Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Niegościnna Barbara

Środa, 20 kwietnia 2011 · Komentarze(10)
Niegościnna Barbara
Pogoda przekonała mnie żeby wyjść wcześniej z pracy i już o 16-tej byłem w drodze do domu. Obiad i chwilę na rower przed świątecznymi zakupami. Wiku decyduje się do mnie dołączyć.

Jak z Wiktorkiem to oczywiście teren ;-) Wczorajszą trasą dziś spacerowym tempem. Red Rock dziś bez błota, nie to co kiedyś ;-) Wiku zachwyca się widokami i korzysta z chwili odpoczynku, choć wcześniej nie chciał tu wjeżdżać.

Prawie jak w piasku © djk71


Mimo, że rzadko tu jest pusto to lubię to miejsce...

Samotnik © djk71


Zjeżdżamy i przychodzi mi chęć zajrzeć do kapliczki św. Barbary, którą dawno temu tu odkryłem. Szukając dochodzi mnie dziwny, metaliczny dźwięk z tylnego koła. Kiedy się zatrzymuję słyszę syk… i odkrywam źródło dźwięku.

To chyba nie jest gwóźdź © djk71


W takiej okolicy nie trudno o takie niespodzianki...

Co tu było? © djk71


Widać Barbara nie chciała mnie tu dziś widzieć…

Ukryta kapliczka © djk71


Zmieniam dętkę i mimo wszystko odwiedzamy kapliczkę. Niestety zrobiło się późno i czas wracać do domu.

Wychodząc z pracy myślałem, że będzie więcej i szybciej - nie było - ale za to była jazda z synem - bezcenna ;-)

Rodzinnie

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · Komentarze(4)
Rodzinnie

Plany na dziś były ale jak to często bywa... życie (albo lenistwo) je zweryfikowało. Nie szkodzi i tak dzień był rowerowy. Przed obiadem wyciągnęliśmy pozostałe rowery, zostały umyte, przejrzane, nasmarowane i… poszliśmy coś zjeść :-)

Po obiadku były pewne opory ale udało się wspólnie zebrać i powłóczyć się trochę po okolicznych lasach.

Prawie gotowi © djk71


Początek trochę przeraża Igorka ale dzielnie dają radą z Anetką :-)

Nie lubimy kamyków ale jedziemy © djk71


Parę zjazdów, parę podjazdów, Wiku walczy :-)

Podjechałem ;) © djk71


Jak na pierwsze w tym sezonie wspólne rowerowanie to 10km w terenie było w sam raz. Tym bardziej, że momentami ciężko było jechać ;-)

Czasem trzeba pchać... © djk71


Rodzinka poszła schować rowery, a mnie było jeszcze mało więc dałem sobie w kość w lasach koło Górników. Wcześniej oglądam postępy w budowie A1.

Kolejny wiadukt na A1 © djk71


Las jest fajny. Lubię się tak powyżywać, tylko czemu robię to tak rzadko? Za rzadko… I zawsze po powrocie do domu obiecuję sobie, że teraz to już będę częściej… Dziś oczywiście powiedziałem to samo ;-) Patrząc po wynikach wczorajszej mini Odysei ewidentnie brakuje mi treningu…

Mini Odyseja Miechowska

Sobota, 16 kwietnia 2011 · Komentarze(4)
Mini Odyseja Miechowska

Tydzień temu świetnie się bawiliśmy na maratonie w Otwocku. Dziś mini Odyseja w Miechowie.
Pierwsza niespodzianka już po wyjściu do auta…

A niby wiosna... © djk71


No cóż, może ciekawie, tylko czy zabrałem odpowiednie ciuchy?
Na miejscu rządzi już Monika - zadbała o to, abyśmy mieli odpowiednie numerki: Kosma - 100, ja - 71 :-)

Ciekawe czemu mam nr 71 © djk71


Ekipa zbiera się pod Miejskim Domem Kultury. Konkurencja duża…

Konkurencja... © djk71


W końcu ruszamy. Start honorowy niestety powoduje pewne zamieszanie i… niektórzy uciekają na trasę kilka minut przed resztą. Dobrze, że traktujemy to jako zabawę bo inaczej bylibyśmy źli i pewnie byśmy się odwoływali…

Zaczynamy od PK6. Prosty do odnalezienia więc na miejscu kolejka.

Dużo nas... © djk71


Zaraz za punktem błędny wybór drogi zamiast szybko znaleźć kolejny punkt maszerujemy przez pola. A pola są piękne…

A to Polska właśnie... © djk71


Punkt nr 5 to miejsce po byłym kościele. Niestety nie ma lampionu ani perforatora.

Tu kiedyś był kościół... ale spłonął... © djk71


Dzwonimy do organizatora i… już wie… Ktoś ściągnął punkt - zapisuje nasze numery i ruszamy dalej. W tym samym momencie pojawia się ktoś z organizatorów i…. okazuje się, że jeszcze nie zdążyli tu zawiesić punktu, bo… nie spodziewali się, że ktoś zacznie z tej strony. Na szczęście to jedyna wpadka orgów.

Podbijamy punkt i ruszamy dalej na PK4. Kilkaset metrów przed punktem Monika dyskutuje z kamieniem. Nie wiem jak wygląda kamień, ale Monika nosi pewne ślady użytkowania…. :-)

Tak też bywa... © djk71


Ruszamy na "dziesiątkę" Szybko znaleziona i okazuje się, że zapomnieliśmy o "trójce". Rzut oka na mapę i… nie jest tak źle, zaliczymy ją wracając z PK11, który znajduje się na nasypie po wąskotrówce.

Trójka wydaje się prosta, gdyby nie fakt, że zamiast wierzyć odległościom z mapy jadę szukając torów. A torów nie ma po je minąłem tylko nie zauważyłem, bo… nie mogłem - były w tunelu. Naprawiamy błąd i jedziemy dalej.

Droga na PK9 to droga przez las po koleinach i błocie. Skrzyżowanie ścieżek - spoko. Patrzymy na zegarek i zostają dwie godziny i cztery punkty. Rezygnujemy z ósemki. Za daleko.

Dwójka pojawia się szybciej niż się spodziewamy. Choć miałem wątpliwości ruszamy na PK7.

Błoto i koleiny. Na szczęście trafiamy bezbłędnie. Skraj lasu i znów jest pięknie...

Znów pola © djk71


Wracamy i szukamy starego sadu, czyli PK1. No problem. Wracamy do bazy. Szybkim tempem. Może by było szybciej gdybym podjazdów z blatu nie brał ;-)

Na mecie jesteśmy równo godzinę przed zamknięciem mety. Zdążylibyśmy zaliczyć ósemkę i mielibyśmy komplet punktów, a tak mamy 45 min. kary. Trudno. Nauczka na kolejny raz.

Na mecie grochówka i kiełbaska z chlebkiem, ogórkiem i napojem. Do oporu. W oczekiwaniu na wyniki kilkukrotnie zostajemy zaproszeni na dokładkę. Czas oczekiwania umila nam lokalny zespół...

Młodzież koncertuje... © djk71


oraz artyści amatorzy...

Śpiewać każdy może... © djk71



W końcu są wyniki - Monika jest na 4 miejscu.

Prawie na podium... © djk71


Ja na 13 w swojej kategorii. Mogło być lepiej. Mimo to jesteśmy zadowoleni, że udało nam się poznać kolejne fajne tereny do jazdy.

Brawa dla organizatorów. Na koniec jeszcze jeden występ :-)

Fajna gitara © djk71


ach te spodnie... © djk71

1:82 000 i wiaterek

Sobota, 9 kwietnia 2011 · Komentarze(10)
1:82 000 i wiaterek

Dziwna skala © djk71


Maraton Terenowy Blisko Otwocka
, dawniej Otwocki PREHARP. Tu nas jeszcze nie widzieli.
Od kilku dni wieje i koszmarnie i na dziś zapowiadają podobną pogodę. Do tego jakieś 5-7 stopni powyżej zera. Kumpel, który mnie podwozi patrzy na nas chyba trochę jak na wariatów. No cóż, może coś w tym jest :-)

Przebieramy się i rejestrujemy. Dostajemy laminowane numerki, smycze z laminowaną kartą i kuponem na obiad. Nawet depozyt jest przewidziany. Wszystko w woreczku, który można potem wykorzystać do osłony mapy. Sprawna organizacja. Wracamy do auta przygotować prowiant i po chwili znów jestem przy ośrodku kultury.

Otwock 2011 - przed startem © djk71


Rozdanie map i… pierwsze zaskoczenie - skala 1:82 000, co prawda prowadzący wspomniał o tym ale potraktowałem to z przymrużeniem oka. Będzie ciekawie ;-)

Krótka analiza mapy, zaznaczymy tylko kilka pierwszych punktów, stwierdzając, że w trakcie jazdy zobaczymy na co dalej pozwoli czas i siły. Nawet nas ktoś sfocił ;-)

Otwock - MTBO Mlądz, jak pojechać ? © surf


Zaczynamy od punktu 7 - mostek na Mieni. Część ekipy wybiera asfalt, my las. Piękna ścieżka, aż chce się jechać. Podbijamy kartę i niesieni emocjami chcemy ruszyć jak inni…

Nie spadł... © djk71


Rzut oka na mapę i… bez sensu, przecież szlak jest z tej strony rzeki. Droga wiedzie cały czas wzdłuż rzeki.

Nad rzeczką opodal krzaczka... © djk71


Wyjeżdżamy na asfalt i witaj wietrzyku. Masakra ale jedziemy. Kolejny punkt (PK 3) to dąb na skraju lasu. Bez większych problemów go odnajdujemy, choć kiedy ja się zatrzymuję koło dębu Kosma jedzie dalej i krzyczy "Jest!". Trochę się zdziwiłem, ale po chwili wszystko stało się jasne, Monika zrozumiała: "dom", a nie "dąb" ;-)

Jedziemy dalej. I na prostym jasnym skrzyżowaniu skręcamy w prawo zamiast w lewo. Po ponad kilometrze orientujmy się, że coś jest nie tak i wracamy. Głupi błąd. Do Kącka bez problemów, ale dalej znów błąd, tym razem w lesie. Zagubiliśmy się na skrzyżowaniu ścieżek - pojechaliśmy co prawda w dobrym kierunku, ale po niewłaściwej stronie rzeki. Powrót i przeprawa przez rzeczkę. Ja skaczę, a Monika… ściąga buty :-)

Zmoczyć na chwilę nogi... © djk71


Ruszamy dalej i zaczyna się zabawa… Na wprost biegnie droga… Hmmm…

Strumyk, czy droga? © djk71


Budujemy prowizoryczny mostek i jesteśmy już po drugiej stronie strumyka. Po chwili jeszcze raz to samo. Niepotrzebna strata czasu, gdyż teren okazuje się tak grząski, że stawiając stopę, na z pozoru twardej powierzchni po chwili zapadamy się i w efekcie i tak mamy mokre buty.

PK 6 - szczyt wzgórza 138 - wymaga chwili szukania ale w końcu się udaje. W drodze do kolejnego celu postanawiamy chwili usiąść na trawce i coś zjeść. Po chwili dołącza do nas 80-letnia właścicielka terenu. Chcąc zachować się kulturalnie tracimy trochę czasu.

PK5 to skrzyżowanie rowów. Tu chyba tracimy najwięcej czasu. W końcu dzięki jednej z zawodniczek, która go odnajduje, udaje się podbić kartę. Patrzymy na zegarki i jest… bardzo późno. Cały czas się chmurzy.

Padać, czy nie padać? © djk71


Zwykle problemem dla nas jest zmęczenie, dziś brak czasu. Modyfikujemy trasę i jedziemy w kierunku PK9. W Gliniance fotografujemy XVIII-wieczny kościółek.

W Gliniance © djk71


Bez większych problemów odnajdujemy cypel poniżej ruin młyna.

Woda na młyn... © djk71


"Dziesiątka" to "sosna z pieńkiem, NE brzeg jeziora" - pomysł Kosmy trafienia na punkt idealny. Szybko odnajdujemy drzewo.

NE brzeg jeziora © djk71


Kawałek dalej przypatrują nam się bociany.

Ciekawe czy bociany boją się burzy? © djk71


Monika sugeruje zaliczenie jeszcze PK11 ale przekonuję ją, że nie mamy już czasu. Czerwonym szlakiem jedziemy na metę. Gdyby nie kilka przepraw błotnych byłoby bez problemu. W końcu docieramy jednak do mety. Zdążyliśmy.

Na miejscu niespodzianka. Czeka na nas żurek, herbata i ciasto. Tego się nie spodziewaliśmy. Kolejny plus dla organizatorów. W oczekiwaniu na wyniki pogawędki z innymi uczestnikami zawodów, w tym z Niewe. Wszyscy zadowoleni i zachwyceni organizacją imprezy.

Okazuje się, że z 6 na 15 punktów zostajemy sklasyfikowani na 45 i 46 miejscu na 100 startujących. Czyli pierwsza połówka ;) Jak tydzień temu. Oby tak dalej. Wielkie dzięki dla organizatorów i innych uczestników za wspaniałą atmosferę.

Tylko ten wiatr - patrząc po danych w serwisach pogodowych wiało około 40km/h,a w porywach... nawet powyżej 70km/h. Dało się to odczuć.

Z akcentem rowerowym

Sobota, 2 kwietnia 2011 · Komentarze(6)
Z akcentem rowerowym

Dziś impreza inna niż zwykle. Rajd Przygodowy…. pieszy, miejski w Katowicach.

Wariactwo ale decydujemy się z Kosmą wziąć udział. Jako rozgrzewka przed rowerowymi zawodami na orientację…? Chyba :-) Dawno nie chodziłem, a tym bardziej nie biegałem. Patrząc na zawodników, których na starcie zebrało się chyba za 150, wygląda to groźnie. Widać, że część z nich to prawdziwi wyjadacze. My przyjechaliśmy dla zabawy. Jak zwykle. Cel był prosty wyprzedzić chociaż 10% zespołów. Zespołów, bo startujemy w dwuosobowych grupach.

Mapę do ręki dostajemy wyjątkowo wcześnie. Mamy sporo czasu na planowanie trasy.

Tym razem mapa bez roweru... © djk71


Ze startem musimy jednak poczekać na szczegółowe wytyczne. W końcu chwila komentarza, pamiątkowe zdjęcie i ruszamy.

Część od początku biegnie, my idziemy szybkim krokiem. To znaczy ja idę, a Monika podbiega :-)

PK 1 - pierwszy punkt w Bogucicach. Musimy zrobić sobie zdjęcie obok tablicy pamiątkowej poświęconej Jerzemu Kukuczce, a umieszczonej na budynku, gdzie mieszkał. Bez problemów trafiamy na miejsce spotykając po drodze innych zawodników.

Tu mieskzał Jerzy Kukuczka © djk71


Stąd ruszamy do Tesco w SSC (PK 12). Na miejscu musimy zrobić zakupy za… 2,50. Jedynym problemem jest fakt, że towar musi być na wagę, a w tym markecie ważenie następuje przy kasie. Monika znajduje jednak nieco ukrytą wagę w sklepie i po chwili biegniemy do kasy z orzeszkami arachidowymi. Mili ludzie przepuszczają nas i.. Zaczyna się zabawa, bo pani w kasie nie ma kodu. Monika biegnie po kod i już po chwili wybiegamy z orzeszkami za 2,49zł :-)

Wracamy do centrum. W Punkcie Informacji Turystycznej (PK 11) przy Rynku dostajemy 10 zdjęć z obiektami w Katowicach. Niektóre są oczywiste, inne mniej. Na szczęście można korzystać z folderów. Wydaje nam się, że odnaleźliśmy wszystko więc ruszamy dalej. Strasznie się tu spociliśmy.

Teraz sklep Fjord Nansen (PK 8), tu dostajemy listę 11 szczytów, które należy ułożyć od najniższego do najwyższego. Zadanie wcale nie jest proste.

Kolejny punkt to Jopi Hostel (PK 9) gdzie musimy przetłumaczyć 12 słów... ze śląskiego na polski :-) Największy problem stwarza nam słowo: przepadzity.

Kolejny punkt to… ścianka wspinaczkowa AWF (PK 7). Spodziewaliśmy się jej i już wcześniej ustaliliśmy, że to Kosma będzie się wspinała, bo z moimi rękoma…. Okazało się, że trzeba tylko (albo aż) zawisnąć na ściance na czas. Udało się zdobyć punkt.

Na ściance © djk71


Dalej basen AWF (PK 6), tu mój błąd nawigacyjny i trafiamy tam lekko dookoła. Oboje się przygotowaliśmy ale płynie… Monika.
Daje radę. Lekkie zamieszanie w szatni, bo adrenalina działa i zasadniczo zniknął podział na damską i męską ;-)

Po basenie © djk71


Teraz na siłownię na Ceglanej (PK 5, ale najpierw przez płot… gdzie Monika decyduje się zostać. Po krótkiej namowie udaje się ją jednak przekonać żeby zeszła i lecimy dalej.

Na siłowni pora na mnie. Porażka. Udaje mi się wycisnąć w sumie tylko 750kg. Czas się wziąć za siebie?

Teraz długi odcinek do lotniska (PK 4), gdzie… jest jazda na rowerze. Do ręki dostaje się kubek z wodą i trzeba przejechać odcinek po trawie i wylać jak najmniej. Zanim zdążyłem się zdecydować Monika już siedziała na rowerze. Zdobywamy komplet punktów.

Nowa wersja bidonu © djk71


Kolejny długi pieszy odcinek do Doliny Trzech Stawów. Tam trzeba sobie zrobić zdjęcie przy recepcji Campingu (PK 3). Zaczynamy czuć zmęczenie. Jestem w szoku ilu tu rolkarzy i rowerzystów.

Zamknięte © djk71


Wracamy do centrum. Przedostatni punkt w restauracji Dobra Karma (PK 2). Nie wiem czy wypada ale w oczekiwaniu na zadanie ściągam buty. Nogi już zmęczone. Czas na zabawę. Musimy odgadnąć co znajduje się na talerzach, z jakiego regionu pochodzi i czasem do czego tego można użyć. Łatwo nie jest ale jakimś cudem odgaduję nawet kolendrę… :-)

Ostatnie zadanie to… Altus… (PK 11) Musimy wbiec na 30 piętro wieżowca i…. zbiec…

Altus - wysoki © djk71


Przez chwilę zastanawialiśmy się, czy nie trzeba było o tego zacząć ale chyba nie… O dziwo jest łatwiej niż myśleliśmy, tylko Kosma na szczycie pyta gdzie zdążyłem wziąć po drodze prysznic :-)

Z góry świat wygląda inaczej © djk71


Gdzieś to już widziałem © djk71


Meta. Niecałe 5 godzin z 7 jakie mieliśmy do dyspozycji. Jesteśmy padnięci.

Ogłoszenie wyników nieco opóźnione ale w końcu jest. Uroczysta oprawa, fajna atmosfera. Dobrze wytypowaliśmy zwycięzców w Mixie :-)

Po wręczeniu nagród laureatom zostajemy zaproszeni do sali obok, gdzie każdy otrzymuje dyplom (trochę śmiechu przy odczytywaniu imion), mapę i nagrodę. Szkoda tylko, że nie udało się zorganizować koszulek rajdowych jak to było zapisane w regulaminie rajdu. Mimo to było… świetnie. Fantastyczna atmosfera, świetna organizacja i… po prostu było ok.

Po sprawdzeniu w domu wyszło, że zaliczyliśmy 19km. Zostaliśmy sklasyfikowani na 18 miejscu na chyba ponad 40 zespołów. Nieźle, powyżej oczekiwań.

Cieszyliśmy się, że uwzględniając zadania zrobiliśmy to w czasie poniżej 5h, na rozdaniu nagród dowiedzieliśmy się, że zwycięzcy w MM zrobili to w o ile pamiętam 2,11h. Szok.

Zastanawialiśmy się jeszcze po drodze, czy to dobrze, że nie wiedzieliśmy jaka jest punktacja za zdania i jakie są punkty karne za opuszczenie punktu ale w sumie stwierdziliśmy, ze to dobrze, bo nie było kalkulacji tylko każdy dawał z siebie wszystko.

Koniec zimy!!!

Niedziela, 20 marca 2011 · Komentarze(30)
Koniec zimy!!!

Turystyczny Klub Kolarski PTTK im. Władysława Huzy w Gliwicach zorganizował rajd z okazji inauguracji 54 Otwarcia Turystycznego Sezonu Kolarskiego pt. "Topienie Marzanny. Co robić? trzeba jechać. Dziewczyny rano robią Marzannę na nartach ;-)

Marzanna © djk71


Anetka też ma ochotę jechać, ale jeszcze nie tym razem. Mam nadzieję, że wkrótce faktycznie zacznie jeździć. Ruszamy z Kosmą.

Zaraz po starcie spotykamy Goofy'ego. Niestety pieszo. Jedziemy na gliwicki Rynek gdzie spotykamy się z resztą ekipy. Jest około 50 osób, w tym kilkoro znajomych. Monika robi dokumentację.

Z wysoka © djk71


Ruszamy w trzech grupach. Tempo spacerowe ale w końcu to rajd, a nie wyścig. W Ostropie przerwa obok kościoła św. Jerzego.

Odpoczynek przy kościele św. Jerzego © djk71


Mój napęd szaleje. Nie jest dobrze. Przed metą doganiają nas chłopaki z Huragana. Dawno się nie widzieliśmy. Fajnie ich spotkać. Naprawdę dawno się nie widzieliśmy. Szkoda tylko, że nie udało się pogadać tak długo jak by się chciało. Szczególnie z niektórymi dawno nie widzianymi :-)

Huragan © djk71


W ramach wpisowego (3zł) dostajemy proporczyk rajdowy oraz kupon na misę. Misa = kiełbaska (pieczenie we własnym zakresie) + chlebek + musztarda + ketchup ;-)

Tego nam było trzeba... © djk71


Trwa konkurs na najpiękniejszą Marzannę. Niestety nasza nie zdobywa uznania w oczach jurorów. Trudno. I tak za chwilę je spalimy i utopimy :-) I pożegnamy w końcu zimę.

Spadaj zimo © djk71


Konkurs na najpiękniejszą Marzannę © djk71


Wcześniej Monika bierze udział w zawodach sprawnościowych.

Trudna trasa © djk71


W końcu żegnamy zimę :-)

Palenie Marzanny © djk71


Spływaj... © djk71


Czas ruszać dalej. Tylko gdzie? Nie wziąłem mapy, a te tereny są mi wciąż obce wiec wracamy. Monika podjeżdża na wiadukt nad A4.

Pod górkę © djk71


A4 © djk71


Jedziemy dalej. Błotko. Spotykamy się z chłopakami z BMK. Też już dawno się nie widzieliśmy. Pogawędki sprawiają, ze nie wiemy kiedy docieramy do centrum Gliwic. Przy kościele Wniebowzięcia NMP żegnamy chłopaków i zastanawiamy się co robić dalej.

Kościół Wniebowzięcia NMP w Gliwicach © djk71


Fajnie się jeździ więc może jeszcze coś? Zobaczymy. Przejazd przez Park Chopina. przy pomniku poświęconym Gliwiczanom, ofiarom wojen i totalitaryzmów pozuje nam dwójka dzieci ;-)

Gliwiczanom, ofiarom wojen i totalitaryzmów © djk71


Chopin jeszcze mało widowiskowy ale pewnie już wkrótce się zazieleni.

Pianista... © djk71


A to co?

Hmmmm... © djk71


Palmiarnia oczywiście :-)

Palmiarnia w Gliwicach © djk71


Opłotkami przez Żerniki, Szałszę docieramy do knajpy, o której ostatnio pisała yoasia

Monika chce zaliczyć Ziemięcice więc skręcamy. Ruiny nie robią wrażenia więc jedziemy dalej.

Ruiny w Zeimięcicach © djk71


W Kamieńcu popas przy sklepie. Za Zbrosławicami przypomina nam się kolega, który wyłgał się od dzisiejszej jazdy... śniegiem!!! Tylko gdzie on go widział?

Wiosna... © djk71


Dojeżdżamy do Tarnowskich Gór. Ten rynek ma jednak swój klimat.

Piekne są Tarnowskie Góry © djk71


Nawet gołębie mi nie przeszkadzają.

Kolorowy © djk71


Czas na powrót. Mijamy Stolarzowice i... brakuje nam do setki jakieś 7km. Bez sensu ale... dokręcamy jadąc w stronę Miechowic. Chyba oboje potrzebowaliśmy tych trzech cyferek. Tak żeby wiedzieć, że damy radę. Daliśmy. Fajnie było :-)

Fajnie było pojechać, fajnie było spotkać tylu znajomych, fajnie było pożegnać zimę, fajnie było... :-)

Bambusy?

Wtorek, 15 marca 2011 · Komentarze(6)
Bambusy?

Wczoraj pogoda wręcz krzyczała: Jedź! Niestety inne obowiązki były ważniejsze. Za to dziś wiedzieliśmy z Moniką, że rano pojedziemy. Pobudka przed czwartą :-) Szybkie śniadanko i w drogę. No nie tak od razu. Najpierw na dole próba czyszczenia napędu, bo niedzielnym terenie dziś wyglądał strasznie. Niestety nie wiele się dało zrobić i jak się potem okazało nie wygląd był dziś jego najsłabszą stroną.

Ruszamy. Na dzień dobry na wyjeżdżamy wprost na patrol policyjny, ku naszemu zdziwieniu policjantka tylko się uśmiecha i jadą dalej. My też. Zabrze. Wolności. Park Dubiela. Opłotkami do Maciejowa. Stamtąd rowerówką przez las (i błotko) do Gliwic. Jednak teren to teren ;-) Dalej Żerniki, Szałsza i znów błotkiem przez Leśną do Mikulczyc. Fajnie. Choć zaczynam czuć zmęczenie. Na szczęście do domu już niedaleko. Podjazd z Rokitnicy to tym razem katorga dla uszu. Uff, w domu. Dobrze, że zmobilizowaliśmy się do wstania.

Nie było dziś zbyt wielu okazji do zdjęć, a te które próbowałem zrobić nie wyszły więc w zamian jeden z efektów weekendowych prac dziewczyn :-)

Coś wyrosło... © djk71

Gdzie jest Monika?

Niedziela, 13 marca 2011 · Komentarze(5)
Gdzie jest Monika?

Dwa tygodnie przerwy. Tydzień na delegacji w Niemczech i tydzień chorobowego. W Lipsku zaskoczenie. Może dlatego, że dawno w tej części kraju nie byłem i jakoś nie spodziewałem się tylu rowerzystów i takiej infrastruktury. Byłem pod wrażeniem. Rowery były wszędzie i w każdej postaci. Gdy wracałem marzyłem już tylko o tym by pojeździć. Niestety dawno mnie tak nie rozłożyło. Przez kilka dni prawie nie mówiłem. Fakt, że dobrowolnie poszedłem do lekarza, oznaczał, że było źle.

Miałem nadzieję odbić to sobie w ten weekend ale w domu został zaplanowany remont i też nici z jazdy. Prawie. Prawie, bo w niedzielny poranek w ramach rozgrzewki przed malowaniem ruszyliśmy z Kosmą na krótką przejażdżkę. Pierwsze kilometry na asfalcie nawet dość szybkie ale już po chwili wjeżdżamy w teren i przychodzi nam się zmierzyć ze świeżo rozmrożoną ziemią. Grząsko. Ciężko. Fajnie. Jedziemy Bytomskimi Trasami Rowerowymi. Po drodze sarny, zające.

Postanawiam pokazać Monice Hałdę Popłuczkową.



Wjeżdżam na górę, ściągam kask, rękawiczki… czas na chwilę odpoczynku. Tylko gdzie jest Monika? Jeszcze przed chwilą była za mną. Ok. Zaczekamy.

Po kilku minutach zaczynam się denerwować. Jeśli bawi się ze mną w chowanego to już powinno jej się znudzić. Ubieram się i zjeżdżam w dół. Nawoływaniem (nie wzięła telefonu) odnajdujemy się. Wyjeżdżam z zza krzaków i widzę Kosmę z patyczkiem w dłoni grzebiącą przy kole. Okazało się, że błoto (i szyszka) tak mocno wcisnęło się pod błotnik, że nie jest w stanie obrócić koła. Przypomniała nam się Mini Nocna Masakra, gdy zginął nam kolega.

W końcu docieramy na góry i chwila oddechu. Pięknie tu. Pięknie tylko trzeba zjechać. Po drodze znów kilka postojów z powodów j.w. :-) Szkoda, że nie wzięliśmy aparatu :-)

Pora wracać. W domu żona czeka z remontem. Jeszcze przez DSD i Miechowice. I jeszcze trochę błota. Żeby nie było zbyt łatwo to końcowy podjazd do domu chce nas zabić. W błocie pod górę. Niezły trening. Średnia też niezła. :-)


Rowery oblepione błotem, my ubrudzeni i zmęczeni - warto było. Potrzebowałem tego.

Nad wodę

Niedziela, 27 lutego 2011 · Komentarze(13)
Nad wodę

Dziś znów słonecznie. Grzech tego nie wykorzystać. Ruszam tam gdzie chciałem pojechać wczoraj. Na północ. Chechło lub Świerklaniec. Chwila zamyślenia nad codziennymi problemami i problem sam się rozwiązał. Jestem już w Radzionkowie więc kierunek Świerklaniec. Dawno tu nie byłem. Zaraz przy wjeździe (gdzie kiedyś wydawało mi się że widzę inwazję łodzi podwodnych ;) ) tym razem spotykam miłośników wędkarstwa i… nart. Narciarze trochę leniwi bo szukają wspomagaczy :-)

Woda, lód, narty, latwiec... © djk71


Wędkarze się tym nie przejmują i robią swoje. Jak co roku przeraża mnie ten widok. Oczyma wyobraźni widzę pękający lód..

Nie wiem co o ty myśleć © djk71


Mija mnie jakiś rowerzysta. To już drugi dziś. Wczoraj kilku też spotkałem. Fajnie, że ludziom chce się jeździć :-)

Po chwili się z nim zrównuję. Zaczynamy rozmawiać i dalej jedziemy razem. Mijamy park w Świerklańcu i kierujemy się w stronę Chechła. Jedziemy na azymut gawędząc o rowerach, o jeździe, o pracy. Fajnie, jakbyśmy jeździli wspólnie już od dawna.

Nad Chechłem musimy się pożegnać. Tomek spieszy się do domu, a na mnie już też pora.

Chechło też zamarzło © djk71


Jeszcze tylko rundka wokół jeziora i wyjazd na asfalt. Nie cierpię tej drogi, straszny tu ruch. Szybko uciekam w pierwszą drogę w las. Dojeżdżam do torów, potem wzdłuż nich, tędy jeszcze nie jechałem. Fajna droga.

Lasem... © djk71


W końcu Tarnowskie Góry. Tradycyjnie równolegle do DK88 między domkami żeby uniknąć samochodów. I znów kawałek terenu - zielony odcinek BTR. Przed Stolarzowicami zaczyna się błoto. Było już dziś wcześniej ale tu jest ślisko i głęboko. Rower zaczyna tańczyć i po chwili postanawia się położyć. Mnie udaje się zeskoczyć.

Jeszcze chwila i jestem w domu. Fajnie było. Bardzo fajnie. Tomek, dzięki za towarzystwo, może jeszcze uda się razem pojeździć.

Mroźny poranek

Niedziela, 13 lutego 2011 · Komentarze(19)
Mroźny poranek
Wczoraj żona sprawiła mi niespodziankę (czyżby to z okazji Walentynek) i umyła mój rower po zeszłotygodniowej zabawie w błocie. Nie mogłem tego nie wykorzystać. Tym bardziej, że Kosma przywiozła rower i chciało jej się rano wstać żeby pojechać ze mną przed pracą.

Ruszamy po wpół do siódmej. Zimno. Szczególnie na zjeździe do Rokitnicy. Marznie mi broda, uda i palce u rąk. W Mikulczycach słonce wskazuje nam kierunek :-)

Bo nowy dzień wstaje... © djk71


Pociąg do słońca © djk71


Takie widoki sprawiają, że robi się cieplej choć na termometrze około -8C.

W Biskupicach zaczyna być jednak znów zimno. Szybkie fotki koksowni i trzeba wracać.
Koksownia o poranku © djk71


Lubię ten widok. Sam nie wiem czemu.

Od rana pracuje... © djk71


Wyjątkowo nie jestem zmęczony, spocony, jedynie trochę zmarznięty. Warto było wstać. Teraz pora na pracę.