Wpisy archiwalne w kategorii

śląskie

Dystans całkowity:38153.24 km (w terenie 9220.57 km; 24.17%)
Czas w ruchu:2684:30
Średnia prędkość:15.15 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:68571 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:553057 kcal
Liczba aktywności:1921
Średnio na aktywność:22.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

Wizyta na komisariacie

Niedziela, 15 marca 2009 · Komentarze(22)
Wizyta na komisariacie
Po wczorajszej fantastycznej wycieczce i wieczorze z gruszką - dziś ciężko jest się zebrać do jazdy. W końcu po 13-tej z Asicą i Kosmą postanawiamy, zainspirowani wczorajszą grą, zobaczyć radiostację gliwicką. Ruszamy mimo mocnego deszczu. Przy okazji testuję kurtkę przeciwdeszczową (wczorajszy test kurtki zimowej był bardzo bardzo pozytywny - inna sprawa, że było ciepło). Nie wiem jeszcze, czy pojedziemy całą trasę 78-ką, czy będziemy kombinowali wioskami. Boję się, że może być duży ruch. Zobaczymy w trakcie.

Na razie dopiero dojeżdżamy do sąsiedniego osiedla, do Rokitnicy. Nagle widzę kątem oka przejeżdżający zbyt blisko samochód i dup!!! O żesz, trafił mnie w róg kierownicy, szczęśliwie udaje mi się utrzymać na rowerze, choć jak później dowiaduję się od Kosmy zachwiałem się.

Nie ma lekko, zaraz są światła, dopadnę Cię dupku. Przed światłami, gość skręca w boczną uliczkę, doganiam go. Widzi i słyszy że krzyczę (kierowca ma uchylone okno), macham ręką... ucieka drań. Spisuję numer, nie będę go gonił pod górkę...
Dojeżdżam do dziewczyn. Nie daruję mu. Sto metrów dalej jest komisariat. Nic mi się nie stało, ale w imię zasad... Kto wie kogo jeszcze gość spotka na swej drodze... Od dziewczyn dowiaduję się, że Monika też go już widziała na swoim rowerze...

Wpadamy na komisariat. Gość przekonany przez Asicę przyjmuje zgłoszenie. Mamy poczekać na drogówkę. Czekamy obserwując jakie zainteresowanie miejscowych mieszkańców budzą nasze rowery zaparkowane przed komisariatem. Od tej chwili nie spuszczamy z oczu rowerów. To nic, że stoją pod komisariatem - pod latarnią najciemniej.

Po 1,5 godzinie przyjeżdża drogówka. Pierwsze co nam się rzuca w oczy to wyciągnięty przez nich alkomat. Nie mogli sobie odpuścić! Wynik: 0,0 ;)

Po spisaniu zeznań i informacji, że sprawa będzie miała swój wynik w sądzie ruszamy... do domu. Nie ma czasu już na więcej.

Może ktoś powie, że nie warto było. Strata czasu, rozprawa w sądzie itd... Uważam inaczej. Może to tylko promil spośród wariatów drogowych, ale na tym rowerze mogłem nie jechać ja, tylko np. mój syn... Ja się utrzymałem... Trzeba tępić idiotów jeśli tylko jest okazja...

I sorry za słówka... zwykle staram się inie używać we wpisach, nie potrafię jednak znaleźć ich kulturalnych odpowiedników.

Silna grupa pod wezwaniem

Sobota, 14 marca 2009 · Komentarze(20)
Silna grupa pod wezwaniem
Pogoda zepsuła nasze plany wyjazdowe. Tydzień temu. Wycieczka do Kochcic została przeniesiona na kolejny weekend. Wczorajszy śnieg nie wróżył niczego dobrego, wyglądało na to, że ta sobota również nie będzie taka jak zaplanowaliśmy. Nie ma to jednak żadnego znaczenia. Zaraz przyjeżdżają Asica z Młynarzem z Wrocławia i Kosma z Dąbrowy. Bez względu na pogodę wiem, że dziś pojeździmy, nawet jeśli nie uda się spotkać z Huraganem.

Kosma dzwoni, że jest taka mgła, że nie da rady wyjechać. I słusznie, lepiej zmienić plany niż wylądować pod kołami jakiegoś wariata, który nie dostosuje prędkości do warunków drogowych. Po pół godzinie jednak rusza. Dojeżdżają Wrocławianie. Szybkie śniadanie, w tym czasie Kosma już dojeżdża na sąsiednie osiedle. Wychodzimy, ale jest już później niż planowaliśmy. Dzwonię do johanbikera, że nie zdążymy na czas dojechać na miejsce spotkania. Mówi, że zaczekają. Sprężamy się i w szybkim tempie docieramy w czwórkę do Księżego Lasu. Tam już czeka na nas 7-osobowa grupa. Powitanie, grupowe zdjęcie i… przyglądamy się przez chwilę jak ludzie radzą sobie z węglem. Na obcasach :-)

Zdjęcie zapożyczone od Andy'ego


Ruszamy. Fajnie musi wyglądać taka grupa. Momentami niezłe tempo. Wszyscy uśmiechnięci, fajny klimat, trwają pogawędki i dyskusje. Kawałek jazdy w terenie, dziwnie sucho. W Krupskim Młynie przerwa na… hejnał.



Andy twierdzi, że kiedyś tu był i coś było słychać. W oczekiwaniu uzupełniamy zapasy w miejscowym sklepie. Nie wszystkie rowery były nasze :-)



Jedziemy dalej. Fajna, pusta droga. Rodzi się myśl, aby w tym sezonie zrobić porządny rekonesans tych lasów.

Przed Lublińcem fantastyczna droga rowerowa w lesie. I po chwili jesteśmy na rynku w Lublińcu. Chwila przerwy. Aparaty poszły w ruch.







Wrocławianie mieli różne nastroje na tym etapie wycieczki.



Nie robimy jednak dłuższego postoju, na to będzie czas w Kochcicach. Po chwili docieramy na miejsce. Pałac Ludwika Karola von Ballestrema robi wrażenie, otaczający go park musi być śliczny wiosną i w lecie.







W trakcie posiłku Janek umila nam czas czytając historię tego miejsca.



A wyczuwając dobrych ludzi dołącza do nas ktoś jeszcze.



Fajny klimat. Pada propozycja jazdy do Koszęcina, gdzie siedzibę ma Zespół Pieśni i Tańca "Śląsk". Chłopcy się rozgrzali i ten odcinek trasy pokonali w niesamowitym tempie. Chyba trochę większym, niż to, do którego przywykliśmy. Dajemy jednak radę i docieramy w komplecie na miejsce.



Kilka zdjęć i rozstaję się z ekipą. Na chwilę. Ruszam na spotkanie z niewidzianym od kilkunastu lat kolegą, który obecnie pracuje w "Śląsku", a reszta uderza do Romy, do restauracji Roma :-) Kolega przeżył chyba mały szok widząc mnie po tylu latach :-)

Po kilkudziesięciu minutach znów jesteśmy razem. Szybki posiłek i wracamy do domu. Tempo momentami zabójcze. Peleton się rwie ale jedziemy razem. Kolejny postój w Wielowsi. Tu gubi nam się trzech zawodników. Ciekawe gdzie zniknęli ;-)

Z każdym kilometrem jedzie nam się chyba trochę ciężej. Czyżby zmęczenie zaczęło dawać znać o sobie?
W Księżym Lesie żegnamy się z ekipą. Chwilę odpoczywamy. Dociera do nas zaginiona reszta grupy :-) Kolejne pożegnanie, włączamy lampki i ruszamy do domu swoim tempem. To znaczy my swoim, a Młynarz… chyba mu się spodobało tempo reszty zespołu. Daje czadu.

W końcu Helenka. Piękny dzień. Długi, momentami męczący, ale… piękny. Małe zakupy i.. Wieczór pod znakiem gruszki (a dzień miał być pod znakiem cytryny).

Dzięki wszystkim. Do następnego razu.

Trasa (mniej więcej): Helenka - Stolarzowice - Górniki - Ptakowice - Wilkowice - Księży Las - Jasiona - Wojska - Krupski Młyn - Lubliniec - Kochcice - Jawornica - Sadów - Wierzbie - Koszęcin - Brusiek - Tworóg - Świniowice - Wielowieś - Wojska - Jasiona - Księży Las - Wilkowice - Ptakowice - Górniki - Stolarzowice - Helenka

Gdziekolwiek

Niedziela, 8 marca 2009 · Komentarze(26)
Gdziekolwiek
Nie wyszedł wczorajszy wyjazd do Kochcic z Huraganem. Na przeszkodzie stanęła paskudna pogoda, choć jak się później okazało nie wszystkim przeszkodziła :-)

Dziś rano też niezbyt sympatycznie, ale później zaczęło się rozpogadzać więc decyzja mogła być tylko jedna. Jadę. Próba generalna nowych ciuchów i bidonów. Na dole sąsiad lekko zdziwiony, że już rozpoczynam sezon ;-) Ruszam w stronę Zbrosławic. Właściwie dziś kierunek nie ma znaczenia, mam 2 godziny czasu i chcę je jak najlepiej wykorzystać. Szybko okazuje się, że nie będę się nudził. Wieje jak diabli. Oczywiście jadę pod wiatr.

Ech, jest pięknie. Ci, którzy mają sporo czasu, uczą się, są na emeryturze, pracują na zmiany lub nie pracują wcale nie są w stanie zrozumieć tego jak bardzo potrafi cieszyć jazda w ciągu dnia...

Z Kamieńca skręcam na Boniowice i dalej prosto w stronę Szałszy. Po drodze okazuje się, że nie tylko ja korzystam z ładnej pogody.


Aż się chce jechać.


W uszach brzmi Dżem: "Zapal świeczkę za tych których zabrał los"
Chyba z dedykacją dla Slavko, którego blog również uczestniczył w konkursie Blog Roku. Nie uciekniemy od takich chwil, trzeba się z nimi pogodzić, choć czasem bardzo trudno...

Z Szałszy postanawiam jechać rowerówką przez las do Maciejowa. Po kilkudziesięciu metrach odpuszczam. Nie ma sensu, brudno, czarno, mokro... Gdybym za to jeszcze zapłacił... to co innego..., a tak? Rezygnuję.

Asfaltem przez Maciejów, Mikulczyce, Rokitnicę dojeżdżam do domu. Przed samym domem z trudem sobie przypominam którędy jechałem. Nie miało to znaczenia, Po prostu chciałem jechać.

Kurtka i spodnie sprawdziły się bez zarzutu.

Zamienione zamki

Niedziela, 1 marca 2009 · Komentarze(16)
Zamienione zamki
Dziś odwiedził nas mój chrześniak z rodzicami. Korzystając z okazji ruszamy z jego tatusiem na rower. Dawno nie jeździliśmy razem. Kierunek Toszek. Oczywiście zamek ale przede wszystkim fajna, spokojna trasa w tym kierunku.

Wraz z nami rusza towarzyszka mojej wczorajszej przejażdżki. Monika jednak decyduje się wracać do domu. Nie pozostaje nam nic innego jak... zmienić nieco kierunek i towarzyszyć jej ;-)

Po paru kilometrach już wiemy. Jednak będzie zamek. W Będzinie. Wybieramy trasę nieco okrężną ale za to z mniejszym ruchem. Niestety nawet tutaj zdarzają się niespodzianki jak np. zatrzymany tuż przed nami na skrzyżowaniu autobus.



Przed wizytą na zamku, chwila postoju przed Pałacem Mieroszewskich w Będzinie. Trzeba tu będzie kiedyś przyjechać na dłużej.



I zamek. Niezbyt duży ale uroczy.



Szkoda tylko, że widok z murów jest żałosny.



Kosma zrobiła nam pożegnalne zdjęcie i pojechała do domu.



Tymczasem my ruszamy do Katowic, na Tysiąclecie. W planach był przejazd przez park, ale zaufaliśmy GPS-owi i Damian dostał gratis masaż rąk... ;-)

Krótki postój u znajomych i ruszamy do Zabrza. Damian mi chyba nie do końca ufa i znów jedziemy kierując się wskazówkami GPS-a. Czasem efekt bywa... dziwny ale w końcu szczęśliwie docieramy do celu. Szybki i duży obiadek i... nie chce nam się jechać dalej.

Nie ma lekko, trzeba jeszcze zrobić te 10km. O dziwo szybko poszło.

Kolejny fajny dzień. I fajnie jechało się znów z bratem. Brakował mi tego, niestety w tym roku pewnie nie pojeździmy tak często jak w ubiegłym.

Monika i Damian - dzięki za towarzystwo.

Potrzebowałem tego

Sobota, 28 lutego 2009 · Komentarze(6)
Potrzebowałem tego

Trzy tygodnie przerwy. Koszmar. Brak czas, choroba, paskudna pogoda... Nie tak to miało być...

Wczoraj już byłem pewien, że wyjdę ale też się nie udało. Dziś za to byłem pewien, że pojadę, nawet pogoda do tego namawia, nie jest może tak jak ostatnio ale przynajmniej nie pada i śniegu nie ma na drodze.

Przed samym wyjazdem dostaję informację od Kosmy, że zmierza w naszym kierunku - więc już nie muszę się zastanawiać gdzie jechać - wyjadę jej naprzeciwko i wtedy zobaczymy co dalej.

Ruszam, chce mi sie jechać. Nie przeszkadza mi nawet pryskająca na twarz woda z ulicy. Przed Karbiem wpakowałem się na chodnik, który po 100m okazał się być zasypany mokrym śniegiem, po którym nie dało się jechać... kolejne 300m musiałem przejść spacerkiem.

Dalej już spokojnie, nie licząc paru wariatów na drogach, ale do tego powoli zaczynam się przyzwyczajać.

Krótka rozmowa z Moniką i decydujemy się jechać na oślep, żeby się powłóczyć, bez specjalnego celu (no może jeden mały jest).

Mijamy kilku kibiców w niebieskich szalikach. Dziś Wielkie Derby Śląska. Rok temu byliśmy na stadionie wraz z Damianem i Piotrkiem. To wtedy poznaliśmy Młynarza i wiele się wydarzyło od tego czasu... :)

Jedziemy, mijamy Brynicę - nie wiedziałem, że bywa aż tak szeroka...



I że takie fajne mosty można nad nią spotkać.



Po drodze zachowuje się trochę egoistycznie, sorry Monika. Nie dość, że wybieram trasę (trochę nieświadomie) ze sporą liczbą podjazdów, to na dodatek co chwilę uciekam Monice i biedna musi sama pedałować, ale jakoś tak mnie nosi...

W końcu docieramy do Muzeum Chleba w Radzionkowie. Zamknięte ale i tak nie ma dziś czasu na zwiedzanie - zaraz mecz :-)




Teraz już prosto do domu. I nagle szok. Wycinają mi las. Koszmarnie to wygląda. Tylko czemu?



Już wiem - przecież tędy będzie biegła autostrada A1. Fajnie, ale szkoda drzew...

Docieramy do domu. Górnik wygrywa 1:0!!! Fajny dzień. :)

Raz jeszcze serdecznie dziękuję wszystkim, którzy oddali głos na mój blog w konkursie Blog Roku 2008.
Dzięki Wam trafił on do dziesiątki najlepszych w kategorii "Moje zainteresowania i pasje" - 6 miejsce (spośród 744 blogów) oraz zajął 22 miejsce w klasyfikacji generalnej (9132 blogi).

Dzięki Waszym głosom zebrane zostały ponad 43 tys. zł, które zostaną przeznaczone na turnusy rehabilitacyjne dla dzieci z porażeniem mózgowym.

Na stronie konkursu jest również lista szczęśliwców, którzy wylosowali aparaty fotograficzne... może to ktoś z Was...

Tyskie Browary Książęce

Sobota, 7 lutego 2009 · Komentarze(25)
Tyskie Browary Książęce
Nie wiedziałem czy się uda, bo z Jankiem umawiam się już od roku i zawsze coś wtedy wypada. Dziś jednak od rana wszystko wskazuje, że jest szansa.

Szybka analiza mapy i decyduję się nie jechać na miejsce spotkania w Makoszowach, a do Panewnik żeby spotkać się z nimi po drodze. Czemu tak? Raz, że bliżej, a dwa nie jestem pewien jak szybko będą gnali, a punktualnie o 11 musimy być w Tychach. Tym razem nie mogę zwalniać tempa jak to było rok temu - choć wtedy też było świetnie.

Ruszam przez Biskupice, Rudę w stronę Starych Panewnik. W Rudzie melduję Jankowi, żeby nie czekali na mnie i że spotkamy się na rondzie "Owsianym" w Panewnikach. Tylko raz muszę spojrzeć na mapę, poza tym bez problemów dojeżdżam do celu. Na rondzie spotykam czekającego już Terrago44. Chwilkę gawędzimy i dociera reszta ekipy. Okazuje się, że większość osób już znam. Ruszamy spokojnym tempem w stronę Tychów. Po drodze gawędzimy i żartujemy.

Nie wiedzieć kiedy docieramy do celu, gdzie czeka na nas jeszcze jeden członek ekipy.
A cel dziś nie byle jaki - Tyskie Browary Książęce :)



Spinamy rowery i ruszamy na zwiedzanie Muzeum Piwowarstwa oraz samego browaru. Nie będę opisywał co widzieliśmy i co przeżyliśmy. Powiem tylko, że warto, naprawdę warto.

Znacie ten skład... :)








Momentami można było się powzruszać... Ech wspomnienia...





Budynki też robią wrażenie



Fantastyczne 2 godziny spędzone w towarzystwie sympatycznego przewodnika zakończone degustacją miejscowego wyrobu. Nawet nie wiedzieliśmy kiedy czas tak szybko minął.

Wracamy w wyśmienitych nastrojach. Uśmiechnięci, pełni energii (co widać po tempie w jakim jedziemy) dojeżdżamy do Starych Panewnik. Jako, że pogoda dopisuje i nikomu się nie spieszy, postanawiamy zrobić sobie krótki postój nad zalewem (stawem). Rozmowom i śmiechom nie ma końca, trzeba jednak wracać. Kiedy już zaczynamy się zbierać Terrago44 postanawiam zatrzymać nas jeszcze chwilę :-)



Mijamy Kochłowice i reszta ekipy skręca w lewo, a ja wraz z moją towarzyszką skręcamy w stronę centrum Rudy. Docieramy do Biskupic, gdzie zaskakujemy jej rodzinkę niepodziewaną wizytą (dziękujemy za herbatkę i ciasto) i ruszamy dalej. Jeszcze tylko krótki postój obok obiecanych kiedyś wagoników.



I już jedziemy prosto do domu.

Niesamowity dzień. Świetni ludzie, fantastyczny cel, rewelacyjna trasa i cudowna pogoda. Oby więcej takich. dni I jechało mi się dziwnie lekko. Zero zmęczenia, zero wysiłku, po prostu świetnie.

Dzięki wszystkim za towarzystwo i organizację.

Trasa: Helenka - Rokitnica - Biskupice - Ruda - Czarny Las - Kochłowice - Stare Panewniki - Zarzecze - Podlesie - Mąkołowiec - Tychy - Mąkołowiec - Podlesie - Zarzezcze - Stare Panewniki - Kochłowice - Ruda - Biskupice - Mikulczyce - Rokitnica - Helenka (o ile pamiętam)

3 miejsce

Poniedziałek, 2 lutego 2009 · Komentarze(9)
3 miejsce
Dziś krótko. Czasu brak więc tylko na chwilę. I niestety znów po ciemku - weekend się skończył :(

Pierwsze 500 m po osiedlu koszmarne - szklanka, nie wiem czy lepiej jechać czy prowadzić. Udaję, że jadę: 6-10 km/h. Na głównej lepiej, ale asfalt też się świeci. Jadę ostrożnie, ale staram się zmęczyć. Co tam jednak takie zmęczenie... zmęczeni to byli wczoraj nasi chłopcy w Chorwacji. Zmęczeni, ale jacy szczęśliwi...

Dziś rano, gdy wszedłem do firmy z ogoloną głową, pierwszy komentarz brzmiał - to w ramach poparcia dla naszych szczypiornistów? :) Gratulacje chłopaki! Dzielnie wywalczone 3 miejsce. Szkoda tylko, że nie mógł grać wychowanek mojego teścia - kontuzjowany Marcin Wichary. Szkoda, bo na olimpiadzie pokazał swoją klasę.

Ciekaw jestem, czy to masowe zainteresowanie piłką ręczną minie tak szybko jak się pojawiło? Pewnie tak. Do następnej imprezy znów niewielu będzie się interesowało tym sportem. Tak kibiców, jak i niestety sponsorów. Szkoda.

Trasa: Helenka - Rokitnica - Wieszowa - Górniki - Stolarzowice - Helenka.

Bandyci

Niedziela, 1 lutego 2009 · Komentarze(11)
Bandyci
Dziś znów wyjazd przed meczem. Asfaltem do Miechowic. Skręcam w polną drogę dojazdową do działki mojego ojca i... pierwsza glebka w tym roku. Na szczęście bezboleśnie. Dalej co parę metrów muszę się podpierać. Nierówna oblodzona droga, koszmar. Dojeżdżam do działki i szok. Niedawno komuś się nie spodobało, że była zbyt ładna i postarał się aby już taka nie była. Wiedziałem, że się wszystko spaliło, ale nie myślałem, że aż tak... :(



Ta działka była wszystkim dla taty... :( Bandyci.

Nic tu nie pomogę. Jadę dalej i... gdybym nie wiedział, że tu jest staw to bym po prostu wjechał na lód...
Kawałek dalej jedno z moich ulubionych miejsc. Mimo, że w sumie trochę smutne, to je lubię.



Z paroma podpórkami docieram do asfaltu. Po drodze trafiam na metę?



Dalej Radzionków, Karb, Bobrek, Ruda.
Ruda, która ma swój urok, lubię klimat tego miasta. Ulica Szczęść Boże... Ta nazwa często dziwi przyjezdnych. Dla miejscowych jednak jest czymś normalnym, spotykanym w wielu sąsiednich miastach.





Biskupice i zamiast jechać prosto do domu ruszam tyłami w stronę Mikulczyc. To nie był dobry wybór. Po wjeździe na ulicę Kościuszki ponowny koszmar. Nierówna, oblodzona droga, z każdym metrem coraz gorzej, boję się, że za chwilę znów wyląduję pod jakimś przejeżdżającym (na szczęście niezbyt często) samochodem.

Z ulgą docieram do głównej ulicy. Stąd już spokojnie do domu. Świetnie się jeździło, pewnie gdyby nie mecz jeszcze bym pokręcił. Jutro koniecznie do sklepu po przedni błotnik i smar.

Wiejscy rowerzyści

Sobota, 31 stycznia 2009 · Komentarze(7)
Wiejscy rowerzyści

Znów pada śnieg. Kiedy to się skończy?
Po obiedzie ruszam na rower. Z radości, że jeszcze jest jasno, po 200m... wracam. Wyjechałem w samej kominiarce - kask został w domu.

Asfaltem przez okoliczne wioski. Mimo chlapiącej w oczy brudnej wody z asfaltu, mimo sypiącego śniegu jedzie się świetnie. Po drodze mijam kilku rowerzystów, ale wszyscy to mieszkańcy okolicznych wiosek. Przychodzi mi do głowy, że my tu pasjonujemy się rekordami w skali miesiąca, roku. Kupujemy coraz to nowsze rowery, części, stroje. A wśród nich jest wielu takich, którzy robią podobne dystanse każdego dnia, jeżdżą równie szybko i robią to na swoich Jubilatach, Ukrainach, no-name'ach, które w życiu nie widziały serwisu, smarowane są raz na pięć lat itd...
Ciekawe ilu z nich zobaczylibyśmy na podium niejednego maratonu gdyby tylko ktoś im powiedział, że takowe istnieją, dał lepszy rower i chwilę czasu na przygotowanie...

Chwila postoju obok parku w Reptach. Nie chce mi się dziś wjeżdżać do środka.



W Reptach skręcam do lasu, ale po kilkuset metrach się wycofuję. Chyba za mocno napompowałem wczoraj koła.

Trasa: Helenka - Stolarzowice - Ptakowice - Zbrosławice - Wilkowice - Miedary - Rybna - Strzybnica - Opatowice - Stare Tarnowice - Repty - Górniki - Stolarzowice - Helenka

BTW: Nie zamierzałem nikogo urazić tytułem, wręcz przeciwnie...

I uśmiech wrócił na twarz

Piątek, 30 stycznia 2009 · Komentarze(17)
I uśmiech wrócił na twarz
Tymi słowy powitała mnie moja małżonka, zaraz po tym jak zrobiła mi zdjęcie.
Jak zobaczyłem fotkę to zrozumiałem z czego śmiał się Igorek jak mnie ujrzał :)



Czyżby rzeczywiście brak jazdy na rowerze był aż tak widoczny w moim zachowaniu? Byłem przekonany, że to przez nadmiar pracy w ostatnich dniach... Niemożliwe. Uzależniony to jestem co najwyżej (a i w to wątpie) od komputera. No i może trochę od muzyki, szczególnie KSU, DTH itp. No i może czasem lubię się napić piwa po kolacji... Ale żeby rower uzależnił... Nie, to przypadek...

Jazda dziś krótka, bo czasu mało, zaraz mecz się zaczyna. Cel: Wieszowa - żeby na stacji powietrza trochę więcej wpuścić w kółka. Efekt od razu widoczny. Jedzie się zdecydowanie lepiej, choć na osiedlu trochę straszniej, bo się biało znów zrobiło.

Podczas jazdy przypomniało mi się co radził e2rd. Popracować nad kadencją. I chyba trzeba zacząć pedałować, a nie tylko cisnąć pedały.