej drodze. Dojeżdżamy do niej, skręcamy w lewo, jest parking, ale nie ma punktu. Może coś namieszaliśmy. Jedziemy kawałek dalej, patrzymy na mapę, nie to musiało być tam. Wracamy, rozglądamy się, choć do tej pory wszystkie punkty były widoczne od razu. Robię zdjęcia, na dowód że byliśmy.

Gdzie jest punkt? © djk71


Darek próbuje dzwonić do organizatorów, ale nie ma zasięgu. Ja próbuję jest. Dowiadujemy się, że punkt jest "bankowo", mamy szukać, jest około 17:45, punkt ma być otwarty do 18:00. Jeszcze jeden rzut oka na parking, no ale nie ma! Telefon. Od sędziego… punkt został zdjęty przez pomyłkę wcześniej. Zostanie nam ten punkt zaliczony. Pięknie, a my straciliśmy tu przynajmniej z 10 minut. Patrzymy na zegarek i już jest tylko czas na dojazd o do mety.

Meta
Zakładamy czołówki i pędzimy co sił do mety. Daleko, dalej niż się zdawało. Docieramy spóźnieni po ponad 3 i pół minuty. Czyli dostajemy 4 punkty przeliczeniowe kary, czyli tyle ile zdobyliśmy na poprzednim punkcie. W sumie to powinniśmy się wykłócić o te punkty karne, bo gdyby punkt był na miejscu i nie szukalibyśmy, nie dzwonilibyśmy to bylibyśmy na mecie przed jej zamknięciem. Sam czas między rozmowami z sędzią to ponad 4 minuty…

Ale to nie ma znaczenia i tak jesteśmy daleko, dalej niż mieliśmy nadzieję być. Z jednej rzeczy się cieszę…, że mimo dwóch tygodni bólu, i mimo tego, że na większej części trasy plecy nie dały o sobie zapomnieć, udało się pokonać ponad 180km i zaliczyć 11PK (z 20) i 37 punktów przeliczeniowych (z 60).

Wieczorem kąpiel, jedzonko i pogaduchy ze znajomymi w oczekiwaniu na zakończenie imprezy. Trzeba przyznać, że jak na imprezę, w której startuje ponad 1000 zawodników, to organizacyjnie nie ma się do czego przyczepić.

Jak będą ładniejsze to je zdobędziemy © djk71


Myślę, że na wiosnę znów się spotkamy na Harpaganie :-)

Kaczawska Wyrypa, czyli to się nie mogło wydarzyć

Piątek, 4 października 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Kaczawska Wyrypa, czyli to się nie mogło wydarzyć

Tydzień minął od Kaczawskiej Wyrypy. Wypadałoby by w końcu napisać relację. Relację z czegoś, co nie miało prawa się wydarzyć.
Do Świerzawy dojeżdżamy wieczorem. Start o 23:00, odprawa o 22:30, czyli można by się jeszcze z godzinę przespać. Szybka rejestracja, wypakowanie rzeczy z auta i zapadam w sen. Budzę się półtoragodzinnej drzemce. Darkowi nie udało się usnąć. Czas coś zjeść, przebrać się, przygotować rowery…. Oj czasu mało.

Odprawa
Nie wszystko jeszcze gotowe, ale trzeba posłuchać jakie niespodzianki mogą nas czekać na trasie. Przed nami 2 pętle po ok. 75km, na każdej do zaliczenia po 15 punktów. Między pętlami przepak i pobranie nowej mapy w bazie zawodów.
Rysujemy trasę i kończymy przygotowanie rowerów. Ruszamy.

PK 31 – Samotne drzewo na skrzyżowaniu dróg
W centrum miasteczka skręcamy w lewo, wracający zawodnicy potwierdzają właściwy kierunek. Odblaski na lampionie ułatwiają znalezienie punktu.

PK 35 – Ruiny budynku, PK od zachodniej strony
Asfalt, ścieżka i skrzyżowanie ścieżek… trochę za wcześnie, ale wygląda jak na mapie… jedziemy, a raczej pchamy rowery by wyjechać gdzie indziej niż chcieliśmy. Nie szkodzi, podjedziemy inną ścieżką. Jedziemy i nagle ścieżka się kończy. Zaorane pole… Coś o tym było na odprawie. Przedzieramy się przez pole i jest droga. Po chwili jesteśmy tam gdzie powinniśmy być. Ruiny w zaroślach znalezione bez problemu. Wracamy drogą, którą przyjechaliśmy tylko teraz docieramy nią do… skrzyżowania, gdzie wcześniej źle skręciliśmy. Okazało się, że kilkadziesiąt metrów dalej było to właściwe skrzyżowanie. Grunt, że dojechaliśmy gdzie chcieliśmy.

PK 33 – koniec skarpy od północnej strony
Mała korekta planów, atakujemy PK 33. Przed nami długa prosta droga do Wojcieszowa. Nie ma co prawda żadnych drogowskazów w tym kierunku, ale wystarczy jechać na południe. Jest odbicie w lewo na Jawor, ale to nie nasz kierunek jedziemy na wprost na Jelenią Górę.

Jedziemy, droga się wznosi. Kierunek południowo-zachodni. Miał być południowy, ale przecież droga się wije… Coraz ostrzejsze podjazdy, znaki to potwierdzają. Już powinniśmy chyba dojechać (ale kto by tam mierzył odległość), a tu pojawiają się miejscowości, których nie ma na mapie… Ale to może jakieś wioski zbyt małe by je zaznaczyć na mapie…
Coś mi mówi, że coś jest nie tak, ale jedziemy dalej… Szkoda, że nie jestem w stanie odczytać po ciemku nr drogi na mapie.

Męczący podjazd się kończy i… jest Wojcieszów. Piękne światła, tylko… trochę ich za dużo… Jeszcze przez chwilę wydaje mi się, że jest ok, ale Darek robi krótki rekonesans i… jesteśmy na przedmieściach Jeleniej Góry. Jak się potem dowiemy to Kapela. Już wiemy, że w Świerzawie mieliśmy odbić na Jawor i potem na Wojcieszów, a my zafundowaliśmy sobie 10km podjazd. Pięknie… Jesteśmy już poza mapą więc czeka nas prawdziwa jazda na azymut.

I tu robimy kolejny wielki błąd. Zamiast zawrócić i szukać innej drogi na Wojcieszów, albo zjechać do Świerzawy, bo przecież tu cała trasa z górki my… jedziemy dalej, bo z Jeleniej musi być jakaś droga do naszego celu. Męska duma - nie będziemy się wracali. Dalsza trasa to kilkukilometrowy zjazd przez Dziwiszów. W Jeleniej okazuje się, że na Wojcieszów musimy… zawrócić… O nie! Nie chce nam się podjeżdżać… Decydujemy się jazdę DK3. Nie zauważamy, że mogliśmy jechać dalej przez Komarno. Docieramy do Radomierza, który doskonale pamiętamy z Rudawskiej Wyrypy.

Mamy kilka godzin i kilkadziesiąt kilometrów w plecy. Krótka rozmowa i nie ma sensu jechać dalej. Już wiemy, że te zawody zakończymy na ostatnim miejscu. Najprościej by było zjechać do mety, ale wtedy dostaniemy NKL - żeby nas sklasyfikowali musimy zaliczyć co najmniej 25% punktów, czyli… 8. I taki jest plan. Zaliczamy minimum i wracamy do domu.

W Kaczorowie mimo zjazdu po prawie pustej asfaltowej drodze jedziemy na hamulcach. Wieje tak potwornie, że trudno utrzymać kierunek jazdy. Za Mysłowem skręcamy na Lipę. Wieje coraz mocniej, droga pełna gałęzi. Miejscami samochody już nie przejadą.

PK 42 – skrzyżowanie dróg
Wiatr nie tylko wieje. Wydaje też straszliwe dźwięki. Czasem świsty, ale częściej brzmi to jak huk, ze strachem patrzymy czy coś nam nie zleci na głowy…

PK 45 – narożnik lasu
Jedziemy w stronę Jastrowca, znów łapiemy się na niezbyt dokładnym mierzeniu odległości, bo przejeżdżamy przecinkę. Dopiero światełka innych zawodników naprowadzają nas na właściwy kierunek. Wiatr chce nas przewrócić. Wieje chyba bardziej niż kiedyś w Otwocku. Nie chyba. Na pewno. Odbijamy punkt i wracamy do Lipy. Po drodze zwalone drzewa. Rzuca nami po całej drodze, staramy się nie jechać zbyt blisko krawędzi jezdni żeby jakiś podmuch nie rzucił nami o drzewo. Dobrze, że jest noc i jest mało samochodów.

Łatwo nie jest © djk71


PK 41 – zagłębienie terenu
Mieliśmy ruszyć najpierw na PK43, ale nie widzimy ścieżki na Nową Wieś Wielką więc ruszamy na zachód w stronę Muchówka. O dziwo wiatr zniknął. Nie ma ani jego, ani śladów po nim. Czyżby tu nie wiało?

PK 43 – skrzyżowanie dróg
Ten teren znam z pieszych spacerów. Punkt zresztą tak prosty, że trudno by go było przegapić.

PK 38 - koniec drogi
Mijamy domy mojej rodzinki, świeci się w oknach więc może na kawę? Za wcześnie, poza tym zróbmy najpierw to co musimy… Odmierzamy 3700m i skręcamy do lasu. Niestety nie ma punktu. Czyżbyśmy niezbyt dokładnie odmierzyli odległość? Chyba tak, bo następna przecinka prowadzi nas do punktu.

Odblaski pomagają © djk71


PK 34 – skrzyżowanie dróg
Świta..

Świta © djk71


Dojeżdżamy do Świerzawy, kawałek pod górkę i do lasu. Odmierzam 500m, jest skrzyżowanie i… nie ma punktu. Szukamy i nic. Rozdzielamy się i mierzę jeszcze raz odległość. Miało być…250m i jest. Teraz już tylko zjazd do mety.

Meta
Oddajemy karty i… ku zaskoczeniu organizatorów nie bierzemy drugiej. Tak jak ustaliliśmy rezygnujemy, mamy zbyt dużą stratę. Co prawda nie wszyscy jeszcze zjechali z pierwszego etapu, ale CI co zjadą pewnie będą mieli już komplet punktów, a my mamy połowę i 100km w nogach. Mimo zachęty ze strony organizatorów, jak i innych zawodników nie zmieniamy decyzji. Kąpiel, posiłek i decydujemy się bez spania wracać do domu.

Powinniśmy być wściekli na siebie. Po przecież na mapie mieliśmy wszystko zaznaczone jak trzeba. Co zrobiliśmy nie tak? Wszystko:
- Przegapiliśmy zjazd.
- Nie zgadzał się kierunek drogi,
- Nie zgadzały się przewyższenia,
- Inny był numer drogi,
- Brak było na mapie miejscowości, które mijaliśmy,
- Brak było rzeki wzdłuż drogi,
- Nie zgadzała się odległość…
Nic się nie zgadzało, a my brnęliśmy w błędnym kierunku… To się nie miało prawa zdarzyć. Nikt normalny nie popełniłby tylu błędów. A nam się udało. Do tego bezsensowny zjazd z Kapeli do Jeleniej Góry zamiast powrót. Powinniśmy być wściekli, a my… całą drogę się śmiejemy z siebie. Śmiech histeryczny? Nie wiem… Ale to się naprawdę nie mogło zdarzyć… Szkoda punktów w Pucharze Polski, szkoda punktów w Pucharze Wyryp, szkoda drugiej pętli, bo ponoć była ciekawa, ale trudno… Czasem tak się zdarza…

A... mimo wszystko nie byliśmy na ostatnim miejscu ;-)