Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Taplanie się w błocie

Niedziela, 6 lutego 2011 · Komentarze(5)
Taplanie się w błocie
Gdy wstałem rano... ciężko było się podnieść po wczorajszym. Bolały mnie o dziwo… kolana. Czyżby efekt za niskiego siodełka. No tak, zapomniałem je podnieść wczoraj. I ramiona mnie bolą.

Mimo to pojadę. Chyba… :-) Kiedy okazuje się, że będę miał towarzystwo… nie mam wyboru :)

Ruszamy i nie jest najgorzej. Decydujemy się przejechać kawałkiem Zabrzańskiego Szlaku Rowerowego. Kiedy jesienią jechałem jeszcze nieoznaczoną trasą miałem trochę wątpliwości. Zobaczymy czy coś się zmieniło. Widać już pierwsze znaki szlaku, choć mam nadzieję, że są jeszcze niekompletne, bo… dość łatwo zgubić drogę. Póki jedziemy asfaltem jest spoko. Na Traktorzystów zaczyna się błotko i pierwsze podpórki. Do tego resztki lodu.

Z Grzybowic wyjeżdżamy krótkim ale błotnistym skrótem. Na granicy z Czekanowem (Świętoszowicami) podziwiamy mały samolot (widać, że dziś też wieje).

Szybko leci © djk71


Chwilę później wprawiam w zdumienie moją towarzyszkę prosząc aby pojechała wg oznakowania. Jest chyba w szoku kiedy pokazuję jej którędy należy wjechać na ścieżkę obok torów.

Kawałek dalej zaskakuje nas przyroda. Tym razem pozytywnie ;)

Czyżby....? © djk71


Leśna i… lód. Decydujemy się pojechać skrótem. Znów błotnym. Na przemian jazda i spacer, czyli taplanie się w błocie. W końcu cywilizacja… przez kilka metrów. Teraz dopiero zaczyna się taplanie w błocie. Odcinek 1,5 km pokonujemy w jakieś 40 minut. Koszmar. Nogi dostały w kość.

Mokro... © djk71


Pora wracać. Oczywiście nie najkrótszą drogą. Mijamy staw w Mikulczycach i dojeżdżamy do Biskupic.

A fabryka dymi... © djk71


Od koksowni zaczyna się masakra. Znów opadam z sił. Dojazd do domu z postojami. I nie przez Rokitnicę (podjazd na Helenkę mnie przeraża) tylko przez Miechowice i las.

Padnięty ale zadowolony. Dobrze, że miałem motywację.

Szaro

Sobota, 6 listopada 2010 · Komentarze(12)
Szaro
Weekend wyjazdowy ale do południa mam czas. Po głowie chodzi jakiś dłuższy wyjazd. Tradycyjnie jednak wychodzę z domu później niż planowałem. Nie będzie więc bardzo długiego dystansu, ale coś zobaczymy :-)

W Miechowicach odkrywam kapliczkę, której nigdy wcześniej nie widziałem.
Z sieci dowiaduję się później, ze to Kaplica św. Barbary w parku na Górze Grytza.

Kapliczka w Miechowicach © djk71


Dostaję SMS-a z pytaniem czy dziś zrobię 300-tkę. Młynarz jak zawsze pełen humoru :-) Jadę dalej. Teraz telefon. Tym razem Kosma melduje, że ma nieplanowaną chwilę czasu i pyta czy pokręcimy i pogadamy chwilę. Czasu mało ale trochę na skróty docieram na Pogorię.

Jakoś tak... © djk71


Nigdy się nie nauczę, która jest która.
Dziś tu pusto i szaro. Bardzo szaro. Otoczenie dopasowuje się chyba do nastroju rozmowy. Mało jazdy, ale nie tylko jazda się liczy. Czasem trzeba odstawić rower i po prostu pogadać.

Powrót też na skróty. Choć krótko, to nie żałuję, że pojechałem. Ludzie są ważniejsi niż kilometry.

Iluminacja

Piątek, 29 października 2010 · Komentarze(8)
Iluminacja
Od kilku dni byłem bombardowany w sieci zaproszeniami na uroczystą iluminację zabrzańskiego ratusza, który mieści się w odrestaurowanym budynku dawnej dyrekcji Huty Donnersmarcków. Jak to ładnie napisano "Pokaz będzie doskonałym połączeniem gry światła i dźwięku w towarzystwie atrakcyjnej oprawy artystycznej.
Dzięki współpracy zabrzańskich władz i Vattenfall, odrestaurowany budynek dołączył w ramach projektu "Wydobywamy z mroku" do grona oświetlonych przez Vattenfall architektonicznych perełek regionu.
"

Wieczorem, korzystając z ładnej pogody w towarzystwie Kosmy ruszamy na spotkanie Daniela, którego dotychczas znałem tylko z sieci. Powitanie i ruszamy rowerówką do Mikulczyc. Dalej proponuję nieśmiało las, ale o tej porze to chyba rzeczywiście nie był najlepszy pomysł ;-)

Dojeżdżamy do centrum. Mamy jeszcze trochę czasu więc jedziemy zobaczyć jak ma się nasza fontanna. Wciąż działa. Niestety fotograf ze mnie kiepski. Mimo tego, że spędzamy tam ładnych parę minut to zdjęcia wyszły mi kiepściutkie.

Zabrzańska fontanna © djk71


Jedziemy pod ratusz. Zgromadziło się już trochę ludzi, ale mamy jeszcze chwilę więc jedziemy do pobliskiego Maca na kawę i herbatę.

Kiedy gawędzimy sobie w najlepsze z oddali dochodzi do nas głos Pani Prezydent. Trochę przed czasem. Z kubkami w dłoni ruszamy na miejsce imprezy. Zaczyna grać nastrojowa muzyka. Całkiem porządne nagłośnienie. przed budynkiem ludzie z pochodniami w dłoniach. Zapowiada się interesująco. Tzn. zapowiadało się, bo... to już koniec!!!

Gdzie jest Kosma? © djk71


Ci, którzy przybyli punktualnie... spóźnili się. Już po imprezie. Nie wierzymy własnym oczom, uszom... Dookoła słychać śmiechy... No cóż, myślę, że przeczytanie zaproszenia mogło niektórym zająć więcej czasu niż cała impreza.

Zastanawiamy się, kiedy zgaszą iluminację. Na wszelki wypadek szybko robimy zdjęcia. Po kilku minutach... światła... gasną. Nie wierzę!!!

Na szczęście to tylko chwila ciemności. Za moment znów jest jasno.

Zabrzański ratusz © djk71


Czas wracać. Chłodno. Do tego Monice szwankuje rower więc nie proponuję jazdy drogą okrężną. Następnym razem.

Mimo wszystko było fajnie. Fajnie było poznać w realu Daniela, mam nadzieję, że to nie ostatni wspólny wyjazd. Fajnie było mieć powód żeby ruszyć tyłek z domu. Po prostu... Fajnie było. :-)

Odyseja 2010 - Jednak nagrody :)

Niedziela, 3 października 2010 · Komentarze(14)
Odyseja 2010 - Jednak nagrody :)

Jako, że wczoraj nie zostaliśmy sklasyfikowani dziś nie ma powodu do pospiechu. Odbieramy mapy, jemy śniadanko i później niż wszyscy ruszamy. Ruszamy pojeździć. Nie szukamy punktów, chcemy tylko się trochę zmęczyć. Jakby nam wczoraj było mało. :-)

Pierwszy podjazd i znów błąd w nawigacji, nie tu chcieliśmy się znaleźć. Nad tym elementem też trzeba będzie popracować. Chwila błąkania się po lesie i w końcu jest droga. Kiedy już się odnajdujemy na mapie, wciąż nie do końca wiemy gdzie wcześniej popełniliśmy błąd, którą ścieżkę przegapiliśmy…

Podjazd. Długi. Długi ale fajny. Odkrywam, że zdecydowanie lepiej się podjeżdża z zablokowanym amortyzatorem. Czemu wczoraj o tym nie pamiętałem?

Sama sobie zrobię zdjęcie... © djk71


Pogoda jeszcze lepsza niż wczoraj. Widoki cudne.

Ale się jedzie... © djk71


Zjazdy jeszcze ostrzejsze. Na asfalcie nie dało się tym razem zjeżdżać bez hamulców. Tzn. nie tyle nie dało się, ile ja nie potrafiłem i chyba nigdy się nie odważę. Zjazdy robiły wrażenie.

I w dół © djk71


Czujemy zmęczenie po wczorajszym. Decydujemy się jechać wzdłuż jeziora. Tu podjazdy i zjazdy ciągłe ale relatywnie niewielkie. Odpoczynek nad jeziorkiem i wracamy. Dziś wyjątkowo rekreacyjnie.
Kąpiel, pakowanie i oczekiwanie na dekorację zwycięzców i zakończenie imprezy.

Po rozdaniu nagród za odyseję jesienną następuje wręczenie nagród dla zwycięzców w klasyfikacji generalnej - łącznej za imprezę wiosenną i jesienną.

Chwilę później dowiadujemy się, że mimo iż nie było tego w regulaminie to organizatorzy postanowili nagrodzić również najlepsze zespoły w poszczególnych kategoriach w klasyfikacji generalnej.

I tu szok. Okazuje się, że… Bułgarskie Centrum (czyli my) jesteśmy na 3 miejscu. Tzn. tak naprawdę na czwartym, bo nie uwzględniali tu już Justyny Frączek i Michała Dzika, którzy byli już nagrodzeni za drugie miejsce bez podziału na kategorie. Szok. Wysoko. Inna sprawa dlaczego... ;-)

Lekko zdezorientowani odbieramy nagrodę, by… po chwili pójść po następną, tym razem… mając po prostu szczęście, bo nastąpiło losowanie nagród dodatkowych. :-) Sympatyczne.

Pora się żegnać i wracać do domu.
Było naprawdę fajnie. Świetne tereny. Organizacja. Ludzie. Jedyne zastrzeżenie mogły budzić warunki lokalowe ale powiedzmy, że można na to przymknąć oko. No i oczywiście nasza (moja) kondycja. Trochę obciach żeby przez 2 dni na odysei zrobić 60km... :( Jest nad czym pracować...

Odyseja 2010 - NKL

Sobota, 2 października 2010 · Komentarze(12)
Odyseja 2010 - NKL

Po raz kolejny trafiamy z Kosmą na Odyseję.
Tym razem będziemy jeździli z mapą po terenie Pogórza Rożnowskiego. W ośrodku wypoczynkowym w Gródku nad Dunajcem meldujemy się późnym wieczorem w piątek. Przyjechaliśmy zmęczeni ale po wejściu do domku humor nam się od razu poprawia.

Kolorowe bunkry? © djk71


Widać tu właściciel postawił na pielęgnowanie tradycji historii i postanowił utrzymać standardy na poziomie PRL-u. Minimalne wyposażenie, woda w kolorze brązowym, czy spłukiwanie kibelka wodą z miski to tylko niektóre atrakcje. Brak jakiegokolwiek ogrzewania sprawia, że na dworze jest trochę cieplej niż w budynku.
Nie do końca zrozumiałem też działanie zamka (zwróćcie uwagę, że drzwi otwierają się do wewnątrz).

A ten zamek jak działa? © djk71


Rano rejestracja w biurze zawodów. Miałem nadzieję, że podobnie jak na Odysei Wiosennej w pakiecie startowym dostaniemy mapy - w końcu to Compass jest organizatorem tych zawodów - ale niestety dostaliśmy tylko kartę startową.

Śniadanko i serwis roweru Moniki (jednak hamulce mogą się tu przydać).
Witamy znajomych, mapy do ręki i planujemy trasę. Tym razem chcemy pojechać trochę inaczej niż zwykle. Więcej terenu ale krócej. Rozrysowujemy trasę optymistycznie licząc, że powinno się udać odnaleźć z 11-12 punków na 15 możliwych.

Ruszamy w stronę PK8. Piękna pogoda, cudowne widoki i… wszechobecne burki… Widać będzie nas miał kto motywować do szybszej jazdy…

Wydaje nam się wiemy co robimy jeśli chodzi o nawigację, tylko podjazdy od początku trochę męczą. Niestety po jakiś 3km robimy dziecinny błąd i skręcamy za wcześnie. Po chwili okazuje się, że nie tylko my, jednak spotkane dziewczyny po konsultacjach z miejscowymi zdecydowały wrócić - "Tam nie ma już żadnej drogi". Na przekór wiedzy miejscowych jedziemy dalej. Okazuje się, że droga jest. Docieramy do lasu i… ścieżka się kończy ale po kilkudziesięciu metrach na przełaj znajdujemy nową. Jeszcze kawałek i znów będzie asfalt. Zatrzymuję się, rzut oka na…. Gdzie mój mapnik???

Szlag by to trafił nie ma mapnika, a wraz z nim mapy i karty startowej. Monika zostaje z rowerami a ja wracam szukać. Tak… nie jest to proste, bo przecież częściowo przedzieraliśmy się "na azymut" z dala od ścieżki. Jakimś cudem po kilkuset metrach znajduję zgubę.

Na szczęście odnaleźliśmy mapnik © djk71


Odnajduję Monikę i… na powitanie dowiaduję się, że albo ściągamy buty i przekraczamy strumyk albo wracamy. Rzut oka na odnalezioną mapę i…

Faktycznie nie jest dobrze. Woda pewnie zimna. Szczęśliwie odnajdujemy miejsce gdzie da się przedostać na drugą stroną suchą stopą.

Bywało trudno © djk71


Bywało mokro © djk71


Na czworaka ale przejdę.... © djk71


Teraz jeszcze tylko trochę błotka i jesteśmy na asfalcie. Podjazd wygląda groźnie. Podjeżdżamy, mijamy kilka kolejnych burków i jesteśmy na punkcie.

Teraz czas na "jedynkę". Chwila zawahania, bo tu było ciężko (kara z niezdobycie tego punktu to 60', a tamten punkt jest wart 120' więc będzie dwa razy gorzej? Jednak jedziemy. Tu sam widok niektórych podjazdów robi wrażenie. Uff ciężko ale jedziemy. Wiem już chyba czemu szczyt nazywa się Mogiła :-) Gdy docieramy do punktu mija już ponad 2,5h od startu. Słabo jak na 8-godzinny limit. Teraz z górki. Mijamy miejsce gdzie w 1944 roku był szpital leśny partyzantów AK.

Szpital leśny partyzantów AK © djk71


Zjeżdżamy. Podoba mi się. Wciąż się boję zjazdów ale tym razem próbuję trochę odważnie. W efekcie w jednym miejscu czekam na Monikę… kilka minut… :)

Jedziemy na "trójkę" asfaltem ale docieramy zmęczeni. Przed punktem Kosma zalicza poślizg na błocie i w efekcie dość bolesny upadek. Punkt trochę schowany ale udaje się go odnaleźć.

Kolejny ostry podjazd i chwila odpoczynku. Siadamy przy kapliczce. Patrzymy a zegarek i chyba trzeba zmodyfikować trasę. Masakra. Cztery godziny jazdy, 23km za sobą i tylko 3 punkty. Bez szans na zebranie minimum czyli 8pkt. Tym bardziej, że cały czas oddalamy się od bazy. Już wiemy, że tym razem nie zostaniemy sklasyfikowani. Po raz pierwszy odkąd startujemy.

Wracamy. Postanawiamy zaliczyć jeszcze 10-tkę i 11-tkę. Zaczynam padać. Podjazd/podejście po dziesiątkę pokazuje jasno, że będzie to ostatni dziś punkt. Nie mam siły. Nie wierzymy, że uda się komuś zaliczyć wszystko.

Daleko jeszcze? Wysoko jeszcze? © djk71


Ładnie ale wysoko... trzeba podjechać © djk71


Jeszcze kilka widoków...

Pieknie tu © djk71


Jeszcze kilka zjazdów....

Wąsko, stromo ale fajnie... © djk71


Zaliczamy ostatni punkt i do bazy.

Dojeżdżamy do mety. Jesteśmy witani jako zwycięzcy bo 1,5 godziny przed końcem czasu ale… tym razem Compass nas pokonał. Tak też bywa. Ale zabawa była świetna. Widoki niesamowite. I… górki aż proszą żeby tu wrócić i zmierzyć się z nimi raz jeszcze.

Słońce idzie spać... © djk71


Wieczorem ognisko, kiełbaski, piwo. Jesteśmy zaskoczeni. Pozytywnie. Organizator się postarał. Wieczorne pogaduchy ze znajomymi. Fajnie. Okazuje się, że kilka zespołów zdobyło komplet punktów i to w jakim czasie… Bywa. Widać mamy nad czym popracować. Jutro jedziemy już tylko dla zabawy.

Pozdrowionka dla wszystkich znajomych, fajnie było Was znów zobaczyć. Pozdrowionka dla licznej grupy enduro69.pl :-)

Śladami zwycięzców

Sobota, 18 września 2010 · Komentarze(7)
Śladami zwycięzców
Po tygodniowej przerwie związanej z pobytem w Poznaniu dziś niestety też nie udało się pojeździć. Prawie. Prawie, bo wieczorem Igorek chce mi pokazać, gdzie w ubiegłą niedzielę zdobywał medale.

Jedziemy do Rokitnicy, a tam przez Żniwiarzy w okolice stadionu gdzie w ubiegłą niedzielę odbyła się finałowa edycja AZS MTB CUP 2010.

Niestety nie mogłem towarzyszyć moim chłopakom ale mieli spore wsparcie, co też przełożyło się na wyniki :-)

Wiktor- 2 miejsce w wyścigu

Podoba mi się to srebro.... © djk71


Igor - 1 miejsce w wyścigu...

Wygrałem !!! © djk71


Wysoko zaszedłem, trudniej zejść.... © djk71


Ech ta sława... © djk71


... i 2 w uphillu

Drugie miejsce też nie jest złe © djk71


Jeszcze tylko zmyć błoto...

Po zawdoach © djk71



I można odpocząć. Dawno nie widziałem/słyszałem ich tak szczęśliwych.

Usmiech zwycięzcy... © djk71


Zresztą co się dziwić w takim towarzystwie...

Piękne te zawodniczki © djk71




Trasa była ponoć bardzo wymagająca.

I Śląska Rowerowa Masa Krytyczna

Niedziela, 5 września 2010 · Komentarze(15)
I Śląska Rowerowa Masa Krytyczna

Mamy w regionie masę katowicką, gliwicką, bytomską, zabrzańska i zagłębiowską... Dziś pierwsza Śląska Masa Krytyczna więc... jechać trzeba.

Myślałem, że pojedziemy całą rodzinką ale nie wyszło. Sam dojeżdżam na bytomski rynek a tam już się dzieje.

Imprezę prowadzi bytomski duszek - przewodnik dążących do celu - Świetlik.

Bytomski Świetlik © djk71


W tle sztuka o tematyce rowerowej.

Kominiarz na rowerze © djk71


Przed nami stare rowery...

Starych rowerów czar © djk71


Starych rowerów czar © djk71


Starych rowerów czar © djk71


Niektóre są BARDZO czyste...

Starych rowerów czar © djk71


Starych rowerów czar © djk71


Starych rowerów czar © djk71


Czyżby kiedyś też kradli i trzeba było wszystko przypinać?

Starych rowerów czar © djk71


Kompas?

Starych rowerów czar © djk71


Rozmowy ze znajomymi, kupujemy pamiątkowe plakietki, odblaski i inne dostając tym samym szansę na wygranie roweru.

W końcu ruszamy...

Ruszamy © djk71


Wesoły przejazd w policyjnej obstawie. Miło było popatrzeć momentami na obstawę :-) Po kilkunastu kilometrach docieramy z powrotem na Rynek. Ustawiamy się wokół Rynku tworząc rowerowy łańcuch.

Rowerowy łańcuch © djk71


Wszyscy kolejno zostajemy mianowani Przyjaznymi Rowerzyst(k)om, dostajemy przewodniki po bytomskich trasach turystycznych oraz numerowane certyfikaty uczestnictwa. Wychodzi, że było nas 184. Ładnie ;)

Certyfikat Przyjazny Rowerzyst(k)om © djk71


Następuje losowanie miliona nagród (połowę wygrał Raptor :-) Mnie niestety nie udało nic zgarnąć...

Fajnie było spotkać wielu znajomych, poznać nowych... Ogólnie sympatycznie i wesoło. Niektórym z wrażenia nawet gwizdki z ust wypadały...

Aż mu gwizdek wypadł... © djk71


Następna "śląska" za rok... przydałoby się trochę muzyki i trochę lepsza pogoda...

Pozdrowionka dla wszystkich... Ludzi z bikestats już dziś chyba nie byłem w stanie policzyć... Dużo nas, choć wielu jeszcze brakowało...

Pożegnanie z morzem

Czwartek, 26 sierpnia 2010 · Komentarze(10)
Pożegnanie z morzem
No i przyszedł czas na zakończenie krótkiej wizyty nad morzem. Wizyty pierwszej od kilkunastu lat. Dawno tu nie byłem i jakoś specjalnie mnie nie ciągnęło. Nie lubię bezczynnego wylegiwania się na plażach. Nie lubię tłumów ludzi. Nie lubię wszechobecnych sprzedawców byle-czego. Nie lubię słońca (w nadmiarze). A pływanie w morzu może i jest możliwe ale dla mnie to męczarnia, a nie przyjemność.

Obiecałem jednak dzieciom i żonie, że w tym roku tu przyjedziemy i przyjechaliśmy. Co prawda na krócej niż planowaliśmy ale jednak. I co? Tłumy ludzi tak jak się spodziewałem, choć ponoć i tak już nie tak wielkie jak jeszcze 2-3 tygodnie temu. Makabryczne ceny wszystkiego, zwiększające się z każdym krokiem w stronę morza lub jakiejkolwiek niby-atrakcji.

Okazało się jednak, że było lepiej niż się spodziewałem. Znaleźliśmy kilka ciekawych miejsc gdzie było mniej ludzi niż na latarni, czy molo. Pogoda sprawiła, że nie było okazji do leżenia plackiem. I znalazło się kilka szlaków rowerowych gdzie prawie nie było ludzi.

Niestety wysokich cen nie uniknęliśmy, a dzieci chciały wszystko ;-)

Wczorajszy sztorm skutecznie zniechęcił nas do jazdy na rowerze. Zwiedziliśmy za to Kołobrzeg. Dzieci były zachwycone Muzeum Oręża Polskiego.

Niektóre eksponaty rzeczywiście wyglądają na dawno nie używane.

Nasza armia dawno nie ćwiczyła... © djk71


Dziś za to udało się pojechać na latarnię w Niechorzu i powłóczyć trochę po okolicy.

Graffiti w Niechorzu © djk71


Tempo bardzo spacerowe ale to chyba nastrój związany ze zbliżającym się wyjazdem. W sumie to było... całkiem fajnie. I może jeszcze tu wrócimy...

Idealne miejsce dla rowerzystów? © djk71


Tylko nie mówcie tego mojej rodzince... Bo udawałem, że mi się nie podoba i straszne się męczę... ;)

O poranku nad morzem

Wtorek, 24 sierpnia 2010 · Komentarze(7)
O poranku nad morzem

Pierwszy raz z rowerem nad morzem. Wczoraj zaprawa piesza, a dziś pobudka o piątej i w drogę zanim reszta szarańczy się obudzi. Jak najciszej pytam śpiącą żonę, czy też jedzie i… mówi, że tak. Szok. Szybko się ubieramy i ruszamy na przejażdżkę. Wczoraj udało nam się zdobyć atlas szlak rowerowych gminy Rewal więc planowanie trasy proste i szybkie.

Wybór pada na szlak "Leśnym duktem".

Po drodze zaglądamy na plażę. O tej porze jest tu puściutko. Sympatycznie. Dziś większa fala niż wczoraj. Niestety wschód słońca z tego miejsca słabo widoczny.

Wschód słońca w Pogorzelicy © djk71


Ruszamy lasem. Sympatycznie. W pewnym momencie wyjeżdżamy na tereny wojskowe. Wojska ponoć już tu nie ma ale szlak i tak odbija w prawo.

WP w Pogorzelicy © djk71


Po drodze mijamy bagna i zarastające jezioro Konarzewo.

Jezioro Konarzewo © djk71


Dojeżdżamy do stacji kolejki. Zdjęcie przy kutrze, który stoi na lądzie i… zamiast wracać do dzieci wybieramy jeszcze szlak wokół Jeziora Liwia Łuża.

kuter na stacji kolejowej? © djk71


Nie wiem czemu ale lubię widok wiatraków.

Ktoś coś kręci © djk71


Dziwnie tu na nas patrzą.

Czego się gapisz? © djk71


Tu więcej miłych dla oka widoczków.

Jezioro Liwia Łuża © djk71


I widać latarnię w Niechorzu...

Latarnia w Niechorzu © djk71


Tylko nie wiem czemu żona chce mnie bić…

Żona mnie bije © djk71



Lądujemy w Niechorzu ale zamiast drogi przez centrum kontynuujemy trasę zielonym szlakiem.

Anetka twierdzi, że wlokę się jak ślimak…

Ślimak, slimak pokaż rogi © djk71


… i chce wracać pociągiem.

A może koleją? © djk71


Ale w końcu udaje mi się ją namówić na dokończenie wycieczki rowerem.

Objechaliśmy jeziorko dookoła niestety przez cały czas nie było okazji do zbliżenia się do wody. Ale przecież chcieliśmy pojeździć, a nie popływać.

8:30. Można zaczynać dzień. :-)

Fabryka amunicji i nie tylko

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · Komentarze(9)
Fabryka amunicji i nie tylko
Na zakończenie pobytu na ziemi lubuskiej gospodarze zaproponowali nam wizytę w opuszczonej fabryce amunicji w Zasiekach.

Zapakowaliśmy rowery do samochodu i ruszyliśmy w podróż. Dziś oprócz Asi i Piotrka towarzyszyła nam Patrycja z Matysem i Kubą, tak więc grupa była duża.

Miejsce tyleż niesamowite (ponad 400 budynków, bunkrów ukrytych w lesie), ile niebezpieczne (sporo osób straciło tu życie w poszukiwaniu wrażeń lub złomu).

Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Ponoć bezpieczne miejsca zostały oznaczone krzyżykami.

Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Wszystkie hale są dziś już puste - to pewnie efekt współpracy wojska i złomiarzy.

Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Kiosk ruchu?

Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Pamiątkowe zdjęcie na rampie kolejowej

Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Inna rampa

Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Mimo niebezpieczeństw wielu wciąż ryzykuje

Fabryka amunicji w Zasiekach - ryzykant © djk71


Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Mały fragment terenu został już zagospodarowany.

Fabryka amunicji w Zasiekach - paintball © djk71


Szkoda, że o reszcie nikt nie pomyślał.

Dzięki, że nas tu zabraliście. Dzięki również za wczorajszą (choć nie rowerową) wycieczkę.

Wizyta w skansenie w Ochli była naprawdę edukacyjna. Tylko czemu na ławkach leżały nasze podręczniki? Chyba już mamy swoje lata...

W szkole w skansenie w Ochli © djk71


Królestwo bocianów czyli Kłopot - też niesamowite wrażenie i olbrzymia ilość informacji jakimi podzielił się z nami sympatyczny pracownik Muzeum Bociana Białego.

W Kłopocie ich pełno © djk71


W okolicy piękne widoki

Kłoptliwe okolice © djk71


I most, o którym w Wikipedii piszą, że wysadzili go Rosjanie, a w muzeum dowiedzieliśmy się, że zrobili to wycofujący się Niemcy. I komu tu wierzyć?

Jestem w szoku, że na most można wejść, bo kończy się on nagle i... niebezpiecznie.

Przerwany most w Kłopocie © djk71


Most w Kłopocie © djk71


Most w Kłopocie © djk71

Było pięknie... Asiu, Piotrze - Dziękujemy :)