Wpisy archiwalne w kategorii

do 50km

Dystans całkowity:18349.28 km (w terenie 5573.23 km; 30.37%)
Czas w ruchu:1068:39
Średnia prędkość:17.17 km/h
Maksymalna prędkość:65.37 km/h
Suma podjazdów:18982 m
Maks. tętno maksymalne:210 (115 %)
Maks. tętno średnie:183 (100 %)
Suma kalorii:79661 kcal
Liczba aktywności:722
Średnio na aktywność:25.45 km i 1h 28m
Więcej statystyk

Gdziekolwiek

Niedziela, 8 marca 2009 · Komentarze(26)
Gdziekolwiek
Nie wyszedł wczorajszy wyjazd do Kochcic z Huraganem. Na przeszkodzie stanęła paskudna pogoda, choć jak się później okazało nie wszystkim przeszkodziła :-)

Dziś rano też niezbyt sympatycznie, ale później zaczęło się rozpogadzać więc decyzja mogła być tylko jedna. Jadę. Próba generalna nowych ciuchów i bidonów. Na dole sąsiad lekko zdziwiony, że już rozpoczynam sezon ;-) Ruszam w stronę Zbrosławic. Właściwie dziś kierunek nie ma znaczenia, mam 2 godziny czasu i chcę je jak najlepiej wykorzystać. Szybko okazuje się, że nie będę się nudził. Wieje jak diabli. Oczywiście jadę pod wiatr.

Ech, jest pięknie. Ci, którzy mają sporo czasu, uczą się, są na emeryturze, pracują na zmiany lub nie pracują wcale nie są w stanie zrozumieć tego jak bardzo potrafi cieszyć jazda w ciągu dnia...

Z Kamieńca skręcam na Boniowice i dalej prosto w stronę Szałszy. Po drodze okazuje się, że nie tylko ja korzystam z ładnej pogody.


Aż się chce jechać.


W uszach brzmi Dżem: "Zapal świeczkę za tych których zabrał los"
Chyba z dedykacją dla Slavko, którego blog również uczestniczył w konkursie Blog Roku. Nie uciekniemy od takich chwil, trzeba się z nimi pogodzić, choć czasem bardzo trudno...

Z Szałszy postanawiam jechać rowerówką przez las do Maciejowa. Po kilkudziesięciu metrach odpuszczam. Nie ma sensu, brudno, czarno, mokro... Gdybym za to jeszcze zapłacił... to co innego..., a tak? Rezygnuję.

Asfaltem przez Maciejów, Mikulczyce, Rokitnicę dojeżdżam do domu. Przed samym domem z trudem sobie przypominam którędy jechałem. Nie miało to znaczenia, Po prostu chciałem jechać.

Kurtka i spodnie sprawdziły się bez zarzutu.

Potrzebowałem tego

Sobota, 28 lutego 2009 · Komentarze(6)
Potrzebowałem tego

Trzy tygodnie przerwy. Koszmar. Brak czas, choroba, paskudna pogoda... Nie tak to miało być...

Wczoraj już byłem pewien, że wyjdę ale też się nie udało. Dziś za to byłem pewien, że pojadę, nawet pogoda do tego namawia, nie jest może tak jak ostatnio ale przynajmniej nie pada i śniegu nie ma na drodze.

Przed samym wyjazdem dostaję informację od Kosmy, że zmierza w naszym kierunku - więc już nie muszę się zastanawiać gdzie jechać - wyjadę jej naprzeciwko i wtedy zobaczymy co dalej.

Ruszam, chce mi sie jechać. Nie przeszkadza mi nawet pryskająca na twarz woda z ulicy. Przed Karbiem wpakowałem się na chodnik, który po 100m okazał się być zasypany mokrym śniegiem, po którym nie dało się jechać... kolejne 300m musiałem przejść spacerkiem.

Dalej już spokojnie, nie licząc paru wariatów na drogach, ale do tego powoli zaczynam się przyzwyczajać.

Krótka rozmowa z Moniką i decydujemy się jechać na oślep, żeby się powłóczyć, bez specjalnego celu (no może jeden mały jest).

Mijamy kilku kibiców w niebieskich szalikach. Dziś Wielkie Derby Śląska. Rok temu byliśmy na stadionie wraz z Damianem i Piotrkiem. To wtedy poznaliśmy Młynarza i wiele się wydarzyło od tego czasu... :)

Jedziemy, mijamy Brynicę - nie wiedziałem, że bywa aż tak szeroka...



I że takie fajne mosty można nad nią spotkać.



Po drodze zachowuje się trochę egoistycznie, sorry Monika. Nie dość, że wybieram trasę (trochę nieświadomie) ze sporą liczbą podjazdów, to na dodatek co chwilę uciekam Monice i biedna musi sama pedałować, ale jakoś tak mnie nosi...

W końcu docieramy do Muzeum Chleba w Radzionkowie. Zamknięte ale i tak nie ma dziś czasu na zwiedzanie - zaraz mecz :-)




Teraz już prosto do domu. I nagle szok. Wycinają mi las. Koszmarnie to wygląda. Tylko czemu?



Już wiem - przecież tędy będzie biegła autostrada A1. Fajnie, ale szkoda drzew...

Docieramy do domu. Górnik wygrywa 1:0!!! Fajny dzień. :)

Raz jeszcze serdecznie dziękuję wszystkim, którzy oddali głos na mój blog w konkursie Blog Roku 2008.
Dzięki Wam trafił on do dziesiątki najlepszych w kategorii "Moje zainteresowania i pasje" - 6 miejsce (spośród 744 blogów) oraz zajął 22 miejsce w klasyfikacji generalnej (9132 blogi).

Dzięki Waszym głosom zebrane zostały ponad 43 tys. zł, które zostaną przeznaczone na turnusy rehabilitacyjne dla dzieci z porażeniem mózgowym.

Na stronie konkursu jest również lista szczęśliwców, którzy wylosowali aparaty fotograficzne... może to ktoś z Was...

3 miejsce

Poniedziałek, 2 lutego 2009 · Komentarze(9)
3 miejsce
Dziś krótko. Czasu brak więc tylko na chwilę. I niestety znów po ciemku - weekend się skończył :(

Pierwsze 500 m po osiedlu koszmarne - szklanka, nie wiem czy lepiej jechać czy prowadzić. Udaję, że jadę: 6-10 km/h. Na głównej lepiej, ale asfalt też się świeci. Jadę ostrożnie, ale staram się zmęczyć. Co tam jednak takie zmęczenie... zmęczeni to byli wczoraj nasi chłopcy w Chorwacji. Zmęczeni, ale jacy szczęśliwi...

Dziś rano, gdy wszedłem do firmy z ogoloną głową, pierwszy komentarz brzmiał - to w ramach poparcia dla naszych szczypiornistów? :) Gratulacje chłopaki! Dzielnie wywalczone 3 miejsce. Szkoda tylko, że nie mógł grać wychowanek mojego teścia - kontuzjowany Marcin Wichary. Szkoda, bo na olimpiadzie pokazał swoją klasę.

Ciekaw jestem, czy to masowe zainteresowanie piłką ręczną minie tak szybko jak się pojawiło? Pewnie tak. Do następnej imprezy znów niewielu będzie się interesowało tym sportem. Tak kibiców, jak i niestety sponsorów. Szkoda.

Trasa: Helenka - Rokitnica - Wieszowa - Górniki - Stolarzowice - Helenka.

Bandyci

Niedziela, 1 lutego 2009 · Komentarze(11)
Bandyci
Dziś znów wyjazd przed meczem. Asfaltem do Miechowic. Skręcam w polną drogę dojazdową do działki mojego ojca i... pierwsza glebka w tym roku. Na szczęście bezboleśnie. Dalej co parę metrów muszę się podpierać. Nierówna oblodzona droga, koszmar. Dojeżdżam do działki i szok. Niedawno komuś się nie spodobało, że była zbyt ładna i postarał się aby już taka nie była. Wiedziałem, że się wszystko spaliło, ale nie myślałem, że aż tak... :(



Ta działka była wszystkim dla taty... :( Bandyci.

Nic tu nie pomogę. Jadę dalej i... gdybym nie wiedział, że tu jest staw to bym po prostu wjechał na lód...
Kawałek dalej jedno z moich ulubionych miejsc. Mimo, że w sumie trochę smutne, to je lubię.



Z paroma podpórkami docieram do asfaltu. Po drodze trafiam na metę?



Dalej Radzionków, Karb, Bobrek, Ruda.
Ruda, która ma swój urok, lubię klimat tego miasta. Ulica Szczęść Boże... Ta nazwa często dziwi przyjezdnych. Dla miejscowych jednak jest czymś normalnym, spotykanym w wielu sąsiednich miastach.





Biskupice i zamiast jechać prosto do domu ruszam tyłami w stronę Mikulczyc. To nie był dobry wybór. Po wjeździe na ulicę Kościuszki ponowny koszmar. Nierówna, oblodzona droga, z każdym metrem coraz gorzej, boję się, że za chwilę znów wyląduję pod jakimś przejeżdżającym (na szczęście niezbyt często) samochodem.

Z ulgą docieram do głównej ulicy. Stąd już spokojnie do domu. Świetnie się jeździło, pewnie gdyby nie mecz jeszcze bym pokręcił. Jutro koniecznie do sklepu po przedni błotnik i smar.

Wiejscy rowerzyści

Sobota, 31 stycznia 2009 · Komentarze(7)
Wiejscy rowerzyści

Znów pada śnieg. Kiedy to się skończy?
Po obiedzie ruszam na rower. Z radości, że jeszcze jest jasno, po 200m... wracam. Wyjechałem w samej kominiarce - kask został w domu.

Asfaltem przez okoliczne wioski. Mimo chlapiącej w oczy brudnej wody z asfaltu, mimo sypiącego śniegu jedzie się świetnie. Po drodze mijam kilku rowerzystów, ale wszyscy to mieszkańcy okolicznych wiosek. Przychodzi mi do głowy, że my tu pasjonujemy się rekordami w skali miesiąca, roku. Kupujemy coraz to nowsze rowery, części, stroje. A wśród nich jest wielu takich, którzy robią podobne dystanse każdego dnia, jeżdżą równie szybko i robią to na swoich Jubilatach, Ukrainach, no-name'ach, które w życiu nie widziały serwisu, smarowane są raz na pięć lat itd...
Ciekawe ilu z nich zobaczylibyśmy na podium niejednego maratonu gdyby tylko ktoś im powiedział, że takowe istnieją, dał lepszy rower i chwilę czasu na przygotowanie...

Chwila postoju obok parku w Reptach. Nie chce mi się dziś wjeżdżać do środka.



W Reptach skręcam do lasu, ale po kilkuset metrach się wycofuję. Chyba za mocno napompowałem wczoraj koła.

Trasa: Helenka - Stolarzowice - Ptakowice - Zbrosławice - Wilkowice - Miedary - Rybna - Strzybnica - Opatowice - Stare Tarnowice - Repty - Górniki - Stolarzowice - Helenka

BTW: Nie zamierzałem nikogo urazić tytułem, wręcz przeciwnie...

I uśmiech wrócił na twarz

Piątek, 30 stycznia 2009 · Komentarze(17)
I uśmiech wrócił na twarz
Tymi słowy powitała mnie moja małżonka, zaraz po tym jak zrobiła mi zdjęcie.
Jak zobaczyłem fotkę to zrozumiałem z czego śmiał się Igorek jak mnie ujrzał :)



Czyżby rzeczywiście brak jazdy na rowerze był aż tak widoczny w moim zachowaniu? Byłem przekonany, że to przez nadmiar pracy w ostatnich dniach... Niemożliwe. Uzależniony to jestem co najwyżej (a i w to wątpie) od komputera. No i może trochę od muzyki, szczególnie KSU, DTH itp. No i może czasem lubię się napić piwa po kolacji... Ale żeby rower uzależnił... Nie, to przypadek...

Jazda dziś krótka, bo czasu mało, zaraz mecz się zaczyna. Cel: Wieszowa - żeby na stacji powietrza trochę więcej wpuścić w kółka. Efekt od razu widoczny. Jedzie się zdecydowanie lepiej, choć na osiedlu trochę straszniej, bo się biało znów zrobiło.

Podczas jazdy przypomniało mi się co radził e2rd. Popracować nad kadencją. I chyba trzeba zacząć pedałować, a nie tylko cisnąć pedały.

Przypadek, czy nie przypadek?

Środa, 21 stycznia 2009 · Komentarze(14)
Przypadek, czy nie przypadek?
Wczoraj wieczorem żona informuje mnie, że potrzebuje na rano gotówkę. Błysk w oku i już wiem. "Pojadę rano do bankomatu - rowerem" ;) Dość z chorowaniem, dość z udawaniem, że nie mam siły. Trzeba znów się zacząć ruszać.

5:45 ruszam i na osiedlu masakra - mimo plusowej temperatury na uliczkach lód i woda. Wyjeżdżam z osiedla chodnikami - chyba po raz pierwszy odkąd jeżdżę.

Dalej już spokojnie. Asfalt tylko trochę mokry. Bankomat zaliczony i oczywiście nie wracam. Nie wracam prosto do domu. Jadę przez Wieszową, a może dalej? Przez Zbrosławice? Kamieniec?. Nie, przecież muszę jechać do pracy zaraz. Wybór pada na Zbrosławice - drogą, którą do tej pory jechałem chyba tylko dwa razy. Pewnie dlatego, że bez latarni jest tam niezbyt przyjemnie. Dziś jednak śnieg na polach rozjaśnia mi drogę.

Tak się zastanawiam. Wczoraj rano na blogu wspominałem o dawnych wyjazdach z niepełnosprawnymi. Wieczorem na "naszej klasie" odzywa się koleżanka, dzięki której miałem okazję przeżyć te chwile. Jednocześnie widzę, że zachęca do przekazania 1% podatku na rzecz stowarzyszenia "Modlitwa i Czyn". Stowarzyszenia, które powstało na bazie wspólnoty, w której działaliśmy. Grupa zrobiła wówczas wiele fajnych rzeczy, dla jednych ważna była modlitwa, dla innnych czyn, dla jeszcze innych jedno i drugie.

Mimo, że zawsze byłem luźno związany z Kościołem to jednak wniósł on w moje życie bardzo wiele. Kontakt z niepełnosprawnymi, przyjaźnie, pierwsza daleka wycieczka rowerowa (pielgrzymka do Częstochowy), niesamowite rozmowy z niesamowitym ludźmi i w końcu najważniejsze... żona, którą poznałem na religii.

Zdjęcia naszego kościoła archiwalne (dziś rano nie było czasu i warunków)



Przypadek, że koleżanka się odezwała czy nie? Często zdarza mi się zauważać, że tematy, które ruszam, terminy które poznaję za chwilę znów się pojawiają w moim życiu. Przypadek, zaplanowana kolej rzeczy, czy może człowiek zauważa tylko te rzeczy, o których właśnie myśli. Będąc w ciąży zauważa się mnóstwo wózków na ulicy, jeżdżąc na rowerze - wielu rowerzystów, robiąc remont w domu - olbrzymią ilość sklepów z art. budowlanymi...

W Ptakowicach zaczynam na podjazdach czuć zmęczenie. Osłabienie organizmu, czy po prostu wychodzi brak jazdy w ostatnich tygodniach?

Dziękuję wszystkim, którzy głosowali i głosują (jeszcze można głosować do jutra do południa) na mój blog w konkursie Blog Roku 2008. Dzięki Wam udało się awansować w ciągu 2 dni z szarego końca (744 blogi w kategorii) na 7 miejsce, ale głosowanie jeszcze trwa i wszystko może się zmienić.
Dzięki raz jeszcze.

Przeszkody

Niedziela, 4 stycznia 2009 · Komentarze(34)
Przeszkody
W południe zaczynam się zastanawiać czy iść na rower. Zimno, pada śnieg więc.. idę. Następnym razem okazja do jazdy za dnia będzie dopiero za tydzień. Na osiedlu ślisko więc do lasu. Dziś już więcej ludzi niż ostatnio. Jak zwykle trochę spacerowiczów, biegaczy, a nawet jeden rowerzysta.

Dziś stawy nie tylko oblodzone ale również pokryte warstwą śniegu. Pięknie to wygląda.



Cały las wygląda pięknie. Penetruję kolejne ścieżki. Nie wszystkie są optymalne dla rowerów, muszę przeskakiwać przez strumyczki... co prawda wyglądają na zamarznięte, ale nie bardzo chcę wracać w mokrych butach.

Fantastycznie się jedzie, co nie znaczy, że łatwo. Dróżki, które jeszcze kilka dni budziły moje obawy - zmarznięte koleiny, nierówności grożące poślizgiem i upadkiem - dziś już nie są takie straszne. Pokrył je śnieg i... nie widać ich. Przez to jazda wydaje się łatwiejsza. Przeszkody, których nie widzę pokonuję z większą łatwością i bez strachu mimo, że mam świadomość, że gdzieś tam mogą być.

To chyba trochę tak jak w życiu. Ludzie, którzy nie mają wyobraźni, nie zastanawiają się nad potencjalnymi przeszkodami, są w stanie porwać się na więcej. Co więcej, nawet jeśli napotykają na przeszkody pokonują je z rozmachu, czasem nie mając świadomości, że cokolwiek próbowało stanąć im na drodze.
Oczywiście mają również szansę potknąć się o nie i wtedy upadek bywa o wiele boleśniejszy, bo niespodziewany.

I na rowerze pewnie tak jak w życiu trzeba ryzykować i nad pewnymi rzeczami nie należy się zastanawiać, ignorować je, brać je z rozpędu, a czasem jednak trzeba się zastanowić czy nie zejść z roweru i nie ominąć przeszkody lub wręcz nie zawrócić...

Tylko zawsze najtrudniej zdecydować czy jeszcze jechać, czy już się wycofać...

Przed wyjazdem z lasu starsza pani pyta "Jak się jeździ po śniegu?", kilkaset metrów dalej starszy pan pyta z uśmiechem (życzliwym) na ustach "jeszcze na rowerze?" ;). Sympatyczne.

Ninja

Czwartek, 1 stycznia 2009 · Komentarze(24)
Ninja
Tak reaguje Igorek widząć mnie po raz pierwszy w samej tylko kominiarce. :-)

Po odespaniu wczorajszej nocy Kosma wyciąga mnie na rower. Wielką chęcią jazdy pała też moja małżonka ale organizacyjnie nam się to nie udaje - ktoś musi zostać z dziećmi.

Jako, że mogą w nas krążyć jeszcze bąbelki z szampana wybieramy jako cel dzisiejszej przejażdżki miechowicki las. Pokazuję Monice naszą Dolinę Trzech Stawów. Ponieważ są zamarznięte to Kosma chce pokazać Młynarzowi kilka figur łyżwiarskich :) ale jako rozsądna kobieta, mająca w pamięci kilka ostatnich ofiar zabaw na zamarzniętych zbiornikach wodnych odpuszcza.



Dalej kilka innych ostatnio odkrytych ciekawostek. Przy schronie Monia pragnie penetracji... schronu.



Jedziemy dalej. Dziś wyjątkowo pusto w lesie. Pokonując kolejne ścieżki - tym razem zupełnie dla mnie nowe - docieramy do pieńka na skraju wąwozu. Przerwa. Przerwa na szampana. Kilka minut walki i jest otwarty. Monika prezentuje swoje zdolności artystyczne.



Aprat ustawiony z samowyzwalaczem i... nagły szum opon i szybkie "cześć". Dwóch wariatów na rowerach - w zimie!!! Jesteśmy w szoku.

Czas wracać. Kosma marznie. Nie przejechaliśmy dużo ale zdążyliśmy się zmęczyć. Coś czuję, że to będzie niezły teren na treningi. Było fajnie :-)

Rozpoczęliśmy Nowy Rowerowy Rok.

Zrobiłem to

Środa, 31 grudnia 2008 · Komentarze(31)
Zrobiłem to
Wbrew wczoraszym nastrojom i zapowiedziom dałem się podpuścić (patrz wczorajsze komentarze) i o 5:45 przy sześciostopniowym mrozie... wyszedłem na rower. Po co? Żeby zachować się jak dziecko i dokręcić do 6000km. Co ja nie dam rady? Ja?

Ubrany cieplej po 3km poczułem, że nie jest mi zimno ale zaczyna mi być mokro. Jak się potem jednak okazało wcale się tak mocno nie spociłem. Dalej mi było zimno w palce u nóg (chyba pora odłożyć SPD do wiosny) i w palce rąk (dziwne, bo w zeszłym roku nie miałem tego problemu).

Helenka-Stolarzowice-Górniki-Wieszowa-Grzybowice-Mikulczyce-Rokitnica-Helenka-Stolarzowice-Helenka.

I dokręciłem. Na siłę i bez sensu, bo nie sprawiło mi to radości. Za bardzo na siłę.

Zrobiłem w ciągu roku 6000 km. 500km miesięcznie. Około 16,5km dziennie. Dużo to czy mało?

Biorąc pod uwagę, że:
- wsiadłem na rower po 20 latach przerwy,
- zacząłem jeździć po ponad 2 latach braku jakiejkolwiek aktywności sportowej
- pracuję, wyjeżdżam w delegacje,
- mam rodzinę,
- mam już swoje lata...
... to dużo. Jak dla mnie.

Co na przyszły rok? Powinienem mieć gotowe plany, cele... a nie mam. Brak czasu, a może strach przed zdefiniowaniem konkretnych założeń...

Na pewno będę chciał jeździć - jednak mi się spodobało. Na pewno będę chciał się wciąż bawić w jazdę na orientację - wciągnęło mnie to. Na pewno... nie wiem... muszę to wszystko przemyśleć i doprecyzować.

Wiem jedno. Chciałbym, aby jazda sprawiała mi co najmniej taką przyjemność:



Czas na życzenia noworoczne
Lepszego zarządzania czasem...
Lepszego zarządzania finansami...
Sprecyzowanie celów (nie tylko rowerowych)...
Powrotu do dalszej uczciwej nauki języków...
Powrotu do gitary... (?)
Czerpania przyjemności z jazdy...

Tego wszystkiego życzę sobie.
Jeśli ktoś znajdzie tu coś dla siebie... nie krępujcie się :-)