Dęb0wy 0rient, czyli wtopa organizacyjna

Sobota, 3 sierpnia 2013 · Komentarze(21)
Uczestnicy
Dęb0wy 0rient, czyli wtopa organizacyjna
Kolejne zawody pod hasłem KoRNO, czyli w perspektywie jak zawsze dobry humor, świetna zabawa i możliwość spotkania wielu znajomych. Jeszcze po przebudzeniu mam nadzieję, że pojedziemy całą rodzinką, niestety wynik kontroli gardeł naszych dzieci mówi jasno: jadę sam. Szkoda.

Do Dąbrowy przyjeżdżam wystarczająco wcześnie, żeby spokojnie zaparkować, odebrać zestawy startowe (załapać się na zipy) i pogadać z kilkoma znajomymi. W międzyczasie dojeżdża Amiga. Pogaduchy sprawiają, że przygotowanie roweru trwa dłużej niż planowałem, ale i tak z zapasem czasu stawiam się na starcie. Dodatkowe parę minut dostaję gratis od organizatorów, bo odprawa i start trochę się opóźnią.

W końcu zaczyna się odprawa. Tomek rozkłada przed nami mapy, a Monika tłumaczy zasady.

Trwa odprawa © djk71


Miny wielu z zawodników mówią jasno: Jeszcze raz. Coś mało składnie idzie to tłumaczenie. Wiemy, że dostaniemy świeżo wydrukowane mapy kompasu z grą terenową, na której będzie 10 punktów. Tyle ile mają zaliczyć uczestnicy trasy rekreacyjnej. My, na trasie giga też je zaliczamy, ale oprócz tego dostajemy opisy 11 innych punktów, które nie są zaznaczone na mapie. Żeby dowiedzieć się gdzie są musimy podejść do drzew i samodzielnie przerysować wskazówki na nasze mapy. Inne wskazówki są na PK 2, gdzie mają udać się piesi i rekreacyjni. Tylko po co oni, skoro wszystkie punkty już mają na mapie?

Coś jakby z Grassora © djk71


Kończy się to wszystko ponownym tłumaczeniem i wciąż mamy wrażenie, że coś jest namieszane. Patrząc po twarzach wielu innych zawodników, widzimy, że nie jesteśmy osamotnieni. Dowiadujemy się dodatkowo, że na trasie są punkty stowarzyszone, błędne, ale są rozstawione w tak oczywistych miejscach, że na pewno się zorientujemy. Za zaliczenie takiego miejsca, nie dość, że nie ma punktu, to jeszcze jest jeden ujemny. Nie wiemy ile ich jest, bo organizatorzy nie pamiętają, bo… rozstawiali punkty w nocy. Światło księżyca źle wpływa na pamięć? Nie prościej było powiedzieć, że nam nie powiedzą, a nie tak dziwnie się tłumaczyć.

10:15 start. Ruszamy do drzew przerysowywać część dodatkowych punktów. Jako, że nie wiadomo gdzie są pozostałe ruszamy od razu na PK2, gdzie jest rozrysowana reszta.

PK 2 - Centrum Pogoria w Parku Zielona
Przerysowuję kolejne punkty i można zacząć planowanie. Krótkie dyskusje i po chwili trasa rozrysowana. Jeszcze tylko nie zapomnieć o podbiciu punktu i ruszamy. 10:40 - trochę czasu upłynęło.

PK 18 - Krzyż
Początek ulicą, a potem asfaltową ścieżką rowerową wzdłuż Pogorii IV. Na punkcie tłum. Nie ma perforatora, choć ponoć miały być, chyba, że ktoś ukradł. Przepisujemy kod na kartę i jedziemy na kolejny punkt.

PK 12 - Krzyż
Pierwsza myśl była - jedziemy szlakiem, ale pamiętając o tym jak kiedyś zamiast trafić na szlak brnąłem przez piaski, od razu zgadzam się z Darkiem, że jedziemy asfaltem. Chwila spowolnienia przy przekraczaniu DK1 i jest punkt. Znów bez perforatora. Potem okaże się, że tak jest na większości punktów. Już ukradli, czy wcale ich nie było?

Gdzie jest perforator © djk71


PK 4 - Przy stadionie
Punkt blisko, szybko podbity, szybko uzupełniamy płyny, bo słońce zaczyna pokazywać, co nas dzisiaj czeka.

Stały punkt, ciekawe ile przetrwa © djk71


PK11 - Skrzyżowanie ścieżek
Wjeżdżamy w las i po chwili widzimy kilku zawodników przy punkcie. Nawet się nie zatrzymujemy. Za blisko. To punkt stowarzyszony, na który właśnie ktoś dał się nabrać. Chwilę później Amiga zostawia jednemu z zawodników pompkę, ja mam drugą więc nie czekamy tylko jedziemy do punktu. Jest.

PK3 - Obok remizy strażackiej
Ścieżkami przez las, trochę nie zgadzają mi się odległości, ale jedziemy. Bez problemów wyjeżdżamy obok punktu.

PK 15 - Granica lasu - punkt widokowy
Jedno z nielicznych miejsc gdzie czarny szlak rowerowy jest rzeczywiście oznaczony. I znów coś mi się nie zgadza. Stajemy wraz z Tadkiem i… wszystko jasne. Mapa jest w skali 1:35 000 (!), a nie jak podano w regulaminie w skali 1: 50 000. Na odprawie też nikt nie wspomniał o zmienionej skali. Trochę nie w porządku. W sumie to mogłaby być podstawa do oprotestowania wyników. Widok ładny, w sumie to tu mógłby być jeden ze stałych punktów.

Na punkcie widokowym © djk71


PK 5 - Obok remizy strażackiej
Podjeżdżamy do punktu i miejscowi sami wskazują " o tam, przy tablicy" :-)

PK 6 - Przy kościele
Przelot do znanego mi kościoła w Łęce. Planuję zrobić zdjęcie roweru Amigi na tle kościoła… Numerek z jakim jedzie Darek to… 666 :-) Niestety widząc nadjeżdżającego kolejnego zawodnika ruszamy w dalszą drogę.

PK 21 - Granica lasu
Tę drogę znam doskonale. Odjeżdżając z punktu dojeżdża do nas Grzegorz z Sosnowca, jak się potem okaże zwycięzca dzisiejszych zawodów. W końcu to jego tereny ;-)

PK 9 - Teren Eurocampingu
Tu również trafiamy bez problemu. W końcu już tu kiedyś byliśmy.
Z punktu ruszamy do sklepu. Czas uzupełnić zapasy płynów. Słońce daje w kość. Zjadamy banana, jak się potem okaże to był jedyny posiłek na całej trasie. Wracają siły.

PK 7 - Skrzyżowanie leśnych dróg
Wjazd do lasu. Przed nami ponad 2km prostej ścieżki. Prostej, ale piaszczystej. Po kilkuset metrach mijamy punkt z jakimś odręcznym dopiskiem. Jako, że jadę lewą stroną ścieżki nie jestem w stanie przeczytać c o tam jest napisane, ale chyba, że to nie jest punkt stowarzyszony. Nie ważne. Ktoś sobie żarty zrobił. Jak będziemy wracali zrobię zdjęcie. Do naszego punktu jeszcze prawie 2 km. Spotykamy Marzkę. Jazda staje się niemożliwa. Pchamy rowery przez potężną piaskownicę. Próby jazdy między drzewami też nie mają sensu. 20m jazdy i piach. Nasza towarzyszka porzuca rower i rusza sama. To dobre wyjście, ale ja chyba jeszcze nie dorosłem żeby zostawić rower i oddalić się od niego o taką odległość. Nawet w lesie.

Plaża, czy piaskownica? © djk71


Piach i słońce dają nam porządnie w kość. Kilkukrotnie uderzam się pedałem w łydkę Boli. Pchamy dalej. Po chwili wraca Marzka i jeszcze jeden zawodnik. Okazuje się, że kolega przeczesał okolicę i punktu nie ma. Od organizatorów dowiaduje się, że właściwy punkt to ten, który mijaliśmy. Nie chce nam się wierzyć. Przecież nic o tym nie było na odprawie. Na wszelki wypadek też dzwonię. Informacja się potwierdza, a to znaczy, że mamy 4km spacer po piaskownicy z rowerami i godzinę w plecy jako gratis od organizatorów! Rzucam przekleństwem do słuchawki i się rozłączam. Jestem wściekły. Wydawało mi się, że największą wtopę w tym sezonie zaliczyli organizatorzy Odysei Miechowskiej. To jednak przebija wszystko. I pomyśleć, że na niektórych zawodach jesteśmy przepraszani za to, że punkt jest 15m dalej niż wynika to z mapy. Ale 2km?

Ktoś sobie żarty robi? © djk71


Wściekli mijamy widziany wcześniej punkt i dochodzimy do końca ścieżki. Szlag by to trafił, powrót i zaliczenie punktu.
Kto wymyślił pisanie czerwonym po czerwonym. Jadąc, z odległości 2-3m pod kątem nie miałem szans na przeczytanie tego. Oczywiście wszystkim spotkanym po drodze (mimo, że to przecież konkurencja) mówimy jak wygląda sytuacja, ale nikt nie chce nam wierzyć. Nie dziwię się Niektóry idą dalej, inni dzwonią.

PK 8 - Wyrobisko piachu
Niewiele brakło, a minęlibyśmy punkt. Na szczęście tuż obok jeden z zawodników naprawia awarię.
Rozbolała mnie głowa, czuję, że skoczyło mi ciśnienie. Przez moment przechodzi przez głowę myśl, aby to olać i wrócić do bazy, ale jadę dalej. Straciłem jednak przynajmniej na jakiś czas motywację do walki.

PK 10 - Gospodarstwo agroturystyczne
Czuję zmęczenie. I chyba dlatego zapominam o mierzeniu odległości i pilnowaniu kierunku. Kiedy spoglądam na kompas wiem od razu, że coś namieszaliśmy. Cofamy się, ale wyjeżdżamy na asfalt. Do tego nie od razu się orientujemy, w którym miejscu. Jeszcze jedna korekta, i jeszcze jedna i jest punkt.

PK 14 - Skrzyżowanie ścieżek
Mijamy Okradzionów. Chcemy wjechać na punkt od wschodu. Niestety ścieżki, które są na mapie w rzeczywistości wyglądają dużo mniej ciekawie, żeby nie powiedzieć, że nie wyglądają. No cóż, jak na mapę wydaną w tym roku to można się było spodziewać czegoś bardziej aktualnego i zgadzającego się z terenem.
Na szczęście po chwili dojeżdżamy do punktu od południowej strony.
Wściekłość z siódemki wciąż nie przechodzi.

PK 20 - Drzewo (skreślony krzyż)
Jeszcze jeden krótki postój w sklepie. Płyny kończą się szybciej niż się spodziewaliśmy. Jedziemy dalej. Na odprawie było coś o krzyżu, zamiast którego jest drzewo. I rzeczywiście to drzewo, wygląda, że jest trochę przesunięte w stosunku do tego co na mapie, ale co tam te paręnaście, czy -dzieścia w kontekście wcześniejszych 2km.

PK 17 - Wapiennik Bardowicza
Najlepiej by było podjechać od południa, jest droga wprost na punkt, ale nie wolno jechać drogą nr 94, a o ile pamiętam tam nie ma chodnika. Potem dopiero się dowiaduję, że jeden pas jest remontowany i można było tam spokojnie dojechać. Nie udaje nam się też znaleźć żadnego przepustu. Dojeżdżamy więc do torów przejeżdżamy pod DK94 i pierwsza ścieżka przy słupach wysokiego napięcia nie wygląda ciekawie. Jedziemy dalej aby wjechać na punkt czarnym szlakiem. I choć pojawia się jedno oznaczenie, to potem już nie ma drogi. Cofamy się i przedzieramy się wcześniejszą ścieżką. Znów głownie prowadzenie na azymut. Kiedy już zaczynamy wątpić, jest!

Wapiennik © djk71


Teraz tylko trzeba wrócić, a właściwie przebić się w stronę szesnastki. Choć do granicy lasu mamy jakieś trzysta metrów zajmie nam to dużo czasu. Żałujemy, że nie mamy maczet, bo przedzieramy się przez jakiś młodnik, krzaki… Dosłownie przedzieramy się. Rowery co chwilę klinują się między gałęziami, wszystko nas drapie. W końcu nie jesteśmy w stanie zrobić ani kroku w obranym przez nas kierunku. Kolczaste ściany. Jest ścieżka, ale… chyba wydeptana przez dziki. Trudno. Pochylamy się i kontynuujemy przedzieranie się mając nadzieję, że nie spotkamy świnek…

W końcu podrapani do krwi, pogryzieni przez jakieś latające potwory wychodzimy na wydeptaną ścieżkę. Po chwili lądujemy na asfalcie. Straciliśmy na ten punkt ładnych kilkadziesiąt minut. Już wiemy, że nie zdobędziemy kompletu.

PK 16 - Krzyż
Punkt prosty, ale nie ma krzyża. Jest drzewo. Ale już przecież wcześniej było drzewo zamiast krzyża. Na wszelki wypadek jedziemy jeszcze kawałek, ale nie… za daleko. Cofamy się. Przepisujemy kod na kartę i wracamy do mety. Czyli jednak dwa drzewa zamiast krzyża?
Po drodze jeszcze zaliczamy błędny skręt w Gołonogu, ale tym razem szybko go korygujemy.

PK 1 - Centrum Pogoria
Podbijamy punkt przy bazie zawodów i podjeżdżamy do stanowiska sędziowskiego. Rzucam karty na stół i nie chce mi się nawet tego komentować.

Jedziemy coś zjeść w towarzystwie Grzesia Liszki, który niestety dziś nie wystartował, ale przyjechał towarzysko stając się przy tym powodem do plotek. Ktoś go widział na mecie po 14-tej i uznał, że to On tak szybko zaliczył wszystko i wygrał zawody ;-) Z innych ciekawostek okazuje się, że niektórzy zawodnicy szukali przez 25 minut punktu, który… jeszcze nie był rozstawiony. Bez komentarza, przeżywaliśmy to na Mini Odysei kilka lat temu z Moniką więc powinna wiedzieć że jest to niedopuszczalne.

W bazie jeszcze pogaduchy ze znajomymi, rozdanie nagród, kiełbaska i czas wracać do domu.

W sumie zmęczeni, zadowoleni z czasu spędzonego ze znajomymi i wściekli na organizację. Do tego długo dyskutujemy nad rozmieszczeniem stałych punktów, tych zaznaczonych oryginalnie na mapie. Wydaje się, że aż by się prosiło żeby punkty nie tylko były elementem zabawy, ale żeby wiodły zawodników do interesujących miejsc. Nie zawsze tak było, mamy wrażenie zupełnej przypadkowości stawiania niektórych z nich.

I jeszcze jedno, ciekawe, czy ktoś na trasie rekreacyjnej (40km) zaliczył wszystkie punkty i ile przejechał kilometrów. Bo nam z bardzo zgrubnej kalkulacji wyszło, że powinien mieć około 47km… nie licząc 20km powrotu do bazy…

Sorry Monika i Tomek, wiem, że organizacja kosztowała Was sporo wysiłku, ale tym razem zepsuliście nam zabawę. Mam nadzieję , że to tylko wypadek przy pracy.

Komentarze (21)

Piotr,
Ale ja niczego innego nie twierdzę. I Monika się starała i my się staraliśmy.
To, że wyszło jak wyszło to skwitowałem tylko tym, że mam nadzieję, że był to wypadek przy pracy.

Chętnie Cię spotkam, nie tylko na zawodach :-) A na zwodach to już nie pamiętam kiedy razem byliśmy...

Pozdrowionka dla wszystkich :-)

djk71 20:26 środa, 28 sierpnia 2013

A jak ja Cię lubię Darku! :-)
Na piaszczysty punkt, o którym opowiadała mi Monika, a przede wszystkim na okoliczności związane z jego zdobywaniem też bym się wkurzył (delikatnie mówiąc). I to niemiłosiernie. :-)

Wiem tylko, że Monika bardzo się starała. Ona sama jest na siebie wkurzona za popełnione błędy. Po prostu... mi jej szkoda. Bo wkłada dużo serca w to co robi, a nie robi tego tylko dla siebie. I wiem, że Ty też, to wiesz. :-)

Mam nadzieję, że na kolejnej edycji Bezszypułkowego Rajdu będzie okazja do wspólnej rywalizacji. :)

p.s.
Może kiedyś razem coś zorganizujemy i Kosma podenerwuje się na nas. :D

Pozdrawiam Cię Darku serdecznie!

Mlynarz 19:29 środa, 28 sierpnia 2013

Jak ja Cię lubię... :-) Ech samo wspomnienie Bieszczad wprawia mnie w świetny nastrój... A Ty i Bieszczady razem... :-)

A co do reszty... Czy to nie bylem ja? Byłem... emocje są po to aby je okazywać i wtedy ich nie ukrywałem. Jasne, że można to robić w różny sposób, ale bezsensowny kilkukilometrowy spacer po piachu, w upale nie wpłynął dobrze na moje samopoczucie...

Każdy popełnia błędy, fakt, nie robi ich tylko ten co nic nie robi. Relacja była przy okazji podsumowaniem błędów po to żeby ich więcej w przyszłości nie było. Teraz trzeba się przyjrzeć kolejnym imprezom i komentarzom po nich. Jeśli będą pozytywne to znaczy, że albo to był, jak napisałem, wypadek, albo lekcja, z której zostaną wyciągnięte wnioski :-)


djk71 17:56 wtorek, 27 sierpnia 2013

"Michniowiec i Bystre. Nie wiem, czemu tak pasjonuje mnie ten kawałek Bieszczad. Dwie wioski zupełnie na uboczu, tuż przy granicy, wioski gdzie uwielbiam przyjeżdżać, choć to już faktycznie koniec świata. Może to ten spokój, może droga prowadząca do tego miejsca, znaczona przydrożnymi krzyżami. Nie wiem co to, ale coś w tym jest."

I taki właśnie jest Darek.
Prawdziwy Darek.
Taki najlepszy.
Nasz Darek.

15 m, czy 2 km...
35000, czy 50000...
Wkurza. Bardzo. To zrozumiałe.
Każdy czasem da ciała. Każdy popełni błąd.
Ale czym są w/w wartości wobec wartości innych? Niczym.

Michniowiec i Bystre, to Ty. :)
"Rzucam przekleństwem do słuchawki i się rozłączam" - to już nie Ty. :)

A Ty, to Ty.
Najlepszy Darek.
Taki Darek, że inne Darki, to przy Tobie cieniasy nad cieniasy - w każdym aspekcie. :)

Pozdrawiam!

Mlynarz 19:43 poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Grześ
Już emocje opadły, ale masz rację.

djk71 19:46 niedziela, 18 sierpnia 2013

Po przemyśleniu, niestety dla Organizatorów, muszę przyznać, że postawienie PK ok. 2 km przed zaznaczonym na mapie, nie było zbyt dobrym pomysłem.
To była impreza na orientację, więc założenie, że wszyscy będą ten punkt atakowali od zachodu było błędem. Można przecież było od północy, przechodząc rzekę w bród.
Co wtedy? ;)

Grześ 20:39 niedziela, 11 sierpnia 2013

mandraghora
Wierzę, że wyciągną wnioski i kolejna impreza będzie bez wpadek :-)
Aga
Regulamin ważna rzecz... trzeba czytać :-)
Jest to na pewno wygodne dla organizatorów, bo wtedy mają szybką klasyfikację i nie muszą czekać na spóźnialskich, choć nam ostatnio przy dojeździe do mety było już ciepło (dosłownie i w przenośni) :-)

djk71 05:50 wtorek, 6 sierpnia 2013

A to nie wiedziałam że na BO jest punkt w plecy za spóźnienie. :)
Niestety nie mogłam przybyć.

Jak na moje oko, to troszkę za surowa kara - tyle radochy daje człowiekowi kiedy znajdzie sie punkt... hehe.

No i mam nadzieję że wreszcie wystartuję w Kosmicznym Oriencie :)

Aga 16:21 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

No też prawda... błąd orgów, że nie powiedzieli na odprawie, że zrobili taki numer. Poprawią się następnym razem :)
PS: ja tez nie lubię plaży, zwłaszcza pod kołami... ;-)

mandraghora 13:07 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

madraghora
Spoko, ja też to lubię, przecież jeżdżę prawie wyłącznie na takie imprezy. Kiedyś w serwisie usłyszałem, że to takie maratony dla inteligentnych :-)
I tak jak piszesz, ten azymut, wybór wariantu, piaski i chaszcze to jest to po co tam jadę, często walczyć tylko z samym sobą, sprawdzić na co mnie stać, ile wytrzymam. Uwielbiam to.
Ale godzinny bezsensowny marsz w piachu to już nie to. Na Transjurze, na Bike Oriencie też były piachy, mogłem na nie kląć, ale wiedziałem, że po ich przejechaniu zaliczę kolejny punkt. Tu też dopóki szedłem z nadzieją podbicia karty czułem zmęczenie, ale nie złość, bo przecież to był element gry. Kiedy się jednak dowiedziałem jak wygląda stan faktyczny to dostałem białej gorączki. Nie tylko za tą godzinę w plecy, ale przede wszystkim za to zmęczenie. Jeśli to miało na celu zniszczyć morale zawodników to w pełni się udało.
A co do gratisowej plaży to może rzeczywiście w ten sposób trzeba było na to spojrzeć... tylko..., że ja nie lubię plaży... :-)

djk71 12:51 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

kosma100
Mam nadzieję, że nie powtórzycie. Dlatego właśnie o nich pisałem.
Aga
Rzeczywiście się rozpisałaś... to chyba że by odpokutować swoją absencję :-)
Co faceci? ;)
Na mapie było zaznaczonych oryginalnie 10PK, z kartek rozmieszczonych na dwóch punktach trzeba było sobie zlokalizować i odrysować pozostałe 11PK, a oprócz tego były jeszcze w terenie punkty stowarzyszone, które miały nas zmylić. Do tak w skrócie :-)
Nie mam nic przeciwko punktom stowarzyszonym (póki ich sam nie łapię :-) ).
Urozmaicają zabawę, zmuszają do precyzyjnego nawigowania, ale masz rację jak człowiek się pomyli "trochę" i wyjdzie wprost na taki punkt to potem się może wściekać na mecie. Ale każdy ma taką szansę na to :-)
Co do punktacji to oczywiście pewnie tyle ile osób, tyle pomysłów. Można by pewnie dawać za każdy PK 10pkt przeliczeniowych, a za stowarzyszony np. -1 lub -5pkt. Podobnie jest z karami za spóźnienie. Na BO, za każdą minutę jest 1PK w plecy, czyli jak się ma pecha i złapie gumę tuż przed metą to można wrócić z zerem, albo i poniżej... :-)
amiga
Pewnie tak. :-)

djk71 12:51 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Chociaż wyobrażam sobie Wasz wnerw.. na Miechowskiej zgubiłam kartę kontrolną po podbiciu 2 pkt, co skutecznie podkręciło tempo na dalszej części trasy. I przeczesywanie lasu w poszukiwaniu 14, która- jak się później okazało- nie była nawet w kółku podziałało na mnie tak jak na Was sobotnia "7".

mandraghora 10:09 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

A ja właśnie za to lubię orienty. Za te pomysły "polecimy na azymut", za chaszcze nie do przejścia, za szlaki które są tylko na mapie i za ścieżki które już dawno zarosły. To nie jest tylko siłowe ładowanie "ile fabryka dała" po oznaczonej trasie maratonu MTB. To fun z wybierania trasy, dodatkowe czynniki (nawigacja, orientacja w terenie, wytrzymałość na kolce tarniny :) i zmęczenie, dobre przerysowanie pkt, mierzeni odległości) decydujące o wyniku.

Cóż, poza tym taka plaża jak na "7" to przecież dopiero na Hawajach, a My mieliśmy ją pod Błędowem! ;-)

mandraghora 10:02 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Djk71 Gdyby nie 7-ka to pewnie wpisy byłyby bardziej stonowane..., ale cieszy mnie, że nie ja będę robił wpis na ebt :)

amiga 07:31 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Ale to musiałoby być coś naprawdę "łatwego" do ogarnięcia, żeby się za dużo nie stresować przy podbijaniu :P

Aga 07:24 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Może zamiast tych pkt stowarzyszonych, zrobić coś takiego że,
np. na PK3 - skrzyżowanie dróg - drzewo na wschodzie - będą rozwieszone 4 punkty. 1 prawdziwy - 3 "stowarzyszone". np. drzewo wschód OK, drzewo na zachód, północ, południe - stowarzyszone.

No coś w tym stylu :) to byłaby z tego dopiero swietna zabawa :). I za "nie ten PK" odejmowanie tylko z czasu, nie z punktacji.

No to się rozpisałam :D

Aga 07:22 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Aha, jeszcze dodam, że wiele osób (w tym ja) nie są dobrymi orientalistami - czasami człowiek pomyli się o 100 metrów i ląduje w innej przecince i myśli że na 100% jest w odpowiednim miejscu.....
takie ździwko na mecie, że podbiło się nie ten PK co powinniśmy to chyba nie podbudowałoby nikogo... Piszę to, rozmyślając o zeszłorocznym BO, jak to minęłam właściwą przecinkę na polanie gdzie była ambona (gdybym spojrzała w prawo to bym ambonę widziała :D), a wgramoliłam się 100m dalej w niesamowite chaszcze! Ale byłam zła na siebie :D. Gdybym w tych chaszczach znalazła PK Stowarzyszony i go podbiła... to bym chyba się pociachała że zszedł mi -1pkt :P. No chyba zbyt stresująca jest ta wizja -1pkt na punktach stowarzyszonych... za surowe to moim zdaniem... :)

Aga 07:18 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

No to Darku poleciałeś z grubej rury z relacją ;). Faceci :P
Ja przyznam szczerze że nie bardzo wiem o co chodzi z tymi punktami które nie są tymi na mapie - to są te stowarzyszone tak?

Tak mi się wydaje z punktu osoby która nie była na tym Oriencie, że może Organizatorzy chcieli dobrze, a wyszło... nie najlepiej?
Trochę praktyki i się udoskonalą... ale może na początek postawić na jeden stopnień trudności? Tj. albo orient z punktami stowarzyszonymi, albo "pk do przerysowania?".

Ja lubię orienty za to - że są PK na mapie, a radość płynie z ich zdobywania. Przecież świetnie to funkcjonuje na orientacjach po dziś dzień - bez serwowania wielu utrudnień na PK :).

Monia - może za zdobycie PK stowarzyszonego, dodać do czasu na mecie np. 3-5 minut, zamiast odejmować 1pkt? :) Byłaby z tego sympatyczniejsza "luźniejsza" zabawa :).

Aga 07:14 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

To tylko, a może aż wypadek przy pracy.
Sorki...
Nie powtórzymy już tych błędów.
Pozdrawiamy!

kosma100 05:37 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Dynio
Czyli wbrew temu co zrozumieliśmy na odprawie trasa rekreacyjna to nie były punkty od 1 do 10?

djk71 05:28 poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Moja trasa rekreacyjna wyszła wg. Endo 42,41 km. Zaliczyliśmy wszystkie punkty. Gdyby nie te dętki to może by coś z tego było a tak został nasz leciutki niedosyt ;)

Dynio 05:25 poniedziałek, 5 sierpnia 2013
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ieupo

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]