Wpisy archiwalne w kategorii

śląskie

Dystans całkowity:38153.24 km (w terenie 9220.57 km; 24.17%)
Czas w ruchu:2684:30
Średnia prędkość:15.15 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:68571 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:553057 kcal
Liczba aktywności:1921
Średnio na aktywność:22.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

Niedługo Bike Orient

Niedziela, 6 czerwca 2010 · Komentarze(5)
Niedługo Bike Orient
Dziś od rana Igorek namawiał nas na wspólną przejażdżkę. Trochę się tego obawiałem mając w pamięci wczorajsze doznania. Kosma przezornie uciekła do domu ;)

Późnym popołudniem w końcu udaje nam się zebrać i ruszamy do dziadka na działkę w Miechowicach. Całą rodzinką :-)

Wybieramy drogę przez las i... od razu niespodzianki. Zniszczona droga, podmokłe tereny, ścieżka pod wodą, szukanie obejścia (o jeździe nie ma mowy) i do tego mnóstwo komarów. W sam raz na trening przed Bike Orientem ;-)

Trening przed Bike Orientem ;-) © djk71


Wszyscy jednak są dzielni i docieramy do Miechowic. Kiedy reszta rodzinki debatuje nad stołem ja próbuję doczyścić nieco rower. W takich warunkach to można się bawić… tylko te komary…

Wracamy asfaltem bo późno, a jeszcze chcę rower oddać na głębszy przegląd. Miejmy nadzieję, że będzie po nim jeździł. Lepiej ;-)

Cztery litery...

Sobota, 5 czerwca 2010 · Komentarze(16)
Cztery litery...

Rower wczoraj został naprawiony, choć Łukasz twierdzi, że… dużo jeszcze pozostało tam do zrobienia… Zobaczymy. Dziś trzeba go przetestować. Małżonka z dziećmi pojechała na wycieczkę autokarem w okolice Inwałdu. Od kilku dni był pomysł żeby dojechać tam rowerami - mapa jednak bezlitośnie pokazuje 80-100 km w jedną stronę. Za dużo. Za dużo jeśli się nie jeździ.

Wstajemy rano i Kosma rzuca pomysł - Moszna - 88km w jedną stronę, czyli… niewiele mniej, a w planach jest powrót PKP. SMS do Łukasza i za chwilę ruszamy. Trochę późno bo już 9:30 ale co tam…

Pada hasło, że po drodze zahaczymy o Górę św. Anny, która już raz nas w tym roku pokonała. W Pyskowicach dogania nas (samochodem) mój teść z wujkiem… ich plan to… Góra św. Anny. Zobaczymy kto dotrze tam szybciej ;-)

Krótki postój w Łanach, przy okazji rzut oka na mapę. I jedziemy. Po drodze po raz drugi wyprzedza nas ekipa samochodowa (zwiedzili w międzyczasie Pławniowice). My tymczasem dobrze bawimy się w Lychynii ;-)

A może rower to przeżytek? © djk71


Podjazd na Górę św. Anny od strony Leśnicy zadziwiająco dziś łatwy. Po drodze widzimy zaparkowany znajomy samochód pod muzeum, czyli… na szczycie my będziemy pierwsi ;-)

Spotykamy się w knajpce Pod Jeleniem ;) Przy okazji namawiamy naszych turystów na wizytę w Mosznej. Obiadek i nabieramy sił.

Obiadek i mamy siłę © djk71


Pogawędki i szybka wizyta w kościele. Wysoko jesteśmy ;)

Widok z Góry św. Anny © djk71


Krótka wizyta przy Pomniku Czynu Powstańczego, który stoi nad jednym z największych amfiteatrów :)

Ruszamy dalej. W Gogolinie oprócz Karolinki (pozdrowienia dla karli76)...

Poszła Karolinka do Gogollina © djk71


... spotykamy zaginionego brata Calineczki ;-)

Calineczek w Gogolinie © djk71


W Krapkowicach pora na loda (mnie nie smakował) ale przy okazji jest moment żeby zastanowić się którędy dalej jechać :)

I dokąd teraz? © djk71


W końcu Moszna… Pięknie tu…

Moszna i tyle... © djk71


Moszna © djk71


Moszna © djk71


Dużo zapracowanych ludzi.

Mosza - pracujemy © djk71


Ten myślałem w pierwszej chwili, że jedzie na rowerze…

Moszna - prawie jak na rowerze © djk71


Tego życie przygniata…

Moszna - cięzkie życie © djk71


Dziwne tu sporty uprawiają

Moszna - polowanie? © djk71


Ogólnie zamek był nieźle pilnowany…

Moszna - strażnik? © djk71


Moszna - strażnik? © djk71


I nawet jeśli komuś udawało się dostać np. na wieżę to…

Moszna - jedna z wielu wież © djk71


… źle kończył…

Moszna - nie przeżył © djk71


Kiedy ja podziwiałem jak słońce bawi się z wodą...

Moszna - woda i słońce © djk71


... inni…

Moszna - odpoczynek © djk71


W końcu czas ruszać. Na trasie chodziła nam po głowie "dwusetka" ale biorąc pod uwagę, że już 18-ta wrócilibyśmy bardzo późno, o ile dalibyśmy radę dojechać ;-)

Moszna - fajnie ;-) © djk71


Ruszamy do Kędzierzyna na pociąg. Szybko okazuje się, że to był dobry pomysł bo… chyba wszyscy mieliśmy dziś źle ustawione siodełka. Bardzo źle… Do dworca docieramy o 20:30 i szczęśliwi schodzimy z rowerów :-)

Szybkie (i nijakie) jedzenie i pociąg do Gliwic. Dawno nie jechałem takim składem.



Nieważne. Najważniejsze, że można usiąść na czymś trochę szerszym ;-) jesteśmy zmęczeni. Wymuszone uśmiechy wyglądają tak…

Szczęsliwi? © djk71


Jeszcze tylko kilkanaście kilometrów z Gliwic i dom :) Siadając po raz kolejny dziś na rowery myśleliśmy, że będzie gorzej. Nie było jednak tak źle i o 23-ej meldujemy się na Helence. Zmęczeni, obolali, dziwnie opaleni ale… zadowoleni ;-) Fajny dzień tylko na przyszłość na dłuższe wycieczki trzeba wyjeżdżać trochę wcześniej.

Trasa Helenka - Rokitnica - Wieszowa - Boniowice - Karchowice - Pyskowice - Bycina - Niewiesze - Łany - Ujazd - Zalesie Śląskie - Lichynia - Leśnica - Góra św. Anny - Wysoka - Ligota Górna - Ligota Dolna - Dąbrówka - Gogolin - Krapkowice - Steblów - Dobra - Strzeleczki - Kujawy - Zielina - Moszna - Zielina - Wawrzyńcowice - Zawada - Błażejowice Dolne - Mochów - Głogówek - Stare Kotkowice - Biedrzychowice - Zwiastowice - Twardawa - Pokrzywnica - Większyce - Kędzierzyn Koźle - ... PKP... - Gliwice - Żerniki - Szałsza - Czekanów - Grzybowice - Wieszowa - Rokitnica - Helenka

Naprawiona linka

Piątek, 4 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Naprawiona linka
Po tygodniach ciężkiej pracy i nieustających deszczów w końcu udało się wyjść na rower. Kupione linki, pancerze i inne dziwne rzeczy i... jadę z Kosmą do Łukasza, który zaoferował swoją pomoc w wymianie i regulacji przerzutek. Pewnie sam bym dał radę ale tak będzie szybciej i zdążymy jeszcze pojeździć. W tym samym czasie po swoje rumaki udaje się moja małżonka (dziś pozbyliśmy się obrączek...) i młodszy syn.

Kiedy z Łukaszem walczymy z rowerem, Monika pomaga doprowadzić do stanu używalności rowery mojej rodzinki i rusza z nimi na przejażdżkę. A my... walczymy... nie jest prosto. Sam bym na pewno nie dał rady.
Wraca Monika i... dalej walczymy. Nie ma szans bym sam sobie poradził. Wielkie dzięki Łukasz za już i dzięki za obietnicę przyszłości.. ;-)

Przy okazji chyba udało się Łukasza (a może nie tylko) namówić na Bike Orient. Pięknie. Dziś nie pojeździliśmy ale jak widać warto było się spotkać. A Bike Orient już nie długo :-)

Linka...

Niedziela, 9 maja 2010 · Komentarze(13)
Linka...
Po wczorajszej wycieczce i całonocnej zabawie dziś większość ekipy rezygnuje z powrotu rowerami. Dwóch wróciło wczoraj, dwóch rano... i... okazuje się, że wraca nas tylko czwórka. Spoko. Obiadek i ruszamy.

Podobną drogą jak rok temu przez las. Pogoda wbrew wszelkim zapowiedziom nas zaskakuje i nie pada. Wracamy spokojnym tempem z krótkim postojem w Rudach. Fajne są te trasy, muszę tu wrócić... chociaż nie zarzekam się, bo rok temu też tak mówiłem...

Po drodze koleżanka sprawdza, czy rzeczywiście trzeba się wypinać z SPD w trakcie postoju. Trzeba :)

Im bliżej Gliwic tym bardziej mokro. Czyżby tu padało? Dwukrotnie mam problemy z utrzymanie się na błotku. Na szczęście obywa się bez kąpieli.

W Gliwicach żegnam się z ekipą i ruszam samotnie w stronę domu. Uuuu... w lesie wydawało mi się, że łańcuch jęczy... na asfalcie nie da się wytrzymać. Szybkie smarowanie i... błoga cisza... Tyle, że chwilę później przerzutki przestają działać. Zabłocone, czy co? Kombinuję, szukam i...

Co z tą linką? © djk71


Nie ma prawa działać z urwaną linką. Cóż dobrze, że zostało tylko kilkanaście kilometrów. Ciężej ale daję radę, choć rezygnuję z podjazdu w Rokitnicy. Jadę od strony Stolarzowic i rozkopanej ulicy Przyjemnej gdzie funduję sobie prysznic na zakończenie trasy z kałuży o wiele głębszej niż myślałem - stary, a głupi...

Nędza…, ale nie nędznie :-)

Sobota, 8 maja 2010 · Komentarze(10)
Nędza…, ale nie nędznie :-)

Wręcz przeciwnie. Było świetnie.

Dwa lata temu na spotkanie integracyjne firmy pojechałem rowerem. Sam. W zeszłym roku była nas piątka.

Wtedy też urodził się pomysł, żeby następnym razem zrobić wyjazd w większej grupie. Kiedy jednak Tomek wysłał w tym roku oficjalne zaproszenie pojawiły się wątpliwości. Czy będą chętni, a jeśli będą to czy dadzą radę przejechać te kilkadziesiąt kilometrów, czy… wiele było tych "czy"….

Chętnych zgłosiło się 17 osób!!! W tym spora grupa przedstawicielek płci pięknej. Jednak wątpliwości wciąż były, do tego te ciągłe deszcze i do ostatniej chwili niepewna pogoda na weekend. Zobaczmy.

W sobotni poranek wczesna pobudka i… szybkie czyszczenie roweru… takie "z grubsza" - to efekt wczorajszego powrotu z Masy. Nie da się go dotknąć taki zabłocony…

Wyjeżdżając z osiedla mijam czekając na autobus Agnieszkę (spryciula - jej rower czeka już na starcie, w firmie ;) ). Zobaczymy jednak kto dotrze tam szybciej… ;-) Uff udało się - pierwszy :) Dawno takiej średniej nie miałem… chyba do Gliwic jest z górki cały czas :-)

Na starcie ekipa prawie w komplecie. Ostatnie serwisy, bo niektóre koła się nie kręcą, gdzieniegdzie potrzeba trochę powietrza…. ale ogólnie ekipa przygotowana całkiem nieźle.

Z małym poślizgiem ruszamy, przedzieramy się przez centrum Gliwic by po chwili mknąć już w spokoju bocznymi drogami. Jako, że jeden z kolegów musiał wrócić po pozostawione w drzwiach mieszkania klucze, robimy krótki postój w Smolnicy gdzie dociera do nas ostatnia uczestniczka wycieczki. Gdy jesteśmy już w komplecie zaczyna się… las, a momentami piach lub błotko… zaczyna się zabawa ;-)

Tu jeszcze było spoko :-)

Grupowo... ;-) © djk71


Nawet drogę udawało się znaleźć...

W prawo czy w lewo? © djk71


Na szczęście nie jest źle i w doskonałych humorach...

I kto mówi, że musi być "góral" © djk71


... docieramy do Stodół z myślą o szybkich pierożkach, lodach i nie tylko :-) Niestety część osób ma ochotę na "prawdziwy" obiad i rusza w dalszą drogę do Nędzy. Szkoda, nie spróbują pierogów ze szpinakiem… :-)

Posileni ruszamy dalej i po chwili przeżywamy moment grozy, gdy w centrum wsi o mało nie wpada w nas rozpędzony idiota w megance… Na szczęście nikomu nic się nie stało…

W Zwonowicach zgodnie z sugestią Kaśki zamiast jechać prostszą drogą asfaltem… jedziemy dookoła przez las… Wow. Jest fajnie… las, błotko… :-) Kaśka jest w żywiole… teraz już tylko mając sporą wyobraźnię można się domyśleć, że startowała w białej koszulce ;-)

Po wyjeździe na asfalt zaczyna kropić. Zakładam kurtkę choć chłopcy dziwnie na mnie patrzą. Jak się po chwili okaże to był dobry wybór… ostatnie kilometry pokonujemy w niezłej ulewie… Za to wjeżdżając do ośrodka jesteśmy witani gromkimi brawami… Warto było :-)

Dzięki wszystkim za przesympatyczne towarzystwo na trasie :-) Mam nadzieję, że to nie był ostatni wspólny wypad :)

Zdjęć mało i z komórki, bo... aparat został w domu... :(

GMK - rozgrzewka przed jutrem ;-)

Piątek, 7 maja 2010 · Komentarze(13)
GMK - rozgrzewka przed jutrem ;-)

Mimo natłoku pracy udało się wrócić do domu na tyle szybko, żeby po błyskawicznym obiedzie ruszyć na Gliwicką Masę Krytyczną. Tym razem przez Zabrze i trochę terenem, miejscami mokro... W Maciejowie smarowanie łańcucha bo wydaje dziwne dźwięki po ostatnim deszczu.

W Gliwicach jak zwykle sporo znajomych twarzy i... głośna muzyka. Skąd? Na Placu Krakowskim skąd zawsze startuje masa, dziś rozstawił się jakiś plenerowy teatr w ramach Gliwickich Spotkań Teatralnych.

Na kółkach, a nie rower © djk71


Wygląda ciekawie ale my mamy inne plany. Przed startem zbiórka grosików i losowaniu kasku. Niestety nie wygrałem, ale w sumie jednego Meta już mam, a wygrała dziewczyna, która przyjechała bez więc fajnie :-)

Jak widać na rowerze można jeździć w różnych strojach.

Można elegancko...

W krawacie też można © djk71


Można i na różowo...

Lubię róż ;-) © djk71




Przejazd długi ale fajny, podobnie jak miesiąc temu towarzyszył nam fantastyczny DJ :)

Po drodze postój przy jednym z domów dziecka, gdzie przekazujemy dzieciakom dwa worki grosików na akcję "Góra Grosza" :)

Góra grosza - przekazanie pieniędzy dzieciom © djk71


Resztę ekipy rozpiera duma, a może energia ;-)

Czyj lżejszy © djk71


Po drodze nieprzyjemny zgrzyt z kierowcą spod Warszawy, który w najmniej oczekiwanym momencie na siłę próbował wbić się w tłum omal nie potrącając małego dziecka. Masakra.

Na mecie teatr wciąż coś robi i... nikt tego nie ogląda... chyba, że jest to tylko próba, długa próba...

Powrót z chłopakami z Zabrza i Bytomia. Fajne tempo ale w Maciejowie się rozstajemy, jeden z kolegów łapie gumę, a ja niestety mam jeszcze coś do zrobienia więc gnam do domu.

Żeby było trudniej zamiast asfaltem decyduję się na teren i... witamy w krainie kałuż... Szybciej nie było. Brudniej tak :-)

I po co to wszystko? © djk71


W sumie wyszła fajna rozgrzewka przed jutrem i... chyba dłuższa niż jutrzejsza jazda :-)

Deszczowa Mikołeska

Poniedziałek, 3 maja 2010 · Komentarze(18)
Deszczowa Mikołeska

Cały tydzień mocno roboczy więc w długi weekend... oczywiście pada deszcz. I to jakby na złość. W sobotę popołudnie zajęte więc wtedy właśnie przestaje padać, w niedzielę podobnie... Dziwnym trafem dziś rano... nie pada... Co więcej budzi mnie SMS z pytaniem czy jedziemy na Jurę... Pojechałbym ale popołudnie też zaplanowane więc samotnie ruszam w drogę. Myślałem, że wyciągnę Wiktorka (bo już ma rower dobry - właściciel nieszczęsnego serwisu ujął się ambicją i gratisowo zmienił pedały) ale jakoś długo spał...

Ruszam w stronę Ptakowic żeby odnaleźć Bramę Gwarków. Skręcam w dróżkę wskazaną przez fredziomf'a i... echo... nie ma... chwila szukania ale trudno szukać jak się nie wie dokładnie gdzie... Złe przygotowanie... trudno... następnym razem będzie lepiej.

I gdzie ta brama? © djk71


Kieruję się w stronę drogi i nagle... jest :-)

Brama Gwarków © djk71


Kilka zdjęć i trzeba uciekać bo komary zaczynają dawać o sobie znać. Tylko którędy... Kierunek wydaje się być dobry ale ścieżki nie widać. Co więcej napotykam kolejny potoczek. Chwila wędrówki wzdłuż i w końcu znajduję jakieś zwężenie... Spoko, tylko jeden but lekko mokry... Niestety po drugiej stronie jakieś pole... Masakra, nie lubię wchodzić komuś w teren... Błoto, trawa, koszmar... Wolno jak ślimak...

Wolno jakoś © djk71


W końcu droga. W Laryszowie rzut oka na mapę dokąd biegną drogi, którymi do tej pory nie jeździłem. W tym momencie podchodzi mieszkaniec pobliskiego domu, widać życzliwie chce pomóc... a jednak nie... "Kolarzu! palicie?" "Nie" "Ech w d..." i poszedł.

Mijam Miedary, Połomię i... co tu robić dalej? Brynek... ładnie tu...

Pałac w Brynku © djk71


Pałac w Brynku © djk71


Kierunek Mikołeska, sam nie wiem po co :-)

Wcześniej mijam nadleśnictwo w Brynku. Mijam i wracam. Mnóstwo tablic informacyjnych, fajnym językiem z obrazkami... Świetne miejsce na wycieczkę dla dzieci.

Ptasi Budzik © djk71


Do tego ścieżka przyrodnicza, z miejscem na ognisko...

Ścieżka przyrodnicza w Brynku © djk71


I dwa duże ptaki...

Śmigłowce w Brynku... a może helkoptery... © djk71


Dalej w las i... błotko... po chwili jestem cały czarny... Na szczęście zaczyna padać... może się umyję... W Mikołesce leje. Leje tak, że nie chce mi się szukać krzyża przydrożnego, który jest opisany na jednej z wielu tablic na wytyczonych w tej okolicy trasach.



Wracam w stronę domu. Las, las, las...pięknie... pięknie choć mokro... Wyjeżdżam w Pniowcu. Zamiast jechać w stronę domu, jadę w drugą stronę żeby zobaczyć gdzie się ostatnio zgubiłem jadąc z Kosmą. Jadę, mijam znajome tereny, wjeżdżam znowu w las i wyjeżdżam... dokładnie tam gdzie ostatnio. Tylko gdzie to jest? Tym razem jadę w drugą stronę i wyjeżdżam w Tarnowskich Górach. Patrząc w domu na mapę wygląda, że wylądowałem wcześniej gdzieś w okolicach Repecka.

Teraz już spokojnie do domu. Spokojnie ale jeszcze mnie nosi choć zaczynam czuć zmęczenie. Jeszcze las, jeszcze teren... jeszcze się zmęczyć...

I tak było. Brudny, zmęczony i zadowolony docieram do domku :) Dobrze, że choć w jeden dzień długiego weekendu się udało chwilę pojeździć...

Pierwsza setka w tym roku

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · Komentarze(19)
Pierwsza setka w tym roku

Po dwóch tygodniach ciężkiej pracy w końcu pora na rower. Miało być bladym świtem ale Monika zaproponowała wyjazd na bytomską imprezę z okazji akcji "Polska na rowery".

Ruszamy do Bytomia i... szok. Wieje koszmarnie, chyba gorzej niż wtedy kiedy nie dojechaliśmy na Górę św. Anny. Jakoś jednak docieramy na bytomski Rynek, gdzie oczywiście spotykamy Jacka i parę innych znajomych twarzy ;-)



"Masową" trasą robimy rundkę po centrum, by w końcu dotrzeć do nowej hali sportowej w Szombierkach, gdzie otrzymujemy certyfikaty uczestnictwa w imprezie oraz zostajemy poczęstowani pyszną grochówką. Niektórzy są bardzo dumni z certyfikatów



W planach jeszcze dodatkowe atrakcje ale my ruszamy dalej. Choć może fajnie by było spojrzeć na wszystkich z góry... ;-)



Jedziemy, a może idziemy...



... przez Piekary...



... i dojeżdżamy do bunkra w Dobieszowicach, który za cel wybrali dziś również inni miłośnicy dwóch kółek :-)



Podziwiając co kawałek kolejne odcinki budowanej autostrady A1 docieramy do lotniska w Pyrzowicach. Niestety nie udaje nam się sfotografować żadnego startującego ani lądującego samolotu, choć chwilę wcześniej jeden z nich mocno nas zaskoczył.



Ruszamy w stronę zalanej kopalni w Bibieli zahaczając wcześniej o zameczek Donnersmarcków, który stał się w latach 70-tych rezydencją I sekretarza PZPR Edwarda Gierka.

Obok ruin kopalni w Pasiekach (nazwanych Piaskami na nowej mapie Wyżyny Śląskiej wydanej przez Compass) nowa tablica informacyjna. Dobrze, bo stara komuś przeszkadzała kiedy byłem tu poprzednio. Oznaczenia szlaku też jakby wyraźniejsze, trudno teraz tu nie trafić.



Chwilę zwiedzamy pozostałości po kopalni, która została całkowicie zalana ponad 90 lat temu. Przy okazji dowiadujemy się, że niektórzy badają ten teren od wielu lat i wciąż znajdują coś nowego. Dla ciekawskich ostrzeżenie... ponoć łatwo wpaść w niezabezpieczone szyby... :-(

Ale i tak jest tu ładnie...



Co prawda momentami nie do końca wiemy jak powinniśmy jechać...



... ale jakoś dajemy radę ;-)

Robimy rundkę po okolicy i jedziemy do Zielonej. Fajnie choć droga momentami daje w d... dosłownie... Szkoda, że nie ma czasu na odpoczynek...



Do Kalet w ramach odpoczynku decydujemy się jechać asfaltem, gdzie Kosma strofuje mnie, że znów mi się gdzieś spieszy ;)

Rzut oka na pozostałości przemysłowe...



Ale zegar na kościele mówi, że czas do domu...



Szybkie zakupy w okolicznym sklepie, obiadokolacja w lesie i ruszamy w stronę Głębokiego Dołu. Wcześniej próbujemy odnaleźć najgrubszy cis (jak to opisano na wspomnianej mapie) ale nie udaje nam się to. Czyżby go wycięli? A może go nigdy nie było...

Tuż przed Głębokim Dołem łapię kapcia. Wjechać na szkło w... lesie... bez komentarza...

Mijamy staw i na azymut wracamy do domu...



Lądujemy w Pniowcu gdzie... lekko się gubię... Nie pierwszy chyba raz dziś... Muszę przyznać, że Kosma jest dziś lepszym nawigatorem... ;-)

Po chwili jednak odnajdujemy drogę i... Monika pokazuje mi co oznacza szybka jazda... Mam dość...

Było fajnie... potrzebowałem tego... Dziękuję żonie i dzieciom za wolny dzień i Monice za towarzystwo... :-)

Odyseja... Zabrzańska

Niedziela, 11 kwietnia 2010 · Komentarze(7)
Odyseja... Zabrzańska

Jako, że drugi dzień Odysei został odwołany zrezygnowaliśmy z noclegu w Olkuszu i wróciliśmy na Helenkę w towarzystwie organizatorów Bike Orientu :-) Po sympatycznym, choć wyjątkowo krótkim wieczorze - zmęczenie jednak dało znać o sobie - dziś w planach rower. Wszystkie prognozy wskazywały na ulewne deszcze ale kto by się tym przejmował :-)

Rano nie pada ale kiedy po śniadaniu siedzimy nad mapami… leje… Nie szkodzi. Nie jesteśmy z cukru. Wraz z Moniką, Piotrem i Pawłem schodzimy na dół i… spędzamy kilka… kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt minut pod daszkiem rozmawiając, grzebiąc przy rowerach i… zastanawiając się, czy naprawdę chcemy jechać. Leje koszmarnie.



W międzyczasie wychodzi z klatki sąsiadka z psem, który… boi się rowerów!!! Na widok ośmiu kółek przy wejściu do bloku… wygląda jakby chciał popełnić seppuku.

Gdy widzimy jak wraca postanawiamy go więcej nie stresować, tym bardziej, że jakby przestawało padać i ruszamy. Oczywiście nie przestało. Do tego 5 stopni sprawia, że po zjeździe do Rokitnicy palce u rąk wydają się być zamarznięte, a buty przemoczone… Będzie ciekawie.

Jedziemy sobie przez Mikulczyce do Zabrza podziwiając zrujnowaną wieżę ciśnień, pozostałości po hucie, Zandkę i stalowy dom, żydowski cmentarz (dziś tylko zza ogrodzenia) i lądujemy przy skansenie Królowa Luiza. Niestety w niektóre miejsca wstęp wzbroniony.



A niektóre pojazdy tu zaparkowana są ciekawe, a przede wszystkim szerokie...



Jest zimno. Bardzo zimno. Piotrek się przebiera, a Mavic drepcze w miejscu. Przy kolejnej wieży ciśnień po chwili dyskutujemy czy jechać do Gliwic czy poszukać jakiejś knajpki i trochę się ogrzać. Awaria roweru Pawła przesądza sprawę. Szukamy knajpki, co jest takie proste w takim dniu jak dziś, dodatkowo chcąc mieć możliwość zaparkowania gdzieś rowerów.

Przy okazji oglądamy jak ktoś zaparkował w cysternie. Nie widać parkującego ale nie chciało nam się podjeżdżać z drugiej strony.



W końcu znajdujemy pizzerię i jest… ciepło :-) Herbatka, pizza i jedziemy na dworzec odwieźć chłopaków. Szkoda, że tak krótko ale mam nadzieję, że jeszcze razem na Śląsku pojeździmy :)

Rocznicowa GMK

Piątek, 9 kwietnia 2010 · Komentarze(5)
Rocznicowa GMK
Dziś znów udało mi się chwilę wcześniej wyrwać z pracy (zaczyna mi się to podobać ;-)) żeby w końcu dotrzeć na Gliwicką Masę Krytyczną. Tym bardziej, że dziś rocznicowa :-)

Jak zwykle startuję chwilę później niż planowałem (kiedyś byłem punktualniejszy :-( ) i szybko ruszam w stronę Gliwic. Początkowo planowałem najkrótszą drogą (78-ką) ale jakoś na skrzyżowaniu w Rokitnicy zdecydowałem jechać na wprost i wylądowałem w Mikulczycach. Stamtąd Leśną i trochę terenem, trochę asfaltem, trochę chodnikami (czego zwykle nie czynię) docieram do Gliwic.

Na Placu Krakowskim już sporo osób, sporo znajomych twarzy, pogaduchy.

Elegancja...



Media :-)



W końcu ruszamy. Tempo zdecydowanie wolniejsze niż w Bytomiu ale spoko. Jedzie się fajnie ale trochę denerwuje mnie zachowanie niektórych młodszych uczestników... No cóż, przy setce osób to się zdarza...

Ogólnie jest wesoło i głośno...



Finał Masy w... szkole. Na miejscu poczęstunek (ciasta, drożdżówki, pączki, napoje...). Masowa gazetka, losowanie nagród i... nie wiem co więcej bo... musiałem uciekać do domu.



Jutro Odyseja więc trzeba się wyspać, odpocząć...

Szybki powrót 78-ką w miarę spokojnie aż do Rokitnicy gdzie idiota w BMW powoduje, że odkrywam, że potrafię hamować prawie w miejscu i do tego bokiem...

Czas na odpoczynek. Weekend będzie ciężki... ;-)