Setka w terenie

Niedziela, 10 lutego 2008 · Komentarze(14)
Setka w terenie

Pierwsza setka w lutym, pierwsza setka w tym roku, pierwsza setka w moim życiu.
I skłamałem. Nie do końca w terenie. Zgubiłem się w liczeniu i nie wiem ile przejechaliśmy w terenie. Myślę, że mogło być około 40-50 km, wpisałem 45 ale po powrocie wyglądałem i czułem się jakby cały dystans był w terenie. Ale od początku.

Skorzystałem z zaproszenia Janka i wybrałem się z nim i jego znajomymi na przejażdżkę. 9:30 na dworze dziwny ziąb ruszam do Zabrza, a potem na miejsce zbiórki pod kopalnią Makoszowy (obecnie Sośnica Makoszowy). Przyjeżdżam trochę wcześniej więc jadę zobaczyć co słychać w budynku gdzie niegdyś była szkoła, w której pracowałem. Nie potrafię jej odnaleźć, czyżby zburzyli? Wracam i…. jest - tylko nie ma bramy wjazdowej, już wiem, przebudowali drogę i zbudowali wiadukt nad autostradą A4 i obecnie droga jest na wysokości dachu byłej szkoły. Dlatego jej nie zauważyłem. Wracam na miejsce zbiórki. Po chwili przyjeżdża Janek i pozostali bikerzy. Ruszamy w ósemkę, ale po chwili dołącza do nas jeszcze dwójka. Silna ekipa. Jedziemy do ruin zamku w Chudowie.



Następnym razem więcej zdjęć, w grupie jednak zdjęcia się robi ciężko.

Krótki postój, oceniamy postępy w budowie restauracji stawianej na miejscu dawnej restauracji browaru. Ciekawe kiedy skończą, browaru pewnie nie będzie.



Ruszamy dalej do Orzesza. Od tej pory przestaję rejestrować gdzie i którędy jedziemy, na szczęście trzymamy się razem. Jeszcze. Jeszcze, bo kawałek dalej po przebrnięciu przez niezłe błotko dowiadujemy się, że jeden z kolegów ma awarię, prawdopodobnie zgiął hak przerzutki. Jednocześnie dwóch kolegów zawraca, bo musi wcześniej być w domu. Pechowiec radzi sobie z awarią i rusza za nami. Walczymy z błotem by dotrzeć do Orzesza, padają podziękowania dla Janka za trasę :-). Jak się później okazuje nie pierwsze tego dnia. Docieram do Orzesza gdzie czeka na nas (niestety w samochodzie) Slavo i Dominiol. Dziwny opłotkami prowadzą nas do knajpy i tak traci się ciągnący za nami pechowiec (na szczęście ponoć, to była jego decyzja).
Chwila przerwy na dyskusje o czerwcowym wyjeździe do Austrii.
Żegamy gospodarzy i ruszamy dalej do… Paprocan. Niestety znów wędrówki bo błocie (oj Janek!). Chwila przerwy w Gostyniu (chyba) przy pomniku poświęconemu żołnierzom, którzy walczyli tu i polegli w pierwszych dniach września 1939 i dalej w drogę.



W okolicy Paprocan mnóstwo ścieżek rowerowych. W lecie muszą tu być tłumy, bo dziś też nie było pusto.
Chwila przerwy na zdjęcia i wracamy, bo w planach był i tak wcześniejszy postój.



Szybka decyzja i jedziemy na skróty…. przez las i oczywiście błoto. Jako, że to skrót to będziemy później w domu.
Oj, zaczynam czuć zmęczenie. No cóż, takiego dystansu jeszcze nie jechałem. Postój w knajpce, wbrew zasadom szybkie piwko i w drogę. Przez las oczywiście :-) Na 85km dopada mnie kryzys. Zatrzymuję się ale po chwili ruszam dalej i… asfalt :-). Mikołów, piękny rynek ale zamiast aparatu fotograficznego wyciągam telefon żeby powiadomić żonę, że jeszcze sporo przede mną. Jestem już tak zmęczony, że nie chce mi się robić zdjęć. Dalej asfalt :-). Jest lepiej. Przez chwilę :( Janek (no bo kto inny) proponuje skrót. Którędy? Sami zgadnijcie :-) W tym momencie odłącza się od nas parka, bo koleżanka ma już dość lasu. Ja dalej walczę, ciężko. Do tego przerzutki znów zaczynają szaleć momentami i coś skrzypi.
Jedziemy przez las, potem chyba jakieś hałdy i… podjazd. Odpadam. Wprowadzam rower na górę. Na szczęście czekają na mnie. Dzięki Panowie za cierpliwość. Jeszcze ponoć kawałek i… znikają mi z oczu. O, żesz… jaki zjazd ze skarpy. Jest mi wszystko jedno. Bez przygód jestem na dole i…. asfalt!!!
Już blisko, przecinamy autostradę i lądujemy w Zabrzu Kończycach. Żegnamy się z częścią i resztką sił jadę z dwoma kolegami dalej. Po chwili oni również odbijają do domu a ja ruszam samotnie. W centrum postój. McDrive – kanapka i cola. Muszę bo padam. Po konsumpcji, resztkami sił docieram do domu.
118,55 km.

Padnięty, ale szczęśliwy. Janek pokazał mi gdzie jest moje miejsce i ile jeszcze mam do zrobienia. I dobrze. Ciekawe jak będę się czuł jutro.

Dziękuję za wsparcie jednemu z kolegów, który podtrzymywał mnie na duchu i dopingował. Dziękuję wszystkim za towarzystwo i cierpliwość dla nowicjusza.

Dziękuję też za pokaz upadków z SPD ;-) Dobrze, że nikomu się nic nie stało.

Fajnie było ;-)

TRASA:
Makoszowy-Paniówki-Chudów-Ornontowice-Jaśkowice-Orzesze-Gostyń-Paprocany-Żwaków-Wilkowyje-Mikołów-Śmiłowice-Halemba-Makoszowy

Komentarze (14)

Ech, mimo wszytsko piekny to był dzień. Zobaczyłem, że wiele rzeczy da się pokonać...

djk71 08:35 niedziela, 12 października 2008

Hehehehe dobrze, że nie skusiłam się na propozycję johanbiker-a w pewne popołudnie (linku nie będzie bo mi się nie chce szukać) , po nocce :D
Bo bym padła ;p
:)

kosma100 02:42 niedziela, 12 października 2008

Dzięki temu, że Janek uzupełnił opis wycieczki na swojej stronie mogłem dodać opis trasy. W końcu dowiedziałem się którędy jechałem ;-)

djk71 08:25 sobota, 16 lutego 2008

cykorek
Dzięki. Dziś - czyszczenie rowerka i może coś symbolicznego. Zobaczę po pracy jak kondycja :-)

djk71 09:42 poniedziałek, 11 lutego 2008

szwagier, jak tak dalej pójdzie to ja już nie będę miała kogo przeganiać w rankingach :-(
jednak bardzo mnie cieszy Twój dystans, życzę Ci kolejnych :-)

dziś powtórka z rozrywki? ;-)

cykorek 08:40 poniedziałek, 11 lutego 2008

DMK77
Staram się ćwiczyć ;h-) Ty swoje też widziałem pojeździłeś :-)

johanbiker-
Przecież nic nie mówię, nie zlinczowaliśmy Cię :-)
Najważniejsze, że dojechaliśmy. A teren był fajnym wyzwaniem i... mimo, że męczące to bez stresu związanego z ruchem samochodowym.

wolfik
Dzięki. Nie przepadam za colą ale wczoraj była wspaniała :-)

djk71 07:48 poniedziałek, 11 lutego 2008

Masz talent do relacjonowania tego co Cię otacza,nieżle się uśmiałem.Fajnie się z Tobą jechało a nasi towarzysze,trochę sie podśmiewali bo wiedzą że lubię wertepy,ale wiedzą że jakimiś dziwnymi drogami dojeżdżamy zawsze do celu.
A upadki,no coż występują szczegolnie w spd-kach nowo zakupionych,ale ekipa jest twarda kołek w zęby i gna dalej.Założę się że za rok też taki będziesz.
Pozdrawiam Ciebie i Tych co byli Janek

johanbiker 23:15 niedziela, 10 lutego 2008

e2rd
Oj, pamiętam i pierwszy wyjazd do Zabrza (20km w dwie strony) i pierwsze podjazdy, których dziś nie zauważam nawet. Strach był wielki. Patrząc po tym co zrobiłem po 20 latach w niecałe 2 miesiące wierzę, że jeszcze sporo mi się uda zrobić. ;-)

djk71 22:43 niedziela, 10 lutego 2008

Gratuluje wycieczki:) Mysle ze mimo wielu trudów to jedna z wielu takich pieknych wycieczek w tym sezonie:)

U mnie na kryzysy świetnie dziala Coca-Cola:)

wolfik 22:37 niedziela, 10 lutego 2008

Brawo djk za barierę 100km-ów.Ja mam ciągle opory w pokonaniu tej bariery w kategorii solo.Ale od marca nie ma litości.Jak wybrałem się pierwszy raz na 25km,to w polowie drogi wpadałem w panikę,bo z powrotem daleko,a przedemną też daleko do domu.Dziś śmieję się z tego.Pociesz się myślą,jak mali są ci,co marnują czas,kiedy ty ...... I w drogę!

e2rd 22:28 niedziela, 10 lutego 2008

Pocieszyłeś mnie slavo ;-)
Miło było Cię poznać i zobaczyć nowe pokolenie :-)

ventoux
Dzięki. Nie narzekam, ale pewnie za parę dni będzie lepiej i jak to mówi mój brat to pewnie będzie jedna z wycieczek, które zapamięta się na bardzo długo.

djk71 22:16 niedziela, 10 lutego 2008

Szacunek za dystans i to w lutym, a takie wycieczki, które kończy się resztkami sił najlepiej smakują... oczywiście po paru dniach gdy się już dojdzie do siebie:)

ventoux 22:08 niedziela, 10 lutego 2008

czołem brachu !
powiem ci tylko tyle , jak ja jechałem z tą ekipą pierwszy raz też miałem dosyc , ale jak widac zyję- witaj w klubie :)
mam nadzieję że następnym razem pomykamy już razem- pozdro hej!

slavo 21:42 niedziela, 10 lutego 2008
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa kapot

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]