Izerska Wielka Wyrypa, czyli meta w szpitaluKolejna impreza pod
hasłem Izerska Wielka Wyrypa. Jestem tu po raz trzeci (wcześniej była
Zaręba i
Lwówek Śląski) i po raz trzeci już od
przybycia do bazy podoba mi się organizacja imprezy. Wita nas kilka osób, kto
inny odpowiada za rejestrację, kto inny za wydawanie koszulek, jeszcze inna osoba
widząc, że jesteśmy z trasy rowerowej sugeruje nam gdzie najlepiej zaparkować.
W budynku wydzielone miejsce parkingowe dla rowerów, osobne sale dla zawodników startujących na poszczególnych trasach.
Drobnym potknięciem
jest to, że sala dla rowerzystów jest zbyt mała. Mimo to bez problemu
znajdujemy z
Amigą inne lokum. Wybierając między salą gimnastyczną i salą dla
piechurów z trasy TP100, którzy już wyszli w teren, decydujemy się na tą drugą
ze świadomością, że mogą nas obudzić wracając z pierwszej pętli.
Chwila rozmowy ze
znajomymi, montaż mapników i… idziemy spać. Odprawa o 5:30 więc trzeba się
wyspać. Choć zwykle nie mam problemów ze snem, tej nocy budzę się kilkukrotnie,
i to nie piechurzy są tego powodem. A co jest? Nie wiem, może deszcz, który od
kilku godzin leje bez przerwy, a może coś innego...
Pobudka, poranna
toaleta, śniadanie i czas ruszać na odprawę. Informacja o trasach, o mapach i
rozdanie miniaturowych map mających nas doprowadzić do punktu gdzie zostaną
rozdane właściwe mapy. To już tradycja na IWW.
Wesołówka - Mapy
Bierzemy rowery i
ustawiamy się przed szkołą czekając na sygnał do startu. 6:00 ruszamy w ulewnym
deszczu. Nawet nie patrzę na mapę, wszyscy jedziemy w tę samą stronę więc
pilnuję tylko żeby nie stracić z oczu innych zawodników. Już tu widać, że lekko
nie będzie, w terenie jest ślisko. Po około 5 kilometrach docieramy do punktu z
mapami. Dostajemy dwie zalaminowane mapy formatu A3 w skali 1: 50 000.
Laminacja to dobry pomysł na deszcz (choć przy dzisiejszej ulewie zdaje się, że i ona nie pomoże), ma jednak jeden słaby punkt - zwykłe zakreślacze od razu się
zmywają (ścierają) ;-( Co prawda w komunikacie startowym była mowa o
niezmywalnych pisakach, ale w pośpiechu zapomniałem o tym :-( W tej sytuacji
nawet nie próbujemy rysować trasy, tym razem trzeba będzie pamiętać, którędy
chcemy jechać.
Wybór trasy dość
ciężki, w przeciwieństwie do niektórych innych imprez tu wariant nie nasuwa się
sam. Decydujemy się zacząć zdobywanie punktów od północy.
PK 8 - Strumień
Ruszamy sami w
stronę Pisarzowic. Tam spotykamy się m.in. z
Mariuszem i
Markiem. Zjazd do lasu
i zaczyna się walka z mokrym terenem. Mariusz widząc punkt tak się ucieszył, że
zalicza glebę :-) Na szczęście chyba bez żadnych ran.
PK 6 - Pod wiaduktem
Początek trasy na
kolejny punkt to na przemian spacer i próba jazdy. Dopiero na asfalcie da się
normalnie jechać. Punkt zaliczony. Tu rozstajemy się z pozostałymi zawodnikami.
Oni ruszają chyba na "dwójkę", a my na "trójkę".
PK 3 - Centrum Kultury i Sportu (Bufet)
Tracimy trochę czasu
przebijając się na północ, o jeździe prawie nie ma mowy. Chwilę później
zjeżdżamy na asfalt i skręcamy w lewo na Nowogrodziec. Po asfalcie można gnać.
Kiedy dogania mnie Darek jesteśmy już blisko punktu, tymczasem okazuje się, że rozmawialiśmy na starcie żeby
po drodze zaliczyć jeszcze PK 10 i PK7. No tak, ale nie ma wykreślonej trasy
więc zapomniałem o tym. Trudno docieramy do bufetu. Jesteśmy tu pierwsi, ale to
o niczym nie świadczy. Banan, arbuz, łyk wody i ustalamy dalszą trasę.
PK 4 - Skała / U podnóża
Nie lubię skał.
Zawsze zaczynamy szukać od niewłaściwej. Tak jest i tym razem. Skała ładna i
wielka, ale punkt jest kawałek dalej przy mniejszej.
Jest punkt
© djk71
PK 7 - Dół / Północna strona
Wracamy do Milikowa
i jedziemy na zapomniany PK 7. Mijamy tory, stawy...
Zielono tu
© djk71
Chwila szukania i jest - karta przedziurkowana.
PK 10 - Rów (2m od drogi)
Pojawiają się leśna
autostrady. Tak to można jeździć. Prosty punkt.
PK 12 - Skraj polany (budowa)
Do puntu jedziemy
wąską ścieżką. Szukanie punktu zajmuje nam chwilę czasu. Okazuje się, że
równolegle wiodła kolejna autostrada. Punkt podbity. Zjeżdżamy i… zakopujemy
się w podkładzie pod drogę :-(
Ciężko się po tym jedzie
© djk71
Kilka minut zajmuje doprowadzenie rowerów do
porządku. Żeby chociaż koła się kręciły.
Koło się już nie kręci
© djk71
Zjeżdżając do wioski
widzę, że jakiś gospodarz myje auto. Podjeżdżam i nie muszę nic mówić. Rzut oka
na mój rower i woda leci już w jego kierunku. Po chwili jest jak nowy. Dziękuję
i ruszam dalej widząc, że Amiga właśnie mnie minął. Dziwnie długo zajął mu
zjazd.
PK 11 - Ruiny / Wewnątrz, od północy
Asfaltem do ruin. W
międzyczasie dowiaduję się, że Darek zaliczył wywrotkę. Jedziemy. Przy ruinach
spotykamy Bartka.
W ruinach
© djk71
PK 16 - Strumień
Wracamy na południe.
Darek ciągnie się gdzieś daleko za mną. Punkt prosty.
Strumień
© djk71
PK 21 - Dołek (10m od ścieżki)
Dojazd do punktu
kosztuje nas trochę energii, nie tylko ciężko się jedzie, ale trzeba uważać
żeby się nie wywrócić. Tylne koło trochę mi tańczy, ale udaje się dotrzeć do
punktu. Szukanie dołka zajmuje chwilę czasu.
Kawałek za punktem
dogania nas znów Bartek. Jest nieco zdziwiony naszym wariantem :-) Jedziemy
razem przez pola, ale po dojeździe do
asfaltu pozwalam mu odjechać, a ja czekam na Amigę.
Jedzie Amiga
© djk71
Jest coraz bliżej
© djk71
PK 20 - Skraj lasu
Chwila rozmowy i
Darek sugeruje żebym jechał dalej sam. Potłuczony bark nie pozwala mu na
szybszą jazdę. Każda nierówność (a tych tu sporo) daje mu w kość (dosłownie).
Teraz dopiero dociera do mnie czemu ostatnie kilometry jedziemy tak wolnym
tempem.
Skoro jest tak źle
to decyduje się na powrót do bazy z Darkiem. Wracamy i pojedziemy do szpitala
na prześwietlenie.
Droga powrotna
wjedzie koło kolejnego punktu więc go zaliczamy choć to już nie ma teraz
żadnego znaczenia.
PK 14 - Dołek (10m od drogi)
W pobliżu trasy jest
też "czternastka" więc ją też zaliczamy spotykając tu Wikiego.
Meta
Do mety dojeżdżamy
około 13:30. Z szesnastu godzin nie wykorzystaliśmy nawet połowy czasu,
zaliczyliśmy tylko 12 z 31 punktów. Mimo to jak się później okaże i tak nie byliśmy
ostatni :-)
Myjemy rowery, na
szczęście i ten temat dobrze rozwiązany. Wcinamy makaronik, krótkie rozmowy ze
znajomymi, którzy już dotarli do mety i kąpiel. I tu znów pozytywnie - kilka
pryszniców i ciepła woda (a nie zawsze tak bywa ) :-). Przebieramy się,
pakujemy i… czas ruszać do domu.
Najstarsze drzewo w Polsce
Po drodze
dostrzegamy informację o najstarszym drzewie w Polsce. Oczywiście skręcamy do
Henrykowa Lubańskiego. Na jego skraju rośnie wspomniane drzewo. Jego widok
nieco zaskakuje. Nie tego się podziewaliśmy.
Najstarsze drzewo w Polsce
© djk71
Myśleliśmy, że
będzie większy, grubszy… itp. Tabliczka obok jednak potwierdza, że to tu. Jego
wiek szacuje się na 1200, 1300, a nawet 1500 lat. Niestety jest mocno
zniszczony.
Mocno zniszczony
© djk71
Czas jechać dalej.
Dobrze, że ja prowadzę, bo Darek ma problemy z prawoskrętem i gdyby prowadził
to musielibyśmy szukać dróg skręcających
tylko w lewo :-)
Szpital
Prosto z drogi
jedziemy do szpitala. Dość długo trwa proces rejestracji (kilkadziesiąt minut),
potem zdjęcie, konsultacja lekarska, kolejne zdjęcie i znów lekarz. W końcu
Amiga idzie do gabinetu zabiegowego. Na szczęście wychodzi tylko z ręką na
chuście.
Już po wszystkim
© djk71
Jest kilka minut przed dziesiątą. A o 22:00 jest koniec limitu czasu
na Wyrypie. Zdążyliśmy :-)
Teraz pozostaje mieć
nadzieję, że bark wskoczy sam na swoje miejsce, inaczej Darek ponownie będzie
musiał udać się do szpitala…
Ten rok jest dla nas
wyjątkowy pechowy… strach zapisywać się na kolejne imprezy…
P.S.1. Tym razem mało zdjęć, ale aparat był głęboko schowany przed deszczem...
P.S.2. Fajny pomysł z pamiątkowymi koszulkami rowerowymi w rozsądnej cenie. Jeszcze nie miałem jej okazji przetestować, ale wygląda fajnie :-)